wyniki? FSH w 3 d.c. 27.35.
normy f.pęcherzykowa 3,5-12,5
f.owulacyjna 4,7-21,5
f.lutealna 1,7-7,7
po przekwitaniu 25,8-134,8
wystarczy wpisać w neta ten wynik żeby dowiedzieć się że z takim FSH nie da się zajść w ciążę. Mój wynik wskazywał na... menopauzę. (mam 25 lat!!! nie 50!) reszta badań też niewesoła. Dzień w którym zobaczyłam to FSH był dniem rozpoczęcia Nowenny pompejańskiej.
dwa słowa o Nowennie - to modlitwa do św. Maryi, Matki Bożej z Pompejów. Nazywana jest nowenną nie do odparcia, bo Maryja nigdy, NIGDY nie opuszcza proszącego Ją tą modlitwą. Słyszałam o niej wcześniej, o tym że jest mega hardcorowa, bo trwa aż 54 dni, a każdego dnia trzeba odmówić 3 całe różańce (15 dziesiątek!). Zawsze uważałam że trzeba być strasznie zdesperowanym żeby się na tę Nowennę zdecydować i mieć jakąś wielką intencję. 54 dni zamiast klasycznych 9 bo Maryja kazała odmówić najpierw 3 nowenny błagalne a potem 3 dziękczynne (za wysłuchanie prośby - widać Maryja nie przewiduje innego scenariusza:)) 6 x 9 = 54. 54 dni bardzo intensywnej modlitwy. I gwarancja wysłuchania. gwarancja pomocy. gwarancja, że jak ja już nie wiem co zrobić i jak błagać o litość Boga, trzeba zwrócić się do Matki Niebieskiej, która rozumie i kocha jak nikt inny, i która o cokolwiek poprosi Swego Syna - zostaje wysłuchana. Najskuteczniejsza Orędowniczka na świecie.
Więc rozpoczęłam nie zastanawiając się kiedy i jak znajdę na to czas, czy dam radę, po prostu zaczęłam.
Na wizycie lekarz powiedział żebym głupot w internecie nie czytała, że owszem to nieładny wynik, ale po jednym wyniku wyroków się nie stawia, że FSH nie jest stałe, że trzeba powtórzyć badanie, że mam się nie bać (bo przyszłam zaryczana), że sprawdzimy wszystko dokładnie. Powiedział też że to nie do końca miarodajne badanie, że powinnam zrobić AMH, to rzetelna ocena rezerwy jajnikowej. Pocieszył mnie, uspokoił. Wspaniały lekarz, prawda?
Ale ja w głębi serca czułam, że nie jest dobrze, niestety miałam rację.
Nagle okazało się że nastąpił skok temperatury (przypomnę że była seria bezowulacyjnych cykli)tchnęło mnie żeby walczyć, bo współżycie jako tako o czasie było, śluzu nie bardzo, ale coś tam, jeśli jest jakakolwiek szansa...! uprosiłam gina o luteinę, bo skoro mój progesteron nie działa to trzeba pomóc!... długa faza! w końcu 2 testy ciążowe sikane + jeden z krwii. Wszystkie negatywne. Po 17 dniach fazy lutealnej przyszedł okres. Najboleśniejszy jaki przeżyłam w życiu, wyłam z bólu gryząc palce, płakałam zwijając się z niemiłosiernego bólu mimo garści tabletek. Ale to nic w porównaniu z tym co się działo w sercu. To był taki zawód, takie rozczarowanie!
Powtórzone FSH z pięknym wynikiem 6,7 nie miało znaczenia, bo było po luteinie. Trzeba powtórzyć 3 raz, po cyklu bez luteiny. Trzeba czekać.
Bałam się straszliwie wyniku badania AMH. Czeka się dwa tygodnie, umierałam z nerwów przez ten czas.
Mąż, nie mniej przejęty, zapakował mnie do auta i zawiózł na Jasną Górę. Gdzie błagać o pomoc, komu się powierzyć jak nie Matce? Po drodze naszła mnie chwila refleksji. Wspominałam wszystkie intencje jakie Jej powierzałam, a chodziłam na piesze pielgrzymki (byłam 11 razy), jeździłam do niej autem, autokarem, w różnych chwilach, przed maturą, po ślubie... spojrzałam wstecz i wiecie co sobie uświadomiłam? Że nigdy, nigdy! nie zostałam nie wysłuchana. Boża pomoc przychodziła zawsze. Może nie koniecznie od razu.. czasem po latach, ale przychodziła!
Uff. Uspokoiłam się trochę. Powierzyliśmy się z Mężem Maryi, wróciłam do domu. Niesiona nadzieją wymyśliłam już scenariusz idealny - okaże się że tak naprawdę wszystko jest dobrze, że AMH będzie śliczne, a jak powtórzę FSH to się okaże że jest w normie, i nie wiadomo skąd tamten wynik. Że skończy się na strachu. Nawet znów mogłam patrzeć na kobiety z brzuszkiem.
Przy odbiorze wyniku AMH na szczęście był Mąż, bo nogi i głowa odmówiły posłuszeństwa.
Czarno na białym: AMH: <0,14 kto wie o co chodzi rozumie, że to wyrok. Kto nie wie, wyjaśniam: powyżej 3,0 ng/ml wysoki poziom hormonu, mogący świadczyć o zespole policystycznych jajników;
powyżej 1,0 ng/ml poziom prawidłowy;
poniżej 1,0 ng/ml niski poziom, mogący świadczyć o menopauzie. Poniżej 1.0 "należy bardzo poważnie rozważyć zaniechanie stosowania metod leczenia o niskiej skuteczności (obserwacje cyklu, stymulacje owulacji z próbami naturalnego zachodzenia w ciążę, inseminacje domaciczne)" A co jeśli wynik to 0,14????! a nawet mniej? - wniosek - pozostaje in vitro.a na to religia i przekonania mi nie pozwalają.
co się ze mną działo? Możecie sobie tylko wyobrazić. Załamałam się zupełnie. Coś we mnie pękło. Znów wyłam, i wygrażałam Bogu pięścią. Kłóciłam się, krzyczałam, płakałam.... ale kontynuowałam nowennę. Przez zaciśnięte zęby, tłumiąc wściekłość i rozgoryczenie a przede wszystkim paraliżujący strach odmawiałam kolejne Zdrowaśki. Po każdym różańcu mówi się formułę - błagalną w pierwszej połowie, dziękczynną w drugiej. Ja byłam w 2 połowie. Myślałam że momentami "dziękowanie" nie przejdzie mi przez gardło. Ale zawzięłam się, że jeśli Bóg najpierw daje obietnice, tworzy mnie kobietą, wlewa w moje serce pragnienie macierzyństwa, a potem tak zostawia - to chcę z czystym sumieniem wiedzieć że ja zrobiłam WSZYSTKO co mogłam, zgodnie z Jego zasadami, i jeśli nie mam mieć dziecka, to będzie to tylko i wyłącznie Jego surowa, żeby nie powiedzieć zła wola. Wszystko Mu to wygarnęłam, tłumacząc, że nie proszę o lot w kosmos ani nagrodę Nobla. Chcę jedynie tego, do czego On sam mnie powołał! Pismo Święte o tym mówi! Bądźcie płodni i rozmnażajcie się! I co?! tak... nie byłam pokorną, cichą, grzecznie klepiącą paciorek katoliczką. Byłam wściekła i wszystko, wszystko mówiłam Bogu.
I bardzo dobrze! Bóg to Osoba, a nie instytucja. Czasem trzeba wyłożyć swoje racje, czasem trzeba tupnąć. Wbrew pozorom, Bóg takich lubi:) Trzeba pytać i wymagać odpowiedzi. Trzeba mieć argumenty. Trzeba się kłócić. Maryja była moim największym argumentem w tej batalii. Mówiłam "Sam otoczyłeś Ją chwałą i wyróżniłeś i dałeś nam za Matkę (Pismo św, scena pod Krzyżem "oto Matka Twoja" i te sprawy) więc kiedy Ją teraz wzięłam za słowo, więc wiem, że Ona się ze mną modli, chyba mnie tak nie zostawisz?!"
Ale nie ukrywam, kosztowało mnie to wiele wysiłku. Na zewnątrz bardzo się zmieniłam. Nie miałam ochoty spotykać się ze znajomymi, wszędzie dookoła szczęśliwe Mamusie i rosnące brzuchy. Jak na złość! Wszędzie! o ironio za oknem na przeciwko wielki billbord z reklamą kliniki leczenia niepłodności. Nie miałam ochoty wychodzić z domu. w końcu popadłam w apatię, czekając na kolejne wyniki AMH i FSH.
Przy okazji miałam wreszcie usg na początku cyklu. Do tej pory zawsze jakoś nie trafiałam na początek cyklu tylko na 2 połowę.
Gin długo, bardzo długo szukał pęcherzyków na usg. Jeden jajnik był prawie niewidoczny, nie można było o nim nic dobrego powiedzieć. Szukał więc uparcie w drugim, szukał i szukał. w końcu pytam, ile Pan znalazł. Padła odpowiedź - żadnego.
Ścisnęło mnie w dołku.
potem przy biurku rozkładam przed Nim wyniki, z nadzieją patrzę, ale gin sprowadza mnie na ziemię. Te wyniki są złe. ZŁE. FSH za wysokie, AMH za niskie, progesteron jakby go nie było. i te puste jajniki...
Przedstawił nam jakie mamy opcje na ewentualną ciążę: adopcja komórki jajowej, in vitro jakieś tam bardziej ingerujące w organizm i bardziej niebezpieczne bo to zwykłe raczej nie pomoże, ale i tak wątpliwe aby jajniki zareagowały na stymulację.
-a w jakikolwiek sposób naturalnie?
-sama Pani widzi wyniki i wie Pani co oznaczają.
Stało się. Dowiedziałam się że jestem bezpłodna.
Mąż pytał lekarza, ale co z tym można zrobić? skąd to się wzięło?
Gin powiedział że to przedwczesne wygasanie czynności jajników. Że nic za bardzo się nie da zrobić, jeśli nie uwzględniamy in vitro, tzn. oczywiście warto się starać. A skąd to wygasanie?... nie wiadomo. To może być wszystko, wynik starej infekcji, genetyka, cokolwiek... Nie dowiemy się.
tymczasem Nowenna się skończyła, hmmmm. i co dalej? czy to prawda że Maryja zawsze pomaga? Czy mogę oczekiwać Bożej interwencji w moim życiu?
Kontrolne badania tarczycy wykazały podwyższone TSH i skontaktowałam się z endokrynologiem. Tu kolejne Boże działanie, gdyż mam szczęście być pod opieką wspaniałej lekarki, która nie zostawia pacjenta z problemem, tylko drąży temat i pomaga. Więc oprócz problemów z tarczycą powiedziałam też o całej reszcie.
Przedstawiłam jej wszystko, całą historię, wszystkie badania.
Powiedziała tak. Masz przedwczesne wygasanie czynności jajników. Skąd? to może być wszystko. efekt infekcji, genetyka, celiakia, zespół cushinga, problemy reumatoidalne czy masa innych opcji.... Być może nie dowiemy się co to, ale trzeba szukać, próbować, więc muszę zrobić szereg badań. Na początek spisała ich...22. Najoptymalniej było by udać się do szpitala na oddział endokrynologiczno-ginekologiczny. Tam robią kompleksowe badania, badają wszystko co konieczne, pod każdym kątem. Nie wypuszczają pacjentek bez diagnozy, są świetni. Jest tylko ale - terminy. Czas oczekiwania to rok. A ja nie mam czasu. Kazała dzwonić albo jechać i starać się o wcześniejsze przyjęcie ze względu na brak czasu właśnie.
Oczywiście wiem, że są pary które starają się rok, dwa, cztery... dłużej. Ale mój problem polegał właśnie na tym, że w wieku 25 lat nie miałam czasu.
Zadzwoniłam na oddział, pozwolono mi porozmawiać z lekarzem. Tłumaczył, że najbliższy termin jest na za 10 miesięcy. Powiedziałam że na skierowaniu mam że to pilne. Spytał o co chodzi, czy mam jakieś wyniki - miałam cały plik, podałam FSH i AMH. -Pani nie ma czasu - powiedział od razu. Pani nie ma czasu, nie możemy Pani tak zostawić więc...proszę przyjechać za 3 miesiące, tyle mogę zrobić.
A to bardzo dużo!
Uff! Udało się! jestem na dobrej drodze!
Pocieszyła mnie też endokrynolog oglądając moje wykresy. odłożyła na bok te pokazujące cykle bezowulacyjne, a wskazała na kilka gdzie był skok temp i śluz. Organizm nadal działa! Coś w nim się dzieje! A póki się dzieje, mam szansę. Zmartwiona powiedziałam że nawet w tym niby owulacyjnym progesteron to 3,4...
Spytała jaka jest norma dla fazy owulacyjnej. od 3. a więc? jestem w normie. Niskiej, ale w normie, a to oznacza, że w razie ciąży progesteron się znajdzie.
Nie wolno tracić nadziei, i trzeba ufać Bogu do końca.
Byłam w dobrych rękach, roztaczała się przede mną wizja może niełatwej drogi, ale była nadzieja, że lekarze mi pomogą!
W oczekiwaniu na przyjęcie do szpitala nie marnowaliśmy okazji do prób naturalnych. Jak tylko pojawił się śluz jako tako płodny (bo takiego pięknego, książkowego na ileś tam cm. rozciągliwego od dawna już nie doświadczałam) zaganiałam Męża do sypialni. A jak dwa dni po śluzie nastąpił skok, i to ładny, o 0.3*C zaczęłam łykać kwas foliowy i przestałam pić alkohol. a co, po miesiączce przeproszę się z winem:) na razie co mi szkodzi nie pić.
Dokładnie 8 dni po skoku nastąpił drugi skok. o kolejne 0.3*C. Jak zobaczyłam termometr wytrzeszczyłam oczy. Nie no... słyszałam że tak się zdarza w ciążowych cyklach, bo jak się zarodek zagnieżdża to tempka się podnosi... Ale czy to możliwe? Bałam się o tym myśleć! W ciągu dnia zaczęły mnie troszeczkę boleć piersi. Powiedziałam o tym Mężowi... -No co Ty?!?!?! a... a nie wmawiasz sobie czasem? -wiesz, może sobie wmawiam. Może to taki jednorazowy wybryk tempki a te piersi to szukam na siłę.
Ale następnego dnia temperatura nadal była wysoka, a piersi bolały mnie już niezaprzeczalnie, na całego. tego się nie da pomylić ani wmówić. Cieszyliśmy się z tych bolących piersi jak głupki. W ogóle Mąż wymyślił, żebyśmy cieszyli się każdym dniem wysokiej temp, bo nawet jeśli nic z tego cyklu nie będzie, mamy dowód, że w organizmie jednak coś działa! Żeby się nie nastawiać, tylko cieszyć
Po paru dniach dołączył ból brzucha jak na okres, ale bez okresu.
14 dnia zrobiłam test. Dałam go szybko Mężowi a sama schowałam się pod kołdrą Najpierw jedna kreska, potem druga blada, ale ciemniała z chwili na chwilę.
2 kreski.
Jesteśmy w ciąży. Nie mogę w to uwierzyć. Jesteśmy w ciąży.
Dwie godziny później już jechaliśmy do laboratorium na betę. Sprawdziłam też progesteron.
Beta - 180.
Progesteron - 40!
Płakałam z radości.
Co chcę Wam przez to wszystko powiedzieć? To, czego sama się dowiedziałam. Że nic nie zależy od nas, że wszystko jest w rękach Boga. Że bez względu na wszystko, trzeba mu zaufać i dać się prowadzić. Zawsze, w każdej chwili swojego życia, powierzać siebie Bogu. On ma dla nas przygotowane piękne scenariusze.
Jestem przekonana, że ten CUD, inaczej nie można tego nazwać, z moimi wynikami to CUD, stał się za sprawą Nowenny Pompejańskiej.
Zachęcam czytające to dziewczyny żeby zapoznały się z innymi świadectwami, nie tak rozległymi:) na stronie poświęconej Nowennie.
Zachęcam, żeby same rozważyły rozpoczęcie Nowenny Pompejańskiej.
Być może nie masz już sił, nie wiesz już gdzie szukać pomocy, nie masz wiary że Twoja sytuacja się odmieni? Może nie jesteś zbyt wierząca, a może wręcz przeciwnie, szturmujesz niebo tysiącem modlitw... Zwróć uwagę jak ogromne łaski obiecuje Maryja modlącym się za Jej wstawiennictwem.
Nowenna Pompejańska to niesamowita oręż. Bóg obdarzył Maryję niezwykłą chwałą, uczynił ją Królową Nieba, dał każdemu z nas za Matkę. Możemy ją prosić o pomoc, Ona będzie się za nami wstawiać u Syna, A Syn, Jezus, Ją słucha.
W dniu w którym dowiedziałam się że jestem w ciąży rozpoczęłam kolejną Nowennę. W intencji poczętego maleństwa, aby zdrowo się rozwijało i przyszło na świat.
Wierzę, głęboko wierzę, że i tym razem zostanę wysłuchana.