Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Zapraszamy czwarte szczęście :)
Dodaj do ulubionych
WSTĘP
Zapraszamy czwarte szczęście :)
O mnie: Ola, rocznik 1985. Od przedszkolaka chora na Hashimoto, od niedawna na parę innych autoimmunologicznych paskudztw. Mama Aniołka Kubusia (10tc), Andrzejka, Julianka, Martusi i Aniołka Władzia (10tc)
Czas starania się o dziecko: 2 cykl
Moja historia: Listopad 2010. Dwa miesiące po ślubie. Test ciążowy pokazuje dwie kreski. Cieszymy się, planujemy, od razu powiadamiam szefową, ale praca w aptece ma swoją specyfikę, zwłaszcza kiedy jest się samemu na zmianie. W połowie grudnia pojawia się plamienie. W trybie natychmiastowym ściągam koleżankę, a sama pędzę do szpitala. Ciąża zagrożona. Za niska beta, za wolne bicie serca, za małe dziecko, masa krwiaków, "wyczyścimy? Wyszłaby do domu na święta". Mowy nie ma. Walczymy do końca. Lekarz patrzy na mnie jak na wariatkę, każe leżeć plackiem i przepisuje tonę leków. Święta - na patologii ciąży. W prezencie dostaję ciążową tunikę. Zaczynam wierzyć, że się uda. Udaje się aż do sylwestra. Poranne usg pokazuje brak akcji serduszka. Zakładają tabletkę, zaczyna się ok. 23.za oknem strzelają race. O północy, kiedy zaczyna się pokaz sztucznych ogni, jest już po wszystkim. Czyszczenie, czekanie na histpat i wyniki badań. To był synek. Miał mnóstwo wad genetycznych i rozwojowych. Zakazują starań przez pół roku. Wykorzystuję je na zmianę pracy i przeprowadzkę. Lipiec 2011, znów upragnione dwie kreski. Pracuję, ale unikam dźwigania i receptury. Mdłości nie dają żyć, ciąża szybko wychodzi na jaw. W pracy gratulują, właściciele apteki podtrzymują na duchu. 10 tydzień, sama na zmianie, zaczynam mocno krwawić. Zamykam aptekę, wzywam męża. W szpitalu nie dają szans, jak stoimy, jedziemy do lekarza prowadzącego. Kosmówka odwarstwiona na 1/3 powierzchni, krwiak na krwiaku, ale serce bije. Leżę plackiem 2 miesiące, obstawiona toną leków, 24 tabletki dziennie. W końcu zagrożenie mija, ale w czasie, kiedy ja walczę o moje dziecko, kończy mi się umowa o pracę... i nie zostaje przedłużona do dnia porodu. Zabrakło 4 dni. W końcu zagrożenie mija, w marcu 2012, w 42 tygodniu, po długim wywoływaniu rodzi się przez cc piękny, dorodny i silny Andrzej. Kiedy Jędruś ma 6 tygodni, jak tysiące innych dzieci przyjmuje szczepionkę 5w1, po czym całkowicie traci napięcie mięśniowe. Walka o jego sprawność trwa ponad rok, ale Jędruś nadrabia z nawiązką wszystkie zaległości. Sierpień 2013. W pierwszym cyklu starań, a właściwie nieśmiałych przymiarek do starań, znów oglądam dwie kreski na teście. A potem powtórka z rozrywki - krwiaki i leżenie, tym razem przy ruchliwym i bardzo wymagającym starszaku. Mimo wszystko udaje się. W kwietniu 2014, 4 dni przed terminem, po nieudanej, ale pięknej próbie vbac, na świat przychodzi Julek, największy głodomór, śpioch i pieszczoch pod słońcem. Grudzień 2014. Endokrynolog ogląda moje wyniki i stwierdza, że szanse na ciążę są właściwie żadne. Nawet miesiączka po porodzie jeszcze się nie pojawiła. Godzę się z tym, że więcej dzieci nie będzie i cieszę się chłopakami. Marzec 2015. Zgłaszam się do gina na przegląd podwozia i cytologię. Wspominam, że pobolewa mnie brzuch, pytam, czy to może być zbliżający się powrót miesiączki. Doktor przykłada sondę... I z wizyty wychodzę w 10 tygodniu ciąży. Wrzesień 2015, 4 tygodnie przed terminem przychodzę na ktg i kwalifikację do vba2c. Aparat piszczy, serce Marty bije tak szybko, że nie ma dla niej skali. Pół godziny później lekarze pokazują mi moją kruszynę czterokrotnie oplątaną pępowiną. Wrzesień 2018. Po wielu różnych perypetiach (diagnoza padaczki u Andrzeja, MIZS u Jula, a u mnie kolejno ŁZS, podejrzenie nowotworu kości i wymagający dokładnego sprawdzenia guzek w piersi) i opanowaniu sytuacji, znów w 1 cyklu udaje się zajść w ciążę. W 6 tygodniu widzę bijące serduszko. W 10 serduszko gaśnie. Znów zabieg i badania, znów straciliśmy synka. Grudzień 2018, trzy tygodnie po stracie Władzia ból zwala mnie z nóg. Okazuje się, że na jednym jajniku mam torbiel 7 na 8cm, a po drugiej stronie dużo płynu - pewnie pękła podobna torbiel. Tona leków i torbiel się obkurcza, mam zielone światło na starania. W kolejnym cyklu dzieje się coś, co nigdy wcześniej mnie nie spotkało - nie udaje się. W pierwszej chwili myślę że to pewnie już koniec mojej płodności i chcę badać się na dziesiątą stronę, ale po rozmowie z lekarzem i przemodleniu sprawy uznaję, że nic na siłę. Bóg da nam dziecko, kiedy On uzna za stosowne, a jeśli nie uzna, to trzy cuda już mamy. Proszę więc tylko o pomoc św. Dominika i zagaduję moje Aniołki, by szepnęły Bogu, że ich mama z tatą są fajni i na pewno przyjmą kolejną pociechę z należnymi honorami :)
Moje emocje:

30 stycznia 2019, 15:09

21 dc.
Czy my się właściwie staramy? Nie lubię tego określenia. Wolę mówić, że otwieramy się na dziecko, zapraszamy je. Jest chciane i kochane już teraz, chociaż jeszcze nie wiem, czy już do nas przyszło. Dzieci, szczególnie siedmioletni Jędruś, od ponad roku wypytują, kiedy będzie siostra. Kłócą się nawet, jak będzie mieć na imię, każde ma swoje typy. Czy to dobrze, że nie powiedziałam im, że dwa miesiące temu stracili braciszka?
A dziś 21 dzień cyklu.
Właśnie wróciłam z odkładanej od prawie roku biopsji guzka w piersi. Zawsze albo nie było terminu, albo miałam rzut zapalenia stawów, albo jeszcze coś innego się waliło. Uprzedziłam lekarza o ciążowych planach, powiedział, że w takim razie tylko piknie lidokainą zamiast ostrzykiwać. Było do przeżycia, wyniki jutro. Nie boję się, chcę tylko upewnić się, że to włókniak.
A w podwoziu delikatne kłucia jajników i co jakiś czas uczucie przypominające skurcze Braxtona-Hicksa.
Nie nastawiam się, ale czuję się dziwnie, potrzebuję się wygadać, a z nikim mi się ostatnio tak dobrze nie rozmawia jak z moimi zmarłymi synkami. Chyba tylko oni słuchają bez komentarzy w stylu "przecież dopiero zaczęliście" albo "jeszcze jedno? Przecież macie JUŻ TRÓJKĘ , nie starczy wam? " Dziś nie dam rady, bo przyjeżdża biurko do pokoju średniaka, ale jutro muszę pojechać na cmentarz, choćby się waliło i paliło.

1 lutego 2019, 10:51

Czy tu się w ogóle nie da odpowiadać na komentarze? W takim razie: Inga, bądź dumną wielo-mamą i miej w nosie komentarze :)
A ja z ciekawości zrobiłam teścik owulacyjny, taki z allegro za mniej niż złotówkę. Czy jeśli w 10dpo kreska jest wyraźna, ale słabsza od kontrolnej, to mam się szykować na @?

2 lutego 2019, 17:21

Enedue, cudnie z tą Twoją piątką :)

A ja dawno nie czułam się tak miesi@czkowko jak dziś. Lada moment kończy mi się tu konto premium, na razie nie będę wznawiać. Narysowałam sobie w zeszycie diagram na cykl luty-marzec 2019.
Jeśli w tym cyklu się nie uda, to czasowo wstrzymam staranka przynajmniej do lipca. Pod koniec czerwca planujemy przenosiny do innego województwa, a przy tym całym pakowaniu i przewożeniu wolałabym nie być w pierwszym trymestrze.
Panie Boże, czy udało mi się Ciebie rozśmieszyć? ;p

2 lutego 2019, 17:21

Ciąża rozpoczęta 10 stycznia 2019
Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii