X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Historia naszych dzieci
Dodaj do ulubionych
1 2

11 marca 2022, 19:52

Zaczynamy trzeci trymestr!
27+4 Ninka przekroczyła magiczna granice 1 kg 🥰 nadal wszystko jest w najlepszym porządku choć ja już czuje ten słodki ciężar ;)

30+4 Ninka wazy 1475 g wiec przybiera równo. Niestety nie mogę tego powiedzieć o sobie bo przez ostatnie 3 tyg zaczęłam puchnąć i przyrost masy ciała jest zdecydowanie większy niż bym chciała :/ ale pani doktor jest mimo wszystko zadowolona ze na tym etapie ciąży mam jedynie 7,5 kg na plus, zwłaszcza zważając na cukrzyce ciążowa.
Na wizycie tez wszystko dobrze, wstępnie umówiłyśmy opcje porodowe. Z medycznego punktu widzenia nie mam przeciwwskazań do SN, ale mam się jeszcze zastanowić jakie są moje preferencje :) dostałam tez skierowanie na cześć badań do porodu.

30+5 usg trzeciego trymestru
Pierwsza wizyta wspólnie z mężem! 😁
Niestety nie poszła po naszej myśli bo Nina nie chciała się zaprezentować. Nie mamy żadnego zdjęcia twarzy, w 3D jedno ujęcie krocza. I tak dobrze ze udało się porobić wszystkie pokory jakoś ;) ogólnie to była ustawiona głowa w dół, odwrócona do spojenia łonowego, plecami do ściany brzucha z rękami przy głowie i jeszcze jedna stopę trzymała rączka 🙈 akrobatka straszna 😁 wagowo wyliczona podobnie jak dzień wcześniej :)


Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2022, 17:33

19 maja 2022, 17:39

33+5 standardowa kontrola
Nina już wazy 2078 g, idzie równo wg centyli ;) tętno 143 ud/min. Wszystko w normie, płyn owodniowy zachowany, blizna po cc dalej w porządku. mimo skurczów okresowych nic się z szyjka nie dzieje - zachowana i zamknięta. Zaczęły się już przygotowania do porodu, gbs pobrany, badania wirusologiczne zlecone 3 tyg wcześniej. Na kolejnej wizycie dostanę skierowanie do szpitala, 23.06 będę musiała się stawić ze względu na cukrzyce ciążowa (od 9.05 jestem na insulinie już niestety). Z jednej strony już nie mogę się doczekać zakończenia ciąży, z drugiej jeszcze nie czuje się tak całkiem mentalnie gotowa… wiec znowu będzie skok na głęboka wodę ;) teraz ciekawe czy Nina jednak sama postanowi się ewakuować czy dotrwa do szpitala

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2022, 23:21

18 czerwca 2022, 23:20

38+2
Ostatnio jakoś brakowało czasu na aktualizacje. Od ostatniego wpisu minęło kilka tygodni, zbliżamy się nieuchronnie do końca ciąży 😁
W 37+5 byłam na ostatniej wizycie u gin. Wyglada ze wdrożenie po 35 tc wiesiołka i herbaty z liści malin plus sporo aktywności przyniosło jakieś efekty, bo szyjka miękka i zaczęła się rozwierać (na wizycie na opuszek). Do tego przy badaniu głowa wyczuwalna bardzo nisko. Nie mniej wciąż czekam na akcję ;) Nina ważyła wtedy 2970 g choć ciężko było zmierzyć przed niskie ułożenie główki. Na ten moment na pewno przekroczyła już 3 kg :) poza tym wszystko w normie (przepływy, ilość wod płodowych, łożysko). Jeśli dotrwam, w czwartek (39+0) idę do szpitala, a to już tak bardzo blisko! 🙈
Na miejscu będziemy decydować co dalej - po poprzednim cc z opcji indukcji w grę wchodzi tylko balonik który można założyć do maks 3 cm rozwarcia, wiec są spore szanse że albo będę musiała czekać w szpitalu aż akcja sama się rozkręci albo od razu zdecydować się na cc.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 czerwca 2022, 23:23

26 czerwca 2022, 21:48

39+1 udany vbac ❤️🥰

Nie pamietam czy wspominałam w innym wpisie, ale z Iga miałam wywoływany poród, po 24 h balonika miałam 7 cm rozwarcia ale po ponad 4 h zero postepu i decyzja o cc. Po tamtych przeżyciach po cichu marzyłam ze jeśli kiedyś będzie mi dane chciałabym spróbować odczarować poród i urodzić naturalnie. Od jakiegoś czasu nieśmiało się do tego przygotowywałam. Tak naprawdę do ostatniej chwili nie potrafiłam się zdecydować czy może nie lepsza będzie cesarka, głównie ze względów organizacyjnych, wiadomy czas porodu, termin powrotu do domu do Igi itp. Gdzieś głęboko jednak czułam ze muszę spróbować. Zaczęłam oglądać filmiki izabeli dembinskiej (gorąco polecam!) nt oddechu, pracy w skurczach itd. Dołączyłam do grupy vbac na fb i starałam się inspirować historiami udanych porodow naturalnych po cc :)
Gdy dotrwałam do 39+0 kiedy miało nastąpić planowe przyjęcie na oddział, straciłam nieco wiary, bo bałam się ze historia się powtórzy - balonik, sztuczne rozwarcie, zero postepu i znowu cc. Ale starając sie zachować pozytywne nastawienie uznałam ze lepsza taka próba niż żadna ;)
Przy przyjęciu na oddział w czwartek okazało się ze szyjka jest miękka, podatna i jest już rozwarcie na 1 palca (nieco ponad tydzień wcześniej na ostatniej wizycie u gin było na opuszek). Dostałam info ze następnego dnia zbada mnie jeszcze ordynator ale zapewne dostanę balonik. Nie byłam do końca pocieszona ale postanowiłam wykorzystać ten dzień na odpoczynek. Nie mniej od momentu badania czułam jakoś bardziej brzuch i pojawiały się serie nieregularnych skurczów które po jakimś czasie mijały i które byłam w stanie spokojnie znieść. O 23 położyłam się spać z poczuciem ze coś się może zacząć w nocy. Nawet strofowalam męża zeby się określił czy chce w jakikolwiek sposób uczestniczyć w porodzie żebym wiedziała na co mam się nastawić i zeby ogarnął uniform szpitalny dla tatusiów jeśli planuje dołączyć ;) wcześniej mąż był bardzo na nie i było mi trochę przykro, ale powiedziałam mu ze tak naprawdę nawet jeśli będzie na korytarzu i potem będzie mógł kangurowac Ninę to będę i tak szczęśliwa.
Juz w piątek po 3, chyba coś ok 3:40, obudziłam się z potrzeba pójścia do wc na kupe 🙈 potem czułam lekkie skurcze co 7-8 min, znowu widziałam kawałek czopa śluzowego na papierze (odchodził na raty kilka dni), ale zaraz położyłam się spać. Tak właściwie to już tylko drzemałam bo w niedługim czasie sytuacja się powtórzyła i musiałam iść do wc. Wtedy skurcze stały się mocniejsze i bardziej regularne. Zaczęłam mierzyć - wypadały co 6 min. Po jakimś czasie było to już co 2,5-3 min wiec uznałam ze się spakuje na wszelki wypadek. chwile przedtem poczułam ze odeszły mi wody, wiec zadzwoniłam do męża zeby dać mu znać (była już 4:53) i poszłam do położnych zgłosić ze chyba rodzę :) zostałam podpięta pod ktg (dla mnie najcięższe momenty porodu bo szpital ma tylko normalne aparaty i trzeba leżeć na łóżku wtedy). Na aparacie skurcze średnio mocne ale regularne. Po badaniu 2 palce/4 cm rozwarcia. Decyzja ze zostaje na porodówce ;) najpierw dużo się działo bo wszystkie papiery, wypytywanie o rożne formalne kwestie, zakładanie wenflonu, poszłam z położna na lewatywę (sama chciałam) - to było dość intensywne przeżycie przy skurczach co 2-3 min ;) miałam się potem umyć. Trwało to na tyle długo ze nastąpiła zmiana personelu i przejęła mnie cudowna położna Pani Ela. I jestem pewna ze gdyby nie ona, znowu skończyłabym na cesarce. Przy rozwarciu 4 cm już miałam mały kryzys, a ona natchnęła mnie nowymi siłami. Cały czas tez informowała mnie ze mąż już jest w szpitalu, ze czeka pod sklepem zeby kupić uniform, ze zaraz ze mną będzie. Dopingowała żebym dobrze oddychała na skurczach, bardzo dokładnie przestudiowala mój plan porodu i zrobiła wszystko zeby go spelnic. Wielokrotnie mówiła ze porodówka to jej powołanie i ze ona to kocha i ja naprawdę to czułam! Po 7 mnie badała i miałam wtedy rozwarcie na ok 5 cm, po kryjomu trochę podmasowala mi szyjke. Przy tym rozwarciu wody przestały się tez sączyć bo główka mocno napierala. Ok godz 8 poszłam na badanie u ordynatora (wszystkie pacjentki z oddziału były badane) i wtedy miałam dalej ok 5 cm rozwarcia. Po badaniu mąż wszedł na sale, choć już wcześniej widziałam ze czeka na korytarzu i to dodało mi otuchy. I od tego momentu tez wszystko mocno przyspieszyło :) mąż bardzo dokładnie słuchał instrukcji położnej i kiedy ja nie potrafiłam się skupić przekazywał mi te same informacje. Masował mnie po plecach na zmianę z panią Ela, cały czas razem z nią powtarzał jak świetnie sobie radzę. Oboje tez żartowali co mi pomogło zachować kontakt z rzeczywistością i odrobine dystansu mimo bólu. Pani Ela przekonała mnie zeby poczekać na kroplówkę z paracetamolu do 8 cm rozwarcia bo ja można podawać co 6 h (jedyna opcja w szpitalu plus znieczulenie wziewne przy skurczach partych), zgodziłam się. Musiałam wytrwać kolejne ktg na łóżku i tu znowu gorzej mi szło z oddychaniem ale pani Ela była bardzo wyrozumiała. Po ktg miałam dostać coś wspomagającego zeby szyjka stała sie jeszcze bardziej podatna, tuż po skończeniu zapisu moglam przekręcić sie na łóżku na kleczki i wtedy poczułam ze będę wymiotować. Pani Ela powiedziała, ze to bardzo dobry objaw, zbadała mnie w tej pozycji i okazało się ze mam już 8 cm rozwarcia wiec leki nie są potrzebne. Dostałam kroplówkę z paracetamolu ale totalnie nie poczułam różnicy. Plusem było to, ze moglam znowu chodzić. Gdy kroplówka schodziła Pani Ela przyniosła materac żebym na podłodze mogła popracować na czworaka. Potem w planie była piłka i prysznic ale już nie doczekałam ;) bo gdy zeszłam na materac nagle poczułam ze skurcze się zmieniły, zaczęłam głośno krzyczeć, położna zapytała czy czuje parte, krzyczałam ze tak. Znowu mnie zbadała na klęczkach i było 9 cm rozwarcia. Było już tak blisko a ja wtedy przeżywałam kryzys. Te parte skurcze były zupełnie inne i ciężko było się skupić. Pomimo płaczu ze nie chce już, ze nie dam rady, itp dałam się przekonać zeby wejść na łóżko i położyć się na plecach, bo wtedy pani Ela mi pomoże przyspieszyć rozwarcie. Za moment faktycznie było 10 cm i leżąc na plecach zsunelam się niżej do pozycji kucznej. Położna zapytała czy chce tak rodzic, krzyknęłam ze tak. Powiedziała ze ok, przygotowała sobie krzesełko i zaczęła sie najważniejsza cześć pracy :) główka bardzo ładnie sie wstawiała, chwile musiałam sie półozyc na lewym boku z przyciągnięta noga do siebie zeby pomoc małej wykonać obrot, ale końcówka znowu była w klęczkach. Głowa urodziła sie na 5-6 skurczach, żaden nie zmarnowany (na każdym po 2-3 parcia), położna i pani doktor która dołączyła w między czasie bardzo mnie chwaliły ze tak efektywnie pracuje. Gdy głowa była już na końcówce pani Ela powiedziala ze teraz będzie trudna cześć bo będzie chciała chronić krocze i ze znowu będę musiała zmienić sposób oddychania gdy mi da znać. Byłam przygotowana ale gdy przyszedł kolejny skurcz ona była w trakcie nacięcia, a ja dosłownie wypchnelam mała do końca bo już nie dało sie tego zatrzymać. Ninka wystrzeliła w ręce pani Eli która łapała ja dosłownie nad fotelem a pierwszy krzyk usłyszałam gdy tylko poczułam ze sie wyslizgnela :) potem była już bajka - przytulaski, mąż nie chciał przeciąć pępowiny bo bal sie ze zemdleje 😁 ale puściły go emocje i sie popłakał ;) potem próba rodzenia łożyska zakończona łyżeczkowaniem w krótkim uśpieniu i wtedy mąż kangurowal mała (ok 40 min). Na oddział noworodków zjechaliśmy ok 12, wtedy musiałam pożegnać sie z mężem i mała została zwazona i zmierzona. Wcześniej już dostała 10/10 pktow :) w papierach mam wpisane ze 1 faza porodu trwała 3,5 h, druga 25 min :) oprócz tego paracetamolu rodziłam bez znieczulenia. nie spodziewałam sie ze pójdzie mi tak sprawnie. Panią Elę oczywiście wysciskalam, wzruszylam sie totalnie i popłynęło kilka łez ;) podziękowałam całemu personelowi ze pomogli mi odczarować poprzedni poród :) byłam zmęczona, obolała ale totalnie dumna z siebie i Niny ze tak pięknie nam poszło :) od tego czasu zebrałam tez mnóstwo pochwal od personelu szpitala ze taki piękny poród po cesarce! Ze byłam mega dzielna - nie powiem, bardzo miło coś takiego usłyszeć od tylu osób, dalej sie wzruszam gdy to słyszę :)

A jeśli chodzi o dane Niny to urodzona 9:55 z waga 2985 g, długość 52 cm ❤️🥰

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 czerwca 2022, 22:00

26 września 2022, 09:21

3 mce razem za nami :)
To był intensywny czas, sporo się działo, bo po 3 tyg w domu wylądowalysmy z Nina w szpitalu z infekcja drog moczowych. Do tego docieranie się w nowej sytuacji, kryzysy Igi, choroba po powrocie do żłobka, z mężem tez trochę sprzeczek, dużo emocji przez wieczne niewyspanie. Przez pierwsze 2 mce sypialam średnio 4,5 h w nocy z przerwami, potem zaczęło być ciut lepiej i teraz jest to bliżej 6 h i zwykle 2-3 pobudki. Ale wiadomo - zdarzają się tez gorsze noce u obu.
Gdybym miała podsumować ten czas, to powiedziałabym, ze było z mojej strony trochę wątpliwości czy dobrze zrobiliśmy starając się o drugie dziecko, ale w ostatecznym rozrachunku jestem teraz zadowolona, ze mamy dwa szkraby w domu, które są przecudowne. Kocham je obie bardzo mocno - a tego tez się bałam, ze będę ktoras faworyzować. Nie jest sielankowo, jeszcze dużo pracy przed nami zeby poukladac wszystko tak jak mieliśmy już z Iga, ale powoli tam zmierzamy i jest dość stabilnie :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2022, 09:24

27 lipca, 01:31

13 mcy w czwórkę :)

Jak ten czas zleciał!
Początki były bardzo trudne, Nina dała mi mocno w kość :( deprawacja snu wciąż trwa, choć i tak jest lepiej bo ze średnich 3,5-4 h snu przeszłam już na ok 5-5,5 h. Czasem zdarza się bonus i śpię ponad 6 h - szaleństwo! 😂🙈
Ale muszę też przyznać ze mimo iż czasem zastanawiałam co myśmy zrobili, po co nam (mi) to było, tak teraz w pełni czuje szczęście ze mamy dwie kruszynki. Wiem ze jeszcze będą momenty gdy będę wracać do tych rozważań czy to nie był błąd bo będzie okrutnie ciężko, ale chce uwiecznić ten moment gdy czuję wdzięczność i po prostu miłość do obu dziewczyn. I nie zmieniłam bym nic w naszej drodze.

14 listopada, 09:57

I stało się - jesteśmy już w toku przygotowań do ostatniego transferu.
Pierwsza wizytę mieliśmy końcem sierpnia. Potem podglad jeszcze przed owulacja początkiem września i decyzja pani doktor o histeroskopii. Termin umówiony dopiero na 15.11 co wg kalendarza odpowiada 21 dc (miała być do 20 dc). Cykl wrześniowy skraciol o 1 dzień wiec już wiem ze kolejny muszę wydłużyć. Nie udalo mi się skontaktować z panią doktor ale byłam na wizycie u pani doktor która prowadziła mi ciąże, bo musiałam zrobić wymazy przed histero i ona przepisuje mi duphaston. Niestety okazuje się nieskuteczny i kolejny cykl ma 26 dni. Tym razem pani doktor odpisała na wiadomość i próbowała przełożyć termin histero. Kilka dni później zadzwonili ze szpitala i ustaliliśmy termin na 8.11.
Zabieg przebiegł w miarę ok, choć wydaje mi się ze podczas 1 histero mniej czułam. Podczas badania pan doktor Z ocenił ze endometrium jest lekko przekrwione i jakby bardziej rozpulchnione ale poza tym wszystko ok. Nawet rozejście blizny po cc które widziała pani doktor na usg nie zaniepokoiło go. W wypisie mam tylko informacje ze badanie wykonano i ze pobrano wycinek do badania. Także teraz czekam na wynik histopatologiczny i badanie pod katem komórek cd138. Jakoś tym razem wydaje mi się ze wynik będzie dobry (takie przeczucie) ale i tak nie zrobi to czasowo różnicy zapewne..
Gdy wracaliśmy do staran miałam nadzieje ze zrobimy transfer do końca roku. Po prostu już mi ciąży ze tyle lat żyje z myślą o ivf, transferach, zarodkach gdzieś z tylu głowy. Chciałabym już po prostu zamknąć ten temat, moc ruszyć z pewnymi tematami które są w zawieszeniu bo nie wiadomo czy nie będę jeszcze w ciąży (jak choćby zmiana pracy). A jak zadzwoniłam umówić się do pani doktor na kontrole to wszystko się załamało…
Bo ma urlop od 22.11 do 3.12. Ja wynik dostanę pewnie ok 23.11. Będę dzwoni i pytać wcześniej ale marne szanse… wiec pierwszy termin gdzie mogłam się umówić na wizytę to 4.12, gdzie wg kalendarzyka to będzie dzień mojej owulacji. I to przy założeniu ze aktualny cykl będzie miał 27 dni - a ja się nastawiam bardziej na 26 dni znowu… transfer ma być na cyklu naturalnym wiec bez monitoringu d**a zbita :( a nie mogę się umówić do kogoś innego bo jeszcze nie mam wynikow i nie wiem jaki będzie dalszy plan.. a zeby było całkiem różowo, to kolejny cykl wypada tak ze owu 31.12.. tutaj co prawda jest szansa ze się przesunie na wcześniej ale tez nie wiem jak pani doktor i klinika pracują pomiędzy świetami a nowym rokiem. Najbezpieczniej byłoby jakby owu wypadła ok 4.01 No ale w ta stronę nie spodziewam się niestety zmian :(
I po raz kolejny wszystko musi trwać. A mnie to zawieszenie meczy chyba najbardziej. Już się pogodziłam ze pewnie transfer będzie końcem stycznia. Choć wciąż jakaś nikła nadzieje mam ze może jakoś się tak poukłada ze ten grudzień się uda

14 listopada, 09:57

I stało się - jesteśmy już w toku przygotowań do ostatniego transferu.
Pierwszą wizytę mieliśmy końcem sierpnia. Potem podglad jeszcze przed owulacja początkiem września i decyzja pani doktor o histeroskopii. Termin umówiony dopiero na 15.11 co wg kalendarza odpowiada 21 dc (miała być do 20 dc). Cykl wrześniowy skrócił się o 1 dzień wiec wiedziałam ze kolejny muszę wydłużyć. Nie udalo mi się skontaktować z panią doktor ale byłam na wizycie u pani doktor która prowadziła mi ciąże, bo musiałam zrobić wymazy przed histero i ona przepisala mi duphaston. Niestety okazał się nieskuteczny i kolejny cykl mial znowu 26 dni. Tym razem pani doktor odpisała na wiadomość i próbowała przełożyć termin histero. Kilka dni później zadzwonili ze szpitala i ustaliliśmy termin na 8.11.
Zabieg przebiegł w miarę ok, choć wydaje mi się ze podczas 1 histero mniej czułam. Podczas badania pan doktor Z ocenił ze endometrium jest lekko przekrwione i jakby bardziej rozpulchnione ale poza tym wszystko ok. Nawet rozejście blizny po cc które widziała pani doktor na usg nie zaniepokoiło go. W wypisie mam tylko informacje ze badanie wykonano i ze pobrano wycinek do badania. Także teraz czekam na wynik histopatologiczny i badanie pod katem komórek cd138. Jakoś tym razem wydaje mi się ze wynik będzie dobry (takie przeczucie) ale i tak nie zrobi to czasowo różnicy zapewne..
Gdy wracaliśmy do staran miałam nadzieje ze zrobimy transfer do końca roku. Po prostu już mi ciąży ze tyle lat żyje z myślą o ivf, transferach, zarodkach gdzieś z tylu głowy. Chciałabym już po prostu zamknąć ten temat, moc ruszyć z pewnymi tematami które są w zawieszeniu bo nie wiadomo czy nie będę jeszcze w ciąży (jak choćby zmiana pracy). A jak zadzwoniłam umówić się do pani doktor na kontrole to wszystko się załamało…
Bo ma urlop od 22.11 do 3.12. Ja wynik dostanę pewnie ok 23.11. Będę dzwonić i pytać wcześniej ale marne szanse… wiec pierwszy termin gdzie mogłam się umówić na wizytę to 4.12, gdzie wg kalendarzyka to będzie dzień mojej owulacji. I to przy założeniu ze aktualny cykl będzie miał 27 dni - a ja się nastawiam bardziej na 26 dni znowu… transfer ma być na cyklu naturalnym wiec bez monitoringu d**a zbita :( a nie mogę się umówić do kogoś innego bo jeszcze nie mam wynikow i nie wiem jaki będzie dalszy plan.. a zeby było całkiem różowo, to kolejny cykl wypada tak ze owu 31.12.. tutaj co prawda jest szansa ze się przesunie na wcześniej ale tez nie wiem jak pani doktor i klinika pracują pomiędzy świetami a nowym rokiem. Najbezpieczniej byłoby jakby owu wypadła ok 4.01 No ale w ta stronę nie spodziewam się niestety zmian :(
I po raz kolejny wszystko musi trwać. A mnie to zawieszenie meczy chyba najbardziej. Już się pogodziłam ze pewnie transfer będzie końcem stycznia. Choć wciąż jakaś nikła nadzieje mam ze może jakoś się tak poukłada ze ten grudzień się uda

Ps. 24.11. Cykl miał 26 dni, więc owu wg kalendarzyka 3.12.. kolejny cykl się porzestawial i Wg wyliczeń aplikacji owu 29.12. Może tam będzie jakaś szansa…

Wiadomość wyedytowana przez autora 24 listopada, 09:50

7 grudnia, 14:40

No i jest stan zapalny. Jestem w trakcie leczenia…
1 2