Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe My vs. PCOS i spółka - udało się! :)
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
My vs. PCOS i spółka - udało się! :)
O mnie: Szczęśliwą, spełnioną, kochającą i kochaną kobietą :)
Moja ciąża: Najpiękniejsza niespodzianka w moim życiu... po odebraniu wyników badań hormonalnych, które wyszły kiepsko - monitoring u lekarza - była owulacja! :) i to był ten szczęśliwy cykl, ten w którym odpuściliśmy, bo przecież nie mogło się udać z takimi wynikami ;)
Chciałabym być mamą: Troskliwą, ale dającą poczucie wolności. Wyrozumiałą i pomocną. Gotującą z sercem. Taką jak moja Mama :)
Moje emocje: Z jednej strony ogromna radość, coś nie do opisania, z drugiej - lęk, którego nigdy w ten sposób nie doświadczałam - czy sobie poradzę? Czy będę dobrą mamą? Czy donoszę ciążę i urodzę zdrowego bobasa? Mam nadzieję, że właśnie TAK będzie! :)
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

27 sierpnia 2014, 10:04

Po monitoringu w 15dc, na którym okazało się, że najprawdopodobniej 1-2 dni wcześniej była owulacja, spodziewałam się, że MOGĘ być w ciąży, ale nie brałam tego jako pewnik. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jeśli doszło do zapłodnienia to zarodek musi się jeszcze zagnieździć...

26dc nie wytrzymałam, zrobiłam test Pepino - druga bardzo bladziutka kreska - "nie ma się co cieszyć póki co", ale @ nie przyszła ;) więc 30dc drugi test - druga, mocniejsza kreska :) nadzieja coraz większa. 32dc trzeci test - druga kreska prawie tak ciemna jak kontrolna, 2 razy ciemniejsza niż w poprzednim teście - radość :)

Wczoraj byłam na bHCG, jutro powtórka. Stwierdziłam, że odbiorę oba wyniki na raz, żeby nie stresować się dodatkowo, tylko od razu sprawdzić przyrost :) Wizyta u lekarza 1.09.

Na razie czuję się dobrze, nie mam mdłości. Na bóle brzucha, które występują sporadycznie biorę No-spę, pomaga :) nie miałam żadnych plamień, nic takiego, więc mam nadzieję, że wszystko w porządku - okaże się na wizycie. Ale chyba pękłoby mi serce, gdyby okazało się inaczej...

5 maja 2015, 21:09

Ciąża zakończona 26 kwietnia 2015

Opiszę tutaj swój poród, dopóki jeszcze go dobrze pamiętam, a Mały grzecznie śpi w kołysce :)

W sobotę 25 kwietnia wybraliśmy się z Mężem na Kopiec Krakusa, chcieliśmy wywołać Małego na świat ;) na spacerze już czułam, że coś się święci... co jakiś czas miałam skurcze przepowiadające, miałam je też na kilka tygodni przed porodem, ale te zaczynały być regularniejsze i częstsze, podobne do silnych bólów miesiączkowych... Po powrocie ze spaceru umyłam podłogi w mieszkaniu, a M wymienił opony w samochodzie na letnie (wcześniej mówiąc do brzuszka, że po wymianie opon Mały będzie mógł już bezpiecznie opuszczać teren);) wieczorem jeszcze zaszaleliśmy z M, ostatni sex przed przymusową połogową wstrzemięźliwością, podobno przyspiesza poród, u mnie prawdopodobnie pomógł ;)

Nie mogłam spać. O północy zaczęły się regularne skurcze, jak w zegarku - co 10 minut. Wzięłam jeszcze prysznic, jak radzili nam na szkole rodzenia, skurcze się nie wyciszyły, dlatego pomyślałam, że się ZACZĘŁO. Dopakowałam kosmetyczkę, sprawdziłam dokumenty, M się jeszcze zdrzemnął. Skurcze był coraz częstsze - co 9, 8, 6 minut... O 3:30 wyjechaliśmy do szpitala, w aucie skurcze były już co 5 minut, praktycznie co do sekundy :)

W ambulatorium nikomu się nie spieszy ;) wypełnianie dokumentacji (chociaż miałam wcześniej założoną tam kartę pacjenta i przeprowadzony cały wywiad kilka dni wcześniej) i badanie zajęło z godzinę... Miałam wrażenie, że wyrwałam lekarkę i położną ze spokojnego snu o tej 4 rano :P ze stresu skurcze stały się rzadsze, ale rozpoznano rozpoczynający się poród i zostałam przyjęta na oddział. Jeszcze w ambulatorium musiałam przebrać się w koszulę porodową, szlafrok i kapcie i tak z M ruszyliśmy z położną na oddział.

Na trakcie porodowym czekała na mnie kolejna papierologia, na szczęście wypełnianie szpitalnego planu porodu mnie ominęło, bo miałam go już ze sobą (ze strony rodzić po ludzku) i w tym momencie muszę przyznać, że cały poród i po porodzie wszyscy pracownicy trzymali się go skrupulatnie. Polecam mieć taki dokument - oczywiście podpisany przez Was - ze sobą! :)

W końcu koło 5:30 położna poprowadziła mnie do sali porodowej, omówiła ze mną szczegółowo plan porodu i zbadała ("o matko! szyjka jeszcze nie zgładzona, rozwarcie na 2 cm - czyli tyle, co 2 dni wcześniej u lekarza, a ja od ponad 5 godzin mam regularne skurcze! będę rodzić 2 dni!"), skurcze były już co 3 minuty, trwały około minuty, ale postępu porodu nie było widać...

Skurcze były coraz bardziej bolesne i zaczynały boleć mnie również plecy, ale widocznie nie było ze mną tak źle, skoro między 6 rano a 12 oglądaliśmy z M seriale na porodówce :D dobrze, że na szkole rodzenia dawali nam takie przydatne rady, bo zanudzilibyśmy się na śmierć chyba...

Po 12 skurcze były już ciężkie do zniesienia, najgorsze było to, że położna nie widziała specjalnego postępu, najboleśniejsze skurcze się w ogóle nie pisały na KTG (chyba jestem jakimś dziwnym przypadkiem) i już proponowała mi oksytocynę, na którą na szczęście się nie zgodziłam. Szyjka dopiero się zgładziła a rozwarcie osiągnęło 3 cm. Modliłam się o 4cm i możliwość wzięcia ZZO, jednocześnie przeklinając mój niski próg bólowy. Gaz rozweselający nie dawał mi zupełnie nic, ale M po przetestowaniu zakręciło się w głowie ;P Jedynie skakanie na piłce podczas skurczu i nieoceniona dłoń mojego M silnie dociskająca mój odcinek lędźwiowy jako tako dawały mi ulgę. Podpisałam zgodę na ZZO, podpięto mnie pod KTG, żeby sprawdzić tętno dziecka, ja pamiętam tyle, że zwijałam się z bólu, najgorsze były bóle krzyżowe. Skurcze nadal się nie pisały :P

Przed 15 położna sprawdziła rozwarcie, w myślach powtarzałam, żeby było już to upragnione 4cm, wydawało mi się, że nie dam rady... Położna coś tam pogmerała i nagle zaskoczona mówi: "Niesamowite... Jest 9cm! Będziemy zaraz rodzić!". W tym momencie poczułam ulgę, wiedziałam, że nie dostanę znieczulenia, ale że koniec jest blisko ;)

Dosłownie POBIEGŁA po lekarkę i drugą położną, bo ja chwilę po tym miałam już skurcze parte, ledwo zdążyły sobie wszystko przygotować, rozłożyć łóżko i rozpakować zestaw do pobrania krwi pępowinowej, który ze sobą mieliśmy :) przez chwilę musiałam powstrzymywać parcie, to było dość ciężkie, ale jak położna pozwoliła mi przeć, nic mnie nie bolało! To faktycznie jest dokładnie takie uczucie, jak parcie na stolec :P Czułam jedynie lekkie napięcie krocza jak główka już się wyłaniała...

Dosłownie po 3 skurczach partych maluszek był już na świecie :)26,04 o 15:40 urodził się mały Marek.

Poród to najpiękniejszy moment w moim życiu i pomimo bólu, nic innego poza dzieckiem się nie liczyło! Tylko ten mały cud :) i mimo takiego opisu (który może przerażać przyszłe mamy w niektórych momentach), uważam, że miałam piękny poród, naturalny, bez niepotrzebnych ingerencji medycznych. Mały był 2 godziny na mojej piersi w sali porodowej, tak jak życzyłam sobie w planie, ssał pięknie pierś, urodzony ssak ;)


Wszystkim przyszłym Mamom życzę powodzenia i tego Małego Cudu, na który zasługujecie! :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2015, 14:10