Nowa strona. Przypadek?
Wszystko, co sobie wyobrażałam, nie miało racji bytu.
W tym tygodniu mąż, jak co miesiąc, wyjechał na kilkudniową delegację do głównej siedziby firmy, zabrał auto. Jak codzień miałam jeździć do pracy rowerem, trochę pokombinować w kwestii komunikacji miejskiej z dojazdem na siłownię. W piątek uczestniczę w koncercie z okazji 11 listopada. Miałam dostać okres i dużo stękać.
Pozytywny test miał się zdarzyć w odległej przyszłości i miałam wtedy płakać i skakać ze szczęścia. Mąż miał być przy mnie. Czułe przytulanie nad pralką i kibelkiem, te sprawy. Po wczorajszym wróżeniu z testu byłam pewna, że to nie dziś.
Po czym rano dla formalności sikam i widzę to:
https://dl.dropboxusercontent.com/u/36870720/unnamed.jpg
Zdjęcie tego nie oddaje, ale to nawet nie jest cień cienia. To jeden wielki cień, który rzuca się w oczy bez magicznego przekręcania testu w dłoniach.
I co? Męża nie ma przy mnie, ja nie mam jak dojechać do lekarza, byłam tak zaskoczona (serio), że nawet nie płaknęłam. Zostałam sama w domu z wielkim podekscytowaniem. Przesłalam mu zdjęcie smsem. SMSEM! Tak nie miało być.
Siedzę teraz w pracy i jeszcze nie zdaję sobie sprawy, co się wydarzy z moim życiem.
Proszę nie gratulować! Jutro zatestuję jeszcze raz, a lekarz w przyszłym tygodniu. Pojadę z mężem.
Tak nie miało być. Ale jest lepiej, niż miało.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 listopada 2016, 08:14
Dziś rano powtórka z rozrywki. W szufladzie zostały mi 4 zapasowe tanie sikacze z allegro. Zrobiłam naraz dwa. Oba wykazały taką samą intensywność linii jak wczoraj. Spodziewałam się mocnej krechy, więc panikuję.
Z drugiej strony... cholera, przecież ja niczego nie mierzyłam w tym cyklu! To może być 14 dpo, ale równie dobrze i 12 dpo. No i co teraz?
Nie sugerujcie proszę bety, bo i tak na nią nie pojadę - nie mam ani czym ani kiedy. Pozostają testy i wizyta u gina niedługo.
Ważne, że linia jest. A w sumie są. Na trzech testach.
Matko bosko, jestem w ciąży?
Update z 9 listopada - mój poranny sik
https://dl.dropboxusercontent.com/u/36870720/WP_20161109_001.jpg
Kochane! Moja historia się nie kończy. Pewnie przejdę na fiolet.
Na razie chucham i dmucham, żeby wszystko dobrze się potoczyło.
Jeżeli mogę podzielić się z Wami jakimiś radami, to mam jedną - nie odkładajcie życia na POTEM! Wygląda na to, że dziecko postanowiło pojawić się wtedy, kiedy zaczęłam się czuć gotowa na zmiany - zaczęłam inaczej jeść, wyeliminowałam parę toksycznych rzeczy ze swojego życia, byłam otwarta na zmianę pracy. To dla mnie piękna lekcja, że jeżeli Okruch postanowi zostać z nami (MUSI TAK BYĆ!), to on woli mnie właśnie taką - pewną siebie, dbającą o swoje szczęście, bo taką mnie wybrał.
Cykl, w którym się udało, to cykl, w którym przestałam mierzyć, kochaliśmy się spontanicznie podczas dni płodnych, znalazłam sobie inne zajęcia niż czytanie na temat starań.
Żyjcie i czerpcie z tego życia garściami!
Całuję!
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 listopada 2016, 11:12
gratuluję niegratulując:) spokojnych 9 miesięcy
Życie piszę swoje scenariusze nie licząc się w ogóle z naszymi planami ;) Nie gratuluję więc, ale życzę tego płaczu z radości i przytulania po wizycie u lekarza ;)