Przestało bić serduszko 9t co dalej?
-
WIADOMOŚĆ
-
Powiem Ci tak - strach o dziecko nie mija nigdy. Nieważne czy ma 5 mm i ogonek i jest wielkości planktonu czy ma 18 lat Taka już rola matek Też bym miliony monet oddała żeby ktos mi mógł zapewnić że wszystko będzie ok. Już wyczekuje porodu żebym mogła miec go przy sobie i miec pewnosć że nie jest owinięty pępowiną, że mu nie przeszkadza smak wód itd. A i tak wiem że jak przyjdą jakieś kolki to i tak będe panikować. A pozniej jak bedzie miał ze 3 lata, czy nagle mi sie nie wyrwie i nie pobiegnie na ulice. A jak będzie miał 16 lat to bede panikować gdy sie bedzie spozniał do domu.
Strach o dziecko nie minie nigdy. I to jest kwintesencja tego macierzyństwa.Bartuś❤️
09.05.2016 - 3640g, teraz już 4 lata i 21kg, strach podnosić -
nick nieaktualny
-
Jak to mówią są różne stopnie paniki Generalnie zawód matki do najlżejszych nie należy... W pewnym momencie trzeba wyluzować, bo inaczej człowiek by zwariował. Po entym zakrztuszeniu mlekiem, kilkunastu guzach wielkości śliwki, gorączkach dobijających do 40 stopni, pewne rzeczy przestają robić wrażenie. A i tak wydaje mi się że najgorsze co mnie do tej pory spotkało to pierwsze, samodzielne wyjście mojego dziecka na dwór
Powodzenia na badaniu Natalia, dzidziol na pewno fika sobie grzecznie w brzuszku -
nick nieaktualnyMiałyście rację, spanikowałam dzidziuś jest i ma się dobrze widziałam go nawet w 4d i machał mi rączką Serduszko pika ehh... ja to chyba się nie nadaje do chodzenia w ciąży bo za bardzo się wszystkim stresuję... chyba odetchnę dopiero jak poczuję ruchy
a taka ciekawostka, na ostatniej wizycie wybrałam się na nfz (do tego samego lekarza co chodzę prywatnie bo też przyjmuje w przychodni) i na usg w przychodni lekarzowi nakładał się obraz i widział 3 ciąże z 3 zarodkami. Ale coś było ze sprzętem widocznie. Tak też podejrzewał potem jak zresetował już się nie chciał włączyć. Więc nie dziwcie się, że jestem spanikowana i i tak cud, że nie poszłam na usg prywatnie na drugi dzień tylko odczekałam 8 dni -
Puk,puk.
Cześć dziewczyny, widzę tutaj stare wpisy. Ale może ktoś tu jest? (Mam taką nadzieję)
Czytam wasze historie i chciałam się podzielić moją. Z mężem staraliśmy się o dziecko 5 lat i nic, kiedy już się pogodziliśmy, że nie dane nam jest mieć dzieci, to zaczął mi się spóźniać okres. Zrzuciłam to na stres (zmiana pracy, ciągłe wyjazdy). W ogóle nie pomyślałam o ciąży, test zrobiłam dopiero jak było tydzień po terminie miesiączki. Od razu pojawiły się dwie grube kreski. Jakież ogromne było nasze szczęście. Nie mogliśmy się doczekać i 2 dni później już miałam wizytę u lekarza. Pęcherzyk ciążowy widoczny, ale proszę się zgłosić za ok 2 tygodnie, jeszcze jest zbyt mały i aparat nie wykrywa ciąży, ale jest, lekarka widzi. Wizyta 2 tygodnie później, MAMY TO jest ciąża, serduszko bije, łzy szczęścia. Później wybór lekarza prowadzącego, bo tamta lekarka była tak "na szybko". Lekarz wybrany, wizyta umówiona na poniedziałek, kolejne badanie, dzidzia urosła, mamy 7tc, serduszko bije. Skierowanie na wszystkie badania, przyjść z badaniami za tydzień i założymy kartę ciąży. No i tu zaczęła się nasza przykra historia... W poniedziałek bijące serduszko, wszystko dobrze.. a w piątek w pracy, koło 13 zaczęłam się jakoś dziwnie czuć, ciężko to opisać, później idę do toalety, delikatne plamienie, ale naprawdę takie minimalne. Ale przeczucie.. że coś nie tak. Od razu telefon do lekarza, mówi żeby przyjechać do gabinetu jak najszybciej, przyjmie od razu. W gabinecie rozmowa, badanie i... brak tętna.. serduszko przestało bić... Skierowanie do szpitala.. Serce rozpadło mi się na milion kawałków, wyszłam z gabinetu cała zalana łzami... Od razu mąż zawiózł mnie do szpitala, zostałam przyjęta, tam kolejne badania, potwierdzone- nieprawidłowe jajo i brak tętna.. miałam do wyboru 3 opcje. Iść do domu i czekać na samoistne poronienie, dostać tabletki poronne lub wykonać łyżeczkowanie. Wybrałam tabletki poronne. Około 19:00 dostałam 3 tabletki pod język, straszne zawroty głowy, bardzo silny ból i skurcze.. dostałam basen, żeby siusiać do niego, aby jak dojdzie do poronienia, żeby pobrać "materiał" do badania.. No i stało się, 15.06.2024 poroniłam naszego Aniołka o 1:18.. w sobotę wyszłam ze szpitala. Na następny dzień z mężem poszliśmy na grób Dzieci Utraconych położyć białą różę z niebieską różową wstążką. Chcieliśmy się razem pożegnać. Teraz minęły 2 dni, po poronieniu ciągle krwawię, brzuch nadal boli, mam prowadzić oszczędzający tryb życia. Ból fizyczny do przeżycia, ale psychiczny... Ciągle płaczę.. nie jestem w stanie zrozumiem dlaczego akurat my.. dlaczego nas to spotkało... Teraz 10 tygodni czekamy na wyniki badania histopatologicznego, następne konsultacja z ginekologiem.. Czeka nas ciężki czas...
Buziaki dla Was i dużo wytrwałości w tym co nas spotkało - mama małego Aniołka 🪽 -
xkkarolinax wrote:Puk,puk.
Cześć dziewczyny, widzę tutaj stare wpisy. Ale może ktoś tu jest? (Mam taką nadzieję)
Czytam wasze historie i chciałam się podzielić moją. Z mężem staraliśmy się o dziecko 5 lat i nic, kiedy już się pogodziliśmy, że nie dane nam jest mieć dzieci, to zaczął mi się spóźniać okres. Zrzuciłam to na stres (zmiana pracy, ciągłe wyjazdy). W ogóle nie pomyślałam o ciąży, test zrobiłam dopiero jak było tydzień po terminie miesiączki. Od razu pojawiły się dwie grube kreski. Jakież ogromne było nasze szczęście. Nie mogliśmy się doczekać i 2 dni później już miałam wizytę u lekarza. Pęcherzyk ciążowy widoczny, ale proszę się zgłosić za ok 2 tygodnie, jeszcze jest zbyt mały i aparat nie wykrywa ciąży, ale jest, lekarka widzi. Wizyta 2 tygodnie później, MAMY TO jest ciąża, serduszko bije, łzy szczęścia. Później wybór lekarza prowadzącego, bo tamta lekarka była tak "na szybko". Lekarz wybrany, wizyta umówiona na poniedziałek, kolejne badanie, dzidzia urosła, mamy 7tc, serduszko bije. Skierowanie na wszystkie badania, przyjść z badaniami za tydzień i założymy kartę ciąży. No i tu zaczęła się nasza przykra historia... W poniedziałek bijące serduszko, wszystko dobrze.. a w piątek w pracy, koło 13 zaczęłam się jakoś dziwnie czuć, ciężko to opisać, później idę do toalety, delikatne plamienie, ale naprawdę takie minimalne. Ale przeczucie.. że coś nie tak. Od razu telefon do lekarza, mówi żeby przyjechać do gabinetu jak najszybciej, przyjmie od razu. W gabinecie rozmowa, badanie i... brak tętna.. serduszko przestało bić... Skierowanie do szpitala.. Serce rozpadło mi się na milion kawałków, wyszłam z gabinetu cała zalana łzami... Od razu mąż zawiózł mnie do szpitala, zostałam przyjęta, tam kolejne badania, potwierdzone- nieprawidłowe jajo i brak tętna.. miałam do wyboru 3 opcje. Iść do domu i czekać na samoistne poronienie, dostać tabletki poronne lub wykonać łyżeczkowanie. Wybrałam tabletki poronne. Około 19:00 dostałam 3 tabletki pod język, straszne zawroty głowy, bardzo silny ból i skurcze.. dostałam basen, żeby siusiać do niego, aby jak dojdzie do poronienia, żeby pobrać "materiał" do badania.. No i stało się, 15.06.2024 poroniłam naszego Aniołka o 1:18.. w sobotę wyszłam ze szpitala. Na następny dzień z mężem poszliśmy na grób Dzieci Utraconych położyć białą różę z niebieską różową wstążką. Chcieliśmy się razem pożegnać. Teraz minęły 2 dni, po poronieniu ciągle krwawię, brzuch nadal boli, mam prowadzić oszczędzający tryb życia. Ból fizyczny do przeżycia, ale psychiczny... Ciągle płaczę.. nie jestem w stanie zrozumiem dlaczego akurat my.. dlaczego nas to spotkało... Teraz 10 tygodni czekamy na wyniki badania histopatologicznego, następne konsultacja z ginekologiem.. Czeka nas ciężki czas...
Buziaki dla Was i dużo wytrwałości w tym co nas spotkało - mama małego Aniołka 🪽
Bardzo mi przykro 💔
Mocno wierzę, że jeszcze dane będzie wam zostać rodzicami.Ona: '89 On: '83
Październik '23 - I ICSI
💔
Lipiec/Sierpień '24 - II ICSI
4 blastki ❄️❄️❄️❄️
03.09.24 - III FET
6dpt sikaniec - jest cień
8dpt beta 114
10dpt beta 288
14dpt beta 1407 i pęcherzyk ciążowy na USG
16dpt beta 3048
23dpt USG maleństwo 4mm, jest ❤️
8+2 USG maleństwo 1.7cm ❤️
10+5 USG 3.2cm ❤️
12+1 USG 5.8cm 💗 (NIPT: niskie ryzyka, dziewczynka)
-