X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Starania o pierwsze 👶 niska rezerwa jajnikowa i obniżone parametry nasienia- nasza historia 🍀
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Starania o pierwsze 👶 niska rezerwa jajnikowa i obniżone parametry nasienia- nasza historia 🍀
O mnie: Hej, jestem Ola. Piszę swoją historię,naszą historię, żeby oczyścić głowę, ułożyć myśli i przemyślenia. Dwudziestopięciolatka, od prawie dwóch lat szczęśliwa żona, higienistka stomatologiczna oraz niepracująca w zawodzie kosmetolog. Mama wspaniałego kota. Nasza kocia córka 😊 Do tej pory wszystko idealnie, spotkałam wspaniałego człowieka, zakochałam się, przeprowrowadziłam się,studia, praca, oświadczyny, piękny ślub i wesele, podróż poślubna, mieszkanie, kredyt na 30 lat 😅 wszystkie nasze cele, realizowaliśmy wspólnie i całkiem dobrze wychodziło nam to życie. Szło po naszej myśli, po kolei. Pomyślałam nawet, że idzie nam za dobrze i coś się zaraz spier****! Do dopełnienia naszego szczęścia brakuje nam dziecka. Zgodnie z planem, w styczniu 2023 zaczęliśmy starania o nasze pierwsze szczęście👶
Czas starania się o dziecko:
Moja historia:
Moje emocje:

5 sierpnia, 14:23

Cofnijmy się do początku. Wcześniej nie czułam potrzeby pisania. Teraz, gdy mam nadzieję, jesteśmy na ostatniej prostej do spełnienia naszego marzenia 👶, chciałabym sobie wszystko podsumować, żeby potem sobie przypomnieć jaką drogą pokonaliśmy, ile przeszkód po drodze udało nam się przejść. Razem. Wspólnie. Dzięki miłości, wsparciu, zaufaniu i nadziei 🍀❤️

STYCZEŃ 2023

Spodziewałam się, że może nie być łatwo, obserwowałam swoją siostrę i wiedziałam ile czasu upłynęło, za nim na świecie pojawił się jej synek. Mój mąż był przekonany, że pójdzie nam szybko, przecież jesteśmy zdrowi i młodzi, raz dwa i będę w ciąży. Statystyki mówią, że potrzeba pół roku, czasem rok. I tak też się nastawiłam.
Podeszłam do tego spokojnie, nie chciałam, żeby seks był z kalendarzem w ręce. Działaliśmy często i z radością, podekscytowaniem i ogromną miłością. Obserwowałam swoje ciało, wyłapywałam jak się zmienia w poszczególnych fazach cyklu. Po domniemanej owulacji zaczynałam doszukiwać się objawów ciąży, każda najmniejsza rzecz była googlowana, czy to może być To, nakręcałam się, że chyba się udało, robiłam test, wychodził biały, okres i od nowa. Która staraczka tak nie robiła 😅

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 18:07

5 sierpnia, 14:37

MARZEC 2023

Czytałam, czytałam, prowadziłam obserwacje i ogarnęłam, że plamienia przed okresem, które pojawiły się niedawno, mogą nie być do końca normalne. Czułam, że coś jest nie tak.
Postanowiłam, pójść na wizytę do mojej ginekolog, sprawdzić czy wszystko ok, zrobić badania. Na wizycie doktor zleciła mi podstawowe badania hormonalne oraz przepisała duphaston na 3 miesiące, bo plamienia są efektem niedomogi lutealnej, wszytko ok w usg, mamy się starać.

Dostałam wyniki, wyszły podejrzane, wysokie LH, FSH,estradiol też nie taki, reszta w normie. Przewertowałam internet, tam diagnoza niepłodność, trudności z zajściem w ciąże, przy takich wynikach to cud. Załamałam się. Wysłałam wyniki do doktor, odpisała,że wyniki są dobre i mamy działać.
Nie dawało mi to spokoju. Ale robiliśmy swoje. Ciąży jak nie było tak nie ma, ale staraliśmy się dopiero od 3 miesięcy. Mąż powtarzał, że jeszcze nic nie wiadomo, żebym była spokojna.
Odkryłam forum, napisałam pierwszy post, otrzymałam ogromne wsparcie. Wyskoczyło powiadomienie o bezpłatnej konsultacji w Invivcie. Zapisaliśmy się i dostaliśmy zalecenie, żeby przed wizytą zrobić jeszcze AMH. Stwierdziłam, że oszalałam, jaka Invicta, przecież to klinika leczenia niepłodności, staramy się od 3 miesięcy, wyśmieją nas jak tam pójdziemy, po co tam iść. Jednak zrobiłam badanie AMH.

Wynik badania AMH 0.56... Mam 25 lat, a taka wartość jest u kobiet po 45 roku życia... I wtedy zrozumiałam, wizyta w klinice jest nam potrzebna.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 18:07

5 sierpnia, 14:50

KWIECIEŃ 2023

Wizyta w klinice leczenia niepłodności.
07.04, Wielki Piątek, godzina 15:20.
Dokładnie zapamiętałam.
Poszliśmy razem. W nadziei, że usłyszymy, że nie jest tak źle, że być może dostane jakieś leki, żeby wszystko wyregulować i wszystko będzie dobrze.
Nie docierało do mnie w jakim miejscu się znajduje. Widziałam pary na korytarzu, młode, takie jak My oraz trochę starsze, widziałam na ich twarzach strach, przerażenie, nadzieje, pewnie tak samo wyglądaliśmy My,słyszałam słowa in vitro, widziałam kobiety w ciąży, z pięknymi brzuszkami i miałam łzy w oczach na myśl, że może mnie to nigdy nie dotyczyć. Widziałam ścianę, na której wisiało mnóstwo zdjęć słodkich niemowlaków, dzieci urodzonych przy pomocy in vitro.

Weszliśmy do gabinetu. Świat się zatrzymał. Gdybym wcześniej nie czytała i nie podejrzewała, że to może dotyczyć mnie, rozleciałabym się tam na milion kawałków. Trzymałam się, mąż też. Czułam jak łzy napływają mi do oczu kiedy słyszałam "bardzo mi przykro, w obrazie usg widać 5 jajeczek na jednym jajniku, na drugim 4, wyniki nie są dobre, amh jest niskie i świadczy o obniżonej rezerwie jajnikowej, nie jestem w stanie powiedzieć za ile, czy są to lata, miesiące, może mieć pani menopauzę". Było mi gorąco, czułam jak bledne, słuchałam ale wydawało mi się jakbym stała obok siebie, jakbym była w filmie i odgrywała jakąś rolę. Lekarz mówił te słowa, patrząc na nas i łamał mu się głos. Wypytał o mamę, o to kiedy ona miała menopauzę, próbował znaleźć jakąś zależność, coś co mogłam odziedziczyć.
Padły słowa, że wyjściem z takiej sytuacji jest in vitro, że jeszcze za wcześnie,żeby dużo o tym mówić, ale nie mamy dużo czasu, trzeba podjąć decyzję i działać,trzeba powtórzyć badania, potwierdzić diagnozę i stwierdzić co dalej. U męża trzeba zrobić badania nasienia.
Dostaliśmy dokumenty do przeczytania, cennik in vitro, kartkę z etapami procedury, umowę na przechowywanie zarodków, do zapoznania się
Podejrzenie wygasania czynności jajników. To dzieje się na prawdę. To ja.

Nikt nas nie wyśmiał.
Mam 25 lat i przed trzydziestym rokiem życia mogę mieć menopauze.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 18:08

5 sierpnia, 16:13

Wróciliśmy do domu. Raczej nie rozmawialiśmy w samochodzie. Analizowaliśmy w głowach co się dzieje, mąż powtarzał, że powtórzymy badania, że może wyjdą lepsze.
Położyłam się i pękłam kiedy przytulił mnie mąż.
Pękło mi serce, nigdy nie płakałam tak jak wtedy. Rozdzierało mnie od środka, szloch sprawiał, że nie mogłam złapać oddechu, nie mogłam się uspokoić. W głowie cały czas miałam, że ze mną jest coś nie tak, że jestem niekompletna, wybrakowana, że marnuje mężowi życie, że możemy nigdy nie mieć dzieci. Dziecka. Chcieliśmy mieć dwójkę. Byłam zła, wściekła, czułam ogromne poczucie niesprawiedliwości, dlaczego ja, my. Miałam w głowie, że przecież miało być pięknie, romantynie, marzyłam, że dam mężowi prezent, koszulkę z napisem najlepszy tata na świecie i test z dwoma kreskami, taka niespodzianka, w ten sposób powiem mu, że się udało, że jestem w ciąży, że będziemy mieli dziecko. Dotarło do mnie, że tak nie będzie. In vitro nie jest ani trochę romantyczne. Czułam się bezradna, a każde przytulenie męża sprawiało, że było mi jeszcze gorzej, szlochałam jeszcze bardziej. Tak bardzo było mi go szkoda.
Zasnęłam.

Następnego dnia nie byłam już tą samą Olą.
Nie miałam siły na seks a przecież są dni płodne. Po co? Przecież to nie ma sensu, i tak się nie uda.
Przegadaliśmy. Ochłonęłam, opadły pierwsze emocje, szok.
Mąż chciał być silny, dał mi ogromne wsparcie i miłość, bez względu na to co będzie, jesteśmy w tym razem. On też przeżywa, na swój męski sposób, też łamał mu się głos i też pojawiły się łzy.

Jest jak jest, trzeba walczyć.
Wiedziałam,że rodzimy się z określoną rezerwą jaknikową, że nie da się tej liczby zwiększyć, że nie mam na to wpływu. Zmówiłam suplementy, przecież wystarczy jedno jajo, dobrej jakości, nie potrzeba 20 do zapłodnienia. Potrzebna jedna komórka jajowa i jeden plemnik,żeby zadziała się magia.
Przeczytałam historię dziewczyn, które zaszły w ciążę naturalnie przy jeszcze niższym wyniku niż mój.

Nie możemy się poddać.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 15:29

5 sierpnia, 23:49

Konsultacja z innym lekarzem, chciałam poznać opinię kogoś innego, każdy ma różne doświadczenia. Chciałam przede wszystkim sprawdzić czy w ogóle mam swoje owulacje.

Nie wróciłam już do swojej ginekolog. Jak mogło być dobrze, jak miałam się nie przejmować, jeśli widziałam strzałki przy wynikach, że wynik nie jest w normie,widziałam widełki, jak dowiedziałam się co jest powodem. Gdyby nie drążenie tematu, bylibyśmy nie świadomi. Wolę znać swojego wroga i wiedzieć z czym walczę. Stawiać kolejne kroki, przechodzić etapy w określonym celu.

Owulacje są. Doktor stwierdziła, że w obrazie usg wygląda to lepiej niż na papierze, a dla niej to jest istotne.
Poczułam się jak wariatka,każdy mówił mi coś innego... jest dobrze, jest fatalnie, jest nie najgorzej...

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 15:30

6 sierpnia, 09:13

Wyniki męża

W międzyczasie mąż oddał nasienie do badania. Nie protestował, nie miał z tym żadnego problemu, po prostu poszedł zrobić do miał zrobić. Przed wynikami mówiliśmy, że nie możemy mieć aż takiego pecha, żeby u niego też było coś nie tak, byliśmy dobrej myśli, byłam przekonana, że to ja jestem powodem niepowodzeń.
Wyniki mówiły co innego. U męża też nie jest najlepiej. Obniżona morfologia, zbyt wolny ruch, mało prawidłowych plemników ale chociaż duża ilość.
Kolejny cios. Przecież jak coś się wali to parami.
Mąż podszedł do tego na spokojnie, powiedział tylko w żartach 'widzisz, nie tylko Ty jesteś spier****na' 😅 razem raźniej.
Ale jak wiedziałam, że szanse na naturalną ciąże są małe już wtedy, tak teraz szanse na naturalną ciąże są bliskie zera, jakiś cud by musiał się zdarzyć. Czy wierzymy w cuda? Te historię dziewczyn, którym się udało, ich partnerzy nie mieli problemów.

Idziemy dalej. Do celu. Suplementy. Przecież te parametry można podnieść. Zdrowsze odżywianie, koniec z gazowanymi napojami,jedzieniem typu fast-food, więcej ruchu, spacery. Androlog.

Androlog, do którego postanowiliśmy pójść zajmuje się również kobietami, leczeniem niepłodności u par, współzałożyciel invicty, człowiek, który ma ogromną widzę i doświadczenie. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w dobrych rękach.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 15:32

6 sierpnia, 09:34

Zaczął się maraton badań. U mnie, u męża. Badania, które potrzebne będą do in vitro. Normalne życie, staraliśmy się żyć normalnie.
Od owulacji do owulacji bo przecież łykamy garść supelmentów, może się nam poszczęści, od wizyty do wizyty,od badania do wyniku i tak w kółko. Niepłodność uczy cierpliwości, cały czas na coś czekasz. Na wizytę, na badanie, na wynik. Dwa tygodnie. Trzy.Miesiąc.

Cały czas oswajaliśmy się z myślą, że czeka nas in vitro.
Nie mamy dużo czasu, nie wiemy ile za nim moje jajniki nie postanowią wygasnąć i wtedy nawet in vitro nie będzie na moich komórkach. Trzeba działać, póki nie jest za późno. Nie wybaczyłabym sobie tego.
Poukładałam sobie, że to przecież niesamowite, jak bardzo nauka poszła do przodu, co by było gdyśmy nie mieli takiej możliwości? Gdybyśmy nie mieli środków? Poczułam wdzięczność, że możemy sobie na to pozwolić. Żal, gdy pomyślałam ile par nie ma takiej możliwości.
Myśli, co na to inni ludzie?
Co na to Bóg, czy kocha dzieci z in vitro?
Kiedyś chodziłam do kościoła, co niedzielę. Potem przestałam. Już klika lat temu
Dla kościoła i tak nasze dziecko będzie grzechem, wszystko jest złe. Nie mogę tego pojąć, nie zgadzam się.

Stres. Cały czas ogromny stres.Strach. Co wyjdzie w badaniach gentycznych, skąd tak niskie amh w tak młodym wieku? Pogłębianie diganostyki, bo wynik nieinformatywny. Czekanie.

Rozmawialiśmy, co będzie jeśli się nam nie uda. Jak będzie wyglądało nasze życie? I doszliśmy do wniosku, że nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić, nawet nie chcemy. Udawalibyśmy,że wszystko jest super? Podróże? Pewnie zmienili byśmy mieszkania na dom, po co? Dla kogo? Uznaliśmy, że nasze życie nie byłoby kompletne, że zawsze czegoś by nam brakowało, czuli byśmy pustkę, której byśmy niczym nie mogli wypełnić.
Skończyliśmy rozważania, nie chcemy o tym nawet myśleć.



Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 17:51

6 sierpnia, 14:41

Przyszedł moment kiedy odpuściłam, nie poddałam się ale odpuściłam sobie, nam. Akceptacja. Tak jest, tacy jesteśmy.
Nie miałam w szafce zapasów testów ciążowych, nie doszukiwałam się objawów na siłę, nie płakałam kiedy okres przychodził.

Niepłodność z mojej perspektywy, zabrała mi radość ze starań, podekscytowanie, nadzieje. Dołożyła mi jakiejś dziwnego rodzaju samotności. Przecież mąż wspiera, bardzo wspiera, mama, siostra, rodzice męża również, wszyscy są z nami.
Ale czuje, że nie do końca rozumieją. Nie rozumieją bo tego nie przeżyli. Nawet czasem mąż mnie nie rozumie, nie pojmuje, co dla mnie, jako młodej kobiety oznacza menopauza na horyzoncie. Czasem ja sama siebie nie rozumiem.
I tak, czasem mam kryzys, gdy widzę na ulicy wózki dziecięce, kobiety z ciążowym brzuszkiem lub gdy dowiaduje się, że znajoma jest w ciąży, wpadka ups. Przykro, gdy trzy koleżanki, rodzą w odstępach miesięcznych. Cieszę się ich szczęściem, że maluszki są zdrowe i życzę dla nich wszystkiego co najlepszsze, ale czuje gdzieś w środku pewnego rodzaju zazdrość, dlaczego oni a nie my?

Stwierdziłam, że nie chce z tego robić tematu tabu, w pracy wszyscy dowiedzieli się, że się staramy. Wydało się na imprezie pracowniczej, kiedy nie chciałam napić się drinka.
Poza tym w pracy robię też zdjęcia rtg, od razu każdy się dowie, gdy z dnia na dzień przestanę je robić. Tworzymy małą społeczność, stała ekipa od lat, wiemy o naszych problemach i dzielimy się nimi bo spędzamy ze sobą masę czasu. I wiedzą,też że przystępujemy do in vitro. Nie zagłębiam ich w szczegóły ale będą wiedzieć kiedy, bo pójdę na zwolnienie, a gdy z niego wrócę, nie zrobię już ani jednego zdjęcia rtg. Oby!

Ogólnie uważam, że za mało się o tym mówi, o niepłodności... że to wcale nie takie łatwe zajść w ciążę. Nie wiem dlaczego, wstyd, poczucie niezrozumienia? Nie wiedziałam,że nasza koleżanka, która urodziła niecały rok temu, ma dziecko właśnie przy pomocy in vitro.
Piękną, przecudowną dziewczynkę.
Gdy szukałam informacji, jak to wygląda, co nas czeka,okazało się cały czas miałam je obok.
Parę, która to przeszła, która rozumie i nie mówi, że będzie dobrze, bo bardzo dobrze wie, że może tak nie być.
Poza tym dziwny wiek, 25 lat. Część moich znajomych jest w małżeństwie, ma dzieci, a część jeszcze nie do końca ogarnia w życie i twierdzi, że chce mieć dziecko, bo nudzi mi się w życiu... zapewniam, że mi się nie nudzi.
Jesteśmy na zupełnie innych etapach. I możemy być, ale ona nie jest w stanie pojąć tego co przechodzę. Jestem kilka kroków przed nią. Psychiczne i życiowo, inny etap, inna perspektywa.Jednak jest, wspiera, mówi, że rozumie ale nie wie, że nic nie rozumie. Oddaliłyśmy się. Ja się oddaliłam. Nie miałam ochoty rozmawiać o pierdołach, gdy miałam ważne decyzje do podjęcia, gdy moje myśli krążyły cały czas wokół starań i niepłodności.

Niepłodność nauczyła mnie mówić 'nie'. Stawiać na siebie, nie dbać by zawsze wszystkim było dobrze, to ja jestem ważna i też mam się czuć okej.
Sprawiła, że z mężem jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek. Stworzyła dodatkową więź, której nie potrafię nawet opisać. Mam ogromną potrzebę bliskości, przebywania razem. Cieszę się, że spotkałam go w swoim życiu.

Wiem, że nasze starania są krótkie, 7 miesięcy... co to jest do dwóch, trzech lat? Do tego co przechodzą przez tyle lat, do ilości białych testów, często do strat.

Jednak czuje, że przeskoczyliśmy kilka etapów. Bardzo szybko się zdiagnozowaliśmy. Jestem pewna,że jesteśmy do przodu o dobry rok.
Oszczędziliśmy sobie co miesięcznych rozczarowań, żalu, złości, frustracji.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 17:22

6 sierpnia, 15:03

LIPIEC 2023

Dotarliśmy do miejsca, gdzie in vitro jest na wyciągnięcie ręki. Ostatni cykl naturalnych starań. Wszystkie badania w porządku.
Ostatnia szansa na cud.

Mieliśmy podjąć decyzję: in vitro czy inseminacja, maksymalnie 3 próby.
Decyzja przyszła nam dosyć szybko, byliśmy zgodni.
In vitro.
Chyba,że wydarzy się cud.

Ten cykl był przedziwny. Byłam pewna, że się udało. Byliśmy. Uczucie jak nigdy wcześniej. Namacalne objawy wczesnej ciąży, nie wyszukiwane na siłę.
Plamienie tydzień po owulacji,jednodniowe, delikatne. Ogromna senność, spałam o 21, budziłam się rano niewyspana, nadal senna i zmęczona. Ból piersi, nawet przy chodzeniu, stały się większe i wrażliwe. Nawet mąż stwierdził, że takich nigdy nie miałam. Delikatne bóle podbrzusza raz z prawej, raz lewej strony, ciągnięcie.
Test ciążowy. Delikatna druga kreseczka, ledwo widoczna ale nawet dziewczyny z forum widziały, nie przewidziało mi się. Mąż nie widział, ale nawet nie wiedział gdzie patrzeć 😅 podeszliśmy do tego na spokojnie, nie nakręcliśmy się, przecież wiemy jak jest. Ale gdzieś głęboko nadzieja pojawiła się na nowo. Przecież wyniki męża się troszeczkę poprawiły, mamy więcej prawidłowych plemników. Mogło się udać.
Następnego dnia rano, powtórka.
Jedna kreska. Ani śladu drugiej. Ani cienia cienia.
Piersi zaczęły boleć mniej, ciągnięcie podbrzusza się skończyło, zaczęło się plamienie.
Rozkręcił się okres.
Test oszukaniec.

Nie wiem co to było, bardzo wczesny biochem?
Czy mój organizm powinien dostać Oscara za genialną grę aktorską, wczucie się w rolę?
Los sobie z nas zadrwił.
Na moment wróciliśmy do początku.
Cudu nie ma.

Zauważyłam, że moje cykle wyglądają inaczej, że moje miesiączki wyglądają inaczej.
Cykle się skróciły, trawją zazwyczaj 26- 27 dni, czasem zdarzy się, że 25 dni. Miesiączki stały się krótsze, nie trwają 5 dni. Najpierw dwa dni przed zaczynają się plamienia, potem sam okres trwa 2-3 dni, potem znowu plamienia, kilkudniowe. Okres jest skąpy. Widzę zmiany dlatego nie chce już czekać, boję się czekać.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 21:46

6 sierpnia, 15:21

SIERPIEŃ 2023

Ruszamy z in vitro. Jesteśmy gotowi. Nastawienie zadaniowe, etapowe.

Staramy się o dziecko, a biorę tabletki antykoncepcyjne. Żeby wyciszyć jajniki. Żeby wszystkie jajeczka przy stymulacji ruszyły w tym samym czasie.

Czuje radość, podekscytowanie, strach, nadzieję, gotowość do działania. Nie mogę się doczekać następnego cyklu.
Mąż znosi to zdecydowanie lepiej niż ja. Będzie co ma być.
Wolę nie rozmyślać, co może pójść nie tak. Jesteśmy przygotowani na możliwość dwóch prób pod rząd. In vitro na niskim amh jest trudniejsze i jesteśmy tego świadomi.

19 sierpnia wizyta, rozpiska stymulacji, zrobienie ostatnich niezbędnych badań. Jeśli wzystko pójdzie dobrze, z końcem sierpnia zaczniemy stymulację🥰
Plan jest taki, że rodzę w 2024!

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia, 18:08

16 sierpnia, 09:21

Odliczam dni do soboty i wizyty w klinice 🥳 jeszcze tylko 3!
Reszta badań zrobiona, wyniki prawidłowe, leczenie infekcji, która wyszła w biocenozie, jest już zakończone. Coraz bliżej kolejnego etapu. Rozpoczęcia procedury.

Ostatnio mam gorszy czas, z jednej strony jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać, wiem, że rozpoczęcie stymulacji przybliży nas do naszego celu i spełnienia marzenia, z drugiej strony ogarnia mnie lęk. Nie boję się bólu, zastrzyków. Boję się, że przy moim niskim amh, pęcherzyki nie będą chciały rosnąć lub będą słabej jakości... jakoś moje pozytywne myślenie zostało przyćmione obawami. Stwierdzam, że za dużo czytam, nakręcam się niepotrzebnie, więc koniec z tym.
Będzie co ma być, zrobimy wszystko co w naszej mocy, ale na pewne rzeczy po prostu nie mamy wpływu...

Dobiła mnie jeszcze informacja, że moja kuzynka, lat 18, jest w ciąży, wpadka.
Ogormnie mnie to zabolało,poczułam ogromną bezsilność, niesprawiedliwość i pewnego rodzaju zazdrość.
Przecież oni nawet nie chcieli a mają...
To my się staramy, to my podjęliśmy świadomą decyzję, że chcemy być rodzicami, jesteśmy gotowi. To my mamy stałą pracę, mieszkanie i jesteśmy ogarnięci życiowo, żeby przyjąć na świat małą istotę. My, nie oni. Dlaczego oni, a nie my?
Kiedy my walczymy z niepłodnością, im od tak się udaje i nawet nie mają pojęcia ile mają szczęścia. Bo dla nich to szok, płacz, zamartwianie się jak sobie poradzą.
Cholernie to niesprawiedliwe.
Niepłodność.
Ile musimy przejść, żeby być w tym miejscu co oni.
Jeszcze nie wiemy jak długa czeka nas droga. Czy się uda?
Wiem, że dadzą sobie radę, muszą. Będzie im cholernie ciężko, ale dadzą radę. Życzę im jak najlepiej.

Nam też się uda, wierzę w to!
Muszę wierzyć i mieć nadzieję!
Już niedługo rozpocznie się przygoda po spełnienie Naszego marzenia ❤️

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 sierpnia, 09:26

20 sierpnia, 10:29

20.08.2023 🍀
To dziś rozpoczęliśmy długi protokół in vitro 😊
Nie spodziewałam się, że to już, dlatego na wczorajszej wizycie się zdziwiłam.

Pierwszy 💉 za mną.
Na razie co drugi dzień, rano.
Dziś zrobiłam go sama, mąż był obserwatorem. Mianuje go na mojego prywatnego pielęgniarza 👨‍⚕️
Chce, żeby w tym uczestniczył i czuł, że jesteśmy w tym razem. Sam nawet powiedział, że chciałby sprawić mi troszkę bólu 😅

Kolejna wizyta 1.09 i wtedy startujemy z tą właściwą stymulacją.
Monitoring 08.09.
Jeżeli wszystko będzie szło zgodnie z założeniami to punkcja odbędzie się pomiędzy 11.09 a 16.09.
Wstrzelimy się pomiędzy dwa wydarzenia, 11.09 urodziny męża 🥳, 18.09 nasza druga rocznica ślubu ❤️
Świętować będziemy potem!

To się dzieje 🍀🧚‍♀️

2 września, 18:20

2ds

Wczoraj rozpoczęłam stymulacje 💪 z jednego zastrzyku co dwa dni, zrobiło się dwa razy dziennie 😅
Liczymy na dobrą jakość komórek jajowych, bo ilość może być mniejsza ze względu na niską rezerwę jajnikową.
Lekarz jest dobrej myśli i my też. Już 9 zastrzyków za mną 💉 a ile jeszcze przede mną 🤯😅
Teraz tylko trzeba wytrzymać z ciekawością jak mi idzie produkcja do piątku... zaplanowałam sobie na ten czas porządki w domu,żeby zająć czymś głowę .
Zwolniłam męża z funkcji pielęgniarza. 💉 robię sama 💪zdecydowanie mniej bolesne.

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września, 19:07

8 września, 19:01

8ds

Dziś odbyła się wizyta. Monitoring stymulacji.
21 zastrzyków za mną.
Mamy tylko cztery pęcherzyki... choć przy niskim amh nie wiem czy to tylko czy aż.
Cztery pęcherzyki małych rozmiarów, od 10 do 14mm.
W każdym razie liczyłam na więcej.
Jestem zawiedziona i zestresowana.
Jednak cały czas mam nadzieję,że będą dobrej jakości i uda się uzyskać chociaż jeden zarodek, ten jeden 🙏 że urosną,dzięki zwiększonej dawce hormonów 🙏

Z tyłu głowy mam też to, że bardzo możliwe, że będziemy podchodzić do kolejnej procedury.

Kolejny monitoring w poniedziałek.
Błagam,żeby urosły!

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września, 19:07

11 września, 20:53

11ds
Koniec stymulacji 🥳
29 💉 za mną!
Cztery pęcherzyki, trzy na prawym, jeden na lewym,największy 🥚

Jajka podrosły, w środę 13.09 o 8:40 punkcja.
Nie stresuje się samą punkcją, narkozę już miałam, wiem jak to jest.
Jestem świadoma,jesteśmy, że mam tylko cztery pęcherzyki. Wszystko może się zdarzyć.
Po cichu liczę na chociaż jeden zarodek 🙏

Zapowiadają się stresujące dni 🤯

Mąż ogłosił, że od dziś mam leżeć i się nie ruszać, więc się słucham😁
Dziś mąż ma urodziny, cieszę się,że mogłam przekazać mu dobre wiadomości.

13 września, 16:46

Dziś odbyła się punkcja 💉
Pobrane cztery jajka.

Czuje się całkiem dobrze, odpoczęłam, pospałam.
Czuje dyskomfort w dole brzucha i pleców, najbardziej przy chodzeniu. Nie jest to ból, nie trzeba brać tabletki.
Znieczulenie ogólne zniosłam bardzo dobrze, nie wymiotowałam po, jak ostatnim razem,gdy miałam narkozę.
Nie obyło się bez omdlenia przy wkłuciu... Mam już tak zmęczone żyły, że ciężko się gdziekolwiek wkłuć. Były dwie próby i skończyło się wenflonem w nadgarstku co nie jest zbyt przyjemnym doznaniem.

Pierwszy etap za nami. Wyhodowałam jajka, dzielnie robiłam zastrzyki. Zrobiłam wszystko co mogłam. Teraz nie mam wpływu na dalsze losy.

Zaczął się etap niezależny od nas. Ogromny stres, myśli raz pozytywne, raz negatywne.
Oj to będą trudne dni... trudne pięć dni.
Liczymy na szczęście i zdolności embriologów 🍀
Niech czarują 🧚‍♀️
Wystarczy Nam jeden zarodek, wtedy będziemy przeszczęśilwi 🙏

Już pewnie komórki zapłodnione, dzielcie się i rozwijajcie 🧚‍♀️ czekamy 🍀

15 września, 15:07

No i stało się to czego się bałam.
Telefon od embriologów. Nie mamy żadnego zarodka.
Z pobranych czterech komórek, tylko jedna była dojrzała, została zapłodniona ale się nie dzieliła.

Jest mi tak przykro... znowu to okropne uczucie bezradności, bezsilności, poczucia winy.
Wiadro wylanych łez i pytań co poszło nie tak.

Rozmawiałam z lekarzem. Podejrzewa, że coś poszło nie tak w stymulacji. Z poziomu hormonów w dniu zakończenia stymulacji wynikało, że komórki są dojrzałe, a nie były. Potrzebuje dłuższej stymulacji, większych dawek, żeby estradiol był wyższy.
Na ilość wpływu nie mają bo rezerwę mam taką jaką mam.
Dobrze, że mają jakiś pomysł.

Nie poddajemy się, odstawiłam leki, czekam na okres i zaczynamy od początku. Trzeba wymazać to co było, zebrać siłę i iść dalej. Z czystą kartką.
Zamówiłam kolejne porcje suplementów, dołączam NAC, resveratol, a koenzym q10 zmieniam na ubichinol, koksuje swoje jajka nadal.
Mąż ogromnie wspiera i też bardzo przeżywa. Wyrwał się z pracy do domu jak tylko zadzwoniłam z płaczem. Jesteśmy w tym razem, płakaliśmy razem i wierzę,że niedługo będziemy się cieszyć razem.

Nie pozwolę, żeby stymulowali mnie tym samym zestawem leków. Chcę zmian i kontroli nad całą procedurą, lekarza z zewnątrz, tego do którego chodziliśmy.

Nie tak miało być. Kolejny wpis tutaj miał być inny,ale no życie... miało inny plan.
Takie momenty uświadamiają mi jak bardzo pragnę dziecka, a za każdą porażką te pragnienie jest coraz większe. Teraz, przed drugą próbą strach będzie większy.
Nie wiem czy zniose kolejną porażkę.

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 września, 15:09

16 września, 11:32

Wczorajszy dzień spędzony na kanapie, dzisiejszy póki co, w łóżku. Nie mam ochoty na nic... nie chcę mi się ani jeść, ani pojechać na zakupy,ani posprzątać.
Leżę, popłakuje i nie wiem co dalej. Myślałam, że jestem silniejsza. A tak mnie poskładało...
Próbowaliśmy się wczoraj choć trochę odciąć. Spędzić czas razem.
Nalałam Nam winka i włączyłam film. Ani ja, ani Tomek, nie mogliśmy się na nim skupić, więc wyłączyłam i poszliśmy spać.

Śniły mi się straszne głupoty... całe stado rudych wiewiórek, było ich mnóstwo, duże i małe, dopiero co urodzone. Karmiłam je orzechami a one zdychały 🤯 w tym śnie, zadzwoniłam do męża, bo uwielbia karmić wiewiórki, ale on był zajęty, łowił małże z morza😅
Nawet się uśmiecham jak to pisze bo to taki głupi sen był... mój mózg chyba nie ogarnia.

W poniedziałek wracam do pracy, tak bardzo nie chce... miałam już nie wrócić na najbliższe dwa lata. Nie mam weny, nie chce mi się tłumaczyć pacjentom jak myć zęby, przecież i tak nie słuchają co mówię. I w tym momencie w dupie mam ich zęby, nie obchodzi mnie co se z nimi robią albo czego nie robią...

I taki ten dzień dziwny. Ja w sypialni, on w salonie. Chodzimy za sobą bez słowa, zamieniając się miejscem, ja w salonie, on w sypialni.
Mąż próbuje się uczyć na egzamin ale jakoś średnio mu idzie i wcale się nie dziwię.

We wtorek mamy wizytę. Chcemy poznać nowy plan. Może jak będziemy mieli znowu plan i poczucie,że coś robimy to będzie lżej. Na razie czuje ogromną pustkę i myśli, że wszystko na marne. Wszystkie wyrzeczenia, zmarnowane, wykorzystane dni urlopowe, zastrzyki, które przyniosły marny skutek, a właściwie to żaden, ogromny stres. Jestem zmęczona psychicznie.

Moja druga strona, mówi ogarnij się.
No ma rację.
Wiedziałam, że może się nie udać, że to pierwsza próba, żeby zobaczyć jak organizm zareaguje. Mówiono nam, że mamy być gotowi finansowo na kolejną próbę od razu.
A te wszystkie rzeczy na marne przydadzą się lekarzom, będą mieli już jakiś obraz, lepszy plan.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 września, 11:48

23 września, 22:13

II procedura in vitro
1 ds
23.09.2023 🍀

Dzisiaj rozpoczęliśmy drugą procedurę in vitro.
Druga próba.
Każdy pęcherzyk, każda komórka jest na wagę złota. Walczymy o dobrą jakość komórek, bo że będzie ich mało to wiemy.

Tak jak ostatnim razem dobraliśmy FAMSI, embrioglue oraz tym razem opcje dojrzewania niedojrzałych komórek w laboratorium.
Jeśli się uda i będą zarodki to podajemy dwa na raz.

Zmieniony lekarz, zmienione leki, zmieniony protokół z długiego na krótki.
Będzie co ma być.

W planie także mezoterapia jajników.

Nie poddajemy się, walczymy dalej o Nasze szczęście ❤️

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września, 22:16