Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
O mnie: 29 lat skończę w marcu. Czarnobylowy rocznik 86. Prawie trzynaście lat razem.
Czas starania się o dziecko: 6 miesięcy, w lipcu 2014 odstawiłam proszki anty.
Moja historia: Boję się dzieci, są takie małe i kruche. Mój zegar biologiczny ma jednak inne zdanie.On jakoś posiadanie dzieci odkładał na później, pewnego dnia jednak uznał, że na nas już czas. Na początku nie dawałam po sobie poznać, że ze strachu prawie narobiłam w galoty.
Moje emocje: I tu miejsce na moje emocje- jestem wściekła! Całe młode życie słyszymy: " uważaj, bo zajdziesz w ciążę" a jak przychodzi co do czego, to okazuje się, że jak Cię facet dotknie, to brzuch od tego nie rośnie. Takie życie!
Dlaczego moja terapia? Bo myślę, że osoby bliskie mają już mnie dość. Nic tylko zajść w ciążę i zajść w ciąże. On nie mówi nic, tylko słucha. Zastanawiam się czy tak w ogóle chce, bo milczy. Zgadza się jednak na wszystkie moje fanaberie, wspiera kiedy jest mi źle, po prostu jest facetem. Od dnia kiedy zaczęłam regularnie wchodzić na ovu i czytać inne pamiętniki jakoś mój stres się zmniejszył. To chyba taka świadomość, że nie jestem już sama, że ktoś gdzieś czuje i przechodzi to co ja. Zresztą obudziła się we mnie nadzieja, bo większość historii kończy się happy endem.
Moja historia właściwie zaczyna się 02.12.2014 kiedy postanowiłam zrobić badania i zobaczyć czy wszystko ok. W 8dc zobaczyłam wynik prolaktyna na poziomie 50 czyli coś nie tak. Jako, że moja mama pracuje w laboratorium "poszalała" z moją krwią i zrobiła szereg innych badań. Dzięki niej od razu poznałam diagnozę. Chora wątroba! 10 lat brania proszków anty zrobiło swoje. Zaczęłam się leczyć, leczę się do dziś, nie jest łatwo. 15.01.15 byłam u ginekologa zlecił powtórne badanie i jakoś nie przejął się pierwszym wynikiem. Kazał zrobić usg tv i czekać, bo podobno zbyt krótko się staramy. I oto 26.01.2015 pojawiła się da mnie pozytywna informacja- zbadałam prolaktynę i wyszło 30 (6 dc) i zdrowsza wątroba. Od tygodnia wyczekuję na owulację i zobaczymy. Może faktycznie przesadzam!
Moja prolaktyna wynosiła blisko 900, czyli w przeliczeniu ponad 40, z tym że u mnie winowajcą była chora tarczyca i od kiedy zaczęłam brać hormony mieści się w normie. Życzę powodzenia! :)
Moja bratowa poradziła mi, że warto dbać w tym czasie starań o siebie. Niby banalna porada, każdy tak mówi. Dziś jednak postanowiłam z niej skorzystać. Wzięłam urlop takie tylko dwa dni, ale wstałam później, wyspałam się. Poserduszkowaliśmy. On poszedł do pracy a ja się snuje. Pospacerowałam z psem, pomalowałam paznokcie, pogotowałam. Tak spokojnie i na luzie. Oczywiście nie da się zapomnieć o swoim życiu i celach. Pewnie dlatego robiłam testy ovu, zagladałam tu ze 200 razy ☺. Owulacja jest już blisko czai się za rogiem. Zobaczymy co z tego wyniknie. Grunt to się nie stresować. Taki mam zamiar! Przynajmniej do poniedziałku
Mój rocznik;)) A co do prolaktyny to ja miałam w 2dc ponad 50 a kilka dni pozniej ponad 70! Ale czemu tabletki anty brałaś a nie bromergon na przyklad? Mi po 2 miesiacach brania bromergonu prolaktyna spadła do 4 z hakiem;)
Tabletki anty brałam zanim chciałam zajść w ciążę i to dość długo doprowadziły do uszkodzenia wątroby, i prawdopodobnie dlatego takie wyniki prolaktyny. Najpierw leczenie wątroby a potem sprawdzanie prolaktyny, ale wszystko wskazuje na to, że wraz z poprawą zdrowia wątroby spada prolaktyna :)
Dziś piękny słoneczny dzień. Wybrałam się na spacer z moim psiakiem. No i zaczęło się z każdym krokiem czułam ból z lewej strony, w okolicy jajników. Rano robiłam test owu i nic. Wróciłam ze spaceru i postanowiłam go powtórzyć. I jest pozytywny. Jestem pełna nadzieji i spokoju zobaczymy
Jej, ale mnie boli i nie lewy a prawy jajnik. Zadziwiający jest fakt, że tyle lat na świecie a wciąż mylę prawą z lewą. Zawsze jakoś wszystkie dolegliwości owulacyjne czułam ze strony lewej. Tak mnie ciągnie, że aż do kolana czuje. Masakra! Nic mi się nie chce, poszła bym spać.
Zepsuł mi się laptop! Chciałam dodać fotki testu ovu, ale kurcze no nie działa. Wirus jakiś czy co? Póki On do niego nie zajrzy, nic nie poradzę. On nie ma czasu, bo rok 2015 sprawił, że wszystko się psuje! Teraz zagląda do odkurzacza, bo wyje aż uszy bolą. Zastanawia mnie fakt, że owu była chyba, no wczoraj dopadł mnie ból nieprzeciętny. Dwa dni temu testy pozytywne a na wykresie jakoś się nie zaznacza. Tempka dzisiaj nieznacznie wzrosła, ale jakoś tak nie bardzo. Sama nie wiem co o tym myśleć. Jak tylko laptop będzie sprawny to wrzucę zdjęcia testów. Zresztą od wczoraj już pobolewają mnie piersi, więc to na pewno po wszystkim. No cóż poczekam na reakcję mojego organizmu. Zobaczymy! Jakoś tak sama nie wiem co się ostatnio ze mną dzieje, chyba terapia w pamiętniku pomaga, bo całe te starania i sprawdzania mam głęboko w du... Chociaż to może być równie dobrze zrezygnowanie, bo jakoś od paru dni mam jakiegoś takiego doła i myślę, że nie dane jest nam zostanie rodzicami. O ironio, chyba nie można mieć wszystkiego w życiu. Mamy tyle miłości, że nam już chyba wystarczy. Cóż okaże się, Boży plan. Idę pooglądać telewizję, albo spać, może obudzę się dopiero na @.
Ojj mam to samo, jakoś tak wkurza mnie to doszukiwanie się owu, szczególnie, że w tym miesiacu mam strasznie dziwny wykres i nic z niego nie rozumiem! Ehh musi być lepiej, trzeba wierzyc;)
No i ogarnia mnie złość. Matka trójka dzieci, zaniedbane, głodne i nie chciane. Za nią dwie aborcje. Dlaczego Bóg daje dzieci takim matkom. Widać w życiu nie można mieć wszystkiego.
Tempka ładnie rośnie w górę, powoli, ale idzie. Mój termometr niestety nie domaga. Coś się z nim dzieje. Może bateria już słaba. Oby wytrzymał do końca cyklu. Zamówiłam już nowy. Typowy owulacyjny, bo miałam zwykły elektroniczny. Wiem, czuję to, nie jestem w ciąży. Czuje jednak taką pozytywną energię. W końcu z owulacją jak z autobusem. Nie ta, to następna. Na wiosnę, zaczną się remonty zmiany. Oby do wiosny a pogoda taka pozytywna. Czekam na tą zapowiadaną ciepłą i słoneczną sobotę. Grunt to się nie załamywać. Tylko pozytywne myśli!
Leżę i napycham się galaretkami w cukrze. Hmm... uwielbiam! Chciało mi się spać, już mi się nie chce! Dotarł dziś do apteki mój nowy termometr. Fajnie, jeszcze go nie odpakowałam, ale ten cykl zakończę starym. Kupiłam sobie dziś nowe witaminy. A co! Dziecko będzie ich potrzebować. Tak sobie myślałam, że może czas zacząć jeździć na rolkach. Uwielbiam to, wiosna idzie. Muszę kupić rolki. Byłam dziś ma usg jamy brzusznej, zbadać moją wątrobę i już wiem nigdy żadnych proszków anty. To zabija. W opisie umiarkowane stłuszczenie wątroby. No jasna cholerę! Alkoholikiem nie jestem ani otyła. Tylko 100 lat brałam leki, które jak twierdziłam dawały mi swobodę. I tak sobie myślę. Kur... mać dlaczego ani jednemu lekarzowi przez te wszystkie lata nie przyszło do głowy by mnie zbadać. Tyle się mówi o efektach ubocznych. Ale nie po co? Tym czasem mam chorą wątrobę, podwyższoną przez to prolaktynę. I to właśnie wtedy, gdy powinnam być zdrowa.
Agresja, agresja, agresja!! W skali 1 do 10 daję sobie 15. Wkurzyłam moją mamę a babę z pracy to miałam chęć przez telefon udusić. Teraz odebrałam od kuriera nowy odkurzacz i nie działa. Albo ja jestem głupia albo ten sprzęt. Zaraz się popłaczę, już mam poprostu dość. Moja mama tylko skomentowała, że jak w ciąży będę mieć takie wahania nastroju, to ona zwariuje. Niech nie wariuje, babcia się przyda Zresztą nikt nie da rady! Mam w pracy taką czułą koleżankę, że jak darłam się na panią przez telefon to się popłakała. Ona zawsze płacze- normalne. Ja jednak sama nie mogę już wytrzymać złość i zmęczenie. Niech @ już przyjdzie, bo to napięcie też mi nie służy!
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 lutego 2015, 17:49
To chyba najdłuższy z moich cykli. Każdą wolną chwilę poświęcam na zaglądanie na ovu. Wpatruje się w mój wykres jakby miał zaraz wyskoczyć z monitora i krzyczeć "tak teraz się udało!" Swoją drogą okaże się jak podziały rady mojego starszego brata. O staraniach nie chciałam mówić nikomu. Tylko mamie, teściowej i jego babci- ona na to czeka najbardziej. Brat i bratowa to siłą rzeczy wyszło, bo chcieli powyrzucać ciuszki dla maluszka. Nie będą mieć więcej dzieci z powodu problemów zdrowotnych. No i musiałam powiedzieć. Jako, że brat starszy poinstruował mnie aż mi głupio było. W końcu z nim na takie tematy jakoś nigdy nie gadałam. To on zasugerował testy owulacyjne, może i dobrze może to skróci nasze działania. No i bratowa dała mi radę, którą chyba wszystkie znamy, ale nie korzystamy z niej. Starania to czas dla nas. Trzeba się wyspać i myśleć o sobie. Potem już myślimy tylko o innych. Czekam na @. Nie łudźę się. Bo w sumie cieszmy się tym co daje nam Bóg. W odpowiednim czasie rozmnoży nasze szczęście!
Dziś robiłam szarlotkę. Oj bardzo mi się jej chciało i nagle słabo i nie dobrze. Potem siku co 10 minut. I jestem zła na siebie. Im bliżej @ coraz to nowsze ściemy. Wiem, że nie jestem w ciąży. Nie chce się oszukiwać a ten mój umysł robi to chyba złośliwe. Jak by tego było mało płakałam jak bóbr oglądając smerfy. Dlaczego organizm nas tak oszukuje, kiedy tak bardzo pragniemy coś poczuć? Czy nie wystarczające jest to, że czekamy zbyt długo?
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lutego 2015, 22:17
Od wczoraj, może przedwczoraj myślałam tylko o lodach waniliowych czy śmietankowych, albo truskawkowych, pistacjowych. Nie ważne o jakim smaku. Marzyły mi się lody! Wczoraj jak już pisałam upiekłam szarlotkę, bo też miałam ochotę. W związku z powyższym dzisiejszy wieczór był cudowny. Ciepła szarlotka z lodami śmietankowymi. Tylko bitej śmietany zabrakło, ale to już wyzwanie na jutro:)
Dziś doświadczyłam jakiegoś zupełnie dziwnego uczucia. Chyba pierwszy raz w życiu poczułam, że wiele rzeczy jest niezależnie ode mnie. Ta niemoc, wywołała u mnie złość i jednocześnie zrezygnowanie. Trzęsły mi się ręce i zbierało na płacz. Jestem osobą, która wychodzi z założenia, że "jeśli czegoś nie da się zrobić, to znajdź osobę co o tym nie wie- przyjdzie i to zrobi!" Ja nie wierzę, że czegoś się nie da zrobić. Robię tak długo aż zrobię. Dziś zderzyłam się ze ścianą. To bardzo mnie zabolało.
Dziś mam wizytę u mojego gina. Ma obejrzeć wyniki badań, które mi zlecił. Robiłam usg (wg położnej książkowe) i trochę podwyższona prolaktyna. Od paru dni wpatruje się w wykres. Dziś obudziłam się o 3 rano bo chciało mi się siusiu. Zmierzyłam temperaturę 36.7. Zasnęłam. Wstaję o 5 jak codzień i temperatura 37.0. No i nie wiem co o tym wszytko myśleć. Lekarz napewno nic dziś nie zobaczy a ja do @ zwariuje chyba. To najdłuższy miesiąc w moim życiu. Tak sobie myślę, że w tym cyklu zrobiłam już chyba wszystko co trzeba. Testy owulacyjne, mierzenie temperatury, czas współżycia. Jeśli tym razem się nie uda to chyba odpuszczę, bo nie mam już siły by doszukiwać się objawów ciąży i marzyć co by było gdyby.
Wróciłam od gina. Przepisał mi bromka na prolaktynę. Chyba mam już dość, chce mi się płakać! Mam już dość. Połykam całe garści leków a efektów i tak nie widać. Leczenie wątroby, hormonów. Kurde jestem na siebie wściekła. Mogłam zadbać o siebie wcześniej. W sumie to powinnam się cieszyć. Lekarz nie widział powodu do leczenia na początku. Bo w moim wieku statystyczne leczy się po roku starań. A tu dziś bach i recepta. Tracę już siły, może to tylko dół spowodowany @, ale chyba przestaję już wierzyć.
Dziś byłam u lekarza rodzinnego. Wątroba się regeneruje, chociaż ona ma na to wszystko siłę. Kontrola za pół roku. Martwi mnie ten bromek. Jakaś wysoka dawka. Dwie tabletki dziennie? Wiem, że mój ginekolog wie co robi. Ufam mu, jak już zdążyłam zauważyć ma inne metody leczenia nie jest standardowy. Jest skuteczny. W sobotę powinna być @. Wpatruje się w wykres i mam chęć testować. Jak to mówią "nadzieja umiera ostatnia". Chyba nie zatestuje, nie wierzę w cuda. Już nie raz miałam nadzieję i poczułam jak to jest widzieć pozytywny test. Nie był pozytywny, tylko ja jestem ślepa i rozkojarzona. Dobrze, że chociaż starania są przyjemne, bo to chociaż daję nadzieję na kolejny miesiąc.
Dziś już chyba nie wytrzymam. Zrobię test! Rano zdecydowałam, że jak wrócę z pracy to sprawdzę i tak już długo wytrzymałam. Wiem że przyniesie mi rozczarowanie, ale to wieczne myślenie wykańcza mnie psychicznie. Coraz to nowsze, sztuczne objawy i wpatrywanie się w wykres. Chciałabym wrócić do dnia kiedy byłam młoda i odpowiedzialna. Zrobiła bym wiele rzeczy inaczej. A nasze dziecko mogło by mieć dziś 12 lat! To faktycznie złośliwość losu, nie można mieć wszystkiego.
Wczoraj wróciłam z pracy i zrobiłam test. Negatywny! Kur... znów nic! Położyłam go na półce i poszłam robić obiad. Dlaczego nie wyrzuciłam go do kosza? Sama nie wiem! Po obiedzie coś mnie tkneło. Chciałam jeszcze raz zobaczyć swoją porażkę z tego miesiąca. A tu cień, cienia cienia. Dodam że test był z allegro. Dziś rano zrobiłam jescze raz. Znów niby coś a jednak za duże nic by się cieszyć. Miałam schowany jeszcze test z rossmanna. Zrobiłam! Ten już nie pozostawił żadnych wątpliwości!
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2015, 06:59
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
Moja prolaktyna wynosiła blisko 900, czyli w przeliczeniu ponad 40, z tym że u mnie winowajcą była chora tarczyca i od kiedy zaczęłam brać hormony mieści się w normie. Życzę powodzenia! :)
"Zastanawiam się czy tak w ogóle chce, bo milczy"- mam bardzo podobnie. I wydaje mi się, że boi się bardziej niż ja.