X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Być szczęśliwą
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4
WSTĘP
Być szczęśliwą
O mnie: Mam na imię Joanna,mam 29 lat i jestem szczęśliwą mężatką. Z zamiłowania kociara, energiczna i wszechstronna podobno kobitka :D jeszcze niespełniona, bo brak mi bobasa do pełni szczęścia!
Czas starania się o dziecko: od października 2013
Moja historia: Kilka lat temu zdiagnozowano u mnie PCOS. Dopóki nie planowaliśmy dziecka, panowałam nad nim z pomocą tabletek antykoncepcyjnych. Po odstawieniu zaczęliśmy starania i tak trwało to 15 miesięcy (9 miesięcy bez kontroli lekarza, 6 miesięcy pod obserwacją cyklu- 5 z nich stymulujących owulację)- i udało się! Ale radość była ostrożna, i słusznie. Ciąża obumarła w 7 tygodniu, beta drastycznie zaczęła spadać, pojawiły się plamienia. Po poronieniu i miesięcznym restarcie walczymy dalej! Po pół roku znów się udało, ale powtórzyła się ta sama sytuacja :( Mimo wszystko- czuję, że już jesteśmy o krok bliżej do naszego szczęścia!
Moje emocje: sinusoida !

24 stycznia 2015, 10:37

Wierzę w to, że za chwilę wzejdzie słońce na mojej drodze do starań o dziecko. Szkoda, że jest ona usłana tyloma cierniami, które oprócz tego, że ranią me serce i duszę, ranią również moje ciało. Czekam aktualnie na samoistne poronienie. Ciąża obumarła na wczesnym etapie- 7-mego tygodnia, o czym niestety świadczy spadający poziom bety Hcg, plus obserwacja na USG. Słabo mi się zrobiło, gdy zobaczyłam jak po 48 h powtórne badanie z krwi pokazało, że dzieje się coś złego. Bałam się wizyty u mojego lekarza prowadzącego, a musiałam czekać na nią cały tydzień... Tydzień, który trwał wieczność!

O dziwo! Po wizycie uspokoiłam się. Trzeba przyznać, że mój lekarz świetnie mnie podszedł i metodą kanapki, mówiąc najpierw o pozytywach tej sytuacji- uświadamiających nam, jak wiele czynników musiało zaistnieć, że zaszliśmy w ciążę, następnie poruszając smutną kwestię poronienia, a kończąc na pozytywnych stronach kolejnych starań, pokazał mi, że to nie jest moja wina, że jesteśmy na dobrej drodze i na pewno nam się niedługo uda :) Bardzo obrazowo i nawet trochę humorystycznie przedstawił nam wiele kwestii, które sprzyjają lub przeszkadzają w zapłodnieniu. Nieoceniona była również obecność mego męża. Bez niego pewnie beczałabym tam jak bóbr, a tak przynajmniej trzymałam się pionu.

Teraz czekam na poronienie. Brzuch boli mnie od tygodnia z różną intensywnością, ale potrafił mi już naprawdę uprzykrzyć życie, więc boję się samego poronienia, bo doktor uprzedzał, że będzie dość mocno bolało, i intensywnie będę krwawić. Za moment się o tym przekonam... Tracąc pierwszą okazję, by zostać mamą... I mimo, że pragnę tego najbardziej na świecie, to przyznam, że nie mogę się doczekać oczyszczenia organizmu, szybkiej regeneracji. Sama dziwię się, że tak odczuwam, bo wydawało mi się, że będę bardzo mocno przeżywała poronienie, a poczucie straty będzie mi dokuczało do końca życia, podczas gdy ja się z tym bardzo szybko pogodziłam. To zupełnie niepodobne do mnie... Ale co hormony mogą zdziałać i zmienić w naszym myśleniu, to wie tylko kobieta.

Cieszę się, że jestem kobietą! Mimo, że tyle będę musiała w życiu przejść jako przedstawicielka naszej płci, to wiem jaką siłę mi to daje. Zabrzmi to może jakoś dziwnie, ale czuję połączenie z Matką Naturą, rozumiem jej plany i czekam spokojnie na to, co ona mi przyniesie, o czym zadecyduje. I wiem, że będzie tylko i wyłącznie dobrze! I tego życzę również wszystkim starającym się kobietom- drzemie w nas siła, jakiej nie ma żaden mężczyzna na świecie :)

25 stycznia 2015, 12:53

Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem wylegiwania w łóżku. Poronienie postępuje powoli i dość boleśnie, chciałabym aby to już minęło. Ale wiadomo- wszystko ma swój czas...

Dużo otuchy dodają mi moje dwa kotełki, które zdecydowanie rozumieją sytuację i mrucząc kocie melodyjki do ucha, starają się poprawić nastrój. Czasem kładą się na brzuchu i wygrzewają mnie z całych sił - polecam (w każdej sytuacji) te cudowne stwory! :)

Emocje sięgają zenitu i wczoraj pokłóciłam się z mym M. Oczywiście o bzdety, przez co padło wiele niepotrzebnych słów, które zabolały do żywego. Burza hormonów robi swoje, więc beczałam w samotności jak bóbr, mimo że normalnie, by mnie to nie obeszło :( Z pomocą i słowami otuchy i uspokojenia przyszła moja młodsza siostra. Nie wiem, co bym bez niej zrobiła! Łączy nas naprawdę silna więź emocjonalna, której nie idzie ująć w ramach jakiegoś pojęcia. Mimo, że jest to sytuacja absolutnie dla niej nowa i nieznana , doskonale wie, co mi powiedzieć i jak się zachować. A przede wszystkim rozumie mój tok myślenia, moje zachowanie, co niestety nie jest bliskie memu mężczyźnie. Oni jednak mają inne spojrzenie na świat, a poziom empatii w skali 1-10 z reguły wynosi jakieś trzy do pięciu punktów. Wybaczam mu, bo wiem, że i on mierzy się z wieloma emocjami i dopóki się z tym nie oswoi, może różnie bywać. W końcu sytuacja dotyczy naszej pary, a nie tylko jednej osoby...

Cieszy mnie natomiast jego nastawienie na dalsze działania i chęć poprawy swego zdrowia, tak by być bardziej sprawnym i zdolnym do bycia tatą :) przede wszystkim chce zrobić sobie badania u androloga, potwierdzić czy nie ma stanów zapalnych w jądrach, bo ostatnie badania nasienia wyszły delikatnie słabsze- a jednak do zapłodnienia doszło , więc nie ma co się tak tym przejmować ;) Mój ginekolog uświadomił nas też nt. przegrzewania jąder w dzisiejszym męskim społeczeństwie- głównie, o zgrozo! przez podgrzewane siedzenia w autach, gdzie już średniej klasy samochody mają taką opcję i myślę, że dużo osób chętnie z tego korzysta! Nie mówiąc o panującym aktualnie okresie jesienno-zimowym i ogólnej chęci ogrzania się... Więc, skoro jądra potrzebują temperatury poniżej 35 st. C , żeby przeprowadzać sprawną i prawidłową spermatogenezę, to należy pamiętać o tym, by im nie szkodzić i pilnować dobrej atmosfery dla powstawania plemników, tych niezmiernie ważnych chłopaczków :P

Cóż... Czas na tabsa, podbrzusze rwie i czuję się, jakby mi tam igłą coś wyrzynali :/ termofor na brzuch, robótka na drutach w dłoń i staramy się zrelaksować. Miłej niedzieli dla Wszystkich!

27 stycznia 2015, 10:26

Dzisiejsza wizyta u dentysty przebiegła szybko, sprawnie i bezproblemowo. Wychodząc z gabinetu postanowiłam sobie, że przez ten miesiąc przerwy w staraniach wyprowadzę wszystkie moje zęby na prostą, bo mimo, że nie mam jakiś większych ubytków wolę być przygotowana na ciążę ze zdrowym uzębieniem :D

Muszę odwiedzić też aptekę i kupić termometr owulacyjny, choć kusi mnie zakup na allegro- jaki to człowiek wygodny się zrobił i dupy mu się nie chce nigdzie ruszać... Ech :/ Mam nadzieję, że wyrobię sobie nawyk mierzenia temperatury, choć przy comiesięcznym monitoringu jajeczkowania u gina , wiem dokładnie kiedy mam owulację i nie skupiam się już na własnych obserwacjach- błąd!

Skoro dziś mam dzień postanowień, to zamierzam wrócić do jakiejś aktywności fizycznej- marzy mi się znowu jakiś kurs tańca i może joga? Rozciąganie zawsze było mi bardzo bliskie- trenowałam parę ładnych lat capoeirę, więc ciało jest przygotowane do intensywnego wysiłku nawet. Tyle czasu nic szczególnego i regularnie nie robiłam, że muszę zacząć delikatnie, żeby się zbyt szybko nie zniechęcić ;) Bo z ćwiczeniami jest u mnie jak z oczekiwaniem na ciążę, na początku euforia a potem zniechęcenie bo coś nie wychodzi i nie idzie od razu po mojej myśli- a ja raptus jestem i lubię gdy od razu widać efekty. Prztyczek w nos od życia mnie trochę przystopował i uspokoił temperament :P

Jutro powrót do pracy, trzeba dzisiaj naładować bateryjki, żeby jutro swoim optymizmem zbudować linię obrony przed pełnymi współczucia spojrzeniami koleżanek, "bo poroniłaś...". Nic to! Dam radę... Chyba...

29 stycznia 2015, 09:41

Szlag by to kuźwa trafił... Wczoraj dowiedziałam się od mego męża, który wczoraj wykazał się poziomem empatii i współczucia na poziomie bakterii jednokomórkowej, że kolejna para naszych znajomych będzie miała dziecko. Wpadka. Świetnie. Człowiek się tyle stara, obserwuje, zapisuje, zaciska kciuki na szczęście, liczy, łazi po lekarzach i nic! A tu proszę, nieplanowane, i jest. Będzie. I to prawdopodobnie w terminie, kiedy i ja miałabym rodzić. Tyle, że ja będę wtedy wspominała Aniołka.

Muszę odpuścić ciągłe myślenie o tym, bo znienawidzę większość moich znajomych, tylko za to że będą mieli dzieci. Głupota. Ale złość gdzieś w środku siedzi, na samą siebie i na wredny los. Kropka.

4 lutego 2015, 22:34

Jestem czarownicą. Bardzo dobrze mi z tym. Umiem przyciągać wiele ciekawych rzeczy do siebie i mocno wierzę w to, że z taką samą siłą przyciągnę ciążę (raz się już udało) :) Moje dwa koty są świetnymi kompanami w rzucaniu pozytywnych zaklęć, na miotle latam po domu wybornie, mam parę koleżanek, z którymi uskuteczniam sabaty raz na jakiś czas. Współczesna bajka. Jedynie czekam na jej szczęśliwe zakończenie w postaci: "i żyli długo i szczęśliwie,z bandą rozwrzeszczanych dziecioków :D"

Pełnia księżyca nie sprzyja jednak mojemu odpoczynkowi. Składam zażalenie do Głównej Rady Czarownic, że mój zew wiedźmowy szwankuje i sen idzie w piz.u, gdy blada twarz księżyca góruje na niebie. Całe szczęście, że to potrwa tylko jeszcze max 2 dni, bo staję się przez to wyjątkowo nieznośna ;)

Ten cykl będzie na pewno bezowulacyjny, zresztą starania są teraz niewskazane- organizm stabilizuje się po poronieniu. W poniedziałek wizyta u gina, kontrola i układamy dalszy plan działania. Jak to stwierdził ostatnio doktorek- zerujemy licznik i zaczynamy od nowa z clostilbegytem i regulacją cyklu. Teraz na pewno się uda! Liczę na to , że max pół roku zajmą nam starania :)będę sobie powtarzała jak mantrę, że teraz na pewno się uda :) Już nie mogę się doczekać, energia mnie rozpiera!

Czas pomyśleć o łóżku i z książką w ręce czekać spokojnie na sen, aż dziwaczny księżyc pozwoli mi spocząć. Ps. dla miłośników kotów polecam książkę : "Kleo i ja. Jak szalona kotka ocaliła rodzinę" Helen Brown. Bardzo życiowa i pełna idealnie odtworzonych scen z życia z kotem :) pozytywna, mimo że dotyka straty dziecka , rozwodu i innych problemów i tragedii, z którymi zetknąć możemy się na każdym kroku. I jak przystało na dobrą książkę daje do myślenia. Polecam!

9 lutego 2015, 21:05

Dzisiejsza wizyta u ginekologa minęła szybko i rzeczowo. W sumie to kontrola była, macica się ładnie oczyściła po poronieniu, organizm wraca do normalnego cyklu. Jednak... Na razie starania ze wspomaganiem owulacji clostilbegytem są zawieszone, bo musimy przebadać w razie czego mojego męża ( badanie nasienia pokazało, że tylko 3% plemników jest prawidłowych)i musimy podreperować jakość nasienia. Doktorek przepisał Profertil, zalecił Małżowi badanie usg jąder i za 2-3 miesiące będziemy starać się dalej z pomocą monitoringu cyklu i clo. Męża dziś ze mną nie było i z dr się śmialiśmy z tego, jak oni faceci boją się lekarzy a już zwłaszcza urologa/androloga, i że pewnie nie szybko do niego zawędruje moje Kochanie :) lubię go za to poczucie humoru, które podnosi na duchu i motywuje do dalszych działań :) Ale jako lekarz potrafi być niemiły, oby te lepsze relacje pozostały już na stałe.

Zamawiam właśnie witaminy dla T. , ale nie sądziłam, że to cholerstwo jest takie drogie! Ja nie mogę :/ ale czego się nie robi dla zdrowia i chęci posiadania dzieciątka :P przy okazji zamawiam inofem i rozejrzę się za ziołami Ojca Sroki na owulację. Starania nie są u nas zakazane, jednak lekarz sam powiedział, że raczej owulacji nie będzie, ale nie zabronił prób jej wywołania. Zwłaszcza, że zioła są naturalne a naczytałam się o pozytywnych efektach tyle, że aż żal nie spróbować ;) choć wielkiej nadziei w tym nie pokładam.

No i oczywiście regularnie będę mierzyła tempkę. Nie poddam się teraz już tak łatwo- nie znoszę porannego wstawania :P Motywacja jest i oby się utrzymała.

Wierzę, że za jakiś czas zrobi się zielono za oknem i przyjdzie wiosna, i u mnie też będzie zielono :D póki co muszę znaleźć ujście nadmiaru energii- mąż siłownię proponuje i chyba się skuszę i z nim pójdę- przynajmniej będę miała pewność, że żaden dureń nie będzie mnie podrywał, podczas moich wypocin w cienkim dresiku...

12 lutego 2015, 18:05

Rynce opadają do ziemi! Dziś była tak piękna pogoda i tak zachęcała do działania, że całą chatę przetrzepałam, pranie i prasowanie zaległości, loty na odkurzaczu, taniec z mopem, szorowanie kibli na kolanach, wietrzenie pokoi i pościeli przy okazji też... itp. itd. Chyba każda z nas wie, jak to jest ;) ale czuję taką satysfakcję, że szok. Przynajmniej spaliłam trochę kalorii po tych cholernych, tuczących, ale jakże pysznych pączkach :D

Czekam cały czas na odzew z apteki internetowej, kiedy a może czy już wysłali witaminy dla męża (który teraz nomen omen jest na masażu- chyba ja powinnam z tego po dzisiejszym dniu skorzystać :p) i dla mnie Inofem. Już się doczekać nie mogę...

Cieszę się, że już jutro piątek, bo mam zacząć brać Duphaston i mam nadzieję, że za tydzień z haczykiem dostanę normalny, niezarzynający mnie okres. Na naturalny cykl bez
Dupka nie mam co liczyć. Ale za to liczę na to, że organizm od tej miesiączki się ogarnie i zrozumie, że już w ciąży nie jestem i może się wyciszyć hormonalnie, bo na tą chwilę nie wyrabiam- trądzik (nawet na plecach, gdzie nigdy go nie miałam!), wypadanie włosów (garściami!!! o zgrozo!), łamliwe paznokcie (które zawsze były moją dumą)... Ech :(

Ale za to dzisiaj na maksa poprawiła mi nastrój wizyta u fryzjera. Pierwszy raz wyszłam zadowolona z salonu. Ciekawe czy była to kwestia tego, że obcinał mnie facet? A trzeba przyznać, że zna się na rzeczy :D W ogóle, chciałam dość mocno skrócić włosy, żeby je odciążyć, zwłaszcza że są takie słabiutkie, a on do mnie że nie! Tak mocno mi ich nie skróci: "proponuję tyle (jakieś 6-7 cm trzymał w ręce), no ewentualnie możemy jeszcze 1cm negocjować ;) ". Pierwszy raz coś takiego mnie spotkało, że fryzjer nie chciał mi mocniej ścinać włosów niż moje życzenie. Szok! Zaproponował małą zmianę wizerunku, świetnie ściął i nie był nachalny z rozmową, a z reguły nie lubię się uzewnętrzniać na takich wizytach. Jedyne co mnie rozpraszało, to to że ciągle się patrzył mi na twarz w lustrze, i prosto w oczy. A dodam, że raczej był gejem :P nosił coś a la obrączkę na lewej dłoni, lubił dużo zdrabniać ("kiedy ostatnio Pani ścinała włoski?"), i ogólnie nie wyglądał na heteroseksualnego faceta ;) Nieważne!, ważne że chyba wreszcie znalazłam ukochanego fryzjera :D Teraz tylko pozostaje czekać, aż włosy zaczną odrastać i zobaczymy, jak będą się układać i zachowywać, i wtedy zastanowię się, czy wpisać go na stałe do kalendarza :] ale jest pewien szkopuł- z tego całego zachwytu nad fryzurą i zdolnościami nie zapytałam o jego imię...

18 lutego 2015, 14:51

Jeeeejjjjuuuuu... Niech już przyjdzie okres, plis, plis, plis! Na głowę chyba zaraz dostanę. Biorę Dupka, wg moich obliczeń @ powinna przyjść w przyszły wtorek ewentualnie środę, czyli jeszcze cały tydzień męczenia się z samą sobą i wszystkimi dookoła. Hormony mi buzują, organizm się buntuje. A głowa pełna jakichś bzdetów. Huśtawki nastrojów, że o ja nie mogę. Beczę, śmieję się, krzyczę, złoszczę, znowu beczę, bo byłam zła bez powodu i mam wyrzuty sumienia, dołuję się, za chwilę się podnoszę z tego, potem widzę ciężarną i znowu mi smutno, ale przecież uszy do góry itp... Kobiety tak często mają, prawda? A czy po tym wszystkim ktoś chce się jeszcze z nimi zadawać? Mają dalej mężów, przyjaciół i przyjaciółki, rodzinę? Bo zaczynam w to szczerze powątpiewać :P Czas odbudować relacje z wszystkimi, których wkurzyłam swoimi hormonami :P

Ostatnie dni jedynie miłe były ze względu na komplementy mojej fryzury i mojego odmienionego przez to wyglądu :D Fryzjerowi nakręciłam chyba dwie kolejne klientki w postaci koleżanek z pracy. A niech ma chłopak! :)

26 lutego 2015, 00:13

Jest!Jest @ :) nie sądziłam, że się z niej tak ucieszę :P ale skoro jest ona pierwszą po poronieniu to ją naprawdę miło witam. Gorzej, że strasznie męczę się od paru dni z bólem zęba, który o ironio! jest aktualnie leczony. Mam cudowną dentystkę i mocno wierzę w to, że jutro zdziała cuda i naprawimy to, co się popsuło. A skoro planuję ciążę w tym roku, ba! wiem, że w niej jeszcze w tym roku będę, to tym bardziej muszę mieć zdrowe zęby :D

Smutno mi jeszcze, bo mój mężunio wyjeżdża na dwa dni i zupełnie sama będę w domu. Nie lubię takich chwil. Nie muszę być uczepiona u jego boku i cały czas spoglądać mu w oczy, ale świadomość, że ktoś jeszcze jest w otoczeniu daje to poczucie bezpieczeństwa. I jest przynajmniej do kogo gębę otworzyć- znowu będę gadała z kotami - istna czarownica :D choć mój kocur raczej nie będzie chciał ze mną gadać, bo obraził się śmiertelnie po tym jak pozbawiliśmy go jajek a potem bezczelnie zapakowaliśmy go w kołnierz :] oups!

27 lutego 2015, 11:31

Porada
Jeśli masz problemy z jajeczkowaniem, lekarz może zaproponować Ci stosowanie leków zawierających cytrynian klomifenu (np. Clomid). Z uwagi na fakt, że ok. 95% poczęć następuje podczas pierwszych 6 cykli brania leku (potem ta liczba się zmniejsza), nie zaleca się stosować go dłużej niż 6 cykli. Pamiętaj również, że lekarz oprócz przyrostu pęcherzyków powinien także w czasie brania tego typu leków bacznie monitorować Twoje endometrium (błonę śluzową macicy), ponieważ efektem ubocznym stosowania cytrynianu klomifenu może być zbyt cienka błona śluzowa uniemożliwiająca zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki jajowej w macicy.

Potwierdzam! U mnie w czwartym cyklu stosowania Clostilbegytu udało się. Liczę na to że za moment znowu będę się cieszyła z dwóch kreseczek, uzyskanych dzięki Clo :-)

20 kwietnia 2015, 13:20

Ostatnio w ogóle nie miałam czasu i potrzeby przelewania swoich myśli na ovufriend (jedynie śledziłam poczynania innych starających i serce mi się raduje, gdy widzę tyle ciąż! <3 ). Potrzebowaliśmy z mężem złapać trochę dystansu od ostatniej udanej i straconej próby rodzicielstwa. Teraz przeżywamy coś w rodzaju kolejnego zakochania, wzmacniamy nasze uczucie. Oczywiście nie przyszło to tak łatwo, a po wielu sprzeczkach, kłótniach i dyskusjach.

Dużym problemem są w naszym życiu moi teściowie. Niestety trudni to ludzie i chcą za wszelką cenę decydować o wszystkim w naszym życiu, narzucając swoje zasady (często są to staromodne poglądy, z którymi się absolutnie nie możemy zgodzić). Przykrości i stresów jest co niemiara, ale staramy się i od tego dystansować, bo próby zajścia w ciążę przy takim stresie są marne. Przykre jest to, że w przypadku teściów sprawdza się powiedzenie, że im więcej człowiek ma dóbr materialnych tym mniej jest Ci w stanie ofiarować swojej pomocy (i bynajmniej absolutnie nie zależy mi na pomocy materialnej, bo w tym zakresie dajemy sobie radę z mężem).

O samych staraniach... Dwa poprzednie cykle były na pewno bezowulacyjne. Ten, który prawdopodobnie się zaraz skończy, (czekam na @), raczej był owulacyjny, ale wątpię by się udało. Przy pierwszej ciąży miałam specyficzne objawy, więc wiedziałabym gdybym i teraz była w ciąży. Nie mam oczywiście 100% pewności, że była ovu, bo nie miałam monitoringu, ale miałam ból owulacyjny jajników około 15 dc. Na razie nie testuję, bo się tylko nakręcę. Na przyszły tydzień muszę umówić się do gina, ewentualnie po majówce się wybiorę, żeby sprawdzić czy jest lub była owulacja. I znowu zaczniemy zabawę z clostilbegytem. We wszystkich cyklach biorę jedynie Duphaston od 15 dc przez 11 dni. Bez tego nie doczekałabym się miesiączki :(

Czas się zabrać do roboty- przede mną mycie okien :) dobrze, że pogoda sprzyja takim porządkom :) Ostatnio zrobiłam przegląd szafy i mam ogrom niepotrzebnych ciuszków- czas wystawić je na aukcje- dodatkowa kaska zawsze się przyda :)

Miłego dnia dla wszystkich staraczek i niech się zazieleni!!! :)

21 kwietnia 2015, 23:45

To już 30 dc...
Z reguły już występowała miesiączka a tu nadal nic... W dodatku tak mi się cały wieczór w głowie kręci, że już nie mogę się doczekać, aż wreszcie odwiedzi mnie stara przyjaciółka @. Objawów ciążowych brak, więc nawet nie testuję. Po co mam się nakręcać? ;)

Jutro muszę zajrzeć do zielarni, zaopatrzyć się w zioła ojca sroki. Miałam to zrobić już dwa cykle wcześniej, ale coś się wtedy nie złożyło, potem nie mieli mieszanki w zielarni itp. Odpuściłam. Jeśli jutro przyjdzie @ to nawet dobrze się wszystko złoży :)

Czas szykować się do spania, bo już strasznie późno. Przydałby mi się jedynie jeszcze gumowy młotek, by uspokoić mojego kocura, który właśnie stara się zedrzeć "lakier" z paneli, szalejąc ze swoją zdobyczną myszą, którą urwał z drapaka :) przynajmniej taka iskierka życia potrafi skutecznie humor poprawić i odsunąć od myśli o zabarwieniu lekko pesymistycznym...

22 kwietnia 2015, 09:59

1 dc....
Zaczynamy od nowa. Ale z pozytywnym spojrzeniem w przyszłość! Do końca tego roku na pewno będę w ciąży :) innej opcji nie widzę ;) I wolę dać sobie więcej czasu, żeby nie stresować się ustalonym sobie samej terminem.
Plan na dzisiaj: odwiedzić zielarnię, odwiedzić aptekę (inofolic się skończył) i umówić się do ginekologa- teraz przynajmniej wiem już na kiedy :D Do dzieła!

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 kwietnia 2015, 09:59

5 maja 2015, 14:26

Wczoraj miałam wizytę u lekarza i myślałam , że będzie jak zawsze- mnóstwo maleńkich pęcherzyków na jajnikach, a tu zonk!. 13dc i usg pokazało, że jest pęcherzyk dominujący na prawym jajniku. Ma 14 mm , więc nie jest za duży jak na ten dzień cyklu ale przy moich długich cyklach i PCOS (bez interwencji leków) jest duże prawdopodobieństwo, że jeszcze urośnie i będzie zdolny do zapłodnienia! Boże jak się cieszę! A to wszystko dzięki ziołom Ojca Sroki :D co prawda przez moment nie piłam ich regularnie, a jednak zadziałały, wracam do rutyny skoro widzę ich efekty :D Rośnij maleńki, rośnij i daj mi to szczęście, o którym tak marzę!!!! Energia mnie rozpiera, mogę góry przenosić, i oby nadzieja jaką mam w sobie, pomogła ziścić mi moje marzenie :)

6 maja 2015, 18:29

Kolejne podglądanie ukazuje, że pęcherzyk urósł 2 mm na dobę, ma całe 16 mm. W piątek kolejny monitoring przez usg. I zobaczymy co dalej będzie :) Dziabnę sobie jeszcze każdego dnia po lampeczce czerwonego wina dla poprawy endometrium. Oby ten wydłużony cykl był owocny. Tymczasem trzeba jeszcze popracować i czmychnąć na ogród trochę, dotlenić zwoje mózgowe :D

9 maja 2015, 14:38

Ależ dzisiaj jestem zmęczona. Wczoraj za namową siostry ruszyłyśmy na miasto na imprezę, co dla mnie było okrutnym błędem. Czułam się fatalnie, bo w klubie było duszno, śmierdziało papierosami i jakimś przedziwnym, ciężkim zapachem odświeżacza powietrza. Poszłyśmy tylko we dwie, bo reszta ekipy kobiecej nam się wyłamała i przez ten fakt nie mogłam jej tam samej zostawić. Tym bardziej, że się tak wystroiła, że co chwilę ktoś się ślinił na jej widok i podchodził, żeby móc z nią zatańczyć, pogadać (mój błąd, bo pożyczyłam jej baaaardzo ładną, zwiewną sukienkę- w białym! kolorze. Trudno, żeby nie rzucała się przez to w oczy, na tle wszechpanującej czerni). A ja się tak koszmarnie słabo czułam, że miałam już tego wszystkiego naprawdę po dziurki w nosie. Ona do mnie z pretensjami, że ja się nie bawię. Musiałam się zmusić by zostać tam jeszcze trochę, mimo naprawdę słabego samopoczucia. Bo choć muzyka była rewelacyjna, dj naprawdę spisywał się na medal to nie było w stanie pobić to mojego zmęczenia i osłabienia.

Z całej tej imprezy najprzyjemniejsze było to jak znajomy pracujący w tym klubie stwierdził najpierw, że jesteśmy bliźniaczkami (taka ściema, co by się podlizać ;) ) a potem powiedział, że to ja jestem młodsza :) miłe to to, nie powiem bo między nami- siostrami jest 5 lat różnicy i to ja pierwsza się pojawiłam, przewracając świat rodziców do góry nogami :D a moja siostra zawsze się denerwuje, gdy pada takie stwierdzenie :P fakt, ona się mocniej ode mnie maluje, uwielbia tapirować włosy dla objętości itp. A ja jednak jestem bardziej naturalna, i to chyba powoduje, że wszyscy mają mnie za młodszą :) Powinnam dalej się tak trzymać, żeby być młodą mamusią :)

Z bieżących spraw, wczoraj pęcherzyk miał już 21 mm! Rosło mu się, jak szalonemu przez ostatnie dwie doby. Weekend będzie pełen serduchowania, bo na pewno będzie owulacja! Oby tylko się ładnie wszystko udało! W środę pójdę na jeszcze jeden monitoring - sprawdzić, czy jest ciałko żółte. Będę mocno w to wierzyła, to na pewno tak będzie. Zioła ojca Sroki podziałały na mnie rewelacyjnie i oby ten cykl zakończył się szczęśliwie dzięki nim. Co prawda mam ich taką ilość, że mogłabym przez rok je pić, ale nie pogniewam się jeśli nie będą mi już niedługo potrzebne :D Mąż chodzi zadowolony, że taki przyjemny weekendzik nas czeka. Muszę się jedynie dzisiaj pozbierać i ruszyć do jakiejś konkretnej roboty, bo na razie snuję się po chacie. Nigdy więcej imprez, co do których nie ma się przekonania! Potem cały dzień ma się do tyłu...

16 maja 2015, 00:26

6 dpo
Rewelacji zdrowotnych (jakichś szczególnych) nie odnotowuję. Trochę mnie ciągnie podbrzusze, ale to taki delikatny ból. Trądzik mi się za to wysypał z impetem na twarz- diody pojawiają się jak grzyby po deszczu :/ I zmęczenie mnie dopadło. Gdyby jeszcze ciśnienie atmosferyczne bywało wyższe to łatwiej, by mi się funkcjonowało :) Myśli oczywiście krążą mi wokół jednego tematu, intuicja mi coś podszeptuje, ale poczekam do testowania i wtedy zdecyduję, czy jej słuchać, czy nie.

W środę byłam na ostatnim monitoringu jajeczkowania, i jeszcze nigdy nie widziałam mojego ginekologa takiego szczęśliwego, podczas oglądania moich kobiecości na usg :D promieniał radością, co chwila komentując i pokazując mi co się dzieje- "jakie piękne ciałko żółte, o! i jest płyn po owulacji, no wszystkie czynniki fizjologiczne sprzyjające zajściu w ciąży się pojawiły. I to naturalnie! Bez stymulacji Clostilbegytem" :D później mu się przyznałam, że piłam zioła ojca Sroki, ale on to potraktował na zasadzie: "wszystko co może Panią stymulować jest w tej grze dozwolone" :) więc jest naprawdę świetnie i mam na co czekać :) jeśli w tym cyklu się nie uda to w kolejnym również będę piła zioła, i zastosuję ten sam schemat, czyli od miesiączki do owulacji. I w końcu na pewno się uda!

Cudownie jest widzieć, jak wiele kobiet tu na ovufriend, nie znając się kompletnie w rzeczywistości, udziela sobie wzajemnie wsparcia, motywacji, dobrych rad. Można tutaj znaleźć bratnie dusze, przyjaciółki, ale również poczuć się jak w rodzinie! Szkoda, że w realnym życiu tak trudno jest trafić do miejsc, które pokazują że świat nie jest obojętny na życie i uczucia jednostki, i że należy bezinteresownie pomagać innym w dążeniu do spełnienia jego marzeń, chociażby służąc dobrym słowem, zawsze otwartym sercem, zrozumieniem. Dlatego tak bardzo trzymam kciuki za wszystkie starające się kobietki, które tworzą ten portal! Bo każda z nas zasługuje na to, by być Mamą - musimy jedynie być cierpliwe <3

Pora spać, bo się zasiedziałam, a jutro znów do pracy... Koty już chrapią- dosłownie ;) więc pora samemu również się poddać...

16 maja 2015, 22:42

Szybko mi dzisiaj minął dzień w pracy. Całe szczęście, bo dopada mnie bardzo szybko zmęczenie i znużenie- fakt, że w pracy mało było klientów. Może dlatego ciężko było mi wykrzesać z siebie energię do działania ;) szkoda tylko, że jutro też muszę iść- "uroki" pracy w sklepie na galerii handlowej :(

A po pracy obżarłam się jak smok! Wstyd się przyznać, ile zjadłam :/ spontanicznie wpadliśmy z mężem na pomysł odwiedzenia pizzeri, którą bardzo lubimy (w Komornikach koło Poznania). Jeśli ktoś ma ochotę spróbować pysznej pizzy, wyrabianej przez rodowitego Włocha to gorąco polecam "Armando". I tiramisu- mniammmm <3 do auta się toczyłam, he he :D Warto było!

Kurczę, nie mogę się doczekać testowania ;P oczywiście najchętniej już bym wyciągnęła test... aż mnie rączki świerzbią gdy otwieram apteczkę, sięgając po kwas foliowy :] ale całe szczęście wygrywa póki co zdrowy rozsądek. I cały czas staram się sobie samej przypominać, by się nie nakręcać za mocno... Gdyby to zawsze takie łatwe było... Ech! :)

17 maja 2015, 10:12

Dzisiaj zaliczam zdecydowany spadek nastroju... Wszystkie przeczucia i przemyślenia mają pesymistyczny wydźwięk... Średnio mi się to podoba. A jeszcze czas szykować się do pracy! Może tam chociaż przestanę myśleć o tym wszystkim- o staraniach, o powodzeniach i porażkach, o tym co będzie jeśli się nie udało itp.

Koty mnie doskonale rozumieją, to jest pocieszające, że te małe stworzenia mają tak wielkie serducha i tak pełne miłości do mnie, że gdy tylko wyczuwają mój dołek to po prostu są, mruczą, liżą, tulą się... A ludzie tak psioczą na zwierzęta- że one uczuć nie mają, żenada :/

Ołkej, zawijam dupsko z ovufriend, niestety muszę mieć inne priorytety dzisiaj :/

18 maja 2015, 18:23

8 dpo.
Zero nowości. Objawów ciążowych brak. Mówi się często, że każda ciąża jest inna, ale ja jakoś tak w to nie wierzę. Za pierwszym razem miałam typowe oznaki- ból piersi, mocne rozciąganie macicy, co powodowało, że często chodziłam do toalety- jak kot z pęcherzem latałam dosłownie, no i ten wzrost apetytu był nie opanowania dla mnie... A teraz jedynie trochę czuję ciągnięcie, jakby ból miesiączkowy w podbrzuszu co jakiś czas i poza tym zero dolegliwości. Zaczynam wątpić, czy się w tym miesiącu udało. Muszę co prawda jeszcze trochę poczekać zanim zatestuję. W tym cyklu mam zalecenie brać Duphaston tak długo dopóki nie wystąpi miesiączka. Okej, tak zrobię, choć wiem że to oznacza dość długi cykl, i jeśli teraz się nie udało zajść to będę cały czas myślała o tym, że kolejna szansa jest odłożona w czasie bo @ przyjść nie chce :/
Pożyjemy, zobaczymy ;) Dzisiejszy wolny dzień stwierdziłam, że dobrze spożytkuję i posprzątałam na fest dom- już mi ręce odmawiają powoli posłuszeństwa od tego machania ścierą :P i biorę się za dalsze szycie narzuty na wyrko :D gdzieś widziałam cudowny recykling starych jeansów, nie lubię jak coś się marnuje, więc dla mnie to idealne rozwiązanie- a przy tym jak efektownie wygląda :D Muszę ogarnąć jak tu się wrzuca zdjęcia i załączę co chcę stworzyć ;)
2qtkfx2.jpg
Ufff, udało się dokleić to co chciałam :D Jedyny problem w tworzeniu tego cuda jest taki, że mam mało czasu, by szyć, i że braknie mi jeansów, tak więc będę musiała zrobić skok do mojego ulubionego, bo dobrze zaopatrzonego i taniego lumpeksu i nabrać różnego rodzaju jeansów :D najlepiej w sobotę, bo wtedy jest 2 zł za sztukę :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 maja 2015, 18:31

1 2 3 4