WIerze mocno ze mi tez sie uda, tak bardzo czekam na ten moment ze wszystko inne przestaje sie liczyc. Troche to niebezpieczne bo robie sie nieznosna i monotematyczna. Moj M. musi zaopatrzyc sie w ogromne poklady cierpliwosci...
Nigdy powaznie nie zastanawialam sie jak to jest podjac starania o dziecko. Zawsze je chcialam ale nigdy nie uwazalam ze nadszedl wlasnie ten moment. Musze tez dodac ze zanim poznalam M. bylam sama (czytaj w celibacie) 4 lata... (przyznam sie nooo dobraaa, dwa razy bylo cos przygodnego ale to chyba niedlugo jak na 4 dlugie chude i beznadziejne lata )) Te 4 lata byly okropne rwniez z innego wzgledu - to byl okres rekonwalescencji, leczylam serce po wielkiej milosci, ktora nadawala sens mojemu zyciu przez 3 lata i 9 miesiecy... Kiedy moj eks zostawil mnie, wasciwie nie pamietam pierwszego roku po rozstaniu, to byla jedna wielka i czarna plama w moim zyciorysie. Tylko dzieki dobrym ludziom wokol mnie przezylam (doslownie) ten okres, dzieki dobrym ludziom w pracy nie stracilam etatu, dzieki wsparciu i milosci mamy zylam (wtedy, wlasciwie tylko dla niej)... nie rozumialam ze to co sie ze mna dzialo to byla depresja. Ciezko to znioslam, bralam citalopram i kazdego ranka po przebudzeniu marzylam aby juz byl wieczor i abym mogla ponownie zamknac oczy - w tamtym swiecie, w krainie Morfeusza, az tak bardzo nie bolalo, nie cierpialam... no chyba ze snil mi sie "on"... Ktoregos ranka wydarzylo sie cos co wlasciwie zapoczatkowalo moje nowe zycie... postanowilam ze zaczne spelniac marzenia o podrozowaniu, bo do tej pory zylam z dnia na dzien i brakowalo mi celow, brakowalo mi takich punktow zazaczonych na kartach kalendarza, do ktorych bede dazyc, skreslac dni i cieszyc sie z nadchodzacej przygody.. I tak zaczelam planowac podroz. Na szczescie mialam trochke grosza odlozonego bo podczas tego "chujowego roku" uciekalam na weekendach w prace (taka dodatkowa), po prostu kiedy przychodzil weekend nie moglam byc w domu, nie moglam byc sama bo pewnie skonczylabym na sznurku... No wiec pracowalam bez wytchnienia przez ponad 90 dni bez ani jednego dnia wolnego (to moj rekord), 5 dni w tygodniu w jednej robocie i 2 dni na weekendach. I bylam cholernie zadowolona - psychicznie czulam ze jestem na dnie, ale fizycznie moglam przenosic gory... Dzis? dzis jestem bardzo szczesliwa. Rozumiem ze aby byc tu gdzie dzis jestem musialo sie wydarzyc wszystko "tamto". Nie wierzylam w to, ze pokocham znowu. A jednak Patrze bardzo optymistycznie w przyszlosc chociaz czasem przebija sie gdzies jakis piorun pesymizmu ale niestety tamta historia zawsze bedzie gdzies cieniem mojego zycia. Spowodowala ze nie jestem juz taka sama, nie mam juz takiej fajnej i niewinnej naiwnosci dziewczynki ktora wierzyla z bajke o kopciuszku. Dzis stapam 5 cm nad ziemia (a nie 5 metrow jak kiedys). Realnie mowiac, czasem boje sie na glos powiedziec (lub nawet pomyslec) ze jestem szczesliwa bo od razu rodzi sie obawa ze los znowu stanie okoniem i wszystko mi zabierze, pokrzyzuje plany... No ale co ma byc to bedzie, dzis mam chyba troche twardszy tylek i wiele zniose, a starania o mala Fasolke maja byc spelnieniem marzenia, kolejnym etapem zycia na ktory wydaje mi sie JESTEM JUZ GOTOWA ))
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2013, 21:52
tak w ogole to chyba pierwszy raz czuje swiadomie ze mam owulacje, nigdy wczesniej nie zwracalam uwagi na zadne bole jajnkow, klucia czy rwania... pewnie byly ale bylabym bardziej w stanie wmawiac sobie ze to wyrostek ) Mam nadzieje ze nie rozsmieszylam Was za bardzo... ta moja swiadomosc zmian w maim organizmie dopiero sie ksztaltuje. I tak jak mowilam wczesniej, od roku mniej wiecej staralam sie "wycelowac" w dni plodne ale bardziej na zasadzie "kolezanka mowila ze od 10 dnia po okresie mozna probowac"... Mam nadzieje ze jest Was tu wiecej dziewczyn, ktore dowiedzialy sie przypadkiem czegos co jest oczywiste )) Mam nadzieje ze moje "nietrafione" serduszkowania wynikaly wlasnie z tej mojej glupoty Teraz kiedy uswiadomilam sobie ze potrafie wyczuc dzien owulacji, moze sie wreszcie uda!!
Dziewczyny po co robi sie testy owulacyjne skoro mozna samej wyczuc owulacje??
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 grudnia 2013, 21:59
dawno mnie nie bylo, nie wiem nawet od czego zaczac...
wlasnie uswiadomilam sobie ze kiedy pierwszy raz dolaczylam do ovufriend (22 pazdziernika) wyglada na to ze juz fasolka sie tworzyla... kiedy sie zorientowalam i zrobilam test... wow, szalenstwo!! Tydzien zycia ze swiadomoscia ze bedziemy rodzicami - byl najszczesliwszym w moim zyciu, doslownie fruwalam nad ziemia..
28 listopada (w 6 tygodniu ciazy) poczulam bol brzucha (taki jak na miesiaczke) i zaczelam dziwnie plamic na brazowo,,, z neta wiedzialam ze prawdopodobnie nie wrozy to nic dobrego. Poszlam do szpitala, zrobiono mi skan wewnatrzpochwowy i badanie z krwi i moczu. I tu szok!! Lekarz na skanie nie zobaczyl zupelnie niczego, pomimo ze badania z krwi i moczu wskazywaly na ciaze... Lekarz wydal wyrok: ciaza pozamaciczna... Ryk i placz. Zapytalam go czy to powazne, na co odparl ze tak, i ze dodatkowo w ciazy pozamacicznej dochodzi czesto do uszkodzenia jajowodu i czesto jest konieczne jego usuniecie w kazdym razie powinnam przygotowac sie na operacje/zabieg... Zapytalam czy jest szansa ze sie myli na co odparl stanowczo i pewnie ze NIE, ale procedura szpitala wymaga opinii drugiego lekarza dlatego wysle zdjecia ze skanu do ordynatora. Czekalam w "pokoju ciszy" na mojego M oraz na opinie drugiego lekarza. To byly najdluzsze 2 godziny, i milion czarnych mysli. wyplakalam wszystkie lzy z rozpaczy ze moje szanse na dzidzie zmniejsza sie o 50% po usunieciu jajowodu.. Po dwoch godzinach przyszedl lekarz z kartka papieru - 3 razy czytalam i nie moglam uwierzyc: po konsultacji z ordynatorem (ktory jak sie dowiedzialam jest swiatowej slawy ginekologiem, dyrektorem oddzialu oraz pracownikiem szpitala prywatnego na Harley Street - dziewczyny z Londynu bede wiedziec co to za klinika: chyba najdrozsza w Londynie a doktor znany z roznych programow telewizyjnych... nie wiem czemu to pisze, moze dlatego ze to moj Aniol Stroz... jemu zawdzieczam wiele, ale do rzeczy: otoz na kartce papieru bylo napisane ze po konsultacji z ordynatorem postanawia sie ze to byla ciaza niezlokalizowana, ktora przestala sie rozwijac (to chyba oznacza to samo co ciaza biochemiczna?? )... na koncu jednak dodal: gdyby pojawil sie bol brzucha i silny krwotok prosze udac sie najszybciej do szpitala poniewaz nie wyklucza sie ciazy pozamacicznej... to ostatnie zdanie mogl sobie darowac ale chodzilo o to ze nie do konca przyznaje sie do swojego bledu, do zlej diagnozy.. ani slowa przepraszam NIC. Przez chwile chcialam napisac na niego skarge ale jakos olalam go, szkoda moich nerwow. Przez kolejne 3 tygodnie poziom hormonow ciazowych utrzymywal sie dodatnio dlatego chodzilam co tydzien na badanie z krwi, spotklam tego palanta na korytarzu, szlam prosto z uniesiona glowa patrzac mu w oczy.. zmieszal sie i szybko opuscil wzrok w swoje dokumenty (pamietal mnie, o tak, jestem pewna)... A ordynator?? Nie pozwolil mnie ciac, uratowal mnie od skalpela tego pseudolekarza...Nie zrozumcie mnie zle dziewczyny, nie mam pretensji o to ze sie pomyli (kazdy sie myli, on tez ma do tego prawo), mam zal do niego o to nadmuchane ego, brak delikatnosci, zbytnia pewnosc siebie i swoich diagnoz, nie powinien mowic mi slow brzmiacych jak wyrok bez czekania na opinie drugiego lekarza... a kiedy zapytalam go z blaganiem w oczach @czy jest szansa ze sie myli"... mogl odpowiedziec ze zawsze jest szansa, ze mylic sie jest rzecza ludzka, cokolwiek...
WIeczorem zaczelam sielnie krwawic i tak przez kolejne 12 dni...
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 maja 2014, 20:29
pod koniec grudnia trafilam do pani doktor z warszawy - bardzo milej pani i konkretnej. Wiecie co jest dziwne? Zawierzylam jej i zaufalam pomimo kompletnie roznych swiatopogladow... pani doktor jest osoba niezwykle wierzaca, do tego stopnia ze nie przepisuje swoim pacjentkom antykoncepcji. Poza tym jest najwieksza przeciwniczka invitro i inseminacji. Kaze obserwowac sluz i wyrownuje poziom hormonow. Zalecila mi uzupelnienie niedoboru wit d, olej z wiesiolka na poprawe sluzu oraz clo (ale biore bardzo mala dawke, po pol tabletki przez 5 dni). Wlasnie koncze 4 cykl z clo. Mialam niski progesteron ale po braniu clo sie podniosl i traz ponoc jest ok, nic zupelnie mi nie dolega wg mojej gin.
Staramy sie z M - ale cos nam nie wychodzi, to znaczy nie mamy za wiele mozliwosc do dzialania bo zawsze jest jakies "ale". W jednym cyklu nie bylo M bo standardowo delegacja, w kolejnym mial miec badanie nasienia (na ktore dostal skierowanie od lekarza) i tak niefortunnie go umowiono ze wypadlo w moich dniach plodnych... w Polsce takie badanie jest tanie (ok 180 zl z morfologia) natomiast w UK prywatnie to koszt min. 160 GBP (ok 800 zl).. Wyniki M wyszly srednie: niestety nie dostalismy ich do reki i pewnie bedziemy mogli jes zobaczyc dopiero za kilka tygodni na wizycie u konsultatna gin. Laborant zadzwonil jedynie do M z informacja ze trzeba powtorzyc bo wyszlo 7,8 mln a powinno byc min 15 mln (ruchliwosc za to jest dobra - 42%)... w kazdym razie nie do konca czulismy satysfakcje z tego badania i tego ze nawet nie mozemy zobaczyc wszystkich parametrow i morfologi nasienia dlatego moj M ktory obecnie jest w PL, ma umowione badanie nasienie w Warszawie, juz pojutrze... ale wracajac do tematu, w kwietniu mielismy szanse na starania bo wyechalismy na krotkie wakacje i tak kompletnie sie zrestartowalismy,, no ale nie udalo sie bo @ przyszla 5 dni temu... 30 maja mam miec badanie HSG wiec do tego czasu i tak nie mozemy sie serduszkowa a w dniu badania bedzie to moj 12 dc wiec nawet jesli tego samego dni bylyby barabaszki to pewnie i tak juz za pozno bedzie... oj i tak caly czas.... Bede nadal brac 25mg clo i w czerwcu mam zamiar "wykonczyc" mojego M, z lozka go nie wypuszcze!
Kiedys ktos zapytal mnie jaki byl najgorszy dzien mojego zycia...a ja odpowiedzialam "jeszcze nie nadszedl".... te mysli mnie zabijaja, sa moimi dziennymi i nocnymi koszmarami - utrata bliskiej osoby, odejscie mamy... Boze jak sie tego boje.. ze odejdzie nie wiedzac ze ja kocham, ze nie zdaze sie otworzyc przed nia i nie uslyszy ode mnie oko w oko ile dla mnie znaczy....... to takie proste 3 slowa "Kocham Cie Mamo", ale staja w gardle jak osci... Kochajcie swoje mamy.......
Tak w ogole to moja przyjaciolka jest kolejnym przykladem ze wszystko zalezy od tego tam Gosia na gorze ) DLugo starala sie z mezem o dziecko, badania wykazywaly jednak wszystko ok, wszystko w normie (zarowno ona jak i maz), jedna inseminacja nie udana. In-vitro sie udalo i ma dzis cudna corcie... Podejrzewamy ze wczesniej blokowala jakas bariera psychiczna. Teraz kiedy w ogole nie mysleli o drugim dziecku, udalo sie!!
Jak się tu zapisałam, myslałam podobnie do Ciebie - że dlugo będziemy musieli się starać o bobasa bo byłam po diagnozie zespołu policystycznych jajników a owulację miałam zaledwie kilka razy do roku(raz na 3 mies). Myślałam, że całe lata tu spędzę, ale kupiłam porządny termometr i w najbardziej zwariowanym momencie życia(przygotowania do ślubu) zaczęłam skrupulatnie notować temperatury, robiłam też co jakiś czas testy owulacyjne, w końcu jeden pokazał zielone światło, ovufriend na podstawie temperatur potwierdziło ovulację. No i.... udało się! Jestem w 10 tyg ciąży. I to przy pierwszym cyklu z termometrem, poprzednio koło 3 miesięcy próbowalismy w ciemno. Wbrew pozorom czasem szybciej się udaje niż nam się wydaje :) Tak więc i Tobie życzę takiego szybkiego szczęścia! A badaniami się nie przejmuj, bo jak widzisz, czasem nic nie znaczą :*
jestem z Tobą ....ja co prawda w ciąży byłam już 4 razy ale dzieci nie mam wszystkie straciłam ....moją ukochaną córeczkę w 35 tygodniu z winy lekarza i też nie mogę pojąć tego świata....ale wiesz co?dzięki Wam się nie poddaje i walczę dalej....