Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Chcielibysmy zostac rodzicami ponownie :-))
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Chcielibysmy zostac rodzicami ponownie :-))
O mnie: (rocznik '81), mezatka od listopada 2014
Czas starania się o dziecko: zaczynamy starania o drugie dziecko...
Moja historia: Wlasciwie przez pierwsze 5 miesiecy zabezieczalismy sie a potem juz byla zasada "co ma byc to bedzie".. Oboje chcemy dziecka (to od zawsze bylo moim marzeniem). Moj M. tez chce chociaz nie od razu sie do tego przyznal :-) Celowac w owulacje zaczelismy dopiero kilka miesiecy temu ale niestety przynajmniej 2-3 cykle M. byl poza domem, w delegacjach albo na turnusach sportowych. Tak wiec same widziecie, ze staran nie mamy zbyt wiele za soba ale gdzies wewnetrznie czuje ze dluga droga przed nami (intuicja raczej nigdy mnie nie myli). Zawsze czulam ze zbyt mocno pragne dziecka aby mialo mi pojsc gladko. Zrobilam sobie AMH i wynik niestety nie jest powalajacy. Kwalifikuje sie do przedzialu kobiet ze "slaba plodnoscia".... CZAS MOIM WROGIEM...ale nie trace nadziei, wierze ze marzenia nadaja sens naszemu zyciu, dlatego warto je za wszelka cene realizowac...18 listopada odkrylam ze jestem w ciazy, niestety w 6 tygodniu (28 listopada) poronilam..... edit: nasza creczka wlasnie skonczyla roczek, czas pomyslec o rodzeństwie :-)
Moje emocje:

22 października 2013, 22:48

Nie moge jeszcze zbyt wiele powiedziec o stanie moich wynikow poniewaz dopiero bierzemy sie za badania ale moge troche powiedziec o stanie mojego ducha - generalnie kicha. Odkad odebralam wynik mojego AMH jakos nie moge skupic sie na niczym innym poza obsesja posiadania malego Bejbika. Wszystko lezy: praca, pranie, mycie garow od dwoch dni, nie dogaduje sie z M. bo on uwaza ze nie powinnam sie skupiac na interencie, cudzych historiach itd tylko na nas. On jakos nie solidaryzuje sie z nikim z tego typu uczuciami, nie rozumie jak wazne jest wsparcie i zrozumienie kobiet ktore przechodza lub przechodzily przez takie same starania i trudy. Moze moj M. jest ze stali ale ja nie - potrzebuje Was! WIem, ze sa tu dziewczyny-weteranki, starajace sie nie tyle miesiacami, co raczej latami... wielu z Was sie udaje! I to jest cudowne. Bardzo sie z Wami ciesze! Zazdrosc ma zla definicje w wikipedii i zakwalifikowana jest jako jeden z 7 grzechow ale ja sie nie zgadzam z tym - oczywiscie ze zazdroszcze ale w inny sposob niz w definizji :-) Zazdroszcze ale rownoczesnie ciesze sie, Ta zazdrosc daje grunt pod moja nadzieje bo przeciez skoro Wam sie udaje to ... i mi sie kiedys uda :-) Taka prosta statystyka a tyle szczescia i nadziei wlewa w te nasze obolale serca :-) DO tego dochodzi jeszcze wiara i jakis dziwny wzor i to wcale nie matematyczny. Tak sobie myslalam ostatnio: czesto cos planujemy, widzimy przyszlosc oczyma wyobrazni a tu bach... jest zupelnie odwrotnie. Przykladami moge sypac jak z rekawa, dziesiatki kolezanek z planami na kariere, przelotny seks i jest - dorodna fasolka, wcale nie koniecznie upragniona i wyczekana. Czy to nie tak ze to sa wlasnie te proby boskie? Mamy niekoniecznie to co chcemy albo nie mamy tego czego akurat pragniemy. Moze to czemus sluzy? moze dzieki temu rodzi sie nasza dojrzalosc? Bez takich prob i doswiadczen zyciowych bylybysmy puste jak ceglowki i nie docenialybysmy kompletnie niczego... nie czuje sie predysponowana do wyglaszania madrosci ale tak sobie to wlasnie probuje wytlumaczyc. Mam tez chwilami poczucie wielkiej niesprawiedliwosci kiedy moja mama dokonuje mi aktualizacje losow mojej dawnej kolezanki z podstawowki ktora ma za soba chyba wszystkie epizody patologii totalnej: uzaleznienia, narkotyki, terapie, alkoholizm rodzicow, prostytucje, samobojstwo meza, no i 6 dzieci z roznymi partnerami, wszystkie zabrane do domow dziecka (oprocz chyba ostatniego).... Ta dziewczyna na pewno nie ma problemow z wynikami AMH. Dlaczego sie tak dzieje? Nie ma chyba takiej teorii dotyczacej tej sprawy, ktora zaakceptuje...

23 października 2013, 20:44

Dzieki Judith za te mile slowa... :-) Sciskam Cie! I gratuluje Fasolki, trzymam kciuki za szczesliwe rozwiazanie :-)
WIerze mocno ze mi tez sie uda, tak bardzo czekam na ten moment ze wszystko inne przestaje sie liczyc. Troche to niebezpieczne bo robie sie nieznosna i monotematyczna. Moj M. musi zaopatrzyc sie w ogromne poklady cierpliwosci...
Nigdy powaznie nie zastanawialam sie jak to jest podjac starania o dziecko. Zawsze je chcialam ale nigdy nie uwazalam ze nadszedl wlasnie ten moment. Musze tez dodac ze zanim poznalam M. bylam sama (czytaj w celibacie) 4 lata... (przyznam sie nooo dobraaa, dwa razy bylo cos przygodnego ale to chyba niedlugo jak na 4 dlugie chude i beznadziejne lata :-))) Te 4 lata byly okropne rwniez z innego wzgledu - to byl okres rekonwalescencji, leczylam serce po wielkiej milosci, ktora nadawala sens mojemu zyciu przez 3 lata i 9 miesiecy... Kiedy moj eks zostawil mnie, wasciwie nie pamietam pierwszego roku po rozstaniu, to byla jedna wielka i czarna plama w moim zyciorysie. Tylko dzieki dobrym ludziom wokol mnie przezylam (doslownie) ten okres, dzieki dobrym ludziom w pracy nie stracilam etatu, dzieki wsparciu i milosci mamy zylam (wtedy, wlasciwie tylko dla niej)... nie rozumialam ze to co sie ze mna dzialo to byla depresja. Ciezko to znioslam, bralam citalopram i kazdego ranka po przebudzeniu marzylam aby juz byl wieczor i abym mogla ponownie zamknac oczy - w tamtym swiecie, w krainie Morfeusza, az tak bardzo nie bolalo, nie cierpialam... no chyba ze snil mi sie "on"... Ktoregos ranka wydarzylo sie cos co wlasciwie zapoczatkowalo moje nowe zycie... postanowilam ze zaczne spelniac marzenia o podrozowaniu, bo do tej pory zylam z dnia na dzien i brakowalo mi celow, brakowalo mi takich punktow zazaczonych na kartach kalendarza, do ktorych bede dazyc, skreslac dni i cieszyc sie z nadchodzacej przygody.. I tak zaczelam planowac podroz. Na szczescie mialam trochke grosza odlozonego bo podczas tego "chujowego roku" uciekalam na weekendach w prace (taka dodatkowa), po prostu kiedy przychodzil weekend nie moglam byc w domu, nie moglam byc sama bo pewnie skonczylabym na sznurku... No wiec pracowalam bez wytchnienia przez ponad 90 dni bez ani jednego dnia wolnego (to moj rekord), 5 dni w tygodniu w jednej robocie i 2 dni na weekendach. I bylam cholernie zadowolona - psychicznie czulam ze jestem na dnie, ale fizycznie moglam przenosic gory... Dzis? dzis jestem bardzo szczesliwa. Rozumiem ze aby byc tu gdzie dzis jestem musialo sie wydarzyc wszystko "tamto". Nie wierzylam w to, ze pokocham znowu. A jednak :-) Patrze bardzo optymistycznie w przyszlosc chociaz czasem przebija sie gdzies jakis piorun pesymizmu ale niestety tamta historia zawsze bedzie gdzies cieniem mojego zycia. Spowodowala ze nie jestem juz taka sama, nie mam juz takiej fajnej i niewinnej naiwnosci dziewczynki ktora wierzyla z bajke o kopciuszku. Dzis stapam 5 cm nad ziemia (a nie 5 metrow jak kiedys). Realnie mowiac, czasem boje sie na glos powiedziec (lub nawet pomyslec) ze jestem szczesliwa bo od razu rodzi sie obawa ze los znowu stanie okoniem i wszystko mi zabierze, pokrzyzuje plany... No ale co ma byc to bedzie, dzis mam chyba troche twardszy tylek i wiele zniose, a starania o mala Fasolke maja byc spelnieniem marzenia, kolejnym etapem zycia na ktory wydaje mi sie JESTEM JUZ GOTOWA :-)))

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 października 2013, 21:52

24 października 2013, 21:57

Kupilm termometr :-) zaczynam na powaznie :-) zdalam sobie sprawe jak malo wiem o wlasnym cyklu, nigdy specjalnie nie obserwowalam sluzu ani nie kontrolowalam temperatury, nawet nie wiedzialam ze wzrasta podczas owulacji... Mam regularne okresy ale kiedy lekarz zapytal co ile dni to wlasciwie strzelilam ze 28 dni (tak mi sie wydawalo). Ale ostatni okres dostalam dopiero po 31 dniach (te 3 dni kiedy myslalam ze okres sie spoznia byly cudowne :-) W ciagu tych 3 dni wybralam nawet imie dla dziewczynki/chlopca. No serio - wszelkie objawy ciazy urojonej mialam :-) No ale przyjechala ciotka z ameryki i klapa. No wiec wracajac do tematu, wychodzi ze czasem mam cykl 28 dni, czasem 29 a czasem 31... czy to nadal jest "regularny cykl"? Zreszta, czytajac wiele z Waszych historii wynika z nich duza prawidlowosc: tabelki, temperatury, sluzy, serduszkowania... facet strzela ale to ktos inny kule nosi :-)

25 października 2013, 14:05

11 listopada man miec Tvs badanie, nie mam pojecia co to takiego. Caly czas myslalam ze to bedzie zwykle usg jajnikow i jajeczek ale w necie poszperalam i wynika ze to badanie ultrasonograficzne wewnatrzpochwowe... Zastanawia mnie fakt ze przy rejestracji na to badanie i wyznaczaniu terminu nie zapytano mnie o dzien cyklu. Myslalam ze to wazne aby badania robic podczas owulacji no ale moze to dlatego ze w uk wszystko dziala na opak: ruch lewostronny, kurki kranowe. Nie zdziwilabym sie gdyby w ciaze zachodzilo sie podczas @ !!! Jutro moj M wyjezdza :-(( nie bedzie go podczas wszystkich moich dni plodnych (sugerowanych przez ovu) no wiec dzis wieczorem jedyna szansa!!

26 października 2013, 10:34

No i pozegnalam dzis mojego M. serduszkowaniem :-) Mam nadzieje ze nasionko zakielkuje :-) chociaz moj wykres na to nie wskazuje - temperatura nie wzrosla mi od wczoraj. Czytalam rozne opinie na temat dlugosci zycia nasionek i juz sama nie wiem ale jesli maja zyc nawet 3-4 dni to w sumie jest mala szansa. Moj M wyjechal dzis na turnus paralotniarski wiec mam nadzieje ze bedzie sie dobrze bawil unoszac sie z pradami wiatrow :) Ja dolaczam do niego 31 pazdziernika czyli pod koncowke turnusu, po to aby rowniez zaliczyc jeden skok tandemowy. Zastrzeglam M aby znalazl mi fajnego kolege "ktory mnie przeleci" z tandemem - moj M. nie ma licencji na tendem. Po turnusie mamy zamiar zostac w Andaluzji do 10 listopada. Juz sie ciesze na mysl zobaczenia Sewilli, Kadyksu, Granady i Malagi :-))) Uwielbiam wakacje :-))))

28 października 2013, 19:45

Dzis mam chyba owulacje, tak mi sie wydaje, a mojego M nie ma jak na zlosc :-((
tak w ogole to chyba pierwszy raz czuje swiadomie ze mam owulacje, nigdy wczesniej nie zwracalam uwagi na zadne bole jajnkow, klucia czy rwania... pewnie byly ale bylabym bardziej w stanie wmawiac sobie ze to wyrostek :-)) Mam nadzieje ze nie rozsmieszylam Was za bardzo... ta moja swiadomosc zmian w maim organizmie dopiero sie ksztaltuje. I tak jak mowilam wczesniej, od roku mniej wiecej staralam sie "wycelowac" w dni plodne ale bardziej na zasadzie "kolezanka mowila ze od 10 dnia po okresie mozna probowac"... Mam nadzieje ze jest Was tu wiecej dziewczyn, ktore dowiedzialy sie przypadkiem czegos co jest oczywiste :-))) Mam nadzieje ze moje "nietrafione" serduszkowania wynikaly wlasnie z tej mojej glupoty :-) Teraz kiedy uswiadomilam sobie ze potrafie wyczuc dzien owulacji, moze sie wreszcie uda!!
Dziewczyny po co robi sie testy owulacyjne skoro mozna samej wyczuc owulacje??

28 października 2013, 19:53

ta owulacja (jesli to ona) - czuje to troche tak jakby ktos chcial mi wyrwac jajnik (prawy) i wlasciwie chodze delikatnie przygarbiona bo wyprostowanie sie jest bardziej bolesne... ale dziwi mnie fakt dlaczego dzis rano moja temperatura byla niska,,, powinna byc chyba podwyzszona??

18 listopada 2013, 16:11

Ciąża rozpoczęta 14 października 2013
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

4 grudnia 2013, 21:55

nie udalo sie, trzeba od poczatku :-( tydzien swiadomosci ze jestem w ciazy byl najszczesliwszym w moim zyciu....

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 grudnia 2013, 21:59

24 maja 2014, 18:31

witam dziewczyny!!
dawno mnie nie bylo, nie wiem nawet od czego zaczac...
wlasnie uswiadomilam sobie ze kiedy pierwszy raz dolaczylam do ovufriend (22 pazdziernika) wyglada na to ze juz fasolka sie tworzyla... kiedy sie zorientowalam i zrobilam test... wow, szalenstwo!! Tydzien zycia ze swiadomoscia ze bedziemy rodzicami - byl najszczesliwszym w moim zyciu, doslownie fruwalam nad ziemia..
28 listopada (w 6 tygodniu ciazy) poczulam bol brzucha (taki jak na miesiaczke) i zaczelam dziwnie plamic na brazowo,,, z neta wiedzialam ze prawdopodobnie nie wrozy to nic dobrego. Poszlam do szpitala, zrobiono mi skan wewnatrzpochwowy i badanie z krwi i moczu. I tu szok!! Lekarz na skanie nie zobaczyl zupelnie niczego, pomimo ze badania z krwi i moczu wskazywaly na ciaze... Lekarz wydal wyrok: ciaza pozamaciczna... Ryk i placz. Zapytalam go czy to powazne, na co odparl ze tak, i ze dodatkowo w ciazy pozamacicznej dochodzi czesto do uszkodzenia jajowodu i czesto jest konieczne jego usuniecie w kazdym razie powinnam przygotowac sie na operacje/zabieg... Zapytalam czy jest szansa ze sie myli na co odparl stanowczo i pewnie ze NIE, ale procedura szpitala wymaga opinii drugiego lekarza dlatego wysle zdjecia ze skanu do ordynatora. Czekalam w "pokoju ciszy" na mojego M oraz na opinie drugiego lekarza. To byly najdluzsze 2 godziny, i milion czarnych mysli. wyplakalam wszystkie lzy z rozpaczy ze moje szanse na dzidzie zmniejsza sie o 50% po usunieciu jajowodu.. Po dwoch godzinach przyszedl lekarz z kartka papieru - 3 razy czytalam i nie moglam uwierzyc: po konsultacji z ordynatorem (ktory jak sie dowiedzialam jest swiatowej slawy ginekologiem, dyrektorem oddzialu oraz pracownikiem szpitala prywatnego na Harley Street - dziewczyny z Londynu bede wiedziec co to za klinika: chyba najdrozsza w Londynie a doktor znany z roznych programow telewizyjnych... nie wiem czemu to pisze, moze dlatego ze to moj Aniol Stroz... jemu zawdzieczam wiele, ale do rzeczy: otoz na kartce papieru bylo napisane ze po konsultacji z ordynatorem postanawia sie ze to byla ciaza niezlokalizowana, ktora przestala sie rozwijac (to chyba oznacza to samo co ciaza biochemiczna?? )... na koncu jednak dodal: gdyby pojawil sie bol brzucha i silny krwotok prosze udac sie najszybciej do szpitala poniewaz nie wyklucza sie ciazy pozamacicznej... to ostatnie zdanie mogl sobie darowac ale chodzilo o to ze nie do konca przyznaje sie do swojego bledu, do zlej diagnozy.. ani slowa przepraszam NIC. Przez chwile chcialam napisac na niego skarge ale jakos olalam go, szkoda moich nerwow. Przez kolejne 3 tygodnie poziom hormonow ciazowych utrzymywal sie dodatnio dlatego chodzilam co tydzien na badanie z krwi, spotklam tego palanta na korytarzu, szlam prosto z uniesiona glowa patrzac mu w oczy.. zmieszal sie i szybko opuscil wzrok w swoje dokumenty (pamietal mnie, o tak, jestem pewna)... A ordynator?? Nie pozwolil mnie ciac, uratowal mnie od skalpela tego pseudolekarza...Nie zrozumcie mnie zle dziewczyny, nie mam pretensji o to ze sie pomyli (kazdy sie myli, on tez ma do tego prawo), mam zal do niego o to nadmuchane ego, brak delikatnosci, zbytnia pewnosc siebie i swoich diagnoz, nie powinien mowic mi slow brzmiacych jak wyrok bez czekania na opinie drugiego lekarza... a kiedy zapytalam go z blaganiem w oczach @czy jest szansa ze sie myli"... mogl odpowiedziec ze zawsze jest szansa, ze mylic sie jest rzecza ludzka, cokolwiek...
WIeczorem zaczelam sielnie krwawic i tak przez kolejne 12 dni...

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 maja 2014, 20:29

24 maja 2014, 18:48

c.d.
pod koniec grudnia trafilam do pani doktor z warszawy - bardzo milej pani i konkretnej. Wiecie co jest dziwne? Zawierzylam jej i zaufalam pomimo kompletnie roznych swiatopogladow... pani doktor jest osoba niezwykle wierzaca, do tego stopnia ze nie przepisuje swoim pacjentkom antykoncepcji. Poza tym jest najwieksza przeciwniczka invitro i inseminacji. Kaze obserwowac sluz i wyrownuje poziom hormonow. Zalecila mi uzupelnienie niedoboru wit d, olej z wiesiolka na poprawe sluzu oraz clo (ale biore bardzo mala dawke, po pol tabletki przez 5 dni). Wlasnie koncze 4 cykl z clo. Mialam niski progesteron ale po braniu clo sie podniosl i traz ponoc jest ok, nic zupelnie mi nie dolega wg mojej gin.
Staramy sie z M - ale cos nam nie wychodzi, to znaczy nie mamy za wiele mozliwosc do dzialania bo zawsze jest jakies "ale". W jednym cyklu nie bylo M bo standardowo delegacja, w kolejnym mial miec badanie nasienia (na ktore dostal skierowanie od lekarza) i tak niefortunnie go umowiono ze wypadlo w moich dniach plodnych... w Polsce takie badanie jest tanie (ok 180 zl z morfologia) natomiast w UK prywatnie to koszt min. 160 GBP (ok 800 zl).. Wyniki M wyszly srednie: niestety nie dostalismy ich do reki i pewnie bedziemy mogli jes zobaczyc dopiero za kilka tygodni na wizycie u konsultatna gin. Laborant zadzwonil jedynie do M z informacja ze trzeba powtorzyc bo wyszlo 7,8 mln a powinno byc min 15 mln (ruchliwosc za to jest dobra - 42%)... w kazdym razie nie do konca czulismy satysfakcje z tego badania i tego ze nawet nie mozemy zobaczyc wszystkich parametrow i morfologi nasienia dlatego moj M ktory obecnie jest w PL, ma umowione badanie nasienie w Warszawie, juz pojutrze... ale wracajac do tematu, w kwietniu mielismy szanse na starania bo wyechalismy na krotkie wakacje i tak kompletnie sie zrestartowalismy,, no ale nie udalo sie bo @ przyszla 5 dni temu... 30 maja mam miec badanie HSG wiec do tego czasu i tak nie mozemy sie serduszkowa a w dniu badania bedzie to moj 12 dc wiec nawet jesli tego samego dni bylyby barabaszki to pewnie i tak juz za pozno bedzie... oj i tak caly czas.... Bede nadal brac 25mg clo i w czerwcu mam zamiar "wykonczyc" mojego M, z lozka go nie wypuszcze!

26 maja 2014, 17:31

:-( dolek

26 maja 2014, 22:17

Dzis Dzien wszystkich Mam. Niby cudowne swieto ale z drugiej strony dzien smutnych przemyslen (dla mnie). Niestety nie mam dobrego kontaktu z moja mama. Jest cudownym czlowiekiem, najbarziej oddana mama jaka mozna sobie wymarzyc i kocham ja najbardziej na swiecie. Zasluguje na wszystko co najlepsze, daje z siebie wszystko a dostaje tak malo. O wiele mniej niz na to zasluguje... Mysle ze to co boli ja najbardziej to wlasnie brak poczucia bycia kochana i to ze jej wlasna corka jest dla niej taka okropna. To o wiele bardziej skomplikowane niz jestem w stanie tu napisac. Mam duzy problem przez ktory wielokrotnie popadam w depresje, dolki emocjonalne i poczucie winy. Wiem, ze stoi za tym rowniez syndrom DDA (ale to juz oddzielny temat). Moj ojciec jest alkoholikiem i niszczy cala rodzine, wszyscy sa klebkami nerwow... to taki temat tabu wielu rodzin, ale ja juz nie wstydze sie o tym mowic... Nie wiem tylko jak to wszystko ugryzc, jak sobie pomoc. Zatrzasnelam sie kilka lat temu i nie potrafie otworzyc zeby rozmawiac z moja mama - o moich problemach, uczuciach czy nawet blahych rzeczach. NIe potrafie sie z nia komunikowac, okazac najmniejszych uczuc, powiedziec ze ja kocham czy przytulic... Jedyne okazje kiedy to robie to smsy, urodziny, czy dni takie jak dzis (wyslalam kwiaty z zyczeniami).. Ciezko mi o tym mowic... bo nie jestem pewna czy to mozna pojac i zrozumiec... Ja przynajmniej tego nie rozumiem.. Jesli ma sie zdrowe relacje z rodzicami, taki post moze byc tylo abstrakcja) Przez to jak traktuje swoja rodzine, czuje sie zlym czlowiekiem... Miec dziecko i normalne relacje z rodzicami i rodzenstwem to moje marzenia. Przysiegam ze nie marze o niczym innym, nie potrzebuje do szczescia pieniedzy, samochodu czy nowych ciuchow.. tylko poczucia bezpieczenstwa, zdrowych relacji i poczucia milosci... Ale czy ja zasluguje na taka milosc jaka obdarzaja mnie mama i moj M ?? Oczywiscie ze nie zasluguje... i mysle czesto ze moze dlatego Fasolek nie chce do mnie przyjsc... Skoro nie potrafie byc dobra corka to czy potrafilabym byc dobra matka?? ................
Kiedys ktos zapytal mnie jaki byl najgorszy dzien mojego zycia...a ja odpowiedzialam "jeszcze nie nadszedl".... te mysli mnie zabijaja, sa moimi dziennymi i nocnymi koszmarami - utrata bliskiej osoby, odejscie mamy... Boze jak sie tego boje.. ze odejdzie nie wiedzac ze ja kocham, ze nie zdaze sie otworzyc przed nia i nie uslyszy ode mnie oko w oko ile dla mnie znaczy....... to takie proste 3 slowa "Kocham Cie Mamo", ale staja w gardle jak osci... Kochajcie swoje mamy.......

2 czerwca 2014, 14:36

Przyjdzie, nie przyjdzie, przyjdzie, nie przyjdzie?? Czekanie nie jest moja mocna strona.. Czemu tak dlugo trzeba czekac?? Staram sie nie ludzic bo ovu skutecznie wylalo mi kubel zimnej wody swoja interpretacja wykresu ale nie do konca sie z nia zgadzam i nadzieja jednak sie tli... Tfu tfu.. Nie zapeszam..

4 czerwca 2014, 21:40

Mam dwie przyjaciolki - takie naj naj, jedna jest w Polsce a druga tu ze mna, w UK. Ta z UK wlasnie jest w 10 tygodniu ciazy (to jej druga dzidzia) i bardzo sie ciesze ze ponownie zostane ciocia :-))) yupiiii... Zawsze tez marzylam aby nasze dzieci bawily sie razem w piaskownicy i biegaly w parku z latawcem na sznurku... Czy bedzie mi to dane??
Tak w ogole to moja przyjaciolka jest kolejnym przykladem ze wszystko zalezy od tego tam Gosia na gorze :-)) DLugo starala sie z mezem o dziecko, badania wykazywaly jednak wszystko ok, wszystko w normie (zarowno ona jak i maz), jedna inseminacja nie udana. In-vitro sie udalo i ma dzis cudna corcie... Podejrzewamy ze wczesniej blokowala jakas bariera psychiczna. Teraz kiedy w ogole nie mysleli o drugim dziecku, udalo sie!!

9 czerwca 2014, 00:56

nie wiem czemu ale mam dziwne przeczucie ze sie nie udalo w tym miesiacu... za bardzo zyje nadzieja, za wiele juz sobie wyobrazam... i jeszcze ten termometr. Ja zwariuje!! Dzis rano robilam mierzenie pod jezykiem pokazalo mi 36,4 - zalamka. Przeciez to strasznie nisko i wtedy pomyslalam ze przeciez to niemozliwe zeby tydzien po owulacji tak spadla... ze raczej powinna byc wyzsza. Zmierzylam jeszcze raz, 36.6 (nadal malo jak na moje oczekiwania)... zmierzylam zatem w pochwie 37,1 i jeszcze raz 37,00.... i znowu pod jezykiem 36,8.... czy ja nie potrafie jej mierzyc?? Przeciez z takimi odchylami moj wykres w ogole nie jest wiarygodny!!! Jaki termometr polecacie? jaki najbardziej dokladny?? co sadzicie o takim ktory skanuje czolo?? Strumien lasera na czolo i po 2 sekundach tempka zmierzona... Okres powinnam dostac rowno za tydzien... ja nie wiem jak to zniose, o niczym innym nie mysle...

10 czerwca 2014, 12:31

Mysle ze od kolejnego cyklu przerzuce sie na mierzenie temp w pochwie bo ten cykl obecny juz i tak dosc zaklamany jest.. Czuje ze niestety w tym cyklu raczej nie zafasolkowalam bo temp za niska i brak jakichkolwiek innych oznak... Mieszkam pod londynem i moj gp skierowal mnie do konsultanta ginekologicznego. On mi zlecil rozne badania (hormony, usg jajnikiw, hsg itp) a mojemu M badanie zolnierzykow.. Generalnie moj GP wogole sie nie wtraca i kontakt z nim minimalny...

10 czerwca 2014, 12:31

Mysle ze od kolejnego cyklu przerzuce sie na mierzenie temp w pochwie bo ten cykl obecny juz i tak dosc zaklamany jest.. Czuje ze niestety w tym cyklu raczej nie zafasolkowalam bo temp za niska i brak jakichkolwiek innych oznak... Mieszkam pod londynem i moj gp skierowal mnie do konsultanta ginekologicznego. On mi zlecil rozne badania (hormony, usg jajnikiw, hsg itp) a mojemu M badanie zolnierzykow.. Generalnie moj GP wogole sie nie wtraca i kontakt z nim minimalny...

14 czerwca 2014, 17:59

Dziekuje tym z Was ktore mi kibicowaly!! Ja rowniez Wam kibicowalam i bede to robic nadal!! Chyba mi sie udalo!! Wlasnie zrobilam test ale kreska taka slabiutka (plusik jednak widoczny) :-)) udalo sie w pierwszym cyklu po badaniu hsg wiec naprawde wierze ze to badanie czyni cuda :-)) jejku, szczypie sie zeby uwierzyc ze to nie sen... Zaraz biegne po kolejny test, tym razem elektroniczny bo ta slaba krecha sprawia ze chyba troche niedowierzam!!

14 czerwca 2014, 17:59

Ciąża rozpoczęta 19 maja 2014
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii