Do tej pory nie mogę w to uwierzyć, mój pierwszy wpis na fioletowej stronie. We wtorek, 2 kwietnia był mój 28dc, mam krótkie cykle, zazwyczaj 26 dni, ale zdarzył mi się i cykl 29 dni, więc nie pozwalałam sobie na zbytni optymizm. Raz już tak było, z rok temu, zatestowałam w 28dc i rozpłakałam się nad pojedynczą krechą. Od tamtej pory obiecałam sobie nie testować, dopóki okres nie spóźni mi się konkretne kilka dni.
W środę, dzień później, nie wytrzymałam i zrobiłam test, z niewielką ostrożną nadzieją, ale bardziej nastawiona na kolejne rozczarowanie. Tyle nieudanych cykli, 23 razy, kiedy zamiast upragnionych dwóch kresek pojawiała się krew na papierze, czekałam na wizytę w klinice leczenia niepłodności ustaloną na Maj i już w sumie nie wierzyłam, że może się udać ot tak po prostu. Moja mina, kiedy zobaczyłam na teście 2 kreski musiała być bezcenna, szkoda, że nie patrzyłam w lustro Gapiłam w ten test dobre kilka minut, miałam wrażenie, że jak tylko odwrócę wzrok to ta druga kreska zniknie, że w ogóle jej tam nie było, tylko mój mózg doprowadza mnie do szaleństwa. Ale była tam...trochę mniej wyraźna, niż kontrolna, ale jednak była, nie cień cienia, tylko konkretna czerwona kreska.
Ten moment pamiętam jak przez mgłę, wiem, że poleciałam budzić B. i machałam mu przed nosem testem płacząc i śmiejąc się jednocześnie. Biedak musiał pomyśleć, że oszalałam
Następnego dnia poleciałam na betę - wynik 463,7 w 29dc (prawdopodobnie 17dpo). Dzisiaj powtórka bety - wynik 2176. Jestem w ciąży
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 kwietnia 2019, 11:52
Pisanie na fioletowej stronie wciąż wydaje się takie nierealne. Jeszcze miesiąc temu nie byłam w stanie wyobrazić sobie, jakie to byłoby uczucie zobaczyć na teście 2 kreski, wertowałam internet wzdłuż i wszerz czytając o leczeniu niepłodności, inseminacjach, in vitro... i nagle tak po prostu stało się
We wtorek mam pierwsze USG, czas dłuży się niemiłosiernie, to będzie jakoś przełom 6/7 tygodnia, więc jest już szansa na zobaczenie bijącego serduszka
Myślałam, że jeśli kiedyś doczekam się dwóch kresek na teście to w końcu wyluzuję. Gdzie tam, natury paranoiczki nie da się tak łatwo zwalczyć. A może to normalne, że niepokoję się o tak długo wyczekaną ciążę. Pierwszy trymestr jest taki niepewny...niepotrzebnie naczytałam się w internecie o statystykach poronień...ale pomimo niepokoju wierzę, że będzie dobrze, musi być
Postanowiliśmy powiedzieć o ciąży rodzicom (znaczy moim teściom) i szwagierce w czasie Świąt. To będzie początek 8 tygodnia, trochę wcześnie, chciałam zaczekać do 2 trymestru, ale Święta to taka wspaniała okazja, a nasza rodzina potrzebuje trochę dobrych wieści, bo ostatnio dużo złych rzeczy się działo. A w końcu nie robimy wielkiego kinder balu na skalę wesela, tylko mówimy trzem najbliższym nam osobom w rodzinie.
Moje objawy:
- W zasadzie nie mam prawie żadnych objawów.
- Może trochę częściej chodzę do toalety, ale staram się też pić dużo wody, więc może dlatego.
- Piersi nie bolą, nie powiększyły się, ot są takie jak zawsze.
- Jestem często zmęczona i śpiąca, zasypiam nad książką, serialem, nawet trochę w pracy nad komputerem. Ale i tutaj może być to spowodowane nagłym odstawieniem kofeiny, a wcześniej piłam jej baaardzo dużo (2 kawy, 2-3 yerba mate, kilka mocnych herbat, teraz 1-2 herbaty, 0 kawy i yerby a jestem niskociśnieniowa)
- Od kilku dni odczuwam delikatne bóle podbrzusza, trwające nawet kilka godzin. Czasem jest to takie jakby kłucie z przodu w okolicy wzgórka łonowego, czasem niewielki ból jak na okres (oj ten jest stresujący), ale podobno to normalne. Dopóki nie ma silnego bólu i plamienia staram się nie stresować, chociaż oczywiście lekki niepokój jest. Na wszelki wypadek skonsultuję z ginekologiem za tydzień.
- Śluz 0 nic, prawie pustynia. Też dziwne bo podobno powinno być go dużo, do dopytania ginekologa.
- Żadnych nudności, zmian smaku, zachcianek na dziwne rzeczy, 100% norma.
Staram się cieszyć brakiem objawów i niczego sobie nie wmawiać. W ten sposób można przeżyć w stresie całą ciążę, o wyzwaniach i stresach związanych z zajmowaniem się dzieckiem już nie wspominając.
Leki:
- Witaminy Mama DHA i Luteina dopochwowa 2x100mg. Witaminy i luteina zapisane przez ginekologa, luteinę dostałam ze względu na to, że miałam brązowe plamienie przez 3 dni między 22-25dc. Możliwe, że było to plamienie implantacyjne, ale mój gin twierdzi, że żadnego plamienia w ciąży nie należy bagatelizować, zwłaszcza, że jest to ciąża dość długo wyczekana. Progesteron mam w połowie normy, więc raczej nie przedawkuję. Sama sobie ciąży nie poprowadzę, więc muszę chociaż trochę tym lekarzom zacząć ufać.
Planuję wyedytować mój ostatni wpis na ovufriend i zrobić podsumowanie szczęśliwego cyklu. Wiem, że każda z nas jest inna, ale może komuś przydadzą się takie informacje
Ale ten czas leci, 100 lat nie zaglądałam do pamiętnika. Chyba trochę bałam się chwalić, żeby nie zapeszyć, ot tryb paranoiczki ciąg dalszy. To teraz trochę się rozpiszę
Najpierw myślałam, że stres o ciążę przejdzie mi po pierwszym trymestrze, kiedy maleje ryzyko poronienia, potem czekałam na test PAPPA, teraz stresuję się przed USG połówkowym i snuję wizje skracającej się szyjki, której lekarze nie zauważą, chyba taki mój los, że cały czas muszę mieć w głowie czarne scenariusze. Może to przez długie starania, a może tak po prostu mam.
Jest nad czym pracować, żeby Maleństwo nie miało nadopiekuńczej matki-wariatki
Jeśli chodzi o objawy, udało mi się znaleźć w gronie szczęściar, które początek ciąży zniosły wyjątkowo lekko:
- Od początku jestem senna i zmęczona, mogę spać po 10h + drzemka w ciągu dnia. Trochę uciążliwe przy połączeniu z pracą, ale na razie do przeżycia
- Również od początku częściej chodzę siku, na szczęście w nocy wstaję tylko 1-2 razy. Czytałam, że częste wizyty w toalecie są charakterystyczne w 1 trymestrze, potem przechodzą w 2, żeby znowu powrócić w 3. U mnie nie przeszło, trudno, mogło być gorzej
- Bóle podbrzusza czułam najpierw na samym początku ciąży ok 6-8 tydzień, potem pojawiły się znowu około 12 tygodnia i trwały znowu 2 tygodnie, teraz od tego tygodnia znowu je czuję - trochę jak przed okresem, ale znośnie. Ginekolog mówi, że to są okresy bardziej intensywnego powiększania się macicy i nie mam powodów, żeby mu nie wierzyć.
- Około 15-16 tygodnia dopadło mnie ciążowe rozkojarzenie. Wcześniej byłam raczej osobą zorganizowaną, a teraz wszystko leci mi z rąk, na zakupach zapominam o połowie rzeczy nawet z listą, w pracy jak czegoś ode mnie chcą to dość często odpowiadam "eheeee, taaak" i nie wiem zupełnie co do licha mam właściwie zrobić Zawsze irytowały mnie roztrzepane osoby, a teraz sama taka jestem - karma!
I tyle tak naprawdę. Cieszę się, że ominęły mnie nudności, nie miałam też ani razu dziwnych zachcianek, nie zaczęło mnie odrzucać od żadnego jedzenia, nawet tęsknię za winem Oczywiście nie piję i nie jem żadnych cukierków i potraw na alkoholu, ale podobno większość kobiet czuje obrzydzenie na samą myśl o alkoholu, u mnie nic takiego nie ma miejsca
Brzuch wciąż jest mały, wygląda bardziej jak przy wzdęciu, chociaż w obcisłe jeansy już się nie mieszczę. Mam wrażenie, że wczoraj poczułam pierwsze ruchy Maleństwa, takie delikatne łaskotki od środka, zupełnie inne niż przy gazach i zwykłym przelewaniu się w brzuchu. Czekam na ciąg dalszy
W sumie jakoś tak zupełnie normalnie upłynęły mi te tygodnie, nie licząc badań i wizyt u ginekologa, wszystko zostało po staremu. Dalej pracuję, miałam zupełnie inne plany, ale życie wszystko potrafi zweryfikować Na początku ciąży planowałam iść na zwolnienie najdalej w 10-12 tygodniu, jako że nie lubię mojej pracy i jeszcze przed ciążą zaczynałam szukać innej. Pracę mam biurową, ale dość stresującą, do tego wstawanie codziennie o 5:30 i dojazd często ponad godzinę w jedną stronę w korkach, nie chciałam sobie tego wszystkiego dłużej robić w imię pracy, którą i tak spisałam na straty. Tymczasem dostałam nagle propozycję przejścia do innego działu pomimo, że wiedzą, że jestem w ciąży (o co próbowałam walczyć rok temu, ale wtedy nie było takiej możliwości) i siłą rzeczy muszę jeszcze trochę w pracy zostać. Na razie czekam cały czas jeszcze na starym stanowisku na potwierdzenie transferu, ale najpóźniej od 7 miesiąca, czyli od września, chciałabym już odpocząć, choćby ze względu na pobudki, dojazdy i to okropne rozkojarzenie, które zupełnie serio utrudnia mi wykonywanie zadań. Oby do tego czasu wykokosili się z nową umową i wszystkimi formalnościami!
Żeby nie było tak zupełnie różowo, miesiąc temu dostałam dziwnej wysypki na brzuchu. Zaczęło się od jednej plamki, potem pojawiła się druga, trzecia, a potem w ciągu kilku dni wysypało mi cały brzuch, piersi i plecy. Byłam z tym oczywiście u ginekologa i dermatologa, ale nikt nie wie co to jest. A są to dość duże, czerwonawe plamy, ok 0,5-1cm średnicy, takie jakby lekko wypukłe, z suchym naskórkiem na wierzchu, ale nic się nie łuszczy, nie swędzi i nie zaraziło męża ani nikogo. O dziwo i na szczęście nie rozeszło się poza brzuch, piersi i plecy. Dermatolog wykluczył alergię, azs, liszaj, grzybicę, łupież pstry i kilka innych jakże uroczych chorób, właśnie ze względu na brak swędzenia i to dziwne rozprzestrzenianie się tylko po tułowiu, dostałam kilka na ślepo przepisanych maści, które oczywiście nic nie pomogły i tak chodzę sobie od miesiąca jak muchomor. Nie wygląda to może jakoś szczególnie obrzydliwie, ale o uroczych zdjęciach ciążowego brzuszka mogę zapomnieć. Coż...może kiedyś przejdzie. Dzisiaj idę na kolejną konsultację u dermatologa, choć zupełnie nie wiem po co, chyba tylko zameldować, że kolejna maść nie pomogła.
Połowa ciąży za mną, wiem, że się powtarzam, ale...jak ten czas leci!
1 sierpnia idziemy na USG połówkowe, nie mogę się doczekać, żeby zajrzeć co u Maleństwa, trochę stresu też jest, bo jeszcze nie miałam nigdy mierzonej szyjki, dopiero na połówkowym mam mieć pomiar. Na ostatnim USG w 15tc lekarka stwierdziła, że na 80% będzie dziewczynka, ciekawe czy uda się potwierdzić, czy jednak Młode skorzysta z tych 20% i zostanie chłopakiem Co by nie było, będzie ukochane
Trochę pogorszyła mi się morfologia, w 18tc hemoglobina 11,8 hematokryt 34%. Gin przepisał mi żelazo, bo jednak te wyniki są dość niskie, jak na połowę ciąży. Za 2 tygodnie kolejne pobranie i kontrola, czy jest poprawa.
W pracy dostałam w końcu wymarzony transfer, od 1 września przechodzę na nowe stanowisko. Co prawda pewnie z tydzień później pójdę na zwolnienie, ale moja nowa szefowa wie o tym i nie ma nic przeciwko. Jest naprawdę wspaniałą osobą, w przeciwieństwie do moich obecnych przełożonych, którzy jak tylko dowiedzieli się, że jestem w ciąży i zmieniam dział, zaczęli mi wrzucać tyle dodatkowych obowiązków, że ledwo się wyrabiam z pracą. Muszę wytrzymać jeszcze tylko miesiąc.
Gratulacje super :) Ciesze się że komuś po takim czasie starań się udało
Gratulacje! Rosnjncie zdrowo ;)
Cudowna wiadomość! Gratulacje!!!! :)