Coś sie niedługo wydarzy... Mam jakieś przeczucie.
- "No chodź zróbmy to szybciutko - skoro popycha mnie ruchami węża na śpiocha to budzę go do działania zarzucając lewą nogę na biodra - do pracy muszę lecieć! ... i proszę cię... nie całuj mnie, ok?"
Mam nadzieje, że owulka albo za mną albo przede mną... Trochę taki obciach jakby tak... dzisiaj... coś ten... tego..., nie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 sierpnia 2013, 14:05
ten wielki dzien przyszedl zaskakujáco szybko. nie spodziewalam sie wczesniej, choc w tym dniu wiedzialam ze czeka mnie niespodzianka. za duzo nie powiem, bo slow w gebie brakuje, teraz czas powiedziec rodzinie i znajomym zanim dowiedza sie z facebuka. na Ovu juz czesc z was wie kochane.... detale opisze w kolejnym poscie. a na ta chwile zostawiam was z tym oto zdjeciem.
CO WY NA TO????? (to nie my, ale tak dokladnie chcemy za rok)
cdn.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 sierpnia 2013, 18:08
Wczoraj była doskonała okazja, bo gaszka siostrzeniec miał wystawę swoich prac w muzeum (jest baaaaardzo utalentowany) i zeszła się cała rodzina. Ale po chwili doszłam do wniosku, że nie powinnam odbierać im radości i dumy z wielkiego dnia i zabierać chłopakowi gratulacje i innego rodzaju oznaki radości, zwłaszcza że to był 1szy dzień.
Dzisiaj już nie wytrzymałam i zadzwoniłam do siostrzenicy gaszka, która właśnie rozpoczyna studia w Grecji (balet!!) i powiedziałam czule, że skoro jako jedyna nie mogła być z nami na wystawie to zdecydowanie zasługuje wiedzieć pierwsza. Ja się trzęsłam jak galareta, nie wiedząc jaka będzie jej reakcja, a ona zorientowała się od razu jak tylko powiedziałam "będziemy cię potrzebować na miejscu we wrześniu przyszłego roku" i nawet nie dała mi skończyć a już głośno gratulowała, cieszyła się ze mną i zadawała milion pytań, na które chętnie odpowiadałam trzęsąc się coraz mniej. Zaproponowała swój taniec baletowy jeśli miałoby urozmaicić nasz wieczór, a jej kuzynka, gaszka bratanica, mogłaby zagrać na pianinie. Wszystko zaczyna się układać w jedną całość. Powolutku myślę, że do września uzbiera się tych wszystkich szczególików, które razem w kupie sprawią, że będzie to najpiękniejszy ślub na Cyprze...
A tu kolejne zdjęcia (nie nasze, to są zdjęcia, które na chwilę obecną pokazują co byśmy chcieli za rok). Ciekawa jestem czy zmieni się mój gust do ślubu. Końcowe zdjęcia z samego wesela obiecuję pokazać po ślubie i wtedy ocenicie same, które są lepsze! Dobra???
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 sierpnia 2013, 17:42
Nie było kiedy porozmawiać o naszych zaręczynach z nikim poza 1dną siostrzenicą i kilku znajomymi na fejsbuku. Ale za to było kiedy pańciowi oświadczyć się po raz drugi. Wczoraj w nocy. Poprosił o moją rękę i akceptację małżeństwa - ku ich absolutnie niewyobrażalnej uciesze -swoje córki, a że pierścionek był w zmniejszeniu to odebrali go wspólnie i ustalili, że mi się oświadczy po pracy. I tak nie spały aż do 1szej, aż tata wróci, utwierdzone w przekonanu, że ja o niczym nie wiem. No i mieliśmy powtórkę z rozrywki "will you be my wife?” Ohh Ahhh „YES< YES< YES” dziewuszki się ukochały w zachwycie, ja skakałam jakbym dostała prezent na święta, a potem już mieliśmy FAMILY HUG i ta family znowu spała całą czwórką razem. Najniewygodniej na świecie... Ale razem!
Jak nie było, to nie było. Jak już się zaczęło, to chyba w ten weekend przy całej rodzinie oświadczy się po raz trzeci, ha ha.
A ja nadal nie opisałam jak to dokładnie było za pierwszym razem...
cdn.
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 sierpnia 2013, 18:43
Łapię powietrze choć niespokojnie. Mam wrażenie, że w żyłach zamiast krwi płynie kawa. Czarna, gorąca, z jedną łyżeczką cukru, rozpuszczalna.
Starsza gaszka już regularnie budzi się w nocy i spać nie może. Nie że koszmary, nie że gorąco. Chce jej się siku a potem już spać "niet". Za każdym razem jak jest u nas, nalega żeby z nią zasnąć, najlepiej na całą noc, a jak nie, to chociaż tak długo, aż tata wróci z pracy. Ale co z tego jak wtedy budzi się i spać już "niet’’? Mam wrażenie, że szuka tak jakby schronienia, miłości, bezpieczeństwa... Martwi mnie to. Bo nie tylko JA nie spię, ale ONA też bidok się męczy. A młodsza do niej jak dzień do nocy. Na dworze mogłaby spać. Z kotem i komarami.
Wieści oświadczynowe rozeszły się w tempie weekendowym. Wszyscy przyjęli je z zadowoleniem, a nawet zdarzył się ogrom braw na rodzinnych urodzinach wczorajszej nocy. Chaiałbym rozumieć co im powiedział gaszek, bo może wcale nie powiedział o zaręczynach? Ale wtedy z jakiego powodu mieliby brawa bić? Niby gadali mi do ucha bla bla bla żegnając się, ale nie załapałam czy to gratulacje czy życzenia spokojnej nocy. Kiwałam tylko głową jak idiotka, dziękując po swojemu. Nawet nie miałam czasu jeszcze o tym z gaszkiem pogadać, bo same z dziećmi wróciłyśmy do domu.
Dziś rano byłam u lekarza. Dostałam Femarę na stymulację owulacji 2x dziennie przez 5 dni, a gaszek Andrositol - na stymulację plemików. Mam wrócić 13go z pełnym pęcherzem i po stosunku. Pewnie będzie mi robił usg. Dziś nie zrobił nic więcej.
Jaka szuja... Jaki ćwok... No kuźwa palant nad palanty.
Jestem zła na maksa! Cała się trzęsę. Niby głupia sprawa, niby nic, ale nie o to chodzi. Po jaki wał załgał? Boi się, że się dowiem, że gadał ze swoją eks??? No to się dowiedziałam.
Pożałuje. Nie że z nią gadał, że mnie okłamał.
Idiota!!!!!
- Eeee sluchaj, wlasnie patrze na telefon X, uzywany ale w dobrym stanie, jak pojedziesz do Polski mozesz wziac moj, ja wezme ten i bedziesz miala neta gdzie tylko chcesz...
Nie jestem maniaczka technologii wiec telefonu uzywam tylko do dzwonienia, esemesowania i jako budzik. Choc przyznam i owszem, czasami podiwanie telefon dziadydze zeby sprawdzic sobie facebooka albo Ovu. Ale honor mi nadal nie pozwala rozmawiac do niego jak do normalnego czlowieka...
- Szczerze?? I DON'T CARE!!! Masz tyle sytuacji w zyciu, w ktorych mnie nie pytasz o pozwolenie albo opinie, a juz zdecydowanie sa takie o ktorych MI NIC NIE MOWISZ wiec po co do mnie teraz dzwonisz? Chcesz to KUP. Nie? To NIE KUPUJ!!!
Final finalow chyba najlepiej na tym wyszlam. Bynajmniej tak sobie wmawiam. Zadzwonilam do mojego bylego w ramach zielonego swiatla. Mojej pierwszej milosci. Tej niewinnej, wyjatkowej w kazdoraki sposob bo wszystko co robilismy razem bylo pierwsze, nowe, ekscytujace, jedyne w swoim rodzaju. Takie rzeczy pamieta sie na cale zycie. Pierwsze odprowadzania do domu, pierwsze trzymanie sie za rece, pierwsze dlugie pocalunki i "ten" pierwszy raz. Pierwsze wspólne wakacje, wspólne "18tki", studniówki i matury. Pierwsze klotnie studenckie, zazdrosci i zrywania. Bylismy razem 7 lat. Dzien w dzien, noc w noc, no moze nie kazdá, ale tak to czulismy wtedy oboje. Intensywne 7 lat dzikiego szczeniackiego bycia razem. Az w koncu spieprzylismy sprawe. Wszystko co pierwsze nas dotyczylo lacznie ze zdradá. Nie wiem czy mozna tu mowic o zdradzie fizycznej bo zerwalismy jak oboje zaczelismy fascynowac sie innymi osobami. Ale zdecydowanie chcielismy sprobowac "tego" z kims jeszcze. Niestety powrotów w takich sytuacjach nie ma. Zycie toczy sie dalej. Zostaja wspomnienia. I najlepiej pamietac tylko te dobre... Wszystko u niego w porzadku. Na szczescie nie bedzie w okolicach jak ja bede w Polsce. Nie chce sie z nim spotkac. Wystarczy jak gadamy przez telefon.
Mojemu yygarnelam jeszcze dzisiaj rano. Sam sie domyslil, ze w ramach rewanzu zadzwonilam do bylego. Nie znosi go za to, ze mimo wszystko jestesmy nadal super kumple. Dzis mnie to NIC nie obchodzi.
Lezka mi sie kreci, dziwnie sie czuje. Niby juz sie zemscilam, ale gdzies mam taki niesmak...
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września 2013, 16:11
[11:04:29] JA: tak
[11:04:32] JA:
[11:04:44] JA: dzieci mielismy wczoraj i jakos tak samo wyszlo
[11:04:51] JA: ale wczoraj dostawalam wszystko co chcialam
[11:04:54] JA: WSZYSTKO!!!!
[11:06:02] LISSA: piniondze cza bylo brac, piniondze!!!
Ze tez do licha na to nie wpadlam......
Babcia... Temat rzeka... Nie może zrozumieć, że pracuję na komputerze. Chodzi i klnie pod nosem, że pstrykom i pstrykom na tym gównie, a chleba w domu brak! Ma wyrzucić mi kompa lada moment przez balkon... Już w niedzielę przyszła po mnie do sąsiadki, że czas ją spakować, bo przecież w czwartek jedziemy. Spakowałam ją w tą niedzielę. Dla świętego spokoju. Ale już w poniedziałek był problem ilości obrania ziemniaków na obiad, a dziś mamy problem chleba i niezakupionych worków na śmieci. Jeszcze doszła do tego kapusta kiszona. CO Z NIĄ ZROBIĆ, jeśli jej nie zjemy a przecież w czwartek lecimy... Powiedziałam babci, że się ją WYRZUCI. Nie odzywa się do mnie.
Wykąpałam ją, poobcinałam pazury, wysuszyłam włosy, zrobiłam kolację. Temat kapusty wrócił... Wychodzę!
Wieczorem gram z chrześniakiem w chińczyka. Oszukuje ile wlezie, przegrywam. Pomagam jego siostrze w pracy domowej i nie znam odpowiedzi na pytanie: "Skoro wartość liczby zależy od miejsca,które zajmuje cyfra, jak nazywa się nasz system liczenia?". W sumie nie rozumiem pytania, więc czytam raz jeszcze. Na głos. Hmmm... Sięgam po google.com. Przegrywam po raz kolejny z kolejnym dzieckiem!!!
Chcąc spędzić z małym więcej czasu czytam mu książkę do snu. Jego ulubioną:
"A Sulu to ten o wyglądzie chomika, z laserowymi oczami, makrohydraulicznymi, sprężynowymi nóżkami, superautomatycznymi przednimi łapkami, praktycznie niezniszczalnym endoszkieletem, napędzany podwójnym tytanowo-litowym turboprocesorem typu 3000 SP5 Kung-Fu" [Kapitan Majtas]
Poddaję się. Wracam do domu. Wolę dochodzić się z bacią o kapustę kiszoną...
Wylatujemy już dzięki Bogu w czwartek.
W nocy z czwartku na piątek mamy z pańciem "odbyć stosunek" i rano w piątek jechać na USG sprawdzić czy pęcherzyki rosną.
Obawiam się, że moje już powybuchały w tym tygodniu w Polsce, aaaaaaa!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 września 2013, 01:25
Doleciałyśmy bez problemów. No może z kilkoma, których nie warto wspominać bo od dziś nastawienie jedynie pozytywne, relax i laczki. Babcia wymiata, była hitem lotniska Pyrzowice i sprawiła że stałam się dumna - nie dość że przeżyła to jeszcze zdawała się to wszystko znosić dzielnie!!!
- Daleko jeszcze??? - pierwsze co powiedziała 30 min od domu.
- Ja wcale nie czuję, że jedziemy - to ju w połowie lotu
- Matko droga ja nic nie słyszę! Ogłuchłam!! - a to już lądowanie; starałam się jej wytłumaczyć co robić jak jej się uszy zablokują ale za chiny nie wie o co mi chodzi...
- Jak tu fajnie, czym grzejecie??? - usłyszałam po wejściu do domu.
No cóż, wróciłam do swoich ciepłych krajów, do mojego raju na ziemi, do mojej miłości życia. Mam bacie przy boku, nie muszę się martwić jak sobie radzi sama w Polsce. Seks z pańciem był absolutnie nie do opisania. Dawno się tak blisko oboje nie czuliśmy, mimo że jesteśmy ciągle razem, to wczorajsza noc była mega razem.
Chyba będzie mnie teraz chętniej puszczał samą do Polski. Chociaż tak raz na ruski rok
Jestem w domu i już niebawem się do was odezwę.
Zrobie tylko babci kawę
Oboje...
Ledwo przyjechała a już ma kompana. Szybko zdążyli się zakumplować. Wczoraj widziałam dzielili się wodą, pili z tego samego kubka, a dziś razem jedli pączka. Chyba mu jednak nie smakował bo spory kawał nadal leży nietknięty. Niby dobrze że się dogadali bo ze mną ostatnio trochę nie halo, ale jak weszłam z pracy do domu, a oni oba leżą i filmy oglądają to tak trochę mnie zabolało...
Tyle walczyliśmy, żeby tego śmierdzącego kota nauczyć „mieszkania” na dworze, a oni teraz leżą oba na gaszka kanapie zmęczeni gorączką i życiem - babcia Gertruda i kot...
Szczęście że gaszka nie było bo by łby ukręcił. Obojgu...
Poza tym dziś był bardzo dobry dzień. U doktóra dobre wieści, już po owulce więc zdążyłam z przylotem na Cypr. Najprawdopodobniej była jakieś 2 dni temu. A to by się nawet zgadzało, bo wtedy baaardzo mnie bolał lewy jajnik. Chyba Femara zadziałała. Teraz pozostaje czekać. Mam jakieś przeczucie, że się udało. Obym się nie myliła. To by już była wisienka na torcie!
Czuję się szczęśliwa. Jakoś tak dziwnie, inaczej. Ale nadal szczęśliwa. I nawet jak się nie uda to pal licho, będzie kolejny cykl. Przecież 32 lata to jeszcze nie koniec świata!
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 września 2013, 22:08
- Jak chcesz to weź okulary i chodź na TV bo będzie 'Na dobre i na złe' - namawiam babcię na telewizję teraz bo jak dzieciaczki przyjdą po szkole to zaatakuje kanał disnejowski.
- Jaaak?
Odkąd pamiętam zamiast 'słucham?' albo 'proszę?' babcia wybiera ich odpowiednik 'jak?' oczekując powtórzenia pytania. No to powtarzam to samo, ale wolniej, akcentując sylabami co chcę jej powiedzieć. Sąsiedzi już chyba mają dosyć dublowania moich zdań, pytań i pojedynczych zwrotów...
- A ty co będziesz robić?
- Pracować
- Jak?
- PRA-CO-WAĆ!
- No to prasuj.
Uczę się cierpliwości prowadząc dialog z babcią, tłumacząc gaszkowi polskie nawyki, wstając w nocy do dzieci i załatwiając biurokrację na Cyprze. Uczę się też spokoju i opanowania widząc jak babcia kładzie obrusiki na płytę elektryczną i podlewając sztuczne kwiatki. Podchodzę, tłumaczę, akurat z kwiatka śmieje się ze mną. Dużo mnie to doświadczy zanim mały gnojek przyjdzie na świat... Jestem bardzo cierpliwa jeśli chodzi o ciążę. Wierzę, że Bóg już niebawem pokaże mi kolejny krok w życiu. Do zweryfikowania Jego planu mam zapas testów, których nie zawaham się użyć już za 12 dni. Czekam na dwie kreski. Cierpliwie...
Dzięki ci Boże za stan cierpliwości. Uczę się każdego dnia...
Zauważyłam, że moje życie nabiera kolorów między owulacją a pierwszym negatywnym testem.
Razem z miesiączką upijamy się ile wlezie... winem, dżinem, tekilą. Trzeźwiejąc wracam do nudnego wyczekiwania owulacji, wielkiego napięcia czy będzie czy nie będzie, nowych nadziei, rozważań nad przyszłością i comiesięcznym zapytaniem ‘czy to ten szczęśliwy cykl?’
Od owulacji wszystko jest jakby radośniejsze:
- Sorry nie mogę tego zanieść do pokoju, jestem w ciąży
- Alkohol? Nie dziękuję, jestem w ciąży
- Oj gnieździ się mały, gnieździ. Czuję go tu. O! Tu, tu! W lewym jajniku!
Ostatnia temperatura też pokazywała raczej wszystkie oznaki stanu ciążowego. Sprawdzając ją co rano nie było dla mnie zaskoczeniem, że wynik jest w okolicach 37’, no przecież jestem w ciąży. Testy mnie kuszą każdego dnia od 9dpo, aż silna wola zostaje uśpiona i w 12dpo bach! Negatyw. Licze się z tym, że może się nie udać, ale dlaczego by nie? Przecież wszystkie objawy wskazywałyby na ciążę.
Dół. Sprawa zamknięta. Nagle objawy ciąży zanikają. Jajniki nie bolą, piersi nie są twarde, temperatura spada, sen o ciąży oddala się na około 2 tygodnie. Przez te 2 tygodnie wykres samopoczucia spada co 0,2’ na godzinę. Walczę z nim. Maluję paznokcie na nowy kolor, zakładam stanik w panterkę i pobłyskujące majtki, zabieram się za roboty których nie tykałam od owulacji, bo przecież byłam w ciąży! Od czasu do czasu zastanawiam się dlaczego nie potrafię zajść. Patrzę na plusy i minusy. Chcę i nie chcę. Fajnie by było, ale nie ma, więc myślę że niech to też będzie fajnie. Jestem zmęczona. I nawet gdyby się miało okazać, że za 2 dni kropka się zmieni na zieloną to już frajdy z tego i tak nie będzie. Dlatego nie warto testować przed terminem miesiączki. Testy powinny być wydawane w aptece po potwierdzeniu ilości dpo. Na piśmie od doktóra! Dół.
Palę wykres jak co miesiąc...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 września 2013, 12:03
Przychodzi moja kolej, wchodzę, witam się, siadam. Doktór bierze moją kartę i czyta. Mnie zaczyna broda drżeć, o bosze, czy ja zaraz się ubeczę?! Co się dzieje? Przecież w dupie mam te starania! Nie udało się to się nie udało, ale co to teraz? Szlochy będę urządzać u doktóra??? Siedzę naprzeciwko niego, patrzę i czekam, chyba na jakieś współczucie. Czyta... Ja wbijam paznokcie w kolana i krzyczę na siebie w środku: ‘Dla Krisa! Nie rozbecz się!’ – nie pomaga... ‘Dla babci!’ – nie ma poprawy... ‘Na miłość boską dla DZIEWCZYN z OVU weź się w garść!!!
Pomogło. Przełknęłam gula, trzymam się jakoś.
- Co się stało Magdalena? – doktór mnie pyta co się stało tak jakby jego przeczucie, że miało się udać zawiodło nawet jego samego... Gul w gardle mi rośnie...
- Nie udało się – odpowiadam wbijając znowu pazury w kolana. Boli. Nie umiem nic więcej z siebie wykrztusić. Myślę znowu o dziewczynach z Ovu... Gul przełknięty, trzymam się.
- Wskakuj na kozetkę. Sprawdzimy czy jakieś torbiele się pojawiły po ostatnich tabletkach.
Wszystko w porządku, lewy i prawy jajnik czyste. Nie ma torbieli więc dostaję znowu femarę.
- A co będzie jak się nie uda? – pytam, tak jakbym wiedziała że się nie uda. Jaki jest kolejny plan? Co dalej? Czy jest szansa? Gdzie tkwi problem?
Patrzy na mnie doktór i widzę, że nie chce mnie stresować, po co teraz mi to mówić skoro jeszcze mamy dać sobie 2 miesiące. Ale ja chcę wiedzieć! Chce to usłyszeć, choć nie chcę żeby do tego doszło.
- Będziemy musieli sprawdzić śluz – oddala to najgorsze – sprawdzić jak rosną jajeczka, powtórzyć hormony a jak będzie potrzeba – pauzuje – sprawdzić twoje jajowody.
DROŻNOŚĆ TO SIE NAZYWA, KUŹWA, DROŻNOŚĆ. Przecież to chce powiedzieć, ale nie chce mnie stresować. Nie musi! U mnie stres płynie we krwi. Nic nowego.
Dziękuję i wychodzę. Prosto do apteki. Trzymam się, mimo że aptekarz to nasz dobry znajomy. Nie chcę, żeby wiedział, że mam problem z zajściem w ciążę, ale skoro mam wszystko w dupie to i to mam w dupie. Wchodzę, zagaduję że powinnam dostać medal za systematyczność klienta, podaję receptę, uśmiecham się. Nie pyta o nic. Odśmiecha się, życzymy sobie miłego dnia, wychodzę. Nie daję dłużej rady. Łzy same lecą po policzkach... Szukam auta na parkingu przez mgłę bo przecież zalewajá mi się oczéta niekontrolowanie, choć idę twardo, z głową podniesioną do góry, udaję że nic się nie dzieje. Wszystko mam w dupie. Ja nie dam rady? Nie takie rzeczy się przechodziło w życiu. Ja nie płaczę. Coś mnie do oka musiało wpaść. Ale już nic kurwa nie widzę. Oczy mam zalane łzami. Do auta ide po omacku. W drodze do domu jakieś dziwne dźwięki zaczynają się ze mnie wydobywać, jakby takie troszkę poszlochiwanie. Nie wiem czemu, skąd i jak, bo ja nie płaczę. Krzycze na siebie już nie w środku. Już otwarcie żebym sama siebie słyszała: ‘No do licha co z tobą? Przecież nic się nie stało!!!!!’
Muszę otworzyć okna, żeby wiatr wysuszył mi twarz.
Wchodzę do domu jakby nic się nie stało...
- Jak u doktóra? – gaszek krzyczy z patio
- Wszystko ok, te same tabletki - idę dac mu buziaka - Lece włączyć komputer bo z pracy już dzwonili! Będę teraz zajęta, pogadamy później!
Nie chcę się przy nim ubeczeć. On też to przeżywa strasznie. Załamał się już jak dostałam okres, wystarczy....
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 września 2013, 15:52
Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. To był jego wynalazek, jego oczko w głowie, jego wizja, jego szczęście. Pamiętam ten uśmiech na jego twarzy gdy szybkim krokiem sunął wprost na mnie trzymając ją w ręku, tę jedyną, wybraną, wypatrzoną sukienkę!
- To jest to! Znalazłem. Na pewno będziesz w niej wyglądać szałowo! Mogę nawet pomóc ci ją ubrać - jego oczy zawsze uśmiechają się pierwsze na myśl o bara bara. Uwielbiam to, jest wtedy taki przystojny!
Dziś kręcę się po kuchni żwawiej niż normalnie, jakby mnie ktoś gonił, jakbym miała spotkanie za minut trzy, a tu jeszcze makijaż i włosy do zrobienia naprędce. Wycieram nerwowo blaty, psiukam sprejem kuchenke i szoruję ją dokładnie, naczynia myję tak szybko jakby woda miała mi się skończyć za chwilę. Przekładam jabłka, do szafki chowam herbatę, uzupełniam pudełko z płatkami i muesli. Serce mi bije jak oszalałe. Mam wrażenie, że jak złapię w ręce szczotkę to pozamiatam nie tylko kuchnie, ale też taras, podjazd i całą ulicę. Aż do samego zakrętu! Postanawiam usiąść i wziąć oddech. Głęboki. Wchodzę w pamiętnik ovu i zastanawiam się czy mam to opisać. Miałam się zrelaksować sprzątaniem, a tu coraz bardziej się podkręcam. Więc myślę: „usiądź i napisz, wyrzuć to z siebie, ile razy masz na nią jeszcze krzyczeć?”
Babcia czyta na tarasie książkę. Na głowie ma opaskę. Nową. Piękny jedwabny materiał świeci wśród jej białych włosów. Wzorek znajomy, jakbym go już wcześniej gdzieś widziała. Babcia siedzi na leżaku i patrzy w moja stronę jak wchodzę do domu ze sklepu. Nie widzi mojej skrzywionej głowy, nie widzi moich powiększających się oczu i schodzących się brwi. Nie widzi jak przyśpieszam kroku w kierunku gdzie siedzi. Może to i dobrze, bo pewnie zerwałaby się jak spłoszona sarna i zaczęła spieprzać w siną dal wiedząc co sie stanie za chwil pare. Staję przed nią i zamyślam się na chwilkę czy oby na pewno widzę co widzę. Krew odpływa mi w kierunku nieznanym. Siatki ze sklepu spadają na podłogę... Taaak... Poznaję materiał... Poznaję ten wzorek... Pamiętam ten dzień kiedy gaszek dumnie niósł to w moją stronę, jeszcze nie tak dawno w jednym z centrum handlowych... Moją sukienkę, tą perełkę, z której właśnie został wycięty kwadrat i zwinięty na grubość pokrycia uszu, związany z tyłu głowy, okrywa uszy babci przed delikatnym cypryjskim wietrzykiem...
Lżej mi. Nie sięgam za szczotkę, sięgam za wino i idę na taras...
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 października 2013, 19:35
- gość wyrzuca papierosy za płot myśląc że się zgasiły, well... not in Cyprus, domownicy gaszą szlaufem 2 mini pożary
- gość nie kupuje żadnego jedzenia bo przyjechał na wakacje
- gość po sobie nie zmywa bo jest na wakacjach
- gość strzela fochy, że nie jest zabierany na plaże mimo tego że nikomu nie mówi że chciałby tam się wybrać
- gość kupuje 2 paczki papierosów dziennie, ale na jedzenie go nie stać
- gość strzela fochy jak się mu uwagę zwraca, żeby zamykał drzwi na taras bo czuć papierosami w całym domu
- gość kupuje 2 butelki wina dziennie i siada wieczorami na tarasie pijąc sam
- gość robi miny na prośbę opuszczenia sypialni dzieci na jedną noc kiedy dzieci zostają z domownikami
- gość przenosi się do salonu i włącza sobie klimatyzację gdzie domownicy już nie korzystają bo potrzeby takiej nie ma (jest październik)
- gość używa komputera domowników całymi dniami bez żadnego oh ah czy mogę, dziękuję
Gość niekoniecznie się dobrze czuje u domowników. Domowinicy przestali mu podawać, go karmić, się nim zbytnio interesować, domownicy pracują w ciągu dnia i nie mogą służyć gościowi. Poza tym są jakby to powiedzieć delikatnie? Zaskoczeni? Gość który miał być niezauważalny stał się kością niezgody między domownikami. Domownik numer 1 powtarzał "nie zapraszaj, na 2 tygodnie? oszalałaś?" ale domownik numer 2 ma dobre serce i chciał jak zawsze dobrze.
Gość wyjeżdża już w tą niedzielę. Taki prezent na urodziny jednego z domowników.
A propos polskiego, napisałam dzisiaj do szefa:
[09/10/2013 23:10:35] : jakby nam sie udalo z wiekszoscia wyrobic jutro moze wyskoczymy w trojke do ocean basket albo tej libanijskiej restauracji na szybki lunch? ja stawiam, tak jeszcze na moje urodziny!
[09/10/2013 23:11:08] OK ale ja zapraszam -moze do libanskiej !!!
[09/10/2013 23:12:47] dobrze, przedyskutujemy sprawe platnosci jutro (nie pytaj czemu napisalam libanijskiej)
[09/10/2013 23:12:55] fajnie! dobranoc
[09/10/2013 23:13:03] dobranoc
Matko jaki wstyd. I ja mam magistra. DUF. Lekcje polskiego potrzebne od ZARAZ!!!!!!!!!
Bosze
Bosze
- "Nie, już mnie głowa przestała boleć" - babcia wyjątkowo żwawa dzisiaj, ale nie ma co się dziwić już jest 12ta, to ja dopiero wstałam - "Wzięłam tu tą tabletkę co leżały"
Leżały??? Tu??? Na kanapie??? Ja nic nie zostawiałam na kanapie poza duphastronem. Wróciliśmy nad ranem, koło 4tej, lekko podpici, wzięłam dupka, srutłam opakowanie na kanapę i poszłam spać. Sięgam po opakowanie...
Bosze
Bosze
:)
nie ma to jak romanticooo urlopik ;D dobry na wszystko ;D POZAZDROŚCIC ;P
Super :) Jakieś dobre fluidy tu krążą :)
:) to moze sie na Wegrzech uda. Tam jest teraz babyboom. Moja firma ma tam filie i obecnie mamy 11 kobiet w ciazy z 50 ktore tam pracuja. Trzymam kciuki. Ostatnio w pracy rozmawialismy o tym gdzie zostaly poczete dzieci naszych pracownikow no i tak z 80% na wakacjach za granica, wiec cos w tym jest.
ooo tak, ja tez kupiłam mężowi prezent na urodziny-bilety do neapolu na październik. A to że ja również uwielbiam Włochy to czysty przypadek. Nikt mi nie chciał uwierzyć że to było jego marzenie. ;)
ja też myślę, że masz jakieś przeczucie ..... że na urlopie winka się nie napijesz bo będzie brzuszek :)
nie nie - brzuszek będzie już na urlopie - zobaczysz zero winka!!!