Minęło 1.5 roku odkąd podjęliśmy świadomą decyzję o rozpoczęciu starań o dziecko. Na razie nie chcę skupiać się na tym co się działo w tym czasie, tylko opisać obecną sytuację. Niestety nie ma tu jakiś przełomów czy zwrotów akcji. Jest to co zwykle - stymulacja, monitoring, zastrzyk, starania, czekanie, negatywny test, okres i od nowa. Łącznie 9 cykli na stymulacji, 10 jeśli liczyć ten ze zbyt małą dawką, 11 jeśli liczyć ten z drożnością bez stymulacji. Pozostałych cykli mój lekarz nie liczy, 8 miesięcy do kosza. Chciałabym zgłosić reklamację, bo słyszałam, że robi się tylko 6 cykli stymulowanych, później miałam być w ciąży. Niestety nie jestem i nigdy nie byłam. Leki, suplementy, wizyty i badania sabotują mój budżet od wielu miesięcy.
Mój nastrój można definiować przez rzut kością. Raz trafi się radosna neutralność, a raz nienawiść do losu za to wszystko. Zaczęłam starania mając dokładnie 24.5 roku. W takim wieku to podobno formalność, żeby zajść w ciążę. Parę dni temu skończyłam 26 lat i w takim też podejdę do in vitro, bo lekarz planuje stymulację w listopadzie i koniec. Najgorsze jest to, że ja nie tylko straciłam nadzieję na ten czy przyszły miesiąc, ale także na powodzenie pierwszego podejścia do ivf. Już po odpowiedziach lekarza czuję, że będzie to tylko testowa procedura. Zapłodnią tylko 6 zarodków, co pewnie z moimi słabymi komórkami nie da żadnego zarodka. A nawet jeśli w którejś procedurze pojawią się zarodki, to przecież nie mam immunologii zbadanej, nie mam histeroskopii z CD138, nie będę mieć zarodków zbadanych... lekarz nie chce robić tych badań przed nieudanym transferem, a mnie szczerze mówiąc nawet na nie nie stać.
Także tak, dzisiaj jeden z tych dni z gorszym humorem.

Postaraj się myśleć pozytywnie 💪 nigdy nie wiadomo ile zarodków uzyskasz. Pamiętaj wystarczy ten jeden jedyny!