Mam całą serię ciemniejących testów, które powtarzają jedną i tę samą rzecz. Jestem w ciąży. Ochłonęłam już z pierwszego szoku. Czuję ogromną radość i podekscytowanie. Najchętniej czytałabym teraz tylko o przebiegu ciąży i dzieciach.Z jednej strony wierzę, że wszystko będzie dobrze, ale z drugiej strony czai się wewnątrz mnie niewielki lęk. Nie robię bety, bo nie chcę niepotrzebnie latać do Luxmedu i stresować się czekaniem na wyniki, a potem przyrosty. Jednak dla spokoju obsikam jeszcze dwa Pinki, które mi zostały. Jutro i za kilka dni. Liczę, że widok ciemnej, grubej krechy ostatecznie mnie uspokoi.
Pierwszą wizytę mam za dwa tygodnie 14.09. Do tego czasu pozostaje mi czekać i się niecierpliwić. Ciekawe czy ten pierwszy obraz maleńkiego zarodka na usg już bardziej uspokaja. Mam nadzieję, że tak
Powiedzieliśmy już najbliższej rodzinie, rodzicom i braciom z obu stron. W pierwszej chwili myślałam, że może wytrzymam do wizyty i powiem pokazując zdjecie, ale byłam zbyt podekscytowana żeby czekać. Poza tym czuję, że muszę mieć z kim o tym rozmawiać. Najchętniej wykrzyczałabym swoją radość całemu światu
Wczoraj zabraliśmy się też za pierwsze zmiany w domu. Musimy mi zorganizować biurko z prawdziwego zdarzenia. Od marca obydwoje pracujemy zdalnie. On w pokoiku przy swoim biurku, a ja w kuchni przy stole. Teraz już wiem, że bez względu na sytuację w mojej firmie i tak będę chciała zostać przy pracy zdalnej. Po pierwsze, żeby się niepotrzebnie nie narażać, a po drugie dla zwykłej wygody. Praca zdalna i tak była czymś do czego dążyłam. Przydaje się zwłaszcza teraz. Wczoraj musiałam sobie uciąć półgodzinną drzemkę jeszcze przed końcem pracy. Dzisiaj głowa leci mi na klawiaturę. Liczę, że kawa pomoże na chwilę, ale zgaduję że w ciągu najbliższych tygodni moja wydajność spadnie jeszcze bardziej.
Kolejna rzecz, kupimy mi biurko z regulacją wysokości, może nawet z możliwością stania. Na ten okres kiedy wielka piłka nie pozwoli mi się dosunąć do stołu
Planowanie takich rzeczy sprawia mi ogromną frajdę. Uspokaja mnie. Mąż mówi, że idą bardzo ciekawe lata
Dzisiaj z samego rana ktoś mi wcisnął przycisk "Panic". Poszłam do łazienki i zobaczyłam bladoróżowe plamienie. W ciągu dnia zmieniło kolor na blado-pomarańczowo-brązowy. Zanika, a potem znowu się pojawia. Tylko na papierze, nie na bieliźnie.
Szaleństwo ile się można najeść stresu przez coś takiego. Wiem, że plamienia na początku ciąży dość często się zdarzają. Wiem, że to wcale nie oznacza najgorszego. Wiem, a jednak bardzo ciężko się uwolnić od strachu.
Na tym etapie noszę w brzuchu stwora wielkości i wyglądu kijanki. Bardziej przypomina żyjątko z kosmosu albo dziwnych, oceanicznych głębin niż małego człowieka. Gadam jednak do niego i powtarzam, że nieładnie tak napędzać strachu mamie. Mały psotnik.
Jutro mam długo wyczekiwaną, pierwszą wizytę. Późnym wieczorem, więc muszę wytrwać w tej niepewności jeszcze cały jeden dzień. Rano pobiegnę na betę. Do tej pory nie chciałam robić, ale te plamienia mnie złamały i chyba jednak poczuję się spokojniejsza jak ją zrobię. Dzisiaj z rana powtórzyłam też test. Kreska jest dalej mocna. Co może znaczyć wszystko i nic. Jak te plamienia.
Mąż mnie pociesza, że najważniejsze to wiedzieć, że możemy zajść. W razie gdyby stało się najgorsze zrobimy sobie drugie. Fajnie, że mnie pociesza. Rozumiem, że nie chciałby, żebym się dołowała, płakała itd.
Niemniej jednak zdecydowanie wolę zostać przy kijance, którą już mamy. Do jutra będę żyć nadzieją, że ten mały bądź co bądź człowiek postanowi zostać w środku. Tak bardzo bym chciała, żeby lekarz pokazał mi zdrowy zarodek. Najlepiej z bijącym serduszkiem.
Wierzę, że maluch siedzi bezpiecznie w środku i się rozwija. Postanowił tylko pofiglować z maminą macicą i stąd te plamienia. A może to wynik nadżerki. Wiem, że jakąś tam miałam. A może przedwczorajszy seks... Tak czy inaczej dowiem się jutro.
Trzymaj się kijanko!
Z wrażenia zapomniałam napisać, że wizyta przebiegła bez żadnych problemów. Lekarz, którego wybrałam okazał się bardzo miły i rzeczowy. Wszystko bardzo dokładnie mi tłumaczył i pokazywał na ekranie. Dokładnie tak, na ekranie, bo z kijanką wszystko jest w porządku. W macicy jest pęcherzyk ciążowy 1,20cm, a sam zarodek 0,33cm miał już pikające serduszko. Lekarz pokazał mi kursorem myszki miejsce, w którym ten mały cud migał. Kamień spadł mi z serca. Plamieniami mam się w ogóle nie przejmować, lekarz potwierdził to, co czytałam wcześniej. Mianowicie są częste na tym etapie ciąży, a ich sprawcą najprawdopodobniej jest rozrastająca się macica.
Mam już założoną kartę ciąży. Co mnie zdziwiło, bo słyszałam, że wielu lekarzy zakłada dopiero w późniejszych tygodniach. Dostałam też całą serię skierowań na badania, które powinnam zrobić do 10 tygodnia. Za dwa dni, w piątek jedziemy na tygodniowy urlop do lasu, więc zajmę się tym po powrocie.
Jestem ogromnie szczęśliwa
Mam zdjęcia z usg, na których jest zaznaczony ten maleńki cud natury
W ogóle mam bardzo dobre samopoczucie. Ciągle czuję jak mnie coś kłuje i ciągnie w podbrzuszu. Oczywiście co chwilę jestem śpiąca, ale mdłości odczuwam bardzo lekkie. Czasem zanim zjem, a częściej zaraz po jedzeniu. Na szczęście nie chce mi się wymiotować. Kto wie, może mnie ominie
Mówiłam już, że jestem szczęśliwa?
Teraz tylko zastanawiam się jak ugryźć terminarz wizyt wliczając w to umówienie się w październiku na badanie NIFTY pro.
Wczoraj miałam drugą wizytę u ginekologa. Groszek rozwija się prawidłowo, miał swój pierwszy oficjalny pomiar CRL 22mm. Znowu widziałam bicie serce i tym razem słyszałam jego tętno. Widziałam też jak się delikatnie rusza, macha maleńkimi rączkami i nóżkami. Wrażenie niesamowite. Surrealistyczne. Lekarz dość długo i dokładnie mnie badał. Dawał mi też czas, żebym mogła patrzeć na ekran monitora i cieszyć się widokiem tej małej fasolki. Dla takiego maleństwa warto znosić mdłości i wymioty.
O tak, te objawy rozkręciły się u mnie w połowie 8 tygodnia (7+3) i do wczoraj cały czas się nasilały. Z tego powodu nie rozstaję się z miską. Wyjście do sklepu to wyzwanie, bo boję się że mnie złapie potrzeba wymiotów gdzieś na ulicy. Ciężko mi normalnie funkcjonować, a nawet powiedziałabym, że to chwilowo niemożliwe. Już tydzień temu umówiłam sobie teleporadę z internistą i poprosiłam o zwolnienie, a wczoraj ginekolog przedłużył je na kolejne dwa tygodnie. Mam nadzieję, że w tym czasie mdłości zaczną powoli ustępować.
Zadzwoniłam też do swojego managera i powiedziałam mu o ciąży. Gratulował mi serdecznie. Kazał odpoczywać i niczym się nie przejmować. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Fajna ta moja firma.
Poza ciągłymi mdłościami psychicznie czuję się świetnie. Czytam sobie blogi Hafija o karmieniu piersią oraz mamyginekolog ogólnie o ciąży i dzieciach.
Nie wiem nic o dzieciach. Nic Pojęcia nawet nie mam czym się różni rampers od pajaca. Hehehe, będzie zabawnie.
Gratulacje :) Trzymam kciuki aby na wizycie był zdrowy Maluszek :) p.s. tak optymistycznie piszesz, że aż ja się nastawiłam lepiej na ten cykl, choć może być bezowulacyjny.