Nie mogę się doczekać jutrzejszego pomiaru temperatury. Po kąpieli spróbowałam sprawdzić szyjkę. Wydaje się być nisko, zamknięta i twarda. Być może to zła obserwacja, ale od czegoś trzeba zacząć.
Zjedliśmy dzisiaj 3 małe milki. Wiem, że to bardzo niezdrowo i nie powinno się jeść takiej ilości cukru na raz, ale one były takie pyszne... raz na jakiś czas trzeba zaszaleć.
Kg same się nie zrzucą, ale mam to gdzieś. Jutro może napiszę coś więcej, teraz zamykają mi się oczy i chcę już tylko spać.
Mam nadzieję, że do poniedziałku będzie ze mną lepiej, bo chcę zrobić kontrolne badania TSH, krew i glukozę.
Zaczynam wariować. Zaczynam myśleć o tym, że po cholerę mam teraz marzyć o dziecku, skoro i tak go nie będzie!!!
U jednej z dziewczyn na forum, przeczytałam, to samo co usłyszałam ostatnio od M. Jeśli nie uda nam się przez rok to pas! Na ścianie powiesimy mapę świata i będziemy zaznaczać miejsca w których byliśmy, gdzie będziemy i te, do których nigdy nie dotrzemy.
Czasami myślę, że jestem po prostu do niczego!!! Czytam problemy innych "staraczek", nieregularne cykle, wysokie TSH, brak owulacji, skacząca temperatura!!!
A moje???!!! Cykl jak w zegarku i to szwajcarskim! Co 28 dni z dokładnością nawet do godziny. TSH unormowane pod koniec sierpnia do poziomu 1,114, w poniedziałek, jak uda mi się wyjść z przeziębienia, robię kontrolne badania i zobaczę jaki wynik będzie po miesiącu. Owulacja??? Odczuwam ją zawsze! Wiem nawet jak przesuwa się jajeczko. Mogę wyznaczyć jego miejsce w danym momencie! Temperatura??? Nigdy jej nie kontrolowałam, ale teraz widzę, że jest świetna!
TO DLACZEGO NIE MOGĘ ZAJŚĆ W CIĄŻĘ!!!!!!!!!!!!!!
Poświęcenie i zmiany? Nie palimy od 3 lat. A paliliśmy dużo za dużo. Alkohol? Brzydzę się wódką, ale nie odmówię lampki czerwonego wina, małego piwa 0% alk., czy małego kieliszeczka likieru np. kawowego. W końcu alkohol jest dla ludzi. Wielbłądem nie jestem, pic muszę oczywiście z umiarem.
Odżywianie? Radykalna zmiana na mniej tłuste mięso, najlepiej grillowane lub gotowane. Większa ilość warzyw i owoców. Wolę zjeść dużego pomidora i zagryźć go ogórkiem, niż zeżreć kg cukierków czy ciastek. Owszem nie ukrywam, że moją słabością są chipsy, ale też ograniczyłam je do minimum koniecznego do mojej egzystencji. Kawa? Piję, ale nie jak kiedyś 8 dziennie. Kupiliśmy ekspres z młynkiem, dobrą jakościową kawę i innej nie piję. Trafić na dobrą kawę mieloną czy rozpuszczalną graniczy teraz z cudem. Po kilku filiżankach jak nie zbrzydnie, to wydaje się kwaśna, czy jeszcze jakaś inna.
Próbowałam odpuścić... nie myśleć o ciąży... dać sobie spokój i niech się dzieje co chce. Ale jak można sobie odpuścić??? Kiedy widzę kobietę w ciąży mam ochotę zaczepić ją na ulicy i zapytać "jak się robi dzieci", bo ja jakoś nie potrafię?!
Jak widzę rodzinkę z wózkiem albo jak maluch kopie wszystko i wszystkich, bo nie chce wsiąść do auta, zaczynam płakać. Na spacerze nad morzem, w lesie, parku, ulicy, jak tylko widzę szczęśliwych ludzi z dziećmi-płaczę!
Jak widzę kolejny raz tą samą kobietę, która zaszła w ciążę "przez przypadek", a starsze dzieciaki biegają w samopas po ulicy, rozrabiają, biją inne dzieci, przeklinają, że ja tak nawet nie potrafię (a lubię przekląć) krew mnie zalewa. Rodziny "patologiczne", gdzie matka nawet nie wie, kto jest ojcem, którego dziecka - krew mnie zalewa!
Jakiś czas temu pomyślałam, że dziecko to w naszej obecnej sytuacji zły pomysł, bo mój M. nie miał pracy, a problemy finansowe ciągną się za nami cały czas. Ale jaki jest sens wymyślania takiego problemu. Nie ma wystarczająco dużo kasy, żeby dziecko miało najlepszą komórę w szkole??? Więcej kasy nie będzie... lepszego roweru nie będzie... lepszego laptopa nie będzie... lepszego samochodu po zdaniu prawka nie będzie... za to będzie kochane i zadbane. Bez względu na wszystko, poświęcę się cała. Poświęcę własne życie, jeśli będzie trzeba, ale po mojej śmierci, dziecko nie powie, że było ignorowane, niechciane, niekochane, nie miało wszystkiego... Nie będzie chciało iść na studia? To nie. Będzie chciało zostać woźnym po 6 klasach podstawówki? Proszę bardzo. Jeśli tylko będzie to jego marzeniem to proszę!
Nigdy nie zmuszę dziecka do czegoś, czego nie będzie chciało tylko dlatego, żeby był papier. Tylko po to, żeby sąsiedzi widzieli, że rano wychodzi do pracy, że mu się powodzi.
Nie powtórzę tych błędów, które ja zrobiłam. Nie pozwolę, żeby dziecko żałowało czegoś w życiu. Żeby miało do mnie pretensje, że chciało uczyć się matematyki, a ja przez to, że jej nie umiem i nigdy nie zrozumiem, zmusiłam go do medycyny czy kierunku humanistycznego. Bo tak wypadało...
Gówno!!! nie wypadało!!!
Co ja mam z życia???!!!!
Nic!!!!!!!!!!!
Zupełnie nic, bo pozwoliłam, żeby moi rodzice z niespełnionymi ambicjami zażądali ode mnie studiów, których nie skończyłam, a za które płacę do dzisiaj-dosłownie.
Owszem teraz studiuję zupełnie inny kierunek. Rozpoczęłam nowy etap w życiu, ale dlatego, że chciałam, a nie dlatego, że zostałam do tego przymuszona. Po 7 latach podjęłam świadomą decyzję o studiach. Chętnie uczęszczam w zajęciach. Chwalę się nawet swoimi ocenami i wynikami egzaminów.
Przed poronieniem nie mogłam patrzeć na dzieci. Nie wiedziałam, jak w ogóle można być w ciąży. Po co komu taki problem. Ani nie ma jak wyjechać, ani pójść na piwo - jakbym gdzieś wyjeżdżała, albo spotykała się ze znajomymi na imprezach????!!!! Jestem typowym kanapowcem. Wolę napić się piwa w domu przed TV niż łazić po lokalach... Impreza? To nie dla mnie. Za dużo ludzi. Za mało powietrza...
To chyba jest moja pokuta.
To chyba jest moja kara.
To chyba jest moje cierpienie...
Teraz, kiedy tak bardzo pragnę...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2014, 22:10
Wczoraj spacerek po plaży był krótki, bo wiało niemiłosiernie. Później małe zakupy i wylegiwanie w łóżeczku. Mój M. niestety musiał trochę się podleczyć gripexem. Fujjjj nienawidzę gripexu. Przez niego i przez grypę, którą miałam w 2009 roku straciliśmy nasze maleństwo. Z drugiej strony skąd mogłam wiedzieć, że zaciążyłam, skoro przestaliśmy się starać, odpuściliśmy. I masz ... stało się niemożliwe, ale na krótko.
Ostatnio zauważyłam, że mój M. częściej mówi o zafasolkowaniu niż ja. Nie wiem skąd taka zmiana u niego, ale cieszę się. Wczoraj nawet rozmawialiśmy o zmianie mieszkania, a nawet wyprowadzce za granicę. Jeśli uda nam się zakończyć wszystkie nasze problemy finansowe, jest szansa na poprawę i spełnienie marzeń... Najpierw zmiana samochodu, bo nasz jest już troszkę dobity, głównie przeze mnie no nic mam nadzieję, że w końcu zaczniemy żyć, a nie odmawiać sobie wszystkiego... zawsze...
Dzisiejsza nocka w pracy strasznie się dłużyła. Myślałam, że nie dotrwam, a jednak - udało się!
No nic... czas szykować się do badania.
TSH - 0,885 było - 1,114
Cholesterol - 154 (normy 115-190)
Żelazo - 128 (normy 35-150)
Nie mam pojęcia czy to dobre wyniki.
W środę moja gin ma dyżur, ja też, więc podejdę od razu i pokażę. Mam nadzieję, że wytrzymam do środy. Ajjjjj chciałabym już robić inne badania.... takie typowe, mocz, krew, usg... brać witaminki dla ciężarnych... może uda mi się schudnąć w ciąży zamiast przybrać na wadze... ojjjjj chciałabym już ... teraz .... natychmiast ... zaraz ...w tej chwili ... od razu
Dzisiaj miałam krótszy dzień w pracy. Na samym wstępie dostałam w twarz...
Koleżanka z działu, w którym byłam powiedziała mi, że nasza wspólna znajoma, też z firmy, jest w ciąży i poszła na L4. Nie mówię, cieszę się, że jest szczęśliwa, ale dlaczego??? Jak urodziła pierwsze dziecko chyba 6 lat temu, to ciężko było jej wrócić do firmy. Po jakimś czasie, dostała etat tam gdzie zawsze chciała, a teraz po przepracowanym roku, może 2 latach znowu jej się powiodło... i znowu jest na L4 i znowu przez 4 lata będzie wracać...
Najpierw zaczęło się od przyjęcia nowej dziewczyny do biura. Ok. nie moja decyzja, nie mój cyrk i nie moje małpy, niestety zdążyłam ją poznać troszkę wcześniej i już zdążyła wbić mi nóż w plecy i to dwa razy. Myślałam, że koniec tej znajomości jest już blisko, a tu nic z tego!!! Mało tego, gnida pochwaliła mi się, że idzie na taki sam kierunek studiów jak ja. Ale to jeszcze nic, najbardziej zadowolona jest z tego, że dostanie stypendium socjalne, więc studia ma za friko. Mi do stypendium zabrakło niecałych 15 zł, w czasie kiedy mój M. nie pracował, a ja zapierdzielałam na ,1,5 etatu. A ona????? ona ma wszystko!!!! ma nawet więcej!!! To nie chodzi o kasę, ale teraz w ogóle się porobi, bo jeśli ja potrzebuję weekendy wolne to i ona będzie musiała je mieć wolne. Szefowa znając życie poświęci mnie zamiast niej. Mnie!!!! Pracownika, który pracuje dłużej, mnie która wszystko robi za te leniwe cholery!!!! Mnie!!!! Jasna cholera!!!! Żyć mi się nie chce!!!!!! Ona pracuje od 3 tygodni, dlaczego zawsze mnie trzeba poświęcić??? Dlaczego??? Nie zrezygnuję teraz ze studiów. Już raz to zrobiłam. Więcej nie dam się wykorzystać i nie mam zamiaru dzielić swoich zajęć, bo ona też musi być na zajęciach!!! Mam to gdzieś!!!! Nie chce mi się już nic!!!! Mam dosyć!!!! Mam ochotę rzucić się z mostu, mam ochotę zacząć krzyczeć, żeby usłyszeli mnie na końcu świata!!!!
Dzisiaj mam już plany ze szwagierką. Najpierw bank, zakupy, ubezpieczenie auta, potem wrócę do domu i zacznę gotować. Nie wiem jeszcze co, ale pomysły się pojawią po drodze pewnie. Ostatnio mam ochotę na jajka. W każdej postaci! Codziennie na obiad jadłabym ziemniaki z jajkiem sadzonym. Na śniadanie jajecznicę, omleta albo na miękko. Chodzą za mną te jaja jak nigdy. Muszę dzisiaj kupić jakieś mięcho, bo w lodówce mamy echo. Nie wiem warzywa jakieś też muszę kupić. Nie mam koncepcji na najbliższy miesiąc...
Jutro pierwszy zjazd. Dziwny plan mam bo jadę na 14:45 a kończę o 17:15, więc będzie to początek mojej przygody na II roku
W sumie to już mi się trochę nudziło w weekendy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października 2014, 01:00
Tak się zastanawiam, cały czas myślę jak by było, gdyby było z nami masze małe szczęście. Ale co potem?
Jak i skąd wiedzieć, że coś się dzieje, że maluch może być przeziębiony, chory, nieszczęśliwy? Kiedy lecieć do szpitala, a kiedy lepiej przetrzymać w domu i nie narażać na inne bakterie i wirusy? Co ze szkołą? Jak pogodzić pracę, szkołę, studia, dom??? Jak robić zakupy? Kiedy ja tak lubię po prostu chodzić po sklepach... Już nie będę mogła wyskoczyć do sklepu po mleko czy mąkę, bo zabrakło mi do naleśników, przecież nie zostawię dziecka samego w domu! poza tym jak urządzić pokój? Gdzie ulokować zabawki, rowerek, rolki, książki, zeszyty? Przecież wszystko się zmieni. Już nie będzie siedzenia przed TV, netem, nie będzie spania do południa. Jak bym już chciała mieć zapełniony kalendarz od 4 rano do 3 w nocy... chciałabym nie mieć czasu na załatwienie prostych czynności np. siusiu...
Mam taki dosyć niepokojący mnie problem. Od kilku dni w nocy niesamowicie się pocę! Ale to nie jest taki pot jakbym biegała pół dnia, tylko zimny przeszywający kości. Wstaję z łóżka i jest wszystko w porządku. Nie wiem, albo muszę zmienić pościel, albo mi totalnie odbiło. Wczoraj pojechałam po zajęciach kupić upatrzone buty, mój M. biegał po całym centrum, żeby mi sok kupić. Tak mi spadł cukier, że musiałam usiąść zjeść dużą kanapkę, która miałam w torbie, popić sokiem i dopiero po tym przestało mi latać serducho i ręce. Jak przymierzałam kozaki i nie mogłam ich zapiąć. Zakręciło mi się w głowie, zalałam się "zimnym potem", nie mogłam się uspokoić. A mój M. wkładał mi buta, zapiął go, a w drugiej ręce trzymał moją torbę, netbooka, sok i pół kanapki na przemian mi wszystko podawał, żebym nie padła. Jutro kupię chyba nową pościel. Nie wiem co się dzieje. Przedwczoraj obudziłam się z mokrymi włosami jakbym wyszła spod prysznica.
O 5:25 temperatura 36,60; jak wstałam po 9 zmierzyłam, to była 37,82. Dzisiaj mam nockę. W nocy pewnie nie będzie zbyt ciepło. A nad ranem pomiar będzie dużo , dużo niższy niż normalnie. Mam nadzieje, że @ mnie nie nawiedzi z rańca.
Czas się ubierać i wyjść z bestyjką moją kochaną. Potem w planach mam zakup kilku nowych szmatek, obiadek, spać i do pracy
Teraz utwierdzam się w przekonaniu, że posiadanie największych milionów, brak kłótni małżeńskich, bycie razem, to nic w porównaniu do szczęśliwych rodzin, które mijam codziennie na ulicy.
Mam dosyć. Mam serdecznie tego wszystkiego dosyć.
Nie chcę już niczego, nie potrzebuję już niczego... odpuszczam...
Dzięki OF poznam lepiej swój organizm. Dalej pomiar temperatury da mi powód do tego, żeby się poznać. Obserwacje, leki, codzienne samopoczucie będzie skrupulatne odnotowywane.
Z mężem nie będę się kochać tylko w wyznaczonych przez nas dniach. Skoro zawiodła próba tylko w dniach owu, to teraz nie będę się wzbraniać. A jutro wieczorem napiję się drinka... albo zrobię sobie dwa ...
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 października 2014, 16:45
18 października 2009, godzina 10:10 - diagnoza - Krwawienie we wczesnym okresie ciąży
18 października 2009, godzina 10:30 - diagnoza - Poronienie samoistne (niezupełne, bez powikłań)
18 października 2009, godzina 16:30 - wypis do domu
Nieustanny płacz. Nie wiem jak się znalazłam w samochodzie, nie wiem jak weszłam na SOR, nie pamiętam jak trafiłam na oddział... wszystko jest we mgle... do dzisiaj nie pamiętam, nie wiem...
Gabinet zabiegowy - anestezjolog, kazała odliczać od 1 do stu, doliczyłam do 9, usłyszałam jak bije moje serce, zasnęłam.
Pobudka na sali - podobno majaczyłam, mąż był cały czas przy mnie, płakał razem ze mną. Teściowa nie odstąpiła mnie na krok... siedziała i mnie pilnowała...
Pozostał ogromny ból. Żal. Niemoc.
A teraz? Po 5 latach, po prawie roku starań nie możemy zobaczyć II kreseczek.
Co będzie?
Nie wiem.
Nie mam siły.
Zaczął się nowy cykl.
Nowe szanse.
Ale nie wiem, czy chcę.
Wiem w głębi serca, że i tym razem się nie uda. Na razie nie jest mi dane zostać mamą. Na tą chwilę mój najwspanialszy mąż nie będzie tatusiem. A wiem, że byłby wspaniałym, kochającym ojcem.
Nie jestem kobietą. Jestem bezwartościowa.
Nie mogę dać mężowi dziecka. Sama nie zostanę matką. Czuję się pusta.
Jedno jest pewne... dzisiaj przez całą noc będę płakać tak, żeby nikt nie widział... tak żeby nikt nie zapytał co się stało, żeby nikt nie wiedział, co we mnie się dzieje, jakie mam skrajne emocje... później jak się trochę uspokoi, to wyjdę na podjazd, zacznę krzyczeć - to będzie niemy krzyk!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 października 2014, 20:45
Dam radę.
Będziemy dzisiaj silni jak nigdy.
Ostatnio jakoś źle sypiam. Budzę się w nocy, jakbym miała gdzieś się spóźnić. Mokra, zlana potem, zmęczona. Jak nie idę do pracy, to kładę się dalej spać i nie mogę wstać do 11. Budzę się jeszcze bardziej zmęczona i skołowana. Nic mi się nie chce. A po godzinie i kawie mogę góry przenosić. Jestem pełna energii. Robię po kilka rzeczy na raz. Biegam, tańczę, skaczę, wszystko jest piękne, ważne, niepoznane. Muzyka brzmi inaczej. Kolory są inne. Smaki różnią się od tych, które znałam. Jednak dzień staje się krótszy, ciemny, ponury i smutny.
Dzisiaj zrobiłam pyszny obiadek. Pieczone ziemniaczki, karkóweczka w marynacie musztardowo-miodowej z przyprawami. M. jadł, aż mu się uszy trzęsły. Wyszła faktycznie pyszna.
Teść wędził kiełbasę i wędlinę. Takie wspaniałe, że aż ślinka cieknie! Juto na śniadanko kupię świeże bułeczki i zrobię nam takie właśnie pyszne kanapeczki z wędlinką i papryką.
Po powrocie z pracy M. opowiedział mi historię, którą usłyszał od klienta. Zupełnie przez przypadek. Facet musiał się wygadać, podzielić swoim żalem, swoją rozpaczą. M. przyznał się, że jak już był sam i wracał do domu, to się rozpłakał. Przeanalizował tą rozmowę i stwierdził, że spotkał "bliźniaka życiowego". Klient opowiedział mu o swoim życiu, a M. miał wrażenie, że mówił o naszym przypadku. Starania, upragniona ciąża, grypa, poronienie, dalsze starania, brak szansy, czekanie na cud. Łza się w oku kręci. Wiadomo, że nie jest powiedziane, że my też nie będziemy mieli już żadnej szansy, ale trzeba się liczyć z najgorszym scenariuszem.
Jak pojechałam na nockę do pracy, dostałam sms`a od M.
"Dobrze, że mam Ciebie, jesteś najwspanialszym darem jaki mogłem otrzymać od życia.
Jesteś moim jedynym celem, oddechem i powodem, dla którego budzę się codziennie rano. Kocham każdy włos, każdy Twój oddech i każdą chwilę spędzoną razem!
Jesteś moim cudem"
Prawie się rozpłakałam ze szczęścia.
M. jest moim powietrzem. Bez niego bym nie przeżyła.
Jest moją jedyną, prawdziwą miłością. Jest wszystkim czego chcę.
Boję się tylko tego, że nie dam mu tego czego tak bardzo chcemy - naszego owocu miłości. Naszego spełnienia. Marzenia.