nie mogę przestać siedzieć na Ovu i czytać wszystkiego po kolei. Czytam w drodze do pracy i z pracy i w pracy też i w domu też. Tak to właśnie jest jak złapię na coś zajawkę. No czubek, no.
Ale to jeszcze nic. Od dnia owulacji (domniemanej), mam wszystkie objawy ciąży. Cycki bolą i brzuch boli i w ogóle jest mi źle i najgorzej. Wiadomka. Objawy urojone, albo mam niestrawność po prostu.
Co robić w takim razie? Ano wiadomo - test! Co z tego, że 7dpo, co z tego, że wiesz, że nie wyjdzie? Plus jest taki, że jak oczy zobaczą to jedną kreskę (no bo co innego majązobaczyć), to łeb przestanie się gotować.
Wiem, że trzeba się zająć czymś innym, nie myśleć, pitu, pitu. Ale która nie świrowała niech pierwsza rzuci testem!
Dzisiejsze badanie progesteronu 14.49 ng/ml, to chyba znaczy, że znoszę jajka? Nie?
Przeglądałam sobie hobbystycznie wykresy ciążowe i nieciążowe. Patrze na swój i stwierdzam: e tam, nie ma takiej opcji w ogóle. Z czym do ludzi?
Wg. ovu, gdybym była w CIONŻY, miałabym 35% szans na potwierdzenie tego testem. Jestem bardzo dzielna, miałam ze 3 okazje na kupienie testu, raz nawet powędrował do koszyka, ale ostatecznie wrócił na półkę. Mam założenie, żeby absolutnie nie testować przed terminem @. Chyba nawet się uda a weekend pewnie @ przyjdzie i przynajmniej zaoszczędzę 15 zeta. Kupie sobie za to jakieś pyszne wino w Lidlu na pocieszkę.
Tak sobie myślę, że lepiej żebym nie musiała się zbyt długo starać. Jeśli co miesiąc mam sobie fundować taką dawkę emocji, domysłów, kombinacji etc. to dziękuję, wysiadam. Oszaleć idzie!
Dziewczyny, jak Wy sobie z tym radzicie?
Niedziela, 31.07.2016.
Imieniny obchodzą Helena i Ignacy.
Słońce wstało o 4:55.
Mamy dziś 3 DC.
No i nie pykło moje drogie, nie pykło. Niby właśnie tego się spodziewałam, ale jak @ to i tak się zdziwiłam (spoko, ja też tego nie ogarniam). Ale, ale...nie jestem taka znowu szalona, muszę przyznać, że organizm trochę mnie oszukał. Dzień przed nadejściem małpiszona zaczął mnie boleć brzuch (mega, mega mocno), do tej pory za każdym razem była to oznaka, że okres właśnie się zaczął i czas na szalone 5 dni cierpienia, ale po kilku minutach ból ustał a kontrola gaci wykazała, że to fałszywy alarm. Następnego dnia powtórka z rozrywki. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, podobnie jak bezbolesnego początku okresu, który miał miejsce kilka godzin później (małpa przyszła totalnie znienacka - wredna sucz). W dodatku tempka wcale nie spadła! Posmutałam przez kilka minut, ale doszłam do wniosku, że w sumie to nic się w moim życiu nie zmieniło, jak nie byłam w ciąży tak nie jestem i już. Nie ma co robić scen (dobra, dobra, na razie krótko się staram to cwaniakuje).
Kupiłam sobie nowy, wypaśny termometr - od jutra pomiary. Zaraz zamówię sobie testy owulacyjne do osikiwania i za kilka dni zaczynamy zabawę od początku.
Kto ze mną?
14DC.
Od kilku dni starannie osikuję zakupione na allegro testy owulacyjne. Wszystkie negatywne. Od wczoraj zgodnie ze sztuką osikuje je rano oraz wieczorem, coby nie przegapić momentu skoku LH. Zapewne zaczęłam trochę za wcześnie, ale spodziewawszy się owulacji w 15 dniu cyklu myślałam, że dziś testy wyjdą pozytywne. No nic, posikamy zobaczymy. Nie będę zdziwiona jeśli cykl okaże się bezowulacyjny - może dlatego, że przestałam jeść castangusa. Jeśli ovu nie będzie to wrócę do niego w przyszłym cyklu.
Ej, wiecie co?
Chyba trochę wyluzowałam i zeszło mi ciśnienie na bejbiaka. Tzn. chcę dalej, ale jakoś na spokojniej. (ale zobaczymy co będzie po ewentualnym jajkowaniu). Nie ruszyło mnie nawet info, ze kumpelka z roboty zaszła w ciąże.
Jednak mam gdzieś jakieś resztki rozsądku. Nie przestaje sama siebie zaskakiwać
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 sierpnia 2016, 20:12
Nie było mnie tutaj całe sto lat, ale już uzupełniam swój kronikarski obowiązek! Mimo wcześniejszego, STUPROCENTOWEGO przekonania o braku owulacji zaczęłam się zastanawiać, czy czasem jej nie było. Jak wcześniej wspomniałam, brak mi było objawów, które uważałam za charakterystyczne dla cykli owulacyjnych. Pierwszym z nich był niemiłosierny ból sutów, występujący już od połowy cyklu, przeradzający się następne w ból piersi. Teraz minimalny ból brodawek wystąpił w 26 DC i od tego dnia bolą mnie też całe piersi (jakie to ładne słowo ). I temperatura też się jakoś trzyma! Sama nie wiem co o tym sądzić.
A i wiecie co? Po raz kolejny wstając rano czułam się mega zmordowana, co oczywiście potraktowałam jako ewentualny objaw Same-Wiecie-Czego, i chociaż nie było wystarczających serduszek i ta owulka też taka nie pewna to zrobiłam sobie sikańca. No ale kto szalonej zabroni?
Okresu brak, ciazy też brak (tak przynajmniej twierdzi wczorajszy test). Ciekawe ile będę czekać...
No i nie wiem jak to się stało, tzn. wiem, bo znam procedurę, ale jakim cudem to nie mam pojęcia. Cykl uznałam za bezowulacyjny, temperatura szalała (mierzyłam też jak mi się przypomniało a później zapomniałam), testy owulacyjne wychodziły negatywne, serduszka to może dwa były przez cały miesiąc i żadne nie było w okolicach ewentualnej owulacji. Jeśli miałabym wskazać jakiś cykl, który na 100% spisałabym na straty, to byłby własnie ten. Więc w sumie ciąża z zaskoczenia! Zapraszam ze mną na fioletową stronę mocy!
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 listopada 2016, 19:14
Mam tak samo z tym ovufriend :P i tak samo z objawami - nie wiem skąd one się nagle biorą ;) a najgorsze są te 2 tygodnie między owulacją a testowaniem, idzie zwariować. Trzymam kciuki za ciążę nieurojoną :D
Mam tak samo z tym ovufriend :P i tak samo z objawami - nie wiem skąd one się nagle biorą ;) a najgorsze są te 2 tygodnie między owulacją a testowaniem, idzie zwariować. Trzymam kciuki za ciążę nieurojoną :D