Wiadomość wyedytowana przez autora 22 stycznia 2015, 15:05
No to w takim razie teraz będzie krócej.
Wreszcie dotarłam do pamiętnika. Miałam prowadzić coś w stylu kroniki Kuby, radosne stop klatki, jednak jak widać jestem mało konsekwentna. Ale przecież cisza tu oznacza, że jestem szczęśliwa, bo to przecież w momencie przygnębienia chcemy z siebie wylewać żal.
Z istotnych kwestii, które warto zanotować to fakt, że Kuba zaczął chodzić. Swoje pierwsze kroki postawił początkiem maja, czyli mając niespełna 11 msc. Teraz ma 12,5 i jest niesamowicie żywym i komunikatywnym dzieckiem. Potrafi zrobić kokoszkę, akuku, pokazać jaki jest duży wyciągając rączki do góry, na hasło przytulaski kładzie się na podłodze na pleckach i oczekuje gilania, naśladuje krówkę, konika, rybkę, samochodzik. Rozumie gdy mówię do niego czy chce spać, czy chce się kąpać, sam również wchodzi w interakcje łapiąc mnie za palec i ciągnąć do drugiego pokoju, kuchni, pokazując, że chce wejść na blat albo aby wyciągnąć mu zabawkę którą wcisnął pod lodówkę. Jest przekochany.
Z niefajnych kwestii jest to, że malo wazy. Zaledwie 8,2 kg. I wszystko byłoby dobrze gdyby jadł i miał dobre wyniki krwi. Ale niestety, ani nie je dobrze ani wyniki nie są okej. Wykazują wciąż niewielką anemię. W poniedziałek idziemy ponownie do pediatry może coś zaradzi. Chociaż wątpię, ja całe życie miałam niedowagę więc niby czemu on miałby się mieścić w tych ich głupich siatkach.
Jeszcze inna rzecz to moje pragnienie drugiego dziecka. Bardzo bym chciała, jednak pok,i co ciężko z tym idzie ponieważ wciąż karmię piersią. Z jednej strony uwielbiam bliskość jaką ono daje, ten uśmiech na twarzy gdy pytam czy Kubuś chce mleczko, z drugiej strony pragnienie jest ogromne. Myślałam, że przy kolejnej ciąży przezywa się to mniej. Jak widać nie u mnie. Po prostu czasu na myślenie przy takim szkrabie jest trochę mniej. Tak czy inaczej, pomimo rozdzierającego serca na widok rozpaczy Kuby, spróbujemy po raz kolejny odstawić Kubę w lipcu. Jeśli będzie duży bunt pewnie odpuścimy znów na jakiś czas.
Mój urlop macierzyński dobiegł końca, jestem teraz na wypoczynkowym a potem prawdopodobnie na wychowawczym do grudnia. Kuba nie dostał się do żłobka. Jeśli do grudnia uda się zajść w ciąże zostanę w domu na l4 a potem na drugim macierzyńskim, jeśli się nie uda to poszukamy od stycznia żłobka, wrócę do pracy i możliwe ze plany rozrodcze odłożymy w czasie, może zmienię prace, ustabilizuje stanowisko, marzy mi się zmiana domu, zakup segmentu z ogródkiem gdzie Kuba w taki skwar jak dziś mógłby się pluskać w baseniku i ganiać bosymi stopkami po trawce.
Dodam jeszcze, że mimo, ze jest ten cień w moim życiu dotyczący chwilowej niemożności zajścia w ciążę to i tak jest dobrze. Lubie być w domu. Cały stres jaki przezywałam czy to z egzaminami na studiach czy w związku z projektami w pracy poszedł w zapomnienie. fakt brakuje trochę swobody, wyjść towarzyskich, spontanicznych wyjazdów ale i jest lepiej niż w tym 'poprzednim życiu'.
EDIT: A jeszcze sobie ponarzekam. Mąż jest strasznie rzadko w domu. Studiuje i pracuje. A teraz ma dwa zjazdy pod rzad ze wzgledu na sesje. Dwa bite tygodnie sama z dzieckiem....
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 czerwca 2016, 13:37
Wagą powiedziała, że mamy się nie przejmować, starać się podawać produkty wysokokaloryczne, ale patrząc na nas nie ma po kim być duży i prawdopodobnie powtarza wolny cykl wzrostu po mnie, mnie ciągali po jakis lekarzach też, że za mała i za chuda... sama powiedziała, że ma córkę ważącą 35 kg i 158 cm wzrostu. Także nie straszyła i nie panikowała. Jestem spokojniejsza.
Zaliczyłam dziś mały sukces, udało mi się uspać Młodego na drzemkę bez piersi i ululać po przebudzeniu również bez piersi.
Czuję się ostatnio trochę jakbym miała rozdwojenie jaźni. Nadszedł wreszcie lipiec i za kilka dni będziemy próbować odstawić nocne karmienie z nadzieją na okres i na drugie dziecko. A ja coraz bardziej nakręcam się na ten doooom z ogrodem i na kredyt i na powrót do pracy. Minęło prawie dwa lata jak jestem w domu i chyba zapomniałam już jaka praca była dla mnie stresująca, ale z drugiej strony może odpoczęłam na tyle aby znów wrócić na kilka lat na rynek? Syn już coraz bardziej samodzielny. Wczoraj jak wróciłam z paznokci, tylko się do mnie uśmiechnął i dalej się bawił. W ogóle do mnie nie podbiegł. Jest coraz bardziej gotowy aby zostawać na dłużej z kimś innym, ba myślę, że ze mną mu się już nudzi.
Poza tym siedzenie ciągle z dzieckiem chyba nie robi dobrze na głowę i na związek. Trochę się jakby zaczęło psuć między nami, trochę się od siebie oddaliliśmy będąc sfocusowanymi - ja na dziecku, mąż na rozwoju zawodowym. Oboje w myśl dobra rodziny, dobra naszego dziecka. Ale gdzieś po drodze chyba zgubiliśmy trochę siebie nawzajem. Nie pamiętam kiedy byliśmy gdzie tak zupełnie we dwoje, tak tylko dla relaksu, dla funu.
W związku z tym, że chwilowo zażegnaliśmy krysys niejadkowy mojego dziecka, to zastanawiam się nad zostawieniem go na kilka godzin dziadkom i wybraniem się na 'randkę'. Ale tak żebyśmy się w nią wczuli, i nie rozmawiali o domu, o dziecku, o obowiązkach, o zakupach, rachunkach, o budżecie... itd.
Pisałam o tym, że w lipcu będziemy próbować odstawić od piersi Syna aby móc starać się o drugie. No i odstawiam w nocy, choć jest ciężko. Ale dochodzę do wniosku, że wcale nie chce tego robić. W sensie odstawiać. Chce go karmić. Lubię to. I on to lubi. I potrzebuje. A przecież w pierwszą ciążę zaszliśmy też po jakimś etapie starań. Więc nie mam gwarancji, że jak odstawie to od razu zajdę w drugą ciążę.
Fakt, najlepiej by było - paradoskalnie - pod względem finansowym zajść w drugą ciąże teraz. No ale po raz kolejny - życia nie da się zaplanować! Cóż, najwyżej wrócę do tej pracy, kolejny macierzyński będzie niższy ale może wszystko będzie się działo naturalnym, niewymuszonym trybem?
Dziwne to wszystko co się dzieje teraz w mojej głowie. Przecież nienawidziłam tej pracy. I dalej czuje jakiś opór do niej ale mimo wszystko coraz częściej pojawia się myśl, że dam w niej jakoś radę, że tak będzie dobrze? Wcześniej nie dopuszczałam myśli o powrocie. Chciałam siedzieć w domu z pierworodnym, w ciąży a potem z dwójką maluchów. A teraz wydaje mi się to hardkorowo ciężką 'pracą'. Chociaż oczywiście są chwile, które uwielbiam w macierzyństwie, kocham i nic ich nie zastąpi.
Inna rzecz, czuję się egoistką. Piszę tu o swoich uczuciach, dylematach, a co z moim dzieckiem? Jak on by zniósł taką zmianę? Mówi się, że 3 pierwsze lata życia są najważniejsze w rozwoju człowieka. I ten czas dziecko powinno w miarę możliwości spędzić z matką. I w głowie wtedy pojawia się myśl, że może zrobię mu krzywdę?
Uff czemu to życie takie trudne?
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lipca 2016, 12:40
Dziś ujrzałam na teście ciążowym dwie kreski. Chwilo trwaj. Jestem wciąż w szoku i niedowierzam.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2016, 22:22