Jestem w połowie trzeciego cyklu stymulowanego, pierwszego z letrozolem (Aromek 1 tabl. od 5 do 9 dc). We wtorek 11dc na monitoringu był ładny pęcherzyk dominujący (hmmm jak dla mnie trochę podłużny, 20x16,5 mm, ale gin stwierdził, że bardzo ładny), gin zalecił zastrzyk na pękniecie w środę wieczorem i starania codzienne do soboty. Zaleceń się pilnie słuchamy choć szczerze mówiąc ten seks na zawołanie nie ma dobrego wpływu na moją satysfakcję z seksu, tzn oczywiście sam seks jest przyjemny, ale brakuje mi tej całej otoczki, spontaniczności i zaskoczenia, które dla mnie są ważnym elementem. Na początku starania były super, seks jak dotychczas tylko jeszcze z dodatkową motywacją Teraz to już nie mogę się doczekać, aż starania się skoncza i wroci normalność. Wiem też, że dużo siedzi w naszych (pewnie głównie w mojej, mniej w męża) głowach; faktycznie ta świadomość, że robimy to teraz, bo wczoraj pęcherzyk był taki i siaki, dzisiaj zastrzyk o tej i tamtej, etc., na mnie wpływa słabo. Trudniej mi dojść, gdy w głowie mam te wszystkie myśli, mąż musi sie mocno postarać, a też czasami nawet nie mam ochoty na dłuższy seks, tylko myślę o tym typowo zadaniowo. Na szczęście otwarcie o wszystkim z mężem rozmawiamy, dlatego mam nadzieję, że nie odbije się to za mocno na naszej relacji.
Wczoraj miałam typowy ból owulacyjny, dlatego dziś oczekiwalam skoku temperatury, a zamiast tego jest spadek...hmm. Mam nadzieję, że jutro odbije do góry
W weekend spędzony z całą rodziną maksymalnie odpoczęłam od myśli o staraniach, a jednocześnie mieliśmy super seks, bez jakiejś wielkiej presji bo przewidywalam, ze juz po owu, i to było wspaniałe jednak stan umysłu tak bardzo wpływa na przyjemność z seksu. Byłam w świetnym nastroju i nawet żarciki teścia na temat bocianów, że liczy na to, że niedługo któryś coś przyniesie, mnie nie wkurzały
I faktycznie, dziś ovu wyznaczył mi na wykresie owulację w piątek, czyli dziś 3dpo. Nie mam jakichś wielkich nadziei na ten cykl, liczę tylko na to, że szybko minie mi czas do testowania. W pracy dużo roboty, więc może jakoś zleci ten tydzień
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 października 2019, 10:59
Dzisiaj się wygadam bez żadnej puenty prawdopodobnie, czysty strumień myśli
Nie miałam potwierdzonej owulacji na monitoringu, mój ginekolog uznał, że nie ma potrzeby, abym przychodziła na podgląd po zastrzyku. Temperatura, którą w tym miesiącu mierzę wyjątkowo skrupulatnie jak na mnie, i inne objawy wskazują jednak, że owu była w piątek, także zakładam, że jestem 6 dni po owulacji. Niestety nie czuję nic szczególnego w podbrzuszu, piersi nie bolą, lekki pms mnie dopada (zwiększony apetyt, gorsza cera i gorszy nastrój), także nie jestem zbyt optymistycznie nastawiona do czekającego mnie za parę dni testowania. Dziś w nocy bardzo się ochłodziło, a spałam przy otwartym oknie, i dziś czuję się przeziębiona i bez sił zupełnie. Czuję się też jakoś nieswojo, a to z uwagi na zmiany w pracy, które od dzisiaj nastąpiły i sporo obowiązków pobocznych, jakoś czuję się jakbym była obok tego wszystkiego.
Ogólnie odkąd nasze starania się przedłużają, czyli powiedzmy od grudnia (wcześniej byłam względni spokojna i nastawiona na to, że wkrótce będę w ciąży) mam takie poczucie bycia za szybą - praca, relacje z przyjaciółmi, wydarzenia rodzinne, wakacje, a nawet prozaiczne rzeczy jak zakupy ciuchowe (!), są na dalszym planie, daleko za działaniami związanymi mniej lub bardziej ze staraniami (wykres, lekarze, forum, sport, dobra dieta, czas z mężem, itd.). Często nie mam ochoty np. na rozmowy z przyjaciółmi, zbywam propozycje jakichs spotkan czy wyjazdow, nie chodze wlasciwie na zakupy oprócz rzeczy niezbednych jak jedzenie, podstawowe kosmetyki, itp. Praca jest na pewno odskocznią od starań, bo pracuję bardzo intensywnie i dzień zawsze jest za krotki, ale przyznam, ze spada moja efektywnosc - od kilku miesiecy czesto zdarza mi sie siedziec w pracy na forum i gdybac przy statystykach cykli, potwierdzonych objawach itp. A potem musze przysiąść nad czymś pilnym wieczorem albo w weekend.
Mówiąc szczerze, to obecnie w ogóle nie próbuję tego zwalczać, wiem jak jest i wiem, że tak łatwo tego nie zmienię. Można powiedzieć, że odpuściłam walkę z naturą staraczki i po prostu jakoś zaakceptowałam ten stan a jednocześnie ogromnie liczę na to, że wkrótce on minie.
Być może to niepoważne, być może powinnam robić wszystko, żeby oderwać glowe od starań i nie dopuścić do tego, żeby inne rzeczy schodziły na dalszy plan, ale póki co nie mam na to zwyczajnie siły. Pomyślę o tym po wakacjach
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 sierpnia 2019, 22:37
Bez zmian i temperatura w dół. Rozczarowanie - jak co miesiąc. W takich momentach przestaję wierzyć, że kiedykolwiek się uda
Temperatura dalej w dol, od wczoraj nie biore juz duphastonu i czekam na okres. Przedwczoraj wieczorem cos mnie tknelo i zrobilam test (czulosc 10) i wyszla blaaaaaadziutka kreska. Pierwszy raz w zyciu nie mialam na tescie 100procentowej bieli vizira! Okazalo sie jednak, ze prawdopodobnie byl to jeszcze slad hcg wydzielanego po zastrzyku ovitrelle, ktory mialam 14 dni temu (przedwczoraj byl 12 dzien po zastrzyku). Wczoraj rano powtorzylam test tej samej marki (nordtest) i bylo juz tradycyjnie czyli bialo. Eh przez moment poczulam to ekscytujace kłucie w brzuchu, ze moze sie udalo, a jednoczesnie w glebi duszy wiedzialam, ze to (znowu) nie jest ten szczesliwy cykl.
I w ten sposob konczy sie 15 cykl staran, mamy w planach wkrotce podejscie do iui, kiedy to zalezy od wynikow badan meza (badania ma zrobic za okolo 2-3 tygodnie).
Ja w nowym cyklu prawdopodobnie bede kontynuowac stymulacje letrozolem. Sama nie jestem jakos specjalnie chetna do tego, ale gin tak zalecil mowic ze dopoki mąż bierze clo i suplementy, to nalezy maksymalizowac nasze szanse na ciąże. Chyba sie poslucham. Choc dzisiaj po odstawieniu duphastonu czuje sie nie w nastroju i z brakiem sil na kolejny cykl, pms mnie dopadl na calego.
W czwartek wieczorem 27 dnia cyklu przyszedl okres. No nic, przynajmniej skonczylo sie to wyczekiwanie, ktore po negatywnym tescie ciazowym jest straszne - niby wiesz, ze sie nie udalo, II kresek nie ma i już, a jednak gdzies gleboko w srodku tli sie iskierka nadziei az do samego konca cyklu...
I tym samym zaczelismy 16 cykl staran.
Plan na ten cykl podobny - u mnie stymulacja letrozolem od 5 do 9 dc, potem monit i zastrzyk na pekniecie. Gin mowi, ze to ostatnia proba i potem na iui nas chce kierowac. Mąż jest jeszcze na clo i suplementach roznych, pod koniec sierpnia robi ponowne badania nasienia i test HBA (test ukazujacy mozliwosć wiązania sie z komorka) a w 2 tygodniu wrzesnia ma wizyte u swojego androloga. Wtedy z jego strony padna dalsze zalecenia - albo zgodzi sie co do iui, albo jeszcze wczesniej zaleci operacje zylakow powrozka nasiennego... no zobaczymy
Jestem w tracie stymulacji letrozolem, z tym że nie wiem, co z tego wyjdzie, bo monitoring mam dopiero po długim weekendzie, prawdopodobnie 12 dc wieczorem, na dodatek nie mam wykupionego zastrzyku ovitrelle, nie mam nawet recepty, a jutro wyjeżdzam na długi weekend i wracam dopiero 12 dc przed południem No cóż, potrzebuję tego urlopu, a tymi problemami "technicznymi" staram się nie przejmować. Mam nadzieję, że jakoś to będzie
No i zaczął się u mnie wczoraj ten gorszy czas w cyklu, czyli odliczanie do testowania. W zeszłą środę wieczorem, czyli 14 dc, zrobilam zastrzyk z ovitrelle, owulacja prawdopodobnie byla w piątek, choć w tym cyklu nie mierze temperatury, wiec pewnosci nie mam. Ale wczoraj czulam po swoim organizmie, cerze, wlosach, zwiekszonym apetycie, ze juz jestem w fazie lutealnej. Moj gin nie zaleca monitoringow po zastrzyku, wiec nie dowiem sie na sto procent czy owulacja byla.
Testuję za 10 dni, zeby wiedziec czy odstawiac duphaston czy nie.
Wczoraj widzialam sie na imprezie z przyjaciolmi, ktorzy sa w ciazy, pewnie juz w 4 miesiacu, i choc ciesze sie bardzo, ze zaszli, to mam niestety uklucie zazdrosci, z ktorym nie potrafie sobie poradzic oni wiedza, ze my sie juz dlugo staramy, i uslyszalam od przyjaciolki rade, ze mam sie wyluzowac i w ogole o tym nie myslec. Ale to niestety nie jest takie proste, na poczatku bylismy przeciez wyluzowani i nic z tego nie wyszlo, a po tylu miesiacach staran bardzo trudno po prostu przestac o tym myslec. Tak podskornie czuje, ze to prawda, ze trzeba sie wyluzowac, i mysle sobie, ze moze nigdy nam sie w takim razie nie udać, skoro nie umiem po prostu przestac myslec o staraniach...
Ehh musialam sie wygadac
a moze to niemierzenie temperatury u nas sie sprawdzi. Faktycznie troche wiecej mam luzu bez tego.
Musze myslec pozytywnie
Ufff ostatnie dni do testowania. Jak co miesiac ten czas w cyklu jest dla mnie trudny, czuję już objawy pms i im ich wiecej tym powoli trace nadzieje, ze sie udalo. Ale w tym miesiacu jakos w miare szybko mi mijaja te dni - duzo pracy, a caly weekend pod znakiem wizyty moich tesciow i roznych aktywnosci z tym zwiazanych
Tak, niestety piersi prawie nie bola, nie sa specjalnie powiekszone (sa wieksze i bardziej bolesne jak co miesiac w drugiej fazie cyklu), takze nie nastawiam sie na nic przed testowaniem. Gdyby sie udalo byloby oczywiscie super, no ale po tylu miesiacach staran trudno nawet mi sobie to wyobrazic.
Cos fajnego ma miejsce od kilku dni, mianowicie moi maz od kilku dni jest dla mnie bardzo czuly, troszczy sie o mnie, no i jest dla mnie super w lozku. W ostatnim czasie mielismy gorszy okres lozkowy - w moim odczuciu wlasnie te przedluzajace sie starania sie do tego przyczynily. On tez widzial, ze ja po prostu czasem nie czulam tego lozkowego uniesienia, a jednoczesnie chcialam sie kochac z wiadomych wzgledow. Ja widzialam, ze on to czuje, co mnie jeszcze bardziej frustrowalo. Pare dni temu porozmawialismy o tym, z jego inicjatywy, powiedzial, ze tez troche czuje ze sam zapomnial o naszej codziennej czulosci, o „podrywaniu” w ciagu dnia, o powolnym seksie. I jakos od czasu tej rozmowy, no i zwiekszonych staran z jego strony w temacie czulosci i flirtu codziennego, cos we mnie, w mojej glowie, sie odblokowalo i w ostatnich kilku dniach (mimo wizyty tesciow w miedzyczasie;)) mielismy super seks. Na pewno fakt, ze jest juz po dniach plodnych, pomaga mi w wyluzowaniu. Ale zwykle pod koniec cyklu moje libido jest bliskie zeru, a teraz jest super no moze mogloby byc wyzsze ale jak na ta faze to ekstra sie czuję..
Warto czasem przegadac cos, wprowadzic male zmiany w codziennych zwyczajach, zlapac taka swiezosc.
To co tylko popsulo mi troche nastroj to dzisiejsze spacery z mezem i tesciami po miescie i po roznych parkach, gdzie na kazdym kroku byli ludzie z dziecmi, malymi, duzymi, niemowlakami miesiecznymi, w wozkach, fotelikach, na rowerkach... Bardzo lubie dzieci, ale idac tak parkiem i patrzac na nie jest mi po prostu smutno, ze nam sie nadal nie udaje, jeszcze sobie dokladam przejmowanie sie losem innych - ze maz by bardzo chcial, ze tesciowie tez kiedys ciagle powtarzali ze chca byc dziadkami (juz teraz przestali robic jakiekolwiek aluzje tego typu. Moze i lepiej). Ale coz, to byl taki chwilowy żal, na szczescie juz minal, a ja chcialam tylko sie teraz troche wygadac
Jestem na początku nowego cyklu. Bez stymulacji (po czterech miesiacach wreszcie cykl bez monitoringu i obciazajacych lekow, ufff) wróciłam za to do inofolica i castagnusa.
Z ginekologiem teoretycznie na ostatniej wizycie ustalilam, ze ten cykl staramy sie naturalnie, w miedzyczasie robimy niezbedne badania krwi, cytologie, itp., i w pazdzierniku podchodzimy do iui. Ale zobacymy jeszcze co powie androlog meza (wizyta w piatek, dzis odbior badan nasienia w tym testu hba-zaraz bede w dom i dowiem sie, jak wyniki...), poza tym ja z uwagi na wyjazd daleki w listopadzie chyba chcialabym dopiero w grudniu zrobic 1 probe iui, mysle nad tym, aby poprosic ginekologa o jeszcze jeden element diagnostyki przed - histeroskopie.
Eh...jak zwykle duzo rozterek. Oby wkrotce sie udało. Mąż mowi, ze jedno z jego 3 marzen to 3 dzieci (tu sie zgadzamy, choc wiadomo ze po 1 mozna zmienic zdanie ). Mowi, ze do 40stki... no to zostalo mu (nam) 6 lat 😁 trzeba sie pospieszyc
Edit. Test HBA 36%, norma od 80% mąż zalamany, ja też, choc staram sie wspierac. Czekamy na piatkowa wizyte u androloga...
W nasieniu obietosc, ilosc, ruch, wszystko powyzej normy (czyli clo zadziałało), za to morfologia 0%. Eh
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 września 2019, 20:46
Dziś mam huśtawkę nastrojów od walecznego i względnie optymistycznego, że damy rade, operacja zylakow na pewno pomoże, itd (to głównie w rozmowach z mężem, staram się nie pokazywać jak mnie przerażają te wyniki...) po całkowitą rezygnację i smutek To, co czytam na ovufriend nie nastraja dobrze. Delikatnie mowiac.
Praca pomaga na trochę zapomnieć o staraniach, ale w takie dni jak dziś nie bardzo, i mimo że mam masę roboty „na już”, to co jakiś czas wracam myślami do tych problemów. Smutno mi.
Nie mam ochoty spotykać się ze znajomymi, rodziną, chcę, żeby wszyscy dali mi spokój. Nie wiedzą albo nie rozumieją, przez co przechodzimy, a ja przy każdym spotkaniu mam problem, jak odpowiedzieć na pytanie „Jak tam życie? Co tam słychać?”. Mam ochotę powiedzieć, że ogólnie to do dupy, ale to wywoła kolejne pytanie. Nie wiem, jestem umowiona za dwa dni z przyjaciółka z ktora się dawno nie widziałam, która wie ze juz długo sie staramy, ale nie czuje się na silach mówić o tym wszystkim, z czym teraz się mierzymy. Chyba powiem jej otwarcie, ze nie chce o tym rozmawiać..
No i tak. Koniec pisania, wracam do pracy.
Prawdopodobnie zapiszemy się do kliniki niepłodności na pierwszą wizy†ę, ale przed procedurą ivf mąż zrobi operację żylaków, ja prawdopodobnie histeroskopię. Iui raczej odpuszczamy, przynajmniej póki co. Mąż ma jeszcze za miesiąc zrobić badania nasienia i pokazać się z nimi u swojego androloga.
Byłam we wtorek u nowego ginekologa ze wszystkimi wynikami moimi i męża. Powiedzial szczerze, że z takimi wynikami męża wlasciwie nie mamy szans na naturalna ciaze, a i z in vitro moze nie byc prosto. No ale to tylko tak przy okazji powiedzial, mowilam co zalecil nam androlog no i powiedzial, zeby maz jeszcze skonsultowal te swoje zylaki z urologiem. Akurat udalo sie mezowi zapisac na wtorek do urologa w klinice leczenia nieplodnosci, takze zobaczymy. Po tej wizycie ostatecznie zdecydujemy co z ta operacja zylakow, czy idziemy w to (bo ten ginekolog tlumaczyl mi, ze sa rozne szkoly, jedni radza operowac przed in vitro, drudzy aby sprobowac in vitro jakas specjalna metodą, etc).
Jesli zas chodzi o mnie to powiedzial, ze w jego ocenie nie ma u mnie zadnego problemu, ale ze w ramach diagnostyki moze skierowac mnie na histeroskopie na poczatku kolejnego cyklu. Wstepnie jestem na to zdecydowana. Mysle, ze warto to wykonac przed startem z in vitro, tez mi zreszta tak radzilyscie w komentarzach.
Dziękuję Dziewczyny za wsparcie, ktore duzo mi daje!
Okres przyszedl niemal jak w zegarku 29 dnia cyklu (spodziewalam sie @ w czwartek lub wczoraj, ale widocznie owu byla troche pozniej niz sadzilam).
Zaczął się 17 cykl starań. Plan na ten cykl - u mnie histeroskopia (mam nadzieję, że się uda, w poniedziałek mam umawiać termin), natomiast mąż łyka jakies kolejne leki zapisane przez urologa i czekamy na operację męża, ktora będzie w grudniu (za tydzien ma znac konkretną datę). Moze w listopadzie sprobujemy podejsc do iui.
Poki co nie kwalifikujemy sie na dofinansowanie do invitro w woj. mazowieckim, nie uwzglednili w warunkach programu słabego testu hba i zerowej morfologii, zaś wg kryterium malej liczby i ruchu plemnikow nie kwalifikujemy się. Wiec jedynym warunkiem, na ktory „mamy szanse” są trzy nieudane iui. Stąd pomysł, żeby sprobowac podejsc jednak do iui mimo slabych wynikow meza. Oczywiscie bedziemy to jeszcze konsultowac w tym miesiącu
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 października 2019, 11:10
W poniedziałek miałam histeroskopię. Cieszę się, że się odważyłam - to dzięki wsparciu kochanych dziewczyn z forum - i zdecydowałam na to badanie. Które w trakcie przekształciło się w mały zabieg, bo dr usunął dwa małe polipy. Pol dnia w szpitalu i do domu. Wypis mam odebrać za około dwa tygodnie, jak będzie wynik badania histopatologicznego tych wycinków (zakładam, że raczej wszystko ok, cytologie miewam zawsze dobrą; zobaczymy). Czekamy - nie było to w znieczuleniu ogólnym tyko normalnie, dostałam przeciwbólowo czopek i jakąś tabletkę troooochę pomogło na pewno, no ale ból jednak jakiś tam był..
Lekarz powiedział, że te polipy też mogły w jakiś sposób utrudniać zajście w ciążę. W naszym wypadku na pewno głównym czynnikiem jest jakość nasienia, ale mimo wszystko dobrze, że już ich nie mam
Czekamy na termin operacji męża, na razie konkretnej daty nie mamy, ciągle jest info, że już wkrótce. Zobaczymy
Dziś zaczęły się u mnie typowe jak na 20 dzień cyklu objawy pms. Piersi są jakby nieco mniej bolesne niż wczoraj. Wiem, że w ogóle nie powinnam na żadne objawy patrzeć i czegokolwiek się doszukiwać, bo z wynikami męża nie mamy szans w tym cyklu, a pewnie i w kolejnych najbliższych szans, ale jednak jak co miesiąc jest mi przykro
I tak pewnie będzie aż do początku nowego cyklu. Życie staraczki cyklami się toczy
Na dodatek mąż ciągle nie ma konkretnego (co do dnia) terminu operacji zpn. W poniedziałek idzie/idziemy do innego szpitala i próbujemy uzgodnić konkretny i wcześniejszy (niż styczeń, bo ten miesiąc padł w ostatniej rozmowie męża z personelem szpitala) termin operacji. Mam nadzieję, że w końcu uda się coś ustalić. Jestem spokojniejsza, jak mam plan i mam na co czekać w tyhc staraniach (tak było z histeroskopią, przy czym tu akurat długo nie czekałam:)).
Dzisiaj test negatywny, także kolejny cykl nieudany. Nie mialam zbyt duzych nadziei, ale jednak zatestowalam, aby skrocic sobie te chocby nikle nadzieje (te ostatnie dni cyklu zawsze tak strasznie sie dluzą...). Mamy termin na operacje żpn męża w trzecim tygodniu stycznia. Niby ok ale biorac pod uwage, ze żpn zdiagnozowano mezowi wlasciwie w lutym, to słabo. Najpierw za rada androloga wykluczalismy inne przyczyny slabych wynikow, potem kuracja clo, potem brak rozsadnych terminow w jednym szpitalu a nastepnie pewna męża z umawianiem sie w celu uzgadniania terminow w innym szpitalu, i jestesmy w tym miejscu. No i boimy sie troche tego, bo lekarze informuja o mozliwych powiklaniach i ryzykach, co wzbudza pewien niepokoj. Radza, aby oddac nasienie do zamrozenia na wszelki wypadek przed operacja. Pewnie tak zrobimy
cykl starań - już nie liczę... 21?
Dawno mnie tu nie było. Ale w zasadzie u nas bez zmian. Trochę odpuściłam przez ostatnie miesiące, nie kontroluje temp. ani innych objawów. Za niecałe 3 tygodnie operacja męża.
Dzisiaj pytanie o to co słychać zadała moja przyjaciółka, która też stara się o ciążę i ma za sobą ciężkie przejścia, więc akurat pytanie od niej nie jest dla mnie problemem, wręcz przeciwnie, natomiast na przestrzeni miesięcy i różnych rozmow, szczegolnie teraz w okresie swiatecznym, wiele razy zastanawialam sie, co ja wlasciwie z takim pytaniem mam począć. Aby oszczedzic nerwow sobie i pytającym.
Takie staraczkowe refleksje z rana, kilka dpo.
Witaj Wik w Pamiętnikach, obserwowałam czasem Twoje wykresy :) u nas kuracja Męża m.in. clo przyniosła poprawę w kilka miesięcy, więc trzymam kciuki za sierpniowe wyniki badania Twojego Męża :)
Dzięki Krąsi za ciepłe przyjęcie :) Ja zaczęłam czytać pamiętniki parę dni temu, w tym również natrafiłam na Twój, a dziś postanowiłam zacząć swój. Będę też do Ciebie z chęcią zaglądać. Trzymam kciuki za pozytywne zakończenie starań!
witamy w świecie staraczek, tak to właśnie wygląda z tym seksem :/ ja już miewałam momenty, że jak trzeba było serduszkować to łapały mnie mdłości i odruch wymiotny, a męża dotyk drażnił nieziemsko :/ jak się skończą starania to może wszystko wróci do normy, pytanie tylko kiedy i czy do tego czasu nie nabawimy się traumy :(
Czekamynadzidzie, no wlasnie, to jest jeden z trudniejszych dla mnie aspektow przedluzajacych sie starań.. przypominam sobie ten seks bez zadnego zastanawiania sie na temat dni plodnych, sluzu, etc, a wrecz odwrotnie - uwazania, zeby nie wpasc. I taki seks wolalam. Ale powiem Ci, ze w ten weekend bylismy z dala od domu, na rodzinnym zjezdzie, ciagle czyms zajeci, udalo mi sie jakos wylaczyc w glowie myslenie o staranicach, i seks byl super :D i minimum 2 razy dziennie ;) takze musimy chyba czesciej robic cos, co pozwala nam zapomniec o naszej staraczkowej rzeczywistosci, to pomaga