20+0! Kiedy to zleciało 💞
Mąż pojutrze leci do Budapesztu w delegacje, a po powrocie wreszcie długo wyczekiwane połówkowe! Z jednej storny już dużo łatwiej mi się czeka na kolejne wizyty i ta niecierpliwość i niepewność z początku ciąży mi minęła, ale z drugiej storny bardzo ale to bardzo nie mogę się doczekać tego usg połówkowego - od początku ciąży ustaliłam sobie ze dopiero po połówkowym jak z badania nie wyjdzie nic niepokojącego to zacznę powolutku na poważnie planować życie w 3. Jak na razie mimo rosnącego brzuszka i ruchów małej nadal do mnie nie dociera że za 4,5 miesiąca nasze życia mogą się zmienić na zawsze 😊
Do połówkowych zostało równiuteńko 7 dni 🤞🤞 mąż nadal w Budapeszcie, jest szansa że wróci 2 dni wcześniej niż to pierwotnie było planowane, ale niestety połówkowych i tak nie będzie dało się przyspieszyć bo pani doktor w czwartki i piątki akurat ma wolne. Także zostajemy już na 100% przy terminie 20.11. Jejku jak ja już bardzo bardzo czekam na ten moment... 💛
A Co u mnie to wiadomo nadal bez zmian, Maya się wierci, czasami tak napiera na brzuch że bardzo ja widać ale no nie jestem w stanie określić z której strony jest główka z której pupka wczoraj tak mi się wieczorem wypięła nalini włosów lonowych że wyglądało jakbym tam guza miała 😅
Na wadze jak na razie mam od początku ciąży równo +4kg, a w obwodzie brzuszka urósłam z 72cm na 100cm 🙈 ale patrząc na zdjęcia brzuszków dziewczyn tu z forum to zdecydowanie mój jak na razie zalicza się do tych malutkich. Nie narzekam, najważniejsze żeby Maya rosła zdrowo, brzuszek nie musi
Połówkowe, połówkowe i po polowkowych! 🍾
Nie wierzę że ten długo wyczekiwany dzień wreszcie nastąpił
Jak chyba widać po moim nastroju z Mayą wszysyko w jak najlepszym porządku! Badanie przebiegło spawnie, Maya się ładnie ułożyła i pokazała wszystkie części ciałka i narządy jedyny "problem" lekarka miała ze sprawdzeniem kręgosłupa bo Mayą się nie chciała odwrócić ale pani doktor kazała mi się przekręcić raz na lewy raz na prawy bok i po chwili się udało ☺️
Mimo że z wyniku badania jestem oczywiście bardzo zadowolona i oglądanie dzisiaj Mai było fantastyczne, baaardzo urosła w ciągu ost 4 tyg 💛 to wyszłam też z tego badania lekko wkurzona bo pani doktor nie była zbyt wylewna i poza powiedzeniem że wszystko jest ok nie podała sama z siebie żadnych szczegółów a ja jak ta piz... Nie zapytałam i byłam później zła
Gibekolożka która robiła mi dzisiaj usg na koniec powiedziała że raport będzie wkrótce gotowy i moja prowadząca pani ginekolog będzie miała go na następną wizytę. Tak więc już dzisiaj umówiliśmy się na kolejną wizytę na 27.11 czyli równo za tydzień. Później 6.12 mamy też wizytę w zupełnie innym szpitalu u Gibekolożki z polecenia. Jest to szpital który jest podobno "fabryką dzieci" i jest najlepszym miejscem pod względem medycznym oraz opieki do porodu także mocno go rozważymy.
No nic, podsumowując mimo lekkiego żalu po wyjściu z badania i złości na siebie że nie pytałam o więcej jestem prze szczęśliwa że Maya jest zdrowa i prawidłowo się rozwija 💓 nie pozostaje nic innego tylko wreszcie zacząć na poważnie myśleć o przygotowaniu do jej przyjścia na świat 😁
Dzisiaj byłam na szybkiej wizycie u swojej gin.
Maya waży 511g a szyjka ma 4,5cm 👍 oczywiście o szyjkę musiałam się upomnieć bo gin sama z siebie by nie zmierzyła 😒 ale dobra nieistotne najważniejsze że wszystko jest dobrze
Dostałam też skierowanie na krzywą cukrową i badania krwi i moczu. Myślę że wybiorę się na te wszystkie badania w środę bo w sobotę umówiłam się z gin na teleporade żeby mi przekazała wyniki.
Krzywej jeszcze nigdy nie robiłam ale słyszałam różne opowieści więc zobaczymy jak to będzie 🙈😉
Ah no i zamówiłam dzisiaj pierwszy "duży" sprzęt dla Mai czyli przewijak - akurat była promka w Ikei 😉
I jak zwykle trochę do nadrobienia
Jakieś 2 tyg temu byłam na krzywej cukowej. Jakże miło się zaskoczyłam jak okazało się że w tym cudownym kraju do badania podają gotowy soczek do obciążenia glukoza taki w buteleczce o smaku pomarańczowym - smakowało i wyglądało to dosłownie jak wygazowana fanta, no może minimalnie słodsza, ale ogólnie zero probkemu z wypiciem tego i zero skutków ubocznych 😉
Nie ukrywam że szlam na to badanie, może nie tyle co zestresowana co zintrygowana co mnie czeka - od koleżanek i tu na forum tyle się na słuchałam/naczytałam jakie to badanie jest straszne, że ten preparat to jakiś niepitny, okurnie słodki kleik itd. Słyszałam że kobietom zdarza się wymiotować, słabnąć itd - no w moim przypadku było to kompletnie bezproblemowe badanie, 3 pobrania krwi i po 2h w szpitalu pojechałam nawet prosto na chwilę do pracy 👍
Wyniki krzywej wszystkie w normie ale o to też się nie martwiłam bo mi zawsze wszystkie badania w normie wychodzą 😅
Oprócz tego 6.12 byłam na wizycie u gin w innym szpitalu, który rozważam jako szpital do porodu. Jest to szpital państwowy ale słynie z tego że jest to "fabryka" dzieci - podobno najlepsze miejsce do porodu w abu dhabi.
Pierwsza wizyta spoko, pani doktor rzeczywiście baaardzo fajna, amerykanka z fajnym podejściem. Ale no jak na szpital państwowy przystało (mimo że za wizytę płaciłam swoim ubezpieczeniem, bo kompletnie darmowy jest tylko do emiratczykow) nie miałam robionego usg na wizycie co mnie trochę zaskoczyło bo jednak była to pierwsza wizyta u tej pani gin. No ale zebrała pełny wywiad, pytała czy miałam już usg połówkowe robione, przejrzala raport z tego badania i była zadowolona ze wszystko jest ok. Powiedziała że nie ma potrzeby robić teraz kolejnego badania. Sprawdziła mi tylko bicie serduszka Mai dopplerem ale nie zrobiło to na mnie wrażenia bo przeciez mam detektor tętna w domu 😅 i na koniec wisienka na torcie - centymetrem zmierzyła mi brzuch od dna macicy do dołu 😂 old school haha no ale nic - najważniejsze że założyłam kartę w tym szpitalu. Następna wizytę mam tam na początku stycznia. W między czasie chodzę oczywiście dalej do swojej gin gdzie usg mam robione na każdej wizycie.
Następną wizytę z usg mamy 19.12 więc idealnie dzień przed moim lotem do Polski na święta 💛 będę miała świeże zdjęcia dla rodziny
Potrzebuje też żeby gin napisała mi fit to fly form bo będę wracała z Polski już w 28tc i mogę zostać o to poproszona - przynajmniej w mojej Lini lotniczej prosimy pasażerki o taki dokument właśnie od 28tc.
Tymczasem uciekam bo dzisiaj ostatni wyścig F1 w sezonie i tak się składa że odbywa się w Abu Dhabi a ja mam bilety 🤩
Na wstępie napisze że witam się z Warszawy 💛 udało mi się przylecieć wczoraj w nocy do Polski na święta. Mąż niestety musialam zostać w Abu Dhabi, ale dla mnie to wielka radość że mogłam przylecieć bo 1. Nie spędziłam całych świąt w domu z rodziną od 5 lat, 2. Mąż i tak lata w święta więc nie chciałam tak jak rok temu zostać sama w wigilię.
Ok ale do rzeczy - szybki update po ostatniej wizycie, która miała miejsce 2 dni temu Maya waży 800g i dalej rozwija się prawidłowo
Oczywiście jak na kobietę w ciąży przystało już się lekko stresuje ze jest mniejsza w porównaniu do dzieciaczków dziewczyn z forum, ale no wg siatki centylowej mieści się w normach, na dolnej granicy ale jednak w normach i właściwie od początku jest na tej dolnej granicy więc w sumie to równomiernie przyrasta także nie będę szukać dziury w całym.
Od teraz na wizyty mam już chodzić co 2 tyg. W sumie myślałam że częstotliwość wizyt zwiększy się później, ale nie narzekam oczywiście
Śmieszne jednak jest troche to, że na początku ciąży kobieta chciałaby na wizyty biegać jak najczęściej bo jest wtedy najwięcej stresu, a teraz jak już czuję codziennie mocno ruchy małej, to specjalnie mi na tych wizytach już nie zależy 🙈 ale ok fajnie będzie monitorować jej przyrost wagi.
Jeśli o moją wagę chodzi to zatrzymałam się w miejscu na 68.8kg czyli ok 6,5kg na plusie.
No nic, uciekam. Nie mam jakoś weny na ten wpis. Jest 9 rano, ja od 6 nie śpię a poszłam spać też późno bo o 1:30 polskiego czasu. W Emiratach jest 3h później więc wczoraj teoche przegięłam, a tetaz mimo że jestem zmęczona to spać już dalej nie mogę bo za jasno jest w sypialni a nie ma tu zasłon zaciemniających idę sobie zribic kanapkę 🙈😁
Jak zwykle milion tematów do nadrobienia 🙈
Waga Mai nadal mnie stresuje 🤷♀️ mieliśmy wizytę 3.01 wtedy byłam w 28+3 i malutka nadal nie dobiła do 1kg - dokaldnie ważyła 973g. Na wizycie zaczęłam dopytywać gin czy na pewno z wagą wszystko ok i z jednej storny lekarka mówiła że tak tak mieści się w normach, a z drugiej widziałam ze mooocno analizowała wszystkie pomiary i miałam wrażenie że jednak też ja to trochę niepokoi... No ale ostatecznie powiedziała że skoro przyrost w 2 tyg był 200g to jest ok i mam się nie martwić... No a jednak trudno mi się nie martwić jak WSZYSTKIE maleństwa dzirwxyzny tu z forum na tym samym etapie są o ponad 300g większe...
No ale cóż byle do następnej wizyty. W międzyczasie Maya kopie i wierci się jak szalona więc przynajmniej o to się nie martwię. Następna wizytę mamy teraz w najbliższą niedzielę i mam nadzieję że dostaniemy skierowanie na 3 prenatalne bo dopiero opinia drugiej gin mnie uspokoi.
Z innej beczki przechdizmy właśnie z mężem covid 🦠🤦♀️ tzn on był pierwszy chory i jak 7 dni temu zaczęło go gardło boleć to pojechał na test i wyszedł mu pozytywny. Oboje wylądowaliśmy na kwarantannie w domu. Na szczęście mamy pokój gościnny z osobna łazienka więc kontaktu nie mieliśmy i wsyztsko szło pięknie. Ja zero objawów, a on z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Zgodnie z wytycznymi mnie obowiązywała 7 dniowa izolacja na końcu której musiałam też zrobić test. No więc pojechałam wczoraj dnia 6 od ostatniego bliskiego kontaktu z chorym mężem na test - ja ZERO objawów - i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu rano przyszedł wynik pozytywny oh ależ ja się wkur... Na prawdę się nie spodziewałam pozytywu. Już raz ponad rok temu przechodziłam covid i wtedy byłam chora, ale tym razem czuję się serio zdrowia jak rybka No zero, ani jednego objawu sugerującego zakażenie ...
Dzisiaj musiałam pojechać na drugi test... Nie robię już sobie nadziei że wyjdzie już negatywny, ale z drugiej storny jest to możliwe bo tak na prawdę nie wiem od kiedy jestem zakażona 🤷♀️ w końcu spędziłam 7 dni w domu bez objawów i myślę że jedynie mogłam się od O. zarazić właśnie pierwszego dnia jak on się zaczął źle czuć i pojechał na test.
Z dobrych wieści, on wczoraj też zrobił test po 7 dniach od swojego pierwszego pozytywu i właśnie w tej chwili jak pisze ten wpis dostał wynik NEGATYWNY. Jutro będzie musiał test powtórzyć i jak przyjdzie drugi negatyw wynik to będzie miał koniec kwarantanny. No a ja? Ja będę chyba te testy codziennie powtarzała żeby jak najszybciej się uwolnić i wrócić do pracy.🤞
Szybki update covidowy 🦠
Po pierwszym pozytywnym teście, musiałam jechać następnego powtórzyć test. Wynik przyszedł po ponad dobie i na szczęście był NEGATYWNY 🙌 następnie musiałam znowu powtórzyć test żeby dostać drugi negatywny wynik (taki jest protokół w Abu Dhabi).
Kolejny test zrobiłam dzisiaj rano, wynik na szczęście dostałam po ok 8h i również był negatywny 💪 także oficjalnie jestem zdrowa i wolna - kwarantanna skończona 🥳 jutro wracam do pracy, yay!
Ps. Covid tym razem przechodziłam KOMPLETNIE bezobjawowo, ale w sumie co się dziwić jestem po 4 dawkach szczepionki (2x sinophram i 2x pfizer) i już drugi raz w ciągu 1,5 roku zaraziłam się korona wirusem 😅 (pierwszy raz byłam.przed szczepieniem i miałam wtedy objawy grypowe)
także system odpornościowy zadziałał jak powinien 💪 Maya urodzi się z turbo odpornością
I po kolejnej wizycie dzisiaj same dobre wieści i jestem w 100% zadowolona! Nasza Calineczka pięknie nadgoniła i waży już 1516g! Wszystkie inne wymiary też nadgoniły i mieszczą się idealnie w środku siatek centylowych 🥳
2 tyg temu oprócz wagi martwiło mnie w sumie w wszystko, główka była za mała, brzuszek też, wymiary nie szły równo. Dzisiaj wszystko pięknie nadgoniło i rozbieżności były tylko kilku dniowe i wszystko wypadało wg wymiarów między 29 a 30 tc ☺️
Malutka zrobiła też piękny obrót i tak jak 2 tyg temu była główka w górę tak tetaz jest już idealnie główka w dół. Oczywiście nie jest to coś czym się martwiłam i liczę się z tym, że to się jeszcze może zmienić ale i tak jak na razie dobre wieści.
Zdjęcia 3D nie udało się znowu zrobić ale na tym zależało zdecydowanie bardziej moje gin niż mnie
Następna wizyta za 2 tyg.
Nie mam za wiele ciekawego do napisania. Tydzień mija za tygodniem, w pracy dużo obowiązków i jakoś tak czas leci
Na ostatniej wizycie byłam ok tydzień temu. Calineczka ważyła 1900g - nadal jest mniejsza w stosunku do maluszków innych dziewczyn tu na forum, ale mieści się we wszystkich normach więc nie narzekam w ogóle.
Na tej wizycie miałam robione III prenatalne. - wszysyko ok
Ogólnie moja gin zapadła się w lutym pod ziemię, nie dało się do niej umówić ani przez infolinię ani przez aplikację szpitala. Umówiłam się na wizytę do innej gin (tej która robiła mi prenatalne w I i II trym) i dopiero na meisjcu w szpitalu dowiedziałam się że moja gin jest na miesięcznym urlopie...
Nie ukrywam że trochę mnie wkurzyło że nie poinformowała mnie o tym, że wybywa na miesiąc kiedy byłam u niej na ostatniej wizycie w połowie stycznia. Co więcej wizyta u innej gin tylko mi namieszała w głowie i bije się tetaz z myślami czy na finishu nie zmienić lekarza😅 z jednej storny trochę mi głupio bo to już na prawdę końcówka - zostało 6 tyg, ale z drugiej wiem po prostu, że ta druga gin jest lepsza i jakoś bardziej jej ufam.
No nic muszę to sobie jeszcze przemyśleć.
Co do wyprawki to jeszcze kilku rzeczy mi brakuje ale to czego mi na pewno brakuje to wiedzą 🙈 muszę zacząć wreszcie czytać o pielęgnacji norowodka, karmieniu itd... Zostały mi 42 dni do porodu a ja serio nie wiem nic 🙈 praca pochłania mój cały czas ( z czego się bardzo cieszę) i jakoś nie mogę się zmotywować do niczego innego. Na liście rzeczy do zrobienia jest znalezienie szkoły rodzenia i zorganizowanie baby shower - nawet za to jakoś się zabrać nie mogę mimo że znajomi się domagają 😬😅
Ogólnie jeszcze dodam że mam wrażenie że tu na forum większość (nie wszystkie) dziewczyn nastawia się na wcześniejsze porody. Może to tylko taka iluzja i może te dziewczyny się po prostu bardziej na forum wypowiadają ale ja to w drugą stronę mam wrażenie że do porodu zostało mi jeszcze kilka miesięcy a nie zaledwie 42 dni.... I co więcej kompletnie mnie to nie stresuje. Chyba kompletnie do mnie nie dociera że nasze życie się lada moment zmieni i chyba zrozumiem to dopiero jak zacznął mi się skurcze 🙈
No więc... Na poprzedniej wizycie byłam już u "nowej" gin - dr Iram czyli tej samej, która robiła mi wszystkie badania prenatalne w ciąży. Na tamtej wizycie oficjalnie poprosiliśmy ją o prowadzenie ciąży do końca bo poprzedniej, oprócz tego że zapadła się pod ziemię na ponad meisiac to ja do końca nie ufałam .
Z usg 2 tyg temu dalej wychodziło że siedzi we mnie mała Calineczka która rozmiarem nie grzeszy. Dr Iram juz wtedy skomentowała, że nie do końca jest zadowolona z wymiarów małej, mierzyła jej brzuszek wielokrotnie, porównywała z poprzednimi pomiarami zapisanymi w systemie i ogólnie potwierdziła tylko moje obawy, które miałam od dawna, że no coś z tym przyrastaniem Mai nie do końca idzie tak jak powinno (poprzednia gin uważała ze wszystko jest ok a ja starałam się jej ufać).
Ale żeby nie było, dr Iram zachowała się mega profesjonalnie, nie wszczęła żadnej paniki, nie nastraszyła nas. Kazała wrócić za 2 tyg i powiedziała żebysmy się nie martwili na zapas bo ogólnie Mała jest zdrowa.
Cdn.
Ok, no więc dzisiaj mieliśmy kolejna wizytę. Bez spiny pojechaliśmy o 11 do gin. Pani doktor zrobiła usg. Było widać że była przygotowana na wizytę, w sensie ze przestudiowała wszystkie poprzednie pomiary z poprzednich wizyt u poprzedniej gin. Usg nie trwało długo, pomierzyla co miała pomierzyć, powiedziała że Mała nadal jest mała i że parametry wybiarow spadają. Pokazała wszystkie wykresy, siatki centylowr itd i powiedziała że szału nie ma. W skrócie mówiąc łożysko daje ciała, Maya nie dostaje wystarczająco składników odżywczych i czas przyjść na świat.
Nie ukrywam że jak to pwoeidzoala to był pierwszy moment kiedy zalała mnie fala gorąca - jak to juz? Poród? Teraz? Jak? Miało być dopiero za 2-3 tyg 🙈😬 miałam przecież wg moich przeczuć rodzic Po terminie itd 🙈 a tu taki news.
Po sekundzie przetrawienia informacji, przeszłyśmy do badania / masażu szyjki - rozwarcie na jeden palec. Było to moje pierwsze sprawdzenie szyjki w ciąży. Do przyjemnego nie należało ale oczywiście bez dramatu.
Potem rozmowa - skierowanie na badanie krwi którego wcześniejszą gin nie wykonała w 28tc 🤦♀️ skierowanie na pcr bo żeby rodzic w tym szpitalu musimy mieć pcr z ost 24h i... Skierowanie na indukcję porodu na JUTRO 🤯😅 jutro o 21 mamy się stawić w szpitalu. No szok. Tyle mam do powiedzenia 🥴
Dzisiaj ostatnia noc we dwoje w domu.
Po wizycie u gin pojechaliśmy do galerii zrobić duże zakupy spożywcze i ja musiałam sobie kupić staniki do karmienia bo oczywiście nie miałam jeszcze. Moje plany pójścia do kosmetyczki na laminację rzęs i brwi poszły się walic, nie będę piękna przy porodzie 😂
Zaraz idziemy ze znajomymi na kolację, walizkę dzisiaj pakowaliśmy bo my to kompletnie w dupie ze wszystkim byliśmy oczywiście 😂
Na jutro plan jest taki : O. Idzie jutro rano na loty, ja pojadę jeszcze normalnie do biura do pracy, domknąć wszystko co mam do domknięcia i jak O. Wyląduje koło 14 do wrócimy już razem do domu. Szybki seksik, odpoczynek, może jakiś obiad w restauracji i ok 20-21 pojedziemy do szpitala.
Wiem że indukcja może trwać długo i być bolesna. No ale co ma być to będzie. Oby udało się uniknąć cesarki 🤞🤞
Maya ur 15/03/2022
47cm 2734g 💗
Indukcja porodu w 38+2tc z powodu niewydolności łożyska
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 marca 2022, 04:38
Niemniej jednak zamknięcie tego kalendarza to zamknięcie ogromnego, wyjątkowego i niepowtarzalnego etapu w moim życiu. Historia mojej ciąży, powstawania mojego pierwszego (i może jedynego) dziecka. No ale cóż, ten etap już zakończony, czas na ten bardziej ekscytujący j przerażający - macierzyństwo 💛
O przebiegu porodu napisze innego dnia bo teraz nie mam weny
Stawiliśmy się w szpitalu w pon 14/03 o 21. Zostaliśmy przyjęci na oddział - prywatny pokój z własną łazienką , rozkładana sofa do spania dla męża itd no very nice 😉
Polozna Debby, podpięła mnie pod KTG. Na ktg zapisywały się skurcze BH które towarzyszyły mi już od dawna. Były całkiem nocne (toco 50-60) ale jak przez ostatnie tygodnie, niebolesne.
Następnie pojawiła się gin na dyżurze, zbadała mnie ginekologicznie, rozwarcie miałam tylko 1-1,5cm cm i wsadziła mi w szyjkę globulkę na wywołanie skurczy i rozwarcia. Powinofrnowano nas wtedy że po 6h sprawdza jak ma się sytuacja i jeśli będzie potrzeba to mogą podać w sumie do 3 takich globulek.
Od tamtej pory do KTG byłam podłączona przez 70% nocy. Po podaniu globulki skurcze stały się bolesne, a ich moc się troche zwiększyła (50-100)
Po 6h wróciła dyżurna gin - była zadowolona z zapisów ktg ale rozwarcie średnio ruszyło, chyba wtedy było na 2-2,5cm. W związku z tym gin zafundowała mi cholernie bolesny masaż szyjki 😣 no myślałam że ucieknę z łóżka, dosłownie... Ten masaż o ile dobrze pamiętam miał miejsce koło 3-4 w nocy. Byłam już mocno zmęczona bo skurcze już od kilku godzin trwały, dość regularne i w miarę bolesne, do tego ten masaż szyjki... Poprosiłam i pierwszy lęk przeciwbólowy i dostałam zastrzyk w tylek, który mimo że faktycznie ostatecznie zdziałał cuda to zaczął działać dopiero po jakieś 1-1,5h
Co tu duzo pisać, noc była dla mnie długa, bolesna i kompletnie nieprzespana. Całe szczęście Oskar obok na kanapie spał jak zabity. Jeszcze tego brakowało żebym miała na porodówce umordowanego męża.
Jak nastał ranek, a zastrzyk wreszcie zaczął działać to zaczęło się okienko takiej kilku godzinnej nudy. Wjechało śniadanie, nastąpiła zmiana personelu i zamiast Debby przyszła Sara (zmiana zdecydowanie na lepsze 🙏)
Do 11 właściwie nic się nie działo, skurcze mniej dokuczały bo lek nadal dział, ja skakałam przez jakieś 2h na piłce i czekałam aż zjawi się moja gin.
Ok 11:30 przyszła Dr Iram - baaardzo się ucieszyliśmy na jej widok bo wiedzieliśmy że teraz wreszcie zacznie się coś dziać. W końcu do tej pory poza bolesna, nieprzespana nocą, postępu w porodzie większego nie było.
Dr Iram zbadała mi szyjkę - rozwarcie nadal 2-2,5cm. Skurcze nadal takie jak w nocy. No to nie było na co czekać, szybka akcja i dr przebiła mi pęcherz płodowy. Jejku! Jakie to było śmieszne uczucie jak ta cała ciepła "woda" się ze mnie wylewała 😅 oj i jak tego dużo było! Ogólnie bałam się że przebicie tego pęcherza będzie bolało - w sensie wprowadzanie sprzętu do przebicia w szyjkę będzie bolało ale na szczęście nie miało to miejsca.
Po przebiciu pęcherza przeniesiono mnie na porodówkę. Dostałam pieluchę i z pytano mnie czy chce wózek czy przejdę - przeszłam.
Porodówka znajowala się 2 piętra wyżej, duża sala, ogromna łazienka z prysznicem, łóżko i piłka i tyle. Polozna Sara była z nami, na prawdę dobrze z nią trafiliśmy bo widać że trzymała rękę na pulsie i nie pieprzyła farmazonów takich jak koleżanka Debby.
Na porodówce początkowo bez zmian, przebicie pęcherza spowodowało tylko że skurcze stały się bardziej bolesne ale nadal do wytrzymania. Kontynuowałam skakanie na piłce, zmęczenie już mi się bardzo mocno dawało we znaki a konca tego wszystkiego na horyzoncie nie było widać.
Po jakimś niedługim czasie przyszła Sara i powiedziała że dr Iram zadzwoniła żeby podać mi oxytocyne (dr Iram jak zawsze przyjmowała w tym czasie normalnie pacjentki w klinice a innym pietrze).
Po podaniu oxy stety/niestety musiałam się położyć na łóżku. "Stety" bo byłam tak zmęczona już że marzyłam o tym żeby się położyć, "niestety" bo wiedziałam doskonale że pozycją leżącą poród można co najwyżej spowolnić a nie przyspieszyć.
Od przebicia wód i podania oxy wszystko szło trochę jak krew z nosa bo skurcze były już bardzo bolesne, moje zmęczenie sięgało zenitu a rozwarcie wynosiło ciągle tylko 2-3cm.
Po podaniu oxy skurcze były już częste, regularne i bardzo bolesne. Milam do dyspozycji gaz który miał trochę usmierzyc ból, ale chyba w praktyce miał bardziej odwaracac uwagę niż faktycznie znieczulać.
Przez nast kilka godzin (3-4h? Nie wiem) sytuacja wygladala tak : ja leżałam na łóżku, mąż siedział obok mnie. Skurcze co 3-5min, ja z gazem w ręce i w każdej przerwie między skurczami "przysypiałam" ogólnie leżałam z zamkniętymi oczami, mąż tylko po zapisie ktg mówił mi, że zaczyna się kolejny skurcz i po skurczu mówił mi jaką miał siłę (Tak go poprosiłam)
Jeśli wcześniej byłam bardzo zmęczona to na tym etapie już nie wiedziałam jak się nazywam.
Z ciekawostek siła skurczy na ktg wynosiła na tym etapie tylko 20-40, także to ktg jest o kant... Wszystko zależy od tego gdzie sondę założą na brzuchu i czy jest tam gdzie rozpoczyna się skurcz.
Ostatecznie z braku sił i faktu że rozwarcie wynosiło nadal tylko 3 cm (!!) poprosiłam o znieczulenie zewnątrzoponowe. Wizja kolejnych godzin w bolu bez snu była już niewykonalna.
No więc ok - teraz akcja wreszcie nabiera tempa. Kiedy przyszedł anestezjolog to musiałam usiąść i wtedy zacząły się najgorsze skurcze. Bolesne, mocne, częste i długie. W końcu po jakiś 30 min anestezjolog skończył przygotowania i wbił mi się w plecy (jest to kompletnie bezbolesne jakby co). Przypominam że przed podaniem znieczulenia miałam nadal rozwarcie tylko na 3cm.
Jak położyłam się z powrotem na łóżku a znieczulenie jeszcze nie zaczęło działać to skurcze nadal tak samo nocno bolały i zaczęłam czuc mega parcie. Polozna mnie zbadała i Okazało się że w w niecałe 30 min przeszłam z 3cm rozwarcia do rozwarcia pełnego z widoczną główka 😬
Śmieszne w tym jest jeszcze to że po podaniu epidural, zanim poinformowałam polozna że czuję uczucie parcia, oskar poszedł po kawę dla siebie - jakby czemu nie, w końcu rozwarcie miałam tylko 3 cm 😅 to się chłopak zdziwil jak wrócił 5 min później i dowiedział się że mam pełne rozwarcie i widać główkę 😂
Ale ok, dalej : Zewnątrzoponowe powoli zaczynało działać i ostatecznie urodziłam kompletnie bezboleśnie (w sensie przy partych już nic nie czułam) i wtedy największą trudnością było parcie bo po prostu tego nie czułam a polozna i moja gin ciągle mówiły mocniej mocniej. Ogólnie zewnątrzoponowe było najlepsza decyzja jaka podjęłam i uważam, że też na idealnym etapie (fartem) mi je podano.
Za długo już to wszystko trwało i bezbolesna końcówka porodu to było to co potrzebowałam ostatecznie od podania globulki i pierwszych bolesnych skurczy do przyjścia Mai na świat minęło 20h... 20h bez snu i w lub większym bólu 😑
Znieczulenie również mega się przydało do szycia bo niestety dr Iram trochę mnie naciela. (Tak na tym etapie Dr Iram była już z nami do konca)
Do wyciągnięcia Mai ostatecznie oprócz nacięcia dr Iram użyła też Vaccum (Kiwi), dwie skurcze, dwa pociągnięcia i Calineczka była na świecie 💗
Maya ur 15/03 o 18:22 47cm i 2,73kg 💗
Cdn.
Ale ok cofnijmy się w czasie do szpitala po porodzie.
Po tym jak Maya się urodziła i zbadał ją pediatra wróciła do mnie na pierś na kangurowanie, z sali powoli znikały wszystkie osoby obecne przy porodzie aż zostaliśmy na chwilę sami z Oskarem i Mayą. Po chwili pojawiła się polozna... Debby 😑 Sara skończyła już swoją zamianę, nastał wieczór i pojawiła się znowu Debby która poznaliśmy wieczor wcześniej.
Debby trochę poogarniała salę, przywiozła lozko na które się przesiadłam i razem z Oskarem wywieźli mnie z powrotem do naszej sali dwa piętra niżej. Co ciekawe wszystko od tego momentu pamiętam teoche jak przez mgłę. Nie pamiętam nawet czy Maya była wtedy na mnie czy ktoś ją osobno zabrał? Nie mam pojęcia.
Po powrocie do naszego pokoju pamiętam tylko, że zabierali Maye na jakieś badania i w pewnym momencie na karmienie. Z jakiegoś powodu nie dali nam mleka żebyśmy ja nakramili tylko robiła to położna gdzieś indziej. Nie ukrywam że byłam wtedy tak okrutnie wykończona ze było mi to wszystko trochę obojętne i cieszyłam się nawet że w tamtej chwili ktoś inny może się Małą porządnie zająć bo my z Oskim trochę nie byliśmy już w stanie po tym całym długim dniu.
Kiedy nam ją po karmieniu oddali dostaliśmy pierwsza informacje ze ma lekka hipoglikemie i że dali jej leki na podniesienie cukru. Skracając historię, jakiś czas później, koło 3 w nocy znowu wzięli ja na karmienie i wtedy już niestety do nas nie wróciła. Polozna nam powiedziała że poziom cukru znowu spadł i że Maya musi trafić na intensywna terapię gdzie podadzą jej kroplówkę. Kazałam wtedy Oskarowi wstać i iść z polozną zobaczyć gdzie Maya jest i co dokaldnie się dzieje.
Maya ostatecznie spędziła 27h w inkubatorze gdzie miała przed każdym karmieniem badany poziom cukru i przez długi czas była podłączona do kroplówki. Dopiero po odłączeniu jej i otrzymaniu 3 prawidłowych wyników została nam zwrócona. O 5 rano następnego dnia polozna przywiozła nam ją z powrotem do pokoju 💛
W ciągu tych 27h chodziliśmy do Mai co 3h na karmienie, ja w międzyczasie odciagalam dla niej tych kilka kropelek mleka, piersi niestety nie potrafiła łapać. Spędzaliśmy z nią za każdym razem około godzinę - półtorej. Był to dzień pełen emocji, strachu i niepewności o to kiedy sytuacja się poprawi. Najabrdziej przerażała nas wizja tego że my będziemy musieli wyjść ze szpitala, a ona będzie musiała zostać sama. Na samą myśl powrotu do domu bez niej pękało nam serce, ale na szczęście do tego nie doszło i dwa dni po powodzie wyszliśmy razem do domku 🥰
Wracając szybko do wątku Debby... Przelało mi się kiedy przychodziła do mnie po porodzie chyba co godzinę w nocy męcząc mnie ze musze oddać mocz i robiła mi wykłady jakbym była małym dzieckiem które robi jej na złość, a ja najzwyczajniej w świecie kompletnie nie chciałam sikac. Co więcej dopeiro nastonego dnia uświadomiłam sobie ze chwilę przed przyjściem Mai na świat byłam cewnikowana 😑 ja o tym zapomniałam ale ona powinna była o tym wiedzieć i dać mi święty spokój a nie zmuszsc mnie do oddania moczu gdzie pęcherz miałam pusty.
Ostatecznie gdzieś koło 4 rano udało mi się oddać mocz, poinformowałam ją o tym żeby dała mi spokój a ta idiotka wróciła jeszczcze raz tuż przed końcem swojej zmiany o 6-7 rano zapytać czy jeszcze raz sikałam 🤦♀️ moją miną wyraziłam swój wkur* na nią i sobie poszła.
Ogólnie podsumowując pobyt w szpitalu to warunki 10/10, obsługa miła (Debby była miła ale mi po prostu nie przypadła do gustu), jedzenie dobre, wielki plus za to że moja gin była obecną przy porodzie, Polozna Sara też super.
Za co daje ogromny minus? Za brak wsparcia w temacie karmienia piersią. Całą ciążę był wielki nacisk na to że mam karmić piersią, wszędzie w szpitalu plakaty, ulotki itd a jak przyszło co do czego to nikt sam nie zapoponowal pomocy kiedy ja ewidentnie karmić nie mogłam.
Kto wie może wynikło to trochę z tego że Maya była w NICU, niemniej jednak mam o to na prawdę duży żal do szpitala.
Może gdybym dostała lepsza pomoc w tej kwestii w szpitalu, nie miałabym teraz 3 tygodnie po porodzie nadal takich problemów z KP jakie mam, ale o tym napisze osobny wpis...
Cdn.
Melduję się po meeeega długim i pod pewnymi względami ciężkim a innymi zajebisty dniu. Ale od początku.
Na dzisiaj przypadł dzień wizyty w klinice laktacyjbej, ale żeby nie było za łatwo Oskar musiał dzisiaj iść do pracy więc ja po raz pierwszy musiałam sama jechać z Mayą samochodem 🙈
Poranek do łatwych nie należał, po ciężkiej, nieprzespanej nocy nie dość że musiałam sama ogarnąć nas do wyjścia to odłożenie małej graniczyło z cudem. Cud się jednak na szczęście wydarzył i to nawet dwa razy. Po karmieniu piersią udało mi się Mayę odłożyć i pobiec pod prysznic, oczywiście żeby nie było za łatwo jak byłam pod prysznicem usłyszalam płacz Malutkiej wiec musiałam przyspieszyć tempa 🤷♀️ no ale co zrobić, prysznic dokończyłam i poszłam dalej tulić i karmić córcię.
Potem nastąpił cud numer dwa i Maya znowu usnęła. Znowu udało mi się ją odłożyć i szybko przyszykować się do wyjścia. Spała zaskakująco dobrze ale Oczywiście jak ja przełożyłam do fotelika to się przebudziła więc w skrócie mówiąc większość drogi do szpitala (gdzie jest klinika laktacyjna) płakała - 30 min drogi 🤷
Co do wizyty w klinice to jestem mega zadowolona. Może nie do końca dlatego że czegoś nowego odkrywczego się dowiedziałam, ale dowiedziałam się że:
1. Maya bardzo dobrze chwyta piers i ładnie ssie
2. Moja technika przystawiania jest "doskonała" (cytuje 🥰) i doradczyni była aż pod wrażeniem jak dobrze to robię i pytała czy już mi ktoś pomagał - powiedziałam jej że bardzo dużo filmików w necie oglądałam i myślę że jeden mi szczególnie pomógł więc poprosiła żebym jej wysłała żeby sama zobaczyła. (Nie mogę go znaleźć oczywiście 🤦)
Ogólnie spędziłam z w klinice prawie 2h w trakcie których Maya właściwie ciągle wisiała na piersi a ja z CDL omawiałyśmy schemat odciągania, karmienia, nakręcanie laktacji itd. Wielki szacun dla tej doradczyni też za to że ani razu nie skrytykowała mnie ani nie sprawiła że źle się poczułam z tym że daje czasami MM itd
Ogólnie wyszłam z tej wizyty mega podbudowana i zmotywowana 🥰
Kolejna wizytę mam za tydzień. Na razie nie kazała mi brać żadnych suplementów tylko karmić i odciągać zgodnie z jej zaleceniami i zobaczymy jak się zwiększy ilość mleka / skróci czas karmienia 🤞
Po wizycie postanowiłam pojechać na chwilę do pracy (Szpital w którym dzisiaj byłam jest względnie blisko mojego biura) żeby przedstawić Mayę. 25 min w samochodzie, Maya nie spała ale też nie płakała wiec sukces.
W biurze byłyśmy może godzinę ale musiałyśmy się ewakuować bo Mayą byla od wczoraj nie w humorze ale o tym zaraz.
Druga do domu, znowu 30 min jazdy i znowu bez płaczu - kolejny sukces 💛
A wracając do Mai i tego czemu dzień był ciężki, to Maya niestety od wczorajszego wieczoru była nie w sosie. Mega ciężka noc, prawie nieprzespana, Maya bardzo dużo jedzenia się domagała i w ogóle nie wyglądała na zadowoloną. Po ilości mleka jaka zjadła w nocy dostała zatwardzenia 🤦 także caky dzień męczyła się żeby zrobic 💩. Ostatecznie po na prawdę dużej ilości płaczu, Krzyku, ulewaniu i szukaniu komfortu przy cycku (ale bez ssania i bez usypiania) ok 18 po długim masażu brzuszka WRESZCIE zrobiła kupę gigant która przeciekła na moją sukienkę 🙈 ale i tak byłam przeszczęśliwa 😁
po zrobieniu kupki i zjedzeniu małej porcji mleczka wreszcie usnęła i tak śpi już teraz trzecią godzinę 🙌
No więc mały follow up tego na czym zakończyłam ostatni wpis...
Maya nie ma lekkiego czasu w swoim krótkim życiu a co za tym idzie ja też nie mam lekko...
Od 3 dni Mayę męczy "zatwardzenie" - nie bez powodu biorę to słowo w cudzysłow ponieważ nie jest to tak na prawdę zatwardzenia tylko po prostu brak kupki albo rzadkie oddawanie kupki ale od początku.
3 dni temu brak możliwości wypróżnienia się ewidentnie źle wpływał na Mai nastrój - była poirytowana, płacząca i nieszczęśliwa. Tamtego dnia tak jak już pisałam 💩była tylko jedna i przyniosła duża ulgę i dłuuugi sen.
Następnego dnia był dzień najgorszy - Maya niby się wypróżniała - mniej niż zawsze ale 3 kupki jednak były ale niestety widać było że też ją to męczy i cały dzień był dla nas bardzo ciężki. Oskar był w prawdzie w domu ale mój nastrój był fatalny, ewidentnie wrócił mi baby blues i cały wieczór spędziłam ze łzami lecącymi mi po policzku. Na pewno na ten baby blues mocno wpłynął fakt że tamtej nocy Oskar ok 3 musiał wyjść i jechać na lotnisko złapać swój lot do Polski*...
* ze względu na sprzedaż naszych kawalerek w Poznaniu musimy pojedynczo polecieć do Polski na jeden dzień żeby podpisać notarialnie pełnomocnictwo. Mi od początku ten pomysł strasznie się nie podoba ale przez chorą polską biurokracje nie ma wyjścia...
No więc ok... Wybiła 3 w nocy Oskar wcześniej zajmował się Mayą przez 4 h bo ja na prawdę miałam dosyć i oczywiście ona wtedy postanowiła zapaść w słodki długi sen. 30 min po wyjściu Oskara z domu malutka się obudziła i spać już nie chciala nigdzie indziej z wyjątkiem na mnie.
Nie przedłużając zbędnie historii byłam załamana wizją zostania z Mayą sama w momencie kiedy ma problemy brzuskzowe...
Następnego dnia na szczęście ku mojemu zaskoczeniu Mayą w prawdzie 💩nie zrobiła ani razu ale spała właściwie clay dzień między karmieniami. W prawdzie na mnie i nie dawała się odłożyć ale lepsze to nic płacz jaki serwowala dzień wcześniej.
Na chwilę obecną jesteśmy po właściwie 2 nocy bez Oskara. Maya spała w dostawce 🥳 i zrobiła aż 2 wielkie kupki - co za Szczęście! 🙈😂
Teraz usypia na mnie po karmieniu, ale muszę ją zaraz odłożyć żeby się od pompować bo eksploduje... Przez noc dostałam nawal bo czemu nie 🤦♀️
Oskar wraca dzisiaj wieczorem - przed 23 powinien być w domu ☺️ can't wait 💛
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2022, 05:37
Dzisiaj będzie pozytywny wpis.
Z Mayą powoli coraz lepiej sobie radzimy, na pewno będzie jeszcze dużo upadków ale hormony chyba przestały we mnie już szaleć po porodzie i lepiej sobie radzę z cięższymi momentami.
Ten wpis chciałabym poświęcić głowie mojemu mężowi i zostawić go sobie na pamiątkę gdybym przypadkiem za jakiś czas / kilka lat zapomniała jakim jest cudownym mężem i ojcem 💛 (myślę że to się nie zmieni i nie zapomnę ale niech zostanie czarno na białym 😉)
Pomijając to że w opiekę nad Mayą angażuje się w 100% - wstaje w nocy, zmienia pieluszki, usypia ja, śpi z nią, karmi butla, kąpie itd (wszytako na zmianę lub razem ze mną) to widać że miłość go przepełnia zarówno do Malutkiej jak i do mnie 🥰
Wczoraj leżeliśmy razem w lozku, Maya na Oskarze a ja przytulona do Oskara i usłyszalam że nie wie jak to możliwe ale teraz kocha mnie nawet baedsiej niż wcześniej przed porodem 🥰
Muszę też powiedzieć że myślałam że w tym ciężkim okresie z noworodkiem w domu będziemy się więcej kłócić - tak przynajmniej często to słyszę od znajomych, tymczasem u ans kłótni nie ma w ogóle, jesy ogromną ilość wsparcia i cierpliwości dla siebie nawzajem. Jesy to na prawdę jeden z najlepszych okresow naszego związku mimo trudów rodzicielstwa i niekończącego się zmęczenia 💛
Wczoraj również dostałam "zalegly" present od męża z okazji narodzin Mayci - Oski zabrał mnie do salonu Christan Louboutin i kazał wybrać sobie buty jakie chce 😍 nie musiałaby to być buty oczywiście, alternatywa była np biżuteria ale skończyło się i tak na boskich szpilkach których prędko nie założę 🙈😂
Mam nadzieję że zawsze będziemy tak szczęśliwi że sobą i będziemy się tak nawzajem wspierać. Nie wyobrażam sobie życia z nikim innym i każdego dnia od 5 lat utwierdzam się w przekonaniu że odejście od byłego było najlepszą decyzją mojego życia 💛
KONTYNUACJA PAMIĘTNIKA Z POWROTEM OVU
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 maja 2022, 07:36