X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Jak to jest z jednym jajowodem
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Jak to jest z jednym jajowodem
O mnie: Zawsze chciałam mieć dzieci, ale przekonałam się o tym, jak bardzo, dopiero po ciąży pozamacicznej i stracie jednego jajowodu. I mam wrażenie, że nikt tego nie rozumie. Moje wypisy są przelaniem moich myśli, uczuć, doświadczeń. Może komuś pomogą, a może i nawet mnie :)
Czas starania się o dziecko: Chciałabym niedługo zacząć
Moja historia: 08.2021 - nieplanowa ciąża - ciąża pozamaciczna - laparoskopia i wycięcie lewego jajowodu - plastry antykoncepcyjne i powoli przyzwyczajanie się do nowej rzeczywistosci 04.2022 - badanie Hsg drożności prawego jajowodu
Moje emocje: - stres - ciągły niepokój - wahania nastroju - nieustanne myślenie o tym

4 kwietnia 2022, 17:11

Wiedzieliśmy z narzeczonym, że na pewno będziemy chcieli mieć dzieci w przyszłości, ale na razie planowaliśmy ślub, remont mieszkania, ja chciałam znaleźć lepsza pracę. W sierpniu zaszłam w nieplanowaną ciążę. Zrobiłam 3 testy ciążowe dzień przed moimi 25 urodzinami. Byliśmy w takim szoku, że następnego dnia poszłam zrobić badanie beta-hcg, aby wszystko potwierdzić. Byliśmy jednocześnie w takiej ekscytacji i strachu, że od razu powiedzieliśmy rodzicom i znajomym. Okazało się że moje dwie bliskie koleżanki również są w ciąży. Jakoś poczułam się dzięki temu bezpieczniej w nowej rzeczywistości. Od razu umówiłam się na wizytę do ginekologa. Pani doktor uprzedzała mnie, że dla kobiet z nieregularnym cyklem, 4-5 tydz ciąży może być za wcześnie żeby cokolwiek zobaczyć na badaniu USG. Parę dni przed wizytą moja znajoma poroniła w 6 tyg ciąży. Okropna wiadomość. Miała być to ich druga ciąża, o którą starali się już parę cykli. O pierwszą córeczkę, teraz 2 letnią, również starali się kilka miesięcy. Zaczęłam się martwić, czy na pewno u mnie jest wszystko dobrze. Ciąża trafiła nam się przypadkowo i styl życia jaki prowadziliśmy z narzeczonym nie należał do najzdrowszych. Obawy wzrosły po wizycie u ginekologa. Nie było widać pęcherzyka, jednak ciąża została potwierdzona. Doktor zaczęła tłumaczyć, że u kobiet z dłuższym cyklem ciąża może być znacznie młodsza niż przypuszczamy. Przejrzala moje wyniki krwi i zaleciła zrobić w ciągu trzech dni ponowne badanie beta-hcg, aby wykluczyć ciąze pozamaciczną. Ginekolog miała iść teraz na swój urlop, ale zaproponowała mi, żebym wysłała jej swoje wyniki SMS-em do sprawdzenia. Narzeczony pocieszał mnie ze wszystko będzie dobrze, ale po tej wizycie zaczęłam czuć, że coś musi być nie tak. Poczytałam oczywiście o ciąży pozamacicznej. Pierwszy raz spotkałam się z tym terminem, bo skąd wcześniej mogłam o nim wiedzieć? Edukacji seksulanej w Polsce nie ma, a w rodzinie lub wśród znajomych mówiło się tylko, że ktoś poronił. Szybko jednak wykluczyłam to u siebie, ponieważ nie miałam silnych bólów podbrzusza ani plamień. Czasem zabolał mnie trochę brzuch, ale nie było to uciążliwe. Zaczęłam również przeglądać w internecie pościele dla dzieci, łóżeczka, wózki. Narzeczony już się wszystkim pochwali, że musi się zabrać za remont małego pokoju dla przyszłego lokatora. Po wysłaniu ostatniego wyniku beta-hcg do mojej ginekolog, dostałam od niej szybki telefon, że bardzo jej przykro, ale podejrzewa u mnie ciążę pozamaciczną, charakterystyczny, nieznaczny przyrost beta-hcg na to wskazywał i brak pęcherzyka. Powiedziała że jest teraz na urlopie i nie jest w stanie mnie przyjąć dziś w gabinecie i dla mojego bezpieczeństwa prosi, abym udała się do najbliższego SOR-u z moimi wynikami... Osłupiałam, dlaczego ja? Jak to jest możliwe? Przecież u mnie w rodzinie nikt nie miał czegoś takiego. Dlaczego zawsze ja? Wzięłam prysznic, żeby trochę o przytomnieć. Mechanicznie spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i narzeczony zawiózł mnie do szpitala..

Wiadomość wyedytowana przez autora 4 kwietnia 2022, 17:40

4 kwietnia 2022, 17:47

Pani na Sorze, od razu zaprowadzila mnie na oddział ginekologiczny kazała poczekać, aż położna mnie przyjmnie. Pierwsze pytanie jakie usłyszałam to: a niby czemu przypuszczam, że mam ciążę pozamaciczną i czy mam coś na potwierdzenie. Pytanie bardzo logiczne oczywiście, ale zostało zadane w sposób tak lekceważący jakbym to ja głupiutka coś sobie wymyśliła. Ręce mi się zatrzęsły, głos złamał i tylko wydukałam, że mam wyniki beta, zdjęcie usg macicy bez pęcherzyka i skierowała mnie tutaj moja ginekolog. Kazali mi jeszcze chwilę poczekać na panią doktor, która zrobiła mi badanie USG. Na zdjęciach lewy jajowod był znacznie powiększony także najgorsze obawy zostały potwierdzone. Powiedziano mi, że muszą jeszcze omówić te zdjęcia z innym lekarzem i że najprawdopodobniej trzeba będzie wykonać laparoskopię. Uprzedzono mnie również, że istnieje taka możliwość że jajowod może pęknąć w trakcie operacji i wtedy trzeba będzie go usunąć. Świetnie, same dobre wiadomości. Przydzielono mi salę, łóżko i kazano czekać. Była pani anestezjolog zrobić wywiad przed narkozą, jednak wieczorem poinformowano mnie ze zabieg odbędzie się o 8:30 następnego dnia, ponieważ dobrze się czuje i tak będzie dogodniej dla wszystkich. Rano obudzily mnie krzyki na korytarzu, do mojej sali, świeżo po ciężkim porodzie, wjechała młoda mama. Ledwo żywa, ale szczęśliwa. Dzidziuś musiał zostać pod opieką, a jej kazali odciągać dla niego pokarm. I teraz musicie mnie zrozumieć, to nie tak, że kobieta która traci ciążę ma za złe tym kobietom, którym się uda urodzić dziecko. Po prostu kiedy widzi szczęśliwą matkę, ból jest jeszcze silniejszy. Cieszy się razem z nową mamą jej szczęściem, ale jednocześnie ból, rozpacz i niesprawiedliwość jaka ją spotkała okropnie się pogłębia. Dlatego uważam, że kobiety, które poroniły, są po zabiegach związanych z usunięciem macicy itp. nie powinny mieć styczności z nowymi mamami i płaczem ich pociech. To tylko pogarsza stan w jakim już są niedoszłe mamusie. Na przykład, moja kuzynka, na którejś już z kolei wizycie u ginekologa, usłyszala: Nie ma bicia serca, płód nie żyje, siostro proszę wykreślić ciążę! Będzie pani miała łyżeczkowanie. Koniec rozmowy. Nosz.... I oczywiście łóżko w szpitalu dostała ze świeżo upieczonymi mamami i ich dzidziusiami. Dopiero po kłótniach z pielęgniarkami, położyły ją na innym oddziale. A więc ja, leżąc obok świeżo upieczonej mamy wycierałam tylko łezkę za łezką i błagałam, żeby to moje serce nie popękało za bardzo. Nowa mama zaczęła wypytywać co tu robię, na co czekam i szybko się dowiedzialm, że ma za sobą już dwa poronienia i również tej ciąży miała nie donieść, ale się udało i wierzy, że mi również się uda. Dodała też, że mało kto o tym mówi, ale każda kobieta po stracie (i nie tylko) ma możliwość zadzwonić do szpitalnego psychologa i porozmawiać o tym jak się czuje. Numer telefonu powinien być na korytarzu, ona z tego skorzystała i bardzo jej to pomogło. Przez całą wizytę w szpitalu, ani lekarze, ani pielęgniarki nie poinformowały mnie o takiej możliwości. Może zapomniały, może nigdy tego nie robią, nie wiem.. Odświeżyłam się trochę przed zabiegiem, podłączono mi weflon, zaproszono do salki obok. Musiałam się rozebrać, położyć na łóżko, założyć czepek. Dostałam tabletkę uspakajającą (rutynową czynność) i przewieziono mnie, leżącą na tym łóżku, na salę operacyjną. Okropne doświadczenie, ale chyba tabletka robiła swoje, bo nie odczuwałam stresu. Na sali zabiegowej wszystkie okna otwarte, zimno jak w lodówce, a ty golutka pod papierkiem. Musiałam przejść na fotel zabiegowy, podobny do ginekologicznego, związano mi nogi i ręce pasami i podano coś znieczulającego weflonem. Maska tlenowa i Cię nie ma......

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 kwietnia 2022, 11:25

5 kwietnia 2022, 12:20

Obudził mnie okropny chłód, całe ciało trzęsło się okropnie. Usłyszałam tylko od pielęgniarki: czy jest mi zimno? Kiwnelam głową, że tak. Pobiegła po dodatkowy koc. Czułam jak próbuje mnie rozgrzać pocierając rękami o moje ramiona. Znów zasnęłam. Po chwili usłyszałam jak młoda mama pakuję się do wyjścia i rozmawia z lekarzam. Chwilę później do pokoju wchodzą nowe pacjentki, kobieta w średnim wieku i starsza pani. Jedną ręka wystukuje smsa do narzeczonego, że jestem już po operacji i żyje. Chyba znów przysypiam. Nie czuje bólu, jest mi poprostu strasznie niedobrze po narkozie i nie mogę nawet w spokoju usiąść na łóżko. Pielęgniarka pomaga mi założyć piżamę, mówi że gdy tylko poczuje się lepiej, to pójdziemy do toalety zdjąć cewnik. Przychodzi lekarz i informuje mnie, że musieli wyciąć jajowod, bo pękł podczas operacji. Świetnie. Pytam, czy wiadomo dlaczego doszło do ciąży pozamacicznej. Lekarz lekceważąco rzuca: budowę ma pani poprawną, ciężko powiedzieć, po prostu życie... Chcę mi się płakać. Dzięki chłopie. Z łóżka wstaje dopiero wieczorem, pielęgniarka (już inna) zdejmuje mi cewnik na sali z innymi pacjentkami za zasłonką. Oczywiście wylewa trochę na podłogę, przeklina tylko pod nosem "chińskie gówno". Teraz się z tego śmieje, ale wtedy czułam się okropnie zażenowana. Zostaje jeszcze jedną noc w szpitalu. Dostaje kroplówkę i do spania. Rano budzi mnie przyjazd starszej pani po zabiegu usunięcia macicy. Cały czas mówi, że ją boli, pielęgniarka dokłada kolejna kroplówkę. Widać jak się zwija z bólu. Nagle jej komputer zaczyna piszczeć coraz głośniej, ciśnienie jej spada. Zlatują się lekarze, próbują ją ocucić. Chcę stąd uciec. pacjentka nie wspomniała przed operacja, że po narkozie znacznie spada jej ciśnienie. Wszystko wraca do normy. Ja dostaje kilka wiadomości od rodziny, że moja kuzynka leży na tym samym oddziale i właśnie urodziła zdrowego synka. Proponują żebym poszła ją odwiedzić. Cieszę się z jej szczęścia, ale no ludzie... Chcę do domu! Dostaje wypis, ginekolog proponuję mi, że jeśli będę chciała zajść ponownie w ciążę to zaprasza tutaj do szpitala na badanie hsg drożności jajowodów, żeby sprawdzić czy prawy jest w porządku, mam zwolnienie na 2 tygodnie i skierowanie na zdjęcie szwów. Myślę sobie, że jakoś to będzie. Narzeczony zabiera mnie ze szpitala i jedziemy do mojego rodzinnego domu. Oczywiście po drodze zatrzymuje nas policja na rutynową kontrolę. Sierpniowe fatum trzyma się mnie niezwykle mocno. W końcu trafiam do domu, chyba przybieram automatycznie maskę, nie płaczę, nie przeżywam tego, po prostu leżę w łóżku. Najgorsze są pierwsze dwie noce. Ból jest tak ogromny, że skręca mnie w środku, połowy nocy nie przesypiam. Dostaję też miesiączkę. Odwiedza mnie kuzynka, która też straciła ciążę. Piszę do mojej znajomej, która niedawno poroniła, że mi też się nie udało. Pocieszamy się wzajemnie, że może i lepiej jeśli przytrafiło się to nam tak wcześnie, damy radę!
Długo nie chcą mi zdjąć szwów. Chirurg ma do mnie pretensje, dlaczego jestem tutaj, a nie u ginekologa i daje mi skierowanie do niej. Ludzie, a to moja wina, że dostałam do niego skierowanie? Po 2 tygodniach jakoś w końcu zdjemuja mi szwy, jeden oczywiście już się zrósł ze skórą, więc pani ginekolog wyciągając go rozgrzebuje mi ranę i już wiem, że po tym blizna zostanie. Oczywiście, również jest zniesmaczona tym, że chirurg mnie odesłał do niej. Przedłużam zwolnienie o kolejny tydzień, bo nie wyobrażam sobie pracować z niezagojonymi ranami. Podczas l4 koleżanki z pracy wydzwaniają, kiedy mam zamiar wrócić, bo sajgon, nie dadzą sobie rady, w żartach mówią że już wypowiedzenie na mnie czeka. Heh, śmieszne. Nie mówię im o tym co się wydarzyło, wspominam tylko, że dostałam jakiegoś zapalenia jajowodu i musieli mi go wyciąć. Nie wnikają. Po miesiącu od operacji udaję się do mojej ginekolog na badanie kontrolne, mam wyniki histopatologiczne. Fragmenty jajowodu z cechami przekrwienia..bla bla.. Nie ma pozostałości jaja płodowego ani tkanek płodu. Hmm, Pani doktor mówi pod nosem, że "dziwnie, najprawdopodobniej ciąża musiała sama się poronić do jamy brzusznej, hmm. To niepotrzebnie Pani ten jajowod wycinali" ... I gryzie się w język. Poprawia się i mówi, że nie nie, jeśli go usunęli to najprawdopodobniej musieli to zrobić, źle powiedziałam. Hmm. Badania wyszły w porządku. Pyta się mnie: to co kiedy zachodzimy w ciążę? Ja przerażona odpowiadam, że nie, na razie daje sobie spokój, muszę wszystko sobie ułożyć, zmienić pracę i proszę ją o plastry antykoncepcyjne. Wypytuję również o badanie hsg - mówi że rzeczywiście można zrobić jeśli chcę i gdy będę miała na nie ochotę, mam jej dać znać, to wypisze mi skierowanie. Na pytanie o przyczynę nie drożności lewego jajowodu, odpowiada zdawkowo. Mogłam mieć niewykryte zapalenie, przejść jakąś chorobę weneryczną (myślę sobie, przecież bym to poczuła), zrosty albo zupełnie losowy przypadek. Super, czyli dalej gdybamy.
Wracam do pracy, wszystko wydaje się takie jak było. Ale jednak ja czuje się inna, bardziej skamieniała, a jednocześnie roztrzęsiona. Dostaje awans i nie umiem się z tego cieszyć. Czuję że coraz mniej radzę sobie ze stresem, więcej zapominam, nie umiem się na niczym skupić, coraz gorzej radzę sobie w pracy. Czasem płaczę sama, narzeczony bardzo mnie wspiera, ale ja i tak czuje się w tym sama. Nie wiem co robić..

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 kwietnia 2022, 12:58

5 kwietnia 2022, 12:49

Chyba miewam jakieś epizody depresyjne, są okresy, że czuję się dobrze, a są takie że mam wszystko gdzieś i na niczym mi już nie zależy. Trochę czuje się tak, jakby nic mi nie wychodziło, jedyne w czym znajduje radość to urządzanie mieszkania i planowane wesela z narzeczonym. Zaczynam robić różne przetwory, piec różne rzeczy, dbam o rośliny, sądzę ich pełno. Zaczynam się coraz bardziej zastanawiać nad tym żeby zmienić te pracę, która nie daje mi ani trochę satysfakcji, ale wiem że będę musiała na to poświęcić minimum 2 lata. W rodzinie i wśród przyjaciół coraz więcej dzieci. Na dodatek, naprawdę wspaniała wiadomość! Moja znajoma, która poroniła w podobnym czasie do mnie, jest w ciąży! Udało im się po 3 miesiącach starań. Prosi aby na razie tego nie rogłaszać, bo po prostu boi się powtórki z lata. Jest to oczywiście zrozumiałe. Cieszę się strasznie ich szczęściem. W żartach, znajomi pytają nas czy też próbujemy wrócić do gry. Oczywiście odpowiadam, że nie, na razie dajemy sobie spokój, jeśli byśmy mieli się do tego zabrać, to ja musze najpierw się umówić do ginekologa po skierowanie na hsg, potem badanie drożności i dopiero wtedy się nad tym zastanawiać . A przecież planuje zmienić pracę na bardziej poważną i muszę temu poświęcić dużo czasu.
No, ale właśnie, czy ja naprawdę tego chcę teraz? Od wizyty u znajomych zaczynam myśleć nad swoim życiem coraz intensywniej, a co jeśli zajmę się na 100% czymś innym, drugi jajowod i mój jedyny też stanie się niedrożny? I za parę lat będziemy chcieli zajść w ciążę, a jedną możliwością będzie in vitro lub adopcja? A nawet nie dane nam było posmakować "starań o dziecko". No przecież ja musze mieć dziecko, nie wyobrażam sobie inaczej. I się zaczęło, ustaliliśmy z narzeczonym, że rzeczywiście może warto spróbować teraz. Jeśli niedługo zaczniemy, to zdążymy przed ślubem i weselem i będziemy mieli już bejbika razem z nami, a po ślubie zaczniemy myśleć nad budową domu. Ja mam prawie 26 lat, narzeczony 27. Zawsze chcieliśmy mieć pierwsze dziecko przed trzydziestką. No to na co czekamy? Umówiłam się do ginekologa, ucieszyła się z wiadomości, że myślimy o dziecku (chyba jak każdy ginekolog), dostałam skierowanie na hsg, zalecenia. Wizyta 08.04.2022. Oczywiście liczę, że jajowod bedzie drożny, ewentualnie przypadkiem się udrożni. Po badaniu chce odstawić antykoncepcję i w maju rozpocząć starania. Jeśli okaże się niedrożny, to liczę na laparoskopię i czyszczenie jajowodu. Z ostatnia opcją (niedrożny i nie do udrożnienia - jedynie in vitro) też staram się oswoić, ale wiadomo jak to jest.. Zobaczymy... Codziennie o tym myślę, chyba się zafiksowałam.
Na razie suplementuje - Pregna Start (kwas foliowy, cynk, Wit D, Wit. B6, Wit. 12), olej z wiesiołka i muszę kupić kwas omega. Narzeczony rzuca palenie (zdarzy mu się raz w tygodniu zapalić). Staramy się pilnować tego co jemy i pijemy. Zobaczymy...

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2022, 17:06

8 kwietnia 2022, 14:51

08.04.2022 - badanie sono HSG
7:30 stawiłam się na izbie przyjęć w szpitalu na oddziale położniczo-ginekologicznym. Troszkę nas było, więc zostałam przyjęta jakoś po godzinie 8:30. Rano wypiłam kawę i właściwie czułam się dobrze, nie licząc delikatnego stresu. Położna zbadała mi ciśnienie i tętno, oczywiście wyszło wysokie, ale badam się regularnie i podwyższone mam tylko przy "białym fartuchu". Nie dostałam ankiety covidowej, ale Pani doktor z położną przymknęły na to oko, ze względu na to, że jestem zaszczepiona. Nie pisze tego, żeby się chwalić czy coś, poprostu pisze jak było. Dostałam do wypełnienia typowe szpitalne ankiety i kazano mi poczekać na wezwanie lekarza. Jakoś pół godziny później Pani doktor wezwała mnie po imieniu i odbył się wywiad lekarski. Czy byłam kiedyś w ciąży? Czy staram się o dziecko? Czy miałam jakieś operacje? Czy na coś choruje? Kiedy była ostatnia miesiączka? Itd. Wysłano mnie piętro wyżej, przydzielono łóżko na sali z innymi pacjentkami i założono wenflon. Ogólnie bardzo miła atmosfera.
Na sali były 2 starsze kobiety. Jedna po operacji, druga przed. Zaczęły wypytywać co tu robię, co mi dolega. Jak to starsze Panie. Mi to akurat nie przeszkadzało, lubię zająć głowę chociażby rozmową, ale później do sali trafiły kolejne dwie, młode kobiety, które czekało najprawdopodobniej łyżeczkowanie. Dla nich takie wypytywanie było dość bolesne. Uczulam na to! Po godzince, może dwóch, już czuły się lepiej i same zaczęły zagadywać. Dajmy sobie troszkę czasu :)
Przed przyjęciem na oddział, Pani doktor uprzedziła mnie, że mogą wezwać mnie losowo, albo będę miała zabieg jako ostatnia. Zapoznała mnie na szybko z salą zabiegową i pokazała gdzie będę mogła się przebrać.
Jakoś przed 12.00 wezwano mnie na zabieg. Dostałam jednorazową spódniczkę ginekologiczną i mile mnie to zaskoczyło, bo nie spodziewałam się tego w szpitalu. Na sali było kilku lekarzy (same kobiety) i kilka pielęgniarek. Nie ukrywam troszkę mnie to zestresowało. Usiadłam na fotel (podobny do ginekologicznego), przypięto mi nogi pasami, ciśnienie podeszło mi w górę. Ginekolog spytała czy wolę, żeby zabieg został wykonany w ciszy czy chcę aby tłumaczyła mi po kolei co robi. Wybrałam drugą opcję. Założono mi wziernik, później balonik - uprzedziły, że może troszkę zaboleć - i zabolało jak przy mocniejszym bólu miesiączkowym. Następnie cewnik i przez cewnik sól fizjologiczna. I to było najmniej przyjemne, ale uwaga trwało może z 2 sekundy! Do przeżycia:) "Jajowod drożny". Jak to usłyszałam to zakręciło mi się w głowie i pojawił się banan na twarzy. Koniec. Spytałam się głównej lekarki, czy ma jakieś zalecenia, czy mogą pojawić się infekcje. Pewnie mówiłam trochę nieskładnie, bo doktor trochę zirytowania spytała - ale o co Pani dokładnie pyta? Czy zajdzie pani w ciążę, nie wiem!.... Hmm, a czy ja o to pytałam? Odpowiedziałam nieco zdziwiona, że nie o to mi chodzi... milszym już tonem powiedziała, że zaraz będzie wypis. Nie wiem, może była bo ciężkim dyżurze... No ale było to niepotrzebne. Tak czy siak załoga bardzo miła, Panie pomocne i troskliwe. Mówiły, że ból jest trochę silniejszy przy niedrożnym jajowodzie, ale rzeczywiście zabieg jest krótki.
Polecam po zabiegu założyć podpaskę lub wkładkę, bo można troszkę plamić. Całość trwała może 5 min.
Po 20 min dostałam wypis. Zalecenia - prysznic zamiast kąpieli - i na tym koniec. Możliwe są infekcje pochwy lub ból brzucha.
Szkoda trochę, że przy takim zabiegu jak Hsg, nie ma czasu na rozmowę z lekarzem, wypytanie na spokojnie o wszystko i właściwie jeśli sama nie zapytasz to się niczego nie dowiesz. Dalej szukasz odpowiedzi w internetach.
Po wszystkim czuje się trochę jakbym miała miesiączkę. Delikatny ból brzucha, krocza i lekkie plamienie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 kwietnia 2022, 17:23