Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania W oczekiwaniu na maleńką Miłość
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
W oczekiwaniu na maleńką Miłość
O mnie: Mam 24 lata, wspaniałego męża i marzenie o macierzyństwie - to pisałam już dawno. Teraz jestem nieco starsza, nieco bardziej doswiadczona. Ale mąż ten sam i marzenia też te same.
Czas starania się o dziecko: Starania o dziecko rozpoczęliśmy w marcu 2012 r. Udało się lutym 2014. O kolejne potomstwo rozpoczęliśmy walkę w czerwcu 2016. I trwa ta walka do dzisiaj.
Moja historia: Po 7 cyklach udało się! W październiku 2012 zobaczyłam 2 kreski na teście ciążowym. Jednak radość nie trwała długo. W 11 tc lekarz stwierdził obumarłą ciążę. Po zabiegu łyżeczkowania i odczekaniu 2 miesięcy lekarz dał nam zielone światło. Marzec 2013 to początek kolejnych prób zajścia w ciążę. A później chronologicznie: Czerwiec 2013 - cytologia III grupa. Do tego nieregularne cykle, skąpe miesiączki, brak śluzu płodnego. Sierpień 2013 - kolposkopia. Wynik - wirus hpv 16. Zaczynam brać betadine. Jednocześnie lekarz poinformował mnie, że organizm nie funkcjonuje prawidłowo. Zalecenie - 3 cykle na tabletkach antykoncepcyjnych. Listopad 2013 - wznawiamy starania. 26 luty 2014 udało się!!! Są 2 kreski na 2 testach!! 5 listopada 2014 - na świat przyszedł Wojtuś. Czerwiec 2016 - początek starań o drugie dziecko.
Moje emocje: Od niemal euforii, że będę mieć dziecko, że w końcu w tym cyklu to już na pewno się uda, po ogromną rozpacz, że się nie udaje, że wszystkim tylko nie nam, że już chyba nigdy.. Ale zawsze z iskierką nadziei i ogromną wiarą.

17 listopada 2013, 11:11

Zaczynamy się starać! W końcu doczekałam się! Cykl, w którym wznawiamy próby zasiania fasolki. Tak bardzo wierzę, że teraz się uda, ale staram się o tym nie myśleć. Chciałabym być na totalnym luzie i nie - myśleniu. Tak jest prościej. A więc po co komplikować sobie życie. Nie myślę, wyłączam mózg i skupiam się na innych rzeczach. W tym cyklu zachodzę w ciążę! Tak postanowiłam.

23 listopada 2013, 12:47

No.. także tego. Po owulacji jestem. Z pewnością była w 7 dc. Strasznie odczuwałam wtedy prawy jajnik, ale pomyślałam, "Niemożliwe. Weź się kobieto ogarnij i nie czuj rzeczy, które nie są". A tu proszę. Podczas wczorajszej wizyty pan G powiedział, że owulacja już za mną! Szkoda tylko, że zaspaliśmy z serduszkowaniem, ale przytrzymywało nas plamienie. Jednak zaraz po powrocie do domu wskoczyliśmy od razu do łóżka. Wiadomo, zimno było, a to jeden z najprostszych sposobów na rozgrzanie się :) Może jajeczko wytrwało, a wojownik się przebił. A szyjka wczoraj była jak najbardziej płodna (słowa pana G).


Żeby jednak nadrobić stracony czas i nie starankowe cykle, natura dała mi drugą szansę. Rośnie sobie drugie jajeczko! Wczoraj pęcherzyk miał 12 mm. Także czekam na kolejną owulację! Właściwie działam, a nie czekam. Zalecenie lekarza: bzykanko co 2 - 3 dni.


Na dzisiejszy dzień parę kwestii do przemyślenia:

Co z wiesiołkiem? Jeśli była pierwsza owulka to go dalej brać? Czy już odstawić?

Co z castagnusem? (Mam go zacząć sobie brać) Można go brać po owulacji? Jeśli nie, to już go odstawić, czy czekać do drugiej owulki i widocznego skoku temperatury?


Jeśli macie jakieś sugestie czy swoje przemyślenia, chętnie ich wysłucham. Dziękuję z góry za wszelkie rady <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 listopada 2013, 12:51

25 listopada 2013, 11:08

Uwielbiam zimę. Uwielbiam śnieg. A nie wiem jak u Was, ale u mnie w nocy sypnęło śniegiem! Moje miasteczko wygląda jak posypane cukrem pudrem. Bielutkie dachy, przyprószone drzewa i trawa. Obudziłam się po 6, jak zwykle zmierzyć temperaturę, patrzę śnieg! Cóż za wspaniały widok.

Poszłam więc z psem na spacer. Och ile radości miała z tej odrobiny puchu! Skakała po trawie, pacnięcia jej wielkich łap wzbijały śnieżynki w powietrze, łapała je do pyska. A jak zawiał wiatr. To dopiero była frajda! Mnóstwo śniegu w powietrzu, a wszystko przynajmniej trzeba spróbować złapać. I tak szalałyśmy razem, ja i mój pies.

Co prawda teraz zaczyna topnieć, jednak troszkę zostało. Na razie jest pięknie i tego się trzymam :)


P.S. Co do wiesiołka to go odstawiłam. Castagnus, jeśli będzie kolejny cykl, wtedy zacznę brać. Teraz niech się dzieje co ma się dziać.

Wiadomość wyedytowana przez autora 25 listopada 2013, 11:08

3 grudnia 2013, 15:09

Do Mikołajek zostały 3 dni. To idealny moment, żeby napisać list do Mikołaja. Nie jest za wcześnie, ani za późno. Jak mówiłam, wprost idealnie.


Szanowny Panie Mikołaju,
Zbliża się ten dzień. Dzień Pana święta, Pana imienin. Swoją drogą to dziwne, na imieniny czy inne okazje dostaje się prezenty, natomiast w Pana przypadku jest odwrotnie. W swoje święto to Pan obdarowuje innych, nie oczekując nic w zamian. Otrzymuje Pan za to radość i uśmiech tysięcy (co ja mówię tysięcy, milionów!) dziecięcy buziek. Tych mniejszych i większych.
Nie robiłam tego od lat, ale w tym roku postanowiłam napisać do Pana list. Jak się Pan domyśla jest to list z prośbą o prezent. Przypuszczam, że jego realizacja będzie wymagała trochę większego zachodu, jednak co to dla Pana. W końcu jest Pan święty. A święty ma duże możliwości, i większą siłę przebicia tam u góry.
Chciałabym, żeby spełniło się moje marzenie, żebym została mamą. Staramy się o Dzieciątko już od dłuższego czasu, jednak jak na razie nie osiągnęliśmy zamierzonego efektu. Mocno wierzę, że jest Pan w stanie nam pomóc i „dostarczyć” taki prezent w postaci rosnącego brzuszka. Jak to mówi moja mama: „Najważniejsze, żeby było całe i zdrowe, z rączkami i nóżkami na właściwym miejscu”. I o to Pana proszę.
Z poważaniem,
Justyna.


Taką to właśnie wiadomość, napisałam dzisiaj do Pana Mikołaja, włożyłam do koperty, zaadresowałam (tzn. napisałam Sz. P. Święty Mikołaj, chyba się domyśli, że to do niego i zabierze, przy okazji zbierania listów z innych domów) i położyłam na parapecie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 3 grudnia 2013, 15:08

6 grudnia 2013, 16:53

Są takie chwile, że potrzebuję nie pięciu, a pięćdziesięciu głębokich oddechów.
Są momenty, kiedy uratować mnie może tylko gorąca czekolada i żelki.
Bo czasem coś się nie układa.

A dzisiaj się nie układa. Odebrałam wynik cytologii. Stan bez zmian od kilku miesięcy. Marna III. Mimo mojej wielkiej sympatii do pana G, czeka mnie wątpliwej przyjemności spotkanie z nim na badaniach. Kolposkopia. Znowu. W pierwszej połowie kolejnego cyklu.
Chyba, że zasiała się fasolinka, wtedy czekamy.

Ale jak rzecze pan G, nie martwimy się. Spokojnie, dojdziemy z tym wszystkim do porządku. Jeśli wirus jest aktywny (a na to wygląda, skoro dalej jest) to potrzeba roku, żeby się cofnął. Minęło już 6 miesięcy, także jestem w połowie!

Póki co jednak, pakuję się pod koc i zaczytuję. Żeby nie myśleć.

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 grudnia 2013, 17:35

13 grudnia 2013, 15:08

Nie, nie rozpaczam z powodu braku ciężarówki na reklamie coca - coli, hasło - słowa Mikołaja "Ja też w Ciebie wierzę" są piękne.
Nie przeklinam wystrojonych galerii od początku listopada, które sprawiają, że ma się dość świąt jeszcze przed świętami.
Nie wkurzam się na tłumy w sklepach i ogromne kolejki do kas, bo prezenty kupuję wcześniej lub na allegro.
Nie wpadam w obłęd, bo Kevin w tym roku leciał (o mój Boże!) w listopadzie.
Nie narzekam: "co to za święta bez śniegu" / "tyle nasypało! pół godziny musiałem odśnieżać auto. a jak powoli się jedzie!"

Ale denerwuje mnie i jest mi bardzo przykro, że przy okazji tak pięknych świąt ludzie nie myślą o innych. Jak ma być miło i przyjemnie, kiedy jest się nieczułym egoistą? No jak?

Rzecz wygląda następująco: moja teściowa zaplanowała sobie wielki spęd rodzinny. Wszystkie pary z dziećmi, w ciąży, albo są babciami czy dziadkami. I do tego my. Jedyna para bez dziecka. Temat przy stole, wiadomo: dzieci. Żeby to chociaż był główny temat. W tym przypadku jest to JEDYNY temat. Na który akurat nie możemy z nikim porozmawiać, z wiadomego powodu.

W największym skrócie, nie mamy na to ochoty. Z wyżej wymienionego powodu. Jak i tego, że chcielibyśmy odpocząć. Pobyć z najbliższą rodziną i przyjaciółmi.

Jednak takie argumenty nie trafiają do moich teściów. Ma być jak oni postanowili. Żaden kompromis nie wchodzi w grę. A przecież moglibyśmy pojechać w drugi dzień świąt i spędzić go we własnym towarzystwie.

Chociaż może z drugiej strony to ja jestem egoistką? Dlaczego to ja nie mogę się dostosować? Spędzić świąt w zgodzie z rodziną? Czemu to ktoś ma przystać na moją sugestię? A nie ja bez gadania i roztrząsania przyjąć zaproszenie?

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 grudnia 2013, 08:06

16 grudnia 2013, 10:09

Miałam dzisiaj straszny sen.

Mianowicie śniło mi się, że miałam dziecko. Nie wiem dokładnie czy było ono moje, czy tylko się nim opiekowałam. Miało kilka miesięcy, jeszcze nie potrafiło nawet siedzieć.
Byliśmy z mężem w jakimś pokoju w pensjonacie czy hotelu. Dziecko leżało na łóżku, przygotowałam dla niego mleko w butelce. Wzięłam go na ręce (a może to była dziewczynka? nie wiem. ale miało różową bluzeczkę, więc może dziewczynka?) i dałam mu butelkę.
Na początku nie chciało pić. Więc dałam mu drugi raz. Zaczęło powoli pić. W pewnym momencie się zakrztusiło, odstawiłam więc butelkę. Oparłam dziecko na lewej ręce, pochyliłam do przodu i poklepałam po pleckach.
Zaczęło wymiotować. Nie zaskoczyło mnie to, ani nie zdziwiło. Ale zauważyłam krew! Po chwili tej krwi było coraz więcej. Jak poczuło się lepiej odwróciłam go buźką do mnie. Była cała zakrwawiona. Ta różowa bluzeczka też była czerwona.
Zaczęłam krzyczeć do męża, żeby zadzwonił na pogotowie, ale go nie było w pokoju. Położyłam więc delikatnie dziecko na podłodze, chwyciałam komórkę i starałam się wybrać 112. Ale nie dało się! Naciskałam 1, ale wyskakiwały inne cyferki.
Rzuciłam telefon na łóżko, wzięłam dziecko i wyszłam z pokoju i w ogóle z pensjonatu na zewnątrz. Nigdzie nie było żadnych ludzi, wyszłam więc przed bramę, na chodnik. Odwróciłam się, ale pensjonat zniknął.
Za moimi plecami był cmentarz. Odwróciłam się szybko w stronę drogi, chciałam zatrzymać jakieś przejeżdżające auta. Ale nikt się nie chciał zatrzymać.

I w tym momencie się obudziłam.

Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2013, 10:08

20 grudnia 2013, 09:46

Jak wiadomo facebook źródłem wszelakich informacji jest. I tak oto zaglądam sobie dzisiaj raniutko przy okazji sprawdzania maili i innych rzeczy, a tam wyświetla się taka strona do polubienia: "Chcemy być rodzicami".
Dzisiaj, czyli 20 grudnia wychodzi pierwszy numer tego magazynu. Z Agnieszką Więdłochą na okładce! Jest to magazyn poświęcony niepłodności i staraniom się o dziecko.
Także nie wiem jak Wy, ale ja przy najbliższej nadażającej się okazji myślę zakupić i rzucić okiem na zawarte w nim artykuły.

A tak swoją drogą skąd fb wiedział, że może mnie to zainteresować? Nie mam "polubionych" stron poświęconych temu tematowi, bo i czym tu się chwalić przed znajomymi, a skubany wie!

23 grudnia 2013, 21:30

Jestem, jestem. Wpadam na chwilkę, żeby podzielić się z Wami świeżymi wiadomościami od Pana G.

Kolposkopia wyszła całkiem w porządku. Mianowicie, ostatnio na szyjce były widoczne dwie plamy. Teraz jest jedna, ale na moje oko jakby większa. Pan G jednak rzecze, że nie jest gorzej! Wygląda jakby "spływało" w dół.
Zatem, za pół roku powtórka badań wszelakich. Jeśli będzie jak jest teraz (lub nie daj Boże gorzej) będę musiała zgłosić się do szpitala na wydrapanie dziada wirusa. No chyba, że wcześniej zafasolkuję :)

Dodatkowo zajrzeliśmy na pęcherzyki. Żeby sprawdzić co to tam rośnie i jak. Otóż tu sprawa zaczyna się troszkę komplikować. Niby jest ładny pęcherzyk ma 16 mm, ale jest też drugi 10 mm i trzeci (już nie pamiętam jaki duży). I przez to ten największy ma trochę mało miejsca, żeby rosnąć.
Zatem, staramy się przez dwa najbliższe cykle. Jeśli nie będzie efektu zaczniemy stymulację Clo.

Trzecia sprawa: brak śluzu płodnego. Na niego mam brać estrofem. W piątek zrobić badanie estradiolu. Powinien być wysoki po leku. Jeśli nie będzie znaczy to, że jego poziom, i tu cytat "krytycznie niski".

Z dobrych wiadomości na koniec, endometrium bardzo ładne :)

29 grudnia 2013, 14:01

Dzisiaj coś na poprawę humoru.

Sytuacja w kościele. Dzisiaj.
Siedzimy z M w ławce. Obok nas usiadła kobieta z dziewczynką ok. 4 - letnią.
Ksiądz: Oto Baranek Boży...
Dziewczynka (dość donośnym głosem): Mamo, a Ty widzisz tego baranka?

Padłam :D

8 stycznia 2014, 11:47

Oburzyłam się dzisiaj. Zdenerwowałam. I nie zgadzam się!
Czytałam fragment wywiadu z pewnym ginekologiem. Wypowiadał się on na temat śluzu i owulacji. Była również wzmianka o stymulacji jajeczkowania.

A oto fragment:
"To dosyć trudne, ponieważ nie ma takiej możliwości, żeby "wyprodukować" tylko jeden pęcherzyk, jak to się dzieje w naturze. Tymczasem jeżeli pod wpływem leków powstanie ich kilka, wzrasta ryzyko ciąży mnogiej, a to z punktu widzenia lekarza powikłanie".

Jak to tak?! Czyli co, przyjmuję Clo lub innego wspomagacza, zachodzę w ciążę, idę na wizytę do lekarza, patrzę w ekran i widzę dwa piękne migające punkciki. Dwa serduszka. Cud nad cudami. A lekarz widzi skutek uboczny, powikłanie?! Coś co nie powinno się zdarzyć?!

Nie ogarniam. Nie rozumiem takiego podejścia. Jest to przykre i dla mnie niezrozumiałe.

22 stycznia 2014, 12:27

Nie co dzień w życiu świeci słońce.
Każdemu zdarza się czarny dzień.
Dzień, kiedy nie układa się dobrze,
kiedy w ogóle się nie układa.
Nic się nie udaje.

Może nawet przeżyłeś dni,
kiedy miałeś wszystkiego dosyć,
kiedy wolałeś umrzeć.
Jeśli ciągle nic się nie udaje,
jeśli nigdy nie jest lepiej niż się spodziewałeś,
to życia staje się trudne.
Może wtedy zrobić się tak ciemno,
że znikąd nie będzie już widać
promyka nadziei.
Złość może wtedy stać się tak wielka,
że chciałoby się przeklinać wszystko:
życie, ludzi, Boga.

W takich chwilach nigdy
nie podejmuj decyzji.
Miej cierpliwość do siebie samego i poczekaj,
aż prześpisz przynajmniej jedną noc.
Jeśli wierzysz w Boga,
spójrz do góry.
Bo chociaż grałeś wszystkimi swoimi kartami,
Bóg ma zawsze jeszcze atu.


Phil Bosmans

31 stycznia 2014, 10:03

Piękny cytat znalazłam na dziś:
"Jeśli Bóg daje pragnienia, to nie po to, aby ich nie spełnić" - św. Teresa od Dzieciątka Jezus.

Także Kochane! Wierzymy i jeszcze raz wierzymy, że w końcu i nasze pragnienie macierzyństwa zostanie zaspokojone. Nie poddajemy się!

4 lutego 2014, 18:50

Nie mogłam się powstrzymać :D Drogie koleżanki, oto najprzystojniejszy ginekolog świata - Manuel Rico Rivas:

http://kobieta.onet.pl/manuel-rico-rivas-najprzystojniejszy-ginekolog-swiata/40tcg

No jest przystojny facet :) Pytam M czy mogłabym się do takiego zapisać?
Odpowiedź: Nie! Wolę twojego.

Żarty żartami, a kolejki do niego podobno okropnie długie!
Chociaż to lekarz wolałabym jednak do takiego o przeciętnej urodzie chodzić. A Wy jak tam? Pokusiłybyście się pójść do niego na wizytę? :D

5 lutego 2014, 18:23

Byłam dzisiaj w pobliżu gabinetu pana G. I tak sobie myślę, a może zajrzę? Może nie ma dużo pacjentek i zgodzi się mnie przyjąć? Miałam szczęście! Także jestem po wizycie.

Co najważniejsze: jestem po owulacji! Jest dużo płynu za macicą i widoczne ciałko krwotoczne! Czyżby to było możliwe, że owulka była dzisiaj, skoro taki spadek odnotowałam?! Szyjka jest otwarta, endometrium owulacyjne! I śluz płodny też jest! W jajniku pęcherzyka brak.

Od dzisiaj przez 3 tygodnie mam sobie pić inofolic. Nie dopytałam tylko czy przez ten czas brać folik czy go odstawić?

Od przyszłego cyklu clo, estrofem (trzeba przetrzymać bóle głowy) i w granicach 12 dc wizyta i usg.
I teraz troszkę pesymizmu: jeśli przez 3 cykle nie uda się z clo, wtedy laparoskopia z hsg. Jeśli później po hsg znowu przez 3 miesiące nie będzie fasolki, inseminacja.

To tyle. W sumie dobre wiadomości, a ja i tak popłakałam się jak głupia.

Aha! I na koniec jeszcze jedno pytanie do Was: zastanawiam się czy jest możliwość, że owulki nie było teraz, ale mogła być w 5 dc (wtedy dość konkretnie odczuwałam jajnik)? Ale chyba nie byłoby wtedy ciałka krwotocznego tylko żółte już? Prawda? I cała inna masa rzeczy nie wskazywałaby na owulkę teraz? Ale dlaczego testy nie wyszły?

Chyba za bardzo nakręcona jestem po dzisiejszej wizycie ;)

22 lutego 2014, 17:09

Postanowiłam zostać optymistką!
Osobą, która widzi szklankę do połowy pełną. Hmm.. chociaż gdyby dolać do tej wody odrobinę syropu malinowego wyszedłby pyszny sok :D
Kimś kto uważa, że krok w tył zaraz po zrobieniu kroku naprzód to nie katastrofa, lecz cha - cha.
Od dzisiaj widzę świat przez różowe okulary (dopóki mi ich nie ukradną).

Robię wszystko, aby być szczęśliwa. Tu i teraz! A więc zarządzam: kulturalne weekendy (w środku tygodnia też mogą być, takie środkowotygodniowe weekendy), wypełnione dobrym filmem, muzyką, książką. Do tego nie pogardzę apetycznym i zdrowym jedzonkiem.

Ćwiczę pozytywne myślenie - to postanowienie na co dzień.
Jakby powiedziała pani Beata, wyprowadzam się na spacery.
Szczotkuję psa częściej niż raz w miesiącu.
Skoro się nie udaje zajść w ciążę będę wyglądać mega szczupło! W tym celu zakupiłam strasznie, ale to strasznie dopasowane jegginsy, które nie pękną przy siadaniu jedynie dlatego, że są tak bardzo rozciągliwe (mam nadzieję).

A więc wracam na mój fotel delektować się suszoną żurawinką i świeżo wyciśniętym sokiem z pomarańczy. Zaczytuję się popołudniowo :)

Na koniec zostawiam Wam wspaniały cytat, dzisiaj znaleziony:
"Żadna prośba nie jest zbyt śmiała.
Żadna potrzeba nie jest zbyt wielka.
Nadzieja na cud nigdy nie jest absurdalna"

/Regina Brett/

27 lutego 2014, 16:04

Ciąża rozpoczęta 21 stycznia 2014
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii

15 grudnia 2016, 12:20

Tak mi dzisiaj smutno... Wszyscy w ciąży, wszystkim się rodzą dzieci tylko nie nam. W nocy dostałam smsa od koleżanki, że urodziła chłopczyka (miał być na święta, wyszło już;) ). Rano rozmawiałam z przyjaciółką, w drugiej ciąży jest. Z tyłu głowy mam myśl, że młodsza o 3 lata, że to już drugie, że właściwie wpadka. A ja co?!?!?!!? Czemu znowu muszę się tyle namęczyć? Tyle nastarać? Tyle mieć wszystkiego dość? Tyle razy chcieć rzucić wszystko w cholerę? Tyle razy obrazić się na ciążę, że skoro mnie nie chce to nie! Ja prosić się nie będę!

1 maja 2017, 19:21

Myślałam, że tym razem będzie prościej. Że uda się prędzej. Że nie będzie bolało przy kolejnym nieudanym cyklu. Że jak jest jedno dziecko, to na drugie nie ma takiego parcia. I wiecie co? Gówno prawda. Wcale nie jest prościej, łatwiej, szybciej. Wcale mniej nie boli. Wcale rozczarowanie nie jest mniejsze.
I tak już przeszłam etap „fajnie by było, jakby było, ale niekoniecznie już”, etap „wielkiej nadziei i ekscytacji, że to się dzieje naprawdę, że się staramy!”, etap „złości i rozczarowania”, etap „obrażenia na ciążę – jak ona mnie nie chce to trudno, generalnie foch”, po etap na którym obecnie jestem „nie wierzę, że się uda”.
Nie wierzę, a tak bardzo chciałabym. Boję się, że sobie nie poradzę, zarówno w ciąży z małym dzieckiem, jak i z dwójką małych dzieci, ale chciałabym. Tak bardzo bym chciała...

30 września 2017, 18:23

Od dzisiaj miałam zacząć brać kosmiczną dawkę progesteronu. 3x1 duphaston i 2x2 luteina. Podobno są jakieś nowe publikacje, które mówią, że stwierdza się większą liczbę ciąż, przy tak dużych dawkach progesteronu. Nie wiem co to miałoby wspólnego. Może to i prawda. Nie znam się. Nie wnikam.

Jednak nie wzięłam tych leków. Dlaczego? Główny powód jest taki, że po pozytywnym teście ciążowym musiałabym brać właśnie takie dawki progesteronu. A ja nie chcę takiej ciąży. Nie chcę być tak nafaszerowana progesteronem jak kurczak antybiotykami. Nie chcę tego fundować sobie, nie chcę tego fundować dziecku. Gdybym była dzieckiem nie chciałabym mieszkać w takim domu pełnym chemii. Rozumiem, że istnieją sytuacje, kiedy trzeba brać tyle leków, i gdybym miała złe wyniki brałbym je. Ale brać 7 tabletek dla samego brania? Bez sensu. Nic na siłę.

Domyślam się, że takie dawki progesteronu mają zapobiec wczesnemu poronieniu, takiemu, o którym kobieta nie wie, że była w ciąży i roni w terminie spodziewanej miesiączki. Nie wiedząc nawet, że w ciąży była. Jednak instynkt mi podpowiada, że u mnie nie ma takiego problemu. Problemem jest u mnie samo zapłodnienie, do którego po prostu nie dochodzi. I to argument nr 2 przeciwko braniu leków. Dzisiaj, w 3 dpo, jeśli nie doszło do zapłodnienia, komórka jajowa już obumarła.

Argument nr 3, chcę iść "czysta" do kliniki leczenia niepłodności. Żebym nie musiała czekać na robienie jakichś badań, bo organizm będzie się musiał oczyścić z hormonu. Że może pani doktor prowadząca z kliniki będzie miała inny plan naprawczy mnie. Chcę pójść tam z czystą kartą.