Od samego poczatku ciazy pod gorke. Chcialoby sie napisac "jak nie urok, to sr...."
Na przelomie 4/5 tygodnia prawie 39 stopni goraczki i okropny bol gardla. Konsultacja z ginem, dalsze postepowanie i po 4 dniach bylo duzo lepiej. A teraz sie okazuje, ze moj Luby ma bostonke (wirus bostonski). Wiem, ze ja to przytaszczylam do domu. Myslalam, ze mozna "przenosic" chorobe samemu sie nie zarazajac i "podac" ja dalej... Znajoma lekarka wlasnie wyprowadzila mnie z bledu, ze musialam ja przejsc SKAPOOBJAWOWO.
Wczesniej denerwowalam sie, bo gin powiedzial, ze zarodek musi byc bardzo silny zeby wygrac z moja goraczka, zaczelam myslec pozytywnie i przestalam sie bac, a tu taka "niespodzianka"! Malz ma cala game objawow, a ja znowu wpadlam w panike i boje sie o malenstwo, bo podobno bostonka jest w jednym worze z ospa czy rozyczka w ciazy
Ktoras z Was miala stycznosc z ta choroba w ciazy?
Aniołek

29.10.2014

10tc
Marysia

25.09.2015, 3440g i 55cm szczęścia