Witam mamusie !
Według ostatniej miesiączki jestem 7t4d ciąży, według USG jest to 6t3d (owulacja była wystymulowana i nie przypadła tak jak z obliczeń lekarza 24 lutego tylko 1 marca)
Serduszko bije, czyli generalnie wszystko powinno być w porządku. Ale czuję się paskudnie. Piersi bolą mnie niemiłosiernie, jestem ciągle głodna i istnieją dla mnie tylko kwaśne rzeczy, rano i wieczorem strasznie mnie mdli, do pracy mam 3 km pieszo, więc łapię straszną zadyszkę (nigdy się to nie zdarzało i potrzebowałam 25 minut, teraz zajmuje mi to ponad pół godziny) , serce wali jak młot, kręci mi się w głowie. A co najdziwniejsze, boli mnie kręgosłup i biodra - chyba trochę za wcześnie na takie objawy, nie uważacie ?
Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że jak mówię o tym mężowi, to zaczyna wmawiać mi, że przesadzam, że mojego apetytu nie można zrzucać tylko na ciąże (przytyłam już 1kg. ważę 64 kg przy wzroście 170 cm - raczej w normie), że przecież niektóre kobiety (ma tu na myśli żonę kolegi, która nie przytyła ani grama, a po porodzie jeszcze schudła, czuła się świetnie i pracowała do końca ciąży mając pracę pod nosem) czują się dobrze, a z mojej strony to tylko wymówka by móc bezkarnie robić to na co mam ochotę i się objadać wieczorem (budzi mnie głód w środku nocy i wolę najeść się przed snem aby przespać noc).
Musiałam się Wam wygadać, bo kto mnie lepiej zrozumie niż Wy. Tylko bez hejtów, że ciąża to nie choroba itp. bo wcale się tak nie zachowuję