Dziś miałam koszmarną noc. Mój żołądek postawił na produkcję kwasu w ilości, w której wcześniej mu się nie zdarzało. Stąd o równiutkiej północy obudziłam się z niemal wypalonym gardłem. Łyknęłam dwie rozpuszczone tabletki SaltVichy i pomogło jakoś. Ale sen nie był już dobrej jakośći.
Zostałam w domu. Nawet to lepiej, bo w domowym zaciszu więcej rzeczy ogarnę niż w tym całym pracowym młynie, szczególnie jeśli ma się do ogarnięcia ponad 10-osobową grupę.
Tak sobie siedzę, przygotowuję kolejne dokumenty przetargowe i w między czasie postanowiłam coś skrobnąc w pamiętniku. Ot taka potrzeba
Tyle sie naczytałam, że dziewczyny, które długo czekają na swoje Bobaski mają uczucie smutku kiedy na takie czyjeś Maluchy spogladają i łza gdzieś tam w oku z żalu się kręci. A u mnie nic z tych rzeczy. Staramy sie równo rok, obydwoje już 35-tka na karku, leczymy mojego K, wiemy, że łatwo nie będzie..... A patrząc na Zofijkę potrafię się tylko cieszyć. Chyba to dobrze. Na pewno !!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2018, 21:01
A na wykresie temp. taka jak wczoraj. Lekko różowy śluz się pojawił z rana. Brzuch zaczął boleć tak miesiączkowo, więc pewnie @ już się zbliża. I znów nie ten cykl Ale może następny....
I jeszcze ovufriend mnie zdenerwował, najpierw przez długi czas nie dodawał mojego komentarza i wyświetlał błąd, a jak tylko "wysmarowałam" powtórkowy z poprawkami to zamieścił obydwa i już teraz jednego usunąć się nie da!!! Cóż za upór....
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2018, 21:29
Muszę dopytać o badania drożności jajowodów. Metodzie klasycznej nie chcę się poddać. To jednak jest promieniowanie X, którym naświetla się narządy rodne. Niestety lub stety, jako chemik z wykształcenia, wiem jakie skutki dla zdrowia niosą X-rays. Metoda USG z solą fizjologiczną nie daje podobno 100% wyników. Jest jeszcze HyFoSy - czyli USG + pianka kontrastująca (ale bez kontrastu jodowego) i pewnie temu badaniu się poddam.
Myślimy z moim K o inseminacji, jednak za zaleceniami mojego lekarza mamy wykonać jak najwięcej badań zanim zgłosimy się do kliniki.
Teraz doceniam bardzo posiadanie prywatnej opieki medycznej w pracy. Na wizytę czekam nie dłużej niż dwa - trzy dni, nie ma problemu, że na każdej wizycie jest USG. Dzięki temu wiem, ze owulacje u mnie występują
Z dobrych wieści to w końcu po 6 tyg z antybiotykiem u mojego K nie wykryto bakterii w moczu :)Miejmy nadzieję, że to te bakcyle tak osłabiały żołnierzy mojego K. A teraz wybite!!!
I lecę na Tajwan w marcu Wyprawa na tydzień, dwa dni negocjacji i trzy dni na zwiedzanie Tylko mój K zostanie samiuśki w domu. Ale na szczęście wyjazd już będzie po ovu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 lutego 2018, 20:37
W niedzielę byliśmy u Teściów na obiedzie. Oprócz nas był brat mojego K z żoną w ciąży i córeczką. Zobaczyłam jak mój K bardzo, ale to bardzo chce być TATĄ. Był na każde zawołanie małej Zuzanny.
Mimo tego, że rozmawiamy o tym, że nasze problemy z posiadaniem dziecka są WSPÓLNE to mimo wszystko mam wrażenie, że on siebie obwinia. Zapytał wczoraj czy zdecydowałabym się na dawcę nasienia. Zaskoczyło mnie to pytanie bo jeszcze ani razu nie próbowaliśmy inseminacji, jeszcze nie zrobiliśmy badań nasienia po kuracji antybiotykowej i tamoksifemem, żaden z lekarzy nie powiedział, że sytuacja jest beznadziejna. Martwię się o niego, widzę, że się stresuje a przecież stres wpływa negatywnie na wszystko. I kółeczko się zamyka.
Mam nadzieję na odstresowanie w przyszły weekend. Jedziemy w okolice Nałęczowa do "domków na drzewie". Pooddychamy trochę czystym powietrzem. Będziemy mieli też czas tylko dla siebie z dala od pracy, zasmogowanej Warszawy...
Dziewczyny, czytałam trochę Waszych pamiętników i przeraziłam się z jaką niekompetencją wśród lekarzy się spotkałyście. Zastanawiamy się jaką klinikę wybrać aby kontynuować nasze leczenie i zgłupiałam już kompletnie. Tyle problemów, które Was spotkała przez ludzi, którzy mają nam pomagać. Mam wrażenie, że to wszystko jeden wielki biznes i tylko $$$ się liczą.
Podpytam mojego lekarza. On należy do tych, którzy jeszcze mają ideały i poczucie misji To w końcu on na jednej z wizyt powiedział, żebyśmy nie dali się namówić na inseminację bez badania drożności jajowodów, a podobno zdarzają się skierowania bez wcześniejszej diagnostyki. Chodzę do niego prywatnie i kiedy planowaliśmy monitoring cyklu sam zaproponował przeniesienie mnie na te badania na jego oddział w szpitalu. Może w przypadku kliniki też pokieruje nas na dobrego specjalistę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 lutego 2018, 10:39
I ani ja ani K nie mogliśmy w pełni cieszyć się tym weekendem... I nie chodzi tu o kwestię finansową bo damy radę ale to kolejna przytłaczająca wiadomość, kolejny stres... patrzyłam na mojego K i widziałam jak gaśnie w nim optymizm, jak wszystko zaczyna być cholernie trudne. Kolejne kłody pod nogi...
Próbuję szukać jakichś pozytywów.... i ciężko, bardzo ciężko...
I bądź tu mądra... Ja już się przygotowałam raczej na opcję badania drożności za pomocą USG a tu jednak chyba trzeba będzie się z Roentgenem przeprosić. Dziewczyny Staraczki czy macie jakieś doświadczenia w tej kwestii??
A co do mojego cyklu to na USG nie widać było pęcherzyka dominującego Już od ponad roku praktycznie każdy cykl jest monitorowany i ten jest pierwszy gdzie się nic wielkością nie wyróżnia. Czyżby zapowiadał się bezowulacyjny czy może jednak jeszcze jakieś "jajko" uzna, że wypada czasem dojrzeć...
Ale tam pewnie bym się stresowała, ze nić nie robię..... Oj, kobito opanuj się !!!!
Choć długo mnie nie było to wiele fajnych rzeczy sie wydarzyło zarówno u mnie, jak i u mojego K. U niego przede wszystkim nowa praca i mega poprawa wyników.... Wszystkie parametry w normie!!! Test z hialuronianem super, fragmentacja DNA też w normie... Skaczemy z radości. Dr Dziadecki z Fertmedici jest wspaniały.
Ja w między czasie zdążyłam zaliczyć wyprawę na Tajwan. Było super Stąd mój pomysł żeby wyprowadzić się na jakąś wyspę ;)Dużo stresu w pracy. Kuracja antybiotykowa przed badaniem drożności, teraz leczenie candidozy poantybiotykowej. I niestety kolejny cykl zapowiada sie bezowulacyjny bo w sobotnim usg nie było widać dominującego pęcherzyka.
TSH też wysokie bo 2.6 i lekko podwyższone antyTpo (norma 35 a ja mam 43), ale dziś idę do endokrynologa i zobaczymy co z tym robić. Zarówno mój gin jak i dr Dziadecki mówią, ze króciutka kuracja tarczycy powinna zbić TSH do pożądanego poziomu 1 a lekko podwyższone antyTPO może być zwyczajnie efektem stresu i przemęczenia (tu akurat czas był fatalny bo nawet w Wielką Sobotę pracowałam do 23).
ALe.... mamy plan działania. Dr Dziadecki wypuścił mojego K z gabinetu z całą listą skierowań. Robimy badania, potem drożność, a potem inseminacja i czekamy na efekty Być może w jednym cyklu wspomaganym da się zrobić i drożnośc i inseminację. Och jaka ta wiosna cudowna
Zaczęłam już łykać Euthyrox, zrobiło się ciepło, rower wyjechał z ukrycia piwnicznego i więcej energii we mnie wstąpiło.
W sobotę przekopaliśmy działkę, wystrzygliśmy tuje i iglaki, a w niedzielę prawie 30 km na rowerach. Dużo we mnie optymizmu i mam nadzieje, ze to nie minie.
Jednym słowem wiosenny optymizm i podciąganie kondycji:)
W sprawach staraniowych też jest lepiej. Wszystkie zlecone przez Dr Dziadeckiego badania wyszły w porządku. TSH spada. Owulacja przyszła sama bez wspomagania farmakologicznego. Tylko prolaktyna ciut za wysoka. Mam nadzieję, że to kwestia stresu, którego całkiem sporo mam w pracy.
11 czerwca idziemy z wynikami do Fertimedici i umawiamy się na badanie drożności i potem inseminację.
Ustaliliśmy plan działania. Jeśli w tym cyklu nam się nie uda (a owulacja lada moment nastąpi, w usg był widoczny piękny pęcherzyk w którym zaczął się już proces zapadania ścianek - więc jajeczko wkrótce się uwolni) to w lipcu robimy badani krwi w pierwszej fazie cyklu, potem drożność i inseminacja i trzymamy kciuki. Jestem pełna optymizmu pomimo tego, ze mój K wkurzył mnie strasznie podczas tej wizyty. W trakcie mojego usg wyciągnął telefon bo już mu się "dłużyło"...
PS Chyba bardziej dłużył mu się później wieczór kiedy nie miałam ochoty z nim rozmawiać
Zrobiłam więc badania hormonów I fazy cyklu i wszystko jest w jak najlepszym porządku, tylko TSH bardzo powoli reaguje na Euthyrox. Dr Dziadecki zalecił łykanie 50mg każdego ranka. Zrobiłam też badanie drożności jajowodów metodą HyFoSy. Widziałam jak kontrastowa pianka pięknie przepływa przez obydwa jajowody. Nie ma żadnych zrostów ani załamań. Nic zatem nie stoi na przeszkodzie aby jajeczko i plemniki mogły się spotkać. HyFoSy było w zeszły czwartek. Wtedy jeszcze, największy widoczny pęcherzyk miał 9 mm więc zbyt mało żeby nazwać go dominującym. Dziś już urósł. 13 mm
W czwartek się okaże jak szybko on rośnie i kiedy podejdziemy do inseminacji.
Temperatura bardzo ładnie podskoczyła i mam nadzieję, ze tym razem utrzyma się na takim poziomie dłużej niż 14 dni.
Spora dawka pregnylu daje znać o sobie. Ciągle jestem śpiąca i niestety ciągle zirytowana. Biedny mój K, bo to na nim skupia się moje poirytowanie. W pracy staram się wytrzymać i panować nad sobą.
Dziś trochę zaczął mnie pobolewać brzuch tak jakby miesiączkowo ale trochę inaczej. Nawet sama nie wiem jak to opisać. Z samego rana straciłam cały dobry humor jak tylko ból się pojawił.
A teraz kolejne przygotowania do iui. Dziś pęcherzyk dominujący się objawił w lewym jajniku. Ma 13 mm więc pewnie we wtorek w przyszłym tygodniu będziemy wspomagać naturę.
W sierpniu nie podeszliśmy do IUI ponieważ owulacja wystąpiła akurat wtedy kiedy byłam na delegacji. Poza tym podjęliśmy z lekarzem decyzję, że jednak najpierw usuwamy polip szyjkowy. W międzyczasie był 2-tygodniowy urlop na Bałkanach i potem plan na zabieg wycięcia polipa. Na początku października poleciałam na delegację do Madrytu. W trakcie wyjazdu prowadziłam z lekarzem wymianę smsów na temat planów zabiegu. Wszystko uzgodniliśmy i miałam zgłosić się do szpitala 19 października - tydzień po spodziewanej miesiączce, która miała przyjść 12 października... ale nie przyszła. Wytłumaczyłam sobie to oczywiście wyjazdem,lotem, zmianą otoczenia itd. Przecież żadnych objawów nie miałam. No może, jak teraz na to wszystko popatrzę, to łyk hiszpańskiego wina spowodował takie rumieńce na twarzy jakich jeszcze nie miałam. Ale to też sobie wytłumaczyłam ciepłą pogodą.
Do domu wracałam 13 wieczorem z przygodami. Najpierw nie mogli odczytać kodu paskowego na karcie pokładowej, potem jeden z pasażerów się awanturował i zawrócili nas z pasa startowego do bramki. Efekt: 2 godzinne opóźnienie i moja wściekłość.
Miesiączki nadal nie było, a ja się martwiłam, że się opóźnia i nie zdąży się zakończyć przed zabiegiem. Tylko Mo K wierzył, że ona prędko się nie pojawi i test będzie pozytywny.
I miał rację... o 23 wieczorem zrobiłam test i ... dwie kreski. K biegał do całodobowej apteki po drugi test bo ten pierwszy od pół roku leżał w lodówce.
Drugi test - dwie tłuste, piękne krechy
Udało się!!!!!!!
Udało się w cyklu, w którym zupełnie odpuściliśmy. Jednak psychika ma ogromne znaczenie!!!
Wyruszyliśmy na fioletową stronę mocy 13 października, w 10 cyklu monitorowanym na ovu
Bardzo, bardzo szczęśliwi!!!!