Zasypiam na stojąco. Dzisiaj ciśnienie jest tak niskie, że ciężko jest nawet myśleć. Ciągnie mnie podbrzusze i zaczynam już myśleć, że to jednak karmazynowy przypływ daje znać o sobie, a nie ciąża. Zresztą, nic już nie wiem. Huśtawka nastrojów okropna. Niby temperaturka trzyma się na wykresie wysoko, a jednak obawiam się, że za moment szlag trafi moją nadzieję. Dziś w toalecie przy podcieraniu zauważyłam strzępki brunatnego śluzu, mikroskopijne co prawda, ale były. I albo to oznacza, że ktoś nieproszony się tu zapowiada, albo ktoś na kogo czekam z niecierpliwością oznajmia mi swoje jestestwo w organizmie... Zdecydowanie wolę tą opcję drugą, ale muszę najzwyczajniej poczekać... Boże, daj mi proszę tą cierpliwość! Bo ja najchętniej już bym siknęła na test, czuję się jak pies na spacerze, który musi każde drzewo osikać- tak jak mam przechodząc w domu koło apteczki Muszę się czymś zająć, by myśli zaczęły krążyć w innym kierunku. Maszyno do szycia- nadchodzę!!!
Jest!!! Jest ogromny bledzioch na teście. Nie miałam w domu testu o większej czułości jak 25 mlU/ml, bo wiem, że są przecież te o wartości 10 mlU/ml, więc wątpiłam w to czy w ogóle coś wyjdzie.. Poczekam i za parę dni powtórzę sikanego, a jutro pójdę na betę do szpitala (najchętniej to bym dzisiaj pobiegła, ale niestety nie zdążę przed pracą ). Boję się! Boję się powtórki ze stycznia... Choć przeczucia mam wyjątkowo dobre Mężowi jeszcze nic nie mówię, bo nie chcę żeby się nakręcił. Powiem mu, jak już druga beta wyjdzie rosnąco. Nie będzie szczególnie trudno utrzymać całość w tajemnicy, bo akurat jest w delegacji i wróci prawdopodobnie dopiero w poniedziałek wieczór lub we wtorek, więc jeśli jutro zrobię betę to powtórzę ją we wtorek (albo go nie będzie albo będzie do 17.00 w pracy, więc spokojnie zdążę to wykonać- tym bardziej, że tygodniowy urlop zaczynam). Chciałabym mu zrobić niespodziankę, modlę się, żeby ciąża rozwijała się prawidłowo i żeby nie był to kolejny prztyczek w nos od losu. Muszę myśleć pozytywnie. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Tryb: cierpliwość- włączony
Chyba, że to skok sygnalizujący jutrzejszy spadek...
Tylko badanie z krwi powie mi prawdę, a boję się jechać... Szukam wielu wymówek (np. wybory są- będzie różnie na mieście i mogę się denerwować wzmożonym ruchem, albo święto jest więc nie pobiorą mi krwi- taaaa, jasne w szpitalu tego nie ogarną prawda? ), żeby przekonać samą siebie, że powinnam zostać w domu i czekać. Tak bardzo chcę pozytywu, że boję się porażki. Czas się ogarnąć i wyruszyć, choć serce podchodzi mi do gardła
Nie wierzyłam, że uda mi się zajść w ciążę w pierwszym cyklu picia ziół Ojca Sroki, a jednak na mnie podziałały idealnie! Polecam! I ślę wszystkim ciążowe wiruski!
(A wpisu na fioletowej stronie dokonam dopiero po wizycie u gina, tak się składa, że dziś idę mimo, że to bardzo wcześnie 5t+2 dni , ale w innych terminach mnie dr nie przyjmie, a mam lekkie bóle brzucha i stwierdziłam, że wolę to z nim skonsultować i upewnić się, czy ciąża nie jest pozamaciczna- tyle mam nadzieję, że się dzisiaj dowiem )
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 czerwca 2015, 18:40
Dzisiaj rozmawiałam z moją przyjaciółką, mamą 2-latka i stwierdziła, że ja naprawdę jestem mocna, silna, skoro się nie załamuję tylko dalej chcę się starać i szukać przyczyn, a nie wylewam przy tym morza łez tylko spokojnie i rzeczowo o tym rozmawiam. Tak po prostu musiało być, tak sobie to tłumaczę, ale oczywiście nie spocznę póki nie ustalę przyczyny poronień. W sobotę wizyta u dr , zobaczymy co on powie. Może moje ciało wysyła mi właśnie w taki sposób sygnały, że nie udźwignie obciążenia ciąży bez wsparcia z zewnątrz? Może muszę o siebie jeszcze bardziej zadbać? Nic nie dzieje się bez przyczyny, a już na pewno nie w moim życiu. Dlatego wiem, że muszę zaprowadzić parę zmian w myśleniu i działaniu a wtedy na pewno uda nam się zaciążyć z Mężem mym
Za dwa miesiące idziemy na wesele, potem we wrześniu, więc muszę powoli myśleć o sukience i butach. Całe szczęście mogę oblecieć oba wesela w jednym outficie, bo to zupełnie dwa różne środowiska a wydatków i tak będzie nie mało... Sierpień to miesiąc naszych urodzin- męża i moich, wesele, urlop i wakacje chociaż tygodniowe, za którymi nota bene też muszę się zacząć rozglądać.
I obiecałam sobie, że do czasu wesela muszę ujędrnić ciało, więc wprowadzę sobie delikatne ćwiczenia z 3-4 razy w tygodniu na różne partie ciała tak, by się nie przeforsować, a jednak przyzwyczaić ciało do wysiłku. Kiedyś mi się przecież to przyda- noszenie dziecka pod sercem będzie nie lada wyzwaniem dla organizmu ale zanim zacznę realizować mój cudowny plan, pozostaje mi czekać, aż skończy mi się @...
Cisza... Błoga cisza w macicy miałam 3, słownie trzy okropne dni, kiedy brzuch mnie bolał 24h i to tak intensywnie, że mogłabym po ścianach chodzić a żadne leki mi nie za bardzo nie pomagają i podobnie było w tym przypadku. Ale nie ma już co marudzić, bo to już za mną i idę dalej
Dzisiaj mam ochotę trochę postękać, posmęcić, bo przez to cholernie niskie ciśnienie głowa mi pęka, ale wiem jak irytujące jest ciągłe gdakanie, więc odpuszczam Mężu został dziś w domu, bo od wczesnych godzin rannych lata do kibelka jak kot z pęcherzem, bo go biegunka ciśnie bleah! Trochę mi go szkoda, ale z drugiej strony tak się wczoraj objadał, że teraz ma tego efekty Ma iść do lekarza wieczorem to pewnie dostanie leki na wstrzymanie i elektrolity, no i L4, bo w końcu do pracy nie pojechał. A ja korzystając z dzisiejszego wolnego dnia, i biorąc pod uwagę moją łepetynę z okropnym bólem na czele, stwierdziłam, że skończę pufę robioną na drutach z włóczki spaghetti, i tak sobie siedzę i dziergam... Pomyślałam, że dawno nic tu nie naskrobałam, no i jestem. Trochę muszę jeszcze chatę ogarnąć, przy garach postać i upichcić coś pysznego, i poćwiczyć!!! Dziś pierwszy dzień, mieliśmy iść na siłownię z Mężem, ale w jego stanie to niewskazane a ja sama nie pójdę Dlatego w domu coś sobie wymyślę Czas ruszyć tyłeczek, choć przyznam że tak mnie wciągają zawsze pamiętniki na of, że nie mogę się oderwać! Uwielbiam czytać zarówno o staraniach, przeżywać z każdą bohaterką wzloty a także małe upadki, rozczarowania w danych cyklach, po to by za chwilę cieszyć się ciążą kolejnej kobietki. Bardzo pozytywnie nastrajają mnie również pamiętniki ciążowe, i dzięki nim mam mnóstwo nadziei w sobie, bo i ja kiedyś będę się tym cieszyć. Każda z nas na to zasługuje i mocno wierzę w to, że niezależnie od drogi jaką musimy pokonać by dotrzeć do upragnionego celu, to jednak zawsze na końcu tej wędrówki będzie tylko jedno: MACIERZYŃSTWO!
Ovufriend porypało! Wyznaczył mi owulację na 9dc, bo te moje temperatury w tym miesiącu to jak Rysy wysokie i takie mam skoki, że program ogłupiał. Pewnie później się przesunie to, o ile w ogóle owulacja będzie. Bo ja absolutnie nic nie czuję, a i spodziewam się, że po poronieniu organizm tym bardziej się zblokował, żeby dać odpocząć samemu sobie.
Jutro zobaczę na usg co tam na dole słychać trochę się boję tej wizyty, ale muszę się uspokoić, że jest już czysta sytuacja, i że mogę zacząć działać z badaniami. Liczę na zrozumienie ze strony mojego doktorka i wsparcie, a także odpowiedzialne podejście do sprawy diagnostyki tych wczesnych poronień. Zabieram całą listę badań, którą sobie skrzętnie skopiowałam z forum (wszystko w pigułce, że tak powiem) i mam nadzieję, że on mi powie co mam teraz ruszyć, a co jeszcze nie, bo ilość tych badań jest przerażająco duża. Słabo mi się robi na samą myśl, że tyle razy miałabym być kłuta
Badania hormonalno-ginekologiczne to jedna sprawa, muszę zadbać o siebie też w innych aspektach- jestem już na końcówce leczenia zębów. Cieszę się niezmiernie, bo choć dzisiaj mi połowa twarzy chce odpaść po wypełnieniu kanałów w szóstce, to przynajmniej wiem, że już praktycznie wyeliminowałam ryzyko stanów zapalnych jamy ustnej, które mogą siać na mój organizm i utrudniać zajście w ciążę. Uwielbiam moją dentystkę- cud kobieta, niewiele starsza ode mnie, czyli młodziutka, ale profesjonalistka jakich mało. Więc przestałam się znowu bać tych mało przyjemnych, ale bardzo potrzebnych wizyt
Odwiedziłam też dzisiaj alergologa, ale niewiele dobrego usłyszałam. Nie jestem na nic uczulona z panelu wziewnych alergenów- alleluja! Ale za to mam średnio dobre wyniki spirometrii. Muszę ją powtórzyć i jeśli znów wyjdzie mi umiarkowana obturacja będę musiała brać wziewnie steryd, bo możliwe, że mam przewlekłe zapalenie oskrzeli- stąd gnębi mnie urywający się kaszel nocami, na który na tą chwilę nie działa mi wentolina, którą mi już wspomniana Pani dr przepisała "w razie wu". (Dżizas, jakie długie zdanie napisałam! mam nadzieję, że chociaż ma ono sens :p ) No i prawdopodobnie tego badania nie mam w pakiecie LuxMedu i będę musiała na nie zabulić. Musiałabym na pieniądzach spać, gdybym chciała tak wszystko naraz sobie diagnozować, bo moja pensja to będzie zdecydowanie za mało w tym miesiącu
Nastawienie do życia mi się znowu zmienia na lepsze- ostatnie dwa dni to miałam taką chandrę, że dobrze, że tu nie wylałam tych wszystkich żali, bo naprawdę można było się załamać po tym wczoraj w nastroju jeszcze lekko dolinującym obejrzałam film : "Gwiazd naszych wina". Poczytałam o tym filmie i stwierdziłam, że skoro wyciskacz łez to na mój humorek jak znalazł! I faktycznie jest wzruszający- w końcu połączone w jednym wątku miłość, młodość, niesprawiedliwa choroba i śmierć , to jedne z bardziej ckliwych i poruszających tematów! A w wydaniu amerykańskim to już w ogóle. Mniejsza z resztą o to. Po filmie zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać. Bo dla mnie ten film ma naprawdę ciekawe przesłanie. Nie skupiłam się na tej całej bajeczce o zakochanych, aczkolwiek umierających na raka nastolatkach, co większość osób w tym filmie widzi i porusza je to do żywego. Mi najbardziej rzucały się w oczy i trafiały do serca refleksje na temat życia i śmierci. Tego, co otrzymujemy od życia i jak to przyjmujemy do siebie. No i oczywiście zaczęłam o tym rozmyślać, jak to z mężem staramy się o dziecko, o powołanie nowego życia na świat, i że to przesłania nam inne aspekty naszego bycia, zmienia perspektywy i sposób odczuwania świata. Nie doceniam tego, że jestem praktycznie zdrowa, a bynajmniej wiem, że mój proces umierania nie jest przyspieszony żadną chorobą, pustoszącą mój organizm. Mam kochającego męża (który btw przez dwa ostatnie dni nieźle dał mi w kość samym sobą- pieprzony egoista ) , dwa przekochane koty, siostrę i rodziców, przyjaciół. Mam pasje, które mnie napędzają do życia. Mam tak wiele! Ale zaraz po tych wnioskach zaczęłam się zastanawiać nad śmiercią. Czemu nie miałaby być ona przyjemna? Przecież w każdej sekundzie umierają w naszym ciele komórki, śmierć jest cały czas z nami i w nas, tak naprawdę my nią po trochu żyjemy. Skoro tak, skoro w ogromnym skrócie można powiedzieć, że żyjemy umierając (uwielbiam paradoksy), to chyba należałoby starać się żyć jak najlepiej, jak najprzyjemniej, by w momencie w którym nastąpi finał tego projektu, móc stwierdzić , że było całkiem dobrze, że godnie szliśmy ze śmiercią ramię w ramię. Nie umiem w słowa dzisiaj ubrać tego co dokładnie mam na myśli, bo nawet teraz czytając o tym, nie do końca jestem pewna czy zostanę dobrze zrozumiana, czy zyskam miano jakiejś kaczki-dziwaczki Staram się w tych trudnych, niesprzyjających chwilach, momentach szukać jakichś pozytywów, i tak właśnie uświadomiłam sobie, że dobre życie, za które potrafimy być wdzięczni, jest kluczem do wszystkiego. Więc trzeba śmiać się i cieszyć tym co mamy, bo to może trwać krótko, ale za to np. bardzo intensywnie Proszę nie doszukiwać się w tym, co napisałam czegoś pesymistycznego, czy też depresyjnego, moje małe filozofowanie ma z reguły pozytywny wydźwięk i tak ma być też tym razem!
Zmieniając kompletnie temat- muszę powoli zbierać się do spania, pora iść spać z kurami by i z nimi wstać jutro idę na 5-tą rano do pracy! Barbarzyństwo! Ale przecena się sama nie zrobi, a szkoda Tableteczka na ból zęba zaraz wjedzie, prysznic i słodkie objęcia Morfeusza (szkoda że nie męża, wiecznie zajętego pracą)... Dobranoc Wszystkim
toksoplazmoza IgG i IgM
różyczka IgG i IgM
CMV IgG i IgM
Chlamydia trachomatis IgG i IgM
p/c p. kardiolip IgG, IgM
dodatkowo beta HCG i pełna morfologia krwi
No cóż. Zobaczymy co z tego wyniknie. Powiedział mi, że nie mam tych badań robić przed miesiączką. Chodziło mu chyba o to, że przed samą miesiączką? Bo jeśli ja mam czekać ponad dwa tygodnie na te badania to kurdę, znowu mi się to wszystko w czasie przesunie. Ech.
Ale po badaniu usg jestem spokojna, bo macica dała sobie radę. Dzielna macica! Tak trzymaj! Coraz bardziej ją lubię za jej możliwości
Oczywiście, jak w każdym cyklu, za niecały tydzień wprowadzam Duphaston i czekam na @. Cykl będzie bezowulacyjny. Czyli możemy się z mężem serduszkować do porzygu, bo i tak nic z tego nie wyjdzie przynajmniej sobie trochę ulżymy, i odreagujemy ten stres związany ze staraniami i poronieniem bo ostatnio się często dość sprzeczamy i prztykamy o byle "gunwo", ale myślę że to zaraz nam minie
Czuję się jak jakaś staruszka przez tą ilość zlecanych mi badań! Bo to co dzisiaj wypisałam to tak naprawdę dopiero początek... Muszę sobie jeszcze zrobić rtg dwóch zębów i wspomnianą wczoraj spirometrię, a u gina na następnej wizycie (za miesiąc jakiś) wymaz z szyjki macicy w kierunku mycoplasma, ureaplasma i chlamydia - pieprzone trio Czyli to już będzie koszt ponad 200 zł, bynajmniej "tak to kiedyś kosztowało" u mojego gina. Muszę znaleźć sposób na to by srać pieniędzmi. Ktoś? Coś? Chętnie przyjmę taką wiedzę
Czas jeszcze dzisiaj trochę odpocząć- koszmarnie męczący dzień za mną, muszę poczytać o potrójnym teście nasienia, czy warto go robić czy skupić się jedynie na badaniu chromatyny plemników? A musimy też to przebadać... W totka muszę zagrać, innej opcji jak wygrana to ja nie widzę a teraz szczególnie mi się ta kaska przyda może przyśnią mi się dzisiaj liczby- całkiem to możliwe...
Muszę pamiętać, by od dzisiaj zacząć pić ziółka Ojca Sroki. Ostatnio pomogły i liczę, że i w tym cyklu będzie piękna owulka. Ten co dopiero zakończyłam - wiedziałam, że jest stracony. Trudno. Organizm też musi się zregenerować.
Zrobił się okropny skwar na dworze, ale nie ma co narzekać, bo w końcu lato w pełni, a tak długo na nie czekałam Fakt, że póki co nosa za drzwi chaty nie chce się wyściubiać, ale to przecież chwilowe Wieczorem śmigamy z mężem na grilla do znajomych- impreza urodzinowa niespodzianka, będzie duże zaskoczenie na pewno dla dzisiejszego jubilata muszę co prawda jeszcze skoczyć po jakiś prezent dla niego, pewnie skończy się na bonie do Empiku, bo to mól książkowy jest, i tyle. Ruszam za moment z dalszym sprzątaniem chaty, bo przez ostatnie długie, całodniowe zmiany w pracy nie miałam na to czasu by zrobić sobie mega błysk. A teraz jest właśnie na to czas
Czekam z niecierpliwością na wyniki testów u Snowhite i Promyczka91. Trzymam za Was Dziewczyny mocno kciuki! I jak sobie o Was myślę, to tak jakoś buzia mi się sama uśmiecha Czyżby to dobre przeczucie? Zobaczymy!
Spadam stąd, bo znów dzień przebąbluje , zaczytując się w pamiętnikach i wertując wykresy
Coś czuję i widzę, że w tym roku idzie zielona fala i wiele ze staraczek płynie wraz z nią. CU-DO-WNIE!!!!!! (Trzymam mocno kciuki za Tovę i wynik bety!) Oczywiście liczę na to, że te którym się już udało prześlą trochę wirusków ciążowych, bo i ja chętnie skorzystam
@ zbliża się ku końcowi, pozostaje po niej wspomnienie i ślad w postaci plamień. Muszę umówić się na wizytę do Lux Medu, bo ostatnio pytałam się czy wszystkie zlecone przez mojego lekarza badania mam w pakiecie i okazuje się, że tak, ale muszę mieć skierowanie od ich lekarza. Więc zaraz prześledzę opinię pracujących tam specjalistów i wybiorę najmniejsze zło- już ostatnio poczytałam sobie o nich trochę i okazuje się, że większość z nich ma naprawdę słabe opinie ale co zrobić, jak chce się trochę zaoszczędzić A co do badań to coś mi się wydaje, że mogę mieć faktycznie którąś z bakterii i to ona mi tak mocno grandzi w organizmie. Zawsze zastanawiające dla mnie było to, że bardzo szybko łapię infekcje pęcherza moczowego, mimo że bardzo o siebie dbam w tym zakresie (piję dużo wody, staram się pamiętać o wit. C, higiena po każdym stosunku, naturalne gacie i dbanie o odpowiednią temp. ciała w okolicach pęcherza Dlatego tak sobie główkuję, że może to być wszystko ze sobą powiązane. Ale przekonam się o tym dopiero po badaniach
Pozostając w temacie badań, zrobiłam sobie ostatnio spirometrię. Wyszła bardzo dobra w porównaniu do tej pierwszej. Nic już z tego nie rozumiem, bo kaszel jak bywał tak czasami się jeszcze pojawia ni z gruszki ni z pietruszki. A wytłumaczenia jego istnienia brak. Nevermind. Cieszę się, że sterydu nie będę musiała brać
Czas się ogarnąć i ruszyć do roboty w domu i wokół niego. Zakupy to też jeden z punktów na liście. Zajrzę do sklepiku no-name przy ryneczku z warzywami- często mają tam ładne sukienki, a nuż trafię na tą jedną jedyną, weselną A trzeba przyznać, ze mam z tym nie lada problem. Po pierwsze - raczej nie znajdę tego co sobie wymarzyłam, po drugie pewnie nie będzie mi to leżało Byłam ostatnio w Orsayu i myślę sobie, popatrzę co mają, może trafię na ładną kieckę. Owszem, sporo jest ładnych, ale jak się okazuje niewymiarowa jestem Generalnie wchodzę tam w rozmiar 34 (ba! nawet w 32 się wbiłam o zgrozo!), ale szkopuł jest taki, że moja sylwetka jest zbyt krągła do ich rzeczy. Mam za duży biust i zbyt wystającą pupę przy czym ani jedno, ani drugie nie jest spasione tylko po prostu kobiece, a i tak wszyscy mi mówią, że mogłabym przytyć (niech się cieszą, przytyłam 3 kg i nie jest mi z tym dobrze ) Będę szukała dalej
Ruszam do działania!
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 lipca 2015, 10:05
Macica coś do mnie puka, bo bezboleśnie a jednak daje o sobie znać. Czyli prawdopodobnie będzie owulacja w tym cyklu siknę sobie dziś na test owulacyjny i sprawdzę co w trawie piszczy. Mam w sobie mnóstwo pozytywnej energii, zapewne częściowo zawdzięczam to wizycie u dr Anissy Hamid. Nie zbadała mnie, jednak po przeprowadzonym wywiadzie stwierdzam, że jest skrupulatna i dokładna i robi wszystko by pomóc swoim pacjentkom. Pierwszy raz spotkałam się z podejściem lekarza- po co w ogóle robić badanie betaHCG ? Powiedziała, że owszem można sobie sprawdzić jaki jest jej poziom po zrobieniu już testu domowego z moczu, ale ona nie zleca swoim pacjentkom tego badania, bo mówi że po co generować koszty- to po pierwsze a po drugie to co się dzieje wtedy z psychiką kobiety, która się martwi to szkoda słów na to. Ma rację mówiąc, że nawet jeśli beta ładnie przyrasta nie oznacza to, że za chwilę ciąża nie przestanie się rozwijać i jej kobieta nie poroni. Podyskutowałam z nią chwilkę i dałam się przekonać jej rozumowaniu Dała mi też namiary na swoją koleżankę z roku- genetyka, który na nfz zrobi nam kariotypy- mi i mężowi stwierdziła, że można sobie to sprawdzić i na pewno nam to nie zaszkodzi stwierdziłam że skorzystam z jej propozycji, bo skoro mogę to zrobić na fundusz i w końcu skorzystać z tego co mi się należy to czemu nie
Muszę się konkretniej skupić na sobie i dbaniu o linię bo przypakowałam 3 kg i nie czuję się z nimi za dobrze, tym bardziej że przez to mi nie chcą leżeć żadne sukienki w sklepach. A problem mam z tym nie mały. Już sama nie wiem, jak chcę wyglądać na tych dwóch weselach, które wielkimi krokami zbliżają się. Na razie najpiękniejszą sukienkę jaką udało mi się znaleźć musiałam skreślić , bo kosztowała bagatelka 600zł (!) , no i na całe szczęście nie było mojego rozmiaru, bo pewnie gdybym ją zmierzyła- zakochałabym się i wyczarowała skądś te pieniądze, byleby ją mieć. Szukam dalej zatem. Jeśli ktoś coś gdzieś słyszał o ładnych, najlepiej rozkloszowanych sukienkach info mile widziane
Czas zrobić obiadek, meżu zjedzie prosto na niego i poleci dalej- jak zwykle zresztą a w planach mam to: http://www.kwestiasmaku.com/blog-kulinarny/filety-z-kurczaka-w-parmezanowej-panierce -> polecam, bo pyszotka wychodzi no i dzisiejsze popołudnie ciąg dalszy przetworów- wiśnie się same nie wydrylują a chcę zrobić wiśnióweczkę no i dżemiki jakieś jeszcze ogarnę, i cukinie kupiłam na keczup zawijam kiecę i lecę! Choć pewnie jeszcze dzisiaj tu zajrzę i może coś skrobnę bo mam jeszcze kilka myśli do przelania, ale zobaczę jak z czasem podołam
Nie wiem czemu, ale jakoś nie czuję żeby w tym miesiącu się nam miało udać. Niby dziś mam ładny śluz, takie mokre uczucie na dole, ale nie czuję absolutnie nic, a w obu przypadkach zaciążenia czułam ewidentnie ból owulacyjny. No dobra, trochę mnie kłuje jajnik po lewej stronie, ale nie na tyle żebym mogla owulkę stwierdzić. Plus mam nieodparte wrażenie, że po tej stronie mogę mieć jakąś niedrożność, bo poprzednie ciąże były sprawką prawego jajnika. Jak za jakiś czas nie uda mi się przejść na fiolet tak sama z siebie, to poproszę o skierowanie na badanie drożności. I tyle.
Dzisiaj byłam u internisty, potwierdzić czy faktycznie moje wyniki morfologii są w normie (taki komentarz do badań, mimo drobnych odchyleń pozostawiła mi ginekolog). I faktycznie jest ok, ale jak opowiedziałam o moich różnych dolegliwościach, to pani dr stwierdziła, że musi mnie jeszcze przebadać i dostałam kolejne skierowanie:
Jedyne co skomentowała internistka to poziom prolaktyny: 24,77 - niestety trochę wysoki że mamy wyluzować to łatwiej zajdziemy w ciążę tyle to i ja wiem co prawda.... do tego badania byłam na czczo, bo mnie przestrzegała gin o tym, ale o tym już, że dzień wcześniej zero to już cholera zapomniałam. Dlatego obawiam się, że to też zaważyć o wyniku tego badania. A pozostałe wyglądają tak:
leukocyty- 6,8 tys/µl (Norma:3,8 - 10)
erytrocyty -4,96 mln/µl (3,7 - 5,1)
hemoglobina 13,4 g/dl (12 - 16)
hematokryt 43% (37 - 47)
MCV 86 fl (80 - 99)
MCH 27 pg (27 - 35)
MCHC 31,5 g/dl (32 - 37)
płytki krwi 222,0 tys/µl (140 - 440)
RDW-CV 13,5% (11,6 - 14,
PDW 12,3 fl (9 - 17)
MPV 10,5 fl 9 - 13
P-LCR 29,2% 13 - 43
neutrofile % 38,7% 40 - 70
limfocyty % 47,1% 20 - 45
monocyty % 11,1% 4 - 12
gran. kwasochłonne % 2,5% 1 - 5
bazofile % 0,6% 0 - 2
neutrofile 2,61tys/µl 2,5 - 7
limfocyty 3,18tys/µl 1 - 3,5
monocyty 0,75tys/µl 0,2 - 1
gran. kwasochłonne 0,17tys/µl 0,1 - 0,5
bazofile 0,0tys/µl 0 - 0,1
Z reszty "ciekawostek":
cmv - przebyte zakażenie (tylko kuźwa kiedy i jak? )
różyczka- skuteczne szczepienie, obecność przeciwciał
toksoplazmoza- brak przeciwciał, nie przebyłam choroby
chlamydia- nie przebyłam choroby
Czekam jeszcze na resztę wyników, m.in. przeciwciała antykardiolipinowe. Ale gin z Luxmedu od razu mi powiedziała, że niezależnie od wyniku powinnam brać Acard, bo taka jest profilaktyka przy wczesnych poronieniach. No i muszę się umówić na ekg spoczynkowe i usg piersi- dzisiejsze zalecenie dr. Czuję, że będę przebadana wzdłuż i wszerz na wszystkie możliwe sposoby ale to dobrze, przynajmniej nie będę się schizowała, że jest ze mną coś nie tak i będę miała pewność, ze jestem w 100% przygotowana na bycie mamą
Z codziennych doniesień- dziś sobota, czas sprzątania chaty, jak zapewne u wielu muszę wyjść z tego syfu i zacząć się rozglądać za jakąś duuuużżąąąą szafą do nas do sypialni i jakąś używaną (?, a może nową?) małą sofą z funkcją spania do przejściowego pokoiku. Podobno od września ma zamieszkać z nami pod jednym dachem szpieg teściów- czytaj: moja szwagierka, a siostra Małża, więc trzeba się trochę od niej odgrodzić i zrobić jej miejsce w chacie. Zapewne będzie ona wykonywała wszystkie polecenia swoich rodziców, i już czuję że będą z tego wojny, ale pożyjemy zobaczymy. Ja chcę mieć czyste sumienie i dotrzymać ustaleń, że nasza dwójka zajmuje jedynie naszą sypialnię i mały przejściowy pokoik pomiędzy sypialnią a kuchnią. Stąd muszę ogarnąć cały nasz dobytek i zakupić nowe meble, poupychać się z tym wszystkim i powiedzieć im że jakby co to mogą mi..no ołkej. Późno się zrobiło, a oprócz sprzątania jest jeszcze pranie i prasowania, posprzątanie mojego autka w środku, dokończenie wiśniówki i wiele, wiele innych na liście "to do" komu let's, temu go!
Miłego weekendu Wszystkim, pełnego owocnych mua! :*
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lipca 2015, 10:49
Jutro idę na te badania krwi, bo jakoś nie po drodze mi było przez ostatnie dni. I zaraz po nich mam ekg spoczynkowe zarezerwowane. 31.07 idę na usg piersi. I nadal czekam za resztą wyników z 15.07. Ciekawi mnie antyTPO. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale jako, że dostałam info, że w najgorszym wypadku będę musiała miesiąc czekać na wyniki, muszę się uzbroić w cierpliwość. Spokój i cierpliwość powinny być moim najlepszymi przyjaciółmi w życiu... ale kurczę, żeby taka bajka się spełniła to nie wiem, co bym musiała zmienić w swojej codzienności! Wszystko
Ostatnio czytałam wiele pamiętników- i tych dziewczyn, którym się udało i już są albo w niedługim czasie będą mamami, ale też starających się. I nierzadko przewija się wątek ich mężczyzn- partnerów, którzy albo się pogubili w tej całej machinie powiększania rodziny, albo po prostu nie dorośli do tej roli. Ja sama mam różne wspomnienia związane z moim mężem i jego podejściem do obecnej sytuacji. Broń boże, żeby zrzucał na mnie winę, że jeszcze nie mamy dziecka- do takiej podłości jeszcze nie doszedł ( i oby nigdy mu to przez myśl nie przeszło, bo nie ręczę za siebie!), ale doskonale wie, co i jak powiedzieć, aby mi przykrość na dana chwilę sprawić. Mężczyźni sami są, jak duże dzieci i choćby nie wiem jak zakochani i wpatrzeni w nas byli, to i tak kiedyś ta dziecinność wypłynie. Bo jak inaczej nazwać złośliwe i celowe dogryzanie osobie, którą się kocha, w odpowiedzi na konkretne zarzuty czy też argumenty? Dziecinada, bo dzieci też klepią co im ślina na język przyniesie celując w najczulsze miejsca w sercu (tylko że one z reguły nie zdają sobie sprawy z ładunku emocjonalnego jakie ich zdania niosą, a dorośli mężczyźni już tak...). Nauczyłam się ostatnio nie reagować na te jego zaczepki słowne. Choć czasem są dla mnie strasznie przykre- jak np. ostatnio gdy poprosiłam go by zawiózł mnie na badania krwi- dzień wcześniej śpiewka: "oczywiście Kochanie, nie ma problemu" a poranek już nie był taki miły bo po 1. wstał lewą nogą, a po 2. zwróciłam mu uwagę o jakieś dwie pierdoły, co się jaśnie hrabiemu nie spodobało. Co usłyszałam, gdy już mieliśmy wyjeżdżać i to ja na niego czekam - "po co ku...a mam Cię tam zawieźć?!". Zatkało mnie. Normalnie bym nawrzeszczała i mu nawrzucała od ch***w , ale stwierdziłam że brzydzę się takim poziomem i zawsze będę od niego mądrzejsza, więc ripostę słowną zostawiłam sobie na później. Zamiast tego poczekałam, aż pójdzie wyprowadzić auto, i sobie poczeka na mnie a jeśli się skapnie, że nie wychodzę to on musi po mnie przyjść i sprawdzić co jest. A niech sobie połazi. Tak też było- ja sobie spokojnie szykowałam ciuchy i jedzenie do pracy a ten zdziwienie i "co jest? jedziemy czy nie?". Rzuciłam tylko: "ach! Ty czekasz na mnie? nie zauważyłam... " . Uwielbiam go tak wkurzać Zawrzało w nim. Kolejny punkt dla mnie. Cel:auto. Kamienną maskę przywdziałam, i mimo że w środku pękłam na milion kawałków, udawałam że nic się nie stało. Skomentowałam jego technikę poruszania się po mieście, czego on też bardzo nie lubi i w drętwej ciszy dotarłam do celu. Gdy wróciłam do auta po badaniach już z niego zeszło, więc zagaiłam na jakiś neutral. Pitu-pitu i mu dosrałam w końcu, że jest niewychowany i absolutnie nie panuje nad swoim fochami, że nie jest księciem i korona mu z głowy nie spadnie jak raz na jakiś czas zainteresuje się staraniami i mi pomoże rozwikłać zagadkę poronień, itp. Trochę się bronił, ale potem odpuścił i poddał się. Czy przeprosił? Szczerze : nie pamiętam. Zresztą tu nie chodziło o zwykłe słowo, a o to by pokazał, jaka naprawdę jest jego postawa i podejście do tematu poczęcia potomka. Przestraszyłam się, że on może naprawdę tak myśleć- że to tylko moja walka i moja droga. Naprawdę się przestraszyłam... Ale wiem, że prawda jest inna, a takie przykre sytuacje są wynikiem jego bezsilności i nieumiejętnego podejścia do dyskusji- dużo by opowiadać co za typ z tego mojego męża i co na to wpłynęło. Generalnie dobry facet z niego, bardzo mnie kocha i wspiera, ale takie sytuacje psują mi jego obraz. A ja pamiętliwa menda jestem
Jest jeszcze jedna sprawa związana z mężem, która spędza mi sen z powiek - mianowicie jego podejście do kontaktu z innymi kobietami, ale to może innym razem. Jak mnie natchnie. Ale wiem, że jest to temat silnie stresogenny w moim przypadku. Zazdrosna jestem okrutnie i boję się, że to właśnie tą moją zazdrością wpędzę go kiedyś w ramiona innej kobiety. Ech.. nie będę się na ten temat rozpisywać nawet Kiedy indziej.
Wczoraj na spontanie wyrwałam się z chaty na kawę i lody z przyjaciółką. Bosssko właśnie tego mi było trzeba. A ta moja friend ma szósty zmysł, zawsze ją do siebie przyciągnę wtedy gdy mam gorszą chwilę, jak wczoraj właśnie. Pobawiłam się później, już u niej w chacie z jej synkiem dwuletnim i od razu optymizm mi wrócił. Po tej wizycie, analizując jej aktualną sytuację-sama wychowuje dziecko, stwierdziłam, że my kobiety naprawdę musimy być silne i niezależne, by w tym chorym i w 90% szowinistycznym świecie walczyć o siebie i próbować łamać stereotypy, dążąc tym samym do szczęścia. Czemu mężczyźni są niemili, wredni i niejednokrotnie chamscy względem swoich partnerek? Bo traktują nas jak utrzymanki, mimo że praktycznie żaden tego nie nazwie po imieniu. Bo jeśli zarabia więcej i co za tym idzie więcej dokłada do domowego budżetu to ma już prawo nam ubliżyć i traktować jak kogoś gorszego, ba! w skrajnych przypadkach jak własność. Oczywiście są odstępstwa od tych podłości o których wspominam i na całe szczęście nasza kultura się zmienia i stereotypy się zacierają albo chociaż ewoluują. Dużo o tym ostatnio rozmyślam i musiałam gdzieś chociaż cząstkę tego spisać. Więcej "rzygów", w dodatku o zabarwieniu feministycznym (a nie jestem w ogóle sprecyzowana w tym temacie) wylewała już nie będę. Słowo
Czas spać bo jutro nie dojadę do tego luxmedu! Dobranoc (choć w głowie ciągle tyle myśli, a przelewam je tutaj i mam wrażenie, że to taki bełkot...)
ps. Mąż zapomniał i dopiero pod wieczór go oświeciłam , he he ale teraz się stara mi to wynagrodzić
Na @ się póki co nie zapowiada i doskonale wiem o tym, że menda czeka i specjalnie wprosi się na wesele naszych znajomych, jako gość absolutnie nieproszony ale cóż, w cyklu bez owulacji nie mam nawet argumentów, by pokazać tej zołzie drzwi i wyprosić ją na najbliższych kilka miesięcy Ale przyjdzie ten dzień! Z uśmiechem na ustach pokażę jej drzwi i z pełną satysfakcją i z poparciem mego Kropeczka wyrzucę ją z mego ,tfu! wtedy już naszego ciała
Temat weselnej sukienki - niby błahy a jednak spędzał mi sen z powiek uznaję za zamknięty. Pójdę w sukience z mojej szafy, którą dostałam w gratisie do sukni ślubnej. Nic nie udało mi się upolować, co uznaję za dobry znak akurat, bo przynajmniej zaoszczędziłam Zawsze trzeba szukać plusów Za to dzisiaj kupiliśmy mężowi garnitur- mój Przystojniacha zacnie się w nim prezentuje- wszystkie panny na weselu będą się na niego napalały A wtedy powiem- mój Ci on! Niach, niach!
Przy okazji naszej rocznicy naszła mnie refleksja o tym, jak ten czas szybko przemija i ile mamy szczęścia, że dane nam było się poznać, pokochać i budować razem przyszłość. Nie ma ideałów i tak też jest z nami, ale wdzięcznym należy być za każdy wspólnie spędzony dzień Czy dobry, czy zły to jednak pokonany razem. Od dnia naszego ślubu miną niedługo dwa lata (btw. będziemy wtedy na weselu u kolejnych znajomych i po północy ich dnia najdą nas wspominki ), a te dwa lata mijają nam naprawdę ekspresowo i są pełne życia, doświadczeń i miłości jeszcze trochę i na pewno doczekamy się naszej Kruszynki Bóg ma na nas plan, trzymamy się stricte niego i nie można mieć o nic pretensji. Choć... Poronienia bolały mocno, dały do myślenia i zasiały ziarna niepewności i strachu. To nic złego, jednak człowiek potrafi wtedy zwątpić, czy jeszcze nadejdzie szczęśliwe rozwiązanie trosk? Nie bez przyczyny trafia się na różne artykuły czy wypowiedzi osób chociażby w internecie- przeczytałam o Marku Zuckerbergu - założycielu Facebook'a i zadumałam się na chwilę- spodziewają się dziecka a mają za sobą trzy poronienia. Jak zauważył nie mówi się o tym. Zostaje się z tym zupełnie samym. To prawda, a trudno dopatrzyć się skąd w ludziach tyle strachu, by rozmawiać z osobami dotkniętymi tą tragedią, by nie spróbować pocieszyć, dać nadzieję. Wiem, że ciężko jest zrozumieć daną sytuację, jeśli się jej nie przeżyło- tak, tak! Empatia nie jest mocną stroną współczesnego społeczeństwa, ale jednak nie można przemilczeć czyjejś straty, nieudanej próby spełnienia marzenia. Ja mam mocną psychikę, poradziłam sobie z moimi stratami zaskakująco dobrze, choć wiem że 15.09 będę przeżywała, że właśnie miałabym planowany termin porodu i możliwe, że trzymałabym już w ramionach moje Słoneczko. Wiem też, że są osoby, które będą do końca życia przeżywały stratę. Bo są ludzie, którzy żałobę przyjmują w sercu na całe życie. Podziwiam ich, za to że mimo wszelkich problemów, przeciwności losu IDĄ DALEJ! A to się liczy najbardziej. Łatwo nie jest, poronienia bolą, ale milczeniu należy powiedzieć STOP!
Dość pochmurnych myśli! Sierpień mi tak szybko zleci, że aż się tego boję- nadchodzący tydzień stoi pod znakiem wesela w piątek, kolejny tydzień to już odliczanie do mojego upragnionego urlopu, a jeszcze następne dwa to czysty wypoczynek i laba już się doczekać nie mogę! Cieszę się jak małe dziecko. Co by w temacie dzieci pozostać to muszę nadmienić, że jeśli dobrze pójdzie i mój organizm się w końcu wyreguluje to na urlopiku będę miała dni płodne- ojjj! Będzie się działo każde łóżko przechrzścimy Tak więc- sierpniu, mówię Ci , należysz do nas
@ się już prawie skończyła. I dobrze, bo zaraz zaczynamy upragniony urlop i szczerze staram się wierzyć w to, że będzie owulacja w tym cyklu i że na wakacjach uda nam się spłodzić maluszka Boję się jedynie, że zakończenie znowu będzie nie takie jakbym sobie tego życzyła... Staram się myśleć pozytywnie, choć ostatnio bardzo ciężko mi to przychodzi. Jutro kończę 27 lat i pierwszy raz w życiu smucę się z okazji własnych urodzin. Chciałabym już być mamą, i móc iść dalej przed siebie. Paraliżuje mnie obecna sytuacja. Boję się zmienić pracę, bo co jeśli się zaraz uda. Z drugiej strony aktualna robota mnie już wykańcza- stoję w miejscu, nie rozwijam się, mnóstwo stresów mnie blokuje i myślę, że ma to też wpływ na nasze starania. W dodatku podczas ostatniej kłótni z mężem, nagadał mi że jestem bez ambicji, nic nie osiągnęłam i że szczytem moich marzeń jest obecna praca. Poczułam się jak śmieć, plus zaczął mi wyrzygiwać pieniądze, te które "pożyczyłam" od niego, jakkolwiek brzmi pożyczanie pieniędzy w małżeństwie... I nie mogę mu tego wybaczyć. Cały czas mi to brzęczy w głowie, mimo że tyle razy przepraszał i cały cas stara się mi pokazać, że wcale tak nie myśli jak paplał. Tylko, że od tamtego momentu ja zaczęłam analizować te wszystkie kłótnie i ten motyw się powtarza. Czasem odnoszę wrażenie, że dla mojego męża liczą się tylko pieniądze. Niby jest to powiązane z zadbaniem o nasze bezpieczeństwo i stabilność, ale nie powinno przesłaniać całego świata, a już na pewno nie można przez to zaniedbywać związku i drugiej osoby. Chyba że ja dla niego nie jestem już tak ważna jak kiedyś? Nic już nie wiem. A jutrzejszy dzień, choć jeszcze nie nastąpił już mnie przygnębia. Czuję się coraz starsza i coraz głupsza. Mam poczucie, że brakuje mi czasu na wszystkie moje marzenia. Chyba czas porządnie się napić, wyryczeć, oczyścić umysł i duszę i zacząć kolejny etap w życiu Może mało ambitny plan, ale powinien mi pomóc stanąć znów na nogi
Wspominałam o tym, że moja szwagierka zamieszka z nami od końca sierpnia. Potrzebujemy z mężem szafy i małego remontu przechodniego pokoiku. Sytuację finansową przez wakacje mamy dość napiętą i dlatego nie stać nas chwilowo na wydatek rzędu szafy. Los znowu się do mnie uśmiechnął Dzisiaj przyszedł do mnie sąsiad z propozycją podarowania nam potrzebnego mebla wyprowadzają się i nie mają co z nią zrobić i za darmo chce nam podarować drewnianą, niezniszczoną szafę. Kupimy jakiś dobry alkohol i jutro ją od niego zabierzemy. Bardzo mnie to ucieszyło Co prawda szafa jest jasna a my potrzebujemy ciemnych odcieni drewna, jednak nie jest problemem przemalowanie jej bejcą i będzie pasowała baaaardzo mnie dzisiaj ucieszyła ta wiadomość Chociaż jeden pozytyw. A! I odebrałam dzisiaj paszport w razie czego będzie na wyjazd
Mam ochotę na kurki! Na obiad coś na pewno z nimi sklecę Dzisiaj nie ma już takich upałów i mogę normalnie funkcjonować. Do dzieła zatem! No i uszy do góry
ps. jak wrócę z urlopu umawiam się do gina, ciekawa jestem co powie na wszystkie moje wyniki badań plus co powie po zrobieniu usg
Dzień urodzinowy przeleciał szybko i w bardzo miłej atmosferze. W przeddzień miałam doła, ale jakoś mi przeszło W niedzielę po mojej pracy ruszyliśmy na wakacje, i równo tydzień później z nich wróciliśmy. Były to pierwsze wakacje, na które jechaliśmy z ekipą znajomych (w dodatku nie jakoś szczególnie bliskich), więc była to dla nas swego rodzaju nowość i wiemy też, że nie do końca jest to spełnienie naszych oczekiwań co do urlopu Podsumowując : leżing, plażing i smażing. I mimo że byliśmy w Chorwacji, która słynie z pięknych widoków i ma bardzo duże zaplecze atrakcji turystycznych, nie widziałam nic. Strasznie mnie to zasmuciło, bo ja lubię zwiedzać i zbierać wspomnienia, nasycić nimi umysł, by mieć co wspominać w szare, przygnębiające dni. A tu naprawdę marnie było pod tym kątem. Dlatego z mężem postanowiliśmy, że do Chorwacji jeszcze pojedziemy, ale sami i tak sobie zaplanujemy wycieczkę, żeby jak najwięcej skorzystać
Co do starań, to mam trochę - brzydko mówiąc: wyj***ane, bo nie wiem czy będzie owulacja czy wcale. Dziś test owulacyjny o wiele bardziej intensywny niż ten wczorajszy, ale nadal jeszcze nie dorównuje kontrolnej kresce intensywnością.
Może to podejście nam pomoże? Sama nie wiem, ale na pewno na nic się nie nakręcam. Z innych newsów, chcę zmienić pracę i już coś mam na myśli, muszę jeszcze tylko porozmawiać ze znajomą czy ma dla mnie miejsce i od października chciałabym już się tam przenieść. Obecnej roboty mam dość, wiem też że stres z nią związany nie sprzyja zajściu w ciążę.
Gdzieś wewnętrznie w zdecydowanej większości czuję, że do końca tego roku zajdę w ciążę i że teraz już ją utrzymam. Jest też we mnie taka malutka cząstka, która mówi mi, że wcale tak nie będzie, podsyca we mnie strach i złość na obecną sytuację bezdzietności. W tym przypadku ta druga część dostaje szybkiego strzała w dziób i nie mąci mi mojego błogiego stanu oczekiwania Kiedyś na pewno się uda. Prędzej czy też później, a w końcu nic bez przyczyny się nie dzieje. Prawdopodobnie na chwilę obecną nasze małżeństwo nie było gotowe na dziecko i Opatrzność nad nami w taki sposób czuwała, że nie chciała nam dołożyć problemów? Nie wiem, staram się to sobie tłumaczyć na tyle na ile potrafię.
Jakaś chaotyczna dzisiaj jestem i nie mogę zebrać myśli "do kupy", więc skończę wypociny chcicę na męża mam okrutną od kilku dobrych dni, więc muszę to wykorzystywać
Przez wakacje zaniedbałam lekturę moich ulubionych pamiętników, ale niedługo nadrobię Trochę się pozmieniało w międzyczasie, walka i determinacja aż kipi z literek na ekranie w wielu przypadkach trzymam dalej kciuki, a tym którym się udało życzę nuuudnych ciąż - na razie doczytałam o Promyczku - gratulacje jeszcze raz i mam nadzieję że lista zafasolkowanych będzie się powiększała w zastraszającym tempie ciao!
Dupek- czas start! Na owulację w tym miesiącu nie liczę, więc nie przejmuję się że Duphaston mógłby mi ją zablokować. Jakby miała być to już by była
Dziś stwierdziłam, że zapisuję się do endokrynologa, bo wstyd się przyznać ale jeszcze nigdy u takiego specjalisty nie byłam. Zaliczę jeszcze wizytę u dermatologa, laryngologa i internisty. Wisi jeszcze nade mną zaległe ekg spoczynkowe. Chcę się upewnić, że wszystko u mnie w porządku i od kolejnego cyklu ze spokojną głową działać Od wtedy zacznę też pić zioła ojca sroki na nowo. W tym miesiącu zrezygnowałam, bo wiedząc, że jadę na wakacje gdzie będzie ostre słońce nie uchronię się przed opaleniem, nie chciałam ryzykować przebarwieniami, a takowe i tak zafundował mi dziurawiec Całe szczęście są one na rękach i nie są jakiś ogromnych rozmiarów, więc spokojnie mogę na nie spoglądać jako na brzemię starającej się kobiety imającej się wszelkich chwytów
Dzisiaj doznałam ogromnego szoku, gdy tuliłam moje koty, które są absolutnie niewychodzącymi na zewnątrz stworzeniami- mają PCHŁY !!!! Nie mogłam oczom uwierzyć, ale to żaden sen, pchły panoszą się po ich ciałkach od razu do weta poleciałam po kropelki i zaaplikowałam im po kropelce- niech zacznie jak najszybciej działać bo aż mam wrażenie że po mnie łażą te mendy
Męża nie ma, czas załączyć sobie jakiś film i dziergać troszku na szydełku Mam tyle porozpoczynanych projektów, że szok. Należy je skończyć i w końcu kasę jakąś z tego wyciągnąć Miłego wieczoru