niestety potwierdzam. Ani lekarz, ani położna przed wypisaniem do domu nie są zainteresowani staniem zdrowia pacjentki. Nikt o nic nie pytał, nawet na mnie nie spojrzał, nikomu nie przyszło do głowy, żeby obejrzeć szwy (tylko salowa pytała parę razy czy już idę do domu bo chce pościel zmienić...). Najgorsze natomiast jest to, że w salach poporodowych panuje temp. ok 40 stopni Celsjusza i otwarcie okna nic nie daje, bo wychodzi ono na tzw. studnię w budynku, która ma zamontowany szklany dach, co daje efekt szklarni. Moje dziecko wyszło ze szpitala z odparzeniami m.in. na szyi i pod pachami.