Pierwsza rocznica ślubu to był ten czas kiedy wiedzieliśmy, że już chcemy mieć dziecko. Nasze sprawy zawodowe jakoś się poukładały i ku radości mojego męża już mogliśmy się starać o dziecko. On chciał wcześniej ale musiałam poukładać swoje sprawy w pracy i przetrzymałam go rok.
Ja miałam od bardzo dawna instynkt macierzyński i bardzo pragnęłam dziecka, zdarzało się, że popłakałam się na widok dziecka na ulicy, bo nie mogłam się doczekać kiedy będę mamą. Ale sama chęć to nie wszystko. Chcieliśmy świadomie i odpowiedzialnie podjąć tę decyzję stąd to wstrzymywanie.
No i udało się! W zasadzie w pierwszym cyklu starań. Byłam najszczęśliwsza na Świecie! W 6 tygodniu po potwierdzeniu badań krwi, powiedziałam wszystkim moim najbliższym, chciałam to oznajmić całemu światu!
Niestety nie wszystko poszło po mojej myśli... Punktem zwrotnym w moim życiu okazało się poronienie pod koniec sierpnia 2019 (7tc - poronienie samoistne). To był mój koniec... coś we mnie umarło dosłownie i w przenośni. To był koniec a zarazem początek kolejnych długich miesięcy starań i walki z samą sobą, początek mojej próby charakteru (jak pisała jedna z Was). Każdy miesiąc od poronienia miał być łatwiejszy a jest coraz trudniej i o tym będę pisać. Może to, że będę to z siebie wyrzucać będzie jakąś formą terapii...
Moje emocje:
Po poronieniu w sierpniu psychicznie rozpacz, rozsypka, wycie w wniebogłosy (bo to nie był płacz), obwinianie całego świata, lekarzy siebie, pytania "dlaczego ja".
Fizycznie 2 tygodnie wyrwane z życiorysu, na łóżku, bez jedzenia (schudłam 6 kg). Do tego wiłam się z bólu, co godzina na lekach przeciwbólowych. Kobieta, która przeszła poronienie wie jaki to ból, porównywalny z porodowym, ale tamten ostatecznie przynosi szczęście, a ten niekończącą się rozpacz.
Obecnie co miesiąc wracam do punktu wyjścia. Kiedy mam wszystkie objawy ciąży (biorę duphaston) nakręcam się, jestem pewna, że się udało, a ostatecznie pojawia się miesiączka jestem w coraz gorszym stanie psychicznym. Z miesiąca na miesiąc jest coraz gorzej. Pewnie każda z Was przyzna mi rację... wiem, że nie można się nakręcać ale się nie da. Co miesiąc kiedy pojawia się @ od nowa walczę ze sobą, płaczę, leżę, nie jem.. Wracam do żywych po 2 dniach, wracam do pracy i zajmuję czymś głowę. Walka trwa.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 lutego 2020, 02:55
Na początku lutego dostałam @.
Tym razem też sądziłam, że może się udało. W końcu wszystkie objawy na to wskazywały.
Z jednej strony nie chciałam się nakręcać bo w grudniu i w styczniu też byłam pewna, że to ciąża. Wszystkie objawy ciążowe! No zwariować można. Objawy identyczne jak przy poprzedniej ciąży (którą straciłam), więc każdy by pomyślał, że to to... senność, zmęczenie, mdłości, ochota na jedzenie dziwnych rzeczy, wstawanie w nocy na siku i podjadanie bo w brzuchu burczało jak nie wiem, piersi jak balony nabrzmiałe. Dodam, że nie należę do osób, które wstają w nocy do toalety albo podjadaja.
Ale postaram się usystematyzować informacje.
Przez trzy miesiące po poronieniu (28.08.19) mój organizm się chyba regenerował i regulował bo nie miałam już typowych oznak zbliżającej się miesiączki. Zawsze miałam bardzo nabrzmiałe piersi, tak że aż z bólu budziłam się w nocy, byłam też rozdrazniona. A od poronienia jakby nasilone objawy się "wyczerpały" i zupełnie nic. To pewnie kwestia rozregulowanej gospodarki hormonalnej.
Jednak badania po poronieniu (w pazdzierniku) wykazały, że mam bardzo niski poziom progesteronu. No i od połowy listopadowego cyklu zaczęłam brać Duphaston.
Pierwszy cykl nic... nadal brak objawów zbliżającej się @. Więc był to znak, że jeszcze się nie unormowało wszystko.
No i grudzień...
Owulacja przypadała mi jakoś przed samą Wigilią. Mimo, że był weekend nie pojechaliśmy do rodziców żeby przedłużyć sobie święta tylko postanowiliśmy, że zostaniemy i będziemy próbować. No przecież to te dni... nie można było inaczej. W wigilię dopiero wyjechaliśmy na długie święta aż do 3 stycznia. Niestety na wyjeździe nie mamy odrębnego pokoju zeby ewentualnie gdzieś się kochać, byłoby to niekomfortowe więc od czasu ovu i dni płodnych nie kochaliśmy się już az do stycznia.
Ale tydzień po ovu miałam przeczucie takie samo jak przy poprzedniej ciąży. Nie potrafię tego określić ale takie rzeczy się czuję więc czułam, że w moim ciele sie cos dzieje coś innego od czasu straty. Tak samo jak przy ostatniej ciąży miałam sen, sen o tym, że będziemy mieli dziecko. Tak więc obserwowałam swoje ciało, które dawało mi wiele sygnałów, o których pisałam wyżej. Pierwszy raz od sierpnia bardzo nabrzmialy mi piersi i miałam zachcianki i poranne mdłości. Będąc u przyjaciółki, która niedawno urodziła i wiedziała przez co przechodzę powiedziałam nieśmiało, że chyba się udało, znowu byłam taka szczęśliwa, okres się spóźniał. Ale potem zaczęły się bóle brzucha i niestety przyszła @ Byłam zrozpaczona i na początku myślałam, że to lekkie plamienie przed to była implementacja. Kiedy plamienie się nasilalo płakałam coraz bardziej ale nadal wmawialam sobie, że tak czasem jest na początku ciąży i ze nie mogłam się tak pomylić. Po powrocie do Warszawy 3 stycznia miałam już praktycznie @ ale taką rozrzedzona, bez skrzepów, więc nadal się łudziłam. Ze łzami w oczach poszłam zrobić Betę i czekałam na wyniki do wieczora. Niestety beta 0,5... nie miałam już złudzeń i nie mogłam w to uwierzyć, że moje ciało tak mnie oszukalo.
Oczywiście załamka... wpisałam wiec oficjalnie @ na 8 stycznia.
Dodam tylko, że moja gino kazała brać duphaston przez 10 dni od 15 dnia kazdego cyklu po tych 10 dniach brania leku odstawić w 24dc i po kilku dniach przychodzi @ ale w przypadku ciąży nie przestawać brać. Więc skoro ja byłam pewna ze to objawy ciąży brałam ten lek nie 10 dni a chyba 20 dni, dlatego ten okres był taki rzadki i się opóźnił itp.. Bałam się bardzo, że sobie zaszkodziłam tym, ale w tamtym momencie wybrałam mniejsze zło. Wolałam brać i uratować ewentualną ciążę niż nie brać i się zastanawiać czy gdybym brała to by się udało uratować. Szukałam info na blogach czy to źle czy to dobrze ale nie znalazłam podobnego przypadku. Miała któraś z Was podobnie? Co o tym sądzicie?
A luty to samo...
Pod koniec stycznia ovu potem znowu wszystkie objawy ciąży. Mega rozdrażnienie. Moj mąż codziennie za coś obrywał po uszach, oberwał mój szef. Myślałam, że mnie rozsadzi od środka ta nerwowka. Przepraszałam męża i przyjaciół i informowałam z góry, że przepraszam za swoje zachowanie ale mam problem z hormonami (leczę niedoczynność tarczycy i niski progesteron) i muszę to unormować bo sama ze sobą nie mogę wytrzymać.
I mimo tego, że już przez to przeszłam i wiedziałam, ze te objawy były mylne to same wiecie... nadzieja umiera ostatnia. Zeby aby nie zaszkodzić ewentualnej ciąży niewiedzac o niej 7 lutego zrobiłam test bo @ spóźniał się już 3 dni zawsze mam cykl 29-30 a wtedy był już 32 i nic!!! No co byście pomyslaly?? I test oczywiście nic... patrzyłam na niego cały dzień, pod każdym światłem i pod każdym kątem i doszukiwalam się tej kreseczki chociaż cienia. Niestety biel vizira... Myślicie, że to wystarczyło??? Ha... a skądże! Weekend minął więc na oczekiwaniu na @ bo co innego pozostało... W niedziele pojawiło się drobne blade plamienie jak miesiąc wcześniej ale @ nie było. W poniedziałek 10 lutego poszłam na bete. Emocje od rana były tak ogromne, że przy pobieraniu krwi się rozplakałam. Panie patrzyły na mnie z takim współczuciem, że płakałam coraz bardziej. Powiedziały do mnie "spokojnie, wszystko będzie dobrze" miałam taką gulę w gardle od płaczu, że nie potrafiłam wydusić z siebie słowa a chciałam powiedzieć "taaa, będzie dobrze... jak co miesiąc". I w sumie nie wiem co one sobie myślały i czemu mi współczuły. Wyglądam młodo wiec może myślały, że ja się obawiam tej ciąży, a nie że jej pragnę i wiem, ze tym razem znowu się nie udało.
Późno w nocy przyszły wyniki.. beta <0,2
Następnego dnia bo becie @ był już widoczny i normalny.
I tak oto kolejne 2 dni w łóżku, zapłakana, że znowu się nie udało.
Kilka ostatnich dni płakałam bo jeszcze to do mnie wraca, ze muszę się z tym pogodzić, że taki stan może jeszcze trwać. Żeby się nie nastawiać bo to staranie potrwa jeszcze co najmniej kilka miesięcy a ja nie chcę co miesiąc się załamywać.
Ale wiecie jak to jest.. skoro w lipcu udało się za 1 razem, pyk i byłam w ciąży to myślałam że po poronieniu i przerwie 4 miesiące uda się znowu od razu. Lubię wszystko planować, ale życie po raz kolejny dało mi pstryczka w nos mówiąc "laska, nie planuj i się nie nakrecaj bo ktoś wyżej inaczej to ustawił".
A więc staramy się dalej. Gdzieś w tej aplikacji przeczytałam, że najlepiej kochać się co 2-3 dni regularnie w całym cyklu, żeby z jednej strony plemniki zdążyły się rozwinąć a z drugiej, żeby nie były zbyt stare. Wiec staramy się kochać regularnie i nie skupiać się na dziecku tylko na przyjemności (heh łatwo powiedzieć, chociaż już jestem na dobrej drodze, żeby faktycznie nie skupiać się na staraniu).
Dzisiaj 13dc za jakiś czas powinnam mieć płodne ale nie wiem jak je wyliczyć. Aplikacja OF pokazuje, że ovu około 28 lutego w 20 dc, a aplikacja mój kalendarzyk z której korzystam mówi, że ovu 24 lutego w 16dc i że dzisiaj zaczęły się płodne. Kto ma rację... nie wiem. Zaczęłam od dzisiaj mierzyć temperaturę a śluz wprowadzam od początku tego cyklu. Cykl udostepnilam.
Jak myślicie czy OF wiarygodnie określa ovu czy trzeba spełnić jakieś warunki np. Kilka cykli zakończonych do porównania? Jeśli możecie coś podpowiedzieć będę wdzięczna.
Dziękuję za Wasze wsparcie!
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 lutego 2020, 02:14
Temperatura już 3 dzień utrzymuje się na podwyższonym poziomie 36,85 st. Wczesniej okolice 36,6. Jeśli temperatura wzrośnie bardziej brd pewna, że to ovu.
Idę za Waszymi radami i od jutra rano zacznę przyjmowanie Duphastonu. 2 razy dziennie po 1 tabletce łącznie 20mg na dzień.
Od dwóch dni dziwnie się czuję: mdłości, zawroty głowy. Wczoraj doszły uderzenia gorąca. Śluz raczej wodnisty. Oznacza to, że dni płodne się zaczynają. Według OF owulacja będzie w 18dc czyli za dwa dni.
Zastanawiają mnie tylko jajniki. Co miesiąc bardzo odczuwam kłucie w jajniku zawsze w tym, w którym dochodzi do owulacji w danym miesiącu. Chociaż prawy chyba odczuwam bardziej. Poroniona ciąża też była z prawego jajnika. Ból i ciągnięcie w trakcie owulacji jest naprawdę spore, muszę delikatnie siadać i nie mogę wykonywać gwałtownych ruchów. To jest akurat normalne bo wiele kobiet odczuwa dyskomfort podczas owulacji.
W tym miesiącu jednak w 13 dc czyli jeszcze przed ovu delikatnie czułam lewy jajnik (w tym miesiącu ovu powinna być z lewego), ale tylko trochę, obecnie od dwóch dni w lewym cisza. Ale za to wczoraj odrobinę czułam prawy jajnik co mnie trochę zaskoczyło. Dzisiaj znowu cisza.
Jak myślicie tak powinno być? Jeśli w lewym ovu to prawy siedzi cicho i odwrotnie a tutaj jakoś na zmianę.
Krąsi tak rozważam wizytę i planuje się zapisać. Choć od początku lutego jest naprawdę dużo lepiej jakoś tak przepracowałam to. Bardzo pomaga mi czytanie Waszych pamiętników. Jak to czytam to okazuje się, że wiele z Was było w dużo trudniejszej sytuacji a mimo to się udało więc wtedy stwierdzam, że i mi prędzej czy później się uda i się już nie nakrecam.
Tak pamiętam o mężu Mam płodne ale mimo to skupiam się raczej na czerpaniu przyjemności i spędzaniu miło czasu.
Dziękuję Frufru Wierze, nie tracę nadziei, ale na spokojnie.
Dziękuję Wam dziewczyny za wszystkie komentarze i podpowiedzi.
Czytam Was z przyjemnością.
Zgodnie z Waszymi sugestiami opoznilam branie Duphastonu o 2 dni. Nie brałam od 15dc tylko od 17dc czyli od wczoraj. Jedna tabletka rano 10mg a druga wieczorem. I tak przez 10 najbliższych dni.
W 13 dc temperatura wynosiła 36,7. Potem wzrosła i przez kilka ostatnich utrzymywała się na poziomie 36,85. W 17dc było 36,7 i w 18dc skok do 37.
Tak się zastanawiam czy możliwe że w 17dc było ovu skoro kolejnego dnia taki skok. Niestety pewności mieć nie będę bo troszkę zaszalalam z alko właśnie 17dc więc 18dc mógł dać skok. A dodatkowo od 17dc biorę dupka, który też powoduje skok temperatury. Mam cykle 31-32 wiec ovu raczej w okolicach właśnie 17-19dc. Od tego cyklu dopiero regularnie mierzę tempke wiec nie wiem dokładnie kiedy ta ovu mogła być. Najbardziej prawdopodobny jest ten 17dc bo czułam większą ochotę na i kłucie w lewym jajniku.
Obserwuję też śluz i w sumie od 14dc jest już bardziej wodnisty. Niestety rozciagliwego nie zauważyłam. Zawsze mam dużo śluzu więc z nim problemu nie mam. Często się śmiejemy z mężem, że mogłabym produkować i pakować w słoiczki dla tych co mają problem
Wy dziewczyny dużo lepiej znacie te wykresy itp. Jak myślicie kiedy u mnie mogła być ovu biorąc pod uwagę skoki trampki (wykres udostępniony)?
Kupiłam test ovu ale dopiero dzisiaj wiec za późno na pomiary.
Czytam też ostatnio wypowiedzi na temat częstotliwości kochania się i w sumie zdania są podzielone. Oczywiście regularnie co 3-5 dni przez cały cykl ale jak już dochodzi do terminu okoloowulacyjnego to każdy mówi inaczej. Jedna szkoła każe robić przerwy i co 2 dzień, że wtedy nasienie jest lepszej jakości, a inna szkoła mówi, że lepiej zmaksymalizować szanse na trafienie w ovu więc codziennie.
Jak sądzicie, macie zdanie w tym temacie? Z własnego doświadczenia przy Waszych próbach albo może wasi lekarze coś mówili... bo ja już mam mętlik.
Po moim ostatnim przeżywaniu @ jest już OK. Ale postanowiłam, że chcę się wyluzować bo za bardzo się spięłam i stąd ten zawód co miesiąc. Nie piłam alko od początku sierpnia kiedy dowiedziałam się o ciąży aż do stycznia. Nawet po poronieniu i odczekaniu tych kilku miesięcy stwierdziłam, że przecież uda się od razu ponownie i nie będę zaczynać. Wolę dmuchać na zimne i nie pić nic i tak nie piłam ani kropli. Potem zdarzyło się jakieś piwko lampka wina. Ale po tej zalamce w lutym powiedziałam sobie dość! Ja się tu ograniczam przy tym cały czas w pełnej gotowości na ciążę i sama się blokuje tym wszystkim. Stwierdziłam, że zacznę żyć normalnie i nie odmawiać sobie alko jak będzie okazja mimo starań. I tak oto wyciągnęłam kumpla na lunch i wypiłam lampke wina, już wesoła A potem piwo 13,5% no i to był mój dzień! Dawno się tak nie wyluzowalam. Wróciłam do domu pełna energii, a że były płodne i miałam ochotę 17dc, zaszalelismy z mężem. Do tego jeszcze w domu 2 drinki i ja gotowa, po takiej abstynencji wiele mi nie trzeba:D Mąż był tak zadowolony jak dawno. Nawet stwierdził że muszę częściej się tak upijać z tym kolegą (co prawda kolega pił bardziej dla mojego towarzystwa bezalkoholowe). Ale i tak dostałam od męża pozwolenie na częstsze wyjścia z alko.
To było takie moje utopienie smutków i zamknięcie pewnego smutnego etapu, tego rozpaczania. Czułam, że było mi to potrzebne...
Z jednej strony żeby zmaksymalizować zajście w ciążę trzeba unikać alko. Ale z drugiej to trochę odblokowuje umysł i jakoś jest tak na luzie wszystko. Nie myśli się o tym czy się uda czy nie, tylko się żyje chwilą.
Przyjaciółka dzisiaj mi powiedziała, że właśnie po takiej zakrapianej imprezie jej znajoma zaszła w ciążę bo się odblokowala. Nie chcę o tym myśleć teraz żeby nie zasiewac żadnej nadziei. Ale jednak zawsze się rozważa, że może się udało i teraz już az do @ nie będę pić nic, żeby w razie W nie mieć do siebie pretensji.
Zastanawiam się jakie jest Wasze zdanie... czy faktycznie alko ułatwia zajście w ciążę bo się człowiek luzuje, czy raczej unikać?
Bardzo jestem ciekawa mojej tempki jutro/dzisiaj rano w 19dc czy jest wysoka czy spadła. Tak czy siak statystycznie jeszcze tylko jutro są płodne. A potem pozostanie tylko się nie nakręcać (heh jak to łatwo powiedzieć, kiedy z tyłu głowy jest jednak ta iskierka nadziei).
Mimo, że nie będę się jakoś nastawiać to i tak obserwować objawy trzeba i notować. Ech, ten cholerny Duphaston... tak miesza i znowu będzie dawał wszystkie objawy ciąży. Ile jeszcze...
Bardzo pozytywnie nastawiają mnie Wasze ostsnie wpisy. Tyle się dzieje, rety!!! Tak wielu z Was się udało. Bardzo trzymam kciuki za Wasze maleństwa. Przeczytałam już tyle Waszych historii a że jestem tu od niedawna to mieszają mi się jeszcze Wasze nicki, sorki
Czytam regularnie Wiki, Krąsi, Esperanze, czekamynadzidzie, Frufru i jeszcze kilka ale zapomniałam nicków.
Pamiętam, że kilka z Was czeka na pozytywne wyniki bety, przeżywam to razem z Wami i ściskam Was mocno.
Którejś z Was tym razem się nie udało i przyszła @. Będzie jeszcze pięknie. Los nam wynagrodzi takie rzeczy, wierzę w to!
Krąsi jak sytuacja u Ciebie? Bardzo trzymam kciuki. Póki co czytam same dobre wieści i oby tak dalej
Esperanzo czekam na aktualne wieści od Ciebie. Trzymam mocno kciuki. Moim zdaniem beta przyrasta ładnie. Chcę usłyszeć od Ciebie tylko dobre wieści. Innych się nawet nie spodziewam Ja mierzyłam betę tylko 3dpt a potem 6dpt i sądziłam że skoro ciąża wykryta i beta rośnie to potem już do końca nie mierzyłam i się nie stresowałam. Tylko wtedy myślałam że będzie OK a okazało się, że zarodek w którymś tygodniu przestał się rozwijać. Miałam zbyt niski poziom proga i ogromny stres przez tydzień w pracy.
U Ciebie myślę, że póki co nie ma powodów do niepokoju i niepotrzebnego stresu. Nadasz betę regularnie i rośnie, Ty czujesz się dobrze. Najgorsze są silne skurcze i ewentualne bladoczerwone plamienia. To trzeba skonsultować od razu i nie czekać ja już to wiem, wtedy myślałam że tak musi być. Także wierzę, że wszystko będzie dobrze. Odpocznij, wyluzuj się, postaraj się zająć czymś głowę, może jakaś książka
Frufru piękny brzuszek! Tak fajnie się czytało, że po tych wszystkich staraniach i przeżyciach się udało i jest pięknie! Trzymajcie się ciepło 😘
Więc dajcie dziewczyny znać co u Was i jak rozwija się sytuacja, bo wypatruję cały czas Waszych wpisów:)
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 lutego 2020, 13:30
Cholera!!! Już kończyłam się rozpisywać, to mi apkę zamknęło i wszystko skasowało! I tak rzadko piszę to teraz jeszcze to.... Już teraz wiem i będę kopiować.
Hej dziewczyny! 🙂
Dawno nie pisałam. Za bardzo wkręciłem się w OvuFriend i w apkę i ostatnio uzupełniałam swoje cykle od czerwca 2019 przed zajściem w ciążę, przez poronienie aż do teraz. A to zajęło mi trochę czasu. Chcę żeby system lepiej wychwytywał moje statystyki cykli.
Bardzo Wam dziękuję za wsparcie, miłe słowa, trzymanie kciuków i za wszelkie informacje jakie od Was otrzymuje. Jesteście nieocenione! ❤😘
Ja też cały czas jestem z Wami i trzymam kciuki za Was wszystkie! ✊
Przez pms od paru dni sprzeczki z mężem, a że dostał zwolnienie az do 20 marca to się trochę z nim pomecze w domu. Ja mam pracę home office a jemu jakiś czas temu pękła torebka stawowa i ma wielkiego guza na nadgarstku. Lek. Medycyny pracy przy badaniach nie chciała go dopuścić do pracy i musi to usunąć chirurgicznie a do tego czasu L4 bo nie można obciążać ręki. Więc będziemy sobie siedzieć w domku i dbać o siebie 😉 Apka podpowiada dietę więc staram się zwracać uwagę na to co jemy. Więc wszystkie rzeczy, pestki, daktyle, granaty, awokado, szpinaki poszły w ruch! 😅Wyciągnęłam najmocniejsze działa i przygotowuję zdrowe sałatki, koktajle z owocami, unikamy mięsa a jak już to indyk. Ale dzisiaj była taka piękna pogoda, ze poszliśmy na długi spacer i na moje ukochane zapiekanki 😀
Ostatnio pisałam, że zaczynam nowy rozdział i po @ kiedy przeszłam przez psychiczny dołek biorę się w garść i przestaję się nakręcać i analizować. Ale człowiek to jednak jest głupi i tak eh.... Odkąd zainstalowałam apkę OF 14 stycznia to nie robię nic innego jak tylko notuje, uzupełniam, oznaczam, komentuje. A przez to nieustanne notowanie analizuję, co chwilę biegam do telefonu jak coś zaobserwuje i od razu notuje, żeby czegoś nie pominąć 😅 Wiecie, bo ja taka skrupulatna jestem 😅 Z jednej strony fajnie, że notuję bo dopiero w tym miesiącu wpisuję regularnie swoją temperaturę, ale z drugiej ten detektor oznak ciąży cały czas mi tam podpowiada i sugeruje, że może być ciąża. Ja oszaleję! 😅
I teraz moje objawy eh... od grudnia co miesiąc podobne, bo biorę ten duphaston, wiec obiecałam sobie, że w tym miesiącu będę przygotowana, że to znowu nic nieznaczace objawy, które są wywołane przez ten lek. Niestety naprawdę daje on wszystkie ciążowe objawy. Ale jak widać rzeczywistość zweryfikowała moje przygotowanie. A ja siedzę, obserwuję i analizuję. Mam nadzieję, że chociaż psychiczne gdzieś tam w głębi jestem przygotowana na @ 🙂 W każdym razie podchodzę do tego na wiekszym luzie.
Cieszę się, że wpisuje regularnie tempke bo może jak zauważę spadek to nie będę biegła od razu na betę się kłuć i tracić kasę jak przez ostatnie miesiące. Śmieszne jest to, że w styczniu i w lutym bete robiłam w 10 dniu miesiąca i teraz w marcu znowu tak przypada @.
Moje objawy miedzy ovu i @ przez ostatnie kilka miesięcy, a niektóre tylko teraz:
uderzenia gorąca, obfity kremowy śluz, wzrost temperatury ok 37st., pobolewanie podbrzusza, kłujący ból przy siadaniu, zawroty głowy, mdłości, zwiększony apetyt (i to taki, że wstawałam w nocy jeść), częstomocz, większe pragnienie, wahania nastroju, pms, zmęczenie, nabrzmiałe piersi (w tym miejscu zupełnie nic jeszcze, więc pewnie się nie udało..), mega wrażliwość na zapachy (do tego stopnia, że ostatnio musiałam wyjść ze sklepu w galerii bo rozpylili jakiś zapach az mi się zrobiło słabo), w tym miesiącu doszło jeszcze silne kłucie i skurcze w podbrzuszu i takie ciągnięcie.
No więc jak widzicie cała litania już teraz wiem, że nic nie znaczących objawów, które normalnie byłyby pewniakami ciąży i stad moje zmyłki od grudnia.
Dzisiaj też miałam te wszystkie objawy.
Wiecie wczoraj moja przyjaciółka troszkę starsza ode mnie, ale zakumplowałyśmy się w pracy. Ona jest w wieku mojej mamy 46 lat 😀 Wiem, powiecie, że mam młodą mamę. Tak to prawda, czasami biorą nas za siostry albo koleżanki. Wiecie to były inne czasy. Moja mama wzięła ślub w wieku 18 lat i w wieku 19 lat ja już bylam na świecie. Patrzcie jaki paradoks... a ja teraz mam problem żeby zajść w ciążę... a mam 27 lat. Moja mama już od dawna wspominała, że może już czas.. ale wiecie jak to jest wczesniej studia i praca, potem zmiany pracy, potem ślub. Ja chciałam wszystko pokolei, a nie sądziłam, że będziemy mieli z tym problem. Jestem ostatnia w mojej rodzinie, wśród kuzynkę, która jeszcze nie ma dziecka. Ja wiem, ze nie można się oglądać na kogoś. Ale same wiecie jak to jest... wczesniej luz.. bo ja stawiałam na naukę, a teraz po poronieniu przykro mi, kiedy widzę ich cudowne córeczki (ja też marzę o pierwszej córce, może to egoistyczne, bo będę kochać cokolwiek bedzie). One nie poszły na studia tylko w wieku 21 lat wzięły się za rodzenie dzieci a są młodsze ode mnie. Mają już dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym. Ale wiem, że czas mi ucieka, ich dzieci rosną, moi rodzice chcieliby mieć już wnuka, moje młodsze rodzeństwo chciałoby mieć siostrzenicę/siostrzeńca. Wiecie jak się ucieszyli? Jak im powiedziałam, że będą ciocią i wnukami to mega szczera radość. Oni są jeszcze młodzi, brat ma 25 lat ale jeszcze szuka swojej połówki, siostra ma 18, brat 19. Siostra miałabyc chrzestną. Boże jak oni się cieszyli... potem kiedy poroniłam i pierwszy raz pojechałam do rodzinnego domu kilka dni później bo potrzebowałam wsparcia to siostra przeżywała to wszystko razem ze mną, razem plakalysmy. Nie mama... ale siostra... Myślałam, że to z mamą jestem bliżej ale ona jest twardsza więcej przeżyła więc jakoś tak lekko przez to przeszła. A my we dwie z siostrą, plakalysmy tak jak dwie czyste duszyczki, które doświadczyły pierwszy raz w życiu zla tego świata. Bo tak było.. przeżyłam w swoim życiu naprawdę wiele ale strata dziecka jest nieporownywalna. Myślę, że dla mojej dopiero wchodzącej w dorosłość siostry to też była jedna z gorszych do tej pory rzeczy, bo tak nie mogła się tego doczekać.
Ale nie o tym, bo zaczęłam o tej mojej starszej koleżance... Ona ma córkę Olę rok starszą od mojej siostry ma 19 lat, trochę nieokrzesana dziewczyna, bo z dobrego domu z dobrymi wzorcami a za nic nie chce się uczyć i już kilka lat chodzi do liceum, którego nie może skończyć, co chwila zmienia chłopaków, do górnego momentu byłam na bieżąco, ale ostatnio już się zgubiłam.
I ta koleżanka napisała mi wczoraj coś czego się nie spodziewałam. Mamy ze sobą bliski kontakt, wie przez co przechodzę i chciala mi ograniczyć cierpienia dlatego dopiero wczoraj mi wyznała. Napisała, że niedawno też miała niespodziankę, ale dla niej niemiłą... i że nie chciała mi tego mówić, bo wie że nie jestem na to gotowa... W mojej głowie milion myśli... aż po chwili kulki się zderzyły... zapytałam: Ola??... odpowiedź: Tak... zapytałam: W ciąży??. Odpowiedź: Tak... ale kochana tylko nie płacz, proszę.
Nie wiedziałam co napisać pewnie znacie to okropne uczucie na granicy złości, żalu, zazdrości... napisałam: No cóż pozostaje się tylko cieszyć. Pogratulowalam, zapytałam jak się czuje i który to tydzień. Okazało się, że 21. A więc po szybkiej analizie okazało się, że ja poroniłam na przełomie sierpnia i września a Ola zaszła w ciążę w październiku. Byłam wtedy u nich ale nie pomyślałam i nie zwróciłam uwagi. Juz teraz słyszę w głowie ich rozmowy przed moim przejazdem: Tylko nic nie mów, nie rozmawiajcie o tym, bo będzie jej przykro.
Obiecałam jej, że nie będę płakać... ale się nie udało. Płakałam później w łazience w samotności jak to do mnie dotarło. Nie chciałam, żeby ktoś widział moje łzy. Bo to straszne, że powinnam sobie cieszyć a nie płakać. Tylko Ola nie miała stałego partnera, ma chłopaka, ale Ola mieszka z rodzicami, nie planowała ciąży i wpadła. Rozumiecie?? Wpadła! I to jest straszne! Że my staraczki tyle czasu walczymy o szczęście a ktoś tam zaliczy wpadkę i już... to nie fair 😞 To boli..
I wiecie zauważyłam pewną zależność... kiedy czytam Wasze historie i dowiaduje się, że Wam się udało, albo se udało się komuś z mojego otoczenia kto się staram to jestem naprawdę szczęśliwa, szczerze szczęśliwa. A kiedy słyszę o kolejnej ciąży z mojego otoczenia, albo najgorszej o jakiejś wpadce w moim otoczeniu to się załamuje i nie potrafię przejść obok tego obojętnie. Wiem, że nie powinnam tak reagować ale przyznajcie, że Wy tak nie macie.. niestety przechodzimy przez piekło i nie da się tak w pełni cieszyć wtedy czyimś szczęściem. Dzisiaj był moment, że pękłam (przez wahania nastroju) zaczęłam płakać, mąż zapytał co się stało. A ja powiedziałam coś egoistycznego ale prawdziwego.. że ja po prostu mam już dość cieszenia się czyimś szczęściem, kiedy sama jestem nieszczęśliwa.
Myślę, że znam odpowiedź na pytanie dlaczego potrafię cieszyć się z Waszych ciąż a nie potrafię z innych. Bo Wasze historie dają nadzieje, jesteście staraczkami i ja też do nich należę i jeśli nie udaje się tak długo to wtedy jak już czytam u Was, ze się udało to bardzo się cieszę, bo wiem że i mi kiedyś się uda. A kiedy ktoś od tak z mojego otoczenia zalicza wpadkę, albo oznajmia mi, że jest w ciąży to muszę się chwile zastanowić, żeby nie powiedzieć czegoś czego będę żałować...
Od jakiegoś czasu unikam przebywania wśród ciężarnych z rodziny, bo to za bardzo boli. Dlatego tak czekam na ciążę która pozwoli na nowo mi się cieszyć.
Dobra koniec tego. Już po 1 w nocy a ja rano lecę na badania. Glukoza, insulina, tsh, prolaktyna, progesteron. Chyba tyle. Wyniki dodam jutro wieczorem ja będą.
Buziaki!
Rano na papierze zauważyłam kremowy śluz zabarwiony rozwodnioną krwią. Zawsze wyglada to na plamienie implementacjne a potem test zawsze negatywny. Ciekawe...
Któraś z Was miała takie plamienia przy dupku?
Ja mam już 3 miesiąc jest to taka rozwodniona plamka tylko i tyle. Około 7 dni po ovu i 7 dni przed @. Jutro idę do gino to zapytam o to.
Dzisiejsze badania krwi:
Glukoza 76,70 (norma 70 - 99)
Insulina 10,70 (norma 2,6 - 24,9)
Prolaktyna 363 (norma 102 - 496)
TSH 0,282 (norma 0,27 - 4,2)
Chyba generalnie wyniki ok.
Endo mówiła, że jeśli cukier wyjdzie źle to włączamy metforminę. Tylko mam dwa opakowania, które kupiłam na darmo i tylko leżą a ich nie wykorzystam.. bo kiedyś mi zlecili a potem zrezygnowali.
TSH- zmniejsze ciut dawkę.
Czytałam ostatnio o cholinie o której wpsominałyście i chciałam dzisiaj kupić w aptece ale samej choliny nie mieli, będę szukać dalej. Biorę Pregnę plus i jest tam w zasadzie to co potrzeba tylko choliny brak.
Kupiłam za to termometr owulacyjny, bo mój elektroniczny jakiś czas temu zaczął szwankować. Nooo... i jak go kupiłam to jak na złość poprzedni zaczął działać 😅 Teraz mam trzy: owulacyjny, elektroniczny i rtęciowy. Myślałam że są droższe te owulacyjne a zapłaciłam jakoś 25 zł, więc dość normalna cena. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatnie pogłoski, że ludzie w obawie przed koronawirusem wykupili z aptek wszystkie termometry 😅 Kochane! Spokojnie! Właśnie obaliłam ten mit. Informuję, że w aptekach termometrów nie brakuje tych zwykłych też bo pytałam 😀
I dziękuję za życzenia zdrowia dla męża 😊
Dzisiaj zrobiłam zupe krem pomidorową z warzywami od razu mąż szczęśliwy i pełen wigoru! Raczej zdrowy, tylko tą rękę musi oszczędzać. Ach Ci mężczyźni... macie rację... z nimi jak z dziećmi 😅
Update:
Tak Wiki leczę się na niedoczynność i schodziłam z wyniku 5,2. Żeby móc starać się o dziecko trzeba celować w okolice 1,0. Tak teraz widzę, że jest troszkę za niskie wiec zmniejszę dawkę leku.
Progesteron - 0,52 !!!! w 23dc
To zdecydowanie za mało...
Po poronieniu miałam 3,42 w 22dc i już wtedy gino powiedziała, że miało. Jutro wizyta dowiem się. Trochę się martwię. Może to jest problem i dlatego nie udaje mi się zajść w ciążę. Wtedy miałam za niski i poroniłam a teraz uważam że poziom jest krytyczny! Ale to moje zdanie. Ciekawe co powie gino... rety 😞
To już teraz jestem pewna, że tym razem nic z tego...
Jak zasugerowała Evli pewnie nie miałam nawet ovu... i pewnie nie mam od czasu poronienia a ja się co miesiąc łudziłam, że się uda...😞 tyle straconego czasu...
Co prawda tempka utrzymuje się cały czas miedzy 36,8 a 37,0. Zawsze w pierwszej fazie cyklu mam około 36,6.
Ale teraz sztucznie podnoszę temperature dupkiem pewnie.. no nic to.
Dopóki nie zrobię porządku z progiem to dobrze nie będzie.
Kurde ale dobrze zrobiłam, że dzisiaj przy okazji badań od endokrynologa postanowiłam zmierzyć tego proga. Czemu gino nie kazał go kontrolować. Skoro pierwsze i ostatnie badanie proga miałam 4 listopada i też wynik byk za niski, od tamtej pory biorę dupka więc bylam pewna że już wzrosło a tu taki tragiczny wynik. Gdybym sama go dzisiaj nie zbadała to bym się starała o to dziecko nie wiem ile i bym na to nie wpadła. Dla mnie jutrzejsza wizyta jest kluczowa. Poruszę wszelkie wątpliwości: wynik proga, plamienia przed @, bolesne stosunki po @, kiedy brać dukpa i czy zwiększyć dawkę, czy zmienić lek na clo, może trzeba zrobić monitoring cyklu.
No nie powiem, bo ten wynik zwalił mnie z nóg i mnie podłamał, bo jednak gdzieś tam z tyłu głowy była ta myśl, może teraz... A teraz? Nie wiem jak szybko uda się podnieść proga..
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2020, 00:15
Wizyta u gino - niestety nie jest dobrze... 😞
• Tak jak pisałyście ovu mam zapewne w kratkę. W tym cyklu pewnie nie było.
• Poziom proga na dużo za niskim poziomie.
• Zmiana leków na Luteinę dopochwową 100mg 2x dziennie łącznie 200mg. Obecnie miałam duphaston 2x dziennie łącznie 20mg. Gino podtrzymała swoją decyzję o braniu luteiny tak jak duphastonu od 15-16dc przez 10dni (przy cyklu 31-32 dni). Mówiła, że nie zablokuje ovu jak będę brać w tych dniach.
• Za 2 miesiące kontrola proga.
• Do tego skierowanie na monitorong cyklu miedzy 10-12dc jedno USG. Zastanawiam się czy jedno USG to już monitoring czy po jednym USG przed dniami plodnymi da się stwierdzić wszystko co potrzeba... Jak myślicie?
• W kolejnym cyklu będę robić też testy owulacyjne i dokładnie mierzyć tempke.
• skierowanie na badanie AMH - jeśli wyjdzie za niskie zostaje klinika leczenia niepłodności 😞
Wiedziałam, że wyniki nie są obiecujące, ale nie spodziewałam się, że padnie to wyrażenie "klinika leczenia niepłodności". To była ostatnia rzecz jaką spodziewałam się usłyszeć. Zwłaszcza, że w lipcu udało się zajść w ciążę za pierwszym razem a teraz po 4 miesiącach starań taka wiadomość.
Przyjaciółka zasugerowała, żeby robic to AMH i skonsultować to jeszcze z innym gino. I tak chyba zrobię.
Nigdy nie miałam tego badania. Powiedzcie czy dzień cyklu ma znaczenie? W jakim dniu najlepiej zrobić?
USG tarczycy - tarczyca ok, bez zmian i guzków. Jedyne do czego lekko mógłby miec wątpliwości to to, że jest troszkę ciemniejsza niż powinna.
Przeplakałam pół dnia... nie mam siły na nic.
Jestem załamana... może przesadzam, ale jestem po prostu w szoku, czuję się bezsilna.
Ostatnia nadzieja w AMH. Bardzo się boję...
Cały czas analizuje jak to się stało, że wtedy od razu zaszłam w ciążę. I tak dopatruję się czynników, które mogły pomóc. I tak..
W czerwcu byliśmy na urlopie w Grecji, odstresowani, na luzie, pojedliśmy i przytyłam troszkę. I wtedy w lipcu w kolejnym cyklu się udało. Moze to ten wyjazd na to wpłynął, może to że przytyłam, a raczej jestem bardzo szczupła. Przybrałam z 57 na 60kg więc BMI było w sam raz. Teraz ważę 55,7kg BMI jest w normie ale blisko granicy niedowagi przy wzroście 169cm. Może muszę przytyć...
Kolejna sprawa to, że od lipca zakończyłam współpracę z nieprzyjemnym szefem i trochę się odstresowałam i też to mogło mieć wpływ. Teraz mam home office cały czas, ale obecny szef jest super wyrozumiały i nie muszę się jakoś spinać, nie mam jakoś bardzo dużo na głowie. Nieraz jak zacznie się dziać to wszystko na raz ale to sporadycznie.
Dlatego tym bardziej się dziwię, że mimo takiej luźnej pracy w domu, mimo zdrowego odżywiania, mimo brania suplementów, mimo regularnych badań i kontroli jestem wśród tych z problemami...
Wiem, że to może spotkać każda z nas. Ale wiecie jak to jest każda z nas zawsze myśli ale jak to... dlaczego ja...
Mam pustkę w głowie... nie wiem co robić... wtedy się udało ale chyba niski prog wpłynął na poronienie. Teraz wiem, że muszę bardzo mocno podnieść proga i pilnować TSH, bo poziom 0,282 jest troszkę za mało. Już od dzisiaj zmniejszyłam dawkę Euthyroxu na zmianę 75mg przez dwa dni, a 1 dzień 50mg.
Do tej pory brałam 75 mg i co 3 dzień 100mg.
Chociaż się zastanawiam czy nie brać po prostu 75mg codziennie.
Kobietki będę wdzięczna za wszelkie wskazówki i informacje. Dziękuję za dotychczasowe wsparcie... ❤❤❤
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2020, 14:39
Wzięłam wasze sugestie do serca. Mąż już mi kupił dzisiaj Koenzym q10 z Wit. E.
Choliny nigdzie nie ma w aptekach ale nic jak znajdę to kupię. Więc od dzisiaj zaczęłam brać ten koenzym. Może zacznę od 1tab. dziennie a potem przejdę na dwie.
Nie zapytałam też gino czy mam od dzisiaj zmienić dupka na luteinę ale zmieniłam. I wieczorem poszła pierwsza tabletka dopochwowo 100 mg. Trochę przeskok z 10mg dupka. I tak zostało mi tylko 2 dni brania tego dupka więc już sobie od dzisiaj wieczorem zmieniłam na luteinę.
Jesli źle robię to dajcie znać.
Tak myślę o tym monitoringu. Dostałam jedno skierowanie na jedno USG. Chodzę do LuxMed bo mam pakiet. Chyba można samemu dokupić USG żeby zrobić dokładnie ten monitoring przez 3 wizyty. Ciekawe jaki to koszt... no nic zobaczę może uda mi się jeszcze od innego gino dostać skierowanie.
Dzięki wielkie ❤
Tak z wagą też macie rację. Ja przy 60 kg czułam się już ociezala, choć nadal byłam szczupła. Jestem chyba ciężkiej kości. Ale czułam się niekomfortowo. Najlepiej dla mnie tak między 56-57 kg. Wtedy tak w sam raz. Więc jeszcze z 1kg dobrze byłoby przytyć.
Chociaż to ciekawe ale zawsze słyszę od ludzi, że to zimą się tyje a latem chudnie. Ja mam zupełnie odwrotnie. Zimą nie mam na nic ochoty, nie chcę mi się jeść i mało jem. Za to latem jem bardzo dużo. Nie lubię takiej wiosennej i jesiennej chandry może to dlatego tak organizm reaguje. Za to latem czuje się jak ryba w wodzie 😊
Zresztą już Wam pisałam, że ja to jestem dziwny przypadek. Każdy lekarz się dziwi, że wszystko u mnie działa odwrotnie. Bo i leki działają odwrotnie niż powinny i przy niedoczynności powinnam tyć a ja chudnę. Przy insulinoopornosci też nie tyłam. Ciekawy przypadek.
Mam nadzieje, że nie na tyle żebym miała problemy z zajściem w ciążę. Już mam ale obym nie miała większych... ostatnia nadzieja w AMH. Jeśli wyjdzie źle to tylko klinika... a to kosztuje... i pieniążki i dużo stresu.
Wiadomo, że dam wszystkie pieniądze żeby mieć dziecko ale nie zdawałam sobie sprawy że może być aż tak. Zbieramy z mężem na mieszkanie a tutaj miały dojść jeszcze takie koszty... 😞 nie wiem czy nas będzie stać na to wszystko. I tyle stresu 😞
Na razie nie dopuszczam do siebie tej myśli. Bo ludziom udaje się zajść w ciążę naturalnie po wielu próbach, po wielu miesiącach. Może trzeba czasu. Moze mój organizm się zablokował, bo jest taka pogoda taka chandra, tyle wirusów. Od wielu osób słyszę, że organizm sam wie najlepiej kiedy jest czas na ciążę. Może jak będzie lato to wtedy się odblokuje i mój organizm będzie gotowy nie będę się jeszcze nastawiać na tę klinikę. Dam nam szansę naturalnie, mamy czas. No do cholery mam jeszcze 26 lat, dopiero za parę miesięcy 27, nie jest to możliwe żebym wykorzystała całą rezerwę komórkową... chcę bardzo w to wierzyć... Tym bardziej, że nie należę do osób, które szybko zaczęły dojrzewać. Ja dojrzewalam późno. W wieku 15,5 roku miałam dopiero pierwszą miesiączkę, więc tak myślę, że to też może oznaczać, że nie zdążyłam wyczerpać wszystkich komórek 😞
Wszyscy lekarze mówili spokojnie ma Pani czas jest Pani młoda. A dzisiaj taka informacja mnie zawaliła z nóg, że jednak może być inaczej.
Skonsultuję ten mój niski prog z innym gino i zobacze co powie i czy jest się czym martwić. Staramy się dopiero 4 miesiące. Moze nie trzeba mnie "straszyć"od razu kliniką.
Dziękuję Wam dziewczyny za wszystko... ❤
Ja wierzę, że uda się naturalnie. Wracam do sił, do badań i na spokojnie w końcu się uda.
P.S. Jak znajdę chwilę opiszę Wam tę historię, że cuda się zdarzają 😊 Jest nadzieja dla wszystkich.
31dc
Termin🐒
W czwartek minęło 10 dni brania proga ale od wtorku po tragicznych wynikach proga 0,52 w 23dc przez dwa dni brałam luteinę dopochwowo dawka 2x1 100mg.
Od wtorku biorę też koenzym q10 z Wit.E, a poza tym oczywiście to co zawsze czyli pregne plus, witaminę D w kroplach, euthyrox rano i co drugi dzień selen.
Dopiero od środy-czwartku zaczęły nabrzmiewac piersi tj. Już w ostatnich dniach brania luteiny.
W ostatnich dniach tak jak pisałam zdarzały się bóle głowy, wzdęcia, mdłości, silne skurcze brzucha i kłucie, uderzenia gorąca.
Ostatnie dwie noce budziłam się z bólu piersi i duszności. Było mi strasznie gorąco i miałam gorące ciało, zawsze miałam zimne.
Takie objawy miałam podczas pierwszej ciąży.
Ale ponieważ apka nie wyznaczyła mi ovu na podstawie temperatury, a prog był na tak tragicznym poziomie to raczej nie mogłam mieć ovu. Pisałyście, że labo może się mylić, albo to że nie mierzyłam tempki od początku cyklu może mieć znaczenie.
Po tej info od gino, że to kolejny miesiąc nieudany i ten prog taki tragiczny i że klinika leczenia niepłodności bo ovu w kratkę to powiem Wam, że przeplakalam cały tydzień, obawiając się najgorszego czyli, że naturalnie się nie uda...
W niedziele jeszcze wyplakałam się teściowej bo rano dowiedziałam się, że została znowu babcia. Moja szwagierka urodziła, która była równo ze mną w ciąży. Cieszyłam się a jednocześnie było mi przykro że nam się układa i że mam problemy z płodnością. Pocieszyla mnie oczywiście, że inna jej synowa też miała problemy poważne a teraz ma dwóch synów.
Potem wyplakałam się mamie... bo zaczęłam mieć wieczorem jakieś mdłości i słabo się czułam. Mama zapytała co się dzieje i powiedziałam, że biorę dużo leków i suplementów żeby się udało.. i tak się zaczęła rozmowa. Powiedziałam wszystko co leżało mi na sercu w końcu. Nie widziałyśmy się miesiąc i teraz mogłam się wypłakać. Mama myślała, że może jestem już w ciąży, bo co miesiąc złe samopoczucie i wilczy apetyt od grudnia z podjadaniem w nocy. I powiedziałam jej że też wtedy myślałam, że to ciąża a to tylko objawy brania dupka..
I powiedziałam, że ovu w kratkę i nie wiem co będzie, że padło klinika leczenia niepłodności.
Mama była w szoku... pocieszała mnie, tata też. Mówili że za bardzo biorę to do siebie i się blokuje. Żebym się nie martwiła i wyluzowala. Ale przecież ja to wszystko wiem! Sama sobie to wmawiam, ale to nie jest takie łatwe.
W każdym razie swoje wyplakałam i od niedzieli cierpliwie czekam na @.
Postanowiłam, że we wtorek w 31dc zrobię test. To pierwszy termin spodziewanej @. Bo jeśli były by dwie krechy to muszę szybko zacząć brac luteinę znowu dopochwowo. Tylko zapomniałam o to zapytać na wizycie czy nadal besc rano i wieczorem po 1 tabletce od razu od testu pozytywnego czy jak. Czytam Was i piszecie, że brać od razu jak się okaże po teście.
Słuchajcie i dzisiaj zrobiłam test...
I zgłupiałam jeszcze bardziej...
Pierwszy raz zrobiłam bobo test ten żółty. Poszłam za Waszymi radami, że wiarygodny.
No i w zasadzie w tych pierwszych minutach niewiele bylo widać bo był mokry pasek. Ale miałam wrażenie że gdzieś tam pod tą bielą Vizira jest jakby taki minimalny prześwit czerwonej kreski ale taki nie widoczny cień na wierzchu tylko jakby pod spodem. Pomyślałam, że może mi się wydaje...
Potem ten cień jakby był bardziej widoczny. I jak test wysechł i zżółkł to ja nadal widzę ten cień. Jak wtedy byłam w ciąży to nie bylo cienia tylko taka cieniutka niteczka a tutaj jest jakby cień i nie wiem...
Wczoraj było ❤ I teraz nie wiem czy to mogło wpłynąć na wynik. Chociaż siusiałam do czystej szklanki, uważając żeby nic innego nie skapnęło tam. Dopiero jak pobralam mocz to zaczął kapać śluz.
Próbowałam zrobić zdjęcie testu ale na zdjęciu nie widać tego cienia za bardzo a ja przy oknie w świetle dziennym go widzę. Ale przecież to niemożliwe!!! Z takim progiem i spadającą tempką?? Jeszcze miesiąc, dwa temu bym się cieszyła z tego cienia bo byłabym pewna ciąży, a teraz... z przypuszczalnym brakiem ovu.. nie mogę się cieszyć bo to nie możliwe.
Wtedy jak test wyszedł pozytywny to tempka się utrzymywała na poziomie 37,1. A wczoraj tylko 36,93, a dzisiaj 36,77.
Jutro idę na AMH i zrobię betę przy okazji. Trochę się boję, że jeśli to ciąża a ja przecież nie brałam luteiny od czwartku i mogłam zaszkodzić...ciąży..
Jutro się okaże. Teraz jakoś bez wiekszych emocji bo to i tak niemożliwe skoro nie było ovu...
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2020, 14:43
32dc/31
1dpt
Rano byłam na pobraniu krwi. Tak źle się wkłuła w żyłę, że nie leciało i pytała czy boli. Bolało ale znośnie, potem głębiej wepchnęła igle i bylo jeszcze gorzej, nadal nie leciało. A więc wysunęła igłę aż powietrze zaciągnela i krew zamiast do probówki zaczęła mi się sączyć z żyły po ręce. Jakaś masakra ta jedna babka nie potrafi pobierać krwi już kolejny raz z nią takie jazdy. Potem stwierdziła, że jak zaciągnęła powietrze i nie może powstrzymać krwi to musi się wbić w drugą rękę i że przeprasza. We dwie co chwila zmieniały opatrunki na tej ręce koszmar! Potem z drugiej ręki poszło w miarę. Do tej pory obydwie żyły obolałe i ciężko mi zgiąć rękę.
Ale dostałam wyniki:
Prog 8,07 ng/ml (32dc cykle 31-32 dniowe)
Beta <0,2....
Tak więc, niestety.
Ale prog trochę cieszy, bo przez tydzień skok z 0,52 na 8,07. Co może oznaczać, że ovu jednak była ale nie w 18dc tylko dużo później powiedzmy 2 dni temu odkąd się słabiej czuję.
Może to też za wcześnie na betę bo może jeszcze są płodne, nie wiem... słucham Waszych sugestii i rozważam wszystko.
Będę walczyć od kolejnego cyklu z już dokładnie mierzoną tempką, nowymi lekami, luteina, koenzym q10 wit.E, selen, acard, Euthyrox, pregna plus, witamina D. Do tego szałwia, ananas, awokado.
AMH - czekam na wyniki.
Tempka po odpoczynku popołudniowym 37,25 godz. 13.30.
Ważne info! Mierzę tempke w ustach a to zawsze bedzie mniej niż w pochwie.
Wieczorem mnie zmogło i zasnęłam na 2h po obudzeniu 22:00 tempka w ustach 37,09.
Trochę mało było ❤ po niby płodnych. Przedwczoraj i 6 dni wcześniej. Ale może dzisiaj też będzie żeby postarać się wystrzelić jeśli są te płodne jednak.
Czekam na @ 32dc i nic. Piersi nabrzmiałe, czekam. Jeśli w czwartek nie będzie @ w piątek kolejny test i powrót do luteiny.
Rety ale ta 🐒 trzyma mnie w niepewności do ostatniej chwili...
Wszystko się pomieszało w tym cyklu 😊
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2020, 14:43
2dpt
Termin 🐒 z poślizgiem
Od rana kiepskie samopoczucie... po południu mdłości i zmęczenie się nasiliły.
Zaczął pobolewać brzuch jak na @. Teraz przestał. Wczoraj wieczorem i dzisiaj po południu zgaga.
Zarobiłam sikanca facelle z Rossmanna o 14:00 wczensiej mniej piłam i od rana nie siusiałam, wiem że rano stężenie bety jest najwieksze jesli jest w ogóle ale juz nie ogarniam czemu nie ma @. No i biel Vizira... oszaleje..
Może jutro rano zrobię jeszcze test i zobaczmy.. ale czy jest sens jesli ovu mogla być w 29dc?
Po Waszych sugestiach czekam do soboty albo poniedziałku... obym nie zaszkodziła sobie brakiem luteiny jesli coś tam się dzieje jednak 😐
Przyszły wyniki AMH- 5,55 ng/ml (norma to chyba 1-3) rety to chyba za wysokie... co teraz???
Czytałam że może to świadczyć o PCOS (zespół publicystycznych jajników) albo guzek czy coś na jajniku...
Tak się bałam wyniku poniżej 1 a teraz boję się tak wysokiego poziomu. Czy można wtedy zajść w ciążę i ją donosić? Miała któraś z Was taki wynik???
Poszłam za Waszą sugestią i brałam konezym q10 z wit.E i może dlatego taki wysoki wyszedł ten wynik. Brałam tylko 1 tabletkę dziennie a zalecenia są 1 do 2. Mogło to wpłynąć na sfałszowany wysoki wynik?
Może przestać brać ten koenzym...
Boże pomocy 😞
Czytam o tym zespole to jest raczej przy nieregularnych miesiączkach a ja zawsze mieszczę się w przedziale 30-33 Max.
Jak myślicie jest się czego obawiać?
Bo mam już łzy w oczach, że jeśli to mam to ciężko jest zajść w ciążę i są cykle bez ovu...
We wtorek mam wizytę u gino to zapytam ale ja umrę do tego czasu...
W maju 2019 miałam badania:
P/ciała a-mikrosomalne <9 IU/ml (norma 0-34)
P/ciała a-tyreoglobulinowe <10 IU/ml (norma 0-115)
Obydwa wyniki lekarz określił jako w granicach normy.
Witamina D3 22,30 oznaczono niedobór i cały czas suplementuje 4000j.
Prolaktyna 377 (norma 102-496)- to też zawsze w normie.
Androstendion 2,53 ng/ml - lekarz powiedział że w normie.
W sierpniu był Wapń 2,39 (norma 2,15-2,5)
We wrześniu 2018 badałam testosteron wynik
37 ng/dl (norma 8,4-48,1) - w normie.
DHEA-S wynik 241,10 qg/dl - w normie
SHGB wynik 28,98 nmol/l (norma 32,4-128) - do wyluczenia insulinooporność, która jak teraz myślę faktycznie może świadczyć o PCOS, ale potem wiele razy badałam glukozę i insulinę na czczo i po jedzeniu i bylo OK.
wdrodze tak więc nie mialam tych badań o których piszesz 😞
Mialam USG vaginalne ostatnio w listopadzie po poronieniu i wszystko bylo OK z jajkami, żadnych torbieli i zawsze jeden dominujący pęcherzyk... i zawsze tak było we wszystkich USG.
Mam nadzieje, że ten wynik nie świadczy o PCOS.. może to przez ten koenzym brany od tygodnia albo przez niedoczynność tarczycy. Może da się to jakoś wytłumaczyć i okaże się, że tego nie mam.
Główne objawy PCOS to nadmierne tycie i nieregularne miesiączki a ja mam regularne miesiączki 30-33dc jestem bardzo szczupła i nie mam problemów z tyciem. Znaczy mam! Jak chcę przytyć to nie mogę 😅 Ale tak całkiem serio to naprawdę się boję...
Teraz to wygląda na to, że mam urojoną ciążę a nie ciążę... 33dc a tu nic i być może to ten cały PCOS... 😞
@ nadal nie przyszła...
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 marca 2020, 14:42
3dpt
Tempka w górę 36,98...
Można zwariować co?
Śluz kremowy rozwodniony
Jutro rano zrobię test... dzisiaj nie chciałam marnować bo i tak by nie wyszło nic...
Za kazdym razem miałam objawy przez tego dukpa więc zawsze był zawod ze jednak ciało mnie oszukalo. Ale tym razem to już naprawde z tym @ ... zeby tyle dni i nic??? Jeszcze tak to nigdy nie było. W lutym obiecalam sobie koniec i ze czekam cierpliwie na @ i się nie stresuję. No i tak bylo.. do 32dc a tu już 34!!! 😀 Co zrobie jak nic nie zrobię. Pojecia nie mam co myśleć.
Kosmos!
Cały czas wodnisty kremowy śluz ze mnie leci a ja myślę caly czas że sie zaczęło i biegam do łazienki. Delikatne skurcze brzucha potem spokoj, cycki bolą, tempka rośnie, teraz doszła wrażliwośćna zapachy, ostatnio była biegunka i cały czas jeździło brzuchu, napady gorąca duszność... a może.... to koronawirus! 😅
Objawy podobne...
Oby jutro test coś pokazał bo naprawde trafie do psychistryka!!! Ale test ciążowy póki co 😉🤔🤞
KasiaAsia nie dziękuje 🙂🤞
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 marca 2020, 23:05
4dpt
Rano test Chick&Go - biel vizira
Tempka po obudzeniu 36,93
Śluz kremowy
Uderzenia gorąca, ciężkość i ból piersi, pobolewanie podbrzusza na @
13:00 lekkie plamienie na papierze, biegunka
Kłucie prawego jajnika i wyczuwalne dziwnych zapachów, których nie czuje mąż. Wszystko mi śmierdzi.
23:00 silny ból prawego jajnika uniemożliwiający wyprostowanie się. Poszłam do łazienki spłonęło kilka brązowych kropel, plamienie nie przypominające czerwonego @..
24:00 ból p. Jajnika staje się nie do zniesienia. Nie mogę się ruszyć. Zawsze w ovu mnie boli ale nie aż tak...😞
2:00 w nocy plamienie się utrzymuje, nadal skąpe wymieszane ze śluzem i brązowe. Boję się, że to jednak nie kropek.
Na pocieszenie - znalazłam fajny artykuł o AMH. I już tak bardzo się nie boję bo według wieku mieszczę się w przedziale. Ale i tak trzeba to skonsultować bo 5,55 to sporo więcej niż 3.
https://stronazdrowia.pl/amh-czym-jest-hormon-antymullerowski-normy-stezenia-hormonu-we-krwi-i-wskazania-do-badania-amh-co-oznacza-niskie-amh/ar/c14-14329777
W pon kolejny test.
Nie wiem tylko czy teraz możemy się kochać czy nie, ale trochę za bardzo boli.
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 marca 2020, 02:03
Dziewczynki mimo, że wczoraj to bylo tylko brązowe obfite plamienie to zaznaczyłam że @ zaczęła się wczoraj bo był ból brzucha itp.
Dzięki za wszystkie porady i kciuki, ale walczymy dalej 🙂✊
Z każdej Waszej rady wyciągnęłam coś dla siebie i czuję, że po miesiącu z Wami moja wiedza jest na dużo wyższym poziomie niż miesiąc temu kiedy mnie tu nie było 🙂
Macie rację, żeby w ciemno nie wierzyć lekarzom w końcu który lekarz zna nasze ciała lepiej niż my same.
Tak jak pisałyście ufałam mojemu gino w ciemno i brałam dupka od 15dc a jak widać ovu powinnam mieć dużo pozniej. W tym cyklu brałam od 17dc ale nadal coś nie grało. Gino strzywno trzymał się tego 15, 16dc.
Po Waszych informacjach wiem, ze lepiej wziąć proga 2 dni za późno niż 2 dni za wcześnie. Tym bardziej, ze teraz będę już całe 10 dni na luteinie 100mg i teraz najpierw zrobię testy ovu i dopiero 2 dni po ovu bede brac luteinę przez 10 dni. Kupię te wszystkie suplementy o których piszecie. Ale cholera w żadnej aptece nie mogę dostać Choliny!
Wierzę, że ten cykl już z marzeniem tempki i obserwacjami będzie lepszy i da mi większą wiedzę o swoim ovu. Moim celem jest sprawdzenie czy w ogóle jest ovu i kiedy.
Nie wykluczam, że dzięki temu się uda szybciej ale też niczego nie zakładam.
Jutro 3dc idę zrobić badanie LH i FSH, bez skierowania więc znowu zapłacę sporo kasy w LuxMed. Myślę czy robić jeszcze ten estradiol czy nie koniecznie. Jak myślicie co mi jest potrzebne żeby sprawdzić czy jajniki przygotowują się w tym cyklu do ovu? Wystarczy to LH i FSH? Bo nigdy nie robiłam powyższych.
Najbardziej mnie martwi monitoring cyklu.. miałam zrobić sobie między 10-12dc USG i potem za kilka dni kolejne, żeby zobaczyć czy ta ovu była czy jak. Ale niestety w związku z zagrożeniem LuxMed odwołuje wszystkie zabiegi i wizyty tego typu. I kurde nie zrobię w tym miesiącu tego monitoringu! Może testy ovu wystarczą.
Swoją drogą myślę czy to nie ryzykowne iść jutro na to pobranie krwi, ale raczej uważam na siebie i tylko mąż mnie zawiezie i do domu znowu.
W piątek wizyta u gino, też myślę czy iść bo jednak w tym luxmed to mniej teraz ludzi ale jednak są. Chcę skonsultować wyniki jutrzejsze, to AMH i ten wydłużony cykl z plamieniem.
Dajcie znać co myślicie.
Dzisiaj generalnie dobrze samopoczucie @ jest ale brzuch nie boli i czuję się pełna energii 🙂 Siedzę i szyję zamówione torby 🙂 Do soboty muszę uszyć 4!!😳
Aha i przepraszam, że odpisałam na Wasze wiadomości dopiero dzisiaj ale ja korzystam z apki na telefon i nie loguje się na stronie a na apkę wiadomości nie przychodzą. Trzeba wejść na stronę. Tak samo jak zaproszenia do koleżanek 😊 Dopiero dzisiaj akceptowalam. Dziękuję i sorki!
Od razu proszę Was o info co u Was pod postem albo pod moim wykresem. Bo jest Was tak dużo, które czytam i komentuję, że potem nie mogę odnaleźć co u Was: Esperanza, Wiki, Miłość, Evli, KasiaAsia, Nuta, Madgalena, KR, Ola, niutek i inne Zuzy, zuzelki i jeszcze inne które skomentowałam 😁😀🤗
Staram się być na bieżąco z Wami ale mogłam niechcący kogoś pominąć. Dajcie znać co myślicie o tych moich badaniach o moim planie i co u Was.
Dzięki, że jesteście 😙🤗😘
W kupie siła! ✊💚❤
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 marca 2020, 14:55
Dawno nie pisałam bo i nie było o czym. Pewnie działa to tak, że jak przychodzi @ to się człowiek luzuje i czeka na tą ovu. A jak się zbliża ovu to się znowu włącza tryb nakrecania.
Nie wiem może sama siebie oszukuję, ale ten cykl stosunkowo na luzie przechodzę.
Ubiegły miesiąc był dla mnie pełen emocji. Bo i te wszystkie badania i te dziwne wyniki, rozpacz że dookoła ciążę równolegle do mojej straconej, potem jeszcze info ze mogę nie mieć ovu. To było dla mnie dużo... za dużo.
Więc może dlatego w tym miesiącu nie nastawiam się na nic, bo celem dla mnie było obserwowanie siebie, objawów, cyklu i czy w ogóle mam owulacje, jeśli tak to kiedy.
No i teraz mam też 18dc, yy jest już po północy więc 19dc, no i tak... tempka sobie delikatnie spada od 3 dni ale nie gwałtownie i czekam na skok, który by mi potwierdził, że ovu była.
W ogóle ten mój wykres jest dziwny.. myślałam że dokładne mierzenie tempki cos zmieni, a tu nic.. widocznie mam takie skoki i spadki.
Niby mam objawy ovu jak co miesiąc.
Od kilku dni pobolewanie jajnika i obfity śluz raczej kremowy. Od dwóch dni leje się ze mnie taki bardzo wodnisty. Piersi są jakby większe, ale nie nabrzmiałe. Od dwóch dni mam też katar i takie ogólne osłabienie.
Dzisiaj doszły mdłości i brak energii. Podejrzewam, że ovu była dzisiaj, oby jutro był skok temperatury to bede miała pewność.
Robiłam te testy ale nie są jednoznaczne bo ta kreska nie jest wcale najciemniejsza. Prawie identyczna ale jednak jasniejsza odrobinkę od kontrolnej była wczoraj i dzisiaj wiec zaznaczyłam że pozytywny test.
Zgodnie z waszymi radami nie biorę jeszcze luteiny. Gino podtrzymuje 16 dc, ale nie chcę sobie zablokować ovu. Skoro rok temu zaszłam w ciążę bez żadnych wspomagaczy to jeśli nawet teraz wezmę luteinę kilka dni później to nic się nie stanie. Jak wzrośnie tempka jutro i bedzie wyższa tez pojutrze to właśnie od soboty tj.20dc zacznę brac luteine 2x dziennie 100mg.
Pytanie tylko ile dni ją wtedy brać jak myślicie? Mam brać niby 10 dni, ale od 20dc to skończę w 30dc i znowu przesune @. Moze skończyć brać w 27 dc czyli po 7 dniach? Ewentualnie zrobię test ciążowy w razie czego żeby wiedzieć czy odstawić i już..powiedzcie co sadzicie.
Dzięki za komentarze i wsparcie pod wykresem Trzymam kciuki za Was. Czytam choć nie zawsze się udzielam, czasem nie wiem co mądrego napisać
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2020, 01:20
Hm te które obserwują mój wykres wiedzą co i jak 😁
Ovu prawdopodobnie było w 20dc wskazały tak testy i podwyższona tempka, która utrzymuje się do dzisiaj w sumie. Od 36,8 potem 36,9 ostatnio 37 a dzisiaj rano 37,03.
Mąż mówił, że w nocy parzę 😅 zakręciła ostatnio wszytkie kaloryfery na noc bo miałam takie uderzenia gorąca. A w ciągu dnia jest mi raczej zimno, czoło ciepłe.
Od 22dc biorę luteinę. Jutro 31dc wiec ostatni dzień.
W czwartek rano testuję ...
No i znowu tym razem jest nadzieja ale chyba większa niż zawsze...
Pierwszy cykl gdzie dzięki luteinie branej w odpowiednim czasie mam wyższa tempke w drugiej fazie. I znowu mam wszystkie objawy: uderzenia gorąca, mega nabrzmiałe piersi, zmęczenie, senność, nasilony trądzik, czestomocz, duzy apetyt. Wcześniej były mdłości, ból głowy i kłucie w podbrzuszu. Teraz nadchodzi czas @... ale! Nie mam bóli miesiączkowych jak co miesiac. Zupełnie nic! Poza pelnoscia w podbrzuszu i bólu przy siadaniu nie ma innych objawów nadchodzącej @.
Do tego to plamienie.. rety.. oby to było to...
7dpo miałam cały dzień lekko zabarwiony śluz. Dziewczyny mówią, że to mogła być implantacja. Ja wiem jak to działa ale boje się o tym pomyśleć żeby nie zapeszać... Tak bym chciała.
Wcześniej zdarzały mi się plamienia ale raczej 12-14dpo i za 2 dni był @ a teraz minęło kilka dni i na @ się nie zapowiada. Oby dziewczyny miały rację.🤞
No i tak sobie obserwuję te moje objawy. Ostatnio taką wysoką temperaturę miałam w ostatniej ciąży. Śluz leje się ze mnie taki mega kremowy cały czas.
Piersi jak banie obolałe, nie mogę się przytulić nawet. I od 2 dni dziwne sny. Ostatnio śnił mi się test ciążowy pozytywny a tydzień temu noworodek, dla którego byłam obojętna bo nie wierzyłam ze się udalo i wiedziałam że czar prysnie. Przedwczoraj mega siedziało mnie ciało. Nie mogłam spać 😅
Ciekawym objawem jest to co zauważyłam w tamtej ciąży 😊 A mianowicie jestem nocnym Markiem i chodzę spać nie wcześniej niż 1, 2, 3 w nocy a wstaję nie wcześniej niż 10. Wtedy jak zaczynały się objawy ciążowe ale jeszcze nie wiedziałam o ciąży wszystko mi się przestawiło i to było duże zaskoczenie, że zasypialam po 22, 23 a wstawałam przed 9 rano.
I nie chcę się nakręcać bo już przez to przeszłam 😉 ale teraz od kilku dni mam tak samo i znowu nie chce żeby organizm mnie zrobił w konia. Ale znowu jestem wcześniej senna i wstaje rano jak nigdy normalnie. Do tego słuchajcie! Piłam sobie winko tak co kilka dni w tym cyklu- po lampce. Po ovu tak co dwa dni żeby na to endometrium pomogło. I słuchajcie kilka dni temu zaczęło mnie odrzucać od wina i od alkoholu. Mąż zrobił sobie drinka i mialam ochotę się napić i aż mnie cofnęlo jak powachalam. W święta podobnie. Jakaś wodeczka na stole a mnie aż odrzucilo. Nie chciałam nawet próbować. Ciekawe co...
Tak więc, jutro rano i wieczorem ostatnia luteina a w czwartek rano test. W piątek telewizyta luxmed z gino jesli test wyjdzie pozytywny. Boje się jak to teraz z tymi badaniami ale jesli w czwartek test wyjdzie pozytywny to chciałabym w piątek pobrać krew na betę, TSH i proga ale LuxMed nie pobiera chyba ze lekarz zaznaczy ze badanie konieczne.. Boje się teraz wychodzić z domu bo nie wychodzę w ogóle a tym bardziej do przychodni lux med ale jednocześnie muszę zrobić te badania. One przy moich problemach z niedoczynnością i niskim progiem są mega ważne.
Jestem miedzy młotem a kowadłem ale z drugiej strony chciałabym chyba mieć taki problem 😊🤞 Okaże się za dwa dni. Jeśli test wyjdzie pozytywny będę kombinować takie bylo moje założenie od początku. Test mam żółty bobo z Rossmanna tak jak pisałyście, że jest najlepszy i zobaczymy.
Jesli chodzi o suplementy itp to praktycznie wykonałam swój plan i wykorzystałam wszyrkie wasze sugestie wiec raczej nie mam sobie nic do zarzucenia.
Byl i koenzym q10 wit.E, i selen i cynk. Acard i ananas i wapno w okolicy ovu, winko... więc zobaczymy czy to coś dało.
Trzymajcie kciuki 🤞💚
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 kwietnia 2020, 23:54
Będzie długo, bo muszę opisać w skrócie pol roku życia 😅
Dawno mnie tu nie było. Od kwietnia a mamy październik czyli pół roku. Wiele się wydarzyło przez ten czas. Nie pisałam tutaj musialam odpuścić bo za dużo mnie to kosztowało, to śledzenie objawów a ciągle nic z tego 😔
Za każdym razem myślałam że to objawy ciążowe bo @nie ma mimo 34 35, 36 dnia cyklu. Ale niestety to tylko złudzenia. Jak się później okazało miałam bardzo rozregulowany cykl, myślę, że przez leki. W dużej mierze przez luteine która bralam zgodnie z zaleceniem gino między 16 a 18dc.
Powtarzam raz jeszcze‼ Nie wierzcie w to i nie słuchajcie! Lekarze, którzy się znają powiedzieli mi że przez to się wszystko rozregulowalo, a stres zrobił swoje.
Kazdy progesteron bierzemy ze 2 dni po ovu. Jeśli mierzymy tempe i robimy testy to wiemy kiedy to jest i dopiero zaczynamy proga ‼
Moje cykle, w maju, czerwcu i lipcu miały między 34 a 37 dni. To trochę coś nie tak.
Wiedziałam, że coś nie gra i muszę coś z tym zrobić bo Lux med nic mi nie pomagał a wręcz szkodził. Oni nie mają wiedzy i czasu żeby rozprawić się z tematem.
Na początku sierpnia byliśmy na urlopie. Tak bardzo chciałam, żeby to był ten miesiąc.. miesiąc kiedy rok po poronieniu zajdę znowu w ciążę. Na wyjeździe miałam plodne, wszystko było pięknie. Ale niestety skończyło się tak jak zawsze. I już wtedy na urlopie obiecałam sobie, że jeśli się nie uda ten ostatni raz to po powrocie umawiam się w klinice leczenia niepłodności.
I stało się... pierwsza wizyta 28 sierpnia czyli dokładnie w rocznicę poronienia. Czy to dobry termin? Nie wiem... Ale chyba dzięki tej wizycie nie myślałam o tym co mnie spotkało i nie płakałam. Myślę ze inaczej przeplakalabym cały dzień. A tak zajęłam się wizytą i wzięłam się w garść.
Wizyta była długa i naprawdę kompleksowa. Szczegółowy wywiad, choroby w rodzinie, przyniosłam całą moją dokukentacje przed roku i czekałam na instrukcje.
Tą lekarkę poleciła mi przyjaciółka, której znajoma z zespolem policystycznych jajników zaszła w dwie zdrowe ciaze.
U mnie było tylko podejrzenie bo w lux med nie potrafili jednoznacznie określić mimo comiesięcznego monitoringu cyklu.
W każdym razie już na pierwszej wizycie po spojrzeniu na moje wyniki i USG doktor od razu na wejściu zapewniła o 3 rzeczach: policystyczne jajniki na bank, insulinooporność do leczenia i podejrzenie nadkrzepliwosci krwi.
Dodatkowo USG w klinice potwierdziło PCOS i mało tego... wykryto u mnie torbiel na prawym jajniku. Szok był i dla mnie i dla niej bo ostatnie USG byko sprzed 2 tygodni i wszystko było książkowo.
Od razu dostałam skierowania na wszystkie badania, panel mutacji trombofilii, wymazy na choroby weneryczne, jakieś komórki rakowe, torbiel do kontroli. Recepta na metformine, bo cukier był dla mnie jak kwas i musiałam to leczyć. A najważniejsze zmiana diety na niski IG, dużo wody 2-3l dziennie (nadal nie wiem czy tyle pije ale piję dużo więcej, myślę że koło 2l) no i aktywność fizyczna.
Oczywiście wdrożyłam wszystko, poza aktywnością bo u mnie ciężko przy siedzącej pracy ale częste, szybkie spacery. No i totalne wyeliminowanie słodyczy co było trudne, no i zero białego pieczywa itp.
Kochane w poniedziałek 19 października byłam na drugiej wizycie w klinice. Po drodze potwierdziły się u mnie mutacje i nadkrzepliwosc, przez co muszę brać heparyne jak tylko zajdę w ciąże.
Ostatnie pol roku było dla mnie bardzo trudne. Co miesiac mialam nadzieję, że się udało. A jak robiłam badania to jak tylko wyleczylam jedno to wychodzilo coś innego. Ale mniej więcej datą graniczną kiedy odpuściłam był ten sierpień czyli 1 rok po poronieniu. Gdzieś tam w głębi mialam nadzieje, ze zajdę w ciąże do roku po poronieniu i liczyłam na ten sierpień. Kiedy ta data minęła i już wiedziałam że nie udalo się wrzuciłam na luz.
Po pierwszej wizycie w klinice robiłam wszystko zgodnie z zaleceniami pani doktor. Nie napisałam się i czułam taki dziwny wewnętrzny spokój. Mimo dużych kosztów bo w ciągu 3 dni na szereg badań z wizytą w klinice wydałam łącznie 1500 zł. Ale czułam spokój, czułam się zaopiekowana i wiedziałam że ktoś kontroluje mój stan i nie muszę sama się domyślać jak dotychczas. Dotychczas sama prowadziłam sobie całą diagnostykę. Jak tylko przeczytałam coś co odpowiadało mojemu stanowi to umawiałam się na konsultacje w lux med i prosiłam o skierowanie a później konsultowałam wyniki. Niestety w lux med nikt nie patrzy an wyniki całościowo. Kazdy lekarz analizuje tylko swoje wyniki i przez to nikt przez rok nie zauważył PCOS, ani insulinooporności, ani mutacji.
Pozniej w klinice dowiedziałam się, że gdybym rok wcześniej już w pierwszej ciąży brała metformine to możliwe że już wtedy uratowalabym ciążę.
Ale nie ma co rozpamiętywać...
W poniedziałek 19 października na drugiej wizycie doktor w klinice zrobiła mi USG zeby sprawdzić co i jak. To był 26dc, 9dpo. No i okazało się, że miałam piękną owulację z lewego jajnika, endometeoum też ładne. Jeszcze wtedy nie wiedziałam co wydarzy się później...
Badania już miałyśmy więc wiedziałam co robić. Wdrożono u mnie kwas metylowany który lepiej się wchłania bo mam tą mutację. No i przez zbyt wysoką homocysteine przepisała mi oddzielnie witaminę b6 i b12 w określonych dawkach b6 50mg, b12 10mg. Poza tym Prenatal Uno który i tak zawiera kwas metylowany. Po miesiącu brania tych leków miałam się udać na badanie homocysteiny.
Od tego dnia doszły mi kolejne leki, od tamtej pory biorę 11-12 tabletek dziennie.
No to do sedna kochane 😊
Po tej mojej owulacji 10 października temperatura sobie powoli rosła. Później 8dpo miałam spadek, trochę mnie zaniepokoił ale w moich cyklach nic mnie już nie zdziwi. Bardzo cieszyłam się, że już nie mam plamień w fazie lutealnej. Odkąd brałam metformine moje plamienia ustały tj. Od 2 miesięcy. Poprzednio 4 cykle z rzędu było plamienie przed @, które trwało po kilka dni.
No i od tego wlansie spadku temperatury zaczęłam zaznaczać sobie objawy, które się pojawiały. Zupełnie nie bralam ich pod uwagę bo nieraz jak bralam luteine i dupka to miałam wszystkie ciążowe objawy a ciazy nie było. Ale tym razem zaczęłam brać dupka dzień po pojawieniu się rozdrażnienia i innych objawów.
Z objawów które odnotowałam kilka dni po ovu był wzrost apetytu, czestomocz, zmęczenie, rozdrażnienie i wahania nastroju i jakieś tam minimalne mdłości wieczorami.
Od 12dpo temperatura z dnia na dzień rosła. Objawy przybierały na sile. Coraz większe mdłości, zgaga i zmęczenie. Siusiu chodziłam już bardzo często, czasem nawet w nocy i z samego rana co mi się nie zdarzało. Zazwyczaj siusiam Max 4 razy dziennie a ostatnio musiałam nawet 7-8 razy dziennie, tak co 1,5-2h.
W nocy z 11 na 12dpo obudziła mnie mega zgaga, aż mnie zbierało na wymioty. Była 2 w nocy, nie mogłam przelykac. Zgaga piekelna, piłam wodę jak smok wawelski. I właśnie jak się rano obudziłam to odnotowałam wzrost tempki był to 29dc a za 2 dni miałam termin @.
Tak naprawdę od wtedy zaczęłam coś podejrzewać ale bałam się nawet o tym myśleć. Stwierdziłam, że jeśli w 30dc tempka nie spadnie to zrobię test.
30cd/31
Ranek... strach przed mierzeniem. Zmierzyłam...
37,09 🤞😯 Wzrost serio?! Nadal nie wierzę.
Dzisiaj miałam być test... strach był jeszcze większy. Ale co ma być to bedzie...
No i sikam... zrobiłam test odłożyłam na miejsce, umyłam ręce. W mieszkaniu była jeszcze moja siostra i mąż, chciałam być wtedy sama, żeby nie widzieli mojego stanu psychicznego.
I kiedy chciałam wziąć test do ręki i pójść z nim do pokoju i poczekać przepisowe 5 minut... zamarłam...
Moim oczom ukazały się dwie kreski... oczywiście jedna bledsza ale za to bardzo widoczna. Pokazała się zaraz po umyciu rąk! Nie minęło 5 minut! ❤
Nie wierzyłam.. zaczęłam się trząść...
Patrzyłam na ten test jak sroka w kość z takim oslupieniem. Milion myśli w głowie.
https://zapodaj.net/0ada7c5110a1a.jpg.html
Wzięłam test poszlam do pokoju gdzie była siostra i mąż. Cala roztrzęsiona położyłam test w niewidocznym miejscu i położyłam się pod kołdrę. Czekałam aż siostra wyjdzie do pracy. Wyszła..
Leżałam nadal oslupiona... chyba strach przed tym wszystkim co może się wydarzyć był większy niż radość z tych dwóch kresek. Bałam się cieszyć, było za wcześnie. Po tym co przeszłam bałam się, że to mi się wydaje albo że beta nic nie pokaże.
Mąż zapytał co się dzieje, nie wiedziałam czy mu powiedzieć, nie chciałam.. ale nalegał. Pokazałam test. Oczywiście zapytał co to znaczy.. bo takie same testy robię owulacyjne.
Powiedziałam, że to znaczy to co myśli i że się boję. Ucieszył się. Ja się rozpłakałam. Nauczony doświadczeniem mowil ze jeszcze nic nie wiadomo i żebym się nie nakrecala. Powiedziałam ze boje się i wiadomo ze wszystko sie może wydarzyć ale jednak test jest wiarygodny bo są dwie pewne kreski, nie cień... wyraźne kreski i objawy mnie nie mylily.
Dzien wcześniej umówiłam się na pobranie krwi wlansie na dzisiaj bo te objawy były podejrzane i dobrze zrobiłam.
Rano miałam jeszcze spotkanie z klientem, byłam mega rozkojarzona, a zaraz po tym poszłam na betę i proga.
O 18.30 przyszły wyniki:
Beta 161 mIU/ml ‼
Prog 16,10 ng/ml
Od razu powiedziałam do męża, no to jedziemy do apteki po heparyne. To zdanie było dla niego oczywiste. Jestem w ciąży!
Był piątek, wysłałam wieczorem wyniki do kliniki i czekam na jakiś kontakt. Dzisiaj jest niedziela. Nie odezwali się, więc w poniedziałek zadzwonię zapytać czy wszystko dobrze robię i jakie dalsze instrukcje.
Tak więc do tych 11 tabletek doszły zastrzyki z heparyny. Ja przeżyje wszystko. O to się modliłam, że przetrwam tylko niech się wszystko dobrze układa ❤
W sobotę test też pozytywny.
Akurat tak się złożyło jak w tej pierwszej ciąży, że tak samo w piątek dowiedziałam się o ciąży i na weekend jechaliśmy do rodziców. Nadal u nich jesteśmy. Nie chce jeszcze nic mówić. Tata zrobił mi pierwszy zastrzyk z heparyny. Samo wklucie nic nie czułam, ale ten lek jak już był wstrzykiwany to trochę bolało a potem mega pieczenie i szczypanie, nie mogłam się ruszać.
No i staram się na siebie uważać. Odpoczywam, jem, pije dużo wody. Nie mogę tylko spać. Kiedy ja zawsze długo śpię tak teraz zasypiam po 12 a budzę się po 6. Tak samo miałam w pierwszej ciąży to był jeden z takich objawów tylko moich, wczesne pobudki.
Mąż mówi ze moja mama coś podejrzewa, że mi się przygląda. Kiedys mowilam jej ze heparyne bede brac jak tylko zajde w ciąże, a teraz powiedziałam jej ze byłam na wizycie i mam brać już od piątku.
Ona nie pyta wprost bo wie ile mnie to wszystko kosztuje, woli nie zapeszać. Czeka cierpliwie aż wszystko będzie dobrze i będzie pewne i sama jej powiem. I obym tego doczekała 😘❤🤞✊💚
Nie chcę nawet myśleć, że miałabym przechodzić przez to samo... ja tego nie przeżyje..
Strach taki największy będzie do 12 tygodnia, ale i tak stwierdzam że strach o utrzymanie ciazy jest i tak odrobinę mniejszy od tego że ciągle się nie udaje. Teraz jest o co walczyć i jest nadzieja, ja mam inne nastawienie 💚✊🤞❤
Za 2 tygodnie przyjeżdżamy znowu do rodziców i mam ogromną nadzieję, że wtedy będę mogła im powiedzieć. Nie chcę mówić na razie wszystkim. Sa ludzie, którzy nie są mi życzliwi i można wierzyć w zabobony albo nie, ale mam w rodzinie kuzynki pochodzenia cyganskiego i w ostatniej ciąży powiedziałam jednej z nich tylko dlatego ze ona przyznała się mi, że jest w ciąży tydzień krócej. Poprosiłam ją żeby nikomu nie mówiła ale powiedziała swojej siostrze rodzonej, która jest rok starsza ode mnie ma już dzieci w wieku 7 i 5 lat ale od kilku lat mają problemy zeby udalo się 3 raz. I kiedy się z nią widziałam powiedziała do mnie z takim przekasem "O! Slyszlam że spodziewasz się potomka". Wtedy zabrzmiało to jakby była zazdrosna. Powiedziałam jej, że jeszcze nic nie wiem, nie byłam u lekarza. Ale fama po rodzinie się rozeszła. Najlepsze jest to że kuzynka swojej własnej siostrze o swojej ciąży nie powiedziała ale o mojej powiedziała wszystkim. Bylam wściekła! Mialam ochotę jej coś napisać ale się powstrzymałam.
No i podejrzewam, że jedna z tych kuzynek mi źle życzyła i sama jej zazdrość spowodowała w jakimś stopniu zapeszenie i moją stratę.
Tym razem najpierw wiedział mąż, potem bliska przyjaciółka, która urodziła 2 dziecko dzień przed moim testem, była dla mnie dużym wsparciem przez cały ten czas i modliła się razem ze mną o pomyślne zakończenie. Więc teraz wiedzą dwie osoby i wy...
Boje się co bedzie dalej, dopiero za jakiś czas jak potwierdzę ciążę chciałabym powiedzieć rodzicom i rodzeństwu i moim dwóm kolejnym przyjaciołom, które cały czas trzymają za mnie kciuki. Aha no i przyjacielowi/szefowi, ktoremu rodzi się dziecko za tydzień. Po 6 latach walki i mnóstwie prob invitro w końcu im się udało, więc on bardzo mi kibicuje i mnie rozumie, a że pracujemy razem to da mi fory.
Reszta kiedyś się tam dowie... zresztą o czym ja teraz myślę.. to jest najmniejszy problem.
Jutro idę na drugą bete, proga i homocysteine i może zbadam poziom przeciwciał. Bo wtedy nie dali mi zastrzyku po poronieniu a mamy z mężem niezgodność. Ja mam b- a on ab+. Ile mnie stresu kosztowało to ze będę miała problemy przez błąd szpitala. Masakra. Okazało się w maju ze przeciwcial nie mam ale muszę je teraz regularnie badać...
Trzymajcie kciuki kochane. Ja chcę wierzyć i robię wszystko żeby zatrzymać maleństwo przy sobie ❤💚✊❤
Głęboko wierzę w to, że odpowiednie leki które teraz biorę pomogą mi donosić tę ciążę.
Boże opiekuj się nami! ❤
Początek 6tc licząc od daty zapłodnienia 10.10
Nadal ciężko mi uwierzyć w to co się dzieje.
Nadal unikam stwierdzenia, że jestem w ciąży i proszę męża żeby tak nie mówił.
Myślę, że podchodzę do tego na spokojnie i nie chcę za wcześnie się cieszyć to takie zachowawcze. Mój umysł przybrał taki mechanizm obronny, żeby znowu nie cierpieć i stąd takie podejście z dystansem.
Pamietam ciążę Esperanzy... pamiętam wszystko od początku. Pamietam jak się ucieszyłam na wieść że jej się udało 🥰 Obserwowałam rozwój tej ciazy i jej wszystkie przemyślenia i pamiętam, że ona miała to samo. Bała się cieszyć, podchodziła do tego ze spokojem i czekała i obserwowała co się wydarzy. Dzięki Bogu wszystko poszło pięknie 🥰 I kilka tygodni temu urodziła swojego maluszka.
Mam nadzieję, że u mnie też tak będzie i 1 lipca na świat przyjdzie mój Skarbek 💓✊💚
Zresztą ginekolog na wczorajszej wizycie powiedziała, żeby się nie stresować ale do 10tc wstrzymać się z informowaniem bliskich. I jak mi to powiedziała to miałam mieszane uczucia i moja radość z tego że jest wszystko dobrze minęła.
W każdym razie starałam się nie stresować wczorajszą wizytą. Ale jak już wyszłam z metra i szłam te 700m w kierunku kliniki to nogi miałam jak z waty, ciężko mi się oddychało, zwłaszcza w tej maseczce. Był taki moment że zrobiło mi się słabo z tego stresu.
To było dla mnie takie ważne, żeby zobaczyć tą kropeczke wewnątrz i usłyszeć ze wszystko jest OK ❤
W poprzedniej ciąży moją kropeczke zobaczyłam dopiero w szpitalu jak chwilę wcześniej dowiedziałam się że ciąża jest zagrożona. Pamiętacie, że wtedy ze szpitala odesłali mnie do domu po USG i powiedzieli ze jest OK, ale co bedzie to bedzie. I tego samego dnia wieczorem było już po wszystkim 💔...
Dlatego tak bardzo bałam się wczorajszego USG.
Był strach jak już zaczęło się USG... zamknęłam oczy żeby przeczekać ten moment i otworzyłam dopiero jak dr powiedziała, że mamy go! Jest ładnie zagniezdzony w tylnej górnej części macicy, a to bardzo dobrze.
Pęcherzyk 10mm z cialkiem żółtym 1mm ❤🥰
Otworzyłam oczy... i popłynęła mi jedna łezka po policzku ❤ Nie tak jak wtedy... kiedy w tym stresie byłam wniebowzięta ze jednak wszystko jest OK i serduszko bije. Wtedy rozbeczalam się na lezance w szpitalu jak bóbr.
Zapytalam od razu wczoraj czy według niej jest wszystko OK. Powiedziala że tak, na ten moment prawidłowo rozwijająca się ciąża ❤✊🤞
Od razu wyjaśniła mi, że do 12tc nie będziemy słuchać serduszka, bo to może zaszkodzić dziecku. Że te fale, ta wiązka może mieć wpływ na serduszko i ze to USG wczorajsze to było też tylko na chwilę sonda zeby zobaczyć i koniec, bo długotrwałe badanie może wyrządzić zarodków krzywdę. Powiedziała, że jeśli będę chciała posłuchać serca to puści mi kiedyś szum, ale serduszka lepiej nie słuchać.
Troszkę szkoda ale powiedziałam, jej ze oczywiście jeśli to ma zaszkodzić to dla mojego widzimisię nie musimy słuchać. Wazne ze będę je widzieć jak się porusza... to mi wystarczy. 💕
A kto wie... może to temu ta młoda lekarka w szpitalu źle zrobiła mi USG o dlatego 5h później poroniłam, skoro wszystko było na USG dobrze i serduszko biło. Nie ważne... nie wracajmy do tego.
Ważne słowa powiedziała mi wczoraj ginekolog. Ze jest taka dziwna zależność, że wszystko siedzi w głowie. I jeśli przyszła mama będzie dobrej myśli i będzie wierzyła ze bedzie dobrze to tak będzie... a jak tylko zacznie wątpić i się martwić to źle się to kończy.
Moze pamiętacie, że od momentu kiedy dostałam pierwsze wyniki bety już mialam dobre przeczucia. Caly czas jestem dobrej mysli mimo lekkich obaw ale caly czas wierze że tym razem los będzie dla mnie łaskawy i wszystko dobrze się skończy ❤🤞✊
Czuję,z że teraz jest inaczej, bo beta rośnie, ja czuje się inaczej, mam nieco inne objawy i caly cza czuję rozciągający się brzuch, a wtedy tego nie czułam.
Wiem, że mój maluszek zostanie ze mną... rozmawiam z nim i mówię do niego że mamusia robi wszystko żeby go zatrzymać, mimo że go jeszcze nie widzę, to wiem, że z tej kropeczki wyrośnie zdrowy maluch 🥰✊🤞❤💓
Tym razem dużo odpoczywam, jest październik, wirus więc nie mam gdzie szaleć. A wtedy był sierpień, co kilka dni impreza, grille, które już teraz wiem ze są niezbyt zdrowe, zwłaszcza spalenizna która ja uwielbiam na kielbasce z grilla. No i raz się opalalam, na weselu skakalam tańczyłam, mnóstwo stresu przez dotacje. I po tym wszystkim zaczęło się lekkie plamienie z którym od razu się udałam do lekarza.
Teraz wszystko robię inaczej, boję się nawet kichnąć, nie wykonuje gwałtownych ruchów. Dużo odpoczywam. Jak tylko poczuje zmęczenie to się kładę.
Pamietam jak w pierwszej ciąży mówiłam że ciąża to nie choroba i jeśli wszystko jest dobrze to nie rozumiem, czemu kobiety ciągle leżą albo unikają pracy. I życie mnie właśnie tego nauczyło.
Teraz i tak lekarze mówią, że po 1 poronieniu, na które nic nie wskazywało to ta moja ciąża jest podwyższonego ryzyka.
Od miesiąca mieszka z nami moja siostra, która jak wstaje przed pracą robi mi śniadanie a jak wraca do pomaga w obiedzie. A jak jej nie ma to mąż dużo mi pomaga. Jak potrzebuje to śpię. Teraz wszyscy na mnie chuchają ❤😊
A jak na złość moja mama do mnie dzwoni codziennie z jakąś pierdolą 😅 Nie chcę jeszcze jej mówić. Wie moja siostra, mąż, 3 przyjaciółki i szef. Mamie chciałam powiedzieć za tydzień jak pojedziemy do domu, chociaż i tak nie wiem czy to nie za wczensie, bo wtedy będzie 6+2 a dopiero 12.11 mam to decydujące USG. Ale chyba wolę powiedzieć, bo mój tata pali w domu a ja nie chcę tego wdychać.
Znam siebie i tak nawet gdyby tfu tfu, coś... to i tak bym mamie powiedziała o tej ciąży.
Tylko bronię się przed kuzynkami czarownicami... bo im nie wiara. Niby w oczy życzą dobrze ale w plecy nóż wbija i boje się ich po tamtych wydarzeniach.
Wczoraj na wizycie dopytalam o kilka rzeczy to współżycie zakazane do 10tc. No i heparyne bede brac cala ciąże i 6 tygodni dłużej tak więc można powiedzieć że 10 miesięcy na heparynie. No i 12 tabletek dziennie. Wczoraj doszły mi czopki dopochwowe bo luteina podrażnia i wywołuje grzybicę a ja i tak mam niedoleczona nadżerkę i mam teraz jakieś czopki żeby to zaleczyc. Mialam wczoraj wrażenie że robi mi się zapalenie pęcherza i się zastanawiałam co mogę brać. Zawsze urofuraginum mi pomagało ale chyba tego nie można. Mam jeszcze zuravit i to chyba jest bezpieczne. Na szczęście ten stan minął. Ale dajcie znać co mogę brać i jak wy uważacie?
Kochane trzymajcie kciuki za moją kropeczke ❤✊🤞😘
Niech rośnie zdrowo 😘🥰❤✊🤞💚💓
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 października 2020, 20:05
W głowie dziura, bez możliwości zebrania myśli.
Ale najwieksza dziura jest w sercu.
Strata jednego aniołka zostawiła wyrwę w sercu i zabrała dużą jego część.
A teraz... strata drugiego. Gorzej... noszenie pod sercem nieżyjącego aniołka.
Jego życie zgasło, nie wiem kiedy.
To dwie olbrzymie straty, które spowodowały nieodwracalne zmiany w mojej psychice, w moim życiu i moim sercu.
Serce rozpadło się na kawałki, nie mam już dużej jego części.
Czy ja mam jeszcze serce?
Mam... muszę je mieć, bo mam męża, którego bardzo kocham. Mam rodzinę i przyjaciół, których potrzebuję. Ale nie mam najważniejszego... nie mam dziecka.
Nie mam istoty, którą kocha się tak mocno i bezwarunkowo, dzięki której moje serce by się odrodzilo. Bo przecież nie ma na Świecie większej miłości niż miłość matki do dziecka.
Co czułam przy pierwszej stracie?
Za pierwszym razem były skrajne emocje i uczucia. Od bólu, żalu, niechęci do dalszego życia aż po złość na cały świat.
Co czuję teraz?
Teraz moja psychika jest bardziej odporna. Staram się analizować wszystko co się wydarzyło, staram ske wyciągać wnioski.
Nadal noszę pod sercem aniołka, którego kocham i jest to bardzo trudne. Huśtawka emocji. Strach czemu spotkało mnie to po raz drugi i czy mam jeszcze szansę na urodzenie zdrowego dziecka.
Kim jestem?
Jestem mamą, mamą dwójki aniołków, którym nie było dane przyjść na świat. Mimo, że nie mam dziecka na ziemi to już zawsze będę mamą tej dwójki w niebie.
Co dalej?
Będę walczyć!
Pierwsza strata zniszczyła mnie od środka i rok czasu zajęło mi dojście do siebie i rozpoczęcie leczenia i kolejnej walki. Teraz wiem, że był to stracony czas. Tym razem nie mogę tego zrobić. Czas ucieka przez palce. Przecież nie wiem jak długo będę walczyć o kolejną ciążę i kiedy leczenie przyniesie efekty. Muszę działać szybko.
Nie mogę pozwolić aby moje aniołki odeszły na darmo. Jako ich mama muszę pokazać im co to znaczy walka. Walka o szczęście i o rodzeństwo dla nich. Rodzeństwo tutaj... na ziemi.
Czy wierzę?
Poza mężem, to wiara i nadzieja trzymają mnie przy życiu. Muszę wierzyć! Muszę pokazać mojemu mężowi, że daję sobie radę i że walczę. Obydwie straty przeżył również OK. Przeżył to bardzo. Moje serce pękało kiedy patrzyłam na jego rozpacz, łzy i wtulanie się we mnie.
W naszej całej rodzinie tylko my jako małżeństwo nie posiadamy jeszcze dzieci. Pomijam fakt, że nasz związek ma już najdłuższy staż w całej rodzinie. Poznaliśmy się w czasach szkolnych, wtedy nikt w naszej rodzinie nie miał swojej drugiej połówki. A teraz są już dawno po ślubie i mają swoje dzieci od kilku lat.
Dlaczego nas to spotyka?
Myślę, że to jest próba. Próba siły, wytrwałości i cierpliwości. Widocznie Bóg ma na nas jakiś plan. Plan, który powoduje w tej chwili ogromne cierpienie. Ale wierzę, że po każdej burzy wychodzi słońce. Wszystko wydarzy się w odpowiednim czasie. A im szczyt jest trudniejszy do zdobycia tym piękniejsze będą później z niego widoki.
I tak staram się myśleć...
Muszę żyć, bo mam dla kogo.
Muszę walczyć, bo mam o co.
Muszę wierzyć, bo mam nadzieję.
Po stracie dziecka zostaje w sercu posta przestrzeń, której niczym wypełnić się nie da.. Niestety nie dam Ci żadnej złotej rady jak sobie z tym poradzić, bo sama jej nie znalazłam, każdy musi ten ból "przepracować", każdy ma inny sposób, aby z tym sobie poradzić. Jest nas tu wiele, mamy podobne historie, pełne łez, strat, bólu, walki o dziecko, niepowodzeń, ale najczęściej nasze historie kończą się dobrze i w końcu w pamiętnikach pojawiają się wpisy liczące zamiast dni cyklu, czy cykle starań, tygodnie ciąży - tego Ci życzę. Znajdziesz tu wiele zrozumienia. To pomaga. Bądź dzielna, warto!
Tu jest miejsce, gdzie znajdziesz zrozumienie, wsparcie często także podpowiedzi, rady. Dobrze, że zdecydowałaś się dołączyć 🤗 Historia smutna, poronienie... Mam nadzieję i życzę Wam gorąco, aby Wasze marzenie powiększenia rodzinki szybciutko się spełniło!
Dziewczyny dziękuję za miłe słowa. Czytam pamiętniki i widzę, że Wasze wsparcie i rady są nieocenione. Tak faktycznie poronienie trzeba przepracować samemu, każdy na swój sposób. Jakoś daje radę, wierzę, że jeszcze będzie pięknie tylko to czekanie jest najgorsze.