Wiadomość wyedytowana przez autora 9 marca 2019, 15:20
Martwi mnie to, że mam coraz częściej uderzenia gorąca...jak mi się zaczynały to miałam 3-4 razy dziennie...a teraz mam co godzinę lub co 2 godziny...więc bardzo często...i przy tym jest mi słabo. Zastrzyki mnie bolą...więc coś ze mną jest nie tak bo robię wszystko dobrze i się nie stresuję a i tak boli . Ale już jestem w połowie .
Uderzenia gorąca powoli mijają, więc się cieszę . Wczoraj byłam na monitoringu i jest 8 pęcherzyków po 7-10mm. Lekarz powiedział, że są małe i też jest ich mało, ale się tego spodziewał przez tą Diphereline. Czyli zblokowali mi hormony bardzo dobrze . Zwiększył mi dawkę Puregonu no i zobaczymy co z tego będzie..mam nadzieję, że będzie ich z 10 przynajmniej, żeby było z czego wybierać. Trochę mnie zawiodła ta wizyta, spodziewałam się lepszego wyniku i przez to, że wolno rosną to punkcja się przesuwa. Jeśli się przesunie za bardzo to będziemy musieli mrozić nasienie . Czemu u mnie wszystko jest takie dziwne? Lekarz też powiedział, że jestem "niebezpieczna" bo bardzo łatwo mnie przestymulować bo jestem szczupła i mam dobre AMH (3,71). Jutro spotkanie z embriologiem. Idę sama bo męża nie ma, a on się słabo orientuje w tym wszystkim, z tego co widzę. Oczywiście staram się mu wszystko przekazać i wytłumaczyć, ale wiadomo, że faceci mogą do końca nie zrozumieć tego, bo nie są w tym aż tak bardzo jak kobieta: która chodzi do lekarza co dwa dni (aż mi się z tego wszystkiego lekarz śni ) i robi te zastrzyki. W sobotę kolejny monitoring i wiążę z nim duże nadzieje .
Czuję się bardzo dobrze, tylko czasem jajniki zakłują. Zastrzyki też o wiele lepiej idą, już chyba to opanowałam . W sobotę był kolejny monitoring. Niestety nadal jest 8 pęcherzyków, ale może to i dobrze...bo i tak możemy tylko 6 zapłodnić...a nie miałam zamiaru mrozić jakby było ich więcej. Oby w każdym było dojrzałe jajeczko . W sobotę pęcherzyki miały ok. 10-15mm. Dzisiaj rano znowu monitoring i mają tylko 15-17mm i niestety nie rosną równo. Nie wiem czy w jeden dzień nie podałam za małej dawki...bo nie przytrzymałam tłoku w penie i mi zaciągnęło lek z krwią do fiolki...na szczęście już pustej. No trudno, oby do jutra podrosły...jutro popołudniu decydujący monitoring . Jeśli będzie wszystko OK to punkcja w czwartek .
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 marca 2019, 10:43
Wczoraj byłam znowu na monitoringu...nastawiona totalnie negatywnie bo miałam w poniedziałek za niski estradiol. A tutaj: 2x16mm, 1x21mm, 4-5x19mm (7-8 pęcherzyków), endometrium 15mm. Byłam w szoku co usłyszałam po tych "liczbach"... czwartek punkcja. Byłam pewna, że najwcześniej w piątek. Lekarz mówi, żebym się nie stresowała (bo pewnie było to po mnie widać) i wszystko będzie dobrze. Żebym też nie przejmowała się tym estradiolem, bo jest dobry i ostatnio coś u wszystkich pacjentek wychodzi niższy niż powinien...może zmienili w laboratorium jakieś odczynniki (czy czym to badają )? Nie wiem...w każdym razie jest bardzo dobrze . Wczoraj o 21.15 jechaliśmy do jakiejś przychodni po zastrzyk z Pregnylu, bo klinika była już zamknięta i jutro o 9 punkcja... Jestem tak podekscytowana a zarówno zestresowana... Ale będzie dobrze, musi być! Obiecałam lekarzowi, że nie będę czytać już Internetów bo to mnie tylko stresuje...a już dzisiaj rano zaczęłam patrzeć jakie powinno być endometrium...aż mąż mówi, że zaraz napisze sms-a do lekarza na mnie nakablować . Oby jutro było 6 dojrzałych komórek
Co jest dziwnego...lekarz i położna z kliniki kazali nam wczoraj serduszkować..nie wiem czemu...tak nas namawiali, że skorzystaliśmy . Jutro wielki dzień, a we wtorek prawdopodobnie transfer .
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 marca 2019, 08:39
Jak na razie biorę luteinę i we wtorek transfer myślę, że będzie mały kropek od wczoraj jestem tak pozytywnie nastawiona...będzie dobrze...musi być
Dzwonili przed chwilą z kliniki i czar prysł...mamy 2 zarodki. Jest jeszcze trzeci, ale on jest do obserwacji bo jest gorszej jakości. Trochę jestem rozczarowana ale z drugiej strony liczyłam się z tym, że niemożliwe żeby było ich więcej niż 3 . Lekarz mówił, że z 6 zapłodnionych komórek będą 2-3 zarodki, ale ja ciągle żyłam nadzieją, że u nas będzie inaczej, że nasze robaczki dadzą radę....ale no trudno, cieszę się z tych 2 (a może 3). Jeden dzisiaj transferujemy, drugi mrozimy a trzeci...nie wiadomo, czy przetrwa . Trochę mnie to smuci, bo każdy z nich uważałam już za nasze dzieci . Teraz najważniejsze żeby się ten jeden zagnieździł na 9 miesięcy .
Wczorajszy transfer był spoko oczywiście się stresowałam okropnie...a niepotrzebnie. W brzuszku blastka 4BB (ponoć dobrej jakości), wczoraj zamrozili jedną 3BB. Tą trzecią zostawili do obserwacji i zaskoczyła wszystkich bo dzisiaj poszła do mrożenia i ma klasę 6BA. Więc mamy 2 śnieżynki . Cieszę się, że nasz mały wojownik dał radę. Oby teraz w spokoju wytrwać do testowania. Mam zrobić betę 4 kwietnia...ale ja nie wytrzymam i zrobię 2 kwietnia . Chciałam 1.04, ale jak mój M usłyszał ten pomysł, to powiedział że lepiej nie, bo go zrobię w konia haha. No cóż...ciężko nie myśleć o tej małej istotce, która teraz próbuje się zadomowić w brzuchu oby jej się udało .
Mam doła, boję się że jednak się nie udało . Naczytałam się internetów i teraz się martwię, że nic z tego. Od 1dpt mam skurcze, kłucie i rozpieranie w macicy i boję się, że "pozbyłam" się zarodka. Teraz biorę nospę, żeby skurcze się nie pojawiały lub nie nasilały. Poza tym nie mam żadnych innych objawów ani na zagnieżdżenie ani na miesiączkę. Fajnie jakbym miała plamienie implantacyjne, to bym wiedziała, że coś się dzieje... Trzeba czekać do wtorku...
Kto wymyślił zmianę czasu...? Czuję się jak na kacu, wszystko mnie boli i jeszcze do tego chyba coś mnie bierze...jakieś przeziębienie? Oby nie...nienawidzę chorować . Skurcze mam łagodniejsze niż wcześniej, czuję kłucia, rozpieranie w macicy, ale też znacznie rzadziej. Nie wiem czy się udało...jutro idę zrobić betę, bo już powinna wyjść a nie mam siły czekać jeszcze w tej niepewności. W sumie mogłabym dzisiaj popołudniu pójść, ale czy 6 dni po transferze już wyjdzie? Rano wstałam z myślą: muszę kupić podpaski .
Pozostałe objawy na ciąże lub od luteiny: od wczoraj zaczęły mnie boleć piersi a przedwczoraj się zastanawiałam czemu nie bolą i wykrakałam...bolą okropnie. Strasznie boli mnie dzisiaj krzyż. Ogólnie pobolewa mnie od dwóch dni, ale dzisiaj boli konkretnie. 2 dni temu wyszły mi straszne żyły na całym ciele, szczególnie na dekolcie, piersiach, wokół brzucha i na biodrach. Wiem, że to wszystko może być zasługą luteiny, ale fajnie sobie pomarzyć . A i jeszcze oczywiście wzdęcia i dziwne sny...ale to u mnie dość częste. Jeszcze od transferu bóle przedmiesiączkowe i kłucie jajników codziennie, co jest dziwne, ale to może być przez stymulację lub punkcję. A co w tym wszystkim najfajniejsze: mam bardzo ładną cerę jak dawno nie miałam, to jest akurat na plus .
Także jutro popołudniu w końcu dowiem się, czy muszę iść do sklepu po zapas podpasek i ibuprofenu . Teraz czas zabrać się do pracy...będzie co ma być.
CHYBA JESTEM W CIĄŻY
Wczoraj popołudniu od razu po pracy podjechałam do Diagnostyki, do samego laboratorium, żeby wyniki były jak najszybciej. Zrobiłam betę i progesteron. Oczywiście badanie krwi zrobiłam po kryjomu i nic mężowi nie wspominałam. Jak wróciłam do domu to co chwilę chodziłam do łazienki i sprawdzałam czy już są wyniki, żeby tylko się nie zorientował...nawet jak przyszłam to mówi: jutro robisz betę? Tak, tak, jutro... Za niecałe 2h już były. Jak zobaczyłam wynik to się tak ucieszyłam i nie mogłam w to uwierzyć. Beta 47,16 mIU/ml, progesteron 21 ng/ml. Podeszłam do męża...nie wiedziałam co powiedzieć... Wyciągnęłam z szafy śpioszki niemowlęce (kiedyś kupiłam na taką okazję - dla dziewczynki i chłopczyka) pokazałam mu i się pytam: jak myślisz, które nam się teraz przydadzą? On patrzy na mnie jak na debila, nie wie o co mi chodzi trzęsłam się cała z tych emocji i tymi trzęsącymi się rękami daje mu telefon z wyświetlonymi wynikami. Nie zaczaił od razu. Ja już ryczę i on zakapował i też zaczął ryczeć . On się pyta, czy się udało? Ja mówię, że chyba tak, ale musimy za 2 dni zweryfikować, czy jest na pewno wszystko ok. Nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić po tych wiadomościach. Ja się cała trzęsłam dalej...emocje były tak duże...Poszliśmy na spacer i poczuliśmy się lepiej, wszystko zeszło.
Wczoraj wieczorem "poczułam", że jestem w ciąży . Oprócz wcześniejszych objawów doszły mdłości, jestem co chwilę głodna, częściej sikam i się szybko męczę. Jeszcze mi mięso wczoraj śmierdziało... Pół nocy nie przespałam bo bolał mnie brzuch, potem siku, potem jestem głodna...potem...czemu on tak głośno oddycha!? To jest straszne
Od dzisiaj nie piję kawy, bo ponoć bezpieczna ilość kofeiny w ciąży to 200mg a w dużej kawie jest aż 90mg a herbacie 60mg...a ja tyle czarnych, mocnych herbat piję. Albo przerzucę się na owocowe i wtedy mogę kawę...zobaczymy. Jutro pojadę zobaczyć jak przyrasta i wtedy można się zacząć nieśmiało cieszyć...i czekać do USG i serduszka .
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 kwietnia 2019, 08:23
Powodzinka
Kochana, przeczytałam cały Twój pamiętnik. Staramy się z Mężem od ponad 1,5 roku i ostatnio po kolejnych badaniach ( parametry nasienia) lekarz zalecił in vitro. W środę idziemy na pierwszą wizytę przed in vitro i jakoś zaczynam się strasznie denerwować... mam jednak nadzieję, że to w końcu pomorze ... trzymam więc kciuki za Ciebie i za siebie, aby nasze marzenia o Maleństwie się spełniły :) i będę tu do Ciebie zaglądać :)