Dobry Boże
Ty znasz ciemności, które mnie otaczają.
Wydaje mi się, jakby otoczyła mnie chmura,
tak że tracę całą moją perspektywę.
I na dodatek mam wrażenie, że ona nigdy się nie podniesie.
Wiem, że wcześniej udało mi się z tego wyjść,
ale kiedy te uczucia znów przychodzą wszystko znowu się zaciemnia.
Pomóż mi ufać Tobie w tym trudnym czasie.
Wiem, że po deszczu znów przychodzi słońce,
i że ponad chmurami słońce zawsze świeci.
Proszę Cię jednak, umocnij to przekonanie w moim sercu,
tak aby Twoja nadzieja mnie prowadziła.
Wierzę, że Ty możesz mnie uzdrowić
i całkowicie powierzam się Tobie.
Udziel mi łask, których potrzebuję,
aby wytrwać przy Tobie,
aż Twoja uzdrawiająca miłość,
która wiem, że nieustannie działa we mnie,
w końcu przeniknie mnie i przyniesie ulgę, której potrzebuję.
Amen.
Wiem, ze nie ma takiej sprawy ktorej Bog by nie opanowal, ofiaruje siebie Jemu, niech robi u mnie i ze mna co zechce (to absolutnie nie jest rezygnacja lecz oddanie sie calkowicie woli Bozej):
A to znalazlam na necie:
Plamienia okołoowulacyjne
W okresie okołoowulacyjnym niektóre kobiety odczuwają lekki ból w okolicy jednego z jajników. Nie jest on uciążliwy, trwa maksymalnie dwa dni. Mniej więcej w tym samym czasie niektóre kobiety zauważają lekkie plamienie, które objawia się jako kilka kropel krwi, nitki krwi w śluzie bądź brunatne plamki. Są one efektem spadku poziomu estrogenów. Endometrium ulega wtedy częściowemu złuszczeniu z powodów tej chwilowej niedomogi hormonalnej. Plamienia okołoowulacyjne są fizjologiczne i nie wymagają leczenia.
(...)
Krwawienia po stosunku
Oczywiście wymagają wyjaśnienia. Można podejrzewać, że sygnalizują stany zapalne szyjki macicy lub zmiany nowotworowe. Mogą być także efektem urazu mechanicznego podczas stosunku - zbyt intensywnego współżycia czy zadrapania palcem ścianek pochwy.
ZRODLO: http://www.benc.pl/czytelnia/429/o-plamieniach-krwawieniach-prawie-wszystko/
Święty Ojcze Charbelu, który wyrzekłeś się przyjemności światowych i żyłeś w pokorze i ukryciu w samotności eremu, a teraz przebywasz w chwale nieba, wstawiaj się za nami. Rozjaśnij nasze umysły i serca, utwierdź wiarę i wzmocnij wolę. Rozpal w nas miłość Boga i bliźniego.
Pomagaj w wyborze dobra i unikania zła. Broń nas przed wrogami widzialnymi i niewidzialnymi i wspomagaj w naszej codzienności. Za Twoim wstawiennictwem wielu ludzi otrzymało od Boga dar uzdrowienia duszy i ciała, rozwiązania problemów w sytuacjach po ludzku beznadziejnych.
Wejrzyj na nas z miłością, a jeżeli będzie to zgodne z wolą Bożą, uproś nam u Boga łaskę, o którą pokornie prosimy, a przede wszystkim pomagaj nam iść codziennie drogą świętości do życia wiecznego. Amen.
ZRODLO: http://adonai.pl/cuda/?id=29
________________________________
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2016, 13:40
Mam za niski poziom progesteronu, biore Luteine 100mg 2 x dziennie (dopochwowo) i Duphaston 2 x dziennie, niedugo nowe badanie kontrolne proga. Wklejam tutaj normy proga, moze komus tez sie przydadza.
Odpowiedni poziom progesteronu w ciąży:
Laboratoria przedstawiają wyniki w różnych jednostkach tj. ng/mL albo nmol/L.
Podajemy przelicznik 1 ng/mL = 0,314465 nmol/L
czyli np. wartość stężenia progesteronu podaną w nmol/L pomnóż przez 0,314, a otrzymasz
stężenie wyrazone w ng/ml.
Odpowiedni poziom progesteronu w ciąży:
Tydzień [ng/ml] [nmol/L]
4: 21.6 = 68.688
6: 25.9 = 82.362
8: 26.2 = 83.316
10: 30 = 95.4
12: 33.4 = 106.212
14: 39.5 = 125.61
16: 47.8 = 152.004
18: 51.8 = 164.724
20: 55.6 = 176.808
22: 65 = 206.7
24: 72.2 = 229.596
26: 81.6 = 259.488
28: 90.4 = 287.472
30: 104.5 = 332.31
32: 118.2 = 375.876
34: 134.8 = 428.664
36: 152.3 = 484.314
38: 159.4 = 506.892
40: 166.2 = 528.516
Poniższy wykres przedstawia przedziały poziomu progesteronu (zone I, II, III, IV) na tle prawidłowego poziomu tegoż hormonu. W przypadku nieprawidłowego poziomu progesteronu w ciąży wskazane jest dodatkowe przyjmowanie (suplementacja) hormonu (np. w postaci Luteiny), aby umożliwić prawidłowy rozwój ciąży i dziecka. Bardzo ważna jest odpowiednia dawka (podana na wykresie), aby utrzymać ciąże.
ZRODLO: http://naprotechnologia.wroclaw.pl/poziom-progesteronu-w-ciazy-normy/
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2016, 14:01
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2016, 13:35
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 października 2016, 08:22
Opublikowano 28 grudnia 2011
Mam na imię Agata, jestem z Tychów. Wielokrotnie chciałam będąc w Czatachowej złożyć świadectwo, ale nie miałam odwagi. Wiem jednak, że świadectwo musze napisać, ponieważ Jezus dał mi i mojemu mężowi tak wiele, że muszę się tym podzielić. Pragnę umocnić kobiety, które przechodzą bądź przeszły to co ja, aby nadziei nie traciły prosiły Jezusa, Jezus słyszy i wysłucha. Jestem 2 lata po ślubie, 3 miesiące po ślubie 2009 zaszłam w ciąże, lecz ciążą od wizyty u lekarza cieszyłam się tylko tydzień ponieważ poroniłam w 5 tygodniu. Lekarze mówili nam, że to normalne, że tak się zdarza czasami i że mamy się starać o dziecko za 3, 4 miesiące. Tak też zrobiliśmy, znowu zaszłam w ciążę w marcu 2010, niestety znowu Bóg zabrał nam dziecko w 7 tygodniu ciąży.
Po tym poronieniu zrobiliśmy różne badania, aby dowiedzieć się dlaczego tak się dzieje, wyniki wszystkie miałam dobre, mój mąż również. Do Czatachowej jeździliśmy regularnie co miesiąc prosząc Boga o potomstwo. W kolejną ciążę zaszłam w sierpniu 2010r, będąc w 8 tygodniu ciąży u lekarza słyszeliśmy bijące serce naszego dziecka i widzieliśmy zarys małego człowieczka, następną wizytę miałam za miesiąc. Tak bardzo się z mężem cieszyliśmy, myśleliśmy, że to dziecko juz będzie z nami na ziemi, bardzo pragnęliśmy dziecka. Po miesiącu poszłam do lekarza, a nasz ginekolog powiedział: „bardzo mi przykro serduszko przestało bić, rozwój dziecka zatrzymał się na 8 tygodniu,” czyli przez miesiąc chodziłam z martwym dzieckiem. Nie potrafiłam w to uwierzyć, płakałam bardzo, juz nie miałam siły.
Dostałam skierowanie na zabieg, na następny dzień. Po wyjściu od lekarza, prosiłam męża żeby pojechać do o. Daniela, było to w tygodniu, ale ja wiedziałam, że o. Daniel odprawia tam msze w pustelni codziennie o 18. Nie traciłam nadziei nie buntowałam się, przyjęłam ten krzyż, w sercu prosiłam Boga cała drogę, aby dziecko ożyło, aby przez modlitwie o .Daniela tak się stało. Przyjechaliśmy do pustelni na msze, po mszy o .Daniel modlił się przed najświętszym sakramentem poczym wszedł do zachrysti, poszłam za nim i powiedziałam, że „mam martwe dziecko pod sercem i ze proszę o modlitwę, aby ożyło, bo przecież zdarzały się takie cuda.” O. Daniel dał mi krzesło, abym usiadła stułę dał na brzuch i tak gorąco się modlił, tak prosił Boga aby dziecko ożyło, zapytał czy czułam ciepło na dole brzucha odpowiedziałam „nie”, dalej się modlił prosił Boga abyśmy z mężem byli pełni pokoju w cierpieniu. powiedział żebym nie traciła nadziei, pobłogosławił dziecko i mnie. Dostałam od o. Daniela mały drewniany obraz przedstawiający świętą rodzinę. Na drugi dzień pojechałam do szpitala na zabieg, oczywiście miałam robione usg jeszcze i miałam nadzieje, że dziecko ożyło, niestety ta sama diagnoza serce nie bije. Była to na tyle wczesna ciąża, że nie miałam zabiegu, lecz dostałam tabletki na wywołanie poronienia. Cierpiałam niesamowicie, ale mówiłam sobie i pocieszałam się a w ten sposób, przecież mam 3 dzieci w niebie, one tam są szczęśliwe z Bogiem, Bóg oszczędził im życia na ziemi i wziął do nieba. Cierpienie oddawałam Bogu łącząc się z krzyżem Chrystusowym przepraszając za moje grzechy i mojej rodziny.
Po tym zdarzeniu w październiku w 3 sobotę miesiąca 2010r pojechaliśmy do Parafii św. Józefa w Częstochowie do o. Daniela prosząc o potomstwo, po mszy św. O. Daniel mówił ze „jest tu kobieta która poroniła 2 razy Bóg ja dotyka”, później przeszedł do kobiet które dokonały aborcji, wtedy ja w sercu Jezusowi powiedziałam „przecież jeszcze ja tu jestem ja tez poroniłam i ja gorąco proszę Cię Jezu o potomstwo”, i w tym momencie o. Daniel powiedział „jest tu młoda kobita która 3 razy poroniła”, mi wypłynęły łzy z oczu, powiedział „w tej chwili wypłynęły jej łzy z oczu i ona prosi o potomstwo” i powiedział „za rok o tej porze urodzi syna, on będzie taki jak święty Józef”, spojrzałam na męża i powiedziałam „damy mu na imię Józef”, mąż odpowiedział „tak damy mu na imię Jozef”, ogarnęło mnie ogromne szczęście. Po roku o tej porze czyli jesienią urodził mi się syn (dokładnie 22 listopada 2011r) i daliśmy mu na imię Józef. Dziękujemy z mężem Bogu za o. Daniela dzięki któremu działa tak pięknie. Dziękujemy za syna. Święta Bożego Narodzenia spędzimy z Józiem.
Chwała Panu! Agata i Michał Tychy.
ZRODLO: http://mimj.pl/jezu-ufam-tobie/
Medycyna, to coś takiego, że ma swoje pomiary wytyczne i tym kierują się u wszystkich. 15 lat temu... zaszłam w ciążę i wiedziałam kiedy, bo wtedy mąż był na wyjeździe i przyjeżdżał raz na miesiąc na sobotę i niedzielę i to nie zawsze, tak więc dosłownie mówiąc, wiedziałam kiedy w ciążę zaszłam. Pierwsze badanie usg... za mały pęcherzyk ciążowy... za mały w stosunku do ostatniej miesiączki jak i do tego, co twierdziłam o jedynej możliwości zapłodnienia... Drugie usg... wciąż pęcherzyk za mały. Ginekolog powiedział, że albo poronię, albo będzie trzeba poronienie wywołać. Nie zgodziłam się... pomyślałam, że jakkolwiek, jeśli mam poronić, to poronie i tyle. Kolejne badania usg też nie były zadowalające, ale był to już 14 tydzień ciąży. Położyli mnie do szpitala na patologię ciąży... stwierdzono, że płód najpewniej będzie niedorozwinięty, istnieje ryzyko poważnej dystrofii... jest za mały! Kolejne badania... O! Płód urósł, ale wystąpiło małowodzie... za mało wód płodowych! 26 tydzień ciąży (prawie 6 miesiąc)... mój brzuch był lekko zaokrąglony, zupełnie jak u kobiety w pierwszym trymestrze... diagnoza: Małowodzie!!! Dziecko (córka) ma najpewniej wady układu moczowego stąd za mało wód połodowych. Najpewniej wystąpiły poważne wady rozwojowe nerek i pęcherza moczowego... Tragedia słyszeć coś takiego! Ale trudno... W każdym razie do samego końca słyszałam takie diagnozy, w szpitalu na patologii ciąży przetarłam ścieżki... Dzień porodu... Wód poleciało tyle, co kot napłakał... niewiele... córka na świecie, 55 cm i 3000 g... zdrowiutka jak rybka Ma się świetnie do dziś i żadnych problemów z układem moczowym Ach, w medycynie właśnie są te prawidłowe miary, a jak widać, nie każdego dotyczą.
Cud poczęcia
Sie 21, 2017 Świadectwo
Jesteśmy młodym małżeństwem, i jak wszyscy ludzie rozpoczynający życie we dwoje, marzyliśmy o wspólnym szczęściu – oczywiście o stworzeniu rodziny i posiadaniu dzieci, którym bylibyśmy w stanie zapewnić odpowiednie wychowanie, szczęśliwe dzieciństwo oraz godziwy byt materialny.
Uważaliśmy, że na pewno nam się to uda i nawet nie przypuszczaliśmy, że cokolwiek może stanąć na przeszkodzie w realizacji tych marzeń. Byliśmy wtedy dość daleko od Boga, choć uważaliśmy się za dobrych chrześcijan. Nasza wiara, która ograniczała się do uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. i wieczornej modlitwy wkrótce została wystawiona na próbę, a Bóg tak pokierował naszym życiem, by doprowadzić do jej umocnienia.
Szybko okazało się, że nasze marzenia mogą się nie ziścić. Mijały kolejne miesiące, a my zaczęliśmy powoli wątpić w to, że upragnione potomstwo pojawi się na świecie, że stworzymy rodzinę. Dał o sobie znać strach, potem bunt i frustracja – dlaczego ten problem miałby spotkać właśnie nas? – potem wizyty u lekarzy specjalistów oraz badania diagnostyczne.
Wszystko to potęgowało stres oraz pogłębiało rozpacz. U żony pojawiła się depresja polegająca między innymi na tym, że nie potrafiła odwiedzać znajomych posiadających potomstwo, nie mogła uczestniczyć we Mszy św. dla dzieci, widok dziecka wywoływał u niej płacz. Często potrafiła tkwić w takim stanie całymi wieczorami, a poprawy nastroju trwały bardzo krótko, po czym znów powracała rozpacz.
Wtedy też dowiedzieliśmy się od znajomej o Wieczernikach Modlitewnych „Królowej Pokoju” w Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach i – z ogromnym dystansem – postanowiliśmy uczestniczyć w jednym z nich. Jak się okazało, doświadczenie to stało się dla nas wielkim duchowym przeżyciem i punktem zwrotnym w naszym małżeństwie. Przyjęliśmy szkaplerz i oddaliśmy się opiece Maryi. Zrozumieliśmy, że z naszym problemem nie jesteśmy sami, że zawsze możemy liczyć na Miłosiernego Boga, który pragnie tylko naszego zaufania i wiary, który powiedział „proście a otrzymacie”.
Zaczęliśmy się modlić codziennie i – co wcześniej się nie zdarzało – razem. Poprzez wspólną modlitwę zbliżyliśmy się do Boga i do siebie, w naszych sercach zagościł pokój i nie dochodziło już do nieporozumień między nami. Ofiarowywaliśmy również Msze św. błagalne w naszej intencji. Na pewno duże znaczenie miała też modlitwa naszych znajomych, którzy wstawiali się do Boga za nami, prosząc o nadzieję, wytrwałość i zaufanie.
Kolejne wyjazdy do Obór umacniały nas w wierze. Bóg zasiał w naszych sercach ziarno nadziei i realizował swój plan wobec nas. Dlatego też nie od razu dostaliśmy to, o co prosiliśmy – wydarzenia najbliższych miesięcy miały najpierw posłużyć pogłębieniu ducha wiary. W tym czasie spadł na nas straszny cios. Badania wykazały, że szanse na poczęcie dziecka teraz równają się zeru. Potrzeba co najmniej roku, dwóch, a nawet kilku lat leczenia – mówili lekarze i dodawali, że nawet po tym czasie nie dają gwarancji sukcesu. Jak bardzo bolesne były te słowa, mogą chyba zrozumieć tylko te małżeństwa, które doświadczyły podobnego problemu. Znów pojawiła się rozpacz, bunt i pytanie – czym zasłużyliśmy sobie na ten krzyż?
Jednak Bóg Ojciec nie kazał tym razem długo czekać – radosna i zaskakująca okazała się niebawem wiadomość, że będziemy mieli dziecko. To, co z medycznego punktu widzenia było niemożliwe, stało się realne, bo dla Boga nie ma nic niemożliwego. Lekarz prowadzący stwierdził, że to poczęcie jest dla niego niewytłumaczalne i że nie daje szans na utrzymanie ciąży. Wytłumaczył nam też, że w kontekście wyników badań prawdopodobieństwo poronienia lub urodzenia dziecka chorego jest bardzo wysokie. Przypisał leki podtrzymujące ciążę i zlecił kolejne badania.
Wiedzieliśmy, że nie jest to potrzebne, my modliliśmy się o cud poczęcia i dostąpiliśmy go. Niestety, w niedługim czasie podczas rutynowych badań krwi wykryto u żony chorobę, która mogła wywołać u dziecka wady rozwojowe, a nawet śmierć płodu. Dla pewności powtórzono badanie, niestety, na wynik trzeba było czekać trzy tygodnie. Był to dla nas czas wielkiej próby. Szatan podsuwał bluźniercze myśli:
„Czy ten dobry Bóg was nie zawiódł? Może i będziecie mieli dziecko, ale na pewno kalekie”.
Oboje byliśmy nękani, ale nie dawaliśmy za wygraną – posłuchaliśmy poleceń Matki Bożej, która objawia się w Medugorje i odmawialiśmy codziennie wspólny różaniec, czytaliśmy Słowo Boże, podjąłem post (żona będąc w odmiennym stanie nie mogła pościć) o chlebie i wodzie w środy i piątki. Dzięki temu przezwyciężyliśmy złe myśli i otrzymaliśmy łaskę wiary, że będzie dobrze. Tak też i było. Wynik drugiego badania wykazał, że dziecko rozwija się prawidłowo.
Nasza córeczka po dziewięciu miesiącach szczęśliwie urodziła się.
Jesteśmy przekonani, że nasze maleństwo jest dziełem cudownego poczęcia, do którego tylko Bóg mógł dopuścić, bowiem według ludzkiej nauki było ono niemożliwe.
Dzisiaj dziękujemy dobremu Bogu za wspaniały dar, którym nas obdarzył. Nasza córeczka ma niecałe trzy miesiące, jest zdrowa i wspaniale się rozwija. Wierzymy, że Matka Boska Oborska, do której modliliśmy się nieustannie o wstawiennictwo, była naszą Orędowniczką u Boga. Łaskę, która spłynęła na nas zawdzięczamy Jej Macierzyńskiej Opiece. Pragniemy wspierać tym świadectwem rodziny, które nie mają nadziei na potomstwo. Zaufajcie Panu, dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych!
Małżeństwo z Siedlec
ZRODLO: https://milujciesie.org.pl/cud-poczecia.html
<3 <3 :( Boże daj siłę utrapionym!
Malinko, ta modlitwa to nie to jak ja sie czuje bo ja juz Nim silna jestem (i nadal o ta sile prosze i od odpychanie atakow zlego). Znalazlam ja przez przypadek i pomyslalam, ze jest bardzo piekna i moze sie komus bardzo przydac <3 <3 <3