Moje cykle były różnej długości, wiec dwa dni w tą czy w tamtą nie robiły na mnie najmniejszego wrażenia. W tym cyklu nie zwróciłam na to w ogóle uwagi, aż w końcu mój nieogarnięty umysł zarejestrował informację, że mamy oto 33 dzień cyklu a w gaciach susza (tzn. nie do końca, bo strasznie się ślimaczyłam, co mnie nawet zdziwiło). Miałam zapas (całe dwie szt.) testów z allegrowego pakietu 1856 testów owulacyjnch + 3 testy ciążowe GRATIS!!! Siknęłam sobie od niechcenia wieczorną strugą...i test okazał się negatywny. Zawsze jak robiłam test to następnego dnia dostawałam @, wiec przekonana o tym, iż wywołałam wilka z lasu zapomniałam o sprawie.
Ocknełam się 35 DC. Przemyślałam temat dogłębnie i zdziwiona brakiem @ zdecydowałam o siknięciu na drugi z testów. Było rano, wiec pora akuratna. Jak zobaczyłam, ze w miejscu na tą drugą kreskę coś się pojawia to zbaraniałam. Pomyślałam, że to jakieś przebarwienie, które zaraz zniknie. Ale nie zniknęło, było bladziusieńką kreseczką. No nie wierzyłam, no!
Będąc w głębokim szoku wróciłam do łóżka, aby z jakiegoś nielogicznego powodu zmierzyć sobie temperaturę, której nie miałam do czego porównać, ale jakoś nie wiedziałam co mam zrobić ze swoim życiem. W końcu jednak stwierdziłam, że zamiast wtykać sobie termometr w różne otwory lepiej iść po drugi test. Kupiłam ten fajniacki, super czuły. Super czuły pokazał już wyraźniejszą kreskę - #omójbożeicoteraz.
Tego samego dnia udało mi się dostać do ginekologa. Wolne terminy były tylko do babeczki mającej w internecie opinię przebrzydłej prukwy, ale była naprawdę w porzo. Czyli jednak internet kłamie! Oznaki ciąży potwierdzone - mięciutka macica i zasinienie wewnątrza Koszki. Zapisać się na USG na za tydzień. Dziękujemy, do widzenia!
Wszystkiego -.-
No dobra, może nie wszystkiego, ale sprawy mają się tak.
O swojej ciążuni wiem od 4 dni, w tym czasie zdążyłam przejść przez 300 możliwych scenariuszy (tych makabrycznych, naturalnie). Wiem, że co druga typeska tak ma. Pewnie dlatego lekarz powiedział "Nie czytać internetu!". Ale przeczytałam. Cały. Dwa razy.
Właściwie to najbardziej spędza mi sen z powiek fakt, że tydzień przed pozytywnym sikańcem miałam robiony RTG kolana i nie dostałam ołowianego fartuszka. Przeczytałam internety i dzięki temu wiem, że nie taki diabeł straszny jak go malują i że dawka promieniowania niska i nie bezpośrednio na brzuch, no ale wiecie. Chyba każdy by się stresował.
Jako lekarstwo wymyśliłam sobie, że nie będę myśleć za dużo i poczekam na rozwój wypadków. To wcale nie jest takie bardzo trudne, wystarczy znaleźć sobie zajęcie - przynajmniej u mnie to się sprawdza. Póki chodzę do pracy jest spoko, ale zaraz weekend i co wtedy?
Mam nadzieję, że uda mi się trochę zluzować, w końcu nie ma co się zadręczać rzeczami, na które nie mamy wpływu (no rzeczywiście, łatwo powiedzieć).
Olaboga. Nie można się nawet upić, by zapomnieć!
Skoro nie mogę topić smutku w alkoholu będę topić go w ciastkach, aż zostanę najszczęśliwszym pączkiem we wszechświecie
Budziłam się w nocy i czułam, ze piersi bolą mnie nieco mniej. Rano wszystko wydawało się być tak jak wcześniej, tzn. cycyki bolały. A teraz ból znowu zelżał, niemal do 0. Bolą tylko jak je mocnej ścisne.
Zalewa mnie fala rozczarowania.
Nie wiem co to za akcja z tymi cyckami była, ale bolą znowu, raz mniej, raz bardziej i chyba wszystko jest W PORZO. Jakoś tak się strasznie zafiksowałam w moich konwulsjach umysłowych, że jakoś przestałam brać pod uwagę opcję, że wszystko może być dobrze i bez komplikacji. Ale spokojnie, już mi przeszło Zobaczymy, kiedy wróci, bo że wróci to jestem bardziej niż pewna, bo taka moja uroda. Na razie cieszę się znacznie lepszym humorem. No, i dzięki wielkie za wsparcie
Ah, w związku z tym, że jutro wchodzimy w 7 tydzień, postanowiłam podjąć prewencyjne działania przeciwko rozstępom. W tym celu wysmarowałam się od szyi po pięty olejem kokosowym. Jestem śliska jak okoń (wiem, że okonie są śliskie, bo kiedyś jednego złowiłam, miał z 5cm, bydlak), ale za to pachnę jak Rafaello.
W następny poniedziałek pierwsze USG.
Moja ciąża jest prawie zupełnie bezobjawowa. Nie ma sikania 40 razy dziennie, nie ma mdłości, nie ma wrażliwości na zapachy. Mam za to piękne, pełne cycki. Cudowne są, mówię Wam. Gdyby zawsze takie były, to nawet bym się nie zastanawiała nad tym, żeby kiedyś wypchać je silikonem
Generalnie mam nadzieje, że brak uciążliwych objawów to po prostu dar losu a nie oznaka, że coś jest nie tak.
Do tej pory nie powiedzieliśmy jeszcze nikomu o ciąży, samiec chce zaczekać do pierwszego USG, ja szczerze mówiąc, ja zaczekałabym do USG genetycznego, aby mieć pewność, że wszystko jest ok. Tylko nie wiem, czy uda się to tak długo utrzymać w tajemnicy.
No i ciekawa jestem wiele, co zobaczymy na tym USG, już pojutrze!
Pan Przyszły Ojciec nazwał dziś swoje dziecię ziemniakiem. Bardzo mi się podoba to określenie, gdyż ze wszystkich pokarmów na świecie najbardziej kocham własnie ziemniaczki. Pod każdą postacią. Ale fryteczki szczególnie. I kopytki, takie odsmażane. Ojezusiejakbymtozjadła.
Wracając do tematu głównego - ciąża jest nieco młodsza niż wyliczyło belly - 6t1d nie zaś 6t6d, ale spoko, zgadza się to mniej więcej z moimi obliczeniami. Ziemniakowi bije już serducho! Nieźle Zastanawiałam się, czy mnie ten widok wzruszy do łez. No nie wzruszył, ale to chyba dlatego, że spodziewałam się zobaczyć tą małą pikawkę, poza tym nie jestem szczególnie wrażliwa. Chociaż muszę przyznać, że i moje serducho mocnej zabiło a na japę wjechał konkretny zaciesz
Dobrze jest, paranoje wszelkie minęły. Karta ciąży założona, ustalony termin USG prenatalnego - 21 grudnia. Byłoby wręcz idealnie, gdybym nie była ciągle zmęczona i czuła się chociaż trochę lepiej. Po części to na pewno wina Ziemniaka, ale nie pomaga też to, że znowu jestem chora i wcinam antybiotyk (choruje na przewlekłe zapalenie zatok, żadne "domowe sposoby" to nie pomogą, dzięki za rady, już próbowałam). No i chodzę taka zdechła i pół przytomna, ale cóż poradzić...nic pan nie zrobisz. Na razie nie ma mowy, żebym wzięła chociaż 1 dzień zwolnienia, więc jakoś sobie muszę radzić, nie ma wyjścia
Czuje też, że zaczynam się robić tłuściutka. Apetyt mam ogromny i prędzej zobaczę u siebie ciążę żywnościową, niż jakąkolwiek inną. Zazwyczaj żywiłam się bardzo dobrze, jak najmniej chemii, superfoodsy, zero cukru a teraz jest jakiś armagedon - akurat w okresie, gdzie powinnam szczególnie dbać o swoją dietę. Muszę się jakoś ogarnąć, bo nie dość, że to niedobre dla Ziemniaka to jeszcze (jak tak dalej pójdzie), pod koniec ciąży będę się toczyć a nabyte sadło zrzucać przez kolejne 10 lat.
No dobra, może nie miałam jakichś mega uciążliwych objawów ciąży, bo w zasadzie tylko ogromne zmęczenie, ogromny apetyt i mdłości (ale bez wymiotów). Mimo wszystko to wystarczyło, abym utraciła chęć do życia, zawinęła się w koc i marzyła tym, by ktoś mnie dobił. Nie mogłam się pogodzić z tym, że z bardzo aktywnej babki zmieniłam się w naleśnika. Psychika też ucierpiała, ale wygląda na to, że jest lepiej! W końcu, jeszcze trochę i na gwiazdkę dostałabym kaftan z bardzo długimi rękawami.
Oczywiście wraz z ustąpieniem uciążliwości zaczęłam się zastanawiać, czy aby na pewno wszystko jest ok z Ziemniakiem. Ale tak już chyba zostanie, więc staram się przywyknąć
Odkryłam coś takiego jak wino bezalkoholowe. Jestem ocalona.
A ja się niedawno nawet zastanawiałam co się z Tobą dzieje :D jak masz ochotę, to zapraszam na nasze forum: Starając się ogólnie -> i któryś z pierwszych tematów (coś tam z KAFE), mamy już parę ciężarówek, wszystkie się wspieramy i wymieniamy doświadczenia i objawy :) ja mam jakieś przeczucie w tym cyklu, jeszcze takiego nie miałam wczesniej (wiec albo ciąża, albo psychiatryk). Pozdrawiam!
No to dżezy nad Wisłą :) W takim razie gratuluję :)
Gratulacje! Nam też udało się w cyklu w którym odpuściliśmy starania po otrzymaniu złych wyników męża i wiadomości że w tym roku nawet inseminacja w gre nie wchodzi, a teraz wchodzę w 6 mies. :) Spokojnej ciąży :)