29.10. zrobiłam betę, miałam jakieś takie dziwne przeczucia po negatywnych testach, że trzeba to sprawdzić. I szok... pozytyw. Była radość, płacz, szczęście. Później poczytałam na forum, że betę trzeba powtarzać i sprawdzić przyrost. Tak też zrobiłam. Przyrosty były, w normie, jednak niskie wartości, więc pierwsza panika, że już na pewno coś nie tak. Zgodnie z kalendarzem w 6t4d poszłam do ginekologa, dostrzegł mini kropkę w macicy, więc stwierdził, że jest ok i ciąża umiejscowiona w macicy. Założył kartę ciąży, on liczy inaczej wpisał 5t4d, jednak powiedział, że ciąża wygląda na 4/5 tydzień, co zgadzałoby się z późną owulacją.
Dziś kazał przyjść na kolejną wizytę, zrobił usg, pęcherzyk znacznie urósł,ale w sumie nie wiem jaki ma rozmiar, teraz wyraźnie go widzę na usg. Powiedział, że wyglądem 6 tydzień Nie ma jednak zarodka i serduszka. Na co bardzo liczyłam i kolejny stres, kiedy się pojawi, czy się pojawi. Przecież tu dziewczyny widziały w podobnym czasie.
Czytam o poronieniach, zanikach objawów, jak wariatka, zamiast wierzyć, że będzie dobrze. Musi być.
Myślałam, że od pozytywnego testu będę miała mega radość, a tu gorsze załamki czasami niż po negatywnym teście. Ten ciągły niepokój jest straszny. W dobie internetu ciężko żyć w niewiedzy, ale czasami byłoby lepiej. Człowiek nie nakręcałby się tak niepotrzebnie. Przecież w przeszłości nie spotkało mnie żadne poronienie, to pierwsza ciąża, a przez nadmiar wiedzy mam masakrę w głowie
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2018, 01:21