Panie, kubeł zimnej wody pilnie potrzebny!
Postaram się to skrócić do maximum, żeby nikogo nie zanudzić. Cała historia przedstawia się tak: najpierw pojawiło się konkretne zmęczenie. Ale takie - pamiętam dokładnie jak to relacjonowałam, że "o 7 wstałam, a o 10 jestem już tak zmęczona, że nie ma opcji, nie da rady - idę na drzemkę" - pomyślałam, że to jakieś wiosenne przesilenie, spadek ciśnienia, cokolwiek - nie będę się nad tym zastanawiać

trwało i trwało ponad tydzień a do tego doszło takie oszołomienie, wiecie - niby kręci mi się w głowie, ale czuję się tak jakbym zaraz miała się unieść nad ziemią, aż pewnego razu na siłowni na bieżni tak mi się zakręciło, że myślałam, że spadnę - pierwsza myśl - osłabienie, może jakiś ukryty stress - bo teraz na szczęście wyjątkowo spokojnie mi się żyje, ale może coś czego nie odczułam a mój organizm a i owszem

Minęły ze 2 tygodnie, to moje zdrowie mi się nie podoba, mierzę temperaturkę - 37.2, tylko nie grypa na boga, ale w sumie nie gryzłam tematu - pogorszy się to pójdę do lekarza

Nadszedł nowy tydzień, jajniki mnie ciągną, boli podbrzusze, biust boli okrutnie, na szczęście nie wymiotuję, ale muli jak nie jem, albo muli jak muli - różnie bywa

No ale jem, ciągle jem. I nie zwróciłam na to uwagi, aż, pamiętam doskonale, stojąc pod prysznicem pomyślałam 'jestem w ciąży, czuję to' i od razu się przestraszyłam, a potem myślę i liczę kiedy to miałam ostatnią miesiączkę bo cykle regularne - wyszło mi, że spóźnia mi się 3 tygodnie! 3 tygodnie a ja nie zauważyłam. Trochę poszalałam, pomartwiłam się, bo starać to się nie staraliśmy, ale ze 2 czy 3 stosunki przerywane były - jesteśmy dorośli to konsekwencje znamy - więc uniesiemy to, no nic, byle zdrowe było, a rodzinką będziemy szybciej niż planowaliśmy

Akurat tydzień jestem poza domem, więc stwierdziłam, że test zrobię jak wrócę, z Partnerem - a nic mu mówić nie będę, żeby chłopaka nie stresować

Tempkę sobie mierzyłam - trochę dla sportu, bo w sumie tego nie monitoruję, ale zawsze 37.5 jest, to chyba okej, prawda

Aż tu nagle dzisiaj się budzę, tempka okej (ach ten sportowiec ze mnie

), brzuch lekko ciągnie, czasem zakłuje, ale generalnie okej i..... dostałam okres! Dziwny bo dziwny, bo 1 raz bez skrzepów, może trochę jaśniejszy, ale to raczej już świruję i kolor jest normalny - brzuch boli jak cholera czyli jak to u mnie w trakcie okresu

Także to żadna ciąża.
I wiecie, freakuję okropnie - opisałam sytuację, żeby się chociaż 'wypisać' no i zaznaczyć, że najpierw miałam te wszystkie 'niby objawy', więc nic wmówionego zwłaszcza, że o dziecko się nie staramy i nawet o tym nie myślałam, także nie roiłam sobie mdłości, zwrotów i książkowego zmęczenia
Problem jednak w tym, że okres mam, niby dziecka nie chciałam (w obecnej sytuacji pierwszy raz widzę, że jednak chyba 'niby' nie chciałam!), a dalej mam wrażenie, że jestem w ciąży

Nie jestem aż taka szalona, żeby mimo okresu robić test, tym bardziej, że sam przerywaniec trochę zmniejsza prawdopodobieństwo, ale nie chciałabym wariować i twierdzić, że 'może to tylko krwawienie, a jednak jest ciąża', a uwierzcie, że nawet testu nie zdążyłam zrobić, a jak zobaczyłam żywą krew na bieliźnie to gotowa byłam jechać na ginekologię, żeby, wiecie, wyeliminować zagrożenie
Ehhhhhh innymi słowy - jestem świadoma, że to nie ciąża, ale już wariuję i potrzebny mi wirtualny (a nawet realny!) kubeł zimnej wody!