X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Kiedy w końcu się uda?
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Kiedy w końcu się uda?
O mnie: 28 lat, od dwóch szczęśliwa mężatka Update 14/08/22: 31 lat, nadal szczęśliwa mężatka i jeszcze szczęśliwsza mama Córeczki
Czas starania się o dziecko: od listopada 2019
Moja historia: W pażdzierniku 2019 z Mężem podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu starań, więc już w listopadzie miałam nadzieję na ciążę. Jakże złudną nadzieję. Wiem, że nadal jesteśmy w statystykach itp., ale z racji, że nie mam żadnej koleżanki z podobnymi problemami muszę wygadać się tutaj, w internecie. Update 14/08/22: za nami strata pierwszej ciąży, druga ciąża bez powikłań zakończyła się cudnym porodem. Od sierpnia 2022 starania o drugiego Maluszka.
Moje emocje: Wszystkie, od nadziei, po poczucie porażki i strach, że będziemy starać się latami patrząc na biegające dzieci dookoła. Czytając pamiętniki Kobiet, które starają się latami, mają przeróżne problemy czuję się jak roszczeniowy dzieciak, który chce mieć coś na teraz, na już. Update: 14/08/22: Ogromna radość i wdzięczność za naszą Córeczkę. Uczucie straty, żałoby, zawodu po utracie pierwszej ciąży. Nadzieja pomieszana z zawodem, bo starania to nie jest łatwy czas dla nikogo.

27 maja 2020, 13:13

Dziś 8 dzień cyklu, w teorii dni płodne mają zacząć się w piątek.

Może jestem paranoiczką, ale postanowiliśmy zacząć już teraz badać się by sprawdzić czy wszystko jest ok.
Ja mam niedoczynność tarczycy, Mąż cukrzycę I typu (od 5 roku życia) i nadciśnienie.

Jutro Mąż idzie na pierwsze badanie nasienia. Podpytuję go co czuje, wygląda na zdystansowanego czymś nowym.
Czymś nowym: jego pierwsza ejakulacja, za którą musi zapłacić (jego własne słowa) :P
Zobaczymy jak wyjdą wyniki.

Do lekarza umówieni jesteśmy na przyszły piątek (5/06).
Mam nadzieję, że pani Doktor nam pomoże (podobno dobry ginekolog-endokrynolog, niegdyś pracowała w Św. Zofii).

Najbardziej dobija mnie moja własna niecierpliwość. Kiedy coś robię chcę widzieć tego efekt - a tu co miesiąc to samo.
Czasem sobie myślę, że to właśnie taki pstryczek w nos od losu. Wszystkie inne rzeczy, których się podejmowałam wyszły tak jak chciałam, więc nie może być za dobrze. Staram się jakoś pocieszyć samą siebie.

Bardzo wspiera mnie Mąż - moje przeciwieństwo. On wierzy, że dziecko przyjdzie do nas w najlepszy dla nas wszystkim momencie i na luzie do tego podchodzi. Wie, że Bóg nad nami czuwa i wie co robi.
Wszystko fajnie, tylko ja już chcę być w ciąży i rozkoszować się tym stanem (chociaż wiem, że jest na pewno ciężko).
Chcę już przestać pracować i skupić się na swojej rodzinie. Ze względu na plany ciążowe i dobrą umowę nie moge zmienić pracy, co jeszcze bardziej irytuje.

Na dziś to chyba tyle.
Uczucie wstydu z pisania pamiętnika po tylko 7 miesiącach starań nie ustaje.

28 maja 2020, 12:00

9 dc

Dziewczyny, wielkie dzięki za wsparcie i dobre słowo. Nawet nie spodziewałam się jakie to pomocne.
Ważne, że zaczęłyście swoją diagnostykę i ja wiem, że Wam się uda :) Trzymam za Was kciuki rękami i nogami! :D

Właśnie w tym momencie Mąż jest w klinice oddać próbkę. Czekam na wrażenia jak wróci :P
Jestem mega ciekawa wyników (jeszcze w przyszłym tygodniu muszę zrobić TSH by mieć świeży wynik) i wizyty piątkowej.
Wczoraj Mąż pytał jak się odnosze do jego badania. Niezależnie od wyniku to nie zmienia mojego stosunku do niego. Nadal jest tym jedynym i moim Mężem i nigdy go nie zostawię.
Po drugie uważam, że to ważne zacząć badać się już teraz, skoro mamy możliwość.
Dodatkowo wiele problemów ze spermą można rozwiązać suplementami czy lekami, więc nie więdzę w tym większego problemu. Dzisiaj jestem ewidentnie dobrej myśli i widze wszystko przez różowe okulary :D

Po cichu znowu zaczynam mieć nadzieję, że może ten cykl będzie tym szczęścliwym. Ostatnie dwa dni śluz wodnisty, dzisiaj zaczyna robić się rozciągliwy, może coś z tego wyjdzie. Ważne żeby próbować i dać sobie szansę i czas.
Humor mi dziś dopisuje, więc czarne myśli i zamartwianie się zeszło na dalszy plan na szczęście.

Najlepsze jest to, że w przyszłą sobotę mamy wesele mojej koleżanki, na którym miałam ogromną nadzieję powiedzieć jej, że jestem w ciąży i moge pić jedynie soczek.
Niestety nie będę wiedziała czy jestem w ciąży, ale soczek pić będę, bo to akurat po dniach płodnych, a zasadę mamy taką, że od strań nic nie piję. Ale jakoś sobei z tym poradzimy :)

Wiecie co jest fajne? W jednym z pamiętników (wieloletnie starania, na szczęście zakończone zdrową ciążą i szczęśliwym, zdrowym Maluszkiem) przeczytałam, że para miała swój rytuał kiedy przychodziła miesiączka.
Mąż by wesprzeć Żonę co miesiąc kupował jej wino i spędzali wieczór we dwoje. Nie skończyło się to alkoholizmem ( :P ), ale pomogło im przetrwać długie miesiące oczekiwania na ich Maleństwo.
Opowiedziałam o tym swojemu Mężowi, który natychmiast podłapał temat i kiedy przychodzi ten smutny moment miesiąca czeka na mnie z winem, chusteczkami i ramieniem. Cudowny facet. Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam kogoś takiego jak On. Jestem pod wrażeniem wsparcia i zrozumienia jakie mi okazuje.
Tak bardzo chciałabym dać mu Dziecko i wiem, że prędzej czy później nam się to uda!

W pamiętnikach i na forum możemy przeczytać wiele wręcz nieprawdopodobnych historii o tym jak faktycznie, w końcu się udało i wszystko jest dobrze.
Mi właśnie przetrwać gorsze chwile pomagało czytanie Waszych pamiętników. Nie mam pojęcia jakim cudem, ale naprawdę czytanie, że nie tylko ja mam tak wiele rozterek, że nie tylko ja działam i na razie efektów nie ma, że są Wojowniczki, które dążą do celu latami i go osiągają. To naprawdę robi wrażenie. I bardzo lubię to uczucie czytania pamiętników Wojowniczek, które teraz mają te wyczekane problemy a to z butelką, a to ze smoczkiem, a to z ząbkami. To bardzo budujące.

Dziewczyny, nam tez się uda! Ważne by działać i robić co w naszej mocy! Nie poddawajcie się! :D
To połowa sukcesu :)

1 czerwca 2020, 11:16

Dziś 13 dzień cyklu, prawdopodobnie jutro owulacja (dowiem się wieczorem robiąc test).

Weekend minął nam bardzo miło i w gronie rodziny i znajomych (po 2 osoby na dzień). Pierwszy raz od wybuchu pandemii widzieliśmy się na żywo z kimś spoza rodziny, z którą kontakt fizyczny też ograniczyliśmy.
Najważniejsze, że udało się spotkać, trochę się już z Mężem odmrażamy, ale nadal jesteśmy ostrożni (ze względu na to, że jest on w grupie ryzyka).

Nadal trzyma się mnie dobry humor, co zaskakuje i mnie i Męża xD
Ale narzekać na to nie będę.

Dostaliśmy wyniki badań nasienia. Interpretacja w ten piątek na wizycie, ale na moje oko wyszły nienajgorsze.
Część parametrów była nisko, ale nadal trzymała się w normie, jedynie z morfologią mamy problem, bo wyszło nam 3%.
Cieszą mnie one bardzo, bo to znak, że mamy szansę i widziałam jak Mąż się uspokoił :)

W tym cyklu i tak nadal chcieliśmy się starać niezależnie od wyników, więc zabawa trwa :P

Hipotetyczna Hania, mega mi pomogła, przynajmniej jadę spokojna na wesele. Dziękuję bardzo!
Co do "menstruacyjnej tradycji" kradnijcie ile chcecie :D Mi ona pomoga, tym bardziej, że lubie wino.
Pomaga to chociaż trochę złagodzić kolejne rozczarowanie.

Ale nie ma się co użalać, każdej z nas prędzej czy później się uda, trzeba być dobrej myśli!

3 czerwca 2020, 12:00

Najprawdopodobniej 1 dpo, 8cs

Jestem nieco zaskoczona owulacją (o ile była) w tym cyklu.
Wczoraj kiedy śluzu płodnego powinno być jak najwięcej (a zazwyczaj nie mam z tym problemów) nie było go w ogóle oprócz odrobiny wieczorem.
Test owulacyjny wyszedł negatywny, jedyne co może wskazywać na owulację to temperatura i kłucie jajnika w wieczorem i w nocy.
Dzisiaj rano za to śluzu płodengo było mega dużo. Myślę, że jeszcze dzisiaj może się postaramy, czemu nie, tym bardziej, że jajnik czasem nieco kłuje.

Pozytywne myślenie i nadzieja powoli ze mnie uchodzą.
Resztki nadziei zostają we mnie dzięki perspektywie piątkowej wizyty u lekarza.
Mam ogromną nadzieję, że będzie dobrze i w końcu nam się uda. Ten cykl nie wiemy jeszcze czy jest stracony, ale nie chcę się nastawiać i jak na razie stosunek mam nieco luźny do tego.

Jest też plus wczorajszego dnia, badałam TSH i wynik to 1,250, więc Euthyrox przyjmowany od ponad roku działa.

Praca daje mi się już we znaki. Dzisiaj mam dalszy ciąg wczorajszej burzy i czuję ogromny stres. Mimo, że pracuję z domu jestem cała roztrzęsiona i zestresowana a wiem, ze nie pomoże mi to w zajściu w ciążę.
Marzę by móc powiedzieć przełożonemu, że jestem w ciąży i znikam jak najszybciej.

Zobaczymy kiedy to się stanie, ale kiedyś na pewno.

9 czerwca 2020, 11:50

2 dpo, 8 cs

To się zadziało ostatnio!
W piątek 5/06 byliśmy u lekarza na wizycie "niepołodnościowej". Co najlepsze przez wirusa ja byłam w gabinecie a Mąż w samochodzie pod przychodnią na telefonie z nami na głośnomówiącym. Na szczęście wszystko się udało.
Pani doktor po prostu cud człowiek. Miła, spokojna, cierpliwa i bardzo rzeczowa, wyszłam od niej przeszczęśliwa. Odpowiedziała na wszystkie moje pytania i rozwiałą wszelkie wątpliwości.

Powiedziała, że śluz jest idealnie płodny, pęcherzyk 18 mm, oczywiście nie wiadomo kiedy pęknie.
Jedynie w piątek muszę zrobić progesteron i jeśli będzie prawidłowy to mamy starać się do listopada by mieć pełny rok. Jeśli się nie uda to ruszamy od razu ze sprawdzeniem drożności jajowodów i innymi rzeczami. Oczywiście mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne.
Dostałam zalecenie by przestać mierzyć temperaturę, uspokoić się i czerpać przyjemność ze starań.

Czuję, że naprawdę wiele dała mi ta wizyta. Uspokoiła mnie bardzo, Męża wyniki są naprawdę dobre. 3% morfologii nadrabia ilością przekraczającą normę ponad 40-krotnie, więc nie ma się czym martwić. Czuję się dużo spokojniejsza i szczęśliwsza. Poczułam, że naprawdę odchodzi ode mnie ten stres starań i teraz mam podejście co będzie to będzie. Uda się wtedy kiedy powinno i już. Plus teraz przy budowie domu mamy dużo biegania, więc marzę o tym by już nie pracować, ale czuję dużo większy spokój.

Już się bałam, że owulacji w tym miesiącu nie będzie a tu się okazało, że w tym miesiącu będzie po prostu później!
Wizyta była 17 dc a pęcherzyk miał 18 mm. Owulacja boleśnie przyszła w niedzielę (19dc), a sobotni poranek i niedzielny wieczór wykorzystaliśmy w pełni :D
W sobotę mieliśmy wesele mojej koleżanki, u której zostaliśmy aż do poniedziałkowego popołudnia. Może tymczasowa zmiana aury na cudowne miejsce nad rzeczką w Parku Narodowym zdziała cuda? Kto wie, dowiemy się za kilkanaście dni :D

Dziś aż łezka w oku mi się zakręciła gdy przeczytałam pamiętnik abbigal. 6 lat starań i teraz za dwa tygodnie planują Chrzciny. To jest piękne i mi osobiście daje wiele siły! Po prostu cudo!

Wiem, że nam też się uda, więc pora wrzucić na luz, zająć się domem, Mężem i bawić póki możemy.
Na razie plan jest taki, że jeśli nie uda nam się do września to odwiedzamy koleżankę na kilka dni (sobotnia panna młoda) i jedziemy do Energylandii spełnić moje marzenie o rollercoasterach :D

KIEDYŚ W KOŃU SIĘ UDA!!! Ja to wiem! Jest dobrze, więc teraz tylko pozostaje mi być cierpliwą.

12 czerwca 2020, 16:41

5 dpo, 24 dc, 8 cs

Dzisiaj rano robiłam badania na cytomegalię, toxo, WZW B i progesteron.
Zakażeń żadnych nie mam i potwierdziłam, że miałam robioną szczepionkę na WZWB, której nawet nie pamiętam xD

Wynik progesteronu wyniósł 12,2 więc mieści się w połowie normy fazy lutealnej lub jest na dolnej granicy I trymestru :P

W tym cyklu mieliśmy się nie nakręcać, co będzie, to będzie, jak na razie czuję się dobrze, od kilku dni ciągle mam zgagę, ale oprócz tego żadnych objawów ani ciąży ani miesiączki (gdzie zazwyczaj w tym czasie się powoli pojawiały, ale w tym miesiącu przez późną owulację i one mogą się spóźnić).
Staram się być spokojna i tym wynikiem nie przejmować, jest jeszcze wcześnie i najważniejsze, że trafiliśmy na chyba dobrego lekarza, który wie co z tym zrobić. Dzisiaj wyślę wyniki, więc odpowiedź uzyskam pewnie dopiero w przyszłym tygodniu. Staram się zaufać pani doktor i nie zwariować. Chociaż teraz Mąż nabrał nadziei i mówi, że sam jest ciekaw jak ten cykl się skończy :D Moje kochane Złotko.

15 czerwca 2020, 12:01

8 dpo, 27dc, 8cs

Testowanie lub @ zbliża się wielkimi krokami.
Zazwyczaj cykle mam 28-dniowe, ale przez późną owulację w tym miesiącu cykl może być dłuższy.

Naprawde wiele dała mi wizyta u pani doktor, która bardzo mnie uspokoiła. Teraz mam dużo więcej cierpliwości i spokoju. Nie mierzę już temperatury dzięki czemu lepiej się wysypiam i nie nakręcam tak spadkami i skokami. Myślę, że badania i dobre wyniki mnie uspokoiły. Wiemy już na 100%, że nasienie jest ok, progesteron też (pani doktor odpisała, że wszystko jest w porządku), więc co ma być to będzie. Po prostu czekam na @ lub dzień, w którym będę mogła wykonać test.
Oczywiście, trochę mnie kusi żeby już go robić ale nie chcę się rozczarować, więc rano biegnę szybciutko do łazienki i potem już wiem, że nie mam możliwości zrobienia testu, bo w ciągu dnia raczej nie wyjdzie :D
Oczywiście już zaczynam wyczuwać i symptomy ciąży i okresu. Raz na jakiś czas mam małe skurcze, które są lekkie i podobne do miesiączkowych, ale staram się nimi nie przejmować, tak samo jak ignoruję zgagę od kilku dni i wczorajsze mdłości. Po prostu czekam na to co się wydarzy, ale będąc raczej realistką nastawiam się na miesiączkę ze wzgledu na skurcze i wczorajsze dzikie parcie na czekoladę jak co miesiąc. Przy normalnej owulacji już dziś bym plamiła, a tu na szczęście jeszcze nic. Natomiast doskonale wiem, że plamienie i miesiączka mogą przyjśc w każdej chwili.

Wiem już co w staraniach i tym wszystkim jest najtrudniejsze.
Po owulacji ten czas oczekiwania da się przetrwać przez kilka pierwszych dni, ale im bliżej daty @ tym trudniej wytrzymać i człowiek myśli o tym cały czas i boi się rozczarowania. To dla mnie jako kobiety i żony jest najtrudniejsze. Ten strach, że znowu przyjdzie @, ten strach przed plamieniem zwiastującym okres, ten strach przed kolejnym rozczarowaniem. Nawet samo rozczarowanie nie jest dla mnie tak trudne jak strach przed nim. Bo jak już się rozczaruję kolejnym okresem, za chwilę uświadamiam sobie, że właśnie mam kolejną szansę i po prostu muszę ją wykorzystać w odpowiednim czasie. Pojawia się nowa siła i nadzieja, że może ten nowy cykl będzie tym szczęśliwym.

Teraz naprawdę staram się myśleć pozytywnie i faktycznie jestem spokojniejsza, ale nadal to już nasz 8 cykl starań. W ostatnim jak pojawiła się @ nawet nie robiłam testu dla pewności żeby nie oglądać znowu jednej kreski. W tym miesiącu plan mam taki sam, ale zobaczymy czy wytrzymam. Jakoś to będzie, nie ma co się użalać nad sobą.

Dzisiaj pierwszy raz odważyłam się dodać post w jednym z wątków forum :D Mały krok dla człowieka wielki krok dla mnie :P Jedna bardzo fajna myśl mi dzisiaj przyszła do głowy. Może nie jestem jakoś długo na forum, ale jedno zauważyłam. To jedyne miejsce w internecie jakie znam, w którym nie ma hejtu (w dodatku są tu same kobiety!).
To co widziałam na własne oczy to tylko szacunek i ogrom wsparcia. Naprawdę czuję się wspaniale mogąc być małą częścią czegoś tak pięknego i niespotykanego!

DZIEWCZYNY JESTEŚCIE CUDOWNYMI WOJOWNICZKAMI!!!
Uda nam się wszystkim! Dobro wraca a tu na forum obdarzacie nim wszystkich dookoła tonami!

17 czerwca 2020, 11:34

10 dpo, 29 dc, 8cs

Miałam dzisiaj okropny sen, po którym rano aż zrobiłam test.
Wyszedł oczywiście negatywny (idealnie wręcz biały), więc teraz czekam do weekendu i albo okres przyjdzie, a jeśli nie to zrobię test w sobotę lub niedzielę.
Wynikiem testu jakoś mocno się o dziwo nie przejęłam. Prawda jest taka, że raz na jakiś czas mam coś z stylu skurczy miesiączkowych, ale nie sa one mocne w żaden sposób i nie wiem kompletnie co oznaczają. Piersi nie bolą mnie nic a nic.
Poczekamy do weekendu i zobaczymy co się wydarzy. Nie chcę się nakręcać w żadną stronę próbując odczytać objawy.

Zaczęłam mocno się zastanawiać czy jeśli w tym miesiącu nam się nie uda to nie zrobić jednak HSG. Porozmawiam o tym jeszcze z Mężem. W mojej klinice ze znieczuleniem kosztuje 2 tysiące, co przy budowie domu jest jednak sporym wydatkiem. Z drugiej strony brak ciąży jest mi teraz trochę na rękę, bo mam czas i siły zajmować się budową właśnie. Za to w innej klinice, która też jest niezła HSG można zrobić za mniej więcej połowę ceny.
No nie wiem, pomyślimy o tym.

A teraz mój dziwaczny, sen, muszę go z siebie wyrzucić. Mąż usłyszał tylko rano, że śniło mi się, że poroniłam. To był najgłupszy sen i najdziwniejszy sen jaki chyba kiedykolwiek miałam.
Byłam w jakimś małym sklepie AGD, w którym pracowała moja koleżanka (która w realu pracuje ze mną w korpo, a teraz jest w 5 miesiącu ciąży).
Mówiłam jej, że nie jestem pewna jeszcze czy jestem w ciąży, bo nie robiłam testu, a nie czuję kompletnie nic w żadną stronę.
W tym momencie poczułam ból brzucha i wypadło ze mnie dziecko! Wielkości małej lalki i w worku owodniowym, który wyglądał jak nieco większy termofor . Co najlepsze wypadło już z odciętą pępowiną. Spojrzałyśmy na siebie i Paula tylko powiedziała, że musimy jechać do szpitala.
Mrugnęłam i znalazłam się w szpitalu już ubrana do wyjścia ze względu na mój wypis! Trochę się tam kręciłam przy pokoju pielęgniarek, rozmawiałam z nimi i w końcu przyszedł lekarza. Wziął mnie na stronę i nie do końca pamiętam co powiedział. Wydaje mi się, że pocieszał mnie po stracie, mówił, że to się zdarza i że jestem zdrową, młodą kobietą i będę jeszcze miała na pewno dzieci.
Tyle pamietam i to co powiedział lekarz zapamiętałam bardziej jako wrażenie niż słowa.
Nie doszukuję się w tym jakiegoś znaczenia, ale chciałam ten sen spisać dla siebie.

Tak więc czekam na weekend i tyle, zobaczymy co się wydarzy.

21 czerwca 2020, 12:38

14 dpo, 33dc, 8cs

https://zapodaj.net/933c0ded655a1.jpg.html

Jest druga kreska, ale mega blada. Mówiąc szczerze miałam nadzieję, że test zrobiony 14 dpo będzie miał drugą tłuściutką kreseczkę a tu taki bladzioch. Dziewczyny na forum pocieszają mnie, że podobno tak się zdarza.
Jutro rano zrobię drugi, bardziej czuły test. Napisałam też do lekarza o skierowanie na betę (pewnie już we wtorek będę mogła zrobić pierwsze badanie).
Na razie nie pozwalam sobie na wariowanie z radości, bo brzuch nadal mnie boli, choć dzisiaj już mniej. Najdziwniejsze jest to, że ten ból jest inny niż ten standardowy, który pojawiał się przed okresem. Nie plamię też, więc faktycznie może się udało.
Jeśli się udało to teraz najważniejszym będzie przetrwać najbardziej niebezpieczny okres i dotrwać do zamknięcia I trymestru.

Tak więc dziś jeszcze na chłodno, ale jeśli jutro rano drugi test też będzie pozytywny ma zamiar pozwolić osbie na wszystkie emocje :D Tym bardziej, że jutro dzień ojca i to chyba będzie najlepszy prezent dla mojego Męża.

Mój Zdolniacha zaliczył dzisiaj przedostatni egzamin w sesji i jest ze wszytskim do przodu, więc radość w domu niesamowita :D
Jeśli chodzi o ciążę, to widział drugą kreskę tak samo jak ja, ale biedny sam mi powiedział, że jeszcze nie za bardzo to do niego dociera. Dlatego też dzisiaj staram się nad tym panować, bo jeśli jednak @ przyjdzie czy beta będzie niska, będzie spadać to po prostu nie chcę sprawić mu zawodu i go rozaczarować. A wiem, że poczułby bardzo taką stratę, tak samo jak ja.

Beta przed nami, więc wierzę, że wszystko będzie dobrze. Na pewno będzie dobrze! Wierzę w to i czuję to!

21 czerwca 2020, 12:38

Ciąża rozpoczęta 24 maja 2020
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

31 lipca 2020, 14:31

9 tc jeszcze...

We wtorek dowiedziałam się, że serce mojego dziecka przestało bić.
To miała być standardowa wizyta kontrolna a zawaliło nam się tego dnia życie. Wszystko się zmieniło. Wszystko.

Od samego początku lekarze mówili, że Dziecko jest maleńskie, ale to normalne, bo ouwalcja była później, więc nie ma się czym przejmować.
Potem gdy pojechałam do szpitala ze względu na plamienie też lekarka powiedziała, że to się zdarza i nie ma sensu brać progesteronu. Jak ciąża ma sobie poradzić, to sobie poradzi.
No i nie poradziła.

Na kolejnej wizycie inna lekarka wkurzyła mnie gadaniem, żeby nikomu nie mówić, bo jeszcze wszystko może się wydarzyć.
I miała rację.

Na wizycie we wtorek widziałam tylko ciemność na USG i żadnego mrugającego serduszka. Tam już nic nie było, nasze Dziecko przestało żyć.

Po 3 dniach już jestem w stanie normalnie funkcjonować i płaczę coraz mniej.
Wtorek był najgorszy.
To uczucie straty, żalu i tego, że zawiodłam wszystkich dookoła.
Mam ogromne poczucie winy patrząc na Męża. Ten mój Cud tak cierpi. To my oboje straciliśmy Dziecko. Nasze Maleństwo.

We wtorek przypadkiem Teściowie byli w Warszawie, więc od razu do nas przyjechali. Cieszę się, że byli. Bardzo ich potrzebowaliśmy. Bardzo.

Pamiętam slajdy z przychodni jak czekałam pod gabinetem położnej by zapisała mnie na pilną wizytę na drugie USG. Tak płakałam, że obca kobieta w ciąży dała mi chusteczkę. I pamiętam przechodzącą pielęgniarkę, która złapała mnie za rękę i powiedziała, że tak jest lepiej. Skoro to wydarzyło to się teraz to gdyby się urodziło miałoby bardzo ciężkie i bolesne życie. Pewnie by tak było.

Wieczorem kiedy zostaliśmy sami z Mężem próbowaliśmy o tym rozmawiać i dać sobie wsparcie nawzajem.
Dotknął brzucha jak zawsze i powiedział: "Dobranoc, Ukochane. Do zobaczenia!"
Nadal na samo wspomnienie serce mi się kraje, a z drugiej strony to była chwila przepełniona ogromną miłością.

Zawsze będziemy je kochać i zawsze będzie ono przy nas.
Chcemy zrobić sobie oboje mały tatuaż na nadgarstku. Chmurkę.
Nasze Maleństwo jest już tam na Górze, ale dzięki temu zawsze będzie z nami. Linie chmurki nie będzie dokończona.
Bo to jeszcze nie koniec i jeszcze się spotkamy.

W niedzielę o 20:00 jestem umówiona do szpitala.
Chcę zrobić badania by poznać przyczyne poronienia i uniknąć tego jeśli możliwe w przyszłości.
Nie sądziłąm, że wrócę tu tak szybko. Ale wiem, że tu są dobre Kobiety, które mnie wesprą.

Bo to kurwa boli.

19 sierpnia 2020, 13:55

Nigdy nie sądziłam, że zdrowie może mi się tak posypać.

Wizyta w szpitalu, to całe ronienie i antybiotyk wraz ze złuszczaniem resztki endometrium po szpitalu tak mnie osłabiły, że dostałam anginy. Pierwszy raz w życiu dopadła mnie angina i z tego wszystkiego dostałam opryszczki. Też pierwszy raz, więc zareagowałam późno, bo myślałam, że to afta.
W piątek przez tą anginę miałam 39,4 stopni gorączki i nie mogliśmy jej niczym zbić. Masakra. Udało się dopiero gdy poszłam spać owinięta w mokre prześcieradło.
A dzięki kompetencji (a raczej braku) lekarzy antybiotyk dostałam dopiero w poniedziałek. Na szczęście już po anginie, opryszczka zagojona i wyleczona.

Musiałam w zeszłym tygodniu wziąć drugą porcję leków złuszczających, bo nie całe endometrium zeszło.
Na szczęście w poniedziałek na kontroli lekarz potwierdził, że zostało trochę płynu w macicy, ale pozbędę się go z miesiączką, więc nie potrzebuję żadnego łyżeczkowania. Naprawdę odetchnęłam z ulgą.
Tak więc jestem już kompletnie zdrowa, lekarz potwierdził, że mogę wrócić do współżycia :D A po miesiączce staramy się znowu.

Na razie jakoś przebolałam stratę. Staram się nie myśleć o tym w smutny sposób tylko pamietać o naszym Maleństwie. T.atuaż na nadgarstu pomaga a nie powoduje płaczu, więc się cieszę.

Tak sobie patrzę wstecz i cały czas mam poczucie, że z tą ciążą od razu chyba było cos nie tak.
Od samego początku niby lekarze potwierdzali, że Maleństwo rozwija się prawidłowo, ale każdy mówił, że jest małe.
Wtedy zawsze mówiłam, że owulacja była opóźniona i wówczas każdy stwierdzał, że skoro tak, to możliwe, że Maleństwo jest mniejsze.
Teraz się zastanawiam czy po prostu od początku coś było nie tak.

Na ten moment czekam na okres i czuję się całkiem silna z myślą o powrocie do starań.
Tym bardziej, że podobno po poronieniu całkiem łatwo jest zajść w kolejną ciążę i tego się trzymam by nie pogrążać się w żadnych czarnych myślach.
Marzę tylko o tym, by kolejna ciąża była całkiem zdrowa i bezpieczna. By okazało się, że ta strata to jednorazowa wpadka i genetyczny przypadek.
Bym mogła mieć swoje wymarzone dwoje dzieci przy nas i tylko jedno w niebie.

Czas pokaże, najważniejsze, że wyzdrowiałam i po miesiączce powinnam móz starać się o kolejne dziecko.
I oby poszło szybko i później zdrowo.

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2020, 14:06

9 września 2020, 14:52

8 dc 1cs po stracie

Wczoraj miałam kontrolę u lekarza. Wszystko jest dobrze, okres przeszedł spoko i z racji poronienia tylko na lekach już w tym miesiącu możemy się znowu starać. Cieszy mnie to. Cieszę się, że już wyzdrowiałam i z każdym dniem łatwiej jest żyć. Na szczęście dużo dzieje się na budowie, więc skupiamy się na tym i myślę, że między innymi to nam pomogło się podnieść. Mamy swoje tatuaż, więc nasze Maleństwo jest zawsze z nami.

W tym cyklu idziemy na żywioł. Bez żadnych testów, temperatur ani niczego takiego. I tak czuję kiedy jest owulacja i chcemy dać sobie mimo wszystko czas i trochę oddechu.
Poza tym pod koniec października mamy zamiar się przeprowadzić, więc wygodniej byłoby nie być w ciąży. Ale jak się uda, to też będzie cudownie.
Chcemy podejść teraz do tego na luzie, na spokojnie, bo są inne rzeczy do ogarnięcia.

Straciłam serce do forum i pamiętnika. Jakoś nie czuję tej potrzeby by tu zaglądać jak kiedyś. Nie czuję tej jedności jak kiedyś. Mam wrażenie, że wszędzie dookoła widzę tylko dziewczyny w ciąży.

Ale wiem, że ja też jeszcze będę w ciąży.
I urodzę żywe, zdrowe dziecko.
Udało się raz, uda się kolejny, a to była jednorazowa wpadka matki natury.

23 września 2020, 17:13

22 dc 1cs po stracie

Czasami naprawdę się zastanawiam po co to wszystko. Naprawdę już mi się po prostu odechciewa. Tej całej budowy, wykończeniówki, ponownych starań, słuchania narzekań na sąsiadów i życie w bloku.
Mam już naprawdę dosyć i czuję jak w tym wszystkim się zapadam i niknę. Tracę cierpliwość, która i tak nie jest moją mocną stroną. Mam coraz mniej sił na zachowanie spokoju przy kolejnej sprzeczce lub stuknięciu sąsiada. Niech to się wreszcie skończy. Codziennie coś trzeba załatwić, zadzwonić, kupić, zawieźć.

Marzę by mieć w końcu święty spokój w domu i odliczam dni. Został tylko miesiąc, który ciągnie się w nieskończoność.
Marzę by w tym domu być w ciąży i cieszyć się spokojem. W końcu nie zajmować się idiotycznymi problemami w pracy.
Marzę by w tym domu mój Mąż był w końcu spokojny i zrelaksowany, by w końcu odpoczął i normalnie spał. By czuł, że to nasze miejsce i nasz azyl. Dla nas i naszych dzieci.

Kiedyś może się uda...

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2020, 17:15

8 października 2020, 16:21

36 dc, 5 tc

Ja nie wiem jak to się stało, ale tak, znowu jestem w ciąży. Nie mogę w to uwierzyć. Jestem w ciąży.
Nie robiliśy żadnych testów i tak naprwdę nie czułam owulacji w tym miesiącu i co najlepsze to był jednorazowy "złoty strzał".
Co najlepsze później już spodziewałam się, że może się udało, bo znowu nie mogłam spać i miałam częstomocz jak przy pierwszej ciąży.
Ale test zrobiony dzień przed spodziewaną miesiączką był całkowicie biały. Doszłam więc do wniosku, że pewnie @ się opóźni i na pewno się nie udało, bo dodatkowo miałam podwyższone TSH (3,1), nad którym dopiero zaczęłam pracę. Od środy czekałam i tylko plamiłam, więc w niedzielę postanowiłam dla świętego spokoju zrobić kolejny test.

I ten był pozytywny. Przez bite pół godziny patrzyliśmy oniemiali to na siebie to na test. W końcu Mąż zapytał: "Ale to już?"
Nadal nie możemy w to uwierzyć. Oczywiście zaczęłam też panikować, że coś się może stać dziecku, bo w piątek wypiłam butelkę wina robiąc projekt ogrodu, a w sobotę pół. Na szczęście w 4 tc nie ma to wpływu na dziecko.

Na razie nie mówimy nikomu oprócz rodzicom. Komukolwiek innemu powiemy dopiero po wyjściu z pierwszego trymestru, gdy prawdopodobieństwo straty zmaleje.
Dzięki Bogu przezorna ja po wyjściu ze szpitala umówiłam sobie 2 wizyty do lekarza w tym jedną na 6/10 - miały być kontrolne po poronieniu. We wtorek więc cała w strachu byłam u ginekologa. Jeszcze nic nie widać, ale beta 242 wskazuje na prawidłowy początek ciąży, na to co było widać na USG. Nie robiłam drugiej, bo stresu i nerwów i tak mi wystarcza.
Cieszę się, że poszłam tak wcześnie na wizytę, bo od razu dostałam progesteron na podtrzymanie (ze względu na plamienie "okołookresowe" i jedną stratę) i leki na zaburzoną florę, która wyszła na cytologii (z tego co czytałam to wynik pewnie antybiotyków, które brałam).

Następna wizyta za dwa tygodnie, mam nadzieję, że ciąża się utrzyma i urodzę o czasie żywe, zdrowe i śliczne dzieciątko :D

Czego też życzę Wam wszystkim, Staraczki.
Jak widzicie, nawet w pierwszym cyklu po stracie da się zajść w ciąże specjalnie się nie starając.
Zawsze jest nadzieja <3

12 sierpnia 2022, 23:30

Leżę w łóżku obok Męża, za ścianą w swoim pokoju śpi nasze Szczęście, nasza Matylda, Tysia, Tysiulka, nasze oczko w głowie.
Kompletnie nie chce mi się spać i tylko od dwóch dni ciągle biegam siku jak przy początkach ciąży. Czyżby się udało? Ciąże mam za sobą dwie, a Dziecko jedno i tylko tatuaż na ręku na pamiątkę Pierwszej Chmurki.

Czytałam swoje stare wpisy i trafiłam na ten z dziwnym snem o stracie dziecka. Jak się okazuje byłam wtedy w ciąży, która straciłam.
Oby tak nie było z kolejną.

I tak jestem szczęściarą mając moją zdrową, cudowną Córeczkę
I tego się trzymam.
A na niektóre rzeczy nie mam już wpływu i tylko mogę mieć nadzieję, że będzie dobrze.
Bo będzie!

Tego i Wam wszystkim życzę!

14 sierpnia 2022, 10:04

31 dc, 1 cs

Okres już mi się spóźnia. Nie czuję za wiele ani w jedną ani w drugą stronę, więc zrobiłam test.
Biel vizira uderzyła mnie w twarz z taką siłą, że aż mi się słabo zrobiło.
Na ten moment czekam albo na @ albo za tydzień robię kolejny test. Poczekam.
Nie chce mi się jechać specjalnie do Wawy badać betę, co ma być to będzie.
Tak sobie wmawiam przynajmniej...

Może faktycznie to opóźnienie jestże stresu a nie ciąży. Najpierw Mąż był tydzień w Stanach, po powrocie pracował 12 h, więc Córką cały czas bez wytchnienia ja się zajmowałam, potem starania i rozwalił sobie plecy tak, że może jedynie stać, więc Małej nawet nie podniesie, wakacyjny wyjazd do rodziny odłożony na kiedyś, bo nie zapowiada się żeby plecy wyleczył szybko a sama nie mam ochoty jechać.
Nadal mam nadzieję na ciążę a nie opóźniony że stresu okres, ale na pocieszenie dzisiaj zamawiamy sushi (tokso i tak za mną lata temu, badania w ciąży to potwierdziły).
Niby mam ochotę na dobre jedzonko a z drugiej strony jest mi tak przykro, że nic mi się nie chce.

Słyszę jak Mała płacze Mężowi na tarasie, bo chce spać, ale i tak się buntuje. Mamy chociaż ja jedną tu z nami.
A jak będzie później to zobaczymy, muszę wrzucić na luz...

Tylko jak?

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2022, 10:51

1 października 2022, 22:46

16 dc, 2 cs

Rany już zapomniałam jak to jest udzielać się na forum.
Dzisiaj znowu jak kilkanaście miesięcy temu zebrałam się na odwagę i napisałam w wątkach miesięcznych 😁 Niby taka drobnostka a dla mnie to prawdziwy powrót do starań.
Co najlepsze już zdążyłam zapomnieć jak to jest.

Zaszłam w ciążę szybko po poronieniu i dzięki Bogu wszystko skończyło się dobrze. Nasza Córeczka jest małym Cudem, przekochaną Istotką, która dzisiaj cały dzień wrzeszczała i nie chciała jeść.
Ale! Chcemy dla niej Rodzeństwo i skupiam się teraz na tym pełna nadziei i jeszcze radości. Jak przyjdzie okres to i nadzieja i radość pójdą do lasu a wjedzie wino 😜
Swoją drogą przez ciążę i całą laktację (karmiłam Małą 11 miesięcy) nie wypiłam nic alkoholu. Po tym czasie akurat w upalny dzień piwo weszło jak złoto 😂