Wiadomość wyedytowana przez autora 18 listopada 2013, 16:37
powiem Wam jak jest w UK gdzie mieszkam... Oczywiscie pierwszy kontakt GP, on jest od wszystkiego czyli tak naprawde od niczego... O wszystko o co chce zapytac musze miec umowione osobne wizyty i wkurza mnie ze zawsze trzeba umawiac sie kilka dni wczesniej np masz goraczke i grype to predzej umrzesz niz zjawisz sie na audiencji u jego ekscelencji. No chyba ze jednak zdecydujesz sie isc na spotkanie 5 dni pozniej, juz wyleczona domowymi sposobami i bez goraczki. Az sie boje jak bedzie prowadzona moja ciaza... (ojej, jeszcze nie moge sie przyzwyczaic ) "moja ciaza"...)
Tu nigdy nie bylam u ginekologa bo nigdy mnie do niego nie skierowano: cytologie robia pielegniarki, diagnozowanie trudnosci z zajsciem - konsultant bez dr przed nazwiskiem, teraz podobno czeka mnie usg (za kilka tygodni) ktore przeprowadzaja rowniez konsultanci a nie ginekolodzy... I powiem Wam szczerze ze nie mam pojecia o czym czesto piszecie: jakas beta, jakis progesteron... itd. nikt mi czegos takiego nie badal. Wyczytalam ze w Polsce sprawdza sie progesteron i jesli jest za niski to daje sie leki na podtrzymanie... czyli robi sie wszystko aby ratowac Babelka. Tu w UK? nic podobnego, praktycznie do 12 tygodnia nikt sie Toba nie przejmuje, ciaza do 12 tygodnia to wcale nie ciaza, to taki stan ktory moze sie w kazdej chwili zakonczyc.. zostawia sie wszystko naturze. Troszke sie boje .... 25 listopada mam pierwsza wizyte u GP, mam nadzieje ze jakos z krwi albo moczu potwierdza istnienie mojego Babelka...
W poniedzialek mam pierwsz wizyte u lekarza pierwszego kontaktu, mam nadzieje ze ta wizyta poprawi moj nastroj i rozwieje zle mysli...
Dzisiaj nie poszlam do pracy bo pogoda nad Lodynem niestety taka jaka jest tzn migrenowa. Pochmurno, szaro i mokro. Od trzech dni meczy mnie migrena, na ktora nie moge przyjmowac zadnych tabletek (poza paracetamolem, ktory nie dziala). Stwierdilam ze nie bede sie meczyc i wzielam urlop na zadanie, i powaznie mysle juz aby powiedziec wszystkim w pracy - wowczas nie bede miec juz takich obiekcji przez braniem zwolnienia lekarskiego wtedy kiedy sie zle czuje... Poza tym chandrowo jakos: wszystko mnie denerwuje a raczej stresuje. Jak to wszystko bedzie, jak sobie poradzimy z dzieckiem... Jest takie powiedzenie, ze zawze cos nam nie pasuje i nawet jesli czegos bardzo pragniemy i to wreszcie dostaniey to nie dostrzegamy, ze to wlasnie sie spelnilo, ze to co uwazalismy ze da nam szczescie, wcale tego szczescia nam nie dalo. Tzn chyba zle napisalam bo zle zabrzmialo: ja sie ciesze i bardzo jestemy szczesliwi ale to szczescie podszyte jest chyba wiekszym przerazeniem, ktore zaglusza wszystkie pozytywne emocje, ktorymi teraz powinnam tryskac...
A tak apropos - o co chodzi z "Ilusia"? Cos dzis mi sie o oczy obilo ze to jakas symulantka, ktora wypisuje tu glupoty?? Ale jak to mozliwe?? Czemu to mialoy sluzyc?
Moja gin z Warszawy stwierdzila ze bole brzucha ktore miewalam od czasu do czasu (takie jak na miesiaczke troche) sa jak najbardziej normalne i miewa je duzy odsetek kobiet (faktycznie rozmawialam o tym z dwiema ciezarowkami i tez miewaja takie) natomiast gin z londynu u ktorej bylismy w piatek stwierdzila ze to nie jest normale i zeby dla spokoju zrobic ten progesteron i w razie zlych wynikow brac luteine 2 razy dziennie po jednej tabletce ....
druga rozbieznosc: moja gin z wawy kazazla mi brac Aspargin (czyli magnez z potasem) na co gin z Londynu "oj uwazalabym z tym Asparginem" (i kogo tu sluchac??)
Moja gin z wawy uwaza ze ciaza to nie choroba i jesli przebiega prawidlowo - mozna podrozowac do woli dowolnym srodkiem transportu (no wiadomo ze moze nie 10 godz lotu ale takie krotkodystansowe loty jak najbardziej), natomiast moja gin z londynu - jakos bardziej scetycznie do tego podchodzi i odradza dlugie podroze typu objazdowki bo to meczace i stresujace (???? what? od kiedy wozenie tylka na siedzeniu pasazera jest meczace i stresujace?? ja to uwielbiam i podroze to zawsze relaks dla mnie)... generalnie duzo rozbieznosci w tych ich diagnozach i opiniach. Stwierdzilam ze do tego wszystkiego dodam jeszcze swoj zdrowy rozsadek i intuicje. Bo inaczej czlowiek zglupialby do reszty...
PS, czy ktos pomoze?? jak sie wstawia tu zdjecia??
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lipca 2014, 11:26
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2014, 13:12
Aha... zapomnialam wspomniec o pewnej smiesznej sytuacji. Az sie poplakalam ze smiechu kiedys dzisiaj moj M zadzwonil do mojej mamy. Jako ze mieszkamy w UK, za czesto nie widujemy sie z naszymi rodzinami wiec M zapragnal dzis wkrasc sie w laski mojej mamy... najpierw ploteczki, co slychac bla bla bla a za chwile przejscie do meritum: no bo wie pani Pani Marylko ... tak to wszystko ku dobremu zmierza ze nie ma na co czekac, Babel w drodze, ja Pani corke kocham wiec mysle tu juz o kolejnym kroku (blabla) ... no i chcialem prosic Pania o reke corki, no .. czy sie pani zgadza, kocham ja i obiecuje o nia dbac, jak rowniez o nasze dziecko (mniej wiecej tak, chociaz bardziej elokwentnie ubral wszystko w slowa ale niestety nie potrafie odtworzyc tresci bo zwijalam sie na lozku ze smiechu, dostalam glupawki i ataku smiechu, ze moj M. zdobyl sie na cos takiego (inaczej niz przez telefon sie nie dalo ... tzn daloby sie ale mysle ze M. zalezalo na czasie bo chcial najpierw poprosic o moja reke a dopiero pozniej sie oswiadczyc... a ze oswiadczyny - wg moich podejrzen - moga byc w Paryzu (tylko pssst ja nic nie wiem i Wy tez nie wiecie )) to naprawde nie mial chlopak czasu.... Moja mama tak sie wzruszyla i zestresowala zarazem ze jej sie slowa pomylily i zamiast powiedziec "<najpierw oczywiscie wstep, zgoda, itp a na koncu "no bo wiecie kochani zwiazek czesto bywa kompromitacja, trzeba sie rozumiec, szanowac i czasem ustepowac" (zamiast zwiazek to czeso kompromis)... Naprawde smieszknie wyszlo ))) Szkoda ze nie widzieliscie miny M kiedy uslyszal te slowa, no ale na szczescie szybko zalapal ze to tylko przejezyczenie ))) Ale ta rozmowa M z moja mama na caly dzien wprawila mnie w dobry nastroj. Jestem szczesliwa... Ojjj jak to wszystko szybko sie dzieje )))
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 września 2014, 23:39
Pierscionek na palcu blyszczy tak jak podejrzewalam, zareczyny na wiezy eifla sie odbyly...
Przed ciaza w ciagu chyba roku przytylam kilka kilo (z 64 kg do 70-71 kg) a to za sprawa slodyczy. Codziennie musiala byc czekolada, cukierek albo batonik wiec konsekwencje tego musialy rowniez byc. Kiedy zaszlam w ciaze polozna wazyla mnie (w lipcu) i wazylam 72,5 kg. Jednakze prawie od poczatku ciazy stracilam chcice na slodycze i nie musialam juz ich podjadac albo chodzic na sepa po kolezankach w biurze i zebrac o slodkosci ) Od czasu do czasu mnie najdzie chec na kosteczke czekolady ale ogolnie bez porownania (ilosciowego). Teraz (koniec wrzesnia) zwazylam sie i mym oczom pokazala sie waga 73,5 kg. Czyli przez 2 miesiace przytylam tylko 1 kg ???? Czy to dobrze?? Moja teoria jest taka ze trace tluszcz (przez brak slodyczy) a tyje przez ciaze (przyrost dziacka, wod, lozyska itp) wiec bilans sie wyrownuje... ale czy ja dobrze sobie to tlumacze?? cholerka....
moze dla własnego spokoju zrob test, czasami lepiej jest wiedziec szybciej niz czekac...powodzenia i 2 kreseczek zycze :)