Boję się cieszyć. Wolę być ostrożna, nawet bezduszna. Ale jest to moja pozycja obronna. Na razie z mężem nikomu nie powiedzieliśmy, nawet naszym rodzicom, nikomu. I tak zostanie dopóki pracuję.
A więc, od jakiś trzech dni budzę się rano, otwieram oczy i za 5 sekund już jest mi niedobrze! Niewiarygodne po prostu! Niby nie wymiotuję, ale przez te mdłości czuję się taka słaba. Decyzja co zjem na śniadania jest podjęta z trudem. Jednak gdy jedzonko czeka na talerzu zaczynam nabierać apetytu. Po śniadaniu jest ciut lepiej ale nadal czuję, jakby mi coś dolegało na żołądek. Tak jest średnio do południa, po południu czuję prawie ok ale jakieś tam echo zostaje. Powtarzam: nie narzekam, bo wiem, że dodatkowo pojawiające się objawy oznaczają, że beta przyrasta, a jak beta przyrasta to z dzidzią jest raczej ok. Zniosę wszystko żeby tylko Frędzelek urodził się zdrowy.
Martwię się tylko jak to ogarnę w pracy. Dzięki Bogu do końca lipca przypada mi tylko jedna pierwsza zmiana, reszta na godzinę 10 i popołudniówki, więc najgorsze będzie za mną.
W piątek 24 lipca pierwsza wizyta. Mam nadzieję, że jak na ten etap, to będzie wszystko ok. Jestem zadziwiająco spokojna. Aczkolwiek od czasu do czasu stosuję zimny prysznic w postaci wspomnień, że wtedy też myślałam że będzie ok (bo czemu by miało nie być???) a nie było. Muszę się liczyć że teraz może zdarzyć się to samo. Choć jestem cały czas dobrej myśli i wierzę że Pan Bóg wysłucha moich modlitw. Niepoprawna optymistka ze mnie
Teraz mam 3 dni wolnego od pracy i trochę się mniej ruszam i może dlatego te wzdęcia? Nie wiem sama. A jak to u was jest dziewczyny, też tak macie?
Naprawdę jestem dobrej myśli i wierzę że z gabinetu wyjdę uśmiechnięta Ale myślę, że żadna kobieta z przejściami takimi jak moje nigdy już nie będzie przechodzić ciąży spokojnie i pełna relaksu. Zawsze już będziemy się bać, przed każdą wizytą będą nas dręczyć niepokoje.
Wiem, że się powtarzam, może dla niektórych z was moja wiara jest śmieszna, może przypisuję Panu Bogu rzeczy, które zdarzyły się, bo taka jest kolej rzeczy. Ale uświadomiłam sobie, że w tym cyklu co zaszłam w ciążę, również zaczęłam odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Może to przypadek. Choć ja uważam że coś w tym jest. Ta wiara daje mi siłę.
Jeśli na następnej wizycie będzie wszystko ok, to dopiero wtedy zakładamy kartę ciąży i l4.
Muszę podziękować Panu Bogu za udaną wizytę i jednocześnie prosić o kolejną udaną
Jestem szczęśliwa, to jasne, ale spokojna. Mam nadzieję że dane mi będzie znowu zobaczyć bijące serduszko naszego Frędzelka
Muszę podziękować Panu Bogu za udaną wizytę i prosić o kolejną udaną
Jeżeli na następnej wizycie będzie ok, tzn. będzie widać serduszko to zakładamy kartę ciąży i l4
Jestem szczęśliwa ale spokojna. I tak ma być cały czas
Najgorsze mdłości minęły. Czasem tylko chwyci mnie i jest mi niedobrze, ale to pikuś w porównaniu z tym co było. Za to okropnie popsuła mi się cera. Całe czoło i lewa strona w krostkach. Bez szpachli na twarzy z domu nie wychodzę Jestem też zadowolona, bo od początku ciąży schudłam 3,5 kg, a w moim przypadku jest z czego zlatywać
Za to martwię się jedną rzeczą: mianowicie wydaje mi się, że złapałam wirusa powodującego zawroty głowy i wymioty. Obstawiam, że to wirus bo moja mama i siostra miały to samo w tym samym czasie co i ja. Boję się, czy aby nie zaszkodzi on Maleństwu. Pozostaje mi mieć nadzieję, że Pan Bóg nas chroni i nie pozwoli, aby naszemu Frędzelkowi stała się krzywda.
11 września mam usg genetyczne. Nie wiem jak dotrwam do tego czasu i w jaki sposób spokojnie będę leżeć na fotelu. Wierzę, że Maluch będzie zdrowy, ale jednak niepokój jest.
Staram się być spokojna i żyć normalnie. Chciałabym zasnąć i obudzić się tego 11 września
Może jestem nienormalna i choć jestem w 14 tygodniu ciąży i lekarz nie widzi nic niepokojącego, ja i tak się boję. Tyle się słyszy o stratach ciąż późniejszych niż moja. Ogólnie się cieszę i jestem szczęśliwa, ale czasem złapie mnie taki strach za gardło i dusi. Modlę się do Boga codziennie o zdrowie i szczęśliwe narodziny naszego synka. Oby zechciał mnie wysłuchać.
Czas leci bardzo szybko. Tak naprawdę jeszcze 4 lub 4 i pół miesiąca i w każdej chwili mogę się spodziewać przyjścia dzieciątka na świat. W sumie jeszcze się nie potwierdziło, ale dr orzekł że raczej widzi chłopaczka i wybraliśmy już imię z mężem. Będzie Wojtuś podoba się nam, a jeszcze nas bardzo cieszy to, że podoba się rodzince i przyjaciołom
Powoli planuję sobie jak to wszystko zorganizować. Do Świąt chcemy zakupić szafę na ciuszki dla małego i ją złożyć. To na razie tyle. Ale po nowym roku trzeba będzie się ostro wziąć do roboty: wózek, łóżeczko, akcesoria, kosmetyki, ubranka itd.
Kolejną wizytę mam w przyszły piątek (6 listopada). Mam nadzieję że wtedy na 100% potwierdzi się płeć zaczynam też powolutku czuć takie plumkanie w brzuchu. Nie codziennie, ale czasem coś poczuję, szczególnie gdy położę się wieczorem do łóżka i poleżę spokojnie przez 5 minut czasem też poczuję rano gdy wstanę do toalety i położę się z powrotem. Czekam z niecierpliwością na wyraźniejsze oznaki życia małego lokatora
Ogólnie czuję się doskonale. Nigdy nie pomyślałam, ze można tak dobrze czuć się w ciąży. Po poronieniu myślałam, że moja kolejna ciąża będzie męką. Myślałam, że może będę musiała leżeć, może będą mnie nawiedzać plamienia lub inne okropne rzeczy a tu nic! Najlepszym dowodem na to, że jest ok jest to, że ostatnio wymienialiśmy okna w domu. Wszędzie był koszmarny bałagan. A ja powolutku, pokój za pokojem wszystko sprzątnęłam. Wiadomo że się oszczędzałam, nie dźwigałam itd., trochę (ale tylko trochę ) pomógł mi mąż. Ale przeszłam to naprawdę bezboleśnie I teraz uwielbiam ten stan, gdy wszystko mam wysprzątane, ta świadomość że za szafą nie ma żadnej pajęczyny, wszystko jest na swoim miejscu i każdy kąt jest wymyty jest cudowna
Cieszyłam się gdy usłyszałam że będę mieć syna, cieszę się tak samo z córeczki Mąż zaskoczony równie mocno jak ja, ale tak jak ja cieszy się przede wszystkim że dzidziuś jest zdrowy.
Lekarz jeszcze nie wpisał mi płci do karty ciąży, bo powiedział że zrobi to wtedy gdy będzie pewien na 100000% ale powiedział też że nie widzi tu szansy na chłopca. Następna wizyta za miesiąc 8 grudnia i mam nadzieję że wtedy wszystko się rozstrzygnie, bo chciałabym już powoli kompletować wyprawkę. Ale tak jak mówię, do 8 grudnia nie kupuje kompletnie nic
Wiem, że może ktoś pomyśli: ale naiwna. Ale ja naprawdę w to wierzę i ta wiara daje mi spokój i siłę, aby bez szaleństwa dotrwać do końca ciąży.
W końcu wydobyłam ostateczną broń i zjadłam 3 delicje, na wyro i po 15 minutach dała znak życia. Boże jedyny co za ulga...
A dzisiaj od rana jak skowronek świruje mi w brzuchu jakby nigdy nic. Obudziłam się o 5.30 rano z takim głodem że szok. Wstałam, zjadłam jabłko i położyłam się z powrotem no i się zaczęło. Chyba chciała nadrobić wczorajszy dzień.
Jak się urodzi i podrośnie to wytargam ją za uszy i opowiem jak matkę straszyła Nigdy więcej takich przeżyć.
No a co do płci to będziemy mieć CÓRKĘ Zofię znaczy się
Z mniej przyjemnych rzeczy to mogę powiedzieć że przez ostatni miesiąc przytyłam 2 kg
Mam też skierowanie na kilka badań krwi w tym na krzywą cukrową. Chyba zrobię je jeszcze przed Świętami mimo iż następna wizyta 5 stycznia. Nie chcę, żeby po świątecznej obfitości smakołyków wyszły mi jakieś cuda na kiju
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 grudnia 2015, 18:12
Skoro zyskałam już tą ,,pewność", to czas zacząć kupować wyprawkę.
Postanowiłam zacząć od rzeczy wielkogabarytowych. Szafa na ciuszki dla Małej została zamówiona już jakiś czas temu, a pani ze sklepu właśnie dziś zadzwoniła, że jest gotowa do odebrania. Jupi! Dobrze by było złożyć ją przed Świętami. Ale to zależy od dostępności fachowca, który będzie nam tą szafę składał. Ale raczej się uda.
Od jakiś dwóch dni patrzę na wózki dziecięce i łóżeczka w Necie. Żeby się zorientować w cenach (przede wszystkim), rodzajach itd. I tutaj o Matko i Córko! Jaki wybór, jaki rozmach! Nigdy nawet nie patrzyłam na tego typu rzeczy i nie wiedziałam że są aż takie różności do wyboru. Tak myślę, że teraz to tylko mieć kaskę i do przodu.
Ogólnie mam postanowienie, żeby wszystko co się da, kupować w kolorach neutralnych, aby w przypadku drugiego dzidziusia, którym może być chłopiec, te rzeczy się również przydały. A więc wózek, kołderki, kocyki, rożek w kolorach pasujących i dla córki i dla ewentualnego przyszłego syna
Tak w ogóle mam ten komfort że moja siostra cioteczna, która ma córkę 4-letnią, chce mi dać wszystkie ubranka, które mi się tylko przydadzą nie ukrywam że jestem bardzo zadowolona z tego faktu zobaczymy też co jeszcze oprócz ciuszków będzie jej zbywać. Będę wdzięczna za każdą rzecz Dlatego najpierw odwiedziny u kuzynki, rozeznanie co dostanę, a potem zakup brakujących rzeczy i akcesoriów.
Myślę, że dobrym pomysłem będzie zrobienie tutaj listy wyprawkowej wraz z cenami. Ciekawa jestem ile nas to będzie kosztować. Ale o tym później
No i co, z badania nici. Panie pielęgniarki mnie pocieszały, że to często się zdarza. Pracują tam naprawdę super babki, bo gdy powiedziałam że może gdybym po wypiciu przeleżała ten czas to może by mi się udało wytrzymać. A jedna z nich na to, żebym następnym razem wzięła kocyk i jaśka, to one mnie przetrzymają na kozetce Kazały też sobie ten roztwór samemu przygotować w domu i dodać duuużo cytryny. Że podobno pomaga. I koniecznie czystą wodę do popicia. Zrobię co każą, aby już tylko nie wymiotować w miejscach publicznych.
Następne podejście w poniedziałek. Brrrr....
Do tej pory czuję się zamroczona. Po przyjeździe do domu spałam dwie godziny i nadal mam smak glukozy w ustach.
Jestem dziewucha ze wsi, mnie nigdy nie ruszały takie rzeczy, a tu popatrz! Sypię się...
Druga pozytywna sprawa z dzisiejszego dnia to to, że pierwszy raz w życiu gotowałam bigos no i wyszedł myślę bardzo przyzwoicie. Wiadomo że Magda Gessler ze mnie żadna, ale po tej glukozie taki kwaśny bigosik z miąskiem to było to czego było mi trzeba
A co krzywej to wyniki wyszły w porządku, bo
na czczo 70 (70-99)
po 1 h 154 <180
po 2 h 86 <140
Więc jestem cała happy
Bigos jest, kotlety posmażone, cista upieczone, dom posprzątany. Właśnie wstawiłam jaja do ugotowania na twardo na sałatkę śledziową na Wigilię. Jutro z rana robię sałatkę i pojadę do mamy zawieźć owe danie i ciasta które popiekłam. Będzie nas na Wigilii 14 osób i wiadomo że mamcia nie ogarnie wszystkiego więc razem z siostrami pomagamy jak możemy i umiemy
Poza tym uprasowałam koszule dla mężula i ciuchy dla mnie na każdy dzień, żeby nie tykać żelazka przez Święta.
Marzę o gorącym, relaksującym prysznicu i masażu, o tak
Pamiętam, że równiutko rok temu, 31 grudnia 2014 roku, wczesnym rankiem wyszedł mi pozytywny test ciążowy. Mój pierwszy Maluszek, którego straciliśmy półtora miesiąca później. Nigdy o nim nie zapomnimy. Zawsze będziemy o nim pamiętać. Nasze pierwsze dziecko, brat lub siostrzyczka Zosi.
Jestem z tym pogodzona, choć nadal czekam, aż zrozumiem sens tego co nas spotkało.
Potem każdy kolejny dzień był wypełniony nadzieją, że może w tym cyklu się udało, że może teraz kluje się we mnie nowe życie. Aż 10 lipca zobaczyłam kolejne upragnione dwie kreski. Jak teraz czytam wpisy z tamtego okresu, to nie mogę się nadziwić jaka byłam chłodna, pozbawiona ekscytacji. Bo gdybym znowu się nakręciła i znowu byśmy to wszystko stracili, to nie wiem jak bym żyła dalej. Pierwsza nadzieja pojawiła się po usg prenatalnym, kiedy usłyszałam że raczej wszystko jest ok. I tak to się dalej toczy.
Teraz Zośka harcuje w brzuchu. Badania wykazują, że jest zdrowa. Mogę mieć tylko obawy co do szczęśliwego porodu i bezkomplikacyjnej końcówki ciąży. Wierzę jednak że będzie dobrze.
Poza tym dzięki Bogu wszyscy zdrowi. Mąż zdrowy, rodzice, teściowie, siostry, bracia. To najważniejsze. Nie brakuje nam niczego.
To nie był zły rok, tylko rok pełen doświadczeń, które nauczyły mnie wielu rzeczy, zbliżyły do Boga. Aby przyszły rok 2016 nie był gorszy od mijającego.
Moim największym marzeniem i życzeniem jest szczęśliwe przyjście na świat Zośki i jej zdrowie. Abyśmy z mężem byli dobrymi rodzicami dla niej.
Od ostatniej wizyty przybyło tylko 1 kg, więc też jestem zadowolona.
Zapytałam też lekarza czy są jakieś przeciwwskazania, abym jeździła autem jako kierowca. Powiedział, że nie ma żadnych medycznych przeciwwskazań, no chyba że bym się źle czuła. Kazał tylko zapinać pasy, bo stwierdził że jakiś idiota wymyślił przepis, że kobiety ciężarne nie powinny ich zapinać. Stwierdził że pasy są tak skonstruowane, że w razie czego nie zaszkodzą dziecku a wręcz mogą je uratować.
Jestem bardzo szczęśliwa
trzymam kciuki, żeby wszystko było dobrze :)
My tez jeszcze nikomu nie powiedzielismy, tylko Wam ;) Tydzien szybko minie I po wizycie pewnie bedziesz spokojniejsza ;) Ja tez juz sie staram nie nakrecac ;)
Dzięki za kciuki Sehnsucht! :) Kasika, będziemy próbować utrzymać moją ciążę w tajemnicy tak długo jak się da. Nie mam ochoty na powtórkę z rozrywki.
Ja też nie zamierzam nikomu mówić poza mężem i dziewczynami tu na forum, kiedy uda mi się znowu zajść w ciążę. Jakoś czuję, że tak będzie mi łatwiej.
Kurcze, tylko tydzień mnie tu nie było, a tu takie nowiny. Gratulacje!!!