Beta w 17 dpo - 928; 48 godz później - 1912 więc jest ok. Progesteron zleciłam razem z pierwszą betą ale wyniku nadal nie ma:/
Mój mąż skacze pod sufit. Już mówi mi do brzucha. Dba i rozpieszcza. Wczoraj jak jechałam do pracy rowerem zrobił jego przegląd dokładniej niż mechanik - oczywiście najpierw cały wieczór studiował internet czy ja w ogóle mogę jeździć na rowerze. A ja nie potrafię do końca cieszyć się tym co się stało. Boję się, bo jeszcze tak długa droga przed nami. Najgorsze jest to, że dzwonił dziś mój miejscowy gin i okazało się, że niestety ciągle mam ureaplasme

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2017, 18:56
Wczoraj byliśmy na pierwszej wizycie. Pojechaliśmy do naszej Pani doktor z kliniki - w sumie to wizytę mieliśmy umówioną dużo wcześniej w sprawie konsultacji przed IVF. Na szczęście okazało się, że cel wizyty był zupełnie inny. Bardzo się jej bałam. Jednak Pani doktor podniosła mnie na duchu



Dziś odbyłam też rozmowę z moją przełożoną w pracy. W sumie chciałam zwlekać z tym do końca 12 tyg. jak już wszystko będzie ok. ale Pani dr się zbuntowała i powiedziała że albo biorę L4 albo zaświadczenie o ciąży i proszę o zmianę stanowiska pracy jeśli jest taka możliwość. Pracuję z substancjami rakotwórczymi i mutagennymi więc nie miałam wyboru. Musiałam dziś stawić czoła mojej kierowniczce. Czułam się z tym źle bo pracuję dopiero od czerwca, praca i ludzie bardzo mi się podobają więc nie chciałam niczego zmieniać ale co mi zostało, nasz bobas jest teraz najważniejszy. Jak tylko zwabiłam Panią kierownik w spokojny zakątek labu i wydukałam jej że jestem w ciąży to od razu się rozpłakałam. Emocje mi puściły i nie mogłam się uspokoić. Na co ona (muszę dodać, że kobieta już starsza jest i że nie ma męża ani dzieci) uśmiechnęła się mega szeroko i mi pogratulowała. Po czym powiedziała, że w takiej sytuacji nie mogę już robić tego co robię. A potem sobie pogadałyśmy (jak przestałam wyć). Powiedziała, że jak przyniosę zaświadczenie to pójdzie pogadać z kadrami i wybiorą dla mnie jakoś opcję - w sensie jeśli będą mieli jakąś pracę poza labem to mnie tam przeniosą a jeśli nie to pójdę na zwolnienie. Ja też jej powiedziałam, że długo się staraliśmy, że to nie było działanie specjalne tylko po prostu się wydarzyło i że chciałabym tu dalej pracować bo bardzo mi się podoba. Na co ona stwierdziła, że widocznie był to najlepszy moment na zajście

Ufff teraz pozostaje tylko czekać na kolejną wizytę.
W piątek byliśmy na drugiej wizycie. Stresowałam się ale okazało się, że nie było czym. Mój mąż był już przy ekranie usg zanim ja zdążyłam majtki ściągnąć (cieszy mnie bardzo, że jest ze mną na każdej wizycie - no i widok jego uśmiechniętej, zadowolonej i dumnej twarzy podczas badania BEZCENNE). Dzidzia jest



Ja od dwóch tygodni jestem w domu. Musiałam wziąć zwolnienie, bo albo obejmuję się z toaletą albo leżę plackiem. Jeszcze niestety nie jest lepiej więc mam zwolnienie na kolejne 4 tygodnie. Jest ciężko i było kilka kryzysów - łącznie z płaczem w poduszkę. Generalnie dokuczają mi chyba wszystkie dolegliwości ciążowe jakie tylko mogą być: wymioty, mdłości, ból żołądka, zgaga, migreny, zawroty głowy, brak apetytu, zaparcia i niemożność przyjmowania żadnych napoi (naprawdę nic nie mogę pić). Ale co zrobić - trzeba przetrwać

Chyba czas coś napisać bo mi się tu pajęczyny zalęgną (już wystarczy, że w mieszkaniu je mam).
Zacznę od tego, że w zeszły poniedziałek rano poszłam sobie do toalety a tam śluz różowo-brunatny. Wystraszyłam się bardzo ale starałam się zachować spokój. Nie była to krew (taka typowa) tylko plamienie jak na moje oko. Zadzwoniłam do męża, przyjechał po mnie i postanowiliśmy, że jedziemy do szpitala (wszędzie czytałam że tak najbezpieczniej zrobić). Na izbie zadzwoniłam po położną i mówię jaka sytuacja, a ona do mnie z fochem po co przyjeżdżam do szpitala? oni nie udzielają porad i mam zadzwonić do swojego lekarza! Więc tłumaczę jej już zdenerwowana, że nie mam jeszcze swojego lekarza w mieście w którym mieszkam i dlatego przyjechałam tutaj bo się zestresowałam. Z łaską i krzywą miną stwierdziła, że zapyta pani dr czy mnie przyjmie. Po chwili okazało się, że tak i mam czekać. Siedząc na korytarzu miałam ochotę się rozpłakać, tym bardziej że chyba w tym szpitalu przyjdzie mi rodzić (nadal mocno się waham). Za jakiś czas zawołała mnie pani dr., kobieta chyba w moim wieku albo minimalnie starsza. Na szczęście okazała się cudowna. Najpierw zebrała wywiad, i też zapytała dlaczego nie mam lekarza tutaj ale nie z fochem tylko z ciekawości. Więc wytłumaczyłam jej że leczyliśmy się długo z mężem w klinice niepłodności i do końca pierwszego trymestru mieliśmy tam opiekę. Babka po wysłuchaniu stwierdziła, że z taką historią też by pojechała do szpitala i że ona wszystko rozumie bo to pierwsze dziecko itd. Była tak fajna, że zeszło ze mnie całe ciśnienie. Potem zaprosiła na fotel i zbadała. Okazało się, że ta paskudna wydzielina to infekcja

Wczoraj natomiast byliśmy na prenatalnych. Nie mogłam się doczekać. Naczytałam się, że to fajne badanie, że trochę trwa ale można obejrzeć dzidzie z każdej strony. Miałam wielkie oczekiwania. Nawet pomimo moich mdłości, wymiotów i bólów żołądka najadłam się czekolady żeby maleństwo się poruszało na badaniu. No cóż na moich wyobrażeniach się skończyło. Oczywiście z dzieckiem wszystko w porządku i to jest najważniejsze (jak to mówił mój mąż to był cel tych badań). Jednak moim zdaniem to lekarka podchodziła do badania tak hmmm służbowo. Serce jest, przepływy są, mózg jest, nogi są, ręce są ok koniec badania. Na koniec jak maleństwo zaczęło się ruszać to stwierdziła że się budzi i dobrze, że kończymy bo to by przeszkadzało. Przed wejściem zastanawialiśmy się nawet czy kupić filmik z tego badania a teraz bardzo się cieszę że się na to nie zdecydowaliśmy. Byłby to pieniądze wyrzucone w błoto

Kolejna wizyta "ciążowa" w czwartek. Tym razem wracam już do lekarza na miejscu, do którego chodziłam przed ciążą. Mam nadzieje, że nadal jest taki fajny jak go zapamiętałam i będzie dobrym lekarzem prowadzącym.
O kurczę... od kiedy skończył się pierwszy trymestr to nie wiem kiedy czas mi ucieka... dosłownie! Boję się, że za chwilę wyląduję na porodówce i w ogóle nie nacieszę się swoim odmiennym stanem. Zapewne to wszystko przez to, że wróciłam do pracy. Więc dni są znowu na maksa zaplanowane: praca, po powrocie obiad i pisanie pracy (doktorat). O 20 muszę już kończyć, bo szykuję się na rano do pracy, kąpiel i spać. W weekendy oczywiście objazd po rodzinie albo mojej albo męża, choć na szczęście ostatnie dwa spędziliśmy w domu co mi było bardzo na rękę bo mogłam troszkę odpocząć. Uff... a za chwilę już święta. Nadrabiam też kontakty ze znajomymi i okazuje się, że w około same ciąże


A co do naszego Bobasa to właśnie się zorientowałam, że nie zrobiłam ostatnio żadnego wpisu. Otóż na ostatniej wizycie (09.11.2017) Maluch ważył już 200 gramów! "Wzrostu" już nam lekarz nie podał tylko wagę. Generalnie wszystko jest ok., płci nadal nie znamy bo dane nam było podziwiać tylko jego plecki i główkę - więcej nie chciało pokazać. Na ostatniej wizycie lekarz powiedział, że ma swój typ ale nam nie powie bo nie chce się pomylić. Mój mąż wywnioskował, że pewnie to chłopak i jakoś od tej pory się utarło, że to On



W poniedziałek byliśmy na "połówkowych", tym razem u innego lekarza. Badanie było cudowne, lekarz wszystko oglądał dokładnie, opowiadał, zagadywał i ciągle chwalił, że mamy super dzidzię - w sensie, że wszystko w porządku. Ale najważniejsza była informacja o płci. Otóż wbrew przewidywaniom wszystkim, przesądom na temat ciąży okazało się, że będzie DZIEWCZYNKA







Czas powymiatać pajęczyny. Jednak pisanie, a szczególnie regularne pisanie nie jest moją mocną stroną. Trochę szkoda bo miałabym dobrą ściągę kiedy jakie leki brałam, kiedy zmieniałam dawki letroxu itd. Trudno.
U dzidzi wszystko w porządku. Rośnie, rozpycha się, ma czkawkę. W czwartek idziemy na kolejne podglądanie

U mnie fizycznie też ok. Dokuczają mi normalne ciążowe objawy (ociężałość, problemy z zakładaniem butów). Czasem też boli nerka (wodonercze) i często przyplątuję się infekcje pochwy (tego już chyba nigdy nie wyleczę). Natomiast psychicznie zaczynam się sypać. Kto by pomyślał? Przecież jestem w swojej wymarzonej ciąży, czekamy na bobasa który jest zdrowy, nic poważnego przez całą ciążę mi nie dolegało. Więc o co chodzi? A no o to że panicznie boję się porodu. Mam stany lękowe, nie mogę spać i jak tylko pomyślę "poród" to od razu zaczynam płakać. Najgorsze jest to, że ja nie wiem czego konkretnie się boję - boję się samego faktu, wszystkiego co będzie się tam działo. Chodzimy na szkołę rodzenia, bo to miała zmniejszyć mój strach ale jest wręcz odwrotnie... położna mówi, że podczas porodu trzeba się zrelaksować bo wtedy wydziela się oksytocyna, a jak jej nie ma to wszystko przebiega wolniej i boleśniej. A ja nie wiem co to jest RELAKS, non stop chodzę spięta, nie umiem się zrelaksować. Sale do porodów rodzinnych są tylko 3 reszta to wieloosobowe więc przy obecnym wzroście liczby urodzeń marne szanse na poród rodzinny. Znowu jak jest tyle kobiet rodzących to i może znieczulenia też się nie doczekam. W głowie kłębią się same czarne scenariusze... W końcu zdecydowałam się na konsultację z psychologiem z porodówki (moja terapeutka też jest w ciąży i już na zwolnieniu). Co się okazało... że moja depresja wróciła. Sugeruje mi konsultacje z psychiatrą i rozważenie wprowadzenia znowu leków. Czuję, że odniosłam porażkę. Wstyd mi, że nie potrafię funkcjonować bez pastylek. W sumie nawet do mnie nie dociera, że to obniżenie nastroju to depresja (no bo jak w najcudowniejszym czasie dla kobiety mnie jest smutno?). Cały czas szukam wymówek, że jestem zmęczona pogodą, że nie mam czasu odpocząć, że mój promotor mnie stresuje i nie umiem się zrelaksować... nie potrafię się przyznać że to choróbsko znowu mnie dopadło (a może mi wmawiają bo tak najłatwiej?) Od wczorajszej wizyty ciągle bije się z myślami co robić... no bo przecież te leki nie są obojętne dla dziecka (wiem, że ostateczną decyzję i tak podejmuje lekarz) i nie wiem czy ja naprawdę ich potrzebuję.
Dobiegam do finiszu... a właściwie ledwo sunę. Brzuch ogromny, nogi puchną no i ta rwa kulszowa... przez to nie mogę wychodzić z domu nawet do sklepu bo nie daję rady



Muszę przyznać, że od kiedy wiem że Zosia się nie odwróciła i będzie cc to taki spokój we mnie wstąpił


A w domu ciągle przygotowania... maż jeszcze wykańcza łóżeczko, ja szyję organizer i literki no i totalnie nie wiem jak zorganizować kącik kąpielowo-przewijakowy... jednak 35 m2 to zdecydowanie za mało



Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lutego 2019, 14:25

Nigdy nie sądziłam, że po tym co przeszliśmy starając się o pierwsze dziecko, decyzja o drugim będzie tak trudna.
Po roku bycia w domu z dzieckiem (dość wymagającym) i stresie związanym z obroną pracy dyplomowej pod koniec maja wróciłam do pracy. Cieszyłam się jak dziecko, bardzo chciałam wrócić bo bardzo ją lubię (lubię to co robię i ludzi z którymi pracuję). Aż tu mąż zaczyna mnie zagadywać, że może trzeba sobie drugie zrobić (przy okazji wiadomości że znajomi spodziewają się drugiego dziecka). No i od tamtej pory (prawie miesiąc) biję się z myślami... lekarka w klinice nam powiedziała, żeby starać się od razu z drugim bo potem dojdzie czynnik wieku i będzie jeszcze większy klops. A ja nie wiem... Z jednej strony już bym nawet chciała (poza kryzysami kiedy mam dość dzieci



Beta z wczoraj 659 więc przyrost dobry. Jakoś to do mnie nie dociera... Czekam na pierwszą wizytę (23.01) i mam nadzieję że zobaczymy serduszko i że wszystko będzie dobrze.
Dziś miałam w planach powiedzieć w pracy mojej kierowniczce o ciąży. Po porannej kawie poszłam do toalety a tam żywo czerwona krew. Telefon do męża, zwolnilam się z pracy i pędem na IP. Tam czekanie w długiej kolejce (bo najpierw przyjmują pacjentki do planowanych zabiegów) i sugestie żeby iść do jakiejś przychodni. Gdyby mój lekarz przyjmował codziennie to od razu bym do niego dzwoniła ale że przyjmuje 2 razy w tygodniu i nie mieszka w moim mieście to i tak wysłał by mnie do szpitala. Po wywiadzie i usg okazało się że jest zarodek i serduszko

3 dni temu miałam wizytę, dzidziuś ma już 5,5 cm i rozwija się dobrze. Podczas usg ruszał się jak szalony


Moja ciąża też jest cudem i ciągle też mam czarne myśli bo jeszcze serduszka nie widziałam jak już je zobaczę to będę spokojna trzymaj się naprwno będzie dobrze wkoncu obie jesteśmy na fioletowej stronie;)
co ro roweru byłabym ostrożna, I trymestr jest delikatny i bardzo ważny więc lepiej się nie przemęczać a na rowerze jednak pracują mięśnie brzucha te dolne więc lepiej zmień środek transportu ;) ja bym zmieniła.
co ro roweru byłabym ostrożna, I trymestr jest delikatny i bardzo ważny więc lepiej się nie przemęczać a na rowerze jednak pracują mięśnie brzucha te dolne więc lepiej zmień środek transportu ;) ja bym zmieniła.
Gratuluję!!!:) cały czas po cichu Ci kibicowałam :)Super!
Oficjalnie witam Cię na fioletowej stronie i jeszcze raz gratuluję. Beta pięknie przyrosla a więc wszystko musi być dobrze :)