Cześć, jesteśmy na początku starań i mam totalnie dziwną sytuację. Może spotkałyście się z czymś podobnym?
W poprzednim cyklu miałam start okresu 22.12.
4.01 – przewidywany, ale nie jakoś skrupulatnie monitorowany dzień owulacji; lekkie plamienie ze skrzepami
5.01 - stosunek, jedyny od miesiączki
8.01 - plamienie się utrzymuje; zrobiłam test (było to dość nieuzasadnione, ale dopiero wdrażam się w temat, a niepokoiło mnie plamienie). Ku mojemu zdziwieniu blada druga kreska
9.01 - wizyta u ginekologa, torbiel krwotoczna na jajniku na USG (stąd plamienie, powinna sama się wchłonąć); hCG z krwi - 75
11.01 - hCG 98
15.01 - hCG 27,3, progesteron 1,6
Czekam na wieści od lekarza. Ale totalnie nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie jestem raczej w ciąży. Może to była ciąża biochemiczna, ale jak to możliwe, że potencjalne zapłodnienie było 5.01, a już 9.01 wyszło podwyższone hCG? Przecież nie doszło jeszcze do zagnieżdżenia. Czy może do zapłodnienia doszło w poprzednim cyklu, a to hCG tak długo się trzymało – czy to możliwe? Do zapłodnienia w grudniu mogło dojść najpóźniej 11.12. A może to hCG ma związek z torbielą?