Teraz cała moja troska i modlitwa skupia się na wnętrzu pęcherzyka, by rozwijało się tam moje Maleństwo...
Pamiętam, jeszcze na studiach, marzył mi się stan błogosławiony. Nie żeby instynkt macierzyński się odzywał, o nie Ja chciałam być w ciąży, chciałam czuć jak nowe życie we mnie rośnie ... Oczywiście poród i wychowanie dziecka nie leżały w polu mojego zainteresowania. Tylko ta ciąża... Byłam przekonana, że to najcudowniejszy czas wyłącznej radości i beztroski. No cóż, życie mocno zweryfikowało te moje marzenia. Stan błogosławiony jest cudowny, ale poziom lęku i niepokoju chyba mnie przytłacza ...
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2013, 14:08
.....
Już lepiej Wydzwaniałam do mojego ginka, aż się zgodził i jutro rano biegnę na wizytę Jest naprawdę świetnym specjalistą i endokrynologiem jednocześnie więc jestem już troszkę spokojniejsza o Ciebie Muluszku
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2013, 21:10
Sb godz.10.00 - mój ginek nie znajduje pęcherzyka, który miał przecież we wtorek już 3,5mm...
Wyrok - albo wkrótce poronienie, albo ciąża pozamaciczna... Każe przyjść z betą we wt.
Wychodzę z gabinetu i czuję, że rozpadam się na milion kawałków... Drugie poronienie w ciągu jednego roku? Dlaczego??? Na szczęście mam w weekend warsztaty, muszę mechanicznie zająć mózg czymś innym. To dobrze, dzięki temu chodzę, funkcjonuję.
Godz. 17.10 pytam Boga dlaczego, płaczę, śpię, budzę się, płaczę, pytam...
Pn godz. 7.45 - idę po L4. Nie mogę wydusić z siebie jednego sensownego zdania. Wykrztuszam jedynie pomiędzy szlochami, że właśnie tracę dziecko, że we wt mam wizytę u ginekologa, że nie jestem w stanie funkcjonować normalnie w społeczeństwie. Internistka bez słowa daje mi zwolnienie.
Godz. 19.40 - pakuję torbę do szpitala. Znowu nie mam dużych podpasek. Wkładam duże podkładki higieniczne z poprzedniego pobytu w marcu... A myślałam, że nigdy się nie przydadzą...
Wt godz. 7.30 - DZIEŃ SĄDU OSTATECZNEGO. Rano pobranie krwi na betę. Właściwie sama nie wiem co wolałabym zobaczyć. Spadek oznaczałby poronienie, a wzrost - paniczny lęk, że to jednak ciąża pozamaciczna, a ja mam jeden jajowód. Nie, nawet nie chcę o tym myśleć... Beta duża - 23316... Jestem na czczo, bo może trzeba będzie natychmiast jechać do szpitala.
Godz. 10.30 - ginek na USG patrzy z niedowierzaniem, a tam ... 3 obiekty. Pyta czy nie brałam clo, mówię, że nie ... Ale ja też widzę wyraźnie trzy obiekty. Ginek wzywa posiłki czyli kolegę, co by też popatrzył, bo cuda jakieś ogłaszają. Posiłki stwierdzają uroczyście, że na pewno jest pęcherzyk z pięknym ciałkiem żółtkowym 1.26cm. Obiekt nr dwa to krwiak, a nr trzy może też być krwiakiem, ale może pęcherzykiem ...
Nie słyszę reszty, dla mnie najistotniejsze - JEST PĘCHERZYK, JEST CIAŁKO ŻÓŁTKOWE
Godz. 11.00 - Wracam do żywych ...
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2013, 14:04
Dziś ginka przez pół godziny szukała mojego maleństwa pomiędzy krwiakami. Stwierdziła, że jeszcze nie widziała tak trudnego do odczytania obrazu macicy. Namierzyła fasolkę dopiero przez brzuch, ale wszystko marnie wygląda, bo trofoblast otoczony jest krwiakami
Nie rozpaczam, bo to już kolejna dziwna diagnoza. Wiem, że mam dziwną, dwurożną macicę, że być może trudno ją 'przejrzeć' i wiele zależy od lekarza i sprzętu.
Ginka brzmiała jakby nie dawała wielkich nadziei, a ja już nie mam siły ciągle się bać i wątpić. W ciągu całej mojej krótkiej ciąży, już dwukrotnie przeżywałam rozpacz utraty i dwukrotnie nadzieja została mi przywrócona. Teraz racjonalizuję sobie strefę wpływu i niewpływu. W ramach tego co mogę, zrobiłam już wszystko, reszta w rękach Boga...
Pozostaje mi znowu tylko modlitwa...
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 grudnia 2013, 22:24
To bardzo dziwne uczucie. Widzę powiększający się brzuch, widzę regularnie na monitorze jakiś dziecio-podobny kształt, pulsujący punkt nazywany serduszkiem. A jednak wciąż to jakieś takie nierealne, niemożliwe. Jakbym była w kinie i oglądała film o dziewczynie w ciąży... wyłącznie w roli obserwatora.
Do cholery, przecież to moje życie i ten najbardziej wyczekany czas! Czuję się trochę wyrodnie, że nie umiem tak 'tego' poczuć, zanurzyć się w tym błogostanie. Być może to jakiś atawistyczny instynkt pt. 'unikanie cierpienia' produkujący mi skrypt - nie przywiązuj się, bo możesz stracić. Ale ile to będzie trwało?
Wczoraj kupiłam na allegro jakieś dżinsy ciążowe, minutę po zakupie już opadły mnie wyrzuty sumienia, że za szybko, że zapeszę...
Czy burza hormonów nie może się przejawiać wszechogarniającym szczęściem, radością, uczuciem spełnienia?? Dlaczego dopada mnie tylko drugi biegun - zwątpienie, lęk, niepewność, smutek??
Ja nie mam huśtawki nastrojów. Zatrzymała się na jednym krańcu nastroju.
Jutro usg, może otworzy tamę pozytywnych uczuć...
Czegóż ja sobie nie planowałam robić, rozpocząć, gdy tylko znajdę się w tym magicznym czasie ciążowym... Zrobienie prawa jazdy, szlifowanie języków, przyswojenie wiedzy o budowie i działaniu mózgu, pisania pamiętnika regularnie...
Taaaaaaak, dla jasności wszystko realizuję tak samo sumiennie jak ten nieszczęsny pamiętnik Widać ciąża nijak nie podniosła zerowego poziomu mej konsekwencji. Powinnam leżeć w Sèvres pod Paryżem jako wzór słomianego zapału
Ale najważniejsze, mój Cudzik dzielnie się rozwija, dwa tygodnie temu na prenatalnych miał już 7cm, machał rączkami i nóżkami. Wszystkie pomiary w normie
Od dwóch tygodni chodzę do pracy. Całkiem mi z tym dobrze, zwłaszcza, że fizycznie, poza powiększającym się brzuchem i piersiami, właściwie czuję się nieciążowo. To fizycznie, bo psychicznie... przecież miało być tak pięknie (wywiady miały być...) Naczytałam się z różnych niezmiernie mądrych źródeł, że II trymestr to najwspanialszy czas, piękniejesz w oczach, tryskasz energią i optymizmem. No po prostu osiągasz błogostan.
Po zapoznaniu się z tymi informacjami zaliczyłam weekendowy mega dół. Pod hasłem 'nikt mnie nie kocha, nie rozumie i w ogóle jaka ja biedna'. Zaliczyłam również kłótnię z niemałżem, bo pewnie mnie już nie kocha, nie rozumie, nie przykłada codziennie ucha do brzuszka, nie spędza kilku godzin w internecie na czytaniu artykułów o dziecku, ba (o zgrozo) nawet nie pyta mnie w którym tygodniu i dniu jestem !!! Piszę to teraz żartobliwie, ale w sobotę to moje rozgoryczenie miało monstrualne rozmiary
Przedziwny stan ta ciąża... Jakby nie patrzeć, nosisz pod sercem małego pasożyta, którego obecność powoduje szaleńcze zawirowania w gospodarce hormonalnej, a one są przyczyną mojego doła mariańskiego... A potem się urodzi i będę musiała je wychowywać i osiągnie wiek nastu lat, a ja jakoś chyba nie lubię takich nastoletnich dzieci... No dziwne to wszystko
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2014, 11:45
konsekwencja w pisaniu -10
radość z życia +20
Leci ten czas nie wiadomo kiedy, niniejszym osiągnęłam półmetek mojej ciąży i z tej okazji podejrzałam moje maleństwo Na dobry początek badania moja mała Justynka (jak na szanującego się nurka przystało) uniosła kciuk do góry. Co było jednoznacznym sygnałem, że wszystko gra
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/b43c5a3d78ee.jpg
Potem pani doktor wszystko pięknie pomierzyła, tłumacząc co dokładnie widzę na monitorku. Prawda jest oczywiście taka, że niewiele widziałam, ale radośnie kiwałam głową na wszystkie komentarze Jedyne co zrozumiałam doskonale, to że noszę pod sercem 100% kobietę i że wszystkie pomiary są w normie. W zasadzie te informacje mi wystarczą. Juuuuuuuupiiii!!!
Bliżej nieokreślony foch na niemałża układa się w sinusoidę. Co pewnie wskazuje bardziej na chwiejność hormonów niż jego winę, ale tej wersji trzymać się nie będę
No czyż nie mam racji, skoro będąc w ciąży nie mogę się doczekać, by:
1. sprzątnął okruszki po krojeniu chleba
2. umył po sobie talerz lub garnek od razu
3. powiesił żyrandol W KOŃCU
4. przyniósł mi kwiatka ot tak bez powodu
Czy to naprawdę za dużo?
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 marca 2014, 12:51
Wczoraj znów widziałam moje maleństwo Pani doktor patrząc na moją Justysię w 3D powiedziała, że ma kobiece rysy ... Hmmm no tak zupełnie szczerze mówiąc, ja na ekranie widziałam małego ufoludka Ale co najważniejsze mojego, kochanego, maleńkiego ufoludka
A oto moja Justysia Mój M stwierdził, że tu wygląda jak Jaruzelski ... uwielbiam jego wrażliwość
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/1ef229648484.jpg
Dziś pierwszy raz dotarła do mnie świadomość - czas pędzi, poród się zbliża ... Brzmi to jakoś nieprawdopodobnie. Przecież tak niedawno kompletnie nie wierzyłam, że w ogóle można zajść w ciążę. Potem nie dowierzałam, że można ją utrzymać ... teraz moje maleństwo staje się coraz bardziej realną jednostką
Chyba zachłyśnięta dotychczasowym, bezproblemowym (tfu, tfu, by nie zapeszyć) przebiegiem ciąży chcę rodzić siłami natury i bez znieczulenia. Na razie... z pewnością życie zweryfikuje moje deklaracje
Juuuuupi!!! Zaczynam nowy etap ciąży - rozwój przedmacierzyński w domu
Oczywiście, jak na słomiany zapał przystało mam mnóstwo planów
1. Fitness dla ciężarnych - już się zapisałam na czwartek
2. Czytanie książek o zajmowaniu się noworodkami, bo to wciąż dla mnie czarna magia - książki już mam
3. Przeczytanie Biologicznych podstaw psychologii - zaczęłam i utknęłam na 2 rozdziale
Dziś miał nastąpić TEN dzień... Dzień, w którym moje życie wejdzie na inny poziom abstrakcji i rozpocznę radosny etap mleczno-kupkowy. Cóż, pozostaję wciąż na etapie ciążowym, bo moja Justynka jak na prawdziwą kobietę przystało - zmienną jest
Wczoraj zgodnie z zaleceniami stawiłam się w szpitalu z torbą i stresikiem. Przebyłam etap biurokracyjny, ktg, badanie, przebiórki i wyposażona w wenflon niniejszym położyłam się na szpitalnym łóżku. I tu nastąpił moment zwrotny. Ktoś wymyślił, że może jeszcze warto zrobić usg i spojrzeć na pośladkowe ułożenie mojego dziecka, skoro to jedyny powód mojego tu stawienia się... Usg wykonano, a moja Justysia w miejscu gdzie przez ostatnie 2 miesiące demonstrowała pośladki umieściła główkę Nastąpiła konsternacja...
Trudno wykonać planowe cc ze względu na miednicowe ułożenie dziecka, skoro rzeczone ułożenie jest główkowe
I tym sposobem dziś zamiast stać się matką polką, pozostałam kobietą ciężarną z bardzo dobrymi prognozami przenoszenia ciąży.
Chciałam rodzić naturalnie, jednak kiedy jeszcze w 38tc moje dziecko deklarowało wyjście wyłącznie przez powłoki brzuszne, wszystko pięknie sobie zracjonalizowałam i nawet ta cesarka i jej planowość zaczęły mnie cieszyć. Muszę zweryfikować argumentację popierającą jedynie słuszny poród naturalny
Gdy wychodziliśmy dziś ze szpitala spotkałam na korytarzu ojca z maluszkiem urodzonym zamiast mojej Córeczki Troszkę to przygnębiające jednak ... "już był w ogródku, już witał się z gąską..."
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2014, 18:50
15 sierpnia przypadał termin porodu. Po figlu z przekręcaniem tuż przed planową cesarką, miałam absolutne przekonanie, że przenoszę tę ciążę przynajmniej dwa tygodnie Żadnych, słownie - żadnych objawów.
Tak więc w czwartek w akcie desperacji pojechałam do lekarza po dodatkowe zwolnienie (słyszałam, że są jakieś problemy z otrzymaniem go po terminie). Generalnie nachodziłam się strasznie.
Koło 15.00, kiedy już zaległam w domu po tych wszystkich wycieczkach komunikacją miejską, poczułam jakiś bliżej nieokreślony ból podbrzusza. Pomyślałam, że pewnie z przemęczenia, bo przecież ja jestem skazana na przeniesienie ciąży
No ale około 17 ból stał się jakby regularniejszy i wtedy mnie olśniło, że może chodzić o mityczne skurcze Zgodnie z naukami z SR weszłam do wanny co by się przekonać czy to nie fałszywka. Szybko ściągnęłam sobie aplikację na telefon... i ku mojemu zdziwieniu zobaczyłam, że skurcze są co 4/5 minut
Naprawdę nie mogłam w to uwierzyć, bo miałam głębokie przekonanie, że te skurcze będą strasznie bolały, a tu tak do przeżycia
Nie mogąc w to wszystko uwierzyć, umyłam włosy i wypumeksowałam stopy Przyszedł mój M, a ja spokojnym tonem oznajmiłam, że mam skurcze co 3 minuty, więc chyba będziemy się pomału zbierać
Po 19.00 byliśmy już na IP. Pani położna z nadzieją w głosie zapytała mnie czy to może drugi poród (bo byłoby szybko)... po czym zbadała mnie i z ogromnym zdziwieniem powiedziała, że właściwie to jak 3 poród i będzie szybko, bo ... mam już 5cm rozwarcia
Stwierdziła, że skoro trzymam fason na tym etapie to pójdzie błyskawicznie
Po 20.00 trafiliśmy z M do sali porodowej, podpięła mnie pod KTG i tak przechodziłam skurcz za skurczem. M trzymał się dzielnie i naprawdę bez niego chyba bym nie dała rady W końcu pani stwierdziła, to rodzimy...
Kwestię bólu pominę, bo jest straszny. Miałam momenty zwątpienia przy parciu i miałam wrażenie, że trwa to w nieskończoność. Ale udało się, o 21.40 mój Skarb wylądował na mojej piersi i już nic się nie liczyło
Potem jeszcze niestety musieli wyłyżeczkować mi łożysko, ale to szczegół.
Niemal od momentu narodzin moja Justysia była cały czas przy mnie. Ma niesamowity odruch ssania, ja pokarm, więc się dobrze zgrałyśmy Do tego stopnia, że w drugiej dobie po ważeniu panie ze zdziwieniem stwierdziły, że ubytek wagi to tylko 30g
Po 2 dobach znalazłyśmy się w domu Póki co wszystko z moim M robimy na 4 ręce, no oczywiście poza karmieniem Powiem Wam szczerze, że nie miałam pojęcia, że będzie takim ojcem. Ogromnie jestem z niego dumna, ciągle mi powtarza, że ja karmię i jestem zmęczona, on się zajmie resztą. A naszą córeczkę kochamy nad życie
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/d79e9645c0eb.jpg
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 sierpnia 2014, 19:22
Ogromne gratulacje !!!! Będzie dobrze:) Powodzenia !!!Trzymam kciuki!!!
Ogromne gratulacje !!!! Będzie dobrze:) Powodzenia !!!Trzymam kciuki!!!
też zawsze chcialam wiedzieć jak to jest byc w ciązy..powodzenia!
witaj po fioletowej stronie w gronie ciężarnych i zlęknionych ;) o swoje maleństwa :)