A tu jeszcze dzisiejszy wynik bety:
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2016, 13:20
Moje dzisiejsze TSH wynosi 7,720... Dzwoniłam do przychodni, w której przyjmuje moja pani doktor (przyjmuje tylko we wtorki) i okazało się, że skończyła już pracę. Całe szczęście pani w rejestracji była na tyle miła, że po wyjaśnieniu jej o co chodzi, zadzwoniła do pani doktor, a potem oddzwoniła do mnie z informacją, że pani doktor mnie kojarzy i kazała mi przyjść jutro do innej przychodni, w której również przyjmuje. Tak wiem wyszło mi masło maślane, ale jestem w szoku tak wysokiego tsh jeszcze nie miałam. Powoli podnoszę się z podłogi...
Co do mojego tsh, to byłam u pani doktor, zmieniła mi dawkę leku, następna wizyta 8 marca razem z wynikami i wtedy zobaczymy co dalej. Przynajmniej się uspokoiłam. Zapisałam się dzisiaj na wizytę do ginekologa też na 8 marca. A co najśmieszniejsze odstęp między tymi wizytami wynosi 45 minut a gabinety są w dwóch częściach miasta haha, nie wiem jak ja to zrobię. Mam nadzieję, że ginekologa uda się przenieść na 10 marca (dzisiaj jak dzwoniłam nie było już wolnych miejsc). Zobaczymy jak to będzie, jeszcze trochę czasu mam.
A na koniec jeszcze wynik dzisiejszej bety:
Posiedziałam chwilę przy kompie i już mnie ciągnie do poziomu, czas się umyć i wskoczyć do łóżeczka .
A na koniec jeszcze wynik poniedziałkowej bety:
Co poza tym u mnie? Mam problem z internetem w domu, dlatego w zasadzie tylko wpadam tutaj i wypadam. Poza tym nadal jestem zmęczona i najchętniej całe dnie spędzałabym w łóżku . Z dolegliwości ciążowych doszły mi mdłości (jak na razie bez wymiotów) i częste wizyty w toalecie, w domu już się ze mnie śmieją, że jeszcze trochę i na papier toaletowy nie wyrobimy . No i to by chyba było na tyle .
Na koniec jeszcze fota z mojego usg, jakość nie powala, ale coś tam widać
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 kwietnia 2016, 14:56
W przyszły czwartek mam usg połówkowe, mam nadzieję, że wszystko będzie ok, staram się nie myśleć o tym za dużo żeby się nie zamartwiać. Na to usg miał iść ze mną mój M, prawdopodobnie poznamy wtedy płeć maluszka, niestety musi jechać na szkolenie i nie da rady ze mną pójść, jak pech to pech....
Z pozytywów odczuwam już ruchy maluszka, a przynajmniej tak mi się wydaje , że to nasze maleństwo. "Pomalowaliśmy" pokój i zrobiliśmy przemeblowanie tak żeby zmieściło się łóżeczko. Moja fryzjerka w końcu zgodziła się pofarbować mi włosy, więc nie mam już tych obrzydliwych odrostów, przy okazji zmieniłam kolor i skróciłam włosy, w końcu można wyjść do ludzi .
Co do moich problemów z kamieniami nerkowymi to w zasadzie nadal nie wiem, czy był tylko ten jeden czy nadal coś we mnie siedzi. Czasami mam wrażenie, jakby mnie coś delikatnie kuło, a może mi się tylko tak wydaje . Niby badanie moczu wyszło mi w porządku, no ale.... Poczekamy zobaczymy.
Nasza mała Julcia:
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 lipca 2016, 11:56
Co do spraw ciążowych, czuję się dobrze, malutka wierci się, oczywiście najintensywniej wtedy jak chcę odpocząć . Uczucie niesamowite i oczywiście uspokajające , dzięki temu nie odczuwam potrzeby latania ciągle na usg i prawdopodobnie na następne usg pójdę w okolicach 30 tygodnia.
Co tam jeszcze u nas? Zapisałam nas do szkoły rodzenia, startujemy jakoś pod koniec sierpnia, nawet nie pamiętam teraz kiedy dokładnie .
Szukamy już rzeczy dla Julci. Mamy wybrany model wózka i fotelika do samochodu, jeszcze tylko nie możemy zdecydować się co do kolorystyki , ale to taki tam szczególik. Łóżeczko weźmiemy od mojego brata. Zakupiłam już pościel i trochę ubranek i zaczynam się już gubić w tym co już mam, a czego jeszcze nie . Przeraża mnie wybór ubranek dla dziewczynek. Gdzie nie pójdę na dział dla dziewczynek tam przeważają różowe ubranka. No ludzie czy nie ma innych ładnych kolorów, dlaczego jak dziewczynka to ma się ubierać cała na różowo?? Nawet się śmiałam do mojego M., że ja to wyrodna matka jestem, bo kupuję Julci ubranka chłopięce , ale cóż poradzić ja różu nie lubię i dopóki ja decyduję w co będzie ubierać się moje dziecko różu w szafie nie będzie .
Trochę mnie tu nie było i jak widać troszkę się zadziało w tak zwanym międzyczasie. Generalnie większość ciąży przebiegała bezproblemowo, czułam się dobrze, chodziłam do pracy, byłam bardzo aktywna. Tak było gdzieś do połowy września, wtedy zaczęło skakać mi ciśnienie. Całe szczęście białka w moczu nie było, poszłam na zwolnienie i większość czasu siedziałam w domu i odpoczywałam. Ruszałam się w zasadzie tylko do szkoły rodzenia.
Wszystko zaczęło się 6 października. Wstałam rano i zauważałam niewielką ilość krwi w śluzie, troszkę się przestraszyłam, ale pani doktor kazała mi się nie denerwować i odpoczywać. Po jakimś czasie zaczęło boleć mnie podbrzusze, znów zadzwoniłam do pani doktor - kazała jechać na izbę przyjęć, żeby zobaczył mnie lekarz dyżurny. W taki oto sposób około godziny 17 wylądowałam na izbie przyjęć, podłączyli mnie pod KTG. Na KTG okazało się, że mam dosyć regularne skurcze, a ja byłam święcie przekonana, że ten ból to ból jelit . Po KTG krótki wywiad z położną i badanie ginekologiczne. Jak rozbierałam się do badania na wkładce zobaczyłam krew i oczywiście ogromny strach mnie ogarnął, przecież ciąża nie jest jeszcze donoszona, do donoszonej został jeszcze tydzień. Lekarz mnie zbadał i mówi do mnie: jest rozwarcie, będziemy powstrzymywać poród. Potem znów jakieś formalności, nie wiedzieli na jaki oddział mnie wysłać. W końcu wylądowałam na trakcie porodowym. Gdy tam zbadała mnie położna, mówi do mnie tak: Pani Agato będziemy rodzić, nie ma co powstrzymywać, jest rozwarcie 7 cm. Jak to usłyszałam byłam przerażona, ani ja przygotowana w domu, ani gotowa rodzić, ale cóż wyjścia nie była. I w taki o to sposób 6 października o godzinie 23:10 na świecie pojawiła się moja Kochana Julcia (10 pkt na 10 ). 6 października w 16 rocznicę śmierci mojego taty. Dziadek czuwał nad wnuczką i córką.
Co do samego porodu myślałam, że będzie gorzej, boleć bolało, ale było to do przeżycia, chociaż z tego co pamiętam na sali porodowej mówiłam co innego . Dużą pomocą były zajęcia w szkole rodzenia, na których nauczyłam się jak oddychać i przeć w trakcie porodu oraz obecność męża przy porodzie, choć przez bardzo długo okres czasu zarzekałam się, że nie chcę go tam . Gdyby nie on byłoby mi o wiele trudniej znieść bóle skurczowe.
Przez tydzień leżałyśmy w szpitalu, ponieważ Julcia urodziła się miesiąc wcześniej (termin porodu miałam na 5 listopada) trzeba było porobić badania. W badaniach wszystko powychodziło dobrze . Pobyt w szpitalu to była masakra, miałam ze 2 czy 3 kryzysy. Mała nie przybierała na wadze, miała problem ze ssaniem, musiałam ją dokarmiać sztucznym mlekiem, potem zaczęłam odciągać swój pokarm i dokarmiać ją swoim, bo piersi były przepełnione. Wczoraj wieczorem w końcu wypuścili nas do domciu. Teraz się docieramy . Julcia przestaje mieć problemy z przyssaniem się do piersi i je coraz ładniej. Dobrze, że mąż jest na urlopie i dużo mi pomaga, bo ja jestem jeszcze zmęczona po pobycie w szpitalu, muszę go odespać.
Prawie dwie godziny pisałam ten wpis, no ale cóż była przerwa na kąpiel i karmienie, a teraz moje słoneczko smacznie sobie śpi. Czas się zrelaksować .
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 października 2016, 19:57
Kogo ja widzę :) ale się cieszę :) gratulacje :*
Moje gratulacje, bardzo sie ciesze:-) I nie zadreczaj sie, wszystko bedzie dobrze:-*
Vioweczko, gratulacje!!!
gratulacje! :)
Gratuluję i trzymam kciuki!!!
OMG gratuluje!!!!!!!:)))))))
Gratulacje! Zdrowka Wam zycze
Aż mnie piorun strzelił jak weszła do Ciebie i zobaczyla!m wieści... Gratulacje! Życzę pomyślności! Pozdrawiam