Kurczę, zeświruję do piątku! Szkoda, że mam na uczelni coraz mniej zajęć, bo przynajmniej bym tyle nie myślała, nawet pracę dyplomową już prawie poskładałam
Jak już wcześniej pisałam, mam dobre przeczucia. Cykl jest inny niż wszystkie poprzednie. Zawsze temperatura po ovu rosła bardzo wysoko, czyli u mnie do ok. 36,9, a potem od ok. 27 dc spadała na łeb na szyję. Dziś w nocy obudziłam się, bo bolały mnie piersi, są bardzo napięte,(inaczej niż przed okresem) właśnie w nocy pomyślałam, że się udało. Spać mi się chce niemiłosiernie i czuję wszystkie zapachy intensywniej, najbardziej zapach mojego ciała, który jeśli już, to czułam bardzo delikatnie.
Mam nadzieję tylko, że sobie nie wkręcam, a wiem jak łatwo dać się autosugestii.
Byle do piątku!
Dziś tempka troszkę spadła, więc już nie jest mi tak wesoło, ale w nocy nie mogłam spać, cały czas myślałam "jestem w ciąży" i z tego podekscytowania nie mogłam zasnąć. Piersi nadal napięte, a najśmieszniejsze jest to, że zaczynam widzieć ciemną kreskę od pępka w dół (głupol!). Coś mi się nie wydaję, żebym wytrzymała z testem do piątku, no bo jeśli objawy które obserwuje są prawdziwe a nie zmyślone, to test będzie już wiarygodny prawda? Skoczę go dziś zakupić
Dobrze że mam coś do nauki na dziś to trochę się zajmę
Pozdrowienia!
Oczywiście zamiast się uczyć, to myślę, non stop. Ale jest w tym jeden pozytyw - przeczytałam na forum wypowiedź Emily83, która przekonała mnie do tego, żeby nie robić testu. Boje się negatywnego. Oczywiście jak będzie 1 kreska to płacz ale i nadzieja, że za 2-3 dni będą 2, więc jeszcze większy stres. Przyjdzie @ to przyjdzie, trudno. Im dłużej czekam, tym mam coraz większe wątpliwości w moje przeczucia, a to wszystko przez dzisiejszy spadek. Myślę, że wszystko okaże się jutro, z porannym pomiarem temperatury - jak skoczy to będzie znaczyło że się udało, spadnie no to @.
Nie mogę już tyle myśleć, bo zwariuje, niestety chyba jedynym sposobem na zaniechanie myślenia jest pozbycie się mózgu, co nie jest za fajną opcją. Wymyśliłam więc, że zamienię się na głowy z mężem (oni się tak bardzo chyba nie przejmują tym wszystkim jak my)... Niestety mój wie, że mam tam niezły bałagan i nie za bardzo chce się zamienić, pomimo tego, że zamienianie się jest fajne
Skoczyła
Cieszę się jak głupol, bo naprawdę jest inaczej niż zawsze, oczywiście nie chce się nakręcać, żeby w razie co później się nie rozczarować. Może jednak do 5ciu razy sztuka? Trzymajcie kciuki! Dziś cały dzień prawie na uczelni, jutro w domu, ale mąż będzie pracował z domu, bo popołudniu wyjeżdżamy na ślub i wesele, więc nie będę miała czasu na myślenie
Jestem dobrej myśli
Spadła, a tak się cieszyłam. Już nawet płakać mi się nie chce.
http://www.youtube.com/watch?v=f29-sXZwl7I
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2014, 08:51
Trochę się czuję samotna, bo mój mąż ma podejście: bez spiny, będzie jak będzie, jakbym mu zaproponowała testy owulacyjne albo badanie nasienia to by mnie spławił, uważa, że mamy się po prostu kochać i jak będzie dzidzia to super, a jak nie to bez stresu. Szkoda tylko że ja tak nie potrafię. Cały czas postanawiam przyjąć taką pozycję, niestety bez skutków. Zaczynam myśleć o badaniu hormonów, mam krótką fazę lutealną, chciałabym wiedzieć dlaczego się nie udaje!
A tym czasem wyjazd, do poniedziałku! Powodzenia dla Was wszystkich!
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2014, 14:38
No i przylazła
Dziwny ten cykl był, inny niż zawsze, @ spóźniła się 3 dni, pewnie dziś też by nie przyszła, ale mąż jej wczoraj pomógł przytulaskiem. Nawet @ jest dziwna, brzuch mnie nie boli. Byliśmy w sobotę na weselu, były tam 2 pary, jednej po 6 latach udało się z dzidziusiem, 2 już 10 lat prawie bezskutecznie, ale byli to tacy pozytywni ludzie, tak bardzo się kochający! Nie chcę się już przejmować, może taki jest plan GÓRY żebyśmy dłużej poczekali i bardziej do tego dojrzeli, a może jest taki że mamy zaopiekować się innymi dziećmi, które będą nas potrzebowały? Będzie jak ma być.
Czuje się dobrze, nawet bardzo dobrze, nie świruje jak miesiąc temu. Wierzę, że uda się jak jak będzie na to czas. W tym miesiącu bez spiny, bez wyliczania, wykres jak najbardziej, nic więcej. Najwyższa pora zrobić porządek z zębami! Jest mi głupio, że wcześniej tego nie zrobiłam, a powinnam! Ale lepiej że późno niż wcale i umówiłam się na wizytę
A boje się cholernie, nabawiłam się tego przez moją poprzednią panią stomatolog... Brrrr! No, ale do odważnych świat należy, może będzie dobrze, w najgorszym wypadku znieczulenie. Chodzi mi po głowie taka myśl, że zajdziemy w ciążę, kiedy będziemy mieli wszystko poukładane, nic nie będzie wisiało nad nami, a na razie wiszą właśnie moje zęby, moja magisterka na początku lipca, może przeprowadzka po obronie, jak nie uda się do lipca, to pewnie będę szukała pracy, a to też zależy gdzie nas poniesie - Trójmiasto, może Wrocław, albo Irlandia...
Jestem dobrej myśli! Pozytywnie!
Kurcze! Słyszałam przed chwilą w radio, że na posesji kobiety, na której w lutym znaleziono ciało noworodka, znaleziono kolejne szczątki... Serce mi pęka!!!! Jak to się dzieje, że "potwory" (bo inaczej nie można ich nazwać) zachodzą w ciążę i mordują własne maleństwa, a my, które oddałybyśmy wszystko za dzidziusia musimy tyle na nie czekać?!!! Jak to jest? To jest straszne! Brak mi słów!
Wpadłam w dołek.
Zaczynam wątpić w to że kiedykolwiek się uda.
Ryczę jak bóbr.
Znowu tylu osobom się udało.
Opadam z sił, nadzieja ledwo się tli.
Wszystko mnie boli.
Już lepiej ze mną dzisiaj. Wczoraj natomiast wpadłam w taką histerię że nie mogłam przestać wyć, dopóki się nie zmęczyłam i zasnęłam. Mój K. oczywiście stałe teksty, że wymyślam, że mam chyba za dużo wolnego czasu, że nie potrafię się cieszyć tym co mam. Trochę w tym racji. Nie chce mi się uśmiechać, a powinnam. Piękna pogoda się zrobiła, akurat na nasz weekendowy wyjazd, słońce świeci, mogę sobie otworzyć balkon i cieszyć się pięknym zapachem tujek. Mam kochającego męża, kochająca rodzinę, kilka innych bliskich mi osób, mam gdzie mieszkać, co jeść, możliwość skończenia studiów. Powinnam dziękować za to co mam. Czasem tak jest (jak dzisiaj) czasem nie (jak wczoraj). Szkoda tylko że mąż mnie nie rozumie. Przykro mi że nie mogę z nim rozmawiać o moich uczuciach i emocjach bo kłótnia murowana. K potwierdza że nie może mnie zrozumieć, za to dużo przytula. Zawsze coś.
No dobra pora podnieść się ze wczorajszego upadku i iść dalej. Zrobię sobie przerwę od ovu do poniedziałku. Kilka ostatnich zaliczeń na studiach mnie czeka, doszlifowanie pracy, w lipcu obrona. Co potem? Nie wiadomo. Będzie co ma być.
Jeszcze kwestia mojej wiary. Wierzę, że będzie tak jak Pan Bóg chce żeby było. Myślałam, że chce nauczyć mnie cierpliwości, teraz na dodatek chyba chce wyleczyć mnie z egoizmu, tego, że dziecko na świat powoływane jest nie dla rodziców i nie wtedy kiedy oni tego chcą, tylko wtedy kiedy On tego chce. Jak się pomodlę, to mi lepiej, myślę że rozumiem. Jak robię coś innego to dopadają mnie myśli, że przecież tyle alkoholiczek, narkomanek, nieodpowiedzialnych czasem nastolatek zachodzi w ciążę i jak Bóg może tego chcieć? Znalazłam wczoraj taki obrazek z napisem "Jeśli Twoja modlitwa nie zostaje wysłuchana - tzn., że Bóg ma dla Ciebie coś o wiele lepszego, niż to o co Go prosisz". Co to ma w ogóle znaczyć? Co może być lepszego dla kobiety będącej w małżeństwie od potomstwa? Przecież Sam powiedział: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną" (Rdz 1,28). To jak to jest? Co ma lepszego dla mnie? Chciałabym to wiedzieć. Oczywiście muszę czekać, bo hartuje moją cierpliwość. Mam nadzieję, że wie, że niedługo nie będę potrzebowała rozmowy z księdzem ani konsultacji z ginekologiem tylko psychiatry.
Jeszcze jedno. W mądrej książce "ABC dla narzeczonych" napisano: "Celem małżeństwa wyznaczonym przez Stwórcę jest miłość i przekazywanie życia". Ciekawe, barrrdzo ciekawe. Ciekawe jest też to, że w tej bardzo mądrej książce nie ma ani słowa o problemach z płodnością. Nigdzie. Chyba oddam ją na makulaturę.
Po wczorajszym wieczorze potwierdzam fakt, że najlepszym sposobem na reset mózgu jest baardzo przyjemny seks
Mąż mnie wyleczył ze wszystkich głupich myśli. Lekarstwo zażywać w razie potrzeby, nie rzadziej niż raz na 2 dni
Kurcze, nie przepadam za tym czasem po owulacji, powoli znowu zaczynam się nakrecać i robić sobie nadzieję że może tym razem się udało. A potem przyjdzie okres, rozczarowanie, znów będą gorsze dni, płacz i tak w kółko. Długo jeszcze? Przestaje od jutra do końca cyklu mierzyć temperaturę. Spróbuje nastawić się na nie, żeby się nie rozczarować.
No i jakoś nie mogę przestać mierzyć temperatury. Już wiem że się nie udało. 11 lipca obrona, powoli zaczynam szukać pracy. Znowu mi się nie chce wierzyć że się kiedyś uda. Dziś dentysta - boję się panicznie (a może sobie tylko tak wkręcam). Ehh odechciewa się wszystkiego.
Smutno jakoś znowu. Muszę przestać czytać pamiętniki. Przed chwilą przejrzałam 3, wszystkie zakończone ciąża. Mam dziwne przeczucie że mój nigdy się nie zakończy wpisem: ciąża rozpoczęta ... Jeszcze wczoraj pogodziałm się z tym, że się pewnie znowu nie udało, dzisiaj już gorzej. Znowu nie mam sił na jutrzejsze koło. Miesiąc temu było dokładnie to samo. Ile jeszcze takich? Ktoś może powiedzieć że wymyślam i przesadzam, że to dopiero 6 cykl. Dla mnie to już pół roku i nic. Żadnej nadziei, nigdy nie widziałam nawet cienia 2 kreski. Pewnie łatwiej jest ze świadomością że można mieć dzieci, jak się ma już chociaż 1 skarba w domu. A ja czuje się że bładzę po omacku, na ślepo, nic nie wiem.
I znowu nici. @ jak w zegarku w 12 dpo. A i w tym cyklu będą raczej nici, mąż leci do Paryża na tygodniową delegację akurat w "ten" szczególny tydzień. Chyba że mnie zabierze, ehh marzenia
No nic, polecę jutro na RTG zalegającego mi zęba, 17 czerwca kolejna wizyta u dentysty. Pewnie mi wyrwie tą nieszczęsną piątkę. I dobrze, nie mam ani ochoty ani kasy na kanałowe. Tak mi się wydaje że to przez tego zęba nam się nie udaje. Nawet jakby się udało to mogłoby na krótko właśnie z jego winy. Takie szczęście w nieszczęściu że się go pozbędę. Humor mam nawet niezły - wyryczałam się już w piątek, jak mi spadła temperatura, za wszystkie czasy. Ale brzuch mnie boli okropnie. A i w tym miesiącu zrobię sobie badania za poleceniem Olki morfologię plus żelazo no i hormony tarczycy.
I potwierdziła się delegacja męża, mieliśmy nadzieję że będę mogła lecieć z nim, ale nic z tego. Smutno, że właśnie w dni płodne. No ale odstawiam termometr i odstawiam ovu, spróbuje wyłączyć myślenie o staraniach. Miesiąc urlopu od tego wszystkiego, może na dobre mi wyjdzie. Lekarz wczoraj z grubej rury pojechał, żebym się nie nakręcała, nie robiła żadnych badań na razie, bo to tylko potem robi bałagan w głowie, że jak do listopada się nie uda, to będziemy mogli się zacząć martwić, a teraz kochać się spontanicznie i nie nakładać na siebie żadnej presji. Idę spać
Ciężko jest o dobre dziecko, musi być na nie duże zapotrzebowanie skoro jeszcze nie mamy swojego, niestety nie jesteśmy pierwsi w kolejce, ale mam nadzieję, że już niedługo przyjdzie na nas czas
Tak na poprawę humoru : http://www.youtube.com/watch?v=Dy9qhs_ROPw
I znów morale mi spadły na łeb, na szyję. A już było tak dobrze. Studia się skończyły a u mnie ani ciąży ani pracy. Nie mam na razie żadnego celu, czuję się bezwartosciowa, czuję że zmarnowalam 5 lat mojego życia. Poświęciłam wiele a nie dostałam w zamian nic. Jest mi cholernie źle.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 czerwca 2014, 19:42
Jest perspektywa pracy w laboratorium
Czuję się o wiele pewniej, mam nadzieję że to wypali i będę mogła zająć się moją wymarzoną pracą! Wiem, że Bóg wie co jest dla mnie najlepsze i dlatego czeka z naszym dzieckiem, chyba chce mnie teraz troszkę dowartościować tą pracą... no nie powiem udało się, żeby tylko na prawdę wypaliło
+5 do morali
trzeba być dobrej mysli ... napewno sie uda :):) ja tez czekam jak na zbawienie na dzien w ktorymzrobie kolejny test i ze tym razem ta druga kreseczka sie pojawi...
Życzę pozytywnego myślenia , pozytywnego testu i pozytywnej energii :) Może przeczucie Cie nie myli :) Pozdrawiam