Mój lewy jajniczek obudził się ze snu letniego i po 2 miesiącach wyprodukował pęcherzyk i to taki, że zajął pół monitora 😅 nie no żarcik, ale faktycznie tak było, że oglądałyśmy prawy jajnik, cisza, nic nie widać, przechodzimy do lewego, trochę coś tam pływa (chwila mojego zawahania, że nic nie urosło) i nagle bach, na ekranie wyskoczyło wielkie jajko niespodzianka 😂
Pęcherzyk ładnie przybierał po 2 mm na dzień i dziś ma 18 mm. Stąd decyzja, że inseminację robimy nie w poniedziałek, a już jutro.
Takim sposobem będzie to moja druga inseminacja we wrześniu, użycie ovitrelle trochę skraca mi cykle. Ale dobrze - jak się nic nie zadzieje, to będziemy mogli szybciej przystępować do następnych kroków.
Dziś miałam też pobranie krwi w celu wykluczenia insulinooporności, trochę mnie pokłuli. Robię sobie zdjęcia, chciałabym dokumentować drogę, którą przechodzimy. Jak nam się kiedyś uda, to pokażę naszemu dziecku jak bardzo się staraliśmy, żeby przyszło na świat i jak bardzo je kochaliśmy, zanim się pojawiło.
Dlaczego wszyscy mówią, że ta glukoza jest taka obrzydliwa? Toć to pyszne było, słodziutkie, mogłabym ją pić codziennie 😂 choć może faktycznie coś nie tak z moim cukrem, skoro mam takie odczucia 🥴 Wyniki dopiero w przyszłym tygodniu, jak będą dzwonić to znaczy że coś jest nie tak, a jak nie zadzwonią to mogę spać spokojnie. Ale chciałabym, żeby coś znaleźli - to brutalne.
Od dłuższego czasu podczytuję akademię płodności i staram się przemycać do naszej diety czarnuszkę, kurkumę, orzechy, dużo więcej warzyw i owoców. Uważam, że nie odżywiamy się źle, bo codziennie gotuję, od kiedy pamiętam jemy tylko pełnoziarniste pieczywo (orkiszowe jest super), nie smażę na głębokim tłuszczu. Ale często wyjeżdżamy i wtedy jesteśmy skazani na to, co wpadnie nam w łapki.
Mąż codziennie pije sok pomidorowy z olejem z czarnuszki i bierze witaminki. Nie muszę mu nic przypominać, codziennie widzę szklankę po soku pomidorowym w zlewie (tak, nie w zmywarce, to facet 🤣). Wiem, że mu też bardzo zależy, mimo, że niechętnie o tym mówi. Dzisiaj pani doktor potwierdziła, że wyniki nasienia były ostatnio bardzo dobre. Czyli chyba nasza niepłodność nazywa się teraz idiopatyczna..
Podpytałam doktor, co robimy jak 3 inseminacje nie wyjdą - powiedziała, że następnym krokiem jest in vitro. Zapytałam, czy mogłybyśmy zrobić po inseminacjach jakieś badania np. immunologiczne, bo może się okazać, że jest jakiś problem z zagnieżdżeniem/odrzucaniem zarodka itd. (ovufriend uczy i bawi ❤️). Pani doktor powiedziała, że to są bardzo rzadkie przypadki, i często jak nie znamy przyczyny niepłodności, to invitro już samo w sobie jest rozwiązaniem wielu problemów. I że przeszłam już ciążę biochemiczną, więc to w pewnym sensie pokazuje, że zajść w ciążę mogę. Co o tym sądzicie? Szczerze to myślałam, że mnie jeszcze jakoś przebadają, gdyby IUI nie wyszło.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 września 2022, 11:56
W piątek podeszliśmy do drugiego IUI. Nie było emocji, nie było czekania, nie ma teraz przesadnego dbania o siebie. Myśl, że dwa tygodnie miałabym się nakręcać i doszukiwać się każdego najmniejszego sygnału, po czym zrobić negatywny test, przyprawia mnie o ból głowy.
Chłodne podejście sprawia również fakt, że nasienie męża znowu się pogorszyło.
WHO A - spadek z 4% na 0%
WHO B - tylko 66%
Objętość mniejsza, koncentracja mniejsza ponad trzykrotnie, morfologii tym razem nie zbadali. Po przygotowaniu podano mi 26 mln plemników, wszystkie z grupy WHO B. Czyli dużo mniej niż w zeszłym cyklu. Mimo to chyba te wyniki nie są na tyle złe, żeby przez prawie półtora roku nie doszło do ciąży, prawda? Mam wrażenie, że nie w tym leży problem. Postanowiłam (dzięki Wam dziewczyny), że po 3 nieudanych inseminacjach upieram się na badania genetyczne i immunologiczne. Gdyby tam coś wykryli, to leczymy się i myślimy, co dalej.
Zapytałam się pani doktor, jaką rolę odgrywa głowa w staraniach. Powiedziała prosto - głową nie zachodzi się w ciążę i najgłupsze jest gadanie "odpuść, to ci się uda". Potwierdziła, że robię wszystko dobrze i to nie jest moja wina, że nie wychodzi, a na pewno nie mojej głowy.
Najgorsza w tych staraniach jest niepewność - pewnie gdyby się udało i spojrzałabym z "wygranej pozycji" na te lata pomyślałabym - dziewczyno, co to jest półtora roku, po co ty się tak stresowałaś, straciłaś taki piękny czas, było korzystać z życia i robić wszystko, na co masz ochotę. Ale problem jest w tym, że na ten moment nie mam pewności, czy kiedykolwiek się uda.
A weekend spędzamy z teściami - to są zawsze takie dni, kiedy nawet nie mam czasu wyjąć telefonu. Czasem sobie myślę, że gdyby zapytali, to powiedziałabym im o naszej sytuacji. Ale nie pytają ani głupio nie komentują, za co jestem im bardzo wdzięczna. Wydaje mi się, że się domyślają, tym bardziej że przed ślubem zawsze mówiłam, że chcemy od razu mieć dzieci, a na pytania czy nie wolimy pokorzystać z życia odpowiadałam, że maluchy by nas nie ograniczały i przecież możemy podróżować razem. A tu półtora roku i nic. Kiedy odmawiam napicia się wina wieczorem, proponują mi herbatkę albo sok. Fajnie, gdyby wszyscy ludzie tacy byli.
Martwię się 😞
Pisałam właśnie wpis do pamiętnika, zupełnie wyluzowana, szczęśliwa. Nawet do końca nie pamiętałam, kiedy powinnam dostać okresu. Stwierdziłam, że jak przyjdzie to przyjdzie, nie będę się katować testami. Poszłam do łazienki, patrzę... a tam wodniste, różowe plamienie i mała plamka czerwonej krwi na papierze. Szybka konsternacja, sprawdzenie który to dzień po owulacji - szósty. Myślę sobie: niemożliwe. Albo to plamienie implantacyjne albo nie wiem. Miałam się nie nakręcać, cycki mogą boleć raz mocniej a raz mniej, ale coś takiego?
Mimo wszystko pozostałam sceptycznie nastawiona.
Następnego dnia czyściutko, zero plamień. Czy to rozbuchało moje nadzieje? Ależ owszem!
Kolejnego dnia wieczorem, czyli 48 h po ostatnim plamieniu czuję nagle mokro, idę do łazienki, a tam spora plama gęstego, brązowego sluzu. Wtf sobie myślę 😖 o co chodzi?
Przez dwa kolejne dni widziałam na papierze tylko trochę brązowego śluzu. Szyjka otwarta, nisko, twarda. W sam raz na okres. Ale halo, na okres jest dużo za wcześnie! 🤯
W niedzielę bolał mnie brzuch okresowo, dzisiaj to samo, i to tak konkretnie. Źle się czuję ogólnie.
Zadzwoniłam do kliniki z pytaniem co mam robić, bo się martwię. Przepisano mi progesteron, mam brać po jednej tabletce aż do wykonania testu ciążowego. To dziwne, bo przy ostatniej wizycie pani doktor mnie zapewniała, że mój progesteron jest w normie.
Nie wiem co to za anomalie, ale kiedy nie staraliśmy się o dziecko nie wiedziałam nawet co to są plamienia. Od kiedy jesteśmy w klinice wystąpiły już 3 razy. 2x bezpośrednio przed okresem, ale zapewniono mnie, że wszystko jest ok i się zdarza. Teraz dwa miesiące przerwy i takie coś.
Wzięłam ten progesteron i leżę w łóżku. Nie mam siły dziś nic zrobić. Tak się kończy cykl, który miał być lekki, przyjemny i bezstresowy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 października 2022, 18:23
Hej wszystkim 😊
Okres spóźnia mi się jeden dzień. Rano test negatywny, telefon do kliniki. Mam przyjechać na betę, bo bez tego nie mogę odstawić progesteronu. A progesteron prawdopodobnie blokuje mi miesiączkę, więc mogę się tak bujać jeszcze kilka dni 😊
Tak więc zrobiłam drugą betę w moim życiu. Czy jest piękniejszy dzień na odczytanie kijowych wyników niż piątek po pracy?
W ogóle to powiem wam newsa. Po wizycie u piątej dermatolog, która nie oglądając mojej cery przepisała mi maść na trądzik, stwierdziłam, że może warto wybrać się do kosmetyczki. Idę jutro na konsultację, podczas której moja twarz zostanie przeskanowana lumiscanem. Dowiemy się z tego jaki jest poziom jej nawilżenia, jej wiek, z czym mam problem itd. Dodatkowo mam przynieść wyniki ostatnich badań krwi oraz kosmetyki, jakich używam. Może znajdziemy jakieś rozwiązanie albo przyczynę trądziku. Dam wam znać, czy warto, w każdym razie brzmi zachęcająco.
Poprosiłam w klinice o przesłanie wyników badania glukozy i insuliny – nie dzwonili, co miało znaczyć, ze wyniki są ok, ale potrzebuję pokazać je kosmetyczce. Prezentują się następująco:
Glukoza naczczo/po 60 min/po 120 min: 87/85/84 mg/dl
Insulina naczczo 8.4 mU/l, 60 pmol/l
HOMA-IR 1.8
Poniżej dopisek: HOMA-IR pomiędzy 1 a 2,5 wskazuje na rozpoczynającą się insulinooporność.
No to chyba jest jasno napisane, że nie jest ok, ale nikt nie raczył mnie poinformować 🙄
Czy z takim wynikiem powinnam iść dalej do jakiegoś specjalisty, czy wystarczy wprowadzić ruch i dietę z niskim ig? Czy taki podwyższony wynik HOMA-IR może mieć wpływ na starania? Będę wdzięczna za rady.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 października 2022, 10:14
Cóż, przynajmniej nie muszę się doszukiwać drugiej kreski na teście, mogę odstawić progesteron i czekać na okres.
Negatywna beta oznacza również, że dziś idziemy z mężem na fajną kolację i zamówię sobie drina - albo dwa. A co.
Umówiłam u dr Grześkowiak, immunolog, wizytę na koniec grudnia. Akurat będziemy po 3 IUI, może uda się do tego czasu zrobić też jakieś badania immunologiczne. Wtedy skonsultowałabym z nią wyniki. A jeśli nie będą chcieli mi takich badań zrobić w klinice, to zrobię u niej. W poniedziałek zapiszę się też do endokrynologa. Choć szczerze to już mam dość tych lekarzy. Ale jakby nie patrzeć im więcej badań zrobimy teraz, tym szybciej (może) usłyszymy jakąś diagnozę. Wcześniej chciałam w roku 2022 zajść w ciążę, teraz chcę chociaż usłyszeć, co jest nie tak..
To już 17cs.. Nigdy w życiu nie sądziłam, że będzie to tyle trwało. Tym bardziej, że nadal nie znamy przyczyny..
Przed nami 3 inseminacja.
Jakoś straciłam nadzieję, że wszystko jest w porządku. Postanowiłam, że przy okazji najbliższej wizyty (usg przed iui) porozmawiam sobie szczerze z panią doktor i powiem jej, że:
a) jestem rozczarowana, że nikt nie dzwonił do mnie poinformować o wynikach krzywej glukozowej mimo, że tak było ustalone
b) sama zasugerowałam, aby zrobić to badanie i faktycznie wynik nie jest w normie (początki insulinooporności?)
c) prosiłam o badanie krzywej glukozowej i insulinowej, a została mi zrobiona tylko ta pierwsza! (choć ja się nie znam, może to standard i wyniki glukozy już im wystarczają?)
d) w międzyczasie chciałabym zrobić badania immunologiczne + genetyczne i z in vitro poczekamy dopóki nie przebadamy się dokładnie.
Niby lubię tę doktor, niby jest miła i
doświadczona, ale mam jakieś dziwne przeczucie, że ona idzie na łatwiznę i nie jest jej na rękę zlecanie nam dodatkowych badań.
Parametry nasienia męża nie są jakieś spektakularne i w sumie też chciałabym poznać przyczynę, dlaczego tak się dzieje. Poza słabym ruchem i morfologią ma rozjechane hormony, to wyniki z badań z czerwca:
LH 4,06 mlU/mL (norma 1-8 ) ✅
FSH 9,57 mlU/mL (norma 1-10) ❗️(granica)
Prolaktyna 7,74 ng/mL (norma 3-15) ✅
SHBG 11,6 nmol/L (norma 10-70) ❗️(granica)
Testosteron 115 ng/dL (norma 180-1600) ❌
Stwierdzona teratozoospermia
Kiedy omawialiśmy wyniki wstępnych badań i mąż zapytał, co może robić by poprawić parametry, powiedziała, że nic nie da się z tym zrobić, jedynie inseminacja może pomóc plemnikom. Wtedy się ucieszyłam, że ktoś zaproponował nam konkretne rozwiązanie, a nie diety itd. Ale jak przemyślałam sprawę to stwierdziłam, że lekarka zamiast być autorytetem i zachęcić męża do pracy nad sobą, podcięła mu skrzydła i pokazała, że nie musi nic robić.
Wtedy wierzyłam że inseminacja będzie rozwiązaniem naszych problemów.
I tutaj moja wielka prośba do was, jakie badania wg was to must have do sprawdzenia po 3 nieudanych iui? Może za dużo rozmyślam, planuję, ale mam przeczucie, że z tej 3 IUI też nic nie będzie.. I szkoda mi tracić czas, żeby czekać na cud, chcę się badać..
Dzięki waszym radom zapisałam sobie:
komórki NK
przeciwciała ANA
KIRy
kariotypy
mutacje genetyczne (trombofilia?)
Jeśli coś przekręciłam lub napisałam dwa razy to samo to przepraszam, to wszystko jest dla mnie nowe.
PS. I czy mąż też powinien zrobić jeszcze jakieś badania czy tylko ja?
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 października 2022, 21:17
Mam jakiś gorszy czas..
Nie wiem co się ze mną dzieje. Od rana próbuję powstrzymywać łzy. Czasem przed okresem mam takie słabsze dni, ale tym razem to nie hormony. Czuję w środku ogromny smutek, żal, boli mnie serce. Czuję pustkę. Tak jakbym straciła kogoś bliskiego. Tak jakby ktoś, kogo najbardziej kocham i potrzebuję nagle odszedł, zostawił mnie samą, nie mówiąc, kiedy wróci i ile mam jeszcze czekać.. Jak zobaczyłam, że to już 17 cykl to chyba coś we mnie pękło. Czy to naprawdę nie wystarczy? Czy zrobiłam coś złego, że muszę tyle czekać? Pragnienia bycia mamą nie da się porównać do niczego innego. To uczucie przepełnia mnie całą, jest tak samo mocne jak jedzenie, picie czy sen. Silny instynkt macierzyński mam już od czasów gimnazjum. Jakiś czas temu znalazłam swoj dawny pamiętnik. Nie wiem ile mogłam mieć lat, może z 13? Pisałam w nim, że mogłabym już być mamą, i oczywiście muszę jeszcze trochę poczekać, ale marzę o dużej rodzinie. Wiedziałam, że przede mną jeszcze szkoła, studia, ale jak będę już wystarczająco "dorosła", to będę mogła spełnić moje marzenie. Taka myśl towarzyszyła mi cały czas. Że jak znajdę odpowiedniego męża, jak będę pewna że to ten jedyny, to chciałabym mieć z nim dzieci. Nigdy moje nastawienie się nie zmieniło, lecz teraz, kiedy teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, odczuwam największe rozczarowanie mojego życia.
Potrzebuję urlopu, wyjazdu, ale aktualnie mąż ma w pracy takie urwanie głowy, że mogę zapomnieć.
Wczoraj długo spacerowałam, próbowałam sobie wszystko poukładać, ale to nic nie dało. Nie jestem smutnym czy pesymistycznym człowiekiem z natury, więc te ciągłe niepowodzenia i przykrości trochę mnie przerastają. Chcę wierzyć że będzie dobrze, podczas gdy każdy kolejny miesiąc pokazuje mi, że nie będzie.
Myślałam, że trafiając do kliniki leczenia niepłodności ktoś mnie weźmie za rękę, poprowadzi, pokaże jakieś rozwiązanie. Że w końcu nie będę w tym wszystkim sama. A tymczasem czuję dokładną odwrotność, nasze próby nic nie przynoszą, a szukając przyczyny czuję się, jakbym szukała dziury w całym.
Jestem zdrowa, mam regularne cykle, gdyby nie ten cholerny trądzik to jestem okazem zdrowia. Miałam tony badań, wszyscy mi mówią że jest ok. Jeszcze trochę pogrzebię to na pewno coś wynajdę, ale czy to będzie przyczyna naszych niepowodzeń?
Ostatnio ciągle myślę, u jakiego lekarza mam tym razem wizytę i ile zostało do kolejnej.
Kosmetyczka obejrzała moje wyniki krwi i stwierdziła, że wszystko jest dobrze, tylko TSH i inne tarczycowe wyniki leżą w dolnej granicy, więc zaleca profilaktycznie wizytę u endokrynologa i zrobienie kompletu badań.
Więc grzebiemy dalej. Przez ostatnie i najbliższe miesiące oddam tyle krwi, że spokojnie można byłoby nią uratować komuś życie.
Miałam opowiedzieć o tej wizycie u kosmetyczki, mega mi pomogła, ale to temat na inny dzień. Dziś jestem do niczego.
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 października 2022, 18:06
Już jest lepiej. Wzięłam się w garść i wiem, że muszę walczyć 🙂
Byłam dzisiaj na monitoringu przed trzecią IUI. Znowu przyjęła mnie początkująca lekarka, bo moja doktor jest na urlopie.
Zapytałam o te plamienia od 6dpo. To jest takie dziwne. Jak się nie starałam to nigdy nie miałam żadnych plamień. Przypadek? Sama nie wiem..
Potwierdziła, że mój progesteron w fazie lutealnej był zbadany dwa razy i zawsze był powyżej 10.
Po przyjmowaniu cyclogestu w ostatnim cyklu wynosił 13.
Powiedziała, że nie umie mi odpowiedzieć na pytanie czemu tak się dzieje, czasem tak jest. Mogło to też być bardzo wczesne poronienie (w co wątpię bo testy były białe nawet przy spóźnionej 1 dzień miesiączce i negatywna beta).
No chyba że jest opcja, że organizm odrzuca zarodek przy próbie implantacji i stąd te plamienia?
Mam teraz brać w drugiej fazie cyklu cyclogest profilaktycznie. Niby nie zaszkodzi.
Ostatnio zauważyłam, że mój stosunek LH (5,93) do FSH (3,16) to 1,87. Zapytałam - stwierdziła, że to dobrze (???), gorzej jakby był poniżej 1. To ja już głupia jestem. Myślałam właśnie, że powinien wynosić około 1? Skoro nikt nie zwrócił do tej pory na to uwagi, to chyba uważają, że nie ma się czym przejmować?
Powiedziałam jej też, że byłam u endokrynologa z moim wynikiem HOMA-IR 1,8 i będą musieli mnie jeszcze raz kłuć przez to, że w klinice nie zrobili mi trzypunktowego badania insuliny. Trochę się zmieszała, ale stwierdziła że w tej klinice to standard i sama glukoza + insulina naczczo im wystarcza. Mhmm..
Co do immunologii to nawet nie chciało mi się z nią poruszać tego tematu, bo jak jej wspomniałam o komórkach NK i kirach to miała minę, jakbym jej właśnie opowiadała historię powstania wszechświata 😉 Nie ma co, trzeba robić specjalizację, kilka z was dołączy i otworzymy najlepszą klinikę w Polsce, niech się uczą od nas 🤷🏼♀️
Endometrium ma 6 mm (toż to czyste zaproszenie do dzisiejszego 🍷), 2 pęcherzyki po prawej stronie 10 mm, więc jeszcze trochę za wcześnie, żeby coś więcej powiedzieć i musimy powtórzyć usg w czwartek, żeby wyznaczyć datę inseminacji. No cóż, zrobimy ją, nadzieje mam co prawda żadne, ale przynajmniej nikt nie powie, że nie spróbowaliśmy.
27 października - czwartek. Usg. Pęcherzyk po prawej stronie 15 mm i wyniki krwi wskazują, że jeszcze za wcześnie na owulację. Przesuwamy IUI z piątku na poniedziałek.
17cs 17dc
31 października
Poranna wizyta w klinice. Endometrium 12,5 mm, pęcherzyk po prawej stronie 22 mm. Czekamy na wyniki krwi, mam zadzwonić za pół godziny i prawdopodobnie zaraz będę musiała wziąć ovitrelle, a pod wieczór startujemy z trzecią IUI.
Moja doktor wróciła po dłuższym urlopie. Zobaczyła w systemie, że dużo się działo.
Pierwsze jej słowa: a kto to pani zlecił tę krzywą cukrową? Przecież to się bada, jak są jakieś objawy. Pani nie ma objawów. HOMA-IR wyszło w porządku, więc proszę się nie martwić i nie szukać tutaj przyczyn. W leczeniu niepłodności nie do końca chodzi o to żeby eliminować wszystkie czynniki. Jak nie ma objawów, nie zlecamy badań. To samo z immunologią. Rozumiem że chce pani szybko poznać przyczynę i osiągnąć cel, ale proszę mi uwierzyć... w 20-25% przypadków nigdy nie znajdziemy powodu niepowodzeń. Mogą to być jakieś wady w budowie komórek, a współczesna medycyna nie jest jeszcze w stanie tego leczyć. Immunologiczne przyczyny to ekstremalna rzadkość. Poza tym nie ma aktualnie żadnej bezpiecznej metody na leczenie problemów immunologicznych. Co pani to da, jak sobie pani porobi badania, skoro i tak nie ma na to leku. Proszę pod żadnym pozorem nie rozpoczynać żadnej terapii w tym kierunku, wszystko to na razie eksperymenty, a leczenie może mieć bardzo nieprzyjemne skutki dla zdrowia. Proponuję zapoznać się ze sprawdzonymi badaniami, a nie szukać informacji w internecie. W takich przypadkach jak państwa - półtora roku starań, nieudane inseminacje, zalecamy in vitro. Ono jest też w stanie pomóc, gdy nie znamy przyczyny niepłodności.
Wdech, wydech.
Edit 14:47
Jesteśmy już po. Szybko poszło. Mąż miał przyjechać do kliniki jak najszybciej może, a ja 2 godziny po nim. Nie potrzebowałam wstrzykiwać ovitrelle, widocznie z badań krwi wyszło, że pęcherzyk zaraz sam powinien pęknąć. Tak też czułam, od kilku dni miałam wrażenie jakbym nosiła po prawej stronie małą, twardą piłeczkę, a dziś w nocy ból wyjątkowo się nasilił. Testy owulacyjne pozytywne, śluz bardzo przejrzysty i rozciągliwy na całą rozpiętość palców. Dawno takiego nie widziałam.
W sumie dobrze, że obyło się bez ovitrelle, przynajmniej nie będzie złudnych drugich kresek na testach.
Nasienie lepsze niż ostatnio - po obróbce:
objętość 0,35 ml
koncentracja 94 mln/mL
łączna ilość 32,9 mln
WHO A 5%
WHO B 92%
31,9 mln plemników gotowych do podania
W tym miesiącu pozwoliliśmy sobie na drinki i częste jedzenie na mieście. Choć muszę przyznać, że nie pamiętam kiedy ostatni raz jadłam słodycze czy biały chleb. Ale mężowi nie potrafię odmówić. Czasem skomentuję, jak sięga po batonika (dziwię się że nie odechciewa mu się jeść od mojego spojrzenia 😜), ale ogólnie nie umiem go gonić jak wraca zmęczony z pracy.
Emocje: żadne. Biorę to na chłodno. Pojechałam, wróciłam. Chwilkę się położę i zaraz wracam do pracy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 października 2022, 15:10
Wiem, że tam jesteś, Kruszynko.
Tak bardzo bym chciała, żebyś została z nami.
Kreseczka jest słaba jak na 14 dni po owulacji, więc nie spodziewam się cudów. Ovitrelle nie było, pęcherzyk pękł sam.
Ten cykl jest od połowy obstawiony lekami od pani immunolog. Byłam u niej 5 dni po inseminacji, kompletnie bez żadnych nadziei. Już po trzech pierwszych zdaniach wiedziała, co mi dolega. Mój organizm nie przyjmuje zarodków. Teraz tylko czekamy na wyniki badań. Mimo to dostałam profilaktyczne leki, które - jestem pewna - pomogły mojemu Dzidziusiowi.
Skreśliłam ten cykl dwa dni temu i odstawiłam progesteron. Mam lekkie plamienia i ból brzucha.
Wyniki beta hcg jutro po 14. Tak bardzo, bardzo marzę o tym, aby się udało..
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2023, 23:00
Niestety nasz Dzidziuś nie dał rady się utrzymać. Tak bardzo w niego wierzyłam, ale wiem, że to nie jego wina, po prostu nie miał do tego warunków 😭
Beta hcg negatywna, poniżej 5 (nie podają dokładnych wyników). Tyle się dowiedziałam. Wg kliniki nic się nie zadziało. Ale dla mnie tak.. Tak bardzo wierzyłam w tę Dzidzię, że jest silna, a ja zrobię wszystko żeby jej pomóc...
Któraś z Was pisała kiedyś, że najważniejsze to znaleźć dobrego lekarza. I również dzięki którejś z Was na takiego trafiłam.. Pani Doktor, kiedy tylko się dowiedziała o pozytywnym teście, kazała mi leżeć, brać leki i przyjechać na usg w czasie jej przerwy. Że wciśnie mnie między pacjentkami i może uratujemy tę ciążę. Powiedziałam, że ta kreska jest bardzo słaba, ale ona stwierdziła, że najważniejsze, że jest. I że udało jej się pomóc niejednej dziewczynie, kiedy krwawiła nawet żywą krwią. Widzę, że liczy się dla niej człowiek, i walczy o każde życie, nie ważne jak małe. Po tej jednej wizycie czuję się dobrze, spokojnie, a na dodatek ta ciąża po wdrożeniu leków.. W ogóle się jej nie spodziewałam, myślałam, że mój organizm będzie potrzebował wielu miesięcy na przygotowanie się. Jestem pewna, że to dzięki pani doktor choć przez chwilę zobaczyłam ten promyczek nadziei. Co prawda nie na długo, ale ile mogą zdziałać leki brane od połowy cyklu.. Gdyby się udało to byłby cud.
Jak może niektóre z Was wiedzą nie mieszkam w Polsce, chodzę tu do kliniki z najlepszymi opiniami (przepisałam się z innej kliniki, w której było jeszcze gorzej) i czuję się tu totalnie do dupy. Doktor w ogóle mnie nie rozumie, wciska in vitro, nie zechciała nawet zauważyć co mi dolega. Na badania które zrobiłam dodatkowo krzywo spojrzała i jeszcze wyrzuciła mi, że nie wie kto mi to zlecił. Krzywej cukrowej mi żałuje, biorąc za to tyle pieniędzy.. Badania, które jest must have dla starających się o dziecko.. Ale wydaje mi się, że w Polsce leczenie niepłodności jest dużo bardziej rozwinięte. Tu patrzą na mnie wielkimi oczami, jak mówię o czymś, co wybiega poza ich schemat. Próbowałam się dostać tutaj do 6 immunologów i nawet ze skierowaniem nikt mnie nie przyjął. Dziewczyny, jeśli jeszcze Wam się nie udało to powiem Wam to samo co już tu wspomniane, znajdźcie dobrego lekarza, który zna się na rzeczy. U nas 17 cykli, w tym 2 ciąże biochemiczne. Plamienia przed okresem, poza tym wszystko super. Kurde, przez tak długi czas musiałoby dojść do zapłodnienia, prawda? Może warto poszukać przyczyny, dlaczego zarodek się nie zagnieżdża? Ale wg mojej kliniki in vitro to lek na całe zło.. Ale zostanę tu jeszcze, gdzieś muszę chodzić na monitoring..
Pani immunolog, po zebraniu wywiadu o chorobach w rodzinie, podejrzewa u mnie problem z krzepliwością krwi. Powiedziała, że zarodek w takich warunkach nie ma szans na zagnieżdżenie. Dowiedziałam się też, że mam insulinooporność (a to badanie krzywej cukrowej było przecież tak "niepotrzebne") i niedomogę lutealną. Stąd te plamienia, których nikt w wielkiej klinice za granicą nie umiał wytłumaczyć!! Progesteron w 2 fazie cyklu o wyniku 10 to śmiech na sali w moim wieku. To wcale nie dużo. A uwaga, wczoraj (chwilkę po zrobieniu testu z 2 kreską) pobrano mi krew by oznaczyć hcg i mój poziom progesteronu wynosił całe 3,3. W takich warunkach żaden zarodek nie ma szansy przetrwać..
Dowiedziałam się jeszcze ze moje jajniki wyglądają na policystyczne, ale muszę dopytać o co chodzi, bo oprócz trądziku nie mam żadnych objawów. Tak, tego też nikt nie zauważył.
Wg doktor nasienie jest w porządku, ale chce poszukać przyczyny niskiego testosteronu. Bo może to jest powód obniżonej ruchliwości. Jak fajnie, że ktoś szuka przyczyny, a nie drogi na skróty..
Jutro mam rozmowę (doktor chce mnie przyjąć nawet jeśli się nie udało), omówimy wyniki badań i popatrzymy co dalej. Ale wydaje się, że p. doktor ma na nas plan, i mam przeczucie, że nie jesteśmy żadnym nadzwyczajnym przypadkiem w jej karierze.. też mamy prawo zajść naturalnie w ciążę i ją utrzymać!!
Teraz leżę w wannie i czekam na rozkręcenie okresu. Z godzinę temu się zaczął. Spóźnił się prawie 3 dni. 3 testy ciążowe różnych firm z lekką kreską. Totalny brak bólu piersi (nadal nie zaczęły boleć) - taką sytuację miałam tylko podczas pierwszej ciąży biochemicznej. Boję się tego okresu. I ogólnie dziś jestem strasznie przybita. Odczułam, że straciłam coś bardzo ważnego. Ale nie pozostaje nic innego, jak zaufać mądrej osobie, dalej się leczyć i czekać...
Wysyłam Wam dużo całusów i nie obiecuję, że będę tu często zaglądać. Zauważyłam, że taka przerwa od forum dobrze mi zrobiła. Ale zobaczymy, może zmienię zdanie. A jeśli cokolwiek więcej się dowiem, to na pewno napiszę chociażby po to, aby dać Wam jakąś podpowiedź - może akurat którejś z Was to pomoże.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 listopada 2022, 18:59
Moje wyniki:
Limfocyty:
CD3+ 58% (norma 64-74%) ❌ za niskie
CD4+ 36% (norma 41-49%) ❌ za niskie
CD8+ 21% (norma 31-38%) ❌ za niskie
CD19+ 10% (norma 10-15%) 〽️ dolna granica
CD3-/CD16+CD56+ komórki NK 13% (norma 13-22%) 〽️ dolna granica
CD45 97%
CD4+/CD8+ 1,72%
CD3+/CD16+CD56+ 2,4%
Monocyty 0,570 ❌ za wysokie
Eozynofile 0,30 ❌ za niskie
Czy takie limfocyty świadczą o słabej odporności? Zawsze myślałam, że jest wręcz przeciwnie, choruję max raz do roku.
Badanie DNA:
MTHFR_677C>T Układ heterozygotyczny nieprawidłowy ❌
PAI-1 4G Układ heterozygotyczny nieprawidłowy ❌
Rozumiem, że to trombofilia?
Konieczna histeroskopia z biopsją endometrium -> możliwy konflikt na styku matka/dziecko.
Konieczne badanie DNA plemnika -> nieprawidłowości w DNA mogą powodować szybki spadek bety, przez co nie jest wykrywalna w krwi.
Dodatkowo mam niedobór żelaza, co powoduje obfite miesiączki.
Zakaz starań do czasu uzyskania wyników. Nie utrzymam żadnej ciąży w takim stanie.
Histeroskopia prywatnie to koszt 4200 zł + 600 zł badanie anestezjologiczne + 600 zł żel przeciw zrostom.
Te koszty mnie przerażają, ale na kasę chorych mogłabym je zrobić w kwietniu, także to odpada.
Ponoć mam się nie martwić, takich przypadków jak nasz jest dużo i wszystko da się wyleczyć.
Z leków dostałam duphaston.
Chyba sporo pracy przed nami. Ale mamy jakiś trop!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 listopada 2022, 17:26
W każdym razie dałam radę i na szczęście już jest po. Kilka dni temu udało mi się dostać termin, pan doktor wcisnął mnie w pierwszy dzień swojego urlopu i nie musiałam czekać z zabiegiem do przyszłego cyklu. Zapłaciłam sporo, ale to podobno jeden z najlepszych specjalistów. Na szczęście kasa chorych zgodziła się przejąć całość lub większą część kosztów.
Ostatnio mam wrażenie, że mimo tego wszystkiego co nas spotyka, los zaczął się do nas uśmiechać.
Obudziłam się z bólem brzucha. Długo mnie operowano.
Lekarz powiedział, że wykryto w macicy liczne zrosty pozapalne, które sklejały ją w środku. Wszystkie zostały usunięte, macica oczyszczona, a próbki oddano do badania histopatologicznego. Doktor stwierdził, że musiało mieć to wpływ na nasze niepowodzenia.
Moja doktor znowu miała rację. Kolejne badanie, które mi zleciła i kolejnym razem strzał w 10. W 20 dni (od pierwszej wizyty u niej) dostałam więcej odpowiedzi niż przez ostatnie półtora roku. Zarodek nie zagnieździ się w tkance włóknistej, potrzebuje do tego mięciutkiego endometrium. Równocześnie trombofilia i niedobór progesteronu zapewniają mi skuteczną antykoncepcję.
Badanie DNA męża pokazało prawie wszystkie prawidłowe plemniki. Wyniki mojej biopsji przyjdą za 3 tygodnie, jesteśmy też wtedy zapisani na konsultację. Modlę się o to, aby badanie nie wykazało żadnych poważnych zmian. To byłby najlepszy prezent na gwiazdkę. A od przyszłego roku może na nowo zaczniemy starania, tym razem bardziej "fair" i po mniej wyboistej drodze..
Jestem taka spokojna w ostatnim czasie. Tak po prostu żyję sobie z dnia na dzień i za dużo nie rozmyślam. Czuję ulgę po zabiegu i światełko nadziei po ostatniej ciąży. Mimo, że okropnie żałuję, że się nie udało. W dniu owulacji patrzyłam z ciekawości na termin porodu i pokazał on dokładnie dzień, w którym świętowalibyśmy 2 rocznicę naszego ślubu. Gdzieś wewnętrznie czułam, że to nie przypadek i wysłałam nawet screena przyjaciółce mówiąc, że to jakiś znak z nieba. I to się naprawdę stało, byłam w ciąży, jednak Bóg miał dla nas inny plan.
Wierzę, że wszystko się poukłada, że leki nam pomogą, że pani doktor będzie trzymała rękę na pulsie.
Jak zadzwoniłam na recepcję i powiedziałam, że widzę dwie kreski, pani doktor oddzwoniła do mnie w kilkanaście minut podając swój numer prywatny. To takie wspierające wiedzieć, że ktoś naprawdę chce Ci pomóc. I że dla niego nie jest to tylko cień kreski, a prawdziwe dziecko.
Po histeroskopii i informacji o zrostach czuję się, jakbyśmy niedługo mogli zacząć starania od początku. Przecież te 1,5 roku to była nierówna walka. Ja naprawdę nie mogłam zajść w ciążę. Zastanawia mnie tylko, skąd się wzięły te zrosty. Nigdy w życiu nie miałam operacji w tamtych rejonach. Żadnego łyżeczkowania. Raz tylko, pewnie ze 3 lata temu, przez własną głupotę nabawiłam się poważnej infekcji i to jest naprawdę jedyna rzecz, jaka przychodzi mi na myśl. Krótko mówiąc zapomniałam o tamponie. To głupie, to obrzydliwe, ale naprawdę dziewczyny o nim zapomniałam. Do tej pory nie wiem jak mogło się to stać, ale czasu nie cofnę. Dobrze, że nie dostałam wstrząsu toksycznego.
Około 15 grudnia mają przyjść wyniki biopsji, boję się strasznie żeby nie wyszła tam jakaś złośliwa zmiana albo endometrioza. Nie miewam bardzo bolesnych okresów, rzadko kiedy biorę tabletkę przeciwbólową, ale nigdy nie wiadomo.
Po ostatnim razie nauczyłam się, aby nie skreślać cyklu do pojawienia się miesiączki. Skreśliłam go po 11 dniach od owulacji, po negatywnym teście, z okropnym pmsem. Odstawiłam cyclogest, bo chcialam, aby ten okres jak najszybciej przyszedł. I nie przychodził..
Mój cykl z pierwszą ciążą biochemiczną też skreśliłam, kiedy zobaczyłam różowy sluz. Również wtedy miałam koszmarny pms. Wiedziałam, że się nie udało i z tej okazji skusiłam się na aperola do kolacji. A okresu nie dostałam jeszcze przez 4 kolejne dni, testy wychodziły pozytywne.. I tak, nie mogłam sobie wybaczyć tego aperola.
Także jest dużo prawdy w stwierdzeniu, że póki małpki nie ma, piłka w grze. U mnie pierwsze oznaki ciąży to właśnie oznaki nadchodzącego okresu.
Czasami denerwuje mnie myśl, że moje ciało wie już, czy jest w ciąży czy nie, ale ja muszę 2 kolejne tygodnie żyć w niewiedzy. Mało tego, przy zapłodnieniu definiowane jest całe DNA, płeć, wygląd, cechy dziecka, a można nigdy się nie dowiedzieć, jakim byłoby człowiekiem, gdyby miało szansę się urodzić.. 💔
W tym cyklu robimy przerwę. Ja nadal plamię po histeroskopii. Biorę tylko witaminy, glucophage (ponoć poprawia jakość komórek jajowych, a wysoka insulina wpływa na nie bardzo źle) i po owulacji włączam duphaston. Większą artylerię wyciągniemy (mam nadzieję) od przyszłego cyklu. Oby tylko wyniki biopsji były ok...
Jak to tak nic nie sprawdzać, nie czekać na test? Gdzie te emocje, adrenalina, pot i łzy? 😄
Jestem teraz w trakcie owulacji, coś mnie podkusiło, że "może jednak spróbujmy", ale mąż stanowczo odmówił - skoro pani doktor kazała przeczekać to przeczekamy. No dobrze, proszę Pana. Dobrze mieć jednak taki głos rozsądku obok siebie 🙈 Także będziemy uważać jak za starych dobrych czasów i, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, starać zaczniemy się od kolejnego cyklu. Następna owulacja wypada mi dokładnie w sylwestra 😊
Stałam się jakaś sentymentalna ostatnio. Lubię zimę, śnieg, ten świąteczny klimat i herbatkę z goździkami w ciepłym mieszkaniu ❄️ Pięknie pachnące świeczki, światełka, długie rozmowy telefoniczne z mamą, z przyjaciółką..
Z zimą wiążę zawsze najpiękniejsze wspomnienia, pierwsze randki oraz najfajniejsze wypady. Singielką byłam tylko kilka miesięcy w moim życiu, a ten czas przypadł właśnie na zimę - wybawiłam się za wszystkie czasy 🤭 Cieszę się, że miałam możliwość tego doświadczyć.
Zaraz koniec roku, więc i czas na podsumowanie myśli. Ten rok kończy się dla nas - wbrew pozorom - dobrze. Właśnie dostałam wyczekaną podwyżkę. Mimo to w powietrzu wisi lepsza oferta i możliwe, że w nowym roku zmienię pracę na jeszcze lepiej płatną. I nie boję się takiej zmiany planując ciążę.
Intensywnie myślimy nad przeprowadzką i kupieniem działki. Może w przyszłym roku zaczniemy budować dom. Pielęgnujemy relacje z najbliższymi. Mąż ma dobre plany na rozwinięcie biznesu.
I to, co najważniejsze dla mnie, zrobiliśmy krok milowy w stronę spełnienia naszego największego marzenia. Wierzę, że wszystko się ułoży, że będzie dobrze. Przestałam z tego robić taki temat tabu, staram się rozmawiać o tej sytuacji z najbliższymi, od których dostaję ogromne wsparcie. To ważne, aby nie być w tym samemu, bo myśli o niepowodzeniach bywają destrukcyjne. Czuję się spokojniejsza gdy mam świadomość, że moi bliscy wiedzą, co przechodzę i w razie np. głupich pytań ze strony innych staną za mną murem.
A to, przez co zrzuciłam z siebie chyba ze 100 ton złych emocji, była zmiana lekarza i przekazanie mu części moich problemów. Stałam się znowu dawną mną, taką leciutką i patrzącą w przyszłość z optymizmem 😊 do szczęścia brakuje mi jeszcze jednego małego elementu, ale czuję, że jestem coraz bliżej niego.
Pewnie życzenia świąteczne przyjmę mimo wszystko ze łzami w oczach, ale przynajmniej jest coraz mniej osób, które mogą sprawić mi przykrość swoimi słowami. Rodzice już wiedzą. A resztę jakoś przetrwam lub powiem wprost coś w stylu "no bardzo byśmy chcieli mieć to dziecko". Niech się domyślą 😉 Bo raczej nie jestem z osób, które potrafią powiedzieć coś dobitniejszego. Zawsze sobie w takich momentach myślę, że ta osoba nie chciała mi sprawić przykrości, jest po prostu głupiutka i nie pomyślała 🤷🏽♀️
Walczę aktualnie z wypadaniem włosów. Tak źle jeszcze nie było 🙈 staram się je mniej czesać i dotykać, ale mimo to po każdym myciu wypada mi cała garść. Dziwne, biorę witaminę C i D, omega 3 i odżywiam się zdrowiej niż kiedykolwiek. Mam też coraz gorszy trądzik, metformina mi nie pomaga. Pojawia się on szczególnie na policzkach, brodzie i szyi i bardzo boli. Czyli taki typowo hormonalny. W ostatnich badaniach miałam podwyższone DHEAS i androstendion oraz lekko za wysoki stosunek lh do fsh. Nie za bardzo wiem, czym to obniżyć jak nie dietą. Nie jem słodyczy, nie piję mleka. Chyba to wskazuje na PCO. Ale pęcherzyki pękają mi normalnie co miesiąc.
No i nadal plamię po histeroskopii. Jeśli plamienie nie ustąpi do poniedziałku, skonsultuję się z lekarzem - to będzie dwunasty dzień.
No i tak to bywa, że plany swoją drogą, a życie swoją. Nie udał nam się ten cykl bez starań. Miałam mocne postanowienie, że naprawdę poczekamy, ale jakby to powiedzieć.. ciężko było wytrzymać. Pani doktor, wybaczy nam pani! Mieliśmy wcześniej prawie 2 tygodnie przerwy 🥴
Wszystko jest jeszcze takie świeże po tej histeroskopii, ale na szczęście przestałam już plamić. Plamienia trwały około 8 dni.
Mój nastrój podczas starań zmienia się od cyklu do cyklu. Raz doszukuję się objawów, czekam na testowanie, myślę o ciąży cały czas - po czym dostaję plaskacza na ogarnięcie się i kolejny cykl biorę na zimno. Czasami kilka cykli pod rząd jest "staraniowych", a następnie kilka "odpuszczonych". Ale nie karam się za taką naiwność, zauważyłam że im bardziej żyję w zgodzie ze sobą i nie walczę ze swoimi emocjami, tym lepiej. Próbowałam w cyklach "staraniowych" nie myśleć o staraniach i czułam się jak wariatka - wtedy myśli o dziecku były w mojej głowie non stop. Łapiąc się na nich, próbowałam odwrócić swoją uwagę, a wtedy powracały one ze zdwojoną siłą. Najgorzej, jak nasłuchałam się historii koleżanek, które odpuściły, i się udało. Czułam, że robię coś źle, że to moja wina, ale nie potrafię tego zmienić. Teraz akceptuję fakt, że czasem jestem bardziej ześwirowana na temacie, a czasem mniej 😀
Po histeroskopii nabrałam jakichś nowych nadziei, więc ten cykl jest typowo staraniowy. Mimo że miał być dokładnie odwrotny 😉 Z mężem stwierdziliśmy, że zaczynamy starania od nowa. I tak, mam pierwsze objawy całe 3 dni po owulacji!! No hit 🙂 Swoją drogą przyszła ona dość późno, ale bardzo czułam ją w tym cyklu. W nocy obudził mnie tak rwący ból, że wiedziałam, że to to. Naprawdę bałam się kichnąć, żeby sobie nic nie urwać 😉
Czuję się troszkę osłabiona i senna, dostałam opryszczki (nie miałam jej kilka lat) i mam mega dużo białego śluzu. Bolą mnie sutki (tak, jakbym sobie je poparzyła). Miałam to też w zeszłym cyklu, kiedy się udało. Jednak możliwe, że są jeszcze nadwrażliwe po tej ciąży biochemicznej i ból z czasem minie. Jest mi też trochę niedobrze, czuję że coś mi leży na żołądku, choć od jakiegoś czasu biorę nowe leki, więc może to ich sprawka.
Edit: No i boli mnie podbrzusze, tak dziwnie że nie potrafię opisać, czasem mnie złapie jak o tym nie myślę, więc przynajmniej sobie nie wmawiam 😀 właśnie znowu to poczułam, więc dopisuję 🙂
I wiem, że na jakiekolwiek objawy jest jeszcze za wcześnie, no ale tak się właśnie czuję. Od dziś zaczynam przyjmować duphaston, a od jutra acard. Duphaston pani doktor zaleciła, acardu nie, bo mieliśmy się nie starać. Ale jak już się stało to wolę go wziąć. Zobaczymy, co przyniesie czas.
A teraz zabieram się za ogarnianie mieszkania i przygotowywanie kolacji. Planuję ugotować zupkę brokułową, bo mąż bardzo lubi, a później zrobię cebularze z przepisu Akademii Płodności 😊 Mam nadzieję, że wyjdą smaczne, bo lubię takie drożdżowe bułeczki.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 grudnia 2022, 20:49
Dziś wstałam z dobrym humorem. Od kilku dni jakoś mijamy się z mężem, ale dziś postanowiłam pojechać do pracy godzinę później, więc poleżeliśmy jeszcze w łóżku, porozmawialiśmy, poprzytulaliśmy się i wstaliśmy razem.
Po przyjeździe do biura zrobiłam sobie kawę, usiadłam.. i zaczęłam rozmyślać. Ostatnio często czytam wasze pamiętniki i zauważam, że jak przestanę się kontrolować, to zaczynam nimi żyć. W nocy śniło mi się tyle dziwnych rzeczy, taki natłok informacji, śniła mi się ciąża, poronienie i jeszcze 10 innych niezwiązanych ze sobą tematów. Za bardzo to chyba przeżywam.
A najgorsze, że znowu zaczęłam powątpiewać, czy kiedykolwiek się uda. I przepadłam. Chce mi się płakać. Czy to już pms? 7 dni do okresu, bardzo możliwe. Zawsze mam ten cholerny pms.. Mąż zaczyna robić każdą rzecz nie tak, a mi przy gotowaniu wszystko wypada z rąk i wkurzam się sama na siebie. A nie daj Boże jak się mocniej uderzę, potrafię się naprawdę popłakać jak małe dziecko.
Nie chcę dłużej czekać.. tak bardzo chcę zacząć normalnie żyć. I być po prostu szczęśliwa. Zaczynam się bać, że histeroskopia może i poprawiła moją płodność, ale z drugiej strony mamy też osłabioną ruchliwość plemników męża. Z żadnej strony nie jest super.
Przyjaciółki wysyłają mi zdjęcia swoich dzieci. Obie powiedziały mi o ciąży, kiedy staraliśmy się już kilka miesięcy. Te dzieci są już tak duże i gdy pomyślę, że nasze też mogłoby takie być, jest mi trochę smutno. Tak kocham te dzieciaczki i czuję się jak prawdziwa ciocia, mimo, że jestem tylko przyjaciółką ich mam. Ale wiem o wszystkim, interesuję się nimi. Chcę być w ich życiu, ale z drugiej strony pojawia się pytanie, dlaczego nie mogę mieć swojego dziecka. Chciałabym, żeby nasze dzieci miały okazję pobawić się razem, żeby były w podobnym wieku, żeby dać im szansę poznać przyjaciela na całe życie, tak jak my to mamy. Z moimi przyjaciółkami znam się właśnie od urodzenia. Nie ma innych osób, które wiedziałyby o mnie tyle, co one.
W ten weekend mam jedną świąteczną imprezę firmową, a za tydzień drugą. Super będzie tak siedzieć popijając wodę i udawać, że wszystko jest super. Zupełnie jak w tamtym roku. Miałam wymówkę, że kieruję. Chciałabym móc bawić się jak za dawnych czasów, napić się drinka, dwa albo trzy i być po prostu szczęśliwa. W tym tygodniu to niemożliwe, bo za wcześnie żeby wykluczyć ciążę, ale przed kolejną imprezą zrobię test i jeśli wyjdzie negatywny, pozwolę sobie na jedno grzane wino, to będzie 12 dpo. Więcej nie mogę, bo biorę glucophage. Czytałam, że nie można mieszać metforminy z alkoholem, i bardzo się boję, że coś mi się stanie. Z jednej strony mam dobrą wymówkę, jak ktoś mi proponuje alkohol, ale z drugiej strony to tylko przypomina mi o staraniach i sprawia, że wszystko kręci się wokół nich. A jak wy radzicie sobie z tym tematem? Zastanawia mnie, czy tylko ja mam takie dylematy i czuję się jak alkoholik w tym czasie.
Faceci mają łatwiej. My musimy brać te wszystkie tabletki, myśleć czy możemy napić się drinka, ciągle czujemy ten ciągnący jajnik, który nie daje o sobie zapomnieć i boimy się wykonać trening, żeby sobie nie zaszkodzić. Ja nawet boję się uprawiać jogę w 2 fazie cyklu.
Siedzę sobie przy biurku i chlipię. Tak mi smutno. Czemu na początku mojej dorosłości życie przyszykowało mi takie przeszkody. Byłam tak szczęśliwą dziewczyną, niewinną, nic przecież nie zrobiłam złego.. Ja chcę mieć tylko rodzinę. Chcę być mamą. Niby takie naturalne, a dla mnie nieosiągalne..
Dzień dobry ❤️
Dopadło nas przeziębienie. Wczoraj jeszcze błagałam męża, żeby nie chorował, bo będą nici ze starań 🥺 Ale rozłożył się na całego. Gorączka prawie do 39*, zbijaliśmy ją lekami i zimnymi okładami. W nocy nie mógł spać, tak bardzo się męczył. Staram się być dobrą żoną, bo on też zawsze o mnie dba, jak źle się czuję. Ja się jeszcze jakoś trzymam, ale pobolewa mnie gardło, a tak zaczyna się u mnie infekcja. I zawsze zarażam się od męża 😀 Sama z siebie raczej nie choruję.
Od soboty mam plamienia 😣 Takie bardzo malutkie, ledwo papier się zabarwia, a na wkładce nic nie zostaje, może jedna kropelka. Szyjka jest nisko i otwarta już czwarty dzień. Chyba 10 mg duphastonu to za mała dawka na moją niedomogę lutealną. Skąd się bierze to cholerstwo?
Jak sobie pomyślę, że w klinice mi mówili, że to normalne i wszystko jest ok, to aż mnie krew zalewa 😬 W sumie dosłownie - he he.
Jeszcze trochę za wcześnie na okres, ma przyjść dopiero w piątek - jeśli pojawi się wcześniej, to możliwe, że kolejna owulacja wypadnie podczas nieobecności mojego męża. Proszę, oby tak nie było 🙏🏼 Nie chcę jeszcze okresu! A jeśli przyjdzie, to zaczniemy 19 cykl starań. To blisko do 20stego. Uświadamiając sobie to, stwierdziłam, że jestem żałosna.
Robiłam test wczoraj - 9dpo, ach, tak dla sportu, oczywiście negatyw.
Czekamy niecierpliwie do piątku, jedziemy do Poznania na wizytę! Wyniki biopsji już są, ale nic nie chcieli mi powiedzieć przez telefon, przyjdą pocztą. Ech, w moim życiu aktualnie największych emocji dostarcza wizyta u lekarza.
Mąż wczoraj powiedział, że chciałby, aby ten rok już się skończył. Ja też. Myślałam, że będzie nasz. Pamiętam, jak w ostatnią noc sylwestrową równo o północy zrobiliśmy sobie zdjęcie instaxem. Staliśmy uśmiechnięci i przytuleni z kieliszkami szampana na tle fajerwerków. Gdy zdjęcie schło, wyobrażałam sobie, że to ostatni nasz sylwester we dwójkę. Że rok 2022 przyniesie nam spełnienie marzeń. Staraliśmy się wtedy pół roku. Pomyślałam - mamy jeszcze cały rok do kolejnej takiej nocy. To musi się udać! Wtedy zerknęłam na zdjęcie. Zamiast pięknych fajerwerków nad naszymi głowami (które wybuchały dosłownie cały czas przez jakieś 20 minut), pojawiły się jedynie dwie stróżki światła. Fajerwerki, które dopiero leciały w górę, ale jeszcze nie wybuchły. Przez cały kontekst tej sytuacji pojawiło się we mnie dziwne przeczucie.
Czyli będę w ciąży, ale do rozwiązania nie dojdzie jeszcze w tym samym roku? To też jest ok! Oby tylko się udało!
No i udało się dwa razy, ale niestety żaden dzidziuś z nami nie został. Próbowałam znaleźć to zdjęcie, ale nie wiem gdzie jest. Może to i dobrze, niech pójdzie w niepamięć. Jakoś wierzę w takie symboliczne rzeczy..
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 grudnia 2022, 14:02
Dobry wieczór ❤️
Są wyniki biopsji!!
Rozpoznanie kliniczne: brak danych
Wyniki badań: endometrium w fazie proliferacyjnej.
Więc chyba wszystko jest dobrze! Myślałam, że dowiem się czegoś więcej, ale taka informacja i tak już mnie cieszy. Mam nadzieję, że wyklucza to endometriozę etc.
Jutrzejszą wizytę odwołujemy, nie chcemy nikogo pozarażać w przychodni, tym bardziej, że tyle tam kobiet w ciąży.
Testy na covid mamy negatywne, ale mąż od poniedziałku ma ciągle albo gorączkę albo stan podgorączkowy, a teraz złapał go taki mokry kaszel, że dusi go w nocy. Wszyscy znajomi naokoło też chorzy.
Mnie jedynie boli gardło od kilku dni, ale nic się z tego nie rozwinęło.
Mimo to wzięłam zwolnienie na tydzień, więc spędzamy całe dnie razem, odpoczywamy, gotujemy. Taki mały pozytyw tej sytuacji 😉 Niestety trochę sobie pozwoliłam przez ten czas na niezdrowe jedzenie, zjadłam trochę pierniczków, białe tosty, a dziś pizzę z piekarnika 🙈 Jak wrócę do normalnego trybu, to zaraz biorę się za siebie.
Mąż dostał wyniki badań krwi, ma grupę krwi dodatnią, ja ujemną, więc może pojawić się u nas konflikt serologiczny. Ale chyba nie jest to problem w obecnych czasach, a jeśli nawet, to na późniejszych etapach ciąży, dopiero kiedy krew dziecka łączy się z krwią matki - z tego co wiem 🙈
Mąż miał niski testosteron (1,15 ng/ml przy normie 2,4-8,71). Po miesiącu przyjmowania clo testosteron skoczył na 5,71 ng/ml! Jestem ciekawa co powie pani doktor i co zrobi z tym faktem. Ciekawe, czy niski testosteron miał wpływ na obniżenie parametrów nasienia, a szczególnie na ruchliwość plemników - to był nasz największy problem.
Ogólnie jestem ciekawa jaki ma ona na nas plan. Ze swojej strony jestem otwarta na leki, które zaproponuje, ale chciałabym też zapytać, czy moglibyśmy podejść do kolejnej IUI. Może szanse się zwiększą po uwolnieniu macicy ze zrostow. Mamy jeszcze do wykorzystania dofinansowanie na 5 inseminacji.
Mam plamienia od soboty, czyli dziś szósty dzień. Wczoraj byłam pewna, że dostałam okresu, bo cały papier był brązowy. A później od połowy dnia nic. Dziś popołudniu znowu dużo poleciało, a teraz cisza.
Wczoraj i dwa dni temu robiłam test, śnieżna biel 😉
Termin miesiączki jest jutro, pewnie tak też przyjdzie, chociaż po histero mogło się pozmieniać.
W ogóle to kontynuuję też pisanie w moim pamiętniku papierowym, zaczęłam go prowadzić jak miałam 13 lat przez około 2 lata. Kilka miesięcy temu go odnalazłam i naprawdę odblokowałam wspomnienia z dzieciństwa i młodości 🙈 ogólnie wszystko kręciło się wokół znajomych, bardzo przeżywałam wszystkie kłótnie z przyjaciółkami, narzekałam, że tata goni mnie do sprzątania w pokoju. Był też temat mojego pierwszego chłopaka, na jednej stronie napisałam że to miłość mojego życia i chcę się z nim zestarzeć, a na drugiej, że go nienawidzę i złamał mi serce 🤣 Znałam go może kilka tygodni 😀 Co za cringe, lepszej komedii nigdy nie czytałam, płakałam ze śmiechu, a mąż się na mnie patrzył jak na wariatkę.
Następnie wpisałam krótką notatkę na parę miesięcy przed ślubem, pisałam że jestem taka szczęśliwa i że zaraz będziemy planować dzidziusia 🥲
Stwierdziłam, że to super pamiątka czy to dla mnie, czy dla moich dzieci. Nie piszę tam o staraniach, robię to tu, a tam opisuję takie codzienne rzeczy, czyli coś, czego za wiele lat nie będę pamiętać 😊
Ale myślę, żeby te wpisy z owu też wydrukować i włożyć tam.
Lubię pisać, więc sprawia mi to mega przyjemność. Choć ręka dawno odzwyczaiła się od pisania w zeszycie i zaczyna boleć po 5 minutach, a chciałoby się jeszcze tyyle dodać 😀
A na koniec mam dla was fajny tip na rosół, wczoraj mąż znalazł na instagramie i dziś wypróbowałam 😀
Wszystkie składniki na rosół (warzywa, mięso) pieczemy w piekarniku na blaszce przez godzinę w 220 stopniach. W domu tak apetycznie pachnie 😋
Później dajecie to wszystko do garnka, dodajecie natkę pietruszki, ziele angielskie i liście laurowe i gotujecie tak jeszcze parę minut.
W godzinkę macie bardzo aromatyczny, ciemny wywar, jak gdyby rosół gotował się co najmniej kilka godzin.
A teraz lecę oglądać netflixa, może znajdę jakiś fajny film, choć powoli kończą mi się pomysły 🙈
Jesteśmy po wizycie u pani immunolog.
Na korytarzu kilka kobiet w ciąży, cały gabinet wypełniony zdjęciami małych bobasów i podziękowaniami. To chyba dobry znak.
Mamy nowe diagnozy, u mnie łącznie:
1. Insulinooporność
2. Niewydolność lutealna
3. Mutacja 677 heterozygota
4. Mutacja PAI heterozygota
5. Hyperandrogenizm
6. Niedobór żelaza (anemia)
Listopadowa ciąża nie miała szans się utrzymać. Dzidziuś się nie zagnieździ bez odpowiednich leków.
Plamienia nie są ok, mogą być spowodowane albo niskim progesteronem, albo stanem zapalnym w endometrium. Histeroskopia nie jest w stanie tego stwierdzić, dlatego przy okazji najbliższego okresu mam zrobić test krwi miesiączkowej. Skoro były zrosty, może być tam nadal stan zapalny.
Co do męża: bóle brzucha i podobne dolegliwości u niego jak i u wielu członków jego rodziny świadczą najprawdopodobniej o celiakii. W organizmie jest chroniczny stan zapalny, tak samo w nasieniu. Ja się leczę, a jego nasienie psuje wszystkie efekty leczenia. Powiedziała, że choćbym stawała na rzęsach, to dziecka sobie sama nie zrobię Dobrze, że mój mąż to usłyszał. Zaleciła wprowadzenie diety bezglutenowej i bezmlecznej. Powiedziała, że powinien szybko odczuć różnicę, tj. brak bólu oraz lepsze samopoczucie i nastrój. Clo bardzo ładnie podniosło testosteron, ma brać dalej. Mamy też zbadać migdałki, nie wyglądają dobrze. Póki on ma stan zapalny w organizmie, przekazuje to wszystko mi, co jest kolejnym powodem, dlaczego zarodek się nie zagnieżdża.
Kazała się nie martwić tym wszystkim, co usłyszeliśmy. Powiedziała, że od tego cyklu wdrażamy leki, które otworzą dla nas okno maksymalnej płodności. Czyli z tego co rozumiem, w ciągu najbliższych miesięcy będziemy mieli optymalne warunki do zajścia w ciążę.
Komórki NK dobre, niskie limfocyty też.
Inseminacja jak najbardziej na nie - podanie do macicy nasienia ze stanem zapalnym sprawi tylko kłopoty i zwiększy przeciwciała przeciwplemnikowe. Czyli robimy wszystko, aby zajść w ciążę naturalnie.
Lista moich leków:
1. Witamina C
2. Witamina D
3. Prenatal Uno
4. Sorbifer
5. Sulfasalazin
6. Encorton
7. Neoparin
8. Progesterone Besins
9. Glucophage
10. Acard
11. Duphaston
Dopiero zobaczyłam, ile tego jest 😬
Śmiałam się, że będę musiała kupić taką kasetkę na leki z napisem "śniadanie", "obiad", "kolacja", ale doktor powiedziała, żebym się w to nie bawiła i mogę brać wszystko na raz.
Mimo to rozłożę te leki przynajmniej na 2 tury.
Neoparin to niestety zastrzyki Daje mi to przeczucie, że robi się "poważnie".
Mam nadzieję, że wśród tych leków jest coś na obniżenie androgenów, bo ten trądzik mnie wykończy.
Na koniec dałam pani doktor świąteczne czekoladki (bo jutro wigilia) i podziękowałam za zaangażowanie, za skierowanie na histeroskopię, dzięki której wykryliśmy zrosty i za szybki telefon po wiadomości o 2 kreskach.
Przytuliła nas i powiedziała, że największym prezentem dla niej będzie, jak zrobimy sobie w końcu tego dzidziolka Wyszliśmy z uśmiechem na twarzy.
Życzę Wam wesołych, spokojnych Świąt spędzonych w gronie tych, których naprawdę kochacie. Oby żadne głupie teksty ze strony jakże mądrych wujków nie popsuły wam dobrego humoru i ciepłej atmosfery tych Świąt.
___________
iiyama, dziękuję za przypomnienie ❤️, dodaję leki męża:
1. Witamina C
2. Witamina D
3. Debutir
4. Singulair
5. Clostilbegyt
6. Aciprex
Mam nadzieję, że to zaangażuje go trochę bardziej w starania. Jestem bardzo ciekawa, jak podejdzie do nowej diety i czy będzie się jej trzymał. Choć boję się, że cała odpowiedzialność spadnie na mnie 😔 Jak nie zrobię mu obiadu to będzie musiał coś zamówić w pracy, a to popsuje wszystkie efekty. Z tego co zrozumiałam ta dieta ma być wdrożona na 100% bez żadnych odstępstw. Będę musiała się dużo nauczyć i jakoś przeorganizować swój czas, aby gotować np. od razu na dwa dni. Ale może chociaż z lekami będzie pilnował się sam i zrozumie, że teraz musimy dać z siebie wszystko 😉
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 grudnia 2022, 09:47
Życzę powodzenia przy IUI i trzymam mocno kciuki :) Co do immunologii, to lekarze zawsze tak mówią, a wierz mi, ze wczesniejsza ciąża wcale o braku problemów immunologicznych nie świadczy. Mało tego, niektóre przeciwciała np. anty HLA pojawiają się dopiero po ciąży/poronieniu lub porodzie. Ja bym lekarki nie słuchała i przynajmniej zrobiła komórki NK, ANA 2 i na pewno KIRy, bo lepiej przed transferem wiedzieć i ewentualnie podać leki, niz stracić zarodka. No ale to jest moje zdanie. Z zasady nie słucham lekarzy do końca, bo sama jestem biologiem i tez dużo czytam opracowań medycznych z konieczności i wiem, ze lekarze często się mylą, a czasem mają po prostu interes w licznych stymulacjach, transferach. Niestety to jest biznes. Ale to my musimy same myśleć o sobie i naszych zarodkach, dzieciakach i niestety same musimy podejmować decyzje. To są drogie badania, ale w razie złego wyniku transfer i tak się nie uda bez leków.
Magda, dzięki za odpowiedź! Jest dużo sensu w tym, co mówisz. Czy na takie badania trzeba zapisywać się bezpośrednio do lekarzy immunologów, czy wystarczy powiedzieć w klinice leczenia niepłodności, że chcę to przebadać i już? Jeśli trzeba się zapisać do oddzielnego lekarza, to długo się czeka (orientacyjnie) na termin? Bo może warto się zapisać już, niż później czekać kilka miesięcy na przyjęcie + na wyniki?
Badania możesz zrobić sama, bo i tak nie są refundowane przez NFZ. KIR polecam np. w test DNA lub w jakiejś klinice, w której to badanie wykonują (nie potrzebowałam skierowania). Komórki NK robiłam też w test DNA, to się tam nazywa Subpopulacja limfocytów i oprócz NK badają też ważny stosunek CD4/CD8 i kilka innych w cenie około 300 zł (tyle było w maju, kiedy badałam). Z kolei ANA badałam w Diagnostyce. Badania robiłsam sama, lekarze wręcz odradzali, mówiąc, ze to rzadkie, że byłam w ciąży, że wyglądam zdrowo, a wyszły mi braki w KIRach i będzie potrzebny Accofil, wyszły mi wysokie NK (przekroczone o 100 procent), do tego dodatnie ANA i zespół antyfosfolipidowy. Bez heparyny i acardu nie mam szans. Tego nie wiedziałabym bez badań niestety. Do lekarzy immunologów, ale tych od płodności, są długie terminy. Dobrze robić badania i na wszelki wypadek, gdyby zle wyszły, juz teraz zarezerwować termin. Polecam z południa Polski dr Sydora (Kraków, Katowice, Tarnów), w Łodzi jest oblegany Paśnik, w Poznaniu polecam dr naprotechnolog, która zna i ogarnia immunologię dr Laura Grześkowiak. W Krakowie immunologię zna i stosuje dr Przybycień.
Nie podeszlabym do in vitro nie robiąc wcześniej wszystkich badań w tym immunologicznych czy histeroskopii/drożności jajowodow. Bo pewnie mutacje, trombofilie, tocznie itd już sprawdzone? Kariotypy? A dlaczego? Ponieważ in vitro nie rozwiąże problemu jesli jest jakaś choroba, która trzeba leczyć. I szkoda moim zdaniem wtedy pieniędzy. Zeby moc leczyć- trzeba znać przyczynę. Wiem, że jest niepłodność idiopatyczna i wtedy ryzyko fizyk in vitro to ostatnia opcja. Ale dla mnie tylko i wyłącznie po komplecie badań wcześniej :)
Dziewczyny, ale wy macie wiedzę 🤯 Nie miałam robionych żadnych z tych badań o których mówicie z wyłączeniem drożności jajowodów. Żadnych badań genetycznych/immunologicznych, jedynie te takie "podstawowe" z krwi, które zostały mi zrobione przy pierwszej wizycie w klinice w czerwcu tego roku. Wiecie, tak naprawdę jesteśmy na początku naszej drogi i dlatego zdziwiłam się, że doktor tu już mówi o in vitro, jakby nie było nic pomiędzy. W sensie że nieudane IUI = od razu in vitro jako lek na wszystko. Powoli zaczynam się oswajać z tematem, ale nie czuję się jeszcze do końca przebadana. Zgadzam się z tym, że nie ma się co spieszyć, a później psuć sobie nerwy nieudanym transferem. Madzia, mega dziękuję za polecenia, napisałam już do jednego lekarza z zapytaniem o termin. Zawsze zaklepany to zaklepany i będzie sobie czekał. Dzięki Wam od razu inaczej spojrzałam na sprawę!
Pytanie teraz czy ta doktor jest w takim razie do 🍑 czy to powszechne zachowanie wśród lekarzy i trzeba drążyć temat na własną rękę?
Lia wydaje mi się, że to kwestia lekarza. Ja byłam na kilku wizytach o różnych lekarzy i każdy najpierw proponował badania, gdy wszystkie "podstawowe" byly zrobione ktoś zasugerował immunologie, na końcu krzywe cukrowe, wymazy. I tak przebadali mnie z każdej strony ;) Jeśli chcesz możesz zajrzeć do mojego pamiętnika tam jest cała lista co badalismy. Jakbyś miała pytania to pisz śmiało.
Sowella, dziękuję! ❤️ Podejrzałam i zapisałam sobie. Z panią doktor zobaczymy. Na razie gadałyśmy "co by było gdyby". Spróbujemy inseminacji. Jak się nie uda to porozmawiamy już na poważnie co by można było zrobić. Będę nalegać na badania, ale jeśli nie będzie chciała współpracować to poszukam innego lekarza. Dobrze wiedzieć jak to u Ciebie było i mieć inny pogląd na sprawę. Dziękuję, że jesteś taka pomocna ❤️
Lia nie doczytalam do konca ale problem immuno jest bardzo czesty!!! Przez pierwsze 12 tyg ciazy organizm musi tolerowac zarodek, a czasem jest tak, ze go atakuje. Tam jest sporo niuansow, te badania troche kosztuja ale ja bym absolutnie nie podeszla do ivf bez sprawdzenia immunologii (tym bardziej jak zachodzisz w ciaze biochemiczna). Mutacje badalas ? PAI wplywa na zagniezdzenie zarodka