X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Nasz Mały-Wielki CUD jest już z nami :)
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Nasz Mały-Wielki CUD jest już z nami :)
O mnie: Krótko będzie: 30letni introwertyk z 2letnim stażem małżeńskim. Kobieta z bujną wyobraźnią, licznymi marzeniami i skłonnościami do komplikowania sobie życia. Pomimo pakowania się w liczne tarapaty zawsze ląduje na czterech łapkach. Postawa życiowa: "co ma być to będzie".
Czas starania się o dziecko: 19.10.2012 poronienie; 17.12.2012 szczęśliwy cykl; 03.09.2013 - narodziny syna (37tc, cc)
Moja historia: Decyzja była już dawno podjęta - zero dzieci. Sytuacja finansowa, mieszkaniowa, zawodowa i zdrowotna są zbyt niepewne by decydować się na dziecko. Wszystko było ustalone, aż do dnia 3.10.2012. Tego dnia czekałam na okres, który się nie pojawił. Na test zdecydowałam się dopiero 6.10.2012 - ujrzałam II kreseczki i zwariowałam ze szczęścia. Mieliśmy być rodzicami. Już nic się nie liczyło, ani praca, ani pieniądze. Nawet problemy zdrowotne straciły na znaczeniu, liczyło się tylko jedno - nasze maleństwo. Niestety historia nie skończyła się happy endem (bo co ja bym tutaj szukała?). 19.10.2012 straciliśmy Nasze Maleństwo. Wtedy podjęliśmy decyzję - będziemy próbować!
Moje emocje: Szczęście i radość wymieszane z obawą i niepokojem. Jestem bardzo podekscytowana na myśl, że może się udać, że jest cień szansy, że nasza rodzina się powiększy. Jednak gdzieś za tym szczęściem czai się lęk - czy damy radę? Może jednak powinniśmy zrezygnować? A co jeśli historia się powtórzy? *** Rozpiera mnie pozytywna energia.

11 grudnia 2012, 21:10

Rozsądek nigdy nie był moją mocną stroną. Przy wyborach życiowych zawsze górę brało serce/pragnienie.

Teraz jest tak samo...

Pragnienie stworzenia nowego życia było we mnie od zawsze. W okolicach 18 roku życia, gdy myślałam, że znalazłam tego jedynego, wymarzonego partnera postanowiliśmy starać się o dziecko. Nie wyszło - nici ze starań, a i związek potem się rozpadł. Potem zwalczyłam w sobie ten instynkt powtarzając, że to nie rozsądne*.

I oto w momencie, gdy stoję na rozdrożu i mam wybrać między sercem a rozumem, znów słucham serca.

Jest we mnie spory chaos myśli. Przecież jest tyle argumentów przeciw. Zdrowie w kiepskim stanie. Aktualnie jestem bezrobotna. Szanse na prace są marne. Mieszkanie wynajmujemy. I tylko jeden cichy głosik w tym całym hałasie, delikatnie szepcze "zróbcie to, dacie radę". I ten głosik pomimo iż najcichszy, najwięcej ma mojej aprobaty.

Dla mnie to ten sam głosik, który mówił, żebym zaryzykowała związek z tym człowiekiem, żebym zaledwie po dwóch miesiącach znajomości wyprowadziła się ze swojego miasta i zamieszkała z nim. Dziś jesteśmy ponad dwa lata po ślubie. Nie żałuję tamtej decyzji. Może i teraz ten głosik ma racje?

A potem przychodzi moment, gdy zapala się zielone światło - teoretycznie najlepszy czas na poczęcie. I wszelkie glosy milkną, nie liczy się nic prócz buzujących hormonów. "Co ma być to będzie" i dajemy się ponieść chwili namiętności. A przecież mieliśmy poczekać...

Od owulacji minął teoretycznie tydzień. Czas oczekiwania na efekty, z nadzieją, że już nie będę musiała się zastanawiać czy powinnam, czy może lepiej zrezygnować... 17.12 powinnam teoretycznie dostać okres... Jeszcze 6 dni do chwili prawdy... 6 koszmarnie dłużących się dni...

Trzeba przyznać, że Natura złośliwie nas uformowała. Skazała na okres długiego wyczekiwania na wymarzony rezultat. Jakby nie można było inaczej tego zorganizować. Trzeba czekać.

---
* Jestem osobą niepełnosprawną, choruję na wrodzoną łamliwość kości, ostatnio pojawiły się u mnie drobne problemy (no dobra, nie takie drobne) z kręgosłupem. Istnieje 50% szans, że dziecko odziedziczy po mnie chorobę, mój typ (I), ale nie wiadomo z jakim nasileniem objawów.

12 grudnia 2012, 15:32

Czekam...
12.12. a ja czekam, aż nadejdzie ten wstrętny 17.12 i pokaże prawdę.

Moje ciało czuje się okresowo, ale już mu nie ufam. Przecież w październiku też czułam się okresowo, a okres nie nadszedł. No może jednak źle kojarzę objawy? Wtedy ból pojawił się wcześniej, bałam się, jak bardzo ten okres będzie bolesny. A teraz nie ma bólu, jest tylko to dziwne poczucie "pełności" w macicy, jakby zgromadziły mi się tam hektolitry krwi i tylko czekają, aż "zawór" zostanie odkręcony.

Po zabiegu nie miałam typowych objawów okresowych. Nie było charakterystycznego bólu, nie musiałam posiłkować się przeciwbólowymi lekami, bez których wcześniej nie było mowy o funkcjonowaniu. Po prostu nagle przyszedł okres i był - bardziej krwisty niż zawsze, ale jego widok ucieszył mnie. O gdyby każdy okres był taki niebolesny byłabym szczęśliwa.

Wtedy też było to uczucie pełności, ukrwienia... Ale w ciąży przecież też je miałam.

Nie ufam już własnemu ciału. Wysyła sprzeczne sygnały.

Czekam...

Czas oczekiwania umilam sobie przygotowaniami świątecznymi. Wczoraj robiliśmy z mężem pierniki, a dziś robić będę łańcuchy. Właściwie na święta nie jesteśmy przygotowani jeśli chodzi o ozdoby, więc muszę je porobić.

I wyobrażam sobie, jak w przyszłości szykujemy ozdoby wraz z dzieckiem/dziećmi...

Tak bardzo bym chciała...

13 grudnia 2012, 10:04

Droga Naturo!
Zapewne właśnie wspaniale się bawisz obserwując, jak setki/tysiące kobiet "zjada" paznokcie w nadziei lub z obawy, że są w ciąży. Wykazałaś się wysokim poziomem złośliwości kształtując nasze zdolności prokreacyjne w taki sposób. Codziennie masz niemały ubaw.
Ale mnie to osobiście nie bawi!
Przecież można było zrobić to wszystko inaczej, tak zbudować by od początku kobieta wiedziała czy jest, czy nie jest w ciąży. Zaoszczędzić nam tych huśtawek nastrojów i pełnego niepokoju wyczekiwania.
Wstydź się Naturo swego złośliwego usposobienia. Nie ładnie.

***

Kolejny dzień. Dziwnie się czuję. Na wykresie oznaczyłam ból brzucha, ale nie jest to typowy ból. Raczej takie uczucie dyskomfortu. Poprzedni okres przyszedł bezobjawowo, liczyłam po cichu, że tak już będzie zawsze - więc może, jednak to nie objawy okresu?
Gdybym miała powiedzieć jednym zdaniem stwierdziłabym, że jest mi po prostu źle. Ale temperatura od kilku dni spada, więc raczej powinnam nastawić się na okres.

W sobotę z rana testuję. Umówiłam się z kumpelą, że razem będziemy testować. W końcu razem łatwiej. A dziś śniły mi się dwie kreseczki. Najpierw była jedna, potem pojawiła się druga, taka delikatna. A na końcu była taka gruba i wyraźna, że nie było miejsca na wątpliwości. Ostatnio często mi się śni, że albo jestem w ciąży, albo właśnie testuje. Raz nawet mi się śniło, że rodzę. Zabawny to był sen, bo w trakcie porodu sn (w dodatku w mieszkaniu moich rodziców) zdałam sobie sprawę, że przecież powinnam mieć zrobione cc. Na szczęście dziecko urodziło się bez problemowo, całe i zdrowe. Synek to był.

Sny to zabawna sprawa.

14 grudnia 2012, 12:41

Jutro dzień na test. Ovu wskazuje mi, że prawdopodobieństwo wykrycia ciąży na dziś wynosi 35%. Jutro podejrzewam podskoczy do około 50%. Mogłabym poczekać, właściwie mogłabym się nawet nie wysilać z testem - 17.12 powinien zjawić się okres. Dopuszczalne opóźnienie do 19-20.12. Po co mi teraz testować, skoro nie dość, że wynik nie będzie pewny?

Lubie ten dreszczyk emocji, ten lekki stres w oczekiwaniu na wynik - uda się/nie uda się. Chcę go jeszcze raz skosztować, nawet jeżeli później miałaby nadejść wstrętna @. Lipnie się robi test, gdy już się krwawi (nie ten dreszczyk emocji), więc postanowiłam, że zrobię go sobie jutro. Dla własnej, pokręconej satysfakcji. Na wszelki wypadek mam dwa testy. Jakby pierwszy wyszedł negatywny, a @ nie pojawiłaby się do 20.12, albo jeżeli pierwszy okazał by się wadliwy.

Pokręcona logika kobiety.

Pozdrawiam :D

14 grudnia 2012, 18:58

Im bliżej wieczoru tym większe mam wątpliwości. W kieszeni mam dwa testy. Obiecałam sobie, że jutro dla świętego spokoju będę testować, a teraz entuzjazm ze mnie schodzi.
Po co? Wystarczy poczekać do poniedziałku, najdalej do środy i powinno być wiadomo co jest grane. Co mi zależy na tych kilku dniach niewiedzy? Przecież jak się dowiem to i tak nic z tym w weekend nie zrobię.

Ryzykować, że test wyjdzie fałszywie negatywny? Za pierwszym razem testowałam dopiero 30 dc. Kiedy okres mi się spóźniał "ponad normę". I wtedy był kłopot z wynikami, bo jeden test wskazał, że ciąża, a drugi test (niby lepszy) wskazał brak ciąży. Czego dowiem się na dwa dni przed terminem spodziewanej miesiączki? W 11 dniu od owulacji i 26 dniu cyklu? Czy w ogóle test ma szanse pokazać prawidłowy wynik?

Waham się...

14 grudnia 2012, 19:13

Przypadkowo wczoraj dodałam trzeci wpis. Miało go nie być, ale jestem jeszcze słabo zorientowana ze sposobem działania tego portalu i wpadki się zdarzają.
Postanowiłam, więc, że dokonam tutaj wpisu z 15 grudnia. Nie będę marnować miejsca ;).

Testowałam. Bez stresu, bez emocji. Rano wstałam, przygotowałam wszystkie niezbędne przedmioty i bez głębszej refleksji zrobiłam test. Wynik negatywny. Złośliwie negatywny, bo chciałam mężowi psikusa zrobić. Zawsze mówią, że test po pewnym czasie fałszuje wynik. Po 4 godzinach od wykonania testu nadal jest negatywny. Psikusa nie będzie.

Zero jakichkolwiek emocji. Ani złości - bo negatywny, ani smutku... Nic. Jeżeli w poniedziałek rano nie dostane okresu powtórzę test. Ale i tak z lekami wstrzymam się do czwartku. Wtedy powinnam maksymalnie dostać okres. Jeśli się nie pojawi pójdę na betę. Dopiero jak będę miała pewność odważę się brać znowu leki. Innej drogi nie ma.

Tymczasem zwijam się z bólu: okres? ciąża? efekt odstawienia leków? choroba?

Wracam do świątecznego nastroju. Właśnie jestem na etapie ozdabiania bombek frywolitkami. Fajna zabawa. Polecam :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 grudnia 2012, 11:00

15 grudnia 2012, 21:52

Kolejny dzień dobiega końca. Dziś pod znakiem świątecznego szaleństwa. Mąż przyniósł do domu choinkę, teraz nam pachnie przyjemnie. Ja produkuje ozdoby choinkowe, łańcuchy z bibuły, frywolitkowe kożuszki na bombki, frywolitkowe śnieżynki, a jak mąż nabędzie mi watę zrobię aniołki. O! Dobrze być czasem bezrobotnym... A jak mi braknie bombek lub czasu dorobi się kilka z masy solnej, albo z makaronu - damy radę.

Dziś w nocy męczyły mnie jakieś koszmarne sny. Dokładnie nie pamiętam o co chodziło, były jakieś dziwne umierające dzieci i w ogóle miałam jakieś operacje robione, zupełnie nie wiem dlaczego. Cieszyłam się, że blizny są małe (na nadgarstkach i na kostkach) i praktycznie ich nie widać. Żałuję, że nie mogę przywołać w pamięci całego snu. A drugi sen to kłóciłam się z mężem, ale to już inna bajka...

Niepokoją mnie zmiany w moim stanie zdrowia. Nie wiem czy to związane z ewentualną miesiączką/ciążą, czy też powinnam się skontaktować z lekarzem, może stan zdrowia się pogorszył? Mój żołądek robi mi psikusa - dobra często mu się zdarza, nic nowego. Po raz pierwszy jednak na tak długi okres psoci. Struć się niczym nie mogłam, jadłam to samo co mąż, a nic mu nie dolega - pozostaje, więc szukać przyczyny w moim stanie zdrowia.

Łapię się myśli, że samo przyszło, samo pójdzie. Mogło by już odpuścić.

16 grudnia 2012, 10:11

Dziś jestem nie do życia.
Tego jeszcze nie było, nocne biegi do toalety. Moje ciało sprawia mi psikusa, ale sama sobie jestem winna. Nie dałam mu odpocząć i teraz się mści. Pewne problemy pojawiają się, gdy zbyt długo spożywam napoje gazowane, a wczoraj co? Szczegół, że bieg do toalety uprawiam, coli sobie nie odmówię - i się zemściło.
Temperatura spada. Nie wiem tylko, czy można jej w tych warunkach ufać, nawet jeśli częste wstawanie do toalety nie zaburzyło jakoś znacznie pomiaru, to podejrzewam, że niska temperatura w łazience i na korytarzu mogła się przyczynić do spadku - dobrze dedukuje?

A może to po prostu zbliża się okres. Niby powinien pojawić się jutro, ale... No wcale nie musi. Może równie dobrze pojawić się 19.12. Po zabiegu okres pojawił się po 29 dniach, ale... W szpitalu nie robili mi bety, więc nie mam pojęcia czy od 22.10. beta miała już wartość minimalną, czy raczej potrzebowała czas by spaść i stąd te dodatkowe dni do cyklu. Niby tylko 2, ale zawsze. Czy teraz już ciało wróciło do normy i okres znów pojawi się po 27 dniach?

Jeżeli II faza cyklu powinna u mnie trwać 14 dni to okresu powinnam się spodziewać dopiero 19.12.

Czekam, bo cóż ciekawszego mam do roboty? No tak, łańcuchy... Miałam robić pierogi, pierniki, uszka, ale niestety moje zdrowie nie pozwala mi na stanie w kuchni.

A w pokoju pachnie mi choinką.

Przyjemnie.

16 grudnia 2012, 22:14

Od 09.12. gdy po raz pierwszy zjawiłam się na tej stronie do dnia dzisiejszego udało mi się uzbierać 56 punktów w dekoderze ciąży. Szkoda, że większość zaznaczonych objawów wynika raczej z problemów zdrowotnych o innym podłożu niż ciąża. I tak się zastanawiam - dużo czy mało?
Jutro chwila prawdy. Właściwie chwila ta zacznie się jutro, a skończy najdalej w czwartek.

Nastawiam się na @.

Niby jakie mam podstawy by sądzić, że uda mi się za pierwszym razem z przypadkowego stosunku? Daliśmy się ponieść emocjom w gorącym okresie, ale to jeszcze niczego nie gwarantuje. Tak. Czasem mam wrażenie, że Natura/Los/Bóg* daje mi pstryczka w nos. Za pierwszym razem była wpadka, po ponad dwóch latach współżycia bez zabezpieczenia. Wpadka zakończona poronieniem - Nasz Aniołek wybrał drogę na skróty, przemknął niepostrzeżenie i teraz pozostało długie oczekiwanie nim się poznamy... Nie wiem nawet czy Nasze Maleństwo było chłopcem, czy dziewczynką, ani razu nie usłyszałam bicia jego/jej serduszka. Czasem myślę, że to może lepiej, gorzej bym przeżywała tę stratę.

Niestety jedna wpadka może się zdarzyć. Drugie musi być planowane, przemyślane, zamierzone. Na wpadkę już nie ma miejsca.

Nie, nie będę rozpaczać, jeśli jutro pojawi się krew. I tak traktuję ten cykl, jako przedbiegi do rozpoczęcia starań. Jeśli się nie uda dramatu nie będzie. I tak wiele się nauczyłam - to mój pierwszy cykl z obserwacją własnego ciała.

W końcu nawet jeśli nie teraz, to może w następnym cyklu, albo w kolejnym - kiedyś na pewno się uda. A do tego czasu będziemy się przygotowywać, żeby nie być zaskoczonym przez życie.

* niepotrzebne skreślić

17 grudnia 2012, 06:31

Jestem zadowolona. Okres przyszedł punktualnie. Zero opóźnień. Ale daje się nieco mocniej we znaki, niż jego poprzednik. Wciąż daleko mu do bólu sprzed poronienia, ale dyskomfort jest i lęk, że niedługo znów żyć mi nie da.
Dopiero po poronieniu odkryłam, że okres może być przyjemny. Nie chcę wracać do zwijania się z bólu, trucia lekami i przeklinania w każdej sekundzie, że urodziłam się kobietą.

Można powiedzieć, że zaczynamy cykl świadomych starań.

Obstawiamy, w którym cyklu się uda?

18 grudnia 2012, 20:52

Mam gorszy dzień. Nie wiem w sumie dlaczego, może efekt odstawienia leków, może zmęczenie.

Wczoraj byłam u psychiatry. Moja druga wizyta. Podobno to depresja. Nowe proszki. Poprzednie się sprawdzały, ale niestety nie mogę ich łączyć z lekiem przeciwzapalny, który tez powinnam używać.

Rozsądek mówi, że to nie jest idealny czas na dziecko. Właściwie to rok 2012 obfituje w różne problemy zdrowotne. Najpierw stan zapalny biodra, potem różne cyrki z kręgosłupem i w dodatku depresja, którą nie wiem ile czasu będę leczyć, aczkolwiek zdaniem pani doktor to potrwa.

Wyć mi się chce. I nie wiem co robić.

W dodatku lek przeciwzapalny wpływa niekorzystnie na próby zajścia w ciążę, więc w czasie jego przyjmowania powinnam się powstrzymać.

Najrozsądniej byłoby doprowadzić ciało do ładu. Wyleczyć depresję. Ale ile to wszystko potrwa? Najgorzej z kręgosłupem, bo nie jestem pewna, czy nie zaprowadzi mnie on pod skalpel. W sumie kłopoty z kręgosłupem mogą być odpowiedzialne za problemy z biodrem. Sama już nie wiem co o tym myśleć...

Właściwie myślenie o tym nie ma najmniejszego sensu. Im bliżej owulacji tym mniej rozsądku w mojej głowie.

Głupie to!

19 grudnia 2012, 20:03

Dzień pod znakiem poprawionego nastroju.
Zrobiłam pranie, nastawiłam zmywarkę, w przypływie skrajnego szaleństwa nawet pozwoliłam sobie na zrobienie pierników. Szkoda, że później nie mogłam pozwolić sobie na bezbolesne wstawanie z łóżka - coś kosztem czegoś.

Klasycznie już o tej porze cyklu łapie mnie refleksja czego chcę od życia, co chcę robić w najbliższej przyszłości, na czym chcę się skupić i jak rozdysponować energie. Szukam odpowiedzi na pytanie "dokąd zmierzasz kobieto?".

Tysiące planów na życie. Ciekawe czy i w tym cyklu logikę szlag trafi.

25 grudnia 2012, 22:31

Ja chyba powinnam się stąd wylogować na stałe. To chyba jednak nie miejsce dla mnie.

Mam dość... Jeszcze wczoraj z mężem rozmawialiśmy, powiedział, że ok, możemy zacząć starania o dziecko. A dziś? Dziś zalało go morze wątpliwości i uznał, że lepiej odłożyć.

Cios...

Nie mam siły wahać się miedzy tak/nie. Brakuje mi tutaj zdecydowania.

Wiem, oboje jesteśmy introwertykami, oboje chcielibyśmy mieć wszystko pod kontrolą i plan na każdą ewentualność. A z dzieckiem i moim zdrowiem tak się nie da.

Czuję się oszukana. Czuję się wybrakowana. Jest mi po prostu źle i ryczę.

Nie powinno mnie tu być... Przecież to miejsce dla osób starających się, a ja najwyraźniej do nich nie należę i mam wątpliwości czy kiedykolwiek dołączę do tego grona.

Pustka...

Przez najbliższe pół roku chyba zrezygnuje ze zbliżeń z mężem. Niepotrzebnie pobudzać tę część serca żyjącą nadzieją, że może kiedyś będę mamą nie tylko Aniołka.

Czym wypełnić tę dziurę w sercu?

Może jednak decyzja o małżeństwie nie była słuszna? Trzeba było się trzymać tej płycizny, na której dryfowałam... Trzeba było pozostać przy przekonaniu, że samej mi będzie najlepiej i skazywanie drugiej osoby na życie z niepełnosprawną osobą jest przesadnym egoizmem. Nie wzięłam pod uwagę jednego poważnego argumentu - że to ja w starciu z rzeczywistością nie będę w stanie funkcjonować.

Pogrążam się w uczuciu, że nic nie znaczę, jestem beznadziejna. Nie sprawdzam się jako kura domowa, żona, nie jestem w stanie dać mojemu mężowi potomka, o którym marzy... I nie dlatego, że mam problemy z płodnością, a dlatego, że mój kręgosłup ma problemy z funkcjonowaniem codziennym.

Czy jest coś we mnie dobrego? Czy jest coś pozytywnego?

Brak sensu, pustka, złość, niechęć, nienawiść... Kłębek negatywnych odczuć, myśli, emocji...

26 grudnia 2012, 13:28

Wczorajszy stan powoli ustępuje.
25.11 było podobnie. Podobne myśli, odczucia.
Zaczynam się zastanawiać czy obniżenie mojego nastroju, wzrost poczucia beznadziejności, pogorszenie samooceny można powiązać jakoś z cyklem hormonalnym.

Obserwacja w toku.

Najdalej jutro znów inaczej spojrzę na świat, uznam, że co ma być to będzie i muszę się zająć tym co tu i teraz. Na dziecko przyjdzie jeszcze czas, czy to własne, czy z adopcji. Jutro obudzi się we mnie nowe spojrzenie na życie.

Przepraszam, że tak tu smutkiem i depresją powiało. Musiałam to z siebie wyrzucić.

Nie lubię takich chwil. Gdy wszystko wydaje się nie mieć znaczenia, jest tylko strata czasu i energii... Gdy codzienność nie przynosi radości, nie ma na czym skupić uwagi, czemu się poświęcić. Nie ma wizji tego co będzie za rok, dwa, pięć. Jest tylko wrażenie, że wszystko jest bez smaku, bez znaczenia, iluzja...

A za kilka dni hormony związane ze wzrostem potrzeb seksualnych się uaktywnią i wszelkie rozważania powinnam/nie powinnam diabli wezmą. Przynajmniej tak wskazują poprzednie cykle...

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 grudnia 2012, 18:09

27 grudnia 2012, 23:12

Prawie mogę powiedzieć, że moje przewidywania się sprawdziły. Już wczoraj wieczorem mój umysł zalała nowa siła i energia. Przyjemne, ale i przerażające zjawisko. Jak szybko od stanu rozpaczy dochodzę do nowych planów.

I dziś mi przez większość dnia towarzyszył pozytywny nastrój.

Doszłam do wniosku, że mąż ma racje - trzeba się skupić na tym co tu i teraz, bo przypadkiem może się sytuacja skomplikować. Ok, przyznaję, mam talent w lądowaniu na czterech łapach, wychodzeniu fartem z największych opresji. Jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą i aż się boje chwili, gdy mój fart się ode mnie odwróci, bo uzna się za nadmiernie wykorzystywanego. Ale to już inna historia...

Mój cel na 2013 rok? Kupić własne mieszkanie. Mam dość wynajmowania mieszkania. Chcę wreszcie uwić własne gniazdo, bez refleksji, gdzie się będziemy musieli przenieść za rok czy za dwa i czy będziemy mogli mieć tam psa. Chcemy mieć własne gniazdo i basta.

Do tego czasu z potomkiem się wstrzymam. I tą wizją się karmię.

Mam nawet dwie oferty upatrzone, no w sumie trzy, jeśli doliczyć skrajnie szaloną opcje z domkiem jednorodzinnym w niedalekiej miejscowości. Szkoda tylko, że z powodu złej lokalizacji nigdy się na niego nie zdecydujemy - ale pomarzyć warto.

Teraz tylko wygrać w lotto i można działać.


Dlaczego piszę, że prawie? Mój humor był idealny, zgodny z planem i przewidywaniami do czasu, gdy zajrzałam do skrzynki. Wiadomość jaką tam znalazłam skutecznie przywołała mnie do porządku, a mój dobry nastrój na dłuższą chwilę oklapł. Ale w sumie nie zakończyło się cichym chlipaniem w poduszkę i powtarzaniem "jestem do niczego, jestem bezwartościowa", więc chyba mogę uznać to za potwierdzenie mojej teorii.

Nastrój na dziś: Skoro tak, to ok. Ja i tak zrobię po swojemu i zrealizuję to, co zamierzam. Jak nie drzwiami to oknem, ale się dostanę.

30 grudnia 2012, 21:10

Wygląda na to, że owulacja już za rogiem.

Zaniepokoiła mnie dzisiejsza obserwacja. Mnóstwo śluzu, białego, grudkowatego. Już się witałam z wizytą u lekarki zaraz po Nowym Roku. W głowie pojawiła się wizja problemów z jakąś infekcją. Przyszedł wieczór i objawy zniknęły, a w zamian pojawił się śluz płodny.

Kompletnie nic nie rozumiem z tego.

Powoli zastanawiam się, czy to całe macanie szyjki macicy i sprawdzanie śluzu ma sens, może przez to niepotrzebnie pakuje się w kłopoty? Może obserwacje ograniczyć tylko do temperatury? Niby zachowuje wszelkie zasady higieny, ale... Zawsze to dodatkowe stwarzanie okazji dla nieproszonych gości, a jak to mówią "okazja czyni złodzieja".

Mieliśmy odpuścić sobie ten cykl...
Mieliśmy nie serduszkować...
Mieliśmy...

A potem mąż uznał, że ryzyk fizyk i co ma być to będzie.

Ogólnie nie lubi moich zabaw z "wykrywaniem owulacji", woli naszą spontaniczność - przytulanki, kiedy mamy ochotę, a nie dlatego, że dni są płodne/niepłodne.

Ale cóż na to poradzić, kiedy poznawanie własnego ciała jest takie wciągające?

5 stycznia 2013, 22:42

5 dzień od owulacji. Jeszcze tydzień i powinnam dostać okres. Nie nastawiam się, że nie przyjdzie. Nie daje temu cyklowi żadnych szans, chociaż ovu sugeruje, że powinnam mieć nadzieję.

Czekam z niecierpliwością na nowy cykl - ale tylko po to, żeby go zmarnować. W najbliższym cyklu też nie zapowiada się "szczęśliwego happy endu", ale tym razem odkładanie starań nie wywołuje smutku i łez.

Mam cel na ten rok - zdobyć pewne mieszkanie. Nie chodzi mi o to, żeby wpakować się w kredyt mieszkaniowy, nie jest moim marzeniem "posiadanie mieszkania na własność". Obecnie wynajmujemy mieszkanie można by rzec "od rodziny", ale wiecznie to trwać nie będzie. A ja marze o swojej przystani, miejscu, o którym będę mogła myśleć długofalowo.

Są dwie opcje - albo kredyt na 30 lat, albo mieszkanie wynajmowane od dewelopera. Jedno i drugie pochłonie około 1000 zł z wypłaty. Teoretycznie mam jakiś dochód, praktycznie nie jest on brany pod uwagę, jeśli chodzi o kredyt, a z samymi zarobkami męża nie ma szans. Z drugiej strony niby mam jakiś dochód, ale żeby pozwolić sobie na wynajem mieszkania za 1000 zł - nie jest to aż tak długoterminowy dochód, żeby można było ryzykować.

Pierwszym krokiem w zrealizowaniu tegorocznego celu jest znalezienie pracy, która uszanuje moje "braki" fizyczne. Poprzednia, chociaż z zakładu pracy chronionej, chociaż dla niepełnosprawnych wykończyła mój organizm. Szkoda tylko, że tak bardzo niewierze w swoje siły i możliwości, iż dochodzę do wniosku, że do niczego się nie nadaję. Przeglądanie ofert pracy nie poprawia mojego samopoczucia.

~~~

Drogie Nasze Maleństwo! Proszę uzbrój się w cierpliwość. Mamusia i Tatuś się o Ciebie wkrótce postarają, tylko najpierw musimy zadbać, aby nasza czwórka* miała pewny dach nad głową. Poczekaj jeszcze chwilkę, już niedługo. Obiecuję!

* czwórka = Mama + Tata + dziecko + pies

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 stycznia 2013, 22:43

9 stycznia 2013, 21:23

Żona: Chyba jestem w ciąży...
Mąż: Znowu sobie wkręcasz, a może nie jesteś i dziś dostaniesz okres.
Ż: Nie dostanę.
M: Skąd wiesz?
Ż: Z badania szyjki macicy...
(tu następuje niepewne spojrzenie mężą)
Ż: Jest nisko, twarda i zamknięta, a przed okresem jest wysoko, miękka i otwarta.
M: To przez tą Twoją stronę, nie lubię jej, przesiadujesz całymi dniami i potem sobie wkręcasz.
Ż: Nie, to nie dlatego.
M: To dlaczego sądzisz, że jesteś w ciąży?
Ż: Bo to najmniej odpowiedni moment na ciążę. Moja sytuacja zawodowa jest niepewna, nie mam pracy, niedługo kończy się świadczenie rehabilitacyjne i nie wiadomo czy mi przedłużą - idealny moment na ciążę... (Śmiech)

Tak. W końcu poprzednio o ciąży dowiedziałam się po złożeniu wypowiedzenia z pracy. Po pół roku na L4 i niewiadomą, co do mojego stanu zdrowia i rokowań odzyskania sprawności. Jeśli Maleństwo będzie miało charakterek po nas to jak nic powinno teraz się pojawić - tak na złość, ale pozytywnie. W końcu my też poznaliśmy się i związaliśmy ze sobą kierowani złośliwością. Hi hi.

Naprawdę nie w głowie mi teraz starania. W końcu miałam najpierw walczyć o lepsze lokum, ładny pokoik dla Maleństwa i ustabilizować swoją sytuacje zawodową.

To idealny moment na ciążę.
Ale nie to, że ja sobie coś wkręcam.

Miłej nocy.
(A w sprawie ogarniania spraw zawodowych podjęłam już pierwsze kroki, więc powinno być dobrze.)

12 stycznia 2013, 07:31

Ciąża rozpoczęta 17 grudnia 2012
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii