Po kilku miesiącach "bez starań " niespodziewanie zachodzę w ciąże -wielka radość i łzy szczęścia .Niestety idylla nie trwała długo. Druga wizyta i wyrok serduszka nie ma i raczej nie będzie-długie 2 tygodnie czekania .... i morze łez . Trzy dni prze wigilią Ronie w domu - zanim dojechaliśmy do szpitala nie było już nic.
Długie dochodzenie do siebie ... Pomyślałam wtedy każdej się może trafić..padło na mnie.Jest cień nadziei, że 2 razem się uda.
Kolejny rok bez dziecka .
Nowy lekarz -i podpowiedz abym schudła-dieta ,sport i jestem o ponad 20 kg.lżejsza i w październiku 2013 drugi raz widzę 2 tłuste krechy na teście - beta przyrasta prawidłowo
więc jest dobrze.
Ale się cieszę .. nie na długo,historia się powtarza.
Ronie w sylwestra rano z krwotokiem trafiam do szpitala.Tak jak i poprzednio nie ma co czyścic.
I znowu morze łez...wiele pytań ...
Nadzieji nie ma.
Ale jej mała iskierka znowu się pojawia.. 3 cpp- ponownie zaszłam w ciąże 3cią .
Strach ...wszechobecny strach
Jak mnie nic nie boli to się boje ,że coś nie tak
Jak mnie boli to strach ,że coś nie tak ............ i tak w kółko!
Przechodzę 1 trymestr , uspokajam się ,że wszystko idzie ok.Maluch się rozwija dobrze , nie ma większych dolegliwości. Powoli,cieszę się z ciąży .Strach odchodzi.
Ale pojawia się pod koniec 17 tygodnia- "czuję że jest mi za mokro"-pędem do szpitala a tam po raz trzeci słyszę Wyrok : pękł worek owodniowy , nie ma wód płodowych, dziecko żyje ale nie ma szans....................
Mój świat zawalił się jak domek z kart ........jest tylko pustka , ciemność.
Nadzieja Umarła.
8.07.rodzę Szymka ma 18 cm i 150 g.I jest piękny ,wymarzony ,wytęskniony.
Później 2 razy w wielkich bólach mam łyżeczkowanie .Krwotok.
cale dnie przesypiam jestem na silnych środkach uspakajających.
Maż załatwia wszystkie sprawy związane z pogrzebem.
Do mnie nie dociera ,że go już we mnie nie ma.
Maż prawie siła zabiera mnie na pogrzeb, kiedy widzę mała białą trumienkę..widzę całą trójkę.
I płacz mój ,męża , najbliższych...Niewiele z tego pamiętam.
Cały czas mam Szymka przed oczami...
Nie mam siły na nic , nie wiem co robić co myśleć.....
Tysiąc pytań ,czuję się jak jajko które nie wie w jaką stronę ma się potoczyć.
Jak dalej żyć?????, nie mam już łez.
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 sierpnia 2014, 14:48
Także zespołu antyfosfolipidowego nie mam !!!!
Toxo przechodziłam , Tarczyca ,prolaktyna w normie , morfologia też . Bakteria z moczu poszła....
Zaczynamy staranka ..... jeżeli się nie uda przez kilka cykli, nie będzie więcej decyzja o adopcji zapadła
Jeszcze w tym roku planujemy wizytę w ośrodku adopcyjnym.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 października 2014, 14:08
Wczoraj byliśmy na cmentarzu , minął 3 miesiąc od straty naszego synka.Zapaliliśmy znicz na jego malutkim grobie ,postaliśmy chwilkę w milczeniu i tyle.... Dlaczego musiało nas spotkać tyle bólu, cierpienia..?! w dodatku nie wiem co będzie dalej..boję się tego co może mnie jeszcze w życiu spotkać.
Jest mi cholernie smutno i ciężko.
Najgorsze jest to jak się zachowują nasi najbliżsi rodzice ,teściowie czy rodzeństwo a zachowują się tak jakby nic się nie stało dla nich może nic..a dla mnie..straciłam trzecie już dziecko ..to cholernie boli..i kto tego nie przeżył nie jest w stanie zrozumieć kobiety po stracie..nawet gdyby bardzo się starał..bo tak się nie da.. Od żadnego z nich nie usłyszałam ani jednego słowa typu jak się czuję albo współczuję Ci, bardzo mi przykro..nic zupełnie nic.
A w tym wszystkim jest jeszcze sytuacja z moją młodszą siostrą -jest w ciąży ,ma termin porodu dokładnie miesiąc później niż ja z Szymonem. Nie mogę na nią patrzeć, na jej rosnący brzuch ...poprostu nie mogę.
W niedziele byliśmy u moich rodziców .moja mam z tekstem ,że Aga była na 4d i widzieli płytę,i jej mały taki piękny, ma taki zadarty nosek...itp.Ona opowiada a mi serce pęka ...Niezrozumiałość najbliższych bardzo boli, bardzo.
Nawet nie mam z kim pogadać ,popłakać , przeboleć. Rozmawiam o małym, o wcześniejszych stratach tylko z mężem.Teraz widzę ,że tak naprawdę nie mamy nikogo bliskiego tylko siebie.I to chyba zbliżyło nas do siebie jeszcze bardziej.Kocham bardzo mojego ,męża bez niego nie dałabym rady.
Dzisiaj śniło mi się ,ze urodziłam zdrowe dziecko, dziewczynkę.Bardzo bym chciała ,żeby to był proroczy sen.
trudny dla mnie dzień Bardzo
światełko dla wszystkich Aniołków
Zburzony porządek wszechświata
Na cmentarzu dzisiaj sporo starszych ludzi
I jedna mama
Sama
Z ulotnym wspomnieniem dziecka
Które przestało zanim zaczęło
Które zamiast płakać, śmiać się, psocić
Zasnęło
A ona pierze te ubranka z wyobrażeń
Gotuje niby-kaszkę, kupuje zabawki marzeń
Mierzy buciki, martwi się gdy ma gorączkę
Ociera łzy i prowadzi za rączkę
Tylko
Coś się Panu Bogu poplątało
Bo te łzy nie są dziecka, tylko jej..
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2014, 22:29
Z własnego doświadczenia powiem, że ten smutek jest obecny w moim życiu. Pojawia się we wszystkich tych chwilach, kiedy dowiaduję się o czyjejś ciąży (szczególnie jeśli jest to osoba mi bliska), czy narodzinach dziecka. Pierwsza myśl jest zawsze radosna, a potem powracają wspomnienia straty. Ale są też momenty radosne - paradoksalnie - kiedy widzę malucha, który mnie rozbraja swoim spojrzeniem albo zachowaniem.
znalazłam dzisiaj ten cytat pasuje do mnie idealnie.
Muszę ćwiczyć swoją niecierpliwość....
Ciesze się tylko z jednego -ze podjęliśmy decyzje o jego pochówku, w 2 poprzednich stratach maluszków nie mieliśmy takiej możliwości, dzisiaj mam chociaż miejsce na zapalenie znicza dla całej trójki to daje mi chociaż troszkę ukojenia,choć troszkę..
Matka trąca nogą bieguny
Kołyski, w której śpi dziecko.
Ale już nie ma kołyski,
Ale nie ma już dziecka.
Poszło między cienie.
Matka sama siedzi o zmierzchu,
Kołysze nogą wspomnienie
"MATKA" L.Staff
Dziękuje dziewczyny za wszystkie komentarze , kciuki i dobre słowa.
Dobrze że jesteście.
Gosiu dla ciebie szczególne podziękowania i przytulas wirtualny.
Bo jeszcze tyle trudnych dni, i tyle do zrobienia...
ach,jakoś ciężko ostatnio mi na serduchu... sama nie wiem dlaczego, może deprecha jesienna.
W celu poprawy samopoczucia polazłam do kosmetyczki na pazurki i nawet na solarium, humor powrócił dopóki nie przeczytam postów Inesski ..to jest kurw** mega niesprawiedliwe!!!
Nawet odechciało mi się robić testu owulacyjnego ....
troje wspaniałych dzieci, ale wiesz to nie są zwykłe dzieci.
Nie wstaje do nich w nocy, nie całuje na przywitanie.
Moje dzieci nie płaczą, ani nie śmieją się w moich ramionach.
Nigdy nie jestem zmęczona ich płaczem, marudzeniem.
Gdzie są? Nie wiem...
Chyba w niebie.
Nie mam ich obok siebie, a jednak są.
Są ze mną, są zawsze obok.
Były wymarzone, upragnione, ukochane.
A jednak trzymać je w ramionach nie było mi dane.
Ktoś mi je zabrał, śmierć wyrwała mi je z ramion, jednak jestem ich mamą.
Nie taka zwykłą trochę wyjątkową.
Jestem mamą aniołkową.
Nie tylko ja jestem z nimi związana, jest jeszcze tata.
Nie taki zwykły, inny, wyjątkowy. Tata moich dzieci. Aniołkowy.
jutro dzień 0 - termin jaki miałam z Szymkiem......
nic tylko płacze ......
ile ja jeszcze muszę znieść ??/brak mi już sił.
czas leci , starania tak na luzie-nic na siłę
W czwartek pierwsza wizyta w OAO -to DLA NAS KROK MILOWY
a Wczoraj po raz 6 zostałam ciocią siostra urodziła zdrowego chłopca 4.200 kg
cieszę się bardzo ....ale serce ściska mi żal i niesprawiedliwość
Tylko czy tym razem będzie szczęśliwy finał ???
jezzu jeszcze się tak w życiu nie bałam