A ze złych rzeczy: M zrobił badanie nasienia. Żołnierzyków jest bardzo dużo, prawidłowych 14%, więc sporo ponad normę ale niestety okazało się, że nasienie jest zbyt gęste, skoncentrowane i jest go dość mało . M zrobił dodatkowe badania, które może wyjaśnią czy jest tego jakaś konkretna przyczyna, czy taki jego urok i po każdym stosunku biodra do góry , bo tylko w taki sposób może się udać .
I teraz się zastanawiam, czy jest sens robić HSG, bo jednak trochę się tego boję .
Za tydzień wyniki i zobaczymy co z tego wyniknie... na razie jestem dobrej myśli . Może w niedawny urlop coś zaowocowało przekonam się za tydzień.
Wczoraj miałam HSG, a raczej Sono-HSG. Po zrobieniu wszystkich badań dostałam skierowanie na HSG do szpitala. Niestety nie chcieli mnie zarejestrować, bo coś tam im nie pasowało, bo trzeba iść do lekarza ze szpitala, itd... Jak widziałam w jakim to tempie idzie stwierdziłam, że kolejny miesiąc znowu przepadnie i zrobione badanie będę musiała powtarzać i znowu kasę wydawać niepotrzebnie, dlatego zarejestrowałam się na sono-HSG prywatnie.
Godzinę przed badaniem wzięłam ibuprofen oraz nospę, bo podobno powinno się wziąć ją na skurcze szyjki podczas badania. A i jeszcze dzień przed badaniem zrobiłam betaHCG, ponieważ jest to wymagane. Przed HSG lekarz przeprowadził wywiad, badanie ginekologiczne i przystąpił do HSG.
Jakie odczucia?
Na początku bolało tak jak czasem podczas cytologi, później ból się nasilił i przypominał ten jaki mam przed samą miesiączką, czyli do zniesienia. Później skurcze się nasiliły i były porównywalne do tych miesiączkowych, ale do wytrzymania. A wspomnę też, że mam bardzo bolesne miesiączki. W drodze do domu dopadły mnie okropne skurcze, porównywalne do tych najmocniejszych, jakie odczuwam podczas miesiączki. Wzięłam kolejną tabletkę przeciwbólową i na szczęście po ok. 30 minutach ustąpiły. Oprócz tego trochę było mi słabo, ale to pewnie przez ból.
Krwawienie/plamienie
Po samym badaniu widziałam, że było trochę krwi jak lekarz wyciągał te wszystkie cewniki, czy co tam jeszcze . Miałam wkładkę higieniczną, ale lekko przeciekła, więc założyłam od razu po badaniu podpaskę. Oprócz małej ilości krwi, która pojawiła się od razu po badaniu, to tylko trochę plamiłam przez kilka godzin.
No i co wyszło?
Samo sono-HSG trwa max. 15 minut, może mniej...cała wizyta trwała ok. 20-30 minut. Wyniki są oczywiście od razu: lewy jajowód drożny, kontrast wpłynął do lewego jajnika, natomiast co do prawego: sprawa jest wątpliwa, co oznacza 50 na 50...ponieważ kontrast wpłynął do prawego jajowodu, ale nie pojawił się w prawym jajniku.
I co dalej?
Nic lekarz powiedział, że budowa prawidłowa (oprócz tyłozgięcia, ale to nie przeszkadza w niczym), z jednym drożnym jajowodem można na spokojnie zajść w ciążę.
Co po badaniu?
Po HSG dostałam receptę na trzydniowy antybiotyk oraz probiotyk doustny. Zapomniałam zapytać o współżycie, ale z tego co wiem, to jak już nic nie boli i nie krwawi, to można serduszkować na spokojnie .
Dzisiaj trochę czasem odczuwam lekki ból, a nawet nie ból, ale po prostu "czuję macicę i jajniki"
HSG to nic strasznego, cieszę się, że je zrobiłam...przynajmniej mam pewność, że wszystko "tam" jest w porządku .
Już mijają 2 lata.
M robił badania nasienia i dupa... Mimo suplementacji, diety, rzucenia palenia i wyleczenia bakterii morfologia 0%. No a miało być tak pięknie. Dlaczego tak jest? Wszystkie parametry wzrastają a morfologia spada?
Pierwsze badania w grudniu 2017 -14%, drugie badanie w maju - 4% a teraz 0% .
Nic tylko się pociąć... Nie wiem co teraz. Przecież z takimi wynikami pewnie nawet inseminacji nie można . Zobaczymy co lekarz powie... Staram się myśleć optymistycznie ale w takiej sytuacji jest ciężko...
Wczoraj byliśmy na pierwszej wizycie w klinice leczenia niepłodności w celu konsultacji przed inseminacją. Lekarz uważa, że mamy bardzo dobre wyniki i jesteśmy młodzi. Dlatego proponuje monitoring a później stymulację i wstrzymanie się z inseminacją. Nie wiem co myśleć... Niby wszystko ok a ciąży dalej nie ma. Jedyne co mu nie pasuje to mój prawy jajnik, ponieważ - jak to określił - jest jakby przyklejony do macicy i nie zakontrastował się podczas HSG. Dlatego muszę zdecydować: czy robić znowu HSG, czy laparoskopia. Lekarz nastraszył mnie, że może mam początki endometriozy...także wtedy to dopiero byłoby ciekawie. Niestety przed nami są coraz trudniejsze decyzje...
W końcu miałam porządną obserwację cyklu i okazuje się, że mam owu 2 dni przed skokiem temperatury...
Za kilka dni laparoskopia, boję się, ale z drugiej strony cieszę, bo to spory krok na przód...
Teraz pokładam duże nadzieje w IVF... może i nawet w tym roku zostaniemy rodzicami .
Ok. 22 lutego startujemy i jeśli się uda, to w grudniu tego roku będę już mamą .
Gdyby nie Ovufriend, to nie wiem czy dotrwałabym psychicznie do tego momentu i czy miałabym taką determinację, jaką mam teraz. Jak widzę tyle szczęśliwych zakończeń, to dodaje mi siłę w mojej walce.
Czuję, że walka z niepłodnością scala nasz związek, jesteśmy silniejsi i mam nadzieję, że będziemy dobrymi rodzicami. Jeszcze została nam do podjęcia jedna decyzja...czy decydujemy się na 1 zarodek czy 2. Może bezpieczniej będzie zacząć od 1 zarodka...bo jednak ciąża mnoga niesie za sobą dużo powikłań dla dzieci i matki. Teraz pierwszy cykl bez starań tak się cieszę, że w końcu możemy odetchnąć, zająć się tylko sobą i nie myśleć już o staraniach.
Za niecały tydzień nowy cykl i na miesiąc wyciszam się i przygotowuje psychicznie na to co mnie jeszcze czeka. Nie wiem, czy ktoś czyta mój pamiętnik, ale jeśli tak, to trzymam za Was kciuki i nie poddawajcie się .
Nie mogę się doczekać in vitro...a raczej robienia testu...a to będzie za jakieś 2 miesiące dopiero. Za dużo o tym wszystkim myślę...bo mam problemy z zasypianiem przez ten mętlik w głowie . Tak się nakręciłam, że latam z metrówką po mieszkaniu i mierzę gdzie będzie łóżeczko , chyba nie jest to normalne.
Wyliczyłam, że In vitro razem z badaniami, lekami, wizytami będzie nas kosztować ok. 10 tys.zł., a do tej pory w ciągu 2 lat wydaliśmy na badania i wizyty ok. 6 tys.zł, nie licząc suplementów...więc już się sporo nazbierało. Jeszcze nie ma dziecka a "generuje" tyle kosztów ale wiadomo, że pieniądze nie są najważniejsze...
Postanawiam od dziś do kolejnej wizyty, która jest za tydzień, nie czytać i nie myśleć o tym wszystkim...bo nie wychodzi mi to na dobre. Jedynie muszę zrobić listę pytań na wizytę, żeby o niczym nie zapomnieć..no i zrobić resztę badań.
Myślę, że w tym roku...a nawet może w 1 kwartale tego roku będę w ciąży .
Od dzisiaj nie czytam o tym...dopiero jak zacznę stymulację i coś będzie nie tak to zacznę się tym interesować. Badania wyszły nam trochę mniej niż liczyłam, więc to jest na plus.
Mam nadzieję, że uda się za pierwszym razem, bo u mnie wszystko książkowo, u M jest znaczna poprawa...więc u nas chyba tylko te jajowody są przeszkodą...oby .
Update
Miałam mieć krótki protokół, ale jednak będzie długi...w sumie się cieszę, bo ponoć trochę skuteczniejszy. Czyli zastrzyki zaczynam w tą sobotę a nie po 20 lutego. Dam radę .
Leki na szczęście są jeszcze refundowane i zapłaciłam niecałe 100 zł a liczyłam z 1,5 tys.zł... więc na razie jest dobrze. Ponoć to już cały komplet więc chyba nie będę nic dokupywać. Pielęgniarka w sumie nie pokazała mi jak robić te zastrzyki ;/ ale chyba to nic skomplikowanego... to się okaże w sobotę . Mam tylko jeden dylemat...o której godzinie robić te zastrzyki...bo muszę codziennie rano o tej samej godzinie...więc albo muszę wstawać wcześniej w weekendy albo w tygodniu brać je w pracy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lutego 2019, 21:08
Ogólnie jestem dobrze nastawiona i czuję, że jestem coraz bliżej celu .
Zapomniałam napisać, że na ostatniej wizycie lekarz powiedział, że prawdopodobnie mam niedrożne jajowody przez bakterię. Musiałam mieć Chlamydię lub coś podobnego (ponoć można się nawet na basenie, jacuzzi, gorących źródłach zarazić) i zniszczyła mi jajowody. A nie wyszła mi w badaniu czystości, bo nie robiłam ich wcześniej i prawdopodobnie wyleczyłam ją jakimś antybiotykiem przy okazji, np. na grzybicę. Nie ma co szukać przyczyny, ale na 90% to jest przyczyną. Trochę jestem na siebie zła, że nie robiłam biocenozy...myślałam, że jak jest coś nie tak to w cytologi wyjdzie . Ale trudno...także: dziewczyny, róbcie cytologię i biocenozę!
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 lutego 2019, 11:58
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 lutego 2019, 09:11
Na szczęście miesiączka bardzo szybko przyszła i pierwszy raz w życiu się cieszę, że w końcu dostałam okresu . Boli jak cholera, czuję się fatalnie w sumie od wczoraj...ale niestety taki mój urok . Jutro muszę lecieć na badania krwi, bo od nich zależy czy mogę w sobotę zaczynać zastrzyki na stymulację .
Dzisiaj nie dość, że miałam dziwne sny i nie usłyszałam budzika...więc spóźniłam się do pracy...to jeszcze coś mi zastrzyk nie wyszedł ;/. Chyba wbiłam się w złe miejsce, bo okropny ból od samego początku wbijania igły...i teraz mam siniaka . A już myślałam, że mam wprawę . No nic...mąż w niedzielę wraca i obiecywał, że będzie mi robił zastrzyki..akurat jak wróci to zacznę serię 3 na raz . Zastanawiam się, czy od dzisiaj liczyć pierwszy dzień cyklu...jak się @ nie rozkręci, to dopiero jutro policzę pierwszy dzień, a jak dzisiaj - to od dziś. Lekarz mówił, że lepiej liczyć o jeden dzień później niż za wcześnie, bo to ważne przy stymulacji. Najwyżej do niego wyślę SMSa i się zapytam .
Także jestem bojowo nastawiona i w sumie za 1,5 tygodnia, max do 2 tygodni punkcja . Ale najpierw będzie co ranek walka z igłami .
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2019, 15:18
Edit 12:
No ja się chyba potnę... Estradiol trochę podskoczył (9,95 pg/ml) a LH stoi w miejscu (8,05 mIU/ml). Co teraz?
21.00:
Pojechałam dzisiaj wieczorem do kliniki. Lekarz powiedział, że niestety jestem bardzo oporna na wyciszenie i dał receptę na inny lek. Jeździłam z mężem po aptekach za nim...i nigdzie go nie było... Ale się w końcu udało znaleźć . Jutro rano mam jechać do kliniki żeby mi zrobili ten zastrzyk, bo to domięśniowy. Jeden taki zastrzyk ma zablokować hormony na 28 dni. Za 10 dni mam zrobić znowu LH i Estradiol i zaczynamy symulację. Mam nadzieję, że będę się po nim dobrze czuła... Czyli odpocznę przez 10 dni od zastrzyków, lekarzy, badań i klinik .
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lutego 2019, 21:26
Ten zastrzyk niestety nie był refundowany i kosztował 300 zł. Ale innego wyjścia nie było... Ewentualnie mogliśmy przerwać stymulację i znowu zaczynać w kolejnym cyklu...ale po co skoro już kułam się 20 dni... No nic...zaletą tej sytuacji jest to, że mój żołądek się zregeneruje...bo niestety mam bardzo bolesne miesiączki i biorę garściami ibuprofen. A teraz mam gwarancję, że małpa mnie przez co najmniej 28 dni nie nawiedzi . Lekarz też mówił, że mogę się czuć teraz jak po menopauzie...zmęczona, uderzenia gorąca, itp. No trudno...lepsze to niż jakbym miała mieć PMS , bo teraz wahania hormonów mi nie grożą, tylko ich brak. Jeszcze jest jedna kwestia: mrożenie nasienia. I chyba zrobimy tak, że zamrozimy nasienie (koszt 500 zł + znowu badania wirusologiczne z 200 zł) ale mąż będzie starał się załatwić wolne na punkcję. Jeśli mu się nie uda, to mamy mrożone . Będzie dobrze, lekarz powiedział (nie wiem czy to prawda, czy tylko chciał mnie pocieszyć-ważne, że pomogło), że zazwyczaj udaje się in vitro przy pacjentkach tak opornych jak ja na zablokowanie tych hormonów. Także jestem dobrej myśli .
Ogarniałam ostatnio koszty tego wszystkiego i jak na razie na leki poszło 400 zł, invitro (punkcja, znieczulenie, ICSI, transfer) 4600 zł, pICSI 500 zł, mrożenie (jeśli będzie max, czyli 6 zarodków) 3000 zł. Jak na razie badania plus wizyty ok. 6000 zł (przez te 2 lata), kolejne wizyty (pewnie ok. 3-4) plus badania hormonów ok. 500zł. Czyli wszystko wyjdzie 15000 zł. Nie tak źle...ale się w sumie uzbierało .
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 marca 2019, 10:10