Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 23 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Po drugiej stronie. . . :-)
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Po drugiej stronie. . . :-)
O mnie: Mam 29 lat, mega kochanego i madrego męża. Jesteśmy 3 lata po ślubie i uważam, że jesteśmy fajnym małżeństwem. Moj maz jest rowniez moim przyjacielem. Kiedys pewna osoba powiedziala mi " jak mowisz o swoim mezu, oczy Ci blyszcza. Musisz go bardzo kochac" . To prawda. On jest czlowiekiem, ktory swoje emocje i uczucia bardzo dawkuje jesli chodzi o mowienie o nich. Natomiast pokazuje mi to na kazdym kroku. Moja praca Lubię moją pracę, choć bywa bardzo stresująca, mnóstwo obowiązków, mnóstwo odpowiedzialności, ale i satysfakcji. Mamy mieszkano, na ile czas i finanse pozwalają staramy się realizować naszą wspólną wielką pasję a więc podróże. I wszystko co mamy zawdzięczamy sobie i jesteśmy z tego mega dumni :-) jestem dokladnie tu gdzie chcialabym byc, to cudowny, wyjatkowy czas mojego zycia. Teraz przyszedl czas na owoc tych uczuc. To dziecko z wielkiej milosci i z wielkiego pragnienia.
Moja ciąża:
Chciałabym być mamą:
Moje emocje:
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

18 listopada 2013, 20:59

Moja ciaza zaczela sie tak :
Jak juz powiedzialam mezowi, to okazalo sie ze pregnyl daje test falszywie dodatni, a ja dostalam podwojna dawke
Testu ciazowego dla pewnosci nie powinno sie robic chyba nawet do 7 dni po spodziewanej @ bo moze wyjsc falszywie dodatni.
" wiedzialam, ze to nie ciaza, to byloby za piekne"
Lece kolejnego dnia do ginekolozki
" jest cialko zolte i grubasne endometrium, szykuje sie. . . " ale pewnosci nie ma, trzeba robic bete
Oczekiwanie na wyniki juz NERWY
Wyniki ok . . . Pare dni eufroii. . .
Budz sie rano w ktorys poniedzialek zawalone gardlo, goraczka 38 nic nie biore, nie wiem co, nie chce zaszkodzic, tylko naturalne ohydne cebulowo- czosnkowe leczenie, lekarz dopiero nst dzien
Zrobila mi testy z krwii - bez tego nie ma mowy o antybiotyku u ciezarnej ( kurde czulam sie nieswojo mowiac jej o tym, jestem naprawde ciezarna? przeciez usg nawet tego jeszcze nie potwierdzilo) wynik za dwa dni
Wynik nie ma wskazan do antybiotyku, lecze to dalej naturalnie, jest dobrze, jest lepiej
Musialam przesunac usg przez ta chorobe, ale tez inna analiza wplynela na zmiane terminu
I znowu . . .Naczytalam sie o ciazach pozamacicznych, poza tym jakis czas temu moja bratowa poronila . . . to niestety zostaje w glowie i znowu NERWY
Wchodze na fotel, na przeciwko monitor, zamykam oczy : nie chc slyszec nic zlego, nie chce zobaczyc, ze tam nic nie ma
" oooo jest piekna ciaza, jest zarodeczek i serduszko bije" , nawet teraz jak sobie to przypominam mam lzy w oczach
" prosze pogratulowac sprawcy i przyprowadzic go na nast usg" . . . Dalej juz nic nie pamietam
Euforia. . . ale na pewno zaraz znowu sie naczytam jakichs glupot i bede martwic
Nie moge sie martwic, nie jestem juz sama, mam Kropka on nie lubi jak ja sie martwie, musze przestac :-(

21 listopada 2013, 21:11

Dzis w 90 % podjelismy decyzje robimy badania prenatalne.
Jutro musze podzwonic do kolezanek ciezarowek dowiedziec sie gdzie one w miescie robily.
Na necie znalazlam namiary na faceta, ma wszystkie konieczne certyfikaty i ogolnie podobno jest swietny od interpretacji usg
Wynik tych badan jest mi bardzo potrzebny , zebym sie uspokoila, bo strasznie mi ten temat ciazy
Nie wiem czy kazda z Was tak przezywala, niektorzy twierdza, ze az przesadzam w tym tmacie
Sama tez tak mysle, dlatego zrobie te badania by sie uspokoic
Po co mi one jeszcze?
Poza aberracjami chromosomowymi, takie badania wykrywaja inne wady, ktore mozna leczyc
Taka wiedza jest potrzebna, nie ma co przed nia uciekac
Mamy z mezm zdecydowanie wiecej za niz przeciw tym badaniom
Takze jutro dzialam - wybieram lekarza i umawiam sie na wizyte w polowie grudnia bym chciala

25 listopada 2013, 16:06

Wizyta umówiona na 16 grudnia na 14:40.
Robimy usg genetyczne + testy z krwi. Wynik usg to wiadomo od razu,z krwi w środę czyli 2 dni później, tuż przed samymi świętami....
To jest największy stres mojej ciąży.
Boję się, ale też już bardzo chciałabym aby było po wszystkim.

28 listopada 2013, 18:23

Wczoraj bylam na usg z moim M i taaak Pania doktor poprosilam bardzo o usg. . . Bo sie super czuje, zero naprawde zerow wymiotow, ani razu nawet mnie nie zmulilo, mam apetyt, jedzenie mi smakuje, jestem senna i czuje zmeczenie, ale bez przesady, piersi sa delikatnie wieksze i wrazliwe- ale nie jak mi kumpela opowiadala, ze zwijala sie z bolu jak podczas jazdy samochodem wpadla w jakas dziure
Kurde kazda dziewczyna, ktora nie puszcza pawii powinna to przeczytac
To naprawde bywa normalne i jest uwarunkowane rowniez genetyczni, ale tez dowiedzialam sie,ze czesciej wymiotuja dziewczyny z choroba lokomocyjna
Mozna czuc sie genialnie i byc w zdrowej ciazy
Dla przeciwwagi powiem, ze moja bratowa ciaze w ktorej zygala i odczuwala silne bole glowy i ogolnie czula sie fatalnie poronila
Nie ma reguly, a dziewczyny, ktore czuja sie swietnie powinny sie cieszyc, a nie zamartwiac jak ja
Wiec jak juz zobaczylam jak dziecie moje (hihihihihi dalej sie ciesze jak to pisze moje dziecię lub ja matka) wierzga nozkami to sie mocno uspokoilam
A poszlam bo chciala, tylko zaswiadczenie do pracy
Rano wchodzi moj szef
Ide za ciosem prosze o rozmowe
Wchodze siadam . . . O fuck o ni , nie nie nie, nie chce ryczec, boshe dlaczego chce mi sie plakac
To ten stres cala noc nie spalam
On pyta co sie dzieje? I ze spokojnie, zebym po prostu powiedziala co chce mu powiedziec
Wiec wypalam: jestem w ciazy
A moj szef: gratuluje, przytula, sciska . . . Naprawde szczerze
Jesssu wiem, ze jest super czlowiekiem, ale jednak ludzie patrza przez swoj pryzmat
Mnie w pracy zastapic bedzie trudno
Cos wymyslimy
Bardzo sie ciesze, ze mam juz to za soba :-)
Juz tylko ten 16 grudnia zostal, pozniej juz tylko porodem bede sie martwic hehehe :-)
To byl mily dzien, a mezus wlasnie pichci mi obiadek i robi wlasnorecznie oczywiscie sok z burakow i jablek bo hemoglobine mam niska :-)

4 grudnia 2013, 10:06

Tak sobie czasem czytam komentarze, opisy dziewczyn, które się starały i zaszły w stosunku ( nomen omen hehehe)do tych, które ciągle się starają
I nieustannie mnie cześć komentarzy, tych które zaszły bawi i zadziwia :-)
Ja naprawdę wierzę, że w momencie kiedy się "odpuszcza" psychicznie to pewnie ma to jakiś wpływ
Prawda jest jednak taka, że mało która odpuszcza
Kobieta jak zaczyna się starać to odpuszcza dopiero jak zajdzie
I sytuacje życiowe różnie się układają, ale podświadomie nawet informacja : odpuszczam nic nie znaczy, bo w głowie jest tylko jedno : zajść w ciążę
Ja tam starałam się bardzo, z testami, z wykresem, jeszcze zastrzyk dostałam, żyłam w mega stresie- no, że chcę już zajść, że mam dość
Było świadome, wielkie planowanie
Nie było żadnego odpuszczania- choć sobie asekuracyjnie co miesiąc powtarzałam :odpuszczam :-), był sex na zawołanie, sex, żeby cykl zakończył się ciążą
I naprawdę dziwią mnie te wszystkie dobre rady : " serduszkujcie rzadziej, serduszkujcie częściej, co drugi, co trzeci, w każdy dzień " zażyjcie ten lek, lub tamten
Ja chciałam tylko powiedzieć, że jestem chyba jednym, nielicznym przypadkiem, kiedy zaszłam w ciążę bardzo się o nią starając,<3 były na zawołanie, wtedy kiedy był czas
I absolutnie nie uważam, żebym poznała sposób- którym mogłabym się z kimś podzielić
Nie jestem w tym zakresie specjalistą, starałam się jak Wy wszystkie, z każdym cyklem wariowałam z testami , z każdym cyklem planowałam, z każdym cyklem ryczałam itd itp
Jedyne co mnie zaskoczyło to wynik testu, ale wtedy już było po całym procesie zapłodnienia :-)

21 stycznia 2014, 20:12

O ciazy ale w troche innym wymiarze. . . Jak to bylo jak sie w niej nie bylo
Ostatnio koleżanka mówi : naprawdę świetnie znosisz tą ciąże, nie nadajesz ciągle i tylko o niej,
No właśnie nie i jak gadam to tylko z innymi ciężarówkami po czym sama mam dość :-)
Nie czytam jeszcze obsesyjnie poradników ani książek i chyba nawet się uspokoiłam
Ale wracajac do tematu nie nawijam kobietom z otoczenia o ciazy bo wiem, ze zwyczajnie ich temat zupelnie nie interesuje
I sama pamietam jak ja bylam na etapie: dziecko o boshe are you crazy? I to bylo calkiem niedawno :-)
I nie rozumialam tej calej podniety , tych wzruszen a juz zdjecia usg to totalny odlot, " matko co ona tam widzi Tosz to ledwo jakis szary obrazek
Dlatego tego nie robie, nie biegam ze zdjeciami usg, nie wrzucam tego na fejsa( o maj got to to juz dla mnie wybaczcie dramat- naprawde ludzie chca sie tak intymnymi sprawami tak bardzo bardzo osobistymi dzielic ze znajomymi, ktorych znaja z widzenia albo widzieli ostatni raz w podstawowce. . . Kiedy to bylo 20 lat temu yhy. . . Znajomi :]
ja rozumiem , ze dziecko sie rodzi to sie chce swiatu oznajmic, ale pokazywani zdjec z usg to jest szok dla mnie
Radosc z tych zdjec wspolodczuwaja Maz, rodzice, tesciowe, rodzenstwo, przyjaciele ale wybaczcie nie jacys tam lobcy ludzie
Nieznosilam tego nie bedac w ciazy i nie myslac o dziecku- gadania kobiet ktorych zycie krecilo sie tylko wokol tego i nadawaly tylko o tym
A jak juz zapisalam sie na ovu
Nieznosilam wirusow
Dzizas jakbym chciala to bym poprosila - tak jak sama zaszlam wysylalam tylko tym laskom , ktore o to prosily byl to dla mnie sygnal, ze jest to dla nich mile
Ale nie dla kazdego jest
Nie znosilam tych wirusow, irytowaly mnie
Ale juz ponad wszystko nie znosilam jak dziewczyny, ktore staraja sie z rok i zachodza nagle zamieniaja sie w lekarzy i zaczynaja udzielac rad w stylu: ja zaszlam, wiec zrob tak, zazyj ten lek, sprawdz to i tamto
Jakis koszmar! :-)
Pisze to z nadzieja, ze przeczyta ten tekst jakas ciezarowka i zastanowi zanim wszystkich wokol zacznie leczyc, nie kazdy sobie zyczy, naprawde nie kazdy takie rzeczy lubi
A czemu tu sie zapisalam! Bo ten kalendarz fajnie systematyzuje i daje mnostwo fajnych informacji i mozliwosci poznania swietnych ludzi, z ktorymi mozna pogadac po prostu
I teraz bedac w ciazy.
Prowadze aktywny tryb zycia i czesto w swoim otoczeniu slysze: przesadzasz z tym tempem, zwolnij albo wogole idz na L4
Nie bedac w ciazy mialam rozne plany, ze odejde szybko, ze mam dosc, bo mam czasem ale to normalne uwazam
Bedac w ciazy postanowilam to zmienic
Dwoch wysokiej klasy specjalistow mowi, ze z dziecięciem wszystko dobrze, a ja nie chce siedziec w domu bezczynnie czy tez sprzatajac/ gotujac
Po prostu zle sie czuje w takiej roli
Za to w pracy jak ryba w wodzie
Generalnie wszystko byloby ok, ale ludzie sa okrutni i nie wiem czemu ale wysuwaja argumenty: jesli sie cos stanie dziecku to co wtedy
I mam dola i wygasam jak swieczka
Ale wtedy z odsiecza przychodzi moj maz; mowi" Ty dlatego sie tak swietnie czujesz bo lubisz to co robisz bo lubisz taki tryb zycia. Spojrz jak ta czy tamta nudzi sie , jest przygnebiona i prawie nie w depresji bo poszla na L 4 w 10 tygodniu i teraz nie maja co robic, myslisz, ze to lepiej dziala na dziecko, ja mysle , ze gorzej. Przeciez kochamy nasze dziecko , ale szczesliwe dziecko to szczesliwa matka, a Ty teraz jestes szczesliwa i Kropkowi nic wiecej do szczescia nie potrzeba . " . Kocham Go, kocham ich obu. Gdyby cokolwiek sie dzialo poswiecilabym wszystko, ale jest dobrze.
Zeby bylo jasne, nie oceniam nikogo, mam tu na mysli wylacznie siebie sama i mysle wylacznie o sobie piszac o pracy.
Gdzies idac dalej , mysle sobie fajnie, ze tak zmienilam podejscie bedac w ciazy. To wszystko sprawia ze moje mysli sa tak pozytywne jak moje samopoczucie. I obym byla taka matka, rozsadna, ktora wybierze najlepsze rozwiazania dla siebie i dziecka, nie apodyktyczna, obsesyjnie myslalaca o swoim dziecku i pragnaca by dla calego swiata to dziecko bylo najwazniejsze
Moje dziecko dla calego swiata jest tylko dzieckiem, ale dla nas jest calym swiatem to bardzo wazne by zdawac sobie z tego sprawe :-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 stycznia 2014, 20:32

16 kwietnia 2014, 10:45

Moja ciąża przebiegała bardzo prawidłowo, dziecko rozwijało się idealnie....aż tu nagle wszystko odwróciło się do góry nogami
poszłam do toalety- cała wkładka w dużej ilości brązowego gluta, byłam w pracy, ktoś zadzwonił na pogotowie
i tak wylądowałam w szpitalu na 18 dni
Krwiak i podejrzenie brzeżnego odklejania łożyska...a to oznaczać może najgorszy scenariusz
Mnóóóstwo lekóóów, mnóóstwo kroplówek, sterydoterapia by rozwinąć dziecku płuca
Na nic się nie chciałam zgodzić, żądałam co chwilę konsultacji- przecież chodzi o życie i zdrowie najważniejszego człowieka w moim życiu- mojego dziecka, dwóch innych lekarzy zrobiło mi usg ( ten który mnie przyjmował był w trakcie specjalizacji, nie zrobił wrażenia człowieka kompetentnego)
po nim przejął mnie akurat "szefujący" na nocnej zmianie cham, który wypala mi, że nie wygląda to dobrze i może się skończyć cięciem ratującym moje życie, pytam a dziecka? bez odpowiedzi , wpadam w histerie, że na nic się nie zgadzam, że życie dziecka jest dla mnie najważniejsze, że na jakiej podstawie on takie diagnozy stawia, że nie widział usg itd
kwituje to: naszym obowiązkiem jest ratować Pani życie przede wszystkim, może się Pani nie zgadzać, straci Pani przytomność zrobimy swoje
Starałam się nie analizować tych słów, puścić je gdzieś w pustą przestrzeń
W między czasie cudowne położne, sprawdzają wkład mówią, że wszystko się wycisza i, że będzie dobrze, że donoszę dziecko, uśmiechają się, że jeszcze przenoszę, że widziały kobiety z odklejającym się łożyskiem to krew lała się strumieniem, że u mnie wszystko się uspakaja..
Przychodzi po godzinie ten cham, kiedy krwawienie już ustępuje, przeprosić , że nie chciał mnie wystraszyć
Patrzę tylko na niego, nie komentuje, staram się być już spokojna, Mały też się trochę uspokoił
Przyszła ordynatorka pediatrii i kilku innych lekarzy, wszyscy mi tłumaczą, że dla dziecka sterydy mają jedynie pozytywny wpływ- rozwijają pęcherzyki płucne, w razie gdyby była konieczność wcześniejszego cięcia Mały ma większe szanse na przeżycie ( wcześniej nie wyraziłam zgody- musiałam im to dać na piśmie, chciałam poczekać na drugie usg, być pewna, że jest to konieczne)
Zgodziłam się w końcu, po tym drugim usg, po rozmowie z ordynatorką pediatrii
Kolejnego dnia przychodzi lekarz i informuje, że w trakcie usg zaobserwowano jeszcze powiększoną komorę boczną w główce, trzeba to obserwować, ale muszę wiedzieć, że może to być związane z wadami anatomicznymi
Ta wiadomość rozłożyła mnie na łopatki, to był najtrudniejszy tydzień mojego życia, nie umiałam zebrać się w całość, nie mogłam w to uwierzyć- naprawdę chodziłam na usg do najlepszych lekarzy w mieście, jak to możliwe żeby nagle tak się wszystko się odwróciło?
a jednak możliwe, na każdym etapie coś może się zmienić i zdarzyć
szkoda tylko, że lekarze nie poinformowali mnie, że ta powiększona komora to może być reakcja na infekcję matki, na to właśnie krwawienie i często na tym etapie ciąży powiększa się krótkotrwale u chłopców!, by później wrócić do normy- te informacje zdobył mój mąż i dzięki nim przetrwałam ten koszmarny tydzień
Obie komory mają po 6 mm- są prawidłowe, łożysko nie ma już cech patologicznych, ale sytuacja była bardzo niebezpieczna, nie wypuszczą mnie , boją się
Na oddziale lekarz prowadzący to prawdziwy lekarz, ogromna wiedza , czuje się to, aczkolwiek nie przebiera w słowach przekazując pacjentkom informacje - nikt się nad Tobą nie użali, nikt nie wesprze- to nie ich zadanie( ich zdaniem)- z takim też nastawieniem będę szła rodzić, przynajmniej się nie rozczaruje
Obecność studentów, która w moich planach porodowych była największym koszmarem okazuje się w tak trudnych chwilach nie mieć znaczenia, w ogóle ich nie zauważałam, pojęcie intymności na oddziałach położnictwa i ginekologii nie istnieje i trzeba ten fakt zaakceptować
Sam pobyt w szpitalu nie działa na psychikę dobrze, człowiek leży , fizycznie czujesz się dobrze, a nie możesz nic- dopiero będąc tu doszło do mnie jak wtedy liczy się drugi człowiek, jak ważna jest empatia i zrozumienie
Ludzie którzy nie rozumieją pytali o co mi chodzi, no przecież leżę, do pracy nie muszę chodzić, mogę spać ile chcę- nic bardziej mylnego, ale to trzeba przeżyć, żeby zrozumieć jak taka sytuacja może obciążyć głowę
Wyszliśmy
Obecnie biorę leki na rozrzedzenie krwi- aby ulepszyć przepływy w łożysku
Na ostatnim usg lekarz zbadał Małego i stwierdził, że do dziecka nie m zastrzeżeń, że wszystko wygląda dobrze
ale ja spokojna już nie będę do porodu...w końcu przyjmowałam mnóstwo leków, nie wiem jak one wpływają na dziecko czy w ogóle, ponieważ tym razem odgrodziłam się od forów, na których można przeczytać, że nawet zioła są szkodliwe, więc nie chce się wpędzać w czarne myśli czytając o tych lekach
Napiszę jeszcze, że ta historia przewartościowała moje życie, pokazała kto jest najważniejszy
a mój mąż - chyba kocham go jeszcze bardziej
wiele razy zastanawiałam się jak poradzi sobie w roli ojca, a dziś wiem, że to on będzie największym oparciem, wszystko organizował, nad wszystkim czuwał , nie spanikował, mimo, że sam przeżył bardzo-dawał mi jeszcze niesamowite wsparcie, nie wiem skąd on bierze tę siłę- ale czuję, że po porodzie jeszcze wielokrotnie będę z niej czerpała
Dziś już w domku- mogę chodzić, jeździć, ale wszystko z umiarem
Uczę się żyć nowym rytmem, wolniejszym. Nie jest to łatwe dotąd aktywnie 7 dni w tygodniu, ciągle na podwójnych obrotach- kochałam takie życie
Teraz jednak Junior jest najważniejszy i już teraz muszę przeorganizować swoje życie dla niego- przyda mi się taka lekcja
Odliczam dni do porodu- leeecąąą tak strasznie powoli
Dziękuję Bogu i wszystkim którzy się za nas modlili- wiem, że było to sporo ludzi

16 lipca 2014, 15:41

HISTORIA MOJEGO PORODU POPRZEZ CESARSKIE CIĘCIE
noc z wtorku na środę czyli z 24 na 25 czerwca to była ostatnia do teraz noc, którą przespałam, nie zdawałam sobie wtedy z tego sprawy....
kolejna noc, to ta tuż przed narodzinami Mikołajka...mnóstwo emocji, strachu, przemyśleń, analiz...nie było szans na sen
Rano o 7 zgłosiliśmy się na izbę przyjęć jako pierwsi ok 08:30 kolejka była już na pół korytarza a my wciąż na korytarzu, bo wredna baba na IP wrzeszcząc jak na
zwierzęta powtarzała, że ona powie kiedy wchodzić
W końcu mnie wezwała , na wstępie zaczęła ryczeć i zwracać się do mnie w trybie rozkazującym : kłaść się tętno sprawdzam, wyniki, karta ciąży.....pytam: czy kartę
informacyjną ze szpitala również? ( lekarka mi mówiła, że to ważne) a ta z grubej rury: dawać co mówie, a nie pytać ( WTF??? ;/)
już na wstępie masakra, a ja skupiona na maxa na tym co ma się wydarzyć, próbuję głęboko oddychać, aczkolwiek mój wewnętrzny niepokój został mocno pogłębiony
szybka analiza, że odpyskowanie i przywołanie jej do porządku sprawi, że tylko pogorszę własną stuację
poszłam do depozytu, przebrać się,wracam znowu
zagaduje kobiete, że pewnie ma mnóstwo pracy, bo w innym szpitalu remontuja położnctwo itd
udało się, kupiła to, po 20 minutach opowiadała mi o swoim życiu, że po urlopie, że praca w szpitalu jest ciężka, że nikt nie docenia, że takie trudne warunki
na koniec poszła nas osobiście zaprowadzić na oddział i wzięła jedną z toreb żeby pomóc :-)
Mój mąż był nieźle zdziwony, bo w drodze do depozytu zdążyłam mu powiedzieć że wredne babsko, a tu na oddział idzie ze mną przesympatyczny człowiek
i od momentu wprowadzenia mnie na porodówkę wszystko zadziało się błyskawicznie
położna zaczęła przygotowywać mnie do cięcia- wenflon, kroplówki, cewnik( przed znieczuleniem, TO NIC NIE BOLI, jest tylko nieprzyjemne uczucie mega parcia na pęcherz a człowiek asekuracyjnie zaciska te mięśnie jeszcze bardziej)
, buziak od męża i wjazd na salę operacyjną
pierwszy kontakt- anestezjolodzy- główny oraz młoda dziewczyna ( boshe dzięki Ci za nią- trzymała za rękę, głaskała po głowie, mówiła, że już niedługo się skończy,
na jakim etapie są operatorzy, żebym głęboko oddychała aby dotlenić dziecko do ostaniego momentu)
znieczulenie prawie nie boli, fakt, że wykonywał je taki doświadczony lekarz bardzo mi pomógł, z resztą instruowali mnie na każdym kroku, było lekkie ała podczas wkłucia
ale to chyba bardziej ze strachu ;-)
póżniej przyszła moja lekarka- główny operator, przywitała się, pogadała, wsparła a za nią masa innych ludzi
dezynfekują mi brzuch, ja lekko przerażona mówię, że to czuję....mam czuć ok, za chwilę słyszę moją lekarkę próba udana, zaczynamy ( jak dobrze, że w ten sposób a nie
np: teraz Panią natniemy, proszę powiedzieć czy coś Pani czuje ;-) )
oczekiwanie....minuty wydają się godzinami, moje ciało przesuwane po całym stole, co czułam i myślałam...?: dżizas czy te lekarki- OBIE weszły do brzucha po to moje
dziecko?
-proszę oddychać głęboko dotlenić jeszcze dziecko, już niedługo i nagle....., słyszę GO- rany jak ON krzyczy, słyszę położne- wzruszone, wciąż nie wierzę, mierzą, badają, sprawdzają,
on wciąż krzyczy
idą z NIM do mnie, ma Pani pięknego synka, 10 pkt w skali Apgar, kładą mi GO przestaje krzyczeć, za to ja rozklejam się na dobre, MOJE DZIECKO mój maleńki CUD,
podłączona do aparatury słyszę moje srece niesamowicie szybko bije i głośno, pozwalają mi celebrować tą chwilę, mówią coś, patrzą na nas, nie słyszę nic,
liczy się tylko ON- kocham GO ponad życie, kocham miłością jakiej do tej pory nie znałam
zabierają Mikołaja do taty tam odbywa się kolejny akt miłości rodzicielskiej,( przeżyliśmy go osobno i bardzo mi z tym źle- kolejny minus z mojego punktu widzenia- cc)
podczas gdy mnie szyją
położna przychodzi jeszcze żeby powiedzieć, że tata taki oczrowany synkiem, że nie chce go oddać :-)
w trakcie szycia, mocne krwawienie , żylaki na łożysku, z przydawki pobierają wynik do badania histopatologicznego- oo ( wynik już mamy, narośl niezłośliwa)
po wszystkim lekarka przychodzi omawia wszystko, mówi by się nie bać pobrała materiał by mięć pewność ze wszystko jest ok, jest bardzo opiekuńcza i serdeczna
i traktuje tak wszystkie swoje pacjentki- dla każdej zawsze znajduje czas, mimo, że niemal nie odchodzi od stołu operacyjnego
na sali pooperacyjnej rodzina jednej z pacjentek non stop z nią- bo mają znajomości, czuję się tam jak na dworcu, upychają nas jak sardynki w puszce tyle cięć,
jest dobrze ale o śnie nie ma mowy, leżę odliczam godziny,aby mós ruszać głową ( lepiej tego pilnować , chroni przed bólem głowy) obok bardzo fajne dziewczyny-
nie możemy się nagadać, natychmias stajemy się dla siebie wsparciem
no i po, ( chyba około) 3-4 h ( nie pamiętam dokładnie) znieczulenie zaczyna puszczać, lekarka mówi: Pani X, te dwie doby to będzie masakra i trzeba to przeżyć
co mogę napisać tak było, dziewczyny proście o silne leki przeciwbólowe co 4 godziny- nikt o tym nie mówi, dziewczyny próbują być bohaterskie albo nie wiedzą i
pozwalają by ból się rozchulał- wtedy jest nie do zatrzymania już
po 12 h pionizacja, dwa razy zemdlałam, położne mówią, że już dziś się nie uda-zbliża się noc, a ja, że musi się udać, że
zawołam
je za pół godziny ( historia zasłyszana z boku jak położna do położnej opowiadała, że dziewczyna nie wstała po 24 h i
musięli ją ciąć jeszcze raz bo zakażenie się wdało była motywacją do wstania) wstałam, poszłam wziąć prysznic ( haha , raczej oblałam się wodą, bałam się dotknąc
gdziekolwiek i bałam się, że
za moment znowu stracę przytomność, uwaga potrzebna jest gąbka, albo myjka taka na rękę aby móc sie umyć bez strachu o ranę, ja nie miałam wzięłam pieluchę tetrową,
była za duża), po tym szałowym prysznicu do sali poporodowej, w nocy nie zmrużyłam oka na sekundę, wylądowałam w pokoju z wcześniej poznanymi dziewczynami jupi!,
jedna także po cc, we trzy przegadałyśmy
calutką noc o śnie nie było mowy, ból i pozycja na wznak nie pozwoliły
jeśli chodzi o kontakt z dzieckiem, już na sali pooperacyjnej praktykantki za każdym razem jak poprosiłam przywoziły mi Mikołaja, kładły na łóżku przy mnie, próbowały
przystawiać do piersi- Mikołaj od początku ma bardzo silny odruch ssania, tuż po siarze wypływało mi mleko- dużo mleka, wydawałoby się, że będzie dobrze-
ale to tylko pozory
karmienie piersią niemal nie wpędziło mnie w silną depresję- o tym w osobnym temacie, dziś już trochę dochodzę do siebie, ale wciąż nie jest łatwo
Znowu dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze ludzi, którzy mi pomagają wydostać się z tej czrnej dziury, którzy nie pytajączy może jakąś doradczynie laktacyjna
wzywaliśmy
( wydaliśmy mnóstwo kasy na najlepszą doradczynię w mieście, na rzęsach stawaliśmy, zrobiliśmy wszystko, a nawet więcej), jak słyszę no szkoda
może jednak nie poddawajcie się, walczcie, próbujcie, mam ochotę strzelać
jestem wdzięczna wszystkim osobom,które wcześniej bez ukrywania prawdy opowiedziały mi jak wygląda cc,że jest to bardzo poważna operacja, a nie jakis tam zabieg
NAPISAŁAM TU WCZEŚNIEJ, ŻE Z WYBORU NIE ZDECYDOWAŁABYM SIĘ NA CIĘCIE, ALE MUSZĘ TO ZWERYFIKOWAĆ, FAKTYCZNIE NIE MAM ZIELONEGO POJĘCIA JAK BOLEĆ MOŻE PORÓD SN, więc jednak nie wiem
a przyznam, że zakładając poród sn bałam się bólu baaardzo
w naszej sytuacji teraz cc było konieczne, ale pozbawiło nas to wielu cudownych chwil, dzieliliśmy je osobno
płaczące dziecko a ja nie mogłam wstać do niego...bo nie mogłam wstać
chciałabym kiedyś móc przeżyc poród fizjologiczny, siłami natury ( a może Bóg tak chciał, wybrał dla mnie poród , który zniosłam, może ten sn byłby dla mnie traumatyczny? cc na pewno nie była!)
Pobyt w szpitalu wpominam cudownie, dzięki personelowi, CUDOWNYM POŁOŻNYM na wszystkich zmianach, cudownym dziewczynom z pokoju ( otwierałyśmy okna, pomimo dzieci, bo
jakoś wszystkie uznałyśmy że to bezpieczniejsze dla dzieci, żeby powietrze świeże wpadało niż duszenie się w tych bakteriach i zarazkach latem), pobyt łącznie to 2,5 dnia
też byliśmy w szoku, Mikołaj nie miał żółtaczki,moje cięcie wykonane bardzo ładnie, super się goiło ( i tak jest póki co wciąż) więc dodomu bo jest walka o każdy kawałek
łóżka tyle pacjentek
Kończą to moja prywatna historia, widziana subiektywnie, napisałam o moich emocjach, uczuciach związanych z cc,
Cięcie to nie jest jakaś tragedia, NA PEWNO BOLI MNIEJ NIŻ poród sn- przynajmniej tak wnioskuje z opisów porodów sn
Boli krótko, no i są leki przeciwbólowe, ale nie ma tych wspólnych chwil, które są cudowne i są podczas porodu sn
Tworzenie tej notatki zajęło mi tyle czasu, jednak trudno dzielić go z dzieckiem, póki co oddaje mu całą siebie
Fotke postaram się wrzucić w kolejnym jakimś wpisie
tak ku pamięci- jabym kiedyś pamietała
a i na koniec ja sobie nie wyobrażam , funkcjonować bez pomocy męża i rodziny już w szpitalu, przede wszystkim jednak męża, ojca naszego dziecka
Naprawdę nie uważam aby było coś niezwykłego w tym, że on wstaje na zmianę do Młodego, że go karmi (moim odciagniętym pokarmem), że przewija kupę, że kąpie, że nosi, przytula,
chodzi z nim na spacer, sprząta w domu,gotuje
Kobieta musi przeżyć połóg i wypocząć ( choć ten wypoczynek brzmi jak dobry żart, pobudka co 2 godziny)
Matki są super, moja też bardzo pomagała, ale to ojca zadanie jest dźwignąć ciężar posiadania dziecka i trzeba takie rzeczy przegadać przed porodem bo później może być ciężko,
jak w przypadku kilku moich koleżanek
tyle na ten czas :-)
Jutro Mikuś kończy 3 tygodnie, jest najcudowniejszym dzieckiem pod słońcem, ja matka ekstremalnie zmęczona, która cudem uniknęła silnej depresji, jestem bardzo szczęsliwa :-)
Misio wypełnił nasze życie miłością po same brzegi :-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lipca 2014, 21:44

16 lipca 2014, 16:00

Ciąża zakończona 26 czerwca 2014

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lipca 2014, 16:02

17 lipca 2014, 21:38

O TYM JAK KARMIENIE PIERSIĄ ZA WSZELKĄ CENĘ WCIĄGNĘŁO MNIE W CZARNĄ ODCHŁAŃ ZWANĄ DEPRESJĄ...
podziwiam kobiety, które na bieżąco piszą pamiętniki i relacjonują co u nich,
ja wpisów dokonuje w trakcie odciągania mleka dla mojego syna
a włąśnie wpis o tym jak do tego doszło, jak doszło do tego, że odczucia FIZYCZNE po cc pozytywne- szybko do siebie
doszłam,
zero traumy,dumna z dziecka jak paw, pobyt w szpitalu super, dziecko grzeczne jak Aniołek a mnie ludzie wyciągają z
czarnej głębokiej dziury
już w dniu cesarki na moją prośbę przystawili Mikołaja do piersi walczył, walczył, laktacyjna zobaczyła sutki: są trudne, jeden zupełnie wklęsły
drugi taki sobie ale też bez szału, wysłała męża aby kupił kapturki w rozmiarze m medeli oraz końcówkę do ściągania pokarmu
laktatorem szpitalnym
i tak mam Małego przystawiać i po każdym przystawieniu ściągać i dokarmiąć, bo najczęściej
( sama znam wyjątek u koleżanki) dzieci kaRMIONE PRZEZ KAPTURKI NIE DOJADAJĄ, a jeszcze kapturki mogą zaburzyć laktację- tak bywa
Mikołajowi ciężko było załapac kapturki,a w końcu jak się udało to i tak planowo nie dojadał i musiałam ściągać
aby go dokarmiac
oddawany na noc do żłobka był karmiony butelką z której mleko leciało samo
i jak tu mieć pretensje do dziecka- nie chciał ssać cyca skoro pokazali mu że może lecieć bez wysiłku
długo to wykorzenialiśmy, dziś ssie butelki aventu natural- ale w jakim był szoku jak go uczyliśmy z nich jeść, kręcił biedny główką,
piszczał, płakał
w domu udało nam się zdobyć namiary na laktacyjną ze szpitala- ona nie prowadzi raczej wizyt domowych tylko w wyjątkowych
sytuacjach, moja była wyjątkowa, byłam tak zdeterminowana na karmienie piersią, że żadnej innej opcji nie zakładałam,
absolutnie żadnej i to był zapalnik który doprowadził mnie do skrajności, zły tor myślenia
położna w szpitalu mi powiedziała: Pani za bardzo zależy, tym kobietom którym tak zależy na karmieniu piersią jak Pani
to zwykle nie wychodzi
w każdym bądź razie dzwonimy do laktacyjnej,błagam ją niemal, mówie, że ja poznałam w szpitalu, że wiem, że tylko ona może
mi pomóc, kobieta jest niesamowita, zgadza się
w między czasie położna środowiskowa ( wybierając środkowiskową dowiedzcie się czy ma wagę to mega ważne w przeciwnym razie będziecie
się zastanawiać czy z dzieckiem wszystko ok aż do wizyty u pediatry w 5-6 tygodniu życia) również pomaga- bardzo aktywnie,
długie wizyty bardzo pomocne, dużo wiedzy, a więc raz w tygodniu waży mi dziecko i wiem czy jest ok
Laktacyjna jedna wizyta, druga wizyta, wykupiona trzecia i czwarta, walczymy , nakłada Mikołaja na piersi bez nakładek
ale ile jej to czasu zajmuje na jedna pierś ze 20 minut- ale wierzę z całych sił, że początki są trudne?
nic z tego to nie początki to moje sutki, to biedne dziecko nie ma za co zassać
i co pokarmu mam dużo,Mikołaj odruch ssania ogromny i wielkie chęci...i nie idzie
próbujemy każdego dnia, każde karmienie i tak przez wiele dni
każde karmienie to koszmar dla niego , dla mnie
On biedny krzyczy z głodu nie może chwycic, płacze, zanosi się, pręży całe ciałko, po wszystkim jest niespokojny
kolejne godziny,karmienie trwa 2 godziny!! jak już zassie jedną pierś, walczymy drugie 20 minut by zassał drugą, w końcu i tak przez
kapturek a ja i tak po każdym karmieniu muszę ściągać by dojadł ( ok 8 razy dziennie!)
te wyciągane sutki bolą tak bardzo, że mam ochotę gryźć ściany
i ja sfrustrowana do granic możliwości, zła- na dziecko, że nie chytwa, na męża , na wszystkich, zmęczona,
nie spałam od tygodnia
laktacyjna wyjechała na urlop i kazała trenować, każdy kto przychodzi każe trenować, koleżanki doradzają no szkoda abyś nie karmiła
próbójcie, nie poddawajcie się
więc trenujemy- nerwicę
mąż prosi : odpuść sobie i jemu, jesteś taka nieszczęsliwa przez to wszystko, dziecko też, przejdżmy na mm
a ja znowu ryczę, zanosze się jak dziecko, tak bardzo chciałam by był ze mną tak blisko, by łączył się ze mną w takim pieknym "tańcu"
dziecka i matki
Tak o tym marzyłam, całą ciążę
pewnej nocy kiedy znowu toczyłam walkę sama ze sobą a dziecko na tym cierpiało- czyli przystawiałam go do piersi, skrajnie
już wycieńczona, On darł się w niebogłosy, ja ryczałam nad nim, mój mąż wziął sprawy w swoje ręce- kazał natychmiast iśc spać
zabrał Mikołaja nakarmił mm i wszyscy zasnęliśmy....będę długo o tym pamiętała
Koszmar próbowania/przystawiania trwał do wczoraj
Wczoraj podjęłam decyzję, koniec z piersią, koniec z byciem nieszczęśliwą- oczywiście decyzje tą okupiłam morzem łez,
wiem, że jest to dla nas najlepsza decyzja, ale gdzieś tam głęboko w środku to wciaż trochę boli
koleżanka urodziła dwa dni przede mną też syna, jak pieknie razem wyglądają kiedy on wysysa to mleczko z piersi, aż
łezka się kręci
ach....
tymczasem u nas, ściaganie mleka 4 x dziennie- na szczęście laktator elektryczny więc nie jest źle`, mleka dużo ,jedna
porcja
to około 230 ml więc starcza na dwa karmienia, nie musimy ani podgrzewać ani przechowywać w lodówce, bo Mikołaj je co
około 2- 2,5 h ( teraz jak
jest gorąco) a mleko może stać w temp. pokojowej do 8 h więc zanim upłynie ten czas tego mleka nie ma
raz w nocy dostaje butelkę mleka modyfikowanego, jesteśmy sprytni i dajemy mu ją podczas nocnego karmienia tego około
1-3 w nocy ( zależy) mm dłużej zalega w żołądku więc śpi dłużej :-) poza tym jednym karmieniem całą dobe je moje mleko,
tylko, że ściągnięte
ja dzięki temu jednemu karmieniu śpię około 5-6 h
jak długo tak dam radę ściągać nie wiem, mam nadzieję, że bardzo długo, już nie planuje bo życie pisze swój scenariusz
podjęcie decyzji sprawiło, że natychmiast stałam się szczęśliwsza, wciąż jestem ekstremalnie zmęczona, Mikołaj
źle znosi upały, ale dzisiejsza noc jak juz temp spadła była bajka- spał jadł, spał, jadł
i widzę po nim, widzę, że jest spokojniejszy
a czy wspominałam, że miałam zapalenie nie? no to miałam
gorączka prawie 39 stopni, po apapie ustająca na moment i tak cały dzień, nie wiem czy to od rany czy od czego, bo skąd mam wiedzieć?
moje pierwsze dziecko, z drugim już będę wiedziała, położna mi mówi kapusta.... ta gdybym tylko kapustę stosowała
to bym sobie narobiła problemów, na szczęście akurat przyjechali teściowe ( dzięki Ci Boże za takich teściów, zabrali dziecko na całą noc
żebysmy się wyspali, podokupowali brakujących rzeczy, wsparli fizycznie, psychicznie i jeszcze teściowa siedziała
i rozbijała masażem ten tłuszcz który się zastał w kanalikach piersi
trzeba zrobić tak: gorące okłady- ja polewałam pod pryusznicem wodą albo moczyłam pieluchę tetrową i okładałam żeby ten tłuszcz
się trochę rozbił, następnie ten masaż bolesny cholernie, ale mleko tryskało strumieniami, konieczmnie odciąganie mleka do zera i na konieć kapusta
po 4 dniach byłam jak nowa
ach to macierzyństwo
człowiek pierwszy raz spodziewający się dziecka ma zupełnie odlotowe, bardzo wyimaginowane i niekoniecznie wiele mające wspólnego z rzeczywistością
wyobrażenia o macierzyństwie
rzeczywistość weryfikuje te wyobrażenia :-)
koniec końców najważniejsze to umieć załapać balans pomiędzy tym co się sobie wyobraziło , a jakie są nasze możliwości
Mi nikt nie powiedział, że karmienie może nie wyjść, że jak nie będzie wychodziło to trzeba znależć inne rozwiązanie ( ściąganie i podawanie
mleka z piersi jest ostatecznie idealne w naszej sytuacji)
i ta presja próbujcie, próbujcie, przystawiajcie, próbujcie, nie poddawajcie się
kur... moje dziecko ma być szczęśliwe przede wszystkim, a nie było kiedy ryczeliśmy nad tymi cyckami oboje
po co ten terror, na dodatek mu uległam, wymyśliłam sobie, że 3 tygodnie to mało, że muszę kolejne dwa zmuszać dziecko do chwycenia sutków
których nie ma, bo tak mi laktacyjna kazała, a po urlopie ( po tych 2 tygodniach) przyjdzie do nas sprawdzić jak idzie
i ja chciałam tak trwać
porzucenie tej chorej decyzji kiedy widzę, że efektów nie ma sprawiło, że poczułam się wolna i
zaczęłam bardziej kochać moje dziecko, a raczej mniej nerwowo do niego podchodzić
Chciałabym żeby moja historia pomogła komuś kto będzie w podobnej sytuacji, albo żeby dała do myślenia dziewczynie, która
jest przed porodem a miała nastawienie na karmienie jak ja
Nie można zabrać dziecku tych najcudowniejszych chwil bycia z nim, wpędzając się w depresję- to mówie ja matka od dwóch dni
ciesząca się pełną mocą z macierzyństwa
aaa... niech te upały się już kończą, Misio bardzo źle je znosi....

17 lipca 2014, 22:11

...kiedyś tam będziesz miał dorosłą duszę
kiedyś tam,kiedyś tam...
ale dziś,jesteś mały jak Okruszek,który los rzucił nam...KOCHAM:***

82adbf80dcded260med.jpg
23279d3a61ebe870med.jpg
1b1a729fe82d821fmed.jpg
f1ed391385ca0185med.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lipca 2014, 23:04

19 lutego 2016, 12:04

Ciąża zakończona 19 lutego 2016
Przejdź do pamiętnika starania i czytaj kontynuację mojej historii