W głowie miałam cały czas obraz, że jak zajdę w ciążę, to będę radosna, wesoła, rozpromieniona, przepełniona jakimś wewnętrznym światłem... Taaaa światłem. Radosna... phi. Dobre żarty. Drugi tydzień leże na L4, bo mam bóle brzucha, a wczoraj doszły lekkie plamienia. Lekarz przepisał mi Duphaston i witaminy. Jest mi niedobrze, wiecznie jestem zmęczona. Do tego jestem tak wredna dla otoczenia, że wszyscy omijają mnie szerokim łukiem. Codziennie kłócę się z mężem, bo jestem tak nieznośna. On twierdzi, że nie wytrzyma ze mną tych 9 miesięcy jak tak dalej będę na niego prychała. Sama nie wiem co się ze mną dzieje. Zamiast radości odczuwam jakąś dziwną obojętność. Nie, to nie tak, że nie kocham, że nie chcę. Codziennie dziękuję za tego bąbelka i codziennie nie mogę się nacieszyć, że już jest. Po prostu jestem jakaś taka nie do życia. Myślę ,że to stan przejściowy. Wczoraj pogadaliśmy sobie szczerze z mężem i jakoś mi lepiej.
Jestem taka śpiąca, wstaję, jem śniadanie i już czuję, że oczy mi ciążą. Ojej... Ale skoro tak musi być, to niech będzie najważniejsze, że bąbelek zdrowo się rozwija. Ja muszę teraz dbać siebie, bo to bardzo ważny okres. Więc siedzę i wysiaduję swojego bąbelka
Gratuluję i życzę Tobie i Twojemu Bąbelkowi dużo zdrówka :) Początki bywają różne. Ja co prawda nie miałam emocjonalnych burz i tornad, ale samopoczucia nie miałam dobrego i pierwszy trymestr koncentrował się wokół zmuszania się do jedzenia i spania. Ale od dwóch tygodni jest zupełnie inaczej :) czas biegnie bardzo szybko więc patrz przed siebie pozytywnie :)