Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe walka trwa!
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
walka trwa!
O mnie:
Moja ciąża:
Chciałabym być mamą: Najlepszą pod słońcem- wiadomo :-)
Moje emocje: Trochę się boję, ale w środku cieszę. Czekam, aż ujrzę maleńki cud na usg!
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

2 czerwca 2015, 10:28

Wczorajsza wizyta u ginekologa niewiele mi dała konkretów. Oczywiście wiedziałam, że tak będzie, bo to bardzo wcześnie (5t+2dni), dlatego nie spodziewałam się ujrzeć czegoś na usg. Dowiedziałam się jedynie, że jest piękna śluzówka macicy, macica jest rozpulchniona (nie dopytałam, czy to w końcu dobrze, czy źle- zaraz poczytam na necie ;) ) i usłyszałam, że profilaktycznie mam brać Duphaston. Tym bardziej, że jakieś drobne plamienia się pojawiały. Doktorek uspokoił mnie, powiedział, że wszystko jest na dobrej drodze i że piękny przyrost bety zanotowaliśmy. "Aż kipi" - śmiać mi się z tego chciało, ale rację ma, bo to w końcu 220% skoku. Kolejna wizyta na 13.06. i mam nadzieję, że wtedy się uspokoję i zobaczę maleństwo :) Póki co muszę wyluzować, uspokoić się, bo zauważyłam że im bardziej o tym myślę i się stresuję, tym częściej boli mnie podbrzusze i ciągnie w pachwinach. Lekarz stwierdził, że takie bóle jak ciągnięcie, kłucie lub lekkie pieczenie w pachwinach i podbrzuszu są ok, bo macica się rozciąga, jednak gdyby pojawiły się jakiekolwiek plamienia, to od razu mam się zgłaszać. I na razie na tym stoi temat mojej ciąży.

W pracy powiedziałam koleżankom o moim stanie, żeby trzymały kciuki i miały trochę zrozumienia dla mnie, jeśli nie będę się tak mocno nadwyrężała, jak one albo poproszę o pomoc przy zdjęciu jakiejś rzeczy z pomocą drabiny, bo ja na razie się na nią nie pcham. Jedna z koleżanek aż się popłakała na wieść o ciąży- sama jest matką, jedyną w naszym zespole póki co, i bardzo mocno przeżyła moje poronienie, więc teraz mocno się ucieszyła i wzruszyła słysząc nowinę. Bardzo kochane to było! :) Nie mogę się doczekać, aż powiem mojej rodzinie <3 bo rodzina męża to wiadomo, aż tak bliska mi nie jest, zresztą patrząc na ich fałszywe zachowania wcale nie liczę na to, że będą mi nagle jakoś szczególnie przychylni, albo staną się jacyś wrażliwi- jeśli ktoś widzi tylko czubek własnego nosa i uważa że zawsze ma rację to podejrzewam, że będą mnie tylko denerwować swoimi "mądrościami"- pożyjemy, zobaczymy!

A tymczasem odpocznę jeszcze chwilkę i szykuję się do pracy. Piękny dzień dziś na dworze, aż żal zamykać się w pomieszczeniu... Ech.. ale pracować trzeba :) Miłego dnia dla Wszystkich! <3

3 czerwca 2015, 12:44

Wczorajszy wieczór i dzisiejszy dzień mija pod znakiem mdłości i okropnych zawrotów głowy... Czyli zaczyna się :D Mimo, że są to dwie dolegliwości, których nie znoszę to cieszę się, że je odczuwam, bo to naprawdę dobra oznaka. Ciągnie mnie w pachwinach, czyli dalej się wszystko rozciąga i robi miejsce dla naszej Fasolki :) Odpuszczam trochę stresowanie się, czy wszystko jest w porządku z ciążą, czy będzie dalej dobrze, bo to niczemu dobremu nie służy.

Jedyny stresik, jaki teraz odczuwam to dzisiejszy obiad z rodzicami męża i jego siostrą. Nie chcę by cokolwiek zauważyli, bo to za wcześnie, by się dzielić taką nowiną. Muszę zatem zrobić przegląd szafy i wybrać odpowiedni kamuflaż, bo brzuchol mi szybko wybił, a zawsze byłam bardzo szczupła, więc mniemam, że od razu go zauważą. A może to okropne, ale najchętniej to im bym w ogóle tego nie mówiła ;) bo są fałszywi i trudno mi się do nich przemóc. Tym bardziej, że wiem jakie zdanie o mnie mają, mimo że mnie nie znają na tyle by móc takie osądy wydawać- wg nich jestem głupia (bo nie poszłam na magisterkę, a i licencjata zrobiłam później niż rocznikowo by mi to wypadało), niewychowana (bo mam swoje zdanie i potrafię je grzecznie przedstawić i wyartykułować), a najbardziej krzywdzące jest ich stwierdzenie, że jestem księżniczką i utrzymanką mego męża i że on musi na wszystko zarabiać- jakby kuźwa wiedzieli ile ja się muszę tu narobić i włożyć w to moich i tylko moich pieniędzy to by im klapy opadły, ale całe szczęście ja nie jestem ich pokroju, dla mnie pieniądze nie mają takiego znaczenia i absolutnie przez ich pryzmat nie oceniam ludzi ani nie mam zamiaru się tym chwalić. Moi teściowe mają inaczej i cały czas próbują mego męża tak ukierunkować. Póki co widzę, że on się nie daje im przekabacić. Ale drzemie we mnie strach, że kiedyś może mu się odmienić. Nie lubię udawać i dlatego dzisiaj stresuję się tym, że muszę przywdziać maskę tak jak oni i robić dobrą minę do złej gry...

Dość tych denerwujących tematów! Muszę pochwalić moje koleżanki w pracy, bo są naprawdę wyrozumiałe i troskliwe. Cudownie jest czuć, że ktoś jest przychylny i pomaga zupełnie bezinteresownie. Dziewczyny non stop pytają, czy dobrze się czuję, czy nie chcę sobie usiąść, czy nie kręci mi się w głowie, no i najważniejsze, że nawet nie muszę ich prosić o podanie rzeczy z drabiny bo od razu same oferują pomoc :D Skarby, po prostu są to moje skarby :)


Czas cieszyć się Słońcem <3 i energią, która z niego płynie! Co prawda mam dzisiaj taką stertę prania do opanowania, że modlę się by z niej dzisiaj wyjść, ale są dobre strony tego - pranie muszę wywiesić na dworze, więc liznę trochę słonka! :D

3 czerwca 2015, 21:05

Drugi wpis tego dnia. Szaleję :P całe szczęście już po obiedzie. Tragicznie nie było, wręcz całkiem przyjemnie, pomijając fakt, że czekaliśmy aż cała jego rodzinka do nas dojedzie 45 minut! Byłam już tak okrutnie głodna, że myślałam że mi kiszki się przekręcą. Zawsze tak miałam, że jak długo nie jem, mam zbyt dużą przerwę między posiłkami to potem męczy mnie okrutny ból brzucha, a teraz gdy wiem że jestem w ciąży dokucza mi to ze zdwojoną siłą :( Ale nic to! Przebrnęłam jakoś. Smuci mnie natomiast fakt, że oni wszyscy na tych spotkaniach są tacy mili a potem się dowiaduję co tak naprawdę sobie myślą. Nevermind. Było, minęło ;) a jeszcze nie raz się z tym zetknę.

Martwię się, bo cały czas mam takie drobne plamienia, kropeczki brunatnego śluzu jakby. Lekarz mówi, że to raczej nic znaczącego, ale wiadomo, że muszę z tym uważać. No i zawsze martwią mnie bóle brzucha. A teraz pojawił się taki na wzór miesiączkowego, więc się troszkę przestraszyłam znowu- wiem! Panikara ze mnie :P ale wychodzę z założenia, że wolę chuchać na zimne :) a w tym przypadku denerwuje mnie niemoc, bo ja bardzo lubię mieć wszystko zaplanowane i pod kontrolą a jeśli chodzi o mój organizm i obecną sytuację nic więcej już nie mogę zrobić z zewnątrz. I mnie to denerwuje ;) Powtarzam sobie głośno: będzie co ma być! (inaczej zwariuję przecież :P )

Lubię moją intuicję i przeczucia. Zawsze miałam silnie rozwinięty ten dar i wiem, że mogę mu praktycznie bezgranicznie zaufać. Duże znaczenie mają również sny, które mnie nawiedzają. Ostatnio, gdy tak się martwiłam czy wszystko będzie w porządku, bo najpierw wyszedł pozytyw, później plamienie i negatyw i znowu pozytyw, śnił mi się sen z pająkiem w roli głównej. Dodać trzeba, że ja mam ooooggggrrrrroooommmmnnnnąąą arachnofobię! Więc pomyślałam sobie- świetnie, na pewno oznacza to że to już koniec i że mam się nie nastawiać na happy end tej historii. Okazało się, że jest zupełnie odwrotnie i od tamtego momentu mocno wierzę w szczęśliwe zakończenie mej drogi ciążowej a przy tym inaczej spoglądam na pająki. Okazuje się, że pająki są symbolem szczęścia, pomyślności i dobrobytu. A w moim śnie w ogóle kombinacja byłą niezwykle wymowna. Ogromna pajęczyca trzymała się odnóżami narożników naszego łóżka sypialnianego, przygniatając mnie i mojego męża w łóżku tak że nie mogliśmy się wydostać. Nie robiła nam nic złego, nie bałam się jej, jedynie denerwowałam, że nie chce nas wypuścić. Obudziłam się w nie najlepszym nastroju, jak nie trudno się domyślić i dopiero dwa dni później poszukałam znaczenia tej wizji. I... uspokoiłam się :) Nie każdy wierzy, że sny mają jakieś znaczenie, ja jednak już nie pierwszy raz mam taką sytuację, że symbolika snu pokrywa się z rzeczywistością w późniejszym czasie. I mocno wierzę w to , że śniło mi się to nie bez przyczyny :)

Czas trochę odpocząć po obżarstwie- po obiedzie nie jedliśmy już deseru, więc stwierdziliśmy z mym T. że zjemy sobie coś w domu słodkiego i delikatną kawusię wypijemy. Pojechaliśmy do cukierni Adama Sowy (gorąco polecam- jedne z lepszych wyrobów cukierniczych) i kupiliśmy kawałek rolady bezowej Rozkosz! Dziewczyny- rozkosz w ustach!!! Delikatny śmietankowy krem zamknięty w cieście bezowym, a w środku przepyszna konfitura malinowa- cudo, a przy tym wcale nie diabelnie słodkie i w ogóle mdłe nie było!!! Pękam w szwach, brzuch mi się nad spodniami wylewa, ale warto było! <3

5 czerwca 2015, 21:46

Ja już nie mam siły na samą siebie i moje paranoje... Denerwuję się, bo od wczoraj boli mnie brzuch jak na miesiączkę i cały czas jest plamienie- taki jakby wodnisty i lekko podbarwiony na brunatno śluz. Gdybym się tak wnikliwie nie przyglądała sobie (paranoiczka!), to pewnie bym nawet nie zauważyła tego plamienia, bo tylko na początku siusiania się pojawia, pewnie pod wpływem wywierania ciśnienia, a potem już nic nie ma. Wkładka na majtkach czysta, więc teoretycznie nie powinnam się martwić. Ale jestem przeczulona po ostatnim poronieniu i tyle. Kropka.

Aż mam ochotę jeszcze raz na betę jechać, choć lekarz powiedział, że nie ma po co. Czekać do soboty, czyli tydzień zanim zobaczę serduszko mej Fasolki, a mam nadzieję, że będzie je już widać :) i staram się trzymać tej myśli z całych sił :D ba! odliczam już sobie :D

Padnę dziś jak kawka! Zmęczenie mi się okrutnie daje we znaki. A dzisiaj byłam 10h w pracy, dobrze że szybko zleciało. Kierowniczki teraz nie będzie przez najbliższe dwa tygodnie, więc trochę spokoju psychicznego będzie, he he :D Choć nie mogę narzekać. Naprawdę!

Weekend wolny od pracy, więc trochę się może poopalam, spędzę więcej czasu z Mężem mym :D Choć wczoraj też było świetnie! Pojechaliśmy nad jezioro- strasznie daleko!, ale warto było bo widoki przepiękne- Stare Drawsko rulez ;)

W weekend jeszcze jedno wyzwanie przede mną- chcemy zgłosić naszego kochanego kabrioleta BMW E30 do programu w tvn turbo i muszę wymyślić tak oryginalny opis, abyśmy przeszli do castingów :D oj czacha będzie parowała, ale czuję, że jesteśmy w stanie to przejść :D kciukasy się przydadzą oczywiście :)

Czas jakiś film zapodać. Zjeść coś, tylko oczywiście bliżej nieokreślone coś, bo na coś mam smaka ale to coś nie umie się ujawnić - tak mam od paru dni :P Nie mówiąc o mdłościach, które nawet teraz mnie wkurzają (a już się bałam, że zniknęły mi wszystkie objawy ciąży :P ) Wczoraj wszamałam McDonalda :/ miałam na niego okrutną ochotę, a dziś? Już samo wspominanie powoduje obrzydzenie i falę mdłości!!! Całe szczęście, bo im dalej będę od tych shitów tym lepiej :) Dzieciak od najmłodszych chwil życia wie, że to niezdrowe i matkę temperuje :) I kocham go z każdym dniem coraz bardziej i coraz mocniej wierzę w to, że teraz już będzie dobrze i że będziemy odliczać dni do naszego spotkania. (Kurdę widać tą burzę hormonów u mnie, widać, nawet po samym wpisie... Góry i doliny. Ech. )

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 czerwca 2015, 21:47

6 czerwca 2015, 09:57

Kurwa, kurwa, kurwa.... Dostałam krwawienia, dość mocnego. Nagle. Bez żadnych zapowiadających objawów :( Czekam, aż mąż wróci i pojadę z nim na izbę przyjęć. Sama w tych emocjach boję się wsiąść za kółko, żeby czegoś nie wywinąć, tym bardziej że co chwila mnie płacz bierze. Staram się myśleć jeszcze pozytywnie, choć niepokój czuję okropny. Mantra: Będzie, co ma być.

6 czerwca 2015, 19:46

No to już wiem, na czym stoję... :( Pobyt na Izbie Przyjęć Szpitala Ginekologiczno-Położniczego jak zwykle wspominam bardzo kiepsko. Byłam tam drugi raz i znowu odniosłam to samo wrażenie, że jeśli kobieta nie ma dużego, widocznego brzucha ciążowego to na pewno zmyśla i po co im dupę zawraca! A opinia ta potwierdziła się po pół roku przerwy od mojego ostatniego pobytu tam. Nawet trafiłam na tą samą położną (specyficzną, a nawet pokuszę się o stwierdzenie, że wredną), co gdy byłam ostatnim razem. Wyjątkowo krótko czekałam na przyjęcie, ale samo badanie już było nie ciekawe. Pan doktor był jakiś rozkojarzony, nic nie umiał mi powiedzieć konkretnego. Nawet odniosłam wrażenie, że chce mnie jak najszybciej spławić. Po badaniu na fotelu wziernikiem zrobił dziwną minę (obrzydzenia?) , gdy zobaczył mocno zakrwawioną na brunatno końcówkę instrumentu. Już wtedy była bliska zwróceniu mu uwagi. Potem zaprosił mnie na usg. Stwierdził, że nic nie widać, brak pęcherzyka a co za tym idzie zarodka i czy na pewno miałam potwierdzaną ciążę. Mówię mu, że tak- piękny przyrost bety był (pokazałam mu po badaniu usg wyniki: 158,5 a po 48 h 532,6) , i że w poniedziałek miałam usg, ale nic nie było widać, bo to za wcześnie jeszcze było. Powiedział, że niestety ale teraz też nic nie widzi i że prawdopodobnie to poronienie. Pobrali mi krew na betę i kazali czekać 1,5 h w poczekalni. Po tym czasie przychodzi do nas i mówi, że maszyna im się zawiesiła w laboratorium i że trzeba będzie na pewno poczekać jeszcze z jakieś 45 minut. Czekaliśmy ponad godzinę. W międzyczasie sporo babeczek się schodziło- na porody i z podobnymi dolegliwościami co ja. W końcu dr wyszedł i powiedział, że ma moje wyniki i że zaraz wypisze mi kartę z zaleceniami. Wrócił po kolejnych 20 minutach (wtf?! co tak długo?), i powiedział, że jest to podejrzenie wczesnej, 4-tygodniowej ciąży (bo pani z czym się do nas zgłosiła?- nawet nie pamiętał że przyszłam z silnym krwawieniem... brak słów!). A ja na to: że co ? Przecież mówiłam, że jest to szósty tydzień (5t6d), i że krwawię intensywnie. No to stwierdził, rozkojarzony już oczywiście bo przyszła jakaś jego znajoma w ciąży i kiwał jej cześć w międzyczasie, żebym powtórzyła badanie bety za 48h (teraz wyszła tylko 613 :/ ) i zgłosiła się do swojego lekarza prowadzącego celem diagnozy. Generalnie porażka! Wiem już , że znowu poroniłam. Czyli druga już na moim koncie ciąża biochemiczna. Strata w szóstym tygodniu :( Smutno mi, bo nie wiem co jest przyczyną tych samoistnych poronień... Zaczęłam czytać o zespole antyfosfolipidowym i na pewno będę chciała w jego kierunku zrobić badania. Zapytam też mojego ginekologa, co jeszcze mogę sprawdzić, jakie badania zrobić, by się jak najlepiej przygotować do kolejnej ciąży... A tymczasem wracam na róż- moje ciało jednak zdecydowanie bardziej woli róż, nie wiedzieć czemu? Au revoir fioletowa strono! Mam nadzieję, że niebawem tu wrócimy...

7 czerwca 2015, 22:55

Ciąża zakończona 7 czerwca 2015
Przejdź do pamiętnika starania i czytaj kontynuację mojej historii