Każda miesiącza to kolejne łzy. Mamy żel concesive plus. Próbujemy na luzie ale jak można o tym nie myśleć i starać się jednocześnie?! Jak mam nie analizować dni płodnych kiedy staramy się o dziecko?! Próbowaliśmy się spiąć, próbowaliśmy się nie spinać, a tak, a siak i nic.
Temperatury mierzyłam przez pół roku po czym przestałam, bo za bardzo mnie stresują - nie widzę skoku bo wykresy wyglądają jak zęby rekina. Obserwacje śluzu - masakra nigdy nie mam pewności, czasami wydaje mi się, ze pojawia się płodny kilka razy w cyklu. Standardowo przed każdą miesiączką mam wymyślone objawy ciąży: zawsze mnie mdli plus coś nowego... potem potoki łez. Mąż czasami słucha nic nie mówi. Mam takie poczucie czasami, ze tylko mi zależy a on nawet nie wie w jiej jestem fazie cyklu. Współżyjemy mało - on nie może z dnia na dzień wiec przychodzą fale kolejnych frustracji i łez.
Dzisiaj okres spóźnia mi się trzy dni - ma prawo tydzień byłam chora, trzy egzaminy na prawko, duży wysiłek fizyczny. Jest Wielkanoc.... a ja przwalam się z kąta w kąt, chce mi się ryczeć, jestem zła i pełna nadziei jednocześnie. Męczy mnie ta dwufazowość życia - do owulacji mogę biegać, wypić winko itd. a po nawet głupiego fervexu na przeziębienie się boję.Tego nie mogę, to też lepiej odstawić no i z tym poczekać...
Nie umiem uwolnić swojej głowy od natrętu myśli zogniskowanych na tym jednym temacie. Nie chcę bliskim truć, sama siebie już wystarczająco truję. Zawsze myślałam, ze trudniej jest się ochronić przed niechcianą ciążą. A teraz... tak bardzo czekam i boję się jednocześnie.
Przemyślałam od nowa temat ciąży i dziecka... chyba mam złe podejście - chcemy mieć dziecko i już tak ma być, a to przecież nie jest decyzja jak kupno zmywarki. Może jesteśmy (głównie ja) zbyt egoistyczni w tym podejściu, zbyt koncentrujemy się na sobie. Może stawiam sobie zbyt duże oczekiwania i biorę udział w jakimś nieformalnym wyścigu macić wśród rodziny (kuzynki, bratowe koleżanki etc.)
Nie mam stałej umowy o pracę i moja sytuacja jest niepewna a mamy dużo zobowiązań finansowych - może to też mnie blokuje... na szczęście zrobiłam już prawko więc jedna rzecz do przodu. Niby chcę mieć dzieci a nic nie jestem w stanie od siebie dać, nic poświęcić... dlatego... i tu pojawiają się te dobre rzeczy - rzucamy palenie i zaczynamy zdrowe, racjonalne odżywianie. Jeszcze dziś spróbuję się umówić na wizytę do polecanej ginekolog od niepłodności i zaczynamy badania:)
A poza tym mąż obiecał mi na urodzinki bilety na Openera:D na RED HOTÓW!!!!!!!!
Rozmawiając wczoraj ze znajomą, która wiele lat walczyła o swoje dzieci (a mieli minimalne szanse - dziś już 4 dzieci), powiedziała mi, że najgorsza jest bezczynność. Bo kiedy coś robisz w tym kierunku - badania, wizyty, telefon, cokolwiek!!!!!! masz dużo więcej luzu i spokoju:) Więc idę za jej przykładem.
Na tę chwilę bardzo się cieszę, że jesteśmy razem, mamy obecni dwa tygodnie luzu i dużo wolnego we dwoje. Możemy zalegać na kanapie całe popołudnie i bagatelizować większość obowiązków domowych bo dzieci JESZCZE nie mamy i cieszę się tym czasem!!!!! Wierzę, że przyjdzie taki moment, że będziemy zmęczeni i chętnie złapalibyśmy godzinkę oddechu, więc teraz wykorzystuję na maksa to, co mam!
I ładuję akumulatory na przyszłość
Uwielbiam i bardzo pomagają mi w tym pozytywnym myśleniu żółte karteczki Pawlikowskiej! Więc dzisiaj mówię witajcie drzewka i chmurki:)
Pozytywnie i do przodu. Po rozmowie ze znajomą, trafiłam do ginekolog zajmującą się leczeniem niepłodności. Ta zleciła szereg badań, w większości hormony = masa kasy. USG -ok. Od niej trafiliśmy z mężem do Naprocentrum. Tu kolejne badania - chyba nie jest źle. Hormony nie są złe, mała dawka Eutyroxu na tarczycę. Od kilku tygodni nie wymiotuję, niestety dalej palę, ale wszystko po kolei:) Mam wreszcie poczucie, że idę a nie stoję w miejscu. Mam łykać witaminy, badać krew na okrągło (chyba zbankrutuję na tych badaniach), ale coś się dzieje. Jeszcze daleka droga przed nami -drożność jajowodów, badanie nasienia i hormony, hormony, hormony. Będzie dobrze...Ćwiczę, mam wzorowe odżywianie, lepiej się czuję
Dziś jest bardzo dobry dzień
Teraz wykres pokazuje wzrost tempki ale to dopiero 23 dc.... może to normalne a za kilka dni spadnie? Nie wiem ale teraz mielę temat w koło Macieju i nie mogę się od tego uwolnić. Siedzę na OVU całymi godzinami i czekam aż coś się stanie. Wykańcza mnie to!!!!!!! Co mam robić????!!!!
Nienawidzę tej części cyklu - czuję się jak kupa, zero mobilizacji do działania, dni uciekają a ja zalegam na kanapie. Od września powinnam zacząć awans zawody - 2 lata cięgiem bez urlopu m.Luby oblał hiperważny egzamin - on czuje się drugą kupą do pary a ja muszę teraz wspierać i dawać. Niestety pokłady mam zerowe...
Tematy ciążowe są wszędzie niezależnie ode mnie- w serialu, reklamach, fb, nawet w pracy babka opowiedziała historię pijaczki pod jej sklepem, która w wieku 40 lat urodziła zdrowewgo 5kg chłopczyka- ironia? No qrwa... Wole już szybko zrobić te badania i niech mi powiedzą co jest nie tak, że mam się pogodzić i już koniec ednofstory! Wtedy można się jakoś z tym uporać i WIEDZIEĆ NA CZYM SIĘ STOI. Jestem dziś okropna, niecirpliwość daje się we znaki. Oszaleję chyba z rozkminiania...
Wzdęło mnie okropnie, na twarzy wywaliło peło syfów jak za gówniarza! Latami tak nie miałam! A na sobotę mam być piękna w obcisłej kiecy - super z bebzolem jak 6 mc tylko bez dzidzi.... bo tak to bym dumnie nosiła....
Tempka lekko spada więc pewnie i progesteron i w łazience mi nieco lżej:D jestem marudna i sama nie wiem czego chcę - nic mi się nie chce ale coś bym może zrobiła ale nie wiem co, nie wiem czy chce mi się jeść czy nie a jeśli tak to co, drugi dzień po większym eutyroxie mam większy apetyt i wcinam daktyle i banany i ciągle mi się chce coś a potem mnie mdli (tzn. pewnie mój chory mózg to generuje). On pyta czy bolą mnie piersi - qrwa ja nie mam piersi, nigdy mnie nie bolały to czemu nagle powinny?! Nie nie bolą ale rok temu też nie bolały.
Na naukach przedmałżeńskich myślałam - fajnie, ze jest taka metoda ale nam to nie będzie potrzebne a co, musimy się raczej pilnować, żeby za szybko nic nie zmalować bo chcemy się jeszcze sobą nacieszyć. Gadanie o mierzeniu temperatur a już w ogóle śluz - FUJKA!!!! Ja to nie, nie nigdy w życiu! No i proszę teraz sama jestem specem od wszelkich wydzielin pipowych. Hormony, wydzieliny, dane statystyczne - najbardziej świadoma pizdolożka. Zła jestem i smutna.
W naszej rodzinie w ogóle jest wyścig macic - 3 młode małżęństwa - 2 już z dezieciakami a my - dwa psy, kot i ryba. Powiedziałam, że nie biorę w tym udziału ale oczywiście, że biorę i czekam jak zaraz polecą następne ciąże - wtedy będę ryczeć już ryczę.
Następnego wieczoru przyszli znajomi - winko grill wesoło:) W nocy konałam z bólu! Zanim ibuprom zaczął działać myślałam, że wyzionę ducha. Zimny pot, mdłości masakra. Okres bardzo skąpy. Co ja już naczytałam w goglach na ten temat - nadchodzi menopauza, ALE JA NAWET 30 LAT NIE MAM!!!!!!!!
Ryczę od 3 dni. Naszego 2 letniego chrześniaka widujemy co kilka dni. Każą mu mnie ptrzytulać i całować a ja nie chcę być teraz przez niego przytualana!!!!!!! To mnie boli.Za miesiąc rocznica naszego Aniołka (nie wiem co napisać - urodzin i śmierci?).
Jestem bardzo zła i jednocześnie smutna bo w lipcu mieliśmy mieć pierwszą wspólną wizytę u lekarza - miała zobaczyć mojego K. i zlecić badania. Ja miałam wykonać dwie serie badań, których przez mnogość meandrów życiowych nie udało mi się zrobić. Dwa cykle poszły na marne. Bez badań nie mam po co iść bo szkoda kasy. Więc znowu o kilka miesięcy odsunie się wizyta..... w sierpniu idę do szpitala na drożność jajowodów - czego bardzo się boję. Znowu muszę robić posiew, zero przytulańska przez półtora miecha więc kolejne dwa cykle do dupy...... a mieliśmy jechać na urlop i tam "odpcząć" co miało pomóc... eh. Na Openera też nie pójdziemy bo nie ma kasy.... qrwa!!!!!!! Czarna seria.
Ostatnio nawet ppojechałam na te badania, miał ze mną jechać K. ale dwa dni przed okazało się, że nie może. Pojechał mój tata (musi być 22-23 dc) zarejestrowałam się dwa tygodnie wcześniej na konretną h. Oczywiście zostałam sama, było już późno, ja bez śniadania, latałam i szukałam, nie znalazłam mojej umówionej godziny na monitorze a przede mną 30 osób. Nie było czasu tyle czekać więc wróciłam do domu rycząc na całe gardło. Dobrze, że mieszkamy na zadupiu to sobie mogę ryczeć na ulicy.
Nie ogarniam moich tempek, śluz pokazuje co innnego, eh.... szkoda gadać.
Teraz nici z cyklu bo było dużo zamieszania przy ovu i nawet nie wiem kiedy dokładnie była, a nawet jeśli to nie mieliśmy sochoty i siły na przytulania z K. Do dupy. Do dupy. Do dupy.....
A gówno!
Tak bardzo chciałam zajść w ciążę przed tymi badaniami.
Jestem zła, że muszę je robić, nie chcę ich robić.
Boję się tej cholernej drożności jajowodów. Naczytałam się, że boli i się boję.
Teraz cały miesiąc bez przytulania bo mam być przygotowana do badania i nie wolno.... więc urlop odpada, wyjazd odpada, i kolejny miesiąc na straty...
no nic, kolejne badania hormonów za mną, teraz za tygodnie kolejne i znowu posiew, wiyta u endokrynologa (zobaczymy co nam poleci robić) i drożność a potem planu brak.
... a i jeszcze krzywa cukrowa bo mam chyba insulinocośtam. qrwa. Czuję się pusta, jak wybrakowany towar, bo nie mogę normalnie. Wyłam mojej mamie, a na to ojciec: "A co zrobiłaś w tym kierunku, żeby to dziecko się pojawiło? Z czego zrezygnowałaś? No tak nie chcesz tego słuchać bo to jest dla Ciebie niewygodne!" Na to dostałam dzikich spazmów i uciekłam. Masakra. Potem wróciłam i przeprosiłam za swoje zachowanie. Jeszcze gorzej się z tym czuję, bo mama miała wczoraj urodziny (przyjechaliśmy, żeby złożyć życzenia etc.) a ja zrobiłam awanturę... cała egoistyczna ja. Normalnie pętla nienawiści do samej siebie, samobiczowanie. Wiem, że ojciec ma rację - ale w tamtym momencie nie chciałam rad tylko się wypłakać i wyżalić... K. wściekły bo uważa, że ciągną z nas kasę i naszego nieszczęścia... mogę być matką, ale jak będę hiperdoskonała - eco wege fit mama podcierająca dupe liściem babusa w pozycji kwiatu lotosu! Widocznie macierzyństwo nie jest mi pisane, jeste niestabilna emocjonalnie, depresyjna, paląca, odchudzająca się, leniwa i nieidealna. Zrobię te badania do końca ale mam już wylane!Kupię sobie maltańczyka do torebki o! ... a tak serio to jak mi minie to pewnie zbiorę dupsko w troki i będę się starać być perfekcyjną panią domu... Potrzebuję jakiś zajęć kiedyś chodziła na taniec i ceramikę i bardzo mi tego brakuje! Albo jakiś wolontariat, żeby czuć się potrzebną... tylko kasy brak... i to wiecznie...
dieta pozostawia jeszcze dużo do życzenia ale jest jakiś progres:) Poza tym akurat teraz rozchorowałam się na czas owulki:/ K. tez i bierze antybiotyk ... super... nasze libido w ogóle jest słabe a teraz leży i kwiczy, życie seksualne zostało sprowadzone do zabiegów medycznych... K. jest mega kumplem ale nic więcej. Ryczę bo za każdym razem słyszę, że mam się ubrać w coś ekstra, żeby on chciał... super... normalnie mój mąż na mnie nie leci albo przestał albo nie wiem.... normalnie to chyba facet zawsze chce a kobieta nie, za to u nas jest odwrotnie. Czuję się jak kupa a nie kobieta, nie mam potrzeby zachwycać całego świata ale tego jedynego mogłabym prawda? Czy ja za dużo od życia chcę? Wiem, że teraz jest ten czas i trzeba pracować
ale mi trudno tak na zawołanie a mój K. w środku tygodnia i wieczorem to już w ogóle! I jak to pogodzic...
dwa pozytywne testy - z moczu i krwi teraz tylko spokój!Boże otocz nas opieką!
Nie chcę cię straszyć, ale te zęby rekina na wykresie mogą o czymś świadczyć. Mierzyłaś temperaturę codziennie o tej samej godzinie, zaraz po przebudzeniu, w pochwie? Jeśli tak, to na twoim miejscu pomierzyłabym jeszcze ze dwa cykle (no, chyba, że ten będzie szczęśliwy, za co mocno ściskam kciuki :* ) i zaniosła wykresy do ginekologa. A najlepiej to kup nowy termometr, najlepiej owulacyjny z dwoma miejscami po przecinku. Bo może po prostu to termometr szwankuje. ;) Jeszcze raz - trzymam kciuki, powodzenia. :)
A na tego gnoja z soru trzeba było skargę złożyć. Ale domyślam się, że w tamtej chwili nie myślałaś o zapamiętywaniu nazwisk. :(