Pozdrawiam wszystkie kobietki starające się o Fasolki!:*
Dzisiaj 12 urodzinki mojej najmłodszej siostrzyczki Julci. Idziemy na 17:00 do niej. Wczoraj miałam ogromny problem z zakupem prezentu dla niej- w końcu kupiłam jej śliczne buciczki. Pudrowo-różowe sandałki z kokardką Jakoś dziwnie na mnie działają takie rzeczy:)) Oby jej się spodobały.
O 13 zrobiłam badania FSH i LH bo ginekolożka kazała 5dc. Na szczęście przy szpitalu mają laboratorium czynne 7dni w tygodniu całodobowo wiec nie było problemu:)o 17 wyniki odebrane i... wszystko jest super:)) FSH: 5,20 mlU/ml, LH: 6,84 mlU/ml co daje nam współczynnik LH do FSH 1,3:)) Z tego co wyczytałam jak jest poniżej 1 to jest niewydolność przysadki, a powyżej 1,5 może wskazywać na PCOS. Mój mieści się w normie:) Niech ta @ sie już skończy to zaczniemy działać dalej.
NOWY MIESIĄC, NOWY CYKL= NOWA SZANSA
To moje motto na miesiąc maj<3
Przesyłam Wam dziewczynki same dobre emocje i pozytywne myślenie
"Jeśli chcecie zwiększyć ilość i jakość spermy, dobrym pomysłem może być rezygnacja ze współżycia na jeden, dwa dni. Jednak dłuższe przerwy w kochaniu się (więcej niż 3-6 dni) mogą spowodować odwrotny skutek i pozostawić w spermie za dużo starszych, mniej ruchliwych plemników."
To mnie jeszcze bardziej upewniło w tym że to dobry pomysł
27ego maja idę na badania progesteronu, prolaktyny i androgenów. Wtedy będę miała klarowniejszy obraz moich kochanych hormonów i od razu skontaktuję się z moją panią ginekolog (która jest w 9 miesiącu ciąży i zaraz mnie przekaże swojej koleżance:/...) Muszę też ją zapytać o ten Metformax, bo myślę, że to może być dobry lek dla mnie:)
Wczoraj przyszłam do pracy, a tu koleżanka woła z takim trochę przerażeniem w głosie, ze musi nam coś powiedzieć: " Dziewczyny będę pracować tylko do końca czerwca- jestem w ciąży". Strasznie sie ucieszyłam, bo starałyśmy się w tym samym czasie, razem zamawiałyśmy testy owulacyjne...Ona jest już w 5 tyg. Ta myśl nie opuszcza mnie do tej pory- tak bardzo jej zazdroszczę. Mam ogromy żal do Tego z góry, że to ja nie jestem w tym stanie:( Ryczałam cały wieczór... tak, żeby mąż nie widział, bo on tego po prostu nie rozumie. Tłumacze sobie to wszystko tym, że ona jest w lepszej sytuacji niz ja: ma umowe na czas nieokreślony- ja na zastepstwo, ona jest zdrowa i szczupła- ja z zespołem PCO i z nadwagą... To wszystko na pewno ma jakis wpływ...
Tak bardzo chce miec dzidziusia, ale boje sie, ze w tej sytuacji to nawet nie dostalabym macierzyńskiego:/ Taki głupi ten kraj... grrrr
Z innej beczki... Wczoraj mieliśmy gości z Anglii. Przyjechali z 6-miesięcznym Marcelkiem:) Zakochałam się w tym dzieciątku! Miałam go na kolankach, mój mąż też go nosił na rękach (to cud, bo mówił, że nigdy takiego małego dziecka nie dotknie:P) i chociaż przez chwilę poczułam jak wspaniale byłoby tworzyć taką "pełną" rodzinę. Ehhhh.....
Dzisiaj byłam na badaniach. Zrobiłam progesteron, prolaktynę, testosteron, morfologię i lipidogram(cholesterol HDL, LDL i trójglicerydy) - zapłaciłam 96zł!!!! No, ale jak mam się prosić o skierowania to już wolę zapłacić
Nie wiem co z moją owulacją... Wykres do dupy. Jak się okaże, że znowu mam cykl bezowulacyjny to się chyba załamię. Powiedziałam wczoraj mężowi, że ide na badania krwi, a on zapytał i co potem. Ja powiedziałam, że po miesiączce umówię się do mojej pani ginekolog żeby działać dalej, a on: JAK TO PO MIESIĄCZCE??? TO BĘDZIE MIESIĄCZKA? Ja zgłupiałam.... Nie wiedziałam o co mu chodzi, potem jednak zorientowałam się, że on myśli, że skoro co drugi dzień się kochamy to na pewno się uda... Jak bardzo bym chciała mieć takie przekonania jak on:) Oczywiście nadzieję nadal mam, ale dla niego to było takie oczywiste Faceci...
Niedługo napiszę o wynikach badań, a tymczasem życzę wszystkim miłego dnia
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 maja 2014, 10:20
Już po wizycie:) Nareszcie trafiłam na znakomitego lekarza!!! Powiedział co mam jeść, żeby zbić wagę, potwierdził PCO i skierował na badania w kierunku niedoczynności tarczycy. Jestem bardzo zadowolona. Kolejna wizyta pod koniec lipca bo jedzie na urlop. I jakby coś się działo to na wszelki wypadek wypisał mi skierowanie do szpitala (kliniki niepłodności). Chciał dać Metformax, ale po zastanowieniu stwierdził, że jak to będzie niedoczynność tarczycy (a dużo na to wskazuje) to nie bedzie dobrze działać. Dostałam też ulotkę jak przygotować się do ciąży:) Jestem baaardzo pozytywnie nastawiona po tej wizycie A i na koniec powiedział, że nie takie przypadki zachodziły u niego w ciążę
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 czerwca 2014, 19:47
Ft4 1,01 (0,93- 1,70)
Glukoza 96,10 (70,00-99,00)
Niby w normie, ale podwyższone. Ponoć jak TSH powyżej 2 to ciężej jest utrzymać ciążę. Zobaczymy co gin powie
Tak bardzo chciałabym mieć mojego dzidziusia, moje dziecko, moje największe szczęście którego już nie mogę się doczekać. A sama jestem powodem tego, że go nadal nie ma ;( ;( ;(
Nie będą to wakacje na plaży, ale u znajomych w Anglii też odpoczniemy:) Już sama zmiana miejsca mi wystarczy żeby się zregenerować.
Co do mojego wykresu to go nie rozumiem... Widoczne są wyraźne zaburzenia hormonalne - chyba chodzi o progesteron. Ten cyk to dla mnie totalny luzik- co ma byc to będzie- tym bardziej, że nawet serduszek nie było za dużo...
Po 5h czekania na korytarzu na HSG (nie było nawet wolnego łóżka dla mnie) poszłam na ten okropny zabieg. Jest do przeżycia- naprawdę. Bolało mnie tylko zakładanie wziernika i cewki. Samo wstrzyknięcie kontrastu było nie wyczuwalne. Spokojnie bym mogła powtórzyć jeśli za każdym razem okazywałoby się, że jest wszystko w porządku.
Ale nie jest... Okazało się, że mam wodniaki na obydwu jajowodach. Mam dwie opcje- albo zajdę w ciążę pozamaciczną, co będzie dodatkowym problemem, albo usunę obydwa i zostaje mi tylko in vitro. Jestem załamana... ryczę od wczoraj non stop...
Czeka mnie jeszcze laparoskopia, ale muszę się nad tym wszystkim jeszcze zastanowić, bo ciężko się pogodzić z dnia na dzień z faktem, że jest się nie płodnym... Szczególnie ciężko mi jest teraz patrzeć prosto w oczy mojemu mężowi...
Wróciłam...
Przeżyłam...
Dokładnie dzisiaj mijają dwa tygodnie od zabiegu.
Do szpitala kazano mi przyjść dzień przed zabiegiem z samego rana. Zarejestrowałam się, dostałam łóżko, pobrano mi krew do badań (aż 6 fiolek!), zrobiono USG, badanie gineologiczne x2, EKG i na wieczór lewatywka. Przez cały dzień zjadłam bułkę i troszkę szpitalnej zupy- więcej już nie można było. Następnego dnia przed godziną 9 pielęgniarka dała mi małą tabletkę (chyba głupi jaś), przebrałam się w piżamkę szpitalną i zawieźli mnie z całym łóżkiem na salę operacyjną. Podłączyli kroplówkę, kazali usiąść na fotelu ginekologicznym. Tabletka zaczęła działać, bo od tej pory zaczęłam już mało kontaktować. W pomieszczeniu było pełno ludzi, coś mówili, lekarz bardzo niedelikatnie założył mi wziernik dopochwowo i się zaczęło... dostałam jeszcze jakiś zastrzyk do wenflonu, potem trzy wdechy w jakąś maskę i już spałam:)
Jak się przebudziłam to zwymiotowałam i poszłam dalej spać... Obudziłam się już na sali pooperacyjnej na oddziale ginekologicznym. Wszystko bolało i ciągnęło, wszędzie jakieś sznury (kroplówka, dren i jakiś pikający aparat podłączony do palca). Podano mi ketonal i kazali leżeć, nic nie pić, nie podnosić głowy- czyli masakra. Cały dzień leżenia na wznak- kręgosłup przyrastał mi już do łóżka, ale wytrzymałam:)
Następnego dnia zdjęto mi dren, pobrali krew i pozwolili już wstać i chodzić. Było ciężko, bo szwy bolały i ciągnęły, ale byłam z siebie dumna, że dałam radę i nie muszę już leżeć.
Śniadania jeszcze nie jadłam, bo nie pozwolili- za to dostałam w nagrodę dwie litrowe butelki potasu w kroplówce, który schodził 6h:/ Na obiadek zjadłam kleik- pierwszy raz w życiu jadłam tak bezpłciowe danie:P Odwiedziła mnie też teściowa i przyniosła mi jeszcze ciepłą szarlotkę, której nie mogłam nawet spróbować Ale mam kochaną teściową
Aha, zapomniałam powiedzieć, że przez cały czas lekarze trzymali mnie w niepewności i nic mi nie mówili- czy zabieg się udał, czy nie. Po prostu NIC! Ta cholerna niewiedza była dobijająca,bo przecież poszłam tam, żeby się udało przepchać te jajowody i żebym mogła wreszcie zajść w ciążę! A tam po prostu podchodzili do człowieka jak do idioty...
Wyszłam w niedzielę, gdy się okazało, że potas jest już w normie. Dostałam receptę na 10 zastrzyków przeciwzakrzepowych w brzuch i pojechałam z mężem do domu. Od razu było mi lepiej:)
Minęły dwa tygodnie a ja nadal stoję w tym samym miejscu. Moja lekarka nic mi nie powiedziała. Czy mam się jeszcze łudzić czy zastanowić się nad in vitro... Dzisiaj do nej idę na zdjęcie szwów i oby mi coś powiedziała... jak nie to zmieniam lekarza!
Napiszę jutro co "szanowna" pani doktor wymyśliła...
Przede wszystkim moje podejście i nastawienie.
Zaczynamy procedurę in vitro z programu rządowego. Po drodze było kilka przeciwności np. wyregulowanie hormonów, polip na macicy, wiecznie spóźniający się okres pomimo brania luteiny.
Ale w końcu zaczęliśmy stymulację Dzisiaj jestem już po czwartym zastrzyku. Na początek Gonal F 125 jednostek a od piątku 50j Gonalu i 75j Menopuru.- Protokół łagodny.
W sumie mamy trzy wizyty stymulacyjne. Najgorsze jest to jeżdzenie do kliniki 200km w jedną stronę, ale czego się nie robi dla przyszłej Fasolki:)
Potem dzwoniłam w piątek i też było wszystko w porządku. W poniedziałek pojechaliśmy na transfer i już nie było tak wesoło. To była 5 doba od punkcji. Żaden z moich dwóch zarodków nie osiągnął stadium blastocysty ;( DLatego pani dr zaproponowała mi podanie obydwóch
Dzisiaj jest 5 dzień po transferze, a do tesowania jeszcze tak długo... Nie mam żadnych objawów, nic nie czuję- może dlatego moja intuicja podpowiada mi, że nic z tego. Z kolei na tym etapie nie powinnam nic odczuwać. Ehhhh....
Oby wytrzymać do środy, może wtorku i robię test i betkę
I wcale nie jestem odważna- jestem poprostu niecierpliwa:P Już jest mi wszystko jedno. To dopiero nasze pierwsze podejście i wiem, że mało kiedy się udaje... Jak coś wyjdzie to idę w środę na powtórkę betki, a jak nie wyjdzie to obiecuję się nie załamywać i też pójdę na betkę
NADZIEJA ZAWSZE UMIERA OSTATNIA...........
Oddałam już krew do badania... Beta HCG i progesteron. Nie mam jakiś wielkich nadziei ale mała iskierka jeszcze pozostała. Za kilka godzin wyniki... -nie udało się
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 października 2015, 13:55
Wrzesień- druga procedura ivf. Trafiliśmy do szefa kliniki od "trudnych przypadków". Cała stymulacja zleciała mi bardzo szybko. 04.09 miałam punkcję, gdzie pobrano mi 5 komórek. Następnego dnia dostałam telefon z kliniki, że WSZYSTKIE się zapłodniły To była wspaniała wiadomość!!!
Transfer odbył się w 3 dobie 07.09. Podano do macicy jeden zarodek ośmiokomórkowy. Pięknie się podzielił Teraz czakamy do testowania